Abp Józef Życiński – ortodoksja i otwartość

Abp Józef Życiński – ortodoksja i otwartość
Trumna z ciałem zmarłego arcybiskupa Józefa Życińskiego podczas mszy świętej w polskim kościele w Rzymie (fot. PAP/Sylwia Wysocka)
PAP / KAI / ad

Cechowała go absolutna wierność ortodoksji, a zarazem wielka otwartość wobec świata. Uważał przy tym, że najlepszą formą ewangelizacji współczesnego świata jest dialog. Głosząc prawdę nie unikał bynajmniej niepopularnych opinii i potrafił wypowiadać zdecydowane „non possumus”.

Tzw. „Kościół zamknięty” był dlań karykaturą Kościoła Chrystusowego. „Ileż jest takich naszych środowisk - ubolewał w jednym z wywiadów - które zaczęłyby od słów: chrześcijanie drżyjcie, wszystko przegrane, nic nie da się zrobić!”.

DEON.PL POLECA

„To jest prywatna teologia, w której nie ma nic z optymizmu Jana Pawła II, w której nie ma nic z wiary w działanie Bożej łaski” – konstatował. Podkreślał, że Kościół przeżywany w głębi teologicznej będzie zawsze Kościołem otwartym, gdyż jest to Kościół Wieczernika, gdzie obowiązują Chrystusowe słowa: „Idźcie na cały świat!”.

Uważał, że postawa chrześcijańska opiera się na dwóch filarach: „fides” i „ratio” (wiara i rozum). Pomagał Janowi Pawłowi II przy redagowaniu jednej z jego programowych encyklik pod tym właśnie tytułem (Fides et ratio). Apelował o harmonię wiary i rozumu: o taki kształt wiary, która jest zdolna przemawiać w kategoriach rozumowych oraz o taki kształt rozumu, który odkrywa najgłębsze pokłady ludzkiej egzystencji, nie uciekając od pytań, na które odpowiedź zdolna jest przynieść tylko wiara. Uważał, że wartość europejskiej kultury polega na zdolności do syntezy, budowania harmonii tych dwóch wymiarów. Dlatego ostrzegał przed religijnym fundamentalizmem, ubierającym się w kształt takiej czy innej agresywnej ideologii, jak i przed takim typem racjonalnego myślenia, które pozostaje zamknięte na najgłębsze pytania ludzkiej duszy.

Zdaniem arcybiskupa zagrożenie ze strony „zamkniętego umysłu” nie zostało bynajmniej zażegnane w dzisiejszej cywilizacji i wciąż stanowi olbrzymie niebezpieczeństwo i wyzwanie. Dodawał, że i w Polsce jest ono wciąż obecne. Drąży bowiem nie tylko pewne kręgi radykalnie ateistyczne, ale i daje o sobie znać w ramach samego Kościoła. „Dziś - wyjaśniał podczas prezentacji wywiadu-rzeki z nim wydanej przez „Znak” - zniewolenie to może przyjmować różne formy. Tam gdzie kończy się gruntowna refleksja, odpowiedzialność za słowo, troska o związki logiczne, powstaje pokusa uproszczonych wizji, co grozi niestety także wielu środowiskom katolickim w dzisiejszej Polsce”.

Stąd jego ulubionym wezwaniem był apel o realizację „stylu Wieczernika”. Uważał, że gdyby apostołom zabrakło odwagi, to do dziś nie wyszliby w świat i pozostali gdzieś w zamknięciu, a historia świata potoczyłaby się zupełnie inaczej. A więc, „jeśli zamknie się Wieczernik – przestrzegał - to można wyprodukować co najwyżej kapliczkę: grono adoracyjne uwielbiające siebie, unikające krytycyzmu, tak pełne zadowolenia, że już praktykujące pewną formę pelagianizmu, gdzie łaska jest czynnikiem mało istotnym”.

Był do końca przekonany, że „otwartość Kościoła” należy do istoty misji chrześcijańskiej. Zasady tej bronił jak lew, nie szczędząc swych adwersarzy.

Całe jego życie w przestrzeni publicznej - także w wymiarze europejskim i światowym - było skoncentrowane na obronie nowoczesnego humanizmu, którego podstawę stanowi antropologia, zakorzeniana w wizji osoby wynikającej z Objawienia. Zatem – analogicznie jak Jan Paweł II, którego był wiernym współpracownikiem i uczniem – był przekonany, że realizacja misji Kościoła w świecie będzie zawsze walką o zagrożone człowieczeństwo i prawa przysługujące osobie ludzkiej.

Dlatego był nieugięty w obronie nauczania Kościoła w tych kwestiach, jakie są obecnie najbardziej kontestowane: ochrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci, w tym życia embrionalnego zagrożonego przez najnowsze osiągnięcia biomedycyny, niechęć do kary śmierci, itp. Przypominał i uświadamiał, że życie ludzkie jest wartością, której trzeba bronić – w porę i nie w porę - w imię Ewangelii życia. Tłumaczył konsekwentnie, że osoba ludzka jest wartością najwyższą w tym świecie, wobec czego nie może być kompromisów. Pozostawał więc w sporze z demokracją pojmowaną relatywistycznie, która szacunek dla wartości uzależnia od wyniku głosowania. Zdecydowanie występował przeciwko „dyktaturze relatywizmu” Przypominał, że nauczanie Benedykta XVI daje nam siłę i argumenty, by otaczającej nas dyktaturze relatywizmu przeciwstawić pozytywne świadectwo wartości - znajdując alternatywę wobec nihilizmu, konsumpcji i pustki dzisiejszej cywilizacji.

Pisał bez ogródek, że „najgorszym rodzajem fanatyzmu jest fanatyzm, który traktuje instrumentalnie godność osoby ludzkiej i uzależnia jej prawo do życia od opinii środowisk rezerwujących dla siebie monopol na nowoczesność i postęp. Postawę taką reprezentują od lat środowiska lewicy, dla których interesy partyjne były w polskich dziejach z reguły ważniejsze od szacunku dla praw człowieka. Agresywne i emocjonalne nawiązywanie do tej tradycji stanowi niepokojący znak stanu polskich sumień, niosąc zaprzeczenie ideałów społeczeństwa obywatelskiego”.

Zdecydowanie krytykował postawę tych środowisk, które w 2008 r. wywierały nacisk na 14-latkę z Lublina, doradzając jej szybie przeprowadzenie aborcji. „W ostatnie dni jesteśmy świadkami dramatycznego napięcia między głosem sumienia a regulacjami prawa, które w skrajnych sytuacjach dopuszcza zabicie życia poczętego. Kierując się tą wizją kultury życia, którą ukazywał Jan Paweł II, pragnę wyrazić wdzięczność wszystkim, którzy w prowadzonej dyskusji bronią nienaruszalności ludzkiego prawa do życia: lekarzom, młodzieży z wolontariatu, Radzie Etyki Mediów, prawnikom, licznym dziennikarzom, kapłanom niosącym słowa nadziei i gotowość humanitarnej pomocy” – pisał wówczas.

Wyrażał sprzeciw wobec sztucznego zapłodnienia. Przypominał, że embrion jest człowiekiem we wczesnej fazie życia, a wiec nie można traktować go w sposób przedmiotowy. „Nie biorąc tego pod uwagę trudno jest przedstawiać marzenia o dziecku z próbówki jako wyraz dojrzałego i nowoczesnego humanizmu” – mówił wywiadzie dla KAI z ubiegłego roku. Dodawał przy tym jednak, że „zadaniem Kościoła jest nie tylko przypominać o karach i podkreślać potępienia (...) ale dotrzeć do tych zagubionych, ukazać im prawdę i nadzieję odzyskania Chrystusowej miłości”.

Był przy tym pragmatykiem i stąd wyraził publicznie poparcie dla projektu ustawy bioetycznej, promowanej przez Jarosława Gowina. Żywił bowiem przekonanie, że zapewnia ona maksymalna ochronę ludzkiego embrionu, jaką można osiągnąć w obecnych warunkach pluralizmu poglądów. Uważał jednak, że proponowane tam rozwiązania należy szybko wprowadzić, gdyż inaczej Polsce brakować będzie jakiegokolwiek ustawodawstwa w tej dziedzinie, co grozi zabijaniem tysięcy istnień ludzkich w okresie embrionalnym, co jest dokonywane dziś bez żadnych przeszkód i poza jakąkolwiek kontrolą.

Wyrażał również zdecydowany sprzeciw wobec kary śmierci. „Chrześcijańska kultura życia nie może łączyć się ze zgodą na karę śmierci” – przypomniał na kilkanaście dni przed śmiercią. Mówił, iż patrzy „z bólem i niepokojem” na tych polityków i publicystów, którzy bronią kary śmierci, zapominając o tym, że Jan Paweł II w całym swoim pontyfikacie konsekwentnie podkreślał zadanie głoszenia kultury życia.

Był człowiekiem dialogu umiejącym nawiązywać i podtrzymywać kontakty z ludźmi różnych wyznań i religii, z wyznawcami rozmaitych poglądów. Można go nazwać budowniczym mostów pomiędzy Bogiem a człowiekiem, pomiędzy wiarą a rozumem, między nauką a religią. Podkreślał, że Chrystus uczy nas trudnej sztuki ewangelicznego łączenia niebios z ziemią, zespolenia odległych czy pozornie przeciwstawnych wartości.

Uważał, że dialog jest istotnym, wręcz nieodzownym elementem ewangelizacji. Prowadził zatem dialog z niemal wszystkimi liczącymi się środowiskami intelektualnymi czy środowiskami kultury i to nie tylko w Polsce. Uważał, że jednym z podstawowych obowiązków Kościoła jest prowadzenie dialogu z poszukującymi oraz niewierzącymi. Zakładał, że w każdym człowieku są przestrzenie dobra, do których można dotrzeć – właśnie poprzez dialog. Osiągniemy wtedy wspólną płaszczyznę, na której można będzie coś pozytywnego budować. Jako ewangeliczny wzór ukazywał dialog Jezusa z Samarytanką przy studni, kiedy to kobieta o pokomplikowanym życiu odnalazła w tamtym dialogu perspektywę nowego życia.

Podkreślał, że mistrzem dlań w tej sferze jest także ks. Józef Tischner, z którym zresztą łączyła go bliska przyjaźń. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w dzisiejszej Polsce postawy dialogu budzą niezrozumienie i narażają na krytykę tych, którzy im są wierni. Mówił o tym wyraźnie w kazaniu na pogrzebie ks. Tischnera. Słowa te dziś doskonale pasują do sytuacji, jakie dane było przeżywać także ich Autorowi.

„W przypadku dialogu prowadzonego przez ks. Józefa – mówił - niektórzy z komentatorów nie tylko dziwili się, lecz wręcz się gorszyli. I nie musieli bynajmniej pytać o intencje, gdyż wiedzieli z góry, iż u podstaw każdego dialogu tkwią ukryte mechanizmy polityczne. W tej perspektywie nieistotne było ani zbawienie współczesnych Samarytanek, ani kapłańska misja rozmówcy. Jako centralne jawiło się pytanie: Która partia polityczna pozostaje najbliższa przekonaniom Samarytanki?”.

Abp Życiński był też niezwykle aktywnym uczestnikiem dialogu ekumenicznego oraz dialogu z innymi religiami. Z nominacji Stolicy Apostolskiej uczestniczył w pracach Wspólnej Grupy Roboczej Światowej Rady Kościołów i Kościoła Rzymskokatolickiego. Na terenie lokalnym utrzymywał bliską więź z prawosławnym arcybiskupem lubelskim Ablem.

Należał do grona pomysłodawców, ustanowionego przez Konferencję Episkopatu Polski w 1997 r. corocznego Dnia Judaizmu w Kościele Katolickim w Polsce. Każdego roku organizował też wspólne modlitwy katolików i Żydów na terenie obozu zagłady na Majdanku. Uczestnikiem pierwszego Kongresu Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie w 2000 r. był zaproszony przezeń główny rabin Rzymu prof. Elio Toaff, który przyjmował Jana Pawła II w rzymskiej synagodze.

W ostatnich tygodniach wystąpił w zdecydowanej obronie Benedykta XVI, który zapowiedział zorganizowanie w październiku br. spotkania modlitewnego religii w Asyżu. W polemikach wykazywał sens takich, z pozoru „niepragmatycznych”, spotkań międzyreligijnych. Krytykował fakt, że na łamach „Rzeczpospolitej” ukazały się „słowa ubolewania”: „po co przedstawiciele różnych religii mają się modlić o pokój, skoro zależy to do polityków”. „Całe bogactwo dialogu i międzyludzkich spotkań przejawia się w tym, że nie szukamy narcystycznie odbicia swojej twarzy w bliźnim, i mimo dzielących nas różnic, chcemy reprezentować to, co nas jednoczy” – tłumaczył.

 

Abp Życiński opowiadał się za wewnętrznym pluralizmem w Kościele: nie w sensie doktrynalnym, lecz w zakresie poszukiwania różnych odpowiedzi wobec współczesnych „znaków czasu”. Apelował więc o kulturę dialogu różnorodnych środowisk chrześcijańskich w Polsce.

Stwierdzał wręcz, że czymś priorytetowym na dziś winien być dialog „ katolicko-katolicki”. „Jest taka pokusa, by brata przekształcić w bliźniaka, by w nim odnajdywać moje szlachetne oblicze i taka forma braterstwa nazywa się narcyzmem. Wtedy jest to tylko szukanie siebie a nie szukanie Boga czy okazywanie wiary” – przestrzegał.

„Istnieje pewna dziedzina tolerancji, gdzie musimy kochać się wzajemnie i podkreślać wspólnotę tego samego Kościoła, nie wymagając identycznych upodobań” – mówił. „Ze smutkiem przyjmuję próbę absolutyzowania jednego rytu czy podnoszenie specyfiki jednej z grup do rangi najwyższego przeżycia. Pamiętajmy, że Kościół jest wspólnotą łaski Chrystusa a nie domem mody, gdzie przegląd strojów, czy to będą najnowsze ornaty czy zabytkowy manipularz, byłby ważniejszy od Jezusa Chrystusa i Jego obecności” – podkreślał.

Jeśli chodzi o stosunki z naszymi wschodnimi sąsiadami, abp Życiński był przekonany o potrzebie równie intensywnego dialogu, jak np. dialog polsko-niemiecki. Uważał, że inspiracją ku temu mogą być „wielkie karty naszej historii”, która gwarantowała pokojowe współistnienie narodów i kultur. „W świecie, w którym łatwo „globalizuje się” nienawiść, agresję i bezmyślność, ważnym zadaniem jest refleksja nad doświadczeniem wielkich kart naszej historii, by można było dzisiejszą rzeczywistość kształtować w papieskim duchu „globalizacji solidarności” - przekonywał.

Bardzo aktywny był na polu dialogu polsko-ukraińskiego, którego wyrazem był m.in. dialog między Kościołem rzymskokatolickim w Polsce i Ukraińskim Kościołem Greckokatolickim. W Wyższym Seminarium Duchownym w Lublinie kształcił kapłanów greckokatolickich z Ukrainy. Przestrzegał przed „licytacją ran” w stosunkach polsko-ukraińskich. Przypominał przesłanie Jana Pawła II z czasu wizyty we Lwowie w 2001 roku, kiedy papież zwrócił się do zebranych ze słowami: „Czas już oderwać się od bolesnej przeszłości” i wzywał do przebaczenia.

Abp Życiński zaangażowany był także w dialog polsko-rosyjski. Współpracował z polsko-rosyjską grupą do zagadnień trudnych. Twierdził jednak, że jest to wyzwanie trudniejsze niż w relacjach polsko-niemieckich, gdzie adresat był bardziej określony i jego postawa była łatwiejsza do rozpoznania. Nadzieje wiązał w tej dziedzinie z rolą dialogu między Kościołami oraz przemianami, jakie wykazuje obecnie część rosyjskich intelektualistów.

Podkreślał, że w dziejach Polski ważne znaczenie miały miejsca, o których nie wolno zapomnieć, takie jak Sybir, Katyń, Wołyń. Nie wolno jednak wykorzystywać tej pamięci do rozdrapywania ran czy głoszenia nienawiści przeciw jakiemukolwiek narodowi. Przywoływał postać św. Rafała Kalinowskiego, który zesłany na Syberię potrafił tam realizować swoje dążenie do świętości, oraz Polaków, którzy, gdy z późniejszym biskupem lubelskim Marianem Fulmanem znaleźli się w Niżnim Nowgorodzie, wybudowali tam kościół.

Apelował więc do młodych, by potrafili łączyć świadomość bolesnych dziejów Polski i żywą pamięć o bohaterach dawnych dni z otwarciem na dialog z młodym pokoleniem Rosjan i Ukraińców.

Był zdecydowanym orędownikiem integracji Polski z Unią Europejską. W 5. rocznicę śmierci papieża wspomniał rozmowę z Janem Pawłem II wkrótce po tym, gdy przed wejściem Polski do Unii Europejskiej użył on w swoim przesłaniu sformułowania „od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej”. Katolikom zgorszonym tymi słowami tłumaczył, że nie był to bynajmniej wyraz politycznego zaangażowania papieża. „To była wizja Europy kształtowana przez świętych i męczenników, która potrzebuje polskiej duchowości, polskiego świadectwa wiary, tych wartości, jakie kształtowały naszą tradycję i nie mogą pozostać na marginesach Europy. Mówiąc to myślał o zadaniu, które rodacy w ojczyźnie Solidarności powinni uczynić swoim wyzwaniem, by Duch Święty mógł przemieniać oblicze współczesnej Europy” – dowodził.

W 1999 r. był jednym z sekretarzy zwołanego przez Jana Pawła II Specjalnego Zgromadzenia Synodu Biskupów dla Europy. Z tej racji należał do grona autorów znakomitej, posynodalnej adhortacji „Ecclesia in Europa”, ogłoszonej później przez Jana Pawła II. Ukazywała ona chrześcijaństwo jako wciąż nową nadzieję dla Europy.

W ostatnich miesiącach ukazywał szansę, jaka stwarza polska prezydencja w Unii Europejskiej. „Jest to zadanie tym ważniejsze, że kiedy Polska będzie przewodniczyć w UE i wtedy oczy całej Europy skierują się z zainteresowaniem w stronę Polski, czy my potrafimy wnieść te wartości, o których mówił nam Jan Paweł II, czy też będziemy patrzeć, czym tu się zgorszyć i co skrytykować?” – pytał retorycznie.

„Za najbardziej fascynującą przemianę ostatnich dekad uważam rewolucję informacyjną - mówił abp Życiński - która zburzyła mury, zniszczyła żelazne kurtyny i w naturalny sposób prowadzi do zjawiska nazwanego przez Ojca Świętego globalizacją solidarności. (...) Jest ona kulturą globalnej wioski, w której chrześcijaństwo ma do odegrania ważną rolę, wzbogacając ją o wartości uniwersalne, bliskie Ewangelii”.

Stąd na początku lat 90. aktywnie zaangażował się w stworzenie Katolickiej Agencji Informacyjnej, której był opiekunem ze strony Konferencji Episkopatu do końca swego życia. Uważał, że trzeba stworzyć profesjonalny ośrodek wiarygodnej informacji ze strony Kościoła, który byłby zarazem ośrodkiem dialogu z mediami. W tworzeniu agencji wykorzystywał znane mu i sprawdzone w warunkach demokracji wzorce katolickich agencji amerykańskiej, austriackiej czy niemieckiej. Dlatego za niezbędne uważał powierzenie jej ludziom świeckim, sprawdzonym zarówno na płaszczyźnie działalności apostolskiej jak i znającym dobrze naturę mediów.

Sam przy tym przejawiał olbrzymią aktywność na polu mediów, pisząc i publikując wiele i nigdy nie odmawiając swego szybkiego i zarazem „ciętego” komentarza. Zjednywało mu to równie wielu przyjaciół jak i wrogów.

Ubolewał często nad stanem polskiego dziennikarstwa. Bronił ludzi, wobec których – jego zdaniem – media przekroczyły elementarne granice przyzwoitości. Tak było w przypadku Krzysztofa Piesiewicza. Pisał, że w ten sposób „środowisko dziennikarskie, tak zasłużone dla rozwijania polskiej kultury, zmienia radykalnie swoją tożsamość, przemawiając językiem przestępców, identyfikując się z szantażystami”. Widział w tym „zasadniczy krok świadczący o odejściu od etosu dziennikarskiego”.

Dodawał, że „obowiązują nas minimalne zasady humanizmu, które jeśli zlekceważymy w naszej prasie, to nie będzie ona godna miana nawet tabloidu”.

Abp Życiński był zdecydowanym zwolennikiem soborowej zasady autonomii Kościoła od polityki, potwierdzonej także przez polski konkordat. Uważał, że partykularne zaangażowanie Kościoła po stronie tej czy innej partii zagraża chrześcijańskiemu uniwersalizmowi. Uważał, że głos Kościoła musi być „ponadpolityczny”, co oczywiście nie oznacza, że należy milczeć, gdy dzieje się zło. Rolę Kościoła wobec polityki definiował przywołując sformułowanie Jana Pawła II o Kościele, jako „krytycznym sumieniu demokracji”.

Zaznaczał, że „w niektórych sytuacjach chrześcijaństwo musi ranić”, dlatego partie, które programowo bronią „prawa do zabijania dziecka poczętego” nie powinny oczekiwać, że „chrześcijanie będą z wyrozumiałością patrzeć na ich program”.

Przed każdą z kampanii wyborczych przypominał – nieraz nawet w ostrych słowach – że kapłanom nie wolno głosić haseł politycznych. Podczas ostatniej kampanii wyborczej do Parlamentu stwierdził, że „nie da się pogodzić z katolicką etyką praktyki, kiedy z ust kapłańskich padają hasła polityczne typu: «zatopić Platformę»”. „Zadaniem kapłana – tłumaczył - który ceni wyżej swe kapłaństwo niż sukces polityczny, nie jest zatapianie jakichkolwiek partii, ale głoszenie Jezusa Chrystusa i ukazywanie ideałów Królestwa Niebieskiego”.

Ubolewał nad tragicznym stanem polskiej klasy politycznej. Pisał niedawno, że obecnych kłótniach polityków „słychać ironię prześmiewców, rechot pełnych samouwielbienia osobników, którzy demonstrują bardzo wątpliwie poczucie humoru czy bardzo ryzykowne oceny niektórych sytuacji”.

Zdecydowanie krytykował „partyjniactwo” pozbawione autentycznej troski o dobro wspólne. „Przyjaciele skaczą sobie do oczu, znikają normalne więzi łączące ludzi po to, ażeby interes partii okazał się naczelną wartością. Tak nie można. To nie jest chrześcijańskie podejście do kultury życia” – komentował.

Apelował o „świadectwo krystalicznie czystych osób, które w warunkach różnorodnych zagrożeń potrafiły dawać czytelne i odważne świadectwo wartości wyrastających z Ewangelii”.

Mimo charakteryzującej go dialogicznej postawy wobec „Gazety Wyborczej”, gdy dochodziło do pryncypiów zdecydowanie polemizował z Adamem Michnikiem. Kiedy ten ostatni nazwał gen. Czesława Kiszczaka „człowiekiem honoru”, to abp Życiński stwierdził natychmiast, że „mówimy z Michnikiem odmiennymi językami. Rozumiemy zgoła inaczej honor, czy pojednanie”.

Abp Życiński należał też do grona konsekwentnych krytyków SLD. Pisał, że „rozliczenie SLD ze swoją historią jest warunkiem niezbędnym nie tylko do dialogu z Kościołem, lecz do dojrzałej postawy tej formacji wobec państwa, historii i społeczeństwa”.

„Dla mnie najbardziej przekonywujące jest rozwiązanie przyjęte w Czechach, gdzie parlament uznał komunizm za system ludobójczy. Uważam, że tego typu katharsis - nazwane po imieniu tego, co zasługuje na potępienie - jest potrzebne, by nie tworzyć klimatu promującego oportunistów, którzy poglądy traktują jedynie jako wygodny instrument kariery” – wyjaśniał.

Dla wielu nie była łatwa do zrozumienia postawa abp. Życińskiego wobec lustracji. Jeśli jednak spojrzymy na fakty, bez trudu zauważymy, że jednym z pierwszych biskupów, którzy podjęli potrzebę rozliczenia Kościoła z tej niełatwej spuścizny był właśnie on. W 2005 r. powołał Zespół Ocen Etycznych „Sumienie i Pamięć”, którego głównym zadaniem miało być umożliwienie poszczególnym osobom dokonania moralnych rozrachunków z własną przeszłością czasów PRL i określenie zasad etycznych, które stwarzają szansę poznania obiektywnej prawdy i ocalenia świadectwa pamięci. Zespół tworzyły znane autorytety z różnych środowisk m.in. bp Tadeusz Pieronek, prof. Wiesław Chrzanowski, prof. Władysław Bartoszewski i prof. Andrzej Zoll.

Kiedy ujawniony został fakt kolaboracji z SB ks. Michała Czajkowskiego, abp Życiński zdecydowanie popierał sposób lustracji tego kapłana, jaki przeprowadziła redakcja „Więzi”, ukazując to jako wzorzec godny naśladowania.

Jednocześnie poddawał krytyce sposób lustracji prowadzony w wielu wypadkach przez IPN, a usankcjonowany w ustawie wprowadzonej za rządów PiS, a następnie uchylonej przez Trybunał Konstytucyjny. Naczelnym kryterium dlań była kwestia obrony godności człowieka. Uważał, że na drodze takiej lustracji może być ona zagrożona. „Trzeba przejść przez Ogrójec, mrok goryczy, ból pomówień, by przeżyć radość poranka wielkanocnego” – przekonywał. Ale jednocześnie, nawiązując do teczek IPN, ubolewał, że coraz częściej zapomina się o standardach kultury chrześcijańskiej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Abp Józef Życiński – ortodoksja i otwartość
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.