Szybsze bicie serca

(fot. Matt J Newman / CC BY-SA 2.0 Yogendra Joshi / CC BY 2.0)
DEON.pl

Są ludzie, dla których nazwa "Żmiąca" uruchamia całą masę skojarzeń: pozytywnych, dobrych, krzepiących. Bo tak już jest z miejscami, które powstały po to, by na twarzy dzieci próbować wywołać uśmiech. By pomóc tym, którzy niosą ze sobą ciężar zdecydowanie za duży jak na wątłe dziecięce ramiona.

- Wujku, czy chcesz zostać moim nowym tatą? Czy chcesz opiekować się mną i troszczyć się o mnie? - pytała 8-letnia Zuzia. Była odświętnie ubrana, radosna. Obok niej siedziały pozostałe dzieci i wychowawcy. To ważny dzień dla Zuzi, dla jej nowej rodziny i dla całej Żmiącej. Kolejne dziecko ma szansę na normalny dom, a to powód do radości dla wszystkich tych, którzy wkładają ogromny wysiłek i serce w przywrócenie dzieci do normalności i zwyczajności.

Kolejne pytania, tak samo uroczyste, usłyszała "nowa" mama i "nowa" siostra. Te same pytania usłyszała też Zuzia. Bo w Żmiącej wszyscy wiedzą, że wybór nowego domu i nowej rodziny, to decyzja "obu stron", nikt jej nie narzuca. Nie mogłoby być inaczej, skoro mowa o rozpoczęciu nowego rozdziału w życiu dziecka i jego nowej rodziny.

Na tym uroczysty rytuał się nie kończy. Trzeba jeszcze "wygonić" z Zuzi to, co ją boli, co wzbudza żal i pretensje, co utrudnia jej nowy start. W tym celu Zuzia z resztą dzieci biegnie do lasu. Tam może wykrzyczeć / wypowiedzieć / zgubić / zostawić / wyrzucić wszystko to, co zdarzyło się nie tak, co nie powinno było się zdarzyć, co było trudne i bolesne. A wszystko po to, by zacząć na nowo wśród kochających i życzliwych ludzi.

"Adopcyjny rytuał" to wielkie święto i radość. Na co dzień zaś "Dzieło pomocy dzieciom" oznacza mozolną pracę i stawianie małych kroków.

- Dzieci, które do nas trafiają, przeszły w życiu bardzo dużo - wyjaśnia Jan Mader, dyrektor ośrodka w Żmiącej i w Krakowie. - My staramy się nadrobić wszystko to, czego zostały pozbawione, bo nie wychowywały się w dobrych i kochających rodzinach. Chcemy, by miały takie same szanse i możliwości, jak każde inne dziecko. By dawały sobie radę i to bez taryfy ulgowej.

Taki bój: o przyszłość dzieciaków, o normalne życie, o dobre życie, prowadzony jest od niemal trzydziestu lat. Początki były proste, tak jak prostym może być zwykły gest niesienia pomocy potrzebującym - młodzi ludzie postanowili zająć się losem najbardziej ubogich, bo pozbawionych domu rodzinnego dzieci. Poświęcali swój wolny czas, rezygnowali z własnych zainteresowań, by być "wujkiem" albo "ciocią" dla jakiegoś dzieciaka, by pokazać mu, że nie jest tylko anonimowym mieszkańcem domu dziecka.

Ze spontanicznego zrywu, któremu niepowtarzalny kształt i impet nadało zgromadzenie jezuitów, zrodziła się inicjatywa, która po kilkunastu latach przybrała instytucjonalne formy i trwa do dziś w postaci ośrodka adopcyjnego w Krakowie i ośrodka rekreacyjno-terapeutycznego w Żmiącej w Beskidzie Wyspowym. W 1993 roku powstała również Fundacja pod wezwaniem jezuity bł. Ruperta Mayera, wspierająca działalność obu ośrodków. To nie przypadek, że na patrona wybrano tego niemieckiego jezuitę - był niezwykle wrażliwy na ludzką krzywdę, opiekował się imigrantami i biednymi, a swoją działalnością udowodnił, że wrażliwość przekracza granice państw i narodów.

- Nasz cel jest prosty: chcemy, żeby dzieci tych dzieci nie trafiły do nas. Żeby udało im się stworzyć szczęśliwe rodziny i szczęśliwe domy - tłumaczy Jan Mader. Cel jest zatem jasny i ten sam od kilkudziesięciu lat. - To będzie możliwe, jeśli odkryjemy ich potencjał, talenty, możliwości. Wtedy te dzieci, całe życie tłumione i negowane, będą miały szansę dostrzec, że nie są gorsze i uwierzą w siebie.

Praca z dzieckiem, któremu nie szczędzono traumatycznych przeżyć to trudne zadanie. Wyrwane z dotychczasowego otoczenia ma problemy adaptacyjne. Nie potrafi zaufać, bo przecież ci dorośli, których zna, zawiedli. Niekochane i nieakceptowane, ma poczucie krzywdy, a pobyt w domu dziecko traktuje jako niesprawiedliwą karę.

Wychowawcy chcą dać dzieciom namiastkę prawdziwego domu, w którym będą kochane, akceptowane i wspierane. Dlatego też ośrodek został zorganizowany na wzór rodzinnego domu dziecka.

- Nasze dzieci często nie widziały normalnego życia - wyjaśnia Kamila Kostka, wychowawca. - To, co dla nas jest oczywiste, jak wspólne posiłki, rozmowy, dzielenie czasu między naukę i zabawę, nieużywanie wulgaryzmów, dla nich to nierzadko absolutna nowość. Czasem trzeba je prowadzić za rękę w sprawach tak zupełnie podstawowych, jak codzienna higiena czy używanie noża w czasie posiłku.

Dzieci funkcjonują w małych grupach, tzw. rodzinkach, nad którymi opiekę na zmianę sprawuje dwoje wychowawców. Są z nimi całą dobę, śpią we wspólnym pokoju, uczą ich nawiązywania zdrowych i pozytywnych relacji międzyludzkich, organizują wspólny czas ze wszystkimi obowiązkami i przyjemnościami.

Mader: - Wszystko po to, by pokazać im normalność i wykształcić w nich pozytywne nawyki. Nadrobić wszystkie zaległości, które nagromadziły się praktycznie w każdej dziedzinie. I pomóc im zafunkcjonować w świecie bez poczucia, że są gorsi, inni, bezwartościowi.

Wychowawcy dwoją się i troją, by z użyciem tych skromnych środków, jakimi dysponuje Dzieło Pomocy Dzieciom, zapewnić swoim podopiecznym wszystko, czego potrzebują. Wakacyjne wyjazdy, zajęcia sportowe, zimowe wyjazdy na narty - dzięki takim inicjatywom, dopełniającym codzienną wspólną pracę, dzieci czują się dowartościowane i spełnione. A jeśli choć odrobinę zmniejsza się ich poczucie beznadziejności, to można mówić o dużym sukcesie.

Dla tych, którzy zetknęli się z fenomenem "Żmiącej", inicjatywa jest dowodem, że można wyzwolić w człowieku ogromne pokłady dobra i poświęcenia. Wiele osób angażujących się w pomoc dzieciom na przestrzeni lat wspomina Żmiącą jako miejsce szczególne, w którym dawali dużo z siebie, ale równie dużo (a może więcej) otrzymywali w zamian.

Kochani Przyjaciele Żmiącej i Rajskiej! Dziękujemy za wsparcie Dzieła Pomocy Dzieciom i przekazanie 1% podatku na naszą Fundację. Bądźcie z nami także w tym roku!

Aby przekazać 1% podatku na Dzieło Pomocy Dzieciom wystarczy jedynie podać w rozliczeniu rocznym PIT:

1. Nazwę OPP: Dzieło Pomocy Dzieciom, Fundacja Ruperta Mayera;

2. Nr KRS 0000095631;

3. Kwotę, którą chcemy przekazać.

Dzieło Pomocy Dzieciom Fundacja Ruperta Mayera (www.dpd.pl)
ul. Rajska 10, 31-124 Kraków

Nr konta 72 1020 2892 0000 5102 0169 7192

Dla rozliczeń zagranicznych: kod SWIFT (BIC Code): BPKOPLPW.

W intencji naszych Przyjaciół i Dobroczyńców ofiarowana jest każdego miesiąca Msza Święta, jako wyraz naszej wdzięczności i jedności.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Szybsze bicie serca
Komentarze (4)
Artur Demkowicz SJ
9 lutego 2012, 13:29
Warto podkreślić, że w intencji Przyjaciół i Dobroczyńców DPD ofiarowana jest każdego miesiąca Msza Święta, jako wyraz naszej wdzięczności i jedności.
P
polonopitek
31 października 2011, 09:51
"To, co dla nas jest oczywiste, jak wspólne posiłki, rozmowy, dzielenie czasu między naukę i zabawę, nieużywanie wulgaryzmów, dla nich to nierzadko absolutna nowość. Czasem trzeba je prowadzić za rękę w sprawach tak zupełnie podstawowych, jak codzienna higiena czy używanie noża w czasie posiłku" Druga cholerna prawda. Do dzisiaj nie umiem jeść nożem i widelcem.
P
polonopitek
31 października 2011, 09:48
"a pobyt w domu dziecko traktuje jako niesprawiedliwą karę" Cholerna prawda.
W
www.dpd.pl~
31 października 2011, 04:13