"Amoris laetitia"? Nie ma innych interpretacji

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

To nie przypadek, że jako właściwy sposób odczytania i wprowadzania w życie Kościoła adhortacji "Amoris laetitia" wskazywane jest dzieło lokalnych biskupów, a nie tekst opracowany przez którąś z watykańskich dykasterii.

Duża parafia w średniej wielkości mieście. Nowy proboszcz szybko dostrzegł grono zaangażowanych w życie wspólnoty parafian. Wśród nich kobietę samotnie wychowującą dwoje dzieci. Żyła, jak wdowa, ale nią nie była. Była rozwódką, porzuconą przez męża, który nagle postanowił "mieć coś dla siebie z życia" i zamieszkał kilkadziesiąt kilometrów dalej z inną kobietą. Płacił alimenty, ale nie szukał kontaktu z dziećmi. W ogóle nie interesował się ich losem. Tymczasem ich matka zmagała się z problemami. Zwłaszcza wchodzący w nastoletni wiek syn sprawiał poważne kłopoty.

Kobieta często uczestniczyła we Mszy św. i przystępowała do Komunii św. Widać było, że to dla niej ważne umocnienie. Niespodziewanie przestała się pojawiać w kościele. Nawet w niedzielę. Okazało się, że poznała mężczyznę, w podobnej sytuacji, co ona. Żona go porzuciła i wyjechała za granicę, gdzie na nowo ułożyła sobie życie. Zostawiła go z kilkoletnią córeczką. Dla niego też wiara była istotną częścią życia.

Długo się bronili przed rodzącym się między nimi uczuciem, ale m. in. obserwując dzieci doszli do wniosku, że mimo wszystko powinni być razem. Zawarli małżeństwo w urzędzie, zaczęli budować rodzinę. Nie przestali chodzić do kościoła, jednak jeździli na drugi koniec miasta. Po Mszy często wracali smutni, zwłaszcza ona nie potrafiła powstrzymać łez, tak bardzo tęskniła za możliwością przyjmowania Ciała Chrystusa.

DEON.PL POLECA

Tego typu sytuacje można spotkać w niejednej parafii. Nie są zjawiskiem masowym, ale się zdarzają. Rodzą pytanie, co Kościół robi dla ludzi, którzy nieraz po latach ogromnych cierpień spowodowanych nieudanym małżeństwem, opuszczeni przez tych, którym ślubowali miłość, wierność i uczciwość małżeńską aż do śmierci, często niespodziewanie dla samych siebie znajdują nową miłość i "łapią trochę szczęścia". Niejednokrotnie rzeczywistość, w której żyją, okazuje się w praktyce wykluczeniem. Nie tylko z życia sakramentalnego, ale stopniowo również ze wspólnoty. Zamiast pomocy dostają napiętnowanie.

Właśnie takich ludzi dotyczy ósmy rozdział posynodalnej adhortacji apostolskiej papieża Franciszka "Amoris laetitia". Nie daje gotowych szablonów, które można szybko zastosować do wszystkich takich przypadków. Wskazuje coś, co w Kościele (jak i w wielu innych społecznościach i instytucjach) przebija się powoli. Najtrudniej chyba upowszechniają się rozwiązania, które wymagają żmudnego i starannego podejmowania wielu ważnych decyzji, bez możliwości zastosowania prostego przepisu, zero-jedynkowych szablonów, gotowców, niczym księgi penitencjarne. A przede wszystkim te, które łączą się z braniem na siebie osobistej odpowiedzialności za los innych, przed ludźmi i przed Bogiem. Wiele wskazuje na to, że właśnie takie są rzeczywiste źródła problemów i wątpliwości zgłaszanych wobec papieskich propozycji.

Jak każdy tekst, także punkty 298-300 "Amoris laetitia" podlegają interpretacji. Są filtrowane przez doświadczenie czytającego, stan wiedzy, wizję Kościoła, obraz Boga, jaki ktoś nosi w sercu i umyśle itp. Nic więc dziwnego, że po opublikowaniu adhortacji pojawiły się różne propozycje zastosowania w praktyce jej zapisów. W zeszłym roku w liście do argentyńskich biskupów z regionu Buenos Aires papież Franciszek ich sposób odczytania dokumentu wskazał, jako najwłaściwszy i zgody z jego intencjami. "Nie ma innych interpretacji" - napisał. 6 grudnia br. ten papieski list został opublikowany w Acta Apostolicae Sedis. To znaczy, że stał się oficjalnym dokumentem Stolicy Apostolskiej - nauczaniem Następcy św. Piotra.

Ten fakt ma wielorakie znaczenie. Nie tylko w bezpośrednim odniesieniu do problemu wiernych, którzy znaleźli się w tego rodzaju sytuacjach, jak wyżej opisana. Także w odniesieniu do patrzenia na Kościół powszechny i jego funkcjonowanie. To nie przypadek, że jako właściwy sposób odczytania i wprowadzania w życie Kościoła adhortacji "Amoris laetitia" wskazywane jest dzieło lokalnych biskupów, a nie tekst opracowany przez którąś z watykańskich dykasterii. Franciszek konsekwentnie pokazuje, że poszczególni pasterze diecezji mają w Kościele coraz więcej do powiedzenia, ale też coraz więcej odpowiedzialności, której nie zdejmie z nich oglądanie się na "centralę".

Argentyńscy biskupi wskazują, że należy unikać traktowania opisanych w ósmym rozdziale adhortacji możliwości jako bezwarunkowego dopuszczenia do sakramentów, tak jakby każda sytuacja je usprawiedliwiała. "Tym, co się proponuje, jest rozeznawanie, które dokonuje rozróżnienia każdego przypadku z osobna". To wymaga indywidualnego traktowania wiernych, którzy z rozmaitych względów znaleźli się w kłopotach oraz czegoś jeszcze - bliskości, delikatności, czułości, miłosierdzia. Czyli tego wszystkiego, na co Franciszek od pierwszych chwil swego pontyfikatu kładzie bardzo silny nacisk.

ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Amoris laetitia"? Nie ma innych interpretacji
Komentarze (47)
G
Grzegorz
14 grudnia 2017, 16:48
Tak tu wielu razi że "rozpustnicy" mogą być dopuszczeni do stołu Pańskiego. Papież widzi możliwość zaproszenia w bardzo szczególnych przypadkach niektórych osób będących w nowych związkach do stołu Pańskiego bo na pierwszym miejscu ma MIŁOŚĆ a nie prawo. 
KK
Krzysztof Kochanowicz
17 grudnia 2017, 10:41
Miłość (Jezus) powiedziała do cudzołożnicy Ja cię nie potępiam, idź i nie grzesz więcej.
G
Grzegorz
13 grudnia 2017, 12:17
Księże Arturze dziękuję, za ten artykół. 
JR
Józef Radwan
12 grudnia 2017, 18:59
Moje małżeństwo jest bardzo trudne i na granicy rozpadu. To jednak, że żona przestała mnie kochać, wcale nie znaczy, że i ja mam zrobić to samo względem niej. Owszem jest to trudna miłość oparta na wyrzeczeniach i krzyżu. Jednak wiernośc sakramentowi małżeństwa nadaje sens tym trudom i cierpieniu. Trwam na modlitwie za nią i jestem świadom tej odpowiedzialności. Jak powie Jezus w Apokalipsie by być gorącym, albo zimnym - nigdy chłodnym. W moim odczuciu Papierz i niektórzy pasterze Kościoła wprowadzają dziwny stan. Przykładowo małżeństwo się rozpadło, powstał nowy związek, który wg nauczania Chrystusa nie jest czysty. Tymczsem biorąc ludzkie kryteria próbuje się go w atmosferze mylnie odbieranego miłosierdzia tłumaczyć i dawać mu usprawiedliwienie. Czy nie jest to właśnie "chłodna postawa", której tak brzydzi się Pan Jezus ? Bardzo dziekuję Wam drodzy Internauci, że w tak znacznej wiekszości popieracie klasyczne nauczanie Kościoła w materii małżeństwa. Bardzo mi w tym pomagacie, nadając sens moim staraniom. Szanowny Księże Artuże ! Nie rozumię Księdza artykułu, który mnie dodatkowo napełnia smutkiem i nie daje pocieszenia, ani wsparcia na mojej drodze wierności przysiędze małżeńskiej.
no_name (PiotreN)
12 grudnia 2017, 19:55
"Bardzo dziekuję Wam drodzy Internauci, że w tak znacznej wiekszości popieracie klasyczne nauczanie Kościoła w materii małżeństwa." Panie Józefie nie ma czegoś takiego, jak klasyczne nauczanie Kościoła (nauczanie Kościoła to nie rodzaj muzyki poważnej ;-). Jako wykładnię winniśmy przyjmować zapisy KKK, przykazania, wreszcie nauczanie Stolicy Apostolskiej. Podam Panu dwa adresy, one pomogą zrozumieć w jakiej sytuacji się Pan obecnie znalazł i przejść przez ten trudny okres w życiu. <a href="http://sychar.org">sychar.org</a> oraz <a href="http://kryzys.org">kryzys.org</a> Małżeństwo faktycznie jest nie lada wyzwaniem. Ja np. mam takiego Przyjaciela, który chcąc zrobić żonie przyjemność nadał dziecku imię "Renia". Uczucie męża do żony wygasło (i vice versa)... a dziecko dalej musi się męczyć. ;-) I proszę nie myśleć, że żona przestała Pana kochać. Wierność też niech Pan raczej dochowuje żonie, a nie sakramentowi. :-)
AB
Aleksander Borowski
12 grudnia 2017, 20:09
"Małżeństwo jest drogą do świętości, choć czasami przypomina drogę krzyżową"JPII(mogłem troszkę przekręcić,zmienić, pamiętam z pielgrzymki JPII,dawno to było)
JR
Józef Radwan
13 grudnia 2017, 19:10
Rzeczywiście użyłem złego okreslenia "klasyczne". Miałem na mysli "tradycyjne" czyli zgodne z Ewangelią Jezusa. "I proszę nie myśleć, że żona przestała Pana kochać ". Z całym szacunkiem dla Pana, ale tak się składa, że trochę więcej wiem o postepowaniu swojej żony niż Pan i jesli ta osoba powtarza ciągle "jesteś wredny", "nienawidzę cię", "nie mów do mnie" czy też wylewa gorąca herbatę na moje plecy, to trudno jednocześnie mieć przeświadczenie, że ta osobą mnie kocha. Nie żalę się jednak gdyż wiem gdzie jest grzech tam też i jest łaska Pana. On daje mi siłę i zrozumienie co to znaczy być wiernym ślubowanym słowom przysięgi małżeńskiej. Ta wierność pomaga przetrwać ten trudny czas, a kiedy żona w końcu doświadczy łaski nawrócenia to i relacja nabieże bardziej ludzkiego charakteru. 
MR
Maciej Roszkowski
14 grudnia 2017, 13:56
Boże daj Ci siłę
TR
Teresa Rychter
12 grudnia 2017, 14:20
"....oraz, że Cie nie opuszcze aż do śmierci.." Każdy żyje tylko raz i raz umiera.Związek z rozwiedzionym(ą) zamyka drogę powrotu sakramentalnemu małżonkowi i to jest grzech. Ponadto od wstrzemięźliwości nikt jeszcze nie umarł, a od uprawiania seksu umiera codziennie tysiące ludzi (i dzieci). Małżeństwo tak jak Kapłaństwo to Sakrament, który TRWA aż do śmierci, po rozwodzie też.
RC
Roman Cielanga
11 grudnia 2017, 01:06
Opisany przypadek samotnej matki i porzuconego ojca ma pokazać dobrą stronę cudzołożników - pomagają sobie i swoim dzieciom, co wzbudza sympatię i zrozumienie dla ich wyborów. Niestety odwraca to uwagę od sedna problemu! Czy tych dwoje rozwodników jest ze sobą dla dobra ich dzieci i z konieczności związania "końca z końcem", czy też dlatego, że doskwierał im brak seksu? W całej tej rozmiękczającej moralność dyskusji nie pisze się o tym, że rozwodnicy mogą sobie pomagać i nawet razem pod jednym dachem wychowywać dzieci, ale bez cudzołożenia. Słowa Jezusa były jak zwykle jasne i proste tak=> TAK i nie=>NIE! Za to papież nie tylko wyraża się nieprecyzyjnie dając pole do domysłów, ale nawet wprost pytany przez kardynałów ignoruje ich oficjalne dubia. Trudno jest katolikowi założyć że Franciszek bładzi tak bardzo, ale byli już w historii KK papieże, których "dokonania" nie licowały z powołaniem kapłana. Pozostaje samemu być wiernym przysiędze małżeńskiej i czekać na to, co Pan Bóg w tej sprawie zrobi.
KK
Krzysztof Kochanowicz
11 grudnia 2017, 18:27
Takie ocieplanie wizerunku można zastosować do wielu innych grzechów niż cudzołóstwo: - małżeństwa homo (szczęśclwy związek Tomasza i Jurka) - kradzieży (dla dzieci na chleb) - prostytucja (bo bieda) i wielu innych, ale to nie powinno się dziać w kościele. Są okoliczności łagodzące ale nie wolno przyzwalać na grzech i przybijać pod nim pieczątkę: grzech jest akceptowalny - zatwierdzono: kapłan - na podstawie Amoris Laetitia, ew. inna encyklika. Nie potępiać grzeszników (wszyscy nimi jesteśmy) ale nie pochwalać czynów grzesznych! Ten szpital polowy Franciszka powinien leczyć a nie jak WHO wykreślać kolejne choroby z listy chorób (tu: grzechów). Można tak obniżyć poprzeczkę, że nikt nie będzie grzesznikiem bo na wszystko znajdzie się jakieś racjonalne wytłumaczenie.. A to droga do nikąd.
MW
Mark Wu
13 grudnia 2017, 10:22
Szanowny księże, doskonale wiem, ze dla was związek kobiety i mężczyzny to jedynie sprawa popędu, bo wielu waszych tak to ujmuje w rozmowach prywatnych. Zatem prosze, wywal swoja matke z plebanii, bo ona tez kiedys za popedem i z wyuzdanego pragnienia seksu cie powiła. Przestań, idioto, mówić o życiu z perspektywy gdy każdy talerz podany ci jest pod gebe, a kase dostajesz za nic. Wyjdz na ulice i zobacz jak wyglada życie, plugawy teoretyku.
Zbigniew Ściubak
10 grudnia 2017, 20:04
Brawo księże Arturze. Wyważony i spokojny tekst na ważny temat. Część osób myśli, że "Bóg umarł" albo odszedł i go nie ma, więc jedyne co mamy to słowa zapisane przed 2 tysiącami lat. Dziś już nie wolno nam na nowo takich słów słyszeć, nawet papieżowi Kościoła Katolickiego. Dodatkowo osoby te przywiązane są do dosłownych brzmień pewnych zapisów. Całkiem jak Żydzi co oskarżali Pana Jezusa nieustannie o to, że nie przestrzega tej czy innej zasady, tego czy innego prawa. Byliby uczciwi, gdyby wzorem Orygnesa odczytali dosłownie i na serio zapisy pisma. Ot starotestamentalizm rodem od Wojtka C.
KK
Krzysztof Kochanowicz
10 grudnia 2017, 21:31
Nie można tak relatywizować ewangelii. Samemu miałbym łatwiej związać się z kimś, gdyby do tej póli kobiet dodać rozwiedzione i opuszczone. Jednak słowa Jezusa mówią, że kto wiąże się z opuszczoną (przez męża) dopuszcza się cudzołóstwa a Mojżesz dał prawo do opuszczenia żony ze względu na zatwardziałe serce ludu. Jakże więc można zaprzęgać Jezusa przeciw temu, co sam powiedział 2000 lat temu? Żydzi mieli wiele praw ludzkich które przestrzegali a zaniechali Boskich co wytknął im Pan Jezus. "Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: Czcij ojca swego i matkę swoją oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie. A wy mówicie: Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie, to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki". (Mk 7, 9-12) Życzę osobom żyjących w nowych związkach wszystkiego dobrego w drodze do Boga ale nie jestem przekonany, że zmiana ewangelii na inną niż prawdziwa może im pomóc.
Zbigniew Ściubak
11 grudnia 2017, 05:47
Czy wy potraficie: a) nie oskarżać? b) mieć wątpliwości? Gdy Pan Jezus przyszedł, to nie mogli go słuchać, bo mówił i robił coś INNEGO niż mieli ZAPISANE. Stąd szukali sposobu jak się go pozbyć, bo ich prawda była w zapisanych słowach, bo uczuciwie i z zapałem, i naprawdę wierzyli w Boga. Ta wiara właśnie zaprowadziła ich do krzyku "Ukrzyżuj go!". Prawda tymczasem jest żywa, cała reszta to takie czy inne wskazówki. Ta prawda to kochaj Boga z całego serca, a bliźniego jak siebie samego. Ale wy "kochaj" rozumiecie jako gardź, oskarżaj i poniżaj, boście nie Miłości uwierzyli i nie Miłością żyjecie, tylko Prawem, i dla Prawa podepczecie ludzi. Takie to "chrześcijaństwo", którego niestety Kościół Katolicki was nauczył. Dlatego nikogo nie oszczędzicie i pytać będziecie, samemu nie odpowiadając. Bo o prawdę walczycie, a nie chcecie jej poznawać. Bo myślicie, że prawdą są słowa te czy inne. I że ją znacie. Ha! No Stary Testament! Nie ma litości :)
KK
Krzysztof Kochanowicz
11 grudnia 2017, 18:01
a) Kogo oskarżyłem? Tłumaczę jedynie co wg Jezusa jest cudzołóstwem - a Jego naukę próbuję przestrzegać. Oskarżenie to zarzucanie komuś jakiegoś czynu a nie nazywanie czynu po imieniu. b) Im mniej wątpliwości w wierze tym lepiej - choć mi się zdarzają. Dzięki Bogu jakoś trwam w wierze. Dlaczego mam uważać, że ewangelia nie jest prawdą? Przecież są to spisane słowa Jezusa. Kochanie ludzi to również uczenie ich prawa Bożego a nie wymyślanie swojego na podstawie "widzi mi się". "Kto bowiem umarł, stał się wolny od grzechu" - to nie KKK (katechizm) tylko Biblia. Więc dobrze żyć w miarę możliwości i łaski Boga bez grzechu a jeśli się upadnie wrócić do Boga i żyć w łasce - co w tym złego i oskarżycielskiego?
MR
Maciej Roszkowski
12 grudnia 2017, 11:40
Czy słowa Chrystusa "Kto pojął rozwiedzioną... ", "Słowo tak niech znaczy tak..." są oskarżeniem? Nie. Są przykazaniem Boga. Z Nowego Testamentu. W razie wątpliwości chrześcijanie mają gdzie szukać odpowiedzi. To Pismo Święte. Pana ostatnie dwa akapity to właśnie oskarżenia.
no_name (PiotreN)
9 grudnia 2017, 23:13
"Amoris Laetitia" to bardzo dobra encyklika. Ja kiedyś także miałem z nią spory kłopot. Ale z czasem- jak sądzę - udało mi się ją bardziej zrozumieć, dokładniej pojąć, co papież od samego początku chciał nam przez nią zakomunikować. Franciszek jest dobrym pasterzem. Idąc za Chrystusem wyraźnie wyprzedza nasze czasy, dlatego obecnie wiele ludzi go nie rozumie. Niech Dobry Pan Bóg zawsze prowadzi go swoimi ścieżkami. Amen. :-)
MR
Maciej Roszkowski
9 grudnia 2017, 17:00
A ja ciągle to samo.  Chrystus powiedział:"Kto pojął rozwiedzioną cudzołoży", co dotyczy równiez rozwiedzionych. Jak to rozumieć.
ZZ
z z
9 grudnia 2017, 14:06
Słuchajcie kazań o. Augustyna Pelanowskiego, on dostrzega jakie potworne zło niesie ze sobą Bergoglio
Manuel Vetró
9 grudnia 2017, 14:12
Podaj przykłady może? Wklej linki. Ja kilka słyszałem. Ogólnie się zawsze wypowiadał, nigdy nie slyszalem  konkretnie tego, co to wyżej napisaleś. „potworne zło, jakie niesie ze sobą Bergoglio”
ZZ
z z
9 grudnia 2017, 14:56
Kto ma uszy niech słucha https://www.youtube.com/watch?v=kh1PPuzgjJQ
Manuel Vetró
9 grudnia 2017, 18:44
Dziękuje, mam nadzieje, źe jeszcze dziś posłucham i się odniosę wówczas.
ZZ
z z
9 grudnia 2017, 19:36
Polecam też https://www.youtube.com/watch?v=eiuWtLuOOX8 zwłaszcza fragment od 42 minuty
Manuel Vetró
9 grudnia 2017, 19:56
1. Bardzo dobra nauka, dodałem do ulubionych, mimo, ze dzięki dyskusji z lefebrystami i przedsoborowcami kapnąłem się wreszcie jak bardzo ojciec Augustyn Pelanowski sympatyzuje z lefebrystami. 2. Jest jedna wyraźna sugestia pod koniec, gdzie mówi ze Antychryst będzie Judaszem , który udawał troskę o ubogich  a kradł i zdradził i będzie rzeczony Antychryst udawał troskę o ubogich. No i to jakby nawet była aluzja do symboliki, alegorii Judasza jako znaku, który ma wskazać Franciszka jako antychrysta. To jest wysoce nietrafna. Azali udaje Franciszek troskę o o ubogich i kradnie jak Judasz ? A wydanie Jezusa przez Judasza na śmierć Arcykapłanom za materialny zysk to Amoris L. rozdzial wiadomy? Słaba ta alegoria i niestety nietrafna. Wlasciwe dać rzeczy słowo, musi być dosłownie w symbolice, a nie, że coś się komuś kojarzy. Skojarzenia to przekleństwo. Pelanowski daje piękne kazanie i jest potrzebny bardzo, bo dba o czystość nauki, jak lefebryści.  Ale ponosi go, jak i Was, panowie szanowni fantazja i wyobraźnia za bardzo.
Manuel Vetró
9 grudnia 2017, 21:12
Obejrzałem także drugi film linkowany.  Niewiasta vs syn zatracania. Takze bardzo dobra pozycja. Nic, absolutnie nic nowego Pelanowski nie powiedział , czego bym nie słyszał w całym wywiadzie z nim do Proroctwa.  NIE MA żadnych odniesień wprost, tylko aluzje do papieża. Ty @stick nadinterpretowałeś to jako „ostrzeżenie przed potwornym złem, jakie niesie Bergoglio” Wprost mowa o Lutrze , o Francji i Niemczech. Pelanowski nienawidzi protestantyzmu.  Nie lubi ekumenizmu. Gardzi modernizmem. Sympatyzyje z tradycjonalistami. Myślę, że tęskni za czasami przedsoborowymi (brak ekumenizmu, jednoznaczność większa nauczania). Mimo to podobają mi się jego kazania i nauki. On jest jednym z autorów mojego „odkrycia” różańca i rozumienia Matki Boskiej, więc jestem mu wdzięczny. Ewangeli na 50 minut poświecił 5 minut. Reszta to rozmaite proroctwa, znaki i ich apokaliptyczne interpretacje odnośnie czasów współczesnych, zepsutych, bo już protestanckich, zatem znaczonych antychrystem. Koniec nastąpi, jak konfesjonał się skończy. W to jestem w stanie uwierzyć. Ale to nie Bergoglio. A gdyby, przejdę na Waszą stronę.
9 grudnia 2017, 12:57
Dlaczego chcecie zmieniac Kościół? Jednak Luter był uczciwszy, załozył sobie własny.
9 grudnia 2017, 13:04
Przy takim rozumowaniu to okazuje się ,że od czasów Jezusa była cała masa nieuczciwych z Konstantynem i większością papieży na czele.Chyba że uważasz ,że od czasów Chrystusa do dzisiaj w Kościele nie było żadnych zmian?To w takim razie jesteś w jakimś innym Kościele niż KK.
9 grudnia 2017, 13:12
Pewne kwestie nie do końca jasne mogą być przedmiotem polemiki i sporów, ale jak już zostaną rozwiązane, to Kościół powinien się ich trzymać i tak zawsze było. Jeśli ktoś ugruntowane stanowisko Kościoła kwestionował, to podlegał wyłączeniu.
9 grudnia 2017, 13:45
Czyli krótko mówiąc jak zmiana Kalemu odpowiada to dobra zmiana, a jak nie to znaczy herezja :)
Manuel Vetró
9 grudnia 2017, 14:12
W punkt!
Manuel Vetró
9 grudnia 2017, 14:13
Dokładnie tak. Tutaj na deonie kościołów jest więcej katolickich wśród komentatorów , w w.w. rozumieniu, niż protestanckich ;) 
9 grudnia 2017, 15:06
Proszę jednak czytać ze zrozumieniem.
10 grudnia 2017, 02:46
Tekst J 15,5 rozumiem w ten sposób, że owocami wiary są wciąż rozgałęziające się kiście, na których końcu wiszą winogrona. Odnoszę też wrażenie, że niektóre osoby chciałyby, aby Kościół przypominał wielgachną dynię zasilaną jednym jedynym pędem...
AB
Aleksander Borowski
9 grudnia 2017, 11:33
Kapłan ,który namawia do świętokrackiego przyjmowania Komunii Świętej ,chyba też grzeszy. Od dawna w Polsce rozwija się duszpasterstwo związkÓw niesakramentalnych i bylo dobrze.Dlaczego udzielać im Komunii ś. skoro przyjęcie Komunii Świetej wymaga stanu ŁASKI UŚWIĘCAJĄCEJ, A LUDZIE ŻYJĄCY W GRZECHU ciężkim NIE SĄ W STANIE OWEJ ŁASKI.ŹLE ROZUMUJĘ?
KJ
k jar
9 grudnia 2017, 10:52
Aż nie chce mi się wierzyć,aby ks. Artur był takim duszpasterskim ignorantem i nie wiedział,jak postępuje się w sytuacji,gdy wierny po rozwodzie zgłasza się na parafię i jeszcze aktywnie uczestniczy w życiu parafii. Instrukcje w tej materii wydano już w 1969 roku, a późniejszy Prymas ks. Józef Glemp w 1971 napisał ciekawy artykuł do "Prawa Kanonicznego" ze swej praktyki w sądzie diecezjalnym, gdzie pokazywał krok po kroku postępowanie w sprawie zbadania stanu małżeństwa, które się rozpadło. Gdy kobieta została porzucona przez męża, tym bardziej z dziećmi, winno się najpierw pomóc jej w uregulowaniu jej statutu prawnego w Kościele: czy jest mężatką jeszcze, czy nigdy ją nie była. Tu widać tego zaniedbano i pozwolono na zbudowanie przekonania,że nie ma miejsca w Kościele lub jej status w Kościele jest niepewny. Stąd poszukiwanie jakiejś stablizacji społecznej i uczuciowej, tym bardziej zasadnej,że kobieta została sama z dziećmi (jak to możliwe,że znana parafii samotna matka z dziećmi nie została objęta kompleksową opieką!). Gdyby proboszcz parafii wcześniej postąpił zgodnie z kościelnymi procedurami znając osobę, to może nie doszłoby do zawiązania się związku z konieczności społecznej i nie trzeba byłoby organizować duszpasterstwa związków niesakramentalnych. Za powstanie wielu związków niesakramentalnych odpowiedzialny jest Kościół poprzez zaniedbanie praktyki wsparcia osób porzuconych.
DP
Danuta Pawłowska
9 grudnia 2017, 10:24
Każdy, kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo; i kto oddaloną przez męża bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo. (Łukasz 16,18) Nie ma innych interpretacji tych słów! Tylko ktoś pod wpływem złego ducha może podważyć słowa Pana Boga!
AB
Aleksander Borowski
9 grudnia 2017, 11:36
Tak,nie można zaprzeczać Prawdzie.
10 grudnia 2017, 02:49
Wskaż mi, proszę, konkretny werset (NIE interpretację), przypisywany Panu Jezusowi, który zabrania wielożeństwa
9 grudnia 2017, 09:41
Naprawdę?Szkoda,że ta jest heretycka. "Są filtrowane przez doświadczenie czytającego, stan wiżedzy, wizję Kościoła, obraz Boga, jaki ktoś nosi w sercu i umyśle itp" Aż strach zajrzeć w Twoje serce i umysł szanowny autorze skoro podpisujesz się pod tym protestancko-modernistycznym bublem.
Manuel Vetró
9 grudnia 2017, 10:00
Mam ważne pytanie do Ciebie stos. Czy zbawiony może być zwolennik papieża Franciszka, luteranin, protestant, modernista, buddysta, islamista, agnostyk, ateista? Czy zbawienie zarem zależne jest od poglądów jakie mamy na naturę bytu i wiary takiej a nie innej /zestawu przekonań zatem/ Czy może zbawienie zależy od czegoś innego?
AB
Aleksander Borowski
9 grudnia 2017, 11:57
Kto zostanie zbawiony jet zależne od woli Boga i nikt tego nie wie.
Manuel Vetró
9 grudnia 2017, 12:05
Ja nie ptyalem , kto zostanie zbawiony, a kto może zostać zbawiony. KKK odpowiada na to pytanie i ja znam tą odpowiedź. Interesuje mnie odpowiedź użytkownika stos, który jest przedsoborowcem, tradycjonalistą. Ciekaw jestem, jak oni widzą tą kwestię?
9 grudnia 2017, 16:33
Papież Pius IX: "Jest to prawda wiary, której silnie trzymać się należy, że poza Kościołem apostolskim, rzymskim nikt zbawić się nie może, on bowiem jest jedyną arką zbawienia i kto do niego się nie schroni, zatonie w potopie... ...Wiadomo nam i wam, że ci, co znajdują się w zupełnej nieświadomości co do naszej najświętszej wiary, a przytem zachowując wiernie naturalne prawo moralne i jego przykazania wyryte niejako w sercach wszystkich przez Boga, zawsze gotowi są Boga słuchać, przy pomocy Bożego światła i dzielnej siły łaski mogą osiągnąć wiekuiste życie. Bóg bowiem, który przegląda i bada najtajniejsze uczucia, myśli i usposobienia wszystkich, nie dopuści, w swej najwyższej dobroci i miłosierdziu, by był skazany na męki wieczne ten, który żadnej dobrowolnej winy nie ma na sumieniu."
Manuel Vetró
9 grudnia 2017, 18:37
Dzięki. Paragraf 1 -⎌kategoryczny przeczy drugiemu, bardziej liberalnemu, na pewno nie kategorycznemi, kryterium jest naturalne prawo moralne i nieznakomość KK. Ergo, nawet w kościele katolickim rzymskim, mocno przedsoborowym bo XIX wiecznym, zbawienie NIE jest ograniczone do ram tegoż Kościoła. Dziekuję bardzo serdecznie!
9 grudnia 2017, 18:50
Nie ma tu żadnej sprzeczności. Przynależność do Kościoła jako rękojmi zbawienia jest obowiązkiem. Aby ten obowiązek przyjąć trzeba wpierw o nim wiedzieć. Kto żyje w nieświadomości, nie zaciaga winy. Jako,że w Kościele jest jednak pełnia środków zbawienia,trudno jest zbawić się ludziom formalnie do Niego nie należącym. Aktem miłosierdzia ze strony nas katolików jest więc nawracanie pogan. To bowiem przybliża ich do zbawienia. W tym kontekście twierdzenie Franciszka jakoby prozelityzm był grzechem trudno nawet komentować. P.S. Historia Kościoła nie dzieli się na erę Koscioła zamordystycznego i miłosiernego.Tak nauczają jedynie modernistyczni szaleńcy 
Manuel Vetró
9 grudnia 2017, 22:55
P.S. do Twojego P.S. Czytając Wasze komentarze, lefebrystyczne nauczanie de facto,  mam wniosek tylko jeden. KK zawiera w sobie Jedynie Prawdziwy Kościół Chrystusowy Rzymsko-Katolicki (cała historia Kościoła jest dziedzictwem KK). Dla Was jednak Sobór Watykański II jest końcem czasów prawdziwego Kościoła. To Wy nas nie akceptujecie, odrzucacie i prześladujecie (przynajmniej na deonie w komentarzach, bo w rzeczywistym świecie nie poznalibyśmy się przecież jako spierający się przeciwnicy tylko jako bracia w wierze na jednej Eucharystii. Co nas różni? Za Pelanowskim idąc, nie podałbyś mi ręki znajac moje poglądy. Ja za Ciebie za  ewangelicznym nauczaniem Franciszka idąc musiałbym oddać... siebie...