Alfie Evans - czy zbawią nas racjonalne procedury?

(fot. facebook.com/save Alfie Evans)

Co stało za irracjonalnym zachowaniem decydentów w sprawie małego Alfiego, którzy nie zezwolili na profesjonalną (racjonalnie uzasadnioną) próbę ratowania pacjenta?

Alfie Evans to chyba najpotężniejsza ikona świata. Alfie Evans to bohater. Tym bardziej bohaterski, że bezbronny, mały, otoczony swoimi pluszakami, na szpitalnym łóżku. Alfie Evans dzielnie opiera się śmierci - poszła w świat elektryzująca wiadomość - gdy został odłączony od urządzeń podtrzymujących go przy życiu. Alfie to mały gladiator - mówiono. Alfie to Dawid, który walczy z wielkim Goliatem. Potem zaś przyszła wiadomość: Alfie Evans nie żyje!

Jego ojciec Thomas Evans napisał na Facebooku, największej tablicy ogłoszeń świata: "Mój gladiator odłożył tarczę i o 2.30 otrzymał swoje skrzydła. To łamie nasze serca. Kocham Cię". Cały świat ma żywą ikonę jego syna stale jeszcze przed oczami. Nieustannie przypominają nam ją światowe i lokalne media: obraz małego chłopczyka, śpiącego słodko ze swoimi misiami jak najszczęśliwsze dziecko świata. Koło niego zaś często ojciec albo matka. Obejmuje ich rączkami. Czasem patrzy szeroko otwartymi oczami, ale lekarze mówią, że jego oczy nic nie widzą, a czułe dotyki ramion jego ojca albo matki nic mu zupełnie nie mówią i nic dla niego nie znaczą.

DEON.PL POLECA

Tak naprawdę to trzeba zacząć od tego, że współczesna medycyna oficjalnym stwierdzeniem lekarzy szpitala w Liverpoolu, gdzie umieszczony był mały Evans, uznała, że nie jest w stanie postawić diagnozy w przypadku jego choroby, a więc i podjąć się jego leczenia. Ograniczono się zatem do wspomagania organizmu chłopca aparaturą szpitalną, aby utrzymać go przy życiu. W pewnym momencie lekarze orzekli jednak, że trzeba przerwać używanie tej aparatury i pogodzić się z nieuniknionym, to znaczy z jego zgonem.

Zaczęto zatem wdrażać przewidziane przez prawo procedury. Zespół lekarski, który oficjalnie reprezentował interesy małego pacjenta, wydał opinię, że dla jego osobistego dobra dalszą terapię trzeba przerwać, ponieważ "nie jest w jego najlepszym interesie" i może być nie tylko "daremna", ale także "nieludzka". Na podstawie tej opinii sędzia autoryzował szpital, aby odłączył aparaturę utrzymującą przy życiu Alfiego Evansa. Werdykt ten został później wzmocniony wyrokiem sądu apelacyjnego. Procedurom stało się zadość. Teraz już nikt niczego nie mógł zmienić. Decyzja była ostateczna i absolutna.

Walka jednak na dobre dopiero teraz rozgorzała, przy stale rosnącej liczbie tych, którzy się angażowali w obronę prawa do życia małego pacjenta. Byli oni mitygowani przez urzędowych oponentów ich chłodnym racjonalizmem, powoływaniem się na naukowe, obiektywne racje, a przede wszystkim na autorytet świętej procedury, która ostatecznie powinna rozstrzygać każdą sprawę.

Rodzice Alfiego na początku byli bardzo zagubieni i prawie niewidoczni. Nabrali jednak wiary w siebie, gdy zauważyli, że nie są osamotnieni. Popierać ich zaczęła stale rosnąca rzesza ludzi i nawet liczące się społecznie autorytety. W samej Anglii fakt narodzenia się nowego potomka królewskiego nie zagłuszył ani nawet nie przyciszył zainteresowania sprawą Alfiego, a w pewnym sensie dodał jej dramatyczności.

Sytuacja zmieniła się zasadniczo, gdy pojawiły się oferty udzielenia profesjonalnej pomocy Alfiemu ze strony innych szpitali w Europie. Tymczasem szpital w Liverpoolu jedyne, co chciał uczynić, to odłączyć konieczną do życia aparaturę. Nie dziwi fakt, że rodzice Alfiego z wdzięcznością przyjęli ofertę rzymskiego szpitala "Gesù Bambino" , należącego do Watykanu, gotowego podjąć się próby ratowania życia chłopca nowymi, eksperymentalnymi metodami medycznymi.

Zgody na to nie wyraziły jednak władze brytyjskie, pomimo że ze strony włoskiej wszystko było gotowe, łącznie z profesjonalnym, medycznym transportem. Co więcej, kilkakrotnie poparcie dla tej inicjatywy wyraził papież Franciszek, angażując się w nią osobiście, a rząd włoski przyznał Alfiemu obywatelstwo, aby usunąć przeszkody proceduralne, które podnosiła strona brytyjska. Wszystko okazało się na nic.

Spektakl przybierał na dramaturgii, gdy ustawiono policjantów u bram szpitala, gdzie z mocy prawa miał być wykonany na Alfiem wyrok sądowy, od którego nie było już odwołania. Na dodatek zakazano rodzicom kontaktu z ich umierającym synkiem. Nic dziwnego, że opinia publiczna zaczęła nazywać ten szpital więzieniem, w internecie zaczęły się mnożyć protesty, a w niektórych krajach nawet protesty uliczne i wyrazy modlitewnej solidarności z małym Alfiem i jego rodzicami.

Dosyć boleśnie zostało odebrane przez opinię publiczną i wzbudziło zdziwienie, że kiedy Alfie na oczach całego świata toczył walkę ze śmiercią, która zyskała mu miano "wojownika" i "gladiatora", na dwa dni przed zgonem jego ojciec niespodziewanie podziękował wszystkim za wsparcie i stwierdził, że jest to jego ostatnie oświadczenie publiczne. Poprosił o uszanowanie jego prywatności i poradził, aby wszyscy "powrócili do swego codziennego życia". Zanim jego syn "złożył tarczę", jak sam napisał, on go poprzedził swoim zachowaniem.

Alfie natomiast przez pięć dni na oczach całego świata opierał się śmierci, gdy lekarze wcześniej twierdzili, że nie będzie w stanie przeżyć samodzielnie, bez szpitalnej aparatury, dłużej niż 3 minuty (inne źródła podawały, że nie 3 minuty, ale miało być ich 15). Alfie jednak nie umarł, tak jak tego oczekiwano i dlatego, po 28 godzinach, zdecydowano się go nakarmić, aby powodem zgonu nie było zagłodzenie.

Niepoddawanie się śmierci, na którą został zasądzony w całym majestacie prawa i z perfekcyjnym spełnieniem wszystkich procedur praworządności, zaczęło coraz bardziej podawać w wątpliwość "słuszność" wydanego na niego wyroku. Dawid walczył z Goliatem i niespodziewanie brał nad nim górę. Wtedy właśnie, z powodu tej walki, chłopiec został nazwany gladiatorem.

Alfie umarł - przyszła smutna wiadomość - dla tych, którzy mimo wszystko liczyli na cud. Odetchnęli z ulgą zwolennicy bezwzględnego posłuszeństwa procedurom. Ulgę odczuli też ci, którzy byli publicznie pytani o stanowisko wobec walki małego Alfiego z procedurami. Teraz już nie muszą opowiadać się przeciw Dawidowi, ponieważ pytanie przestało być aktualne i może zostać zignorowane poprzez wyrazy najwyższego ubolewania z powodu dramatu, który przeżyli wraz z całym światem!

Dlaczego kraj o tak wielkiej kulturze dialogu społecznego i tak pięknej tradycji związanej ze sztuką poszukiwania konsensusu w sprawach spornych, opierając się na zdrowym rozsądku, nie potrafił tym rozsądkiem się posłużyć? Przecież nie chodziło w tym wypadku o pieniądze, bo proponowana pomoc przejmowała na siebie wszystkie koszty transportu i leczenia. Nie chodziło o sławę, bo sławy szpitalowi ani sędziemu to nie przysporzyło.

Co stało za irracjonalnym zachowaniem decydentów w sprawie małego Alfiego, którzy nie zezwolili na profesjonalną (racjonalnie uzasadnioną) próbę ratowania pacjenta? Czy argument proceduralnej poprawności jest absolutnie przekonujący i nie można go już zakwestionować żadną realną (racjonalną) propozycją dobra? Czy takie rozumienie racjonalności nie jest dowodem szkodliwej irracjonalności, którą można określić jako przejaw arogancji władzy, która musi mieć zawsze rację, nawet jeżeli tej racji nie ma?

Polski prezydent napisał w internetowym, prywatnym wpisie, że "może wszystko, czego potrzeba, to trochę dobrej woli u tych, którzy podejmują decyzje". Przyrzekł też swoją modlitwę Alfiemu i jego rodzicom. Nie jest to wcale bez znaczenia, chociaż łatwo takiemu oświadczeniu przypiąć łatkę irracjonalności.

Zygmunt Kwiatkowski SJ - jezuita, misjonarz, spędził 30 lat w Egipcie, Libanie i Syrii

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Alfie Evans - czy zbawią nas racjonalne procedury?
Komentarze (2)
13 maja 2018, 23:41
Mieć władzę a być władzą. To ogromna różnica. W tym drugim przypadku już tylko krok od stania się bogiem w miejsce Boga - panem cudzego życia i śmierci. "Ja tak chcę..."
Andrzej Ak
12 maja 2018, 20:57
Ksiądz Piotr Glas w swoich wystąpieniach chyba doskonale opisał rzeczywistość duchową ludzi żyjących w tamtych stronach świata. Nie dziwi więc fakt, iż przedstawiciele tamtej populacji w dobru widzą zło, a złu nadają formy dobra.