Życie jak scenariusz filmowy

(fot. Anthony Citrano / flickr.com)
Małgorzata Szewczyk / slo

Dolores Hart miała wszystkie cechy, by zostać jedną z hollywoodzkich aktorek wszech czasów: talent, urodę, sławę i przychylne oceny krytyki filmowej. Bóg jednak napisał jej inny scenariusz na życie. Plan filmowy porzuciła dla... klasztoru.

Do szczupłej, uśmiechniętej dziewczyny o regularnych rysach twarzy, jasnym, błękitnym spojrzeniu i lekko falujących blond włosach spiętych w kitkę przytula się sam Elvis Presley. To zdjęcie z filmu Kochając ciebie z 1957 r. - fabularnej opowieści o królu rock and rolla, w którym 19-letnia Dolores Hart zadebiutowała, grając jedną z głównych ról. Została zapamiętana jako pierwsza aktorka, która pocałowała go na ekranie. Rok później znowu partnerowała Presleyowi w Królu Kreolu, uważanym za jego najlepszy obraz.

Po ponad pół wieku wspominała Elvisa i pracę z nim na planie filmowym z wielkim wzruszeniem: "Nie wiedziałam nawet, kto to, nie był zresztą jeszcze taki sławny. Bardzo go polubiłam, ponieważ zwracając się do mnie, mówił «Miss Dolores»".

Kariera stanęła przed nią otworem. Porównywana do Grace Kelly, zagrała jeszcze w kilkunastu filmach. "Uwielbiałam Hollywood. Porzuciłam go nie dlatego, że uważałam to za miejsce grzechu, ale z powodu tajemnicy zwanej powołaniem. To był głos od Boga, głos palącej miłości" - wspominała niedawno w jednym z wywiadów dla dziennika "USA Today". Ale nić wiążąca 73-letnią dziś Dolores Hart, benedyktynkę z opactwa Regina Laudis w Bethlehem w amerykańskim stanie Connecticut, z fabryką snów nie została jednak do końca przecięta...

DEON.PL POLECA

Nie tylko w Hollywood

Dolores Hart, a właściwie Dolores Hicks, urodziła się w 1938 r. Ze światem filmu była związana od dzieciństwa. Choć nie skończyła żadnej szkoły filmowej, zawód ten miała we krwi i poznała go od przysłowiowej kuchni. Uczyła się aktorstwa, towarzysząc dziadkowi, który pracował jako operator w kinie. Godzinami przesiadywała z nim w kabinie projekcyjnej. Hollywood też nie było jej obce. Wraz z ojcem, aktorem, jako mała dziewczynka przeniosła się do fabryki snów. Rodzice rozwiedli się, kiedy miała trzy lata. Uczęszczała do szkoły przyparafialnej, ale tak naprawdę wiarę katolicką świadomie przyjęła dopiero jako dziesięciolatka. Od debiutu u boku Elvisa Presleya rozpoczęła karierę w Hollywood i na Broadwayu. Pozytywnie przyjęta przez krytykę filmową, występowała z takimi amantami kina lat 50. i 60., jak: Anthony Quinn, Robert Wagner, Montgomery Clift czy Gary Cooper.

Otrzymała wyróżnienie w postaci prestiżowej nagrody Theatre World Award i nominację do broadwayowskiego Oscara, czyli Tony Awards. Trzykrotnie prowadziła najważniejsze wydarzenie dla świata filmu - galę Oscarów.

Kariera stała przed nią otworem. Życie prywatne też układało się pomyślnie. Zaręczyła się z biznesmenem Donem Robinsonem.

Filmy z jej udziałem były jednymi z najbardziej kasowych produkcji - Grabieżcy czy Gdzie są chłopcy Henry’ego Levina, w którym zagrała główną rolę. "Wiedziałam, że to jest moja droga, ale Pan otwierał przede mną inny świat" - wspominała ten czas po latach.

Coraz częściej czuła się zmęczona i przytłoczona nadmiarem obowiązków. Chciała odpocząć w jakimś spokojnym, ustronnym miejscu. Za namową przyjaciółki wybrała się do klasztoru Benedyktynek w Bethlehem w stanie Connecticut. Wahała się, ale za klasztornymi murami odzyskała spokój. Od tego czasu dwa razy w roku odwiedzała zgromadzenie. Wpływ na ostateczną decyzję o wstąpieniu do zakonu miały jednak inne wydarzenia.

Zmiana na lepsze życie

W 1960 r. zagrała św. Klarę w monumentalnej produkcji Św. Franciszek z Asyżu w reżyserii Michaela Curtisa, a dwa lata później nakręciła swój ostatni film The Inspector, opowiadający o Żydówce, która przeżyła Holokaust. Historia ta bardzo ją poruszyła. "Film o Żydach był zaczynem mojego powołania. Przecież Chrystus i Maryja też byli członkami tego narodu. Hollywood dało mi wszystko, czego pragnęłam, ale ja zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem" - zwierzyła się po latach.

Pół roku przed ślubem ku rozpaczy Dona Robinsona zerwała zaręczyny. W 1963 r. wstąpiła do nowicjatu benedyktynek, a siedem lat później złożyła ostatnie śluby. "Ta zmiana nie była łatwa. Przez siedem pierwszych lat chciałam wrócić do swojego poprzedniego życia. Ale kiedy ziarenko powołania zaczęło kiełkować, wiedziałam, że to jest Boży znak i że postępuję właściwie. Zrozumiałam, że nic w życiu bardziej mnie nie uszczęśliwi i utwierdziłam się w przekonaniu, że postępuję właściwie" - opowiada matka Dolores.

Dziś jest przeoryszą benedyktynek. Chociaż to zgromadzenie klauzurowe, w styczniu zakonnica została poproszona o wygłoszenie referatu o tym, jak kariera w Hollywood doprowadziła ją do wiary, podczas wielkiego kongresu nowej ewangelizacji w Paso Robles w Kalifornii.

Jako jedyna zakonnica jest członkiem Amerykańskiej Akademii Filmowej i należy do komisji przyznającej nominacje do Oscarów. "Nie jestem zszokowana tym, co widzę we współczesnych filmach. Nie ma w nich nic nad to, z czym nie spotkałabym się w rozmowach z ludźmi, którzy przychodzą z różnymi problemami do bram naszego klasztoru" - zaznacza benedyktynka w wywiadzie dla "Los Angeles Times".

W tym roku dokument pt. God is the Bigger Elvis o przeoryszy z Bethlehem, wyreżyserowany przez Rebeccę Cammisę, był nominowany do Oscara w kategorii "najlepszy krótki film dokumentalny". 37-minutowy obraz opowiada jej życiową drogę od pocałunku na ekranie z Elvisem Presleyem do klasztoru kontemplacyjnego. Reżyserka sięgnęła też po historie innych zakonnic, "wykształconych, atrakcyjnych kobiet, które miały wiele przyjaciół i wielbicieli, ale które żyły w świecie niemającym im zbyt wiele do zaoferowania". Dolores Hart nie ukrywa w tym obrazie swej przeszłości. Jedną z najbardziej wzruszających scen jest jej ostatnie spotkanie z Donem Robinsonem, który nigdy się nie ożenił i do końca życia (zmarł w listopadzie ub.r.) raz w roku odwiedzał swoją byłą narzeczoną i wspomagał klasztor.

Choć dokument nie został nagrodzony najbardziej prestiżową nagrodą w świecie filmu, sam fakt nominacji produkcji o takim niemedialnym temacie i całkowicie sprzecznej z wytycznymi współczesnej kultury można już uznać za pewien sukces.

Teatr na klasztornych deskach

Matka Dolores nie uważa swojej filmowej przygody z lat młodości za czas stracony. Dziś rytm jej dnia, jak każdej benedyktynki od wieków, wyznacza modlitwa i praca w klasztorze. Siostry z opactwa Regina Laudis, w którym mieszka dziś 40 benedyktynek, hodują owoce, lamy, bydło i trzodę chlewną. Swoje zamiłowanie do gry aktorskiej matka Dolores przeniosła też na klasztor. To dzięki niej w murach zakonnych znalazło się miejsce dla teatru letniego, dedykowanego pamięci Gary’ego Coopera i jego córki Olivii. Scenę teatralną z widownią pod gołym niebem na 200 miejsc oddano do użytku w 1982 r. Repertuar teatru jest też bardzo bogaty.

Wystawiano w nim sztuki Szekspira i Czechowa, a także musicale i współczesne komedie. Znalazły się wśród nich tak znane produkcje jak Music Man, Skrzypek na dachu czy West side story.

Matka Dolores, mówiąc o swoim powołaniu dla "USA Today", stwierdziła niedawno: "Rozumiem, że ludzie mogą mieć wątpliwości co do swojego powołania. Któż zrozumie Boga? Jeśli jednak zmagasz się ze sprawą wielkiego kalibru, to zmagasz się z tajemnicą".

Dziś jej niegdyś blond włosy przykrywa brązowy welon, na który zawadiacko zakłada czarny beret. Twarz pokryła siatka zmarszczek, ale wciąż bije od niej jasne spojrzenie. I oczy pozostały równie błękitne.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Życie jak scenariusz filmowy
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.