Co z zarzutami pod adresem abpa Głódzia?
To temat do rozwikłania przez nuncjusza. Ale tym razem wydaje się, że o wynikach swojego postępowania – jeśli rzecz jasna w ogóle je zacznie – powinien on poinformować opinię publiczną. Powiedzieć, że zarzuty wobec abp. Głódzia się potwierdziły lub że są bezpodstawne.
Choć temat nadużywania władzy w Kościele jest stary jak świat, to głośno zaczęto o nim mówić dopiero przy okazji debaty na temat molestowania seksualnego nieletnich. Wcześniej o tym, że problem istnieje mówiło się raczej po cichu, bez wyciągania konkretnych spraw na światło dzienne. A jeśli coś wychodziło usiłowano gasić pożar w zarodku, najczęściej „ucinając” głowy tym, którzy odważyli się je wychylić. Nadużywającym władzy zazwyczaj włos z głowy nie spadał. Nie podejmowano żadnych prób wyjaśnienia, bo nie dawano wiary tzw. „złym językom”. Czasem „winowajcom” pozwalano odejść z godnością bez podania przyczyny. Byle tylko nie wywołać zgorszenia. Tak jest i dziś. Trudno się temu dziwić. Wiele spraw na linii wikary – proboszcz, wikary/proboszcz – biskup dotyczy wąskiej grupy osób i trudno oczekiwać tego, by informować o tym całą wspólnotę Kościoła. Ale perspektywa zmienia się, gdy zarzut zostaje postawiony publicznie.
Piję oczywiście do zarzutów jakie pod adresem abp. Sławoja Leszka Głódzia za pośrednictwem mediów postawili podlegli mu księża. Wedle ich relacji arcybiskup miał ich poniżać, zastraszać i wymuszać pieniądze. Oskarżenia ciężkie, ale nie nowe. Podobne pojawiły się już w 2013 roku. Arcybiskup odpowiedział na nie publicznie. Uznał, że formułowane pod jego adresem zarzuty podważają „godność urzędu” i jego „posługi biskupiej”. W oświadczeniu pisał, że rozmawiał o sprawie z nuncjuszem apostolskim i zapewniał, że jest gotowy do dialogu. A jeśli któryś z kapłanów „z różnych powodów nie chce lub uważa, że nie może tej drogi dialogu podjąć tu w Gdańsku”, to może skorzystać z pośrednictwa nuncjusza apostolskiego. „Nuncjusz apostolski potwierdził mi, iż jest gotów przyjąć i ocenić wraz ze zwierzchnimi kompetentnymi władzami kościelnymi każdą Waszą uwagę, skargę czy zarzut. Możecie to zrobić osobiście, czy też na piśmie” - napisał. Podkreślił też, że przebacza tym księżom, którzy poszli ze sprawą do prasy i prosi o przebaczenie „jeśli ktoś uważa, że moim postępowaniem go skrzywdziłem”.
Nadużywającym władzy zazwyczaj włos z głowy nie spadał. Nie podejmowano żadnych prób wyjaśnienia, bo nie dawano wiary tzw. „złym językom”. Czasem „winowajcom” pozwalano odejść z godnością bez podania przyczyny. Byle tylko nie wywołać zgorszenia. Tak jest i dziś.
Czy którykolwiek z księży poszedł wtedy do nuncjusza nie wiadomo. Tak samo jak nie wiadomo czy wszczął on jakieś postępowanie wyjaśniające po publikacjach prasowych. Wiadomo, że z metropolitą gdańskim rozmawiał, ale czy udzielił mu jakiejś reprymendy już nie. Komunikatu żadnego nie było, bo być nie musiało.
A jednak po sześciu latach sprawa wraca. Zarzuty są identyczne. Nie wiem czy prawdziwe i nie mi to rozsądzać. Nie wiem jakimi pobudkami kierowały się osoby, które na nowo je podniosły. Czy to tylko jakaś zemsta? Może efekt niezadowolenia z podejścia arcybiskupa do sprawy ks. Jankowskiego i szerzej problemu pedofilii? A może rozgrywka pomiędzy biskupami i początek walki o schedę w archidiecezji gdańskiej? Pytania można mnożyć. To temat do rozwikłania przez nuncjusza. Ale tym razem wydaje się, że o wynikach swojego postępowania – jeśli rzecz jasna w ogóle je zacznie – powinien on poinformować opinię publiczną. Powiedzieć, że zarzuty wobec abp. Głódzia się potwierdziły lub, że są bezpodstawne. Wydaje się zresztą, że to nuncjusz powinien poprosić wszystkich, którzy mają jakąś wiedzę na ten temat, o to, by się do niego zgłosiły.
Może w tej sprawie zadziałać pewien czynnik hamujący. Nie jest bowiem tajemnicą, że abp. Głódź przechodził w ostatnich latach skomplikowane operacje i do dawnej formy mu daleko. Nie jest też tajemnicą, że w sierpniu przyszłego roku kończy 75 lat i prawdopodobnie przejdzie na emeryturę. Nie powinno to jednak stanowić przeszkody do poważnego zajęcia się stawianymi mu zarzutami – nawet jeśli w większości formowane są anonimowo. Jako wspólnota Kościoła mamy prawo oczekiwać prawdy.
Skomentuj artykuł