Ewangelizacja bez kultury jest absurdem
"Ewangelizacja bez kultury i wybitnych dzieł sztuki, w cywilizacji telewizyjnej jest absurdem" - uważa kard. Gianfranco Ravasi. W rozmowie z KAI przewodniczący Papieskiej Rady Kultury, który 27 września otrzyma tytuł doktora honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego mówi m. in. o chrześcijańskiej nadziei, żywotność chrześcijaństwa we współczesnej kulturze, poszukiwaniu adekwatnego dla współczesności języka wiary.
Motywem przewodnim Kongresu Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie, na którym Ksiądz Kardynał będzie gościł jest chrześcijańska nadzieja. Na czym - o ile w ogóle - współczesna Europa opiera swą nadzieję?
Kard. Gianfranco Ravasi: Francuski poeta Charles Péguy na początku ubiegłego wieku napisał poemat poświęcony zagadnieniu nadziei pt. "Portyk tajemnicy drugiej cnoty", w którym w okresie, gdy groził wybuch I wojny światowej głosił, iż nadzieja jest cnotą bezwzględnie najtrudniejszą, gdyż znacznie łatwiej jest rozpaczać i żyć z głową spuszczoną ze zmęczenia. Nadzieja nie jest ani złudzeniem, ani mitem, ale najmłodszą siostrą spośród trzech cnót teologicznych. Prowadzi za rękę wiarę i miłość oraz sprawia, że idą one naprzód. Wiara i miłość są wyższymi, starszymi siostrami, ale to najmłodsza siostra je prowadzi, gdyż to nadzieja ma jako swój horyzont przyszłość.
Niestety, współczesna Europa nie ma już poczucia przyszłości. Jest bardzo zamknięta sama w sobie, zmęczona, bez wielkich ideałów, bez wielkich napięć. Dlatego chrześcijaństwo powinno stać się po raz kolejny zasadą nadziei. O tym mówi encyklika "Spe salvi" Benedykta XVI. Wskazuje na przywrócenie wraz z chrześcijaństwem wymiaru nadziei. Filozof marksistowski Ernest Bloch w swym podstawowym dziele "Zasada nadziei" sugerował, że nie jest prawdziwe powiedzenie, iż życie jest nadzieją, ponieważ wśród osób żyjących są i takie, które nie mają już żadnej nadziei. Jednak dopóki jest religia, jest i nadzieja, gdyż to religia z samej swej istoty sprawia, że myślisz o jakimś ideale, że wychodzisz poza dzień dzisiejszy. Tak więc, moim zdaniem, Europa winna nie tyle opierać się na gospodarce czy konsumpcji, ale raczej dążyć do odkrycia na nowo zasady nadziei, którą wysławiali tacy poeci jak Péguy czy marksiści, jak Bloch.
- Trzeba powiedzieć, że ma trochę słuszności Emil Cioran - pisarz francuski pochodzenia rumuńskiego - gdy mówi, że winą Zachodu jest to, że zubożył chrześcijaństwo, sprawiając, że utraciło ono cały swój ładunek energetyczny, sprowadzając je po prostu do zjawiska kulturowego, zjawiska przeszłości. Gdy chodzi zarówno o twórczość artystyczną, jak i o cywilizację, trzeba przede wszystkim na nowo zaproponować wielkie tematy - fundamentalne i ostateczne. Jest to jedyny sposób, aby spróbować przywrócić żywotność chrześcijaństwu. Ważne jest, aby nie zadowalać się tematami "przedostatnimi", aby użyć wyrażenia niemieckiego teologa Dietricha Bonhoeffera, to znaczy takimi zagadnieniami jak solidarność, braterstwo, walka z narkotykami itp. Nie możemy zatrzymywać się tylko na nich. Należy na nowo zaproponować takie problemy jak życie i śmierć, zło, dobro, prawda, miłość, ból, nadprzyrodzoność. To znaczy zaproponować ponownie tematy ostateczne o mocnej treści symbolicznej i myślowej.
Dotyczy to również twórczości artystycznej. Jeśli nie powróci się do wielkich tematów, do wielkich symboli, postaci, wielkich narracji, nie będzie możliwe tworzenie na nowo wielkiej kultury, a tym bardziej wielkiej duchowości. I z tego również powodu Papieska Rada Kultury angażuje się w proponowanie wielkich tematów w dialogu, np. z nauką (wielkie konferencje międzynarodowe, które organizujemy), ze sztuką (myślimy o biennale w Wenecji) lub ze światem niewiary (Dziedziniec Pogan).
Wiemy dobrze, że obecny język przeszedł rewolucję, którą pewien socjolog amerykański porównał do odkrycia ognia. Jest to być może pewna przesada, ale ma w sobie jakieś ziarno prawdy. Doszło do radykalnej zmiany komunikowania się. Komunikacja ta ma nową gramatykę, zawierającą pewne prawa, które istniały już wcześniej, ale nie dominowały. Pierwszym z nich jest esencjonalność, zanik myślenia całościowego, które ma jednocześnie negatywne i pozytywne strony. Pozytywem jest to, że ten typ myślenia prowadzi nas do istoty sprawy. W przekazywaniu wiary powinniśmy nie gubiąc kompleksowości kłaść nacisk na esencjonalność przepowiadania.
Drugie prawo to zwięzłość i jasność, których często brakuje w kaznodziejstwie i przepowiadaniu chrześcijańskim. Zatem trzeba na nowo odnaleźć zdolność sformułowań, powiedziałbym, przyciągających.
Trzecie prawo dotyczy użycia symboliki. Jesteśmy obecnie przyzwyczajeni do telewizji i ekranów, które z samej swej istoty stanowią coś ruchomego. Nawet gdy czytamy słowa, spoglądając na ekran, to jest to coś innego niż wtedy, gdy czytamy je w książce. Zanikła dziś zdolność opowiadania, którą musimy na nowo odnaleźć. Zawsze powtarza się, że nie trzeba porzucać przeszłości, a zatem że trzeba odnaleźć jeszcze, jak mawiał Jezus, zasadę przypowieści, zasadę symbolu, opowieści, obrazu, gdyż dzisiaj człowiek żyje bardziej obrazami niż słowami.
I wreszcie ostatnie, czwarte prawo - to słuchanie. Wyzwaniem dnia dzisiejszego jest doprowadzenie do wychowania i wprowadzenie do rzeczywistości słuchania, które zanika, jako że człowiek dzisiejszy, widząc przyspieszenie życia, rzeczy, traci zdolność dialogu, a więc słuchania. Dlatego też Kościół musi powrócić do tego wezwania z Szema Israel: "Słuchaj, Izraelu...". Stajemy tu w obliczu zagadnienia bardzo dzisiaj palącego, jakim jest milczenie. Żyjemy w czasach gadulstwa, mnożenia dźwięków i hałasu, gdy tymczasem potrzebujemy ponownego odkrycia ciszy słuchania. Słowo bowiem z samej swej istoty wymaga słuchania, nawet jeśli działa na wzrok. Pojawiają się tu nowe drogi, całkiem nowe języki i środki (jak internet i inne), które należy wykorzystywać, które jednak nie powinny wypierać drogi tradycyjnej: kazania, katechezy, dyskursu teologicznego.
Obecnie Kościół działa trochę jako mecenas, mamy na myśli budowę świątyń, które niekiedy powierza się nawet wielkim architektom. Czyni się jednak mniej, gdy chodzi o inne sztuki, jak np. muzyka. Mimo wszystko sądzę, że być może konieczne jest jeszcze zaproponowanie na nowo nie tyle mecenatu, ile raczej zbliżenia między sztuką a wiarą, która ją poprzedza. Oto otwiera się przed nami przestrzeń współpracy w tym środowisku, począwszy od spotkań z artystami, jak np. z Ojcem Świętym w Kaplicy Sykstyńskiej, zorganizowanego przez naszą Radę, większego zaangażowania na rzecz muzyki sakralnej, obecność Stolicy Apostolskiej na Biennale w Wenecji, a także inicjatywy, pragnące dowartościować i podkreślić uznanie dla różnych artystów, jak na przykład przyznanie medalu "Per artem ad Deum", który wręczę Ennio Morricone i chórowi Poznańskie Słowiki w czasie swej wizyty w Kielcach. A zatem przed niezbędnym mecenatem trzeba powrócić do spotkania między sztuką a wiarą i troszczyć się o ich zbliżenie.
Trzeba niestety powiedzieć, że począwszy od ubiegłego stulecia, sztuka i wiara rozeszły się całkowicie. Tak zwana sztuka religijna poszła naprzód z własnymi kanonami, niekiedy jako rzemiosło, niekiedy wręcz w złym smaku lub jako kopia przeszłości - neoklasycyzm, neogotyk, a zatem jako naśladownictwo. Z drugiej strony sztuka współczesna poszła własną drogą i stała się punktem odniesienia dla samej siebie, stała się nawet niezrozumiała, nie ma już treści i ogranicza się nieraz tylko do prowokacji.
Należy coś zrobić, aby sztuka i wiara się krzyżowały albo przynajmniej słuchały się nawzajem. Dlatego rozpoczęliśmy drogę spotkania tych dwóch dziedzin wydarzeniem w Kaplicy Sykstyńskiej w 2009 roku. Odtąd już relacje między artystami a Kościołem są znacznie łatwiejsze. Widać, że sami artyści pragną powrotu, znajdują bowiem w wierze wielkie symbole, wielkie narracje, wielkie tematy i wielkie postacie.
- Powiedziałbym, że chodzi o rzecz skazaną na porażkę, gdyż przez całe stulecia ewangelizację prowadzono nieprzerwanie za pomocą kaznodziejstwa, słowa (nie przez czytanie, ale właśnie słowem), później za pomocą obrazów. Już św. Jan Damasceński mawiał: jeśli przychodzi do ciebie poganin, chcąc się dowiedzieć czegoś o twej wierze, nie mów mu nic, ale niech zobaczy dzieła w kościołach. Wtedy mieliśmy do czynienia z sztuką bizantyńską i prawdziwymi arcydziełami. Dziś niestety sytuacja jest całkowicie odmienna. Wspomnijmy tutaj o statutach artystów ze Sieny z XIV wieku, które rozpoczynały się takim oto stwierdzeniem: "Jesteśmy dla ludzi, którzy nie znają lektury", to znaczy nie potrafią czytać, "tymi, którzy ukazują dzieła dokonane przez Boga". Artyści malowali nie dla zasady lub dla biskupa, ale dla ludu (Biblia pauperum), czuli to powołanie, które w nich stale było obecne.
Dziś niestety nie odczuwa się już potrzeby powrotu do tego wymiaru. Ewangelizacja bez kultury, wybitnych dzieł sztuki, w cywilizacji telewizyjnej, jest absurdem. Przypominam sobie, że gdy pojawiło się Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego, ówczesny kardynał Joseph Ratzinger chciał, aby były w nim ilustracje właśnie dlatego, że katecheza i obrazy są nierozerwalnie ze sobą związane. Oczywiście dziś idea obrazu winna rozciągać się także na film, telewizję i nowe środki przekazu, będące wyrazem nowoczesności.
Bardzo syntetycznie wymieniłbym trzy teksty, które dla mnie jako przewodniczącego dykasterii zajmującej się kulturą, są podstawowe: konstytucja "Dei Verbum", która jest jednym z najpiękniejszych tekstów Vaticanum II, ze względu na uwagę, jaką przywiązuje do Słowa Bożego. Z tekstem tym łączy się także Synod Biskupów z 2008 r. i adhortacja apostolska "Verbum Domini" Benedykta XVI. Drugim bardzo znaczącym dokumentem jest "Lumen Gentium", poświęcony Kościołowi. Temat kościelny ma także kapitalne znaczenie w łonie Kościoła i jest podstawowy dla dialogu ekumenicznego. Z tych dwóch dokumentów wypływają następnie inne teksty, jak np. o dialogu z żydami i inne. Trzecim dokumentem jest "Gaudium et Spes", i to nie tylko, że tekst jest sam w sobie doskonały po dziś dzień, ponieważ jest datowany - i słusznie - gdyż miał przemawiać do Kościoła lat sześćdziesiątych. Dokument ten jest ważny, gdyż porusza wszystkie tematy, którymi i dzisiaj się zajmujemy: dialog z niewierzącymi, z nauką, z polityką, ze społeczeństwem oraz problemów związanych z antropologią. Są to podstawowe teksty i zawarte w nich tematy, które również dzisiaj musimy podejmować na nowo.
Niewątpliwie nieraz umykały uwadze Kościoła osoby, które z różnych powodów z nim się nie utożsamiały. Dlatego jednym z obowiązków Papieskiej Rady Kultury jest promowanie Dziedzińca Pogan. Chodzi o dialog z niewierzącymi, który rozumiemy przede wszystkim jako zderzenie dwóch "logoi". Musimy zatem zachęcać bardziej do rozumowania niż reagowania, gdyż być może prezentujemy się tylko w sposób pobożnościowy i wyłącznie apologetyczny. Jesteśmy wezwani do pokazywania słuszności naszej nadziei i zachęcania do niej ludzi niewierzących. Wymaga to, aby nasz dialog miał podstawy metodologiczne i opierał się na wzajemnym słuchaniu i na zdolności ostatecznego przyjęcia tych bodźców, które mogą być cenne dla obu stron. Jeśli nawet, ściśle mówiąc, dialogi, które prowadzimy, nie mają na celu ewangelizowania, to jednak są zawsze performacyjne, przemieniające.
Gdy ktoś przedstawia własne stanowisko - także świecki, niewierzący, jeśli jest przekonany o swym poglądach to je proponuje i podejmujemy dialog. Nie chodzi więc o rozmowę o teoretycznych zagadnieniach geometrii lub o jakichś przelotnych hipotezach naukowych. Jeśli nasz rozmówca rozprawia o nauce, to dlatego właśnie, że dotyczy ona życia, istnienia. Wtedy pojawia się wymiar performacyjny, gdy próbujemy się nawzajem przekonać. Widzimy zatem, że chodzi nie tylko o zwykłą informację, ale także o transformację. Dlatego dialog nie jest tylko po prostu zbliżeniem do siebie dwóch tez, ale także prezentacją dwóch przekonań. Czasami tego ostatniego Kościół i wspólnota nie potrafią robić dobrze, gdyż nie umieją przedstawić orędzia ewangelicznego w zrozumiałym i zwięzłym języku.
Ostatni aspekt, jaki należy tutaj podkreślić, dotyczy tematów, które trzeba zaproponować. Musimy znaleźć takie zagadnienia, które są strukturalnie podstawowe dla bytu ludzkiego, jak np. sztuka, piękno, etyka, prawda, życie i śmierć, a także tematy, które są prowokujące i tkwią głęboko w człowieku.
- Mam nadzieję, że zdołamy postawić w świetle wiary wszystkie podstawowe dwumiany takie jak wiara - rozum, wiara - piękno, wiara - zaufanie, wiara - dzieła. Są to dwumiany, które pokazują, jak wiara ze swej natury nie jest rodzajem cennego kamienia, który ktoś ma i chowa w kieszeni, ale że jest żywotną zasadą, to znaczy prawdziwym i właściwym wyborem, który wyznacza zachowania i który obejmuje także mrok (wiara - ciemność). Wspomnijmy choćby Abrahama na górze Moria, Hioba i jego cierpienie lub samego Jezusa z Jego męką i Jego krzyżem. Trzeba tak postępować, aby odkryć pełnię wiary jako doświadczenia zjednoczonego w treści, to znaczy w stwierdzeniach, które są światłem dla naszych działań i strukturalną zasadą chrześcijańskiego istnienia.
Skomentuj artykuł