Ateizm - nowa generacja
Ateizm, który zwalcza wszelkie przejawy religii, powoli zmierza ku końcowi, a przynajmniej będzie musiał stanąć w szranki ze swoim niespodziewanym przeciwnikiem.
Nadchodzi nowa fala ateizmu, tym razem takiego, który nie zamierza degradować i niszczyć religii, by wzmocnić swoją pozycję i zjednać sobie nowych wyznawców. Przeciwnie, chce przejąć z religii to, co najlepsze i atrakcyjne, z wyjątkiem wiary w osobowego Boga. Nowi ateiści coraz pochlebniej wyrażają się o religii, choć uważają, że nie powinna ona być kojarzona wyłącznie z zorganizowanym systemem wierzeń i rytuałów. Na naszych oczach powstaje alternatywna i, co by nie powiedzieć, kusząca propozycja dla tych, którzy są zmęczeni zinstytucjonalizowanymi religiami albo mają dosyć wypreparowanej z ducha laickości.
Religijni ateiści, bo tak się najczęściej określają, sprzeciwiają się poglądowi, że moralnie może żyć tylko ten, kto wierzy w Boga. Na ogół nie zgadzają się z Richardem Dawkinsem, który dowodzi, że istnieje tylko to, co można zbadać naukowo i zajadle zwalcza wszelką religię. Uważają, że istnieje nie dająca się pojąć tajemnica.
Szukają tego, co przekracza nasze zmysłowe doświadczenie. Podobnie jakie niegdyś Albert Einstein zachwycają się wspaniałością kosmosu, gdzie ukrywa się "najwyższa mądrość i promieniujące piękno". Nie chcą już ateizmu, który zostawia ludzi z pustką, grozą samotności, a świat zamienia w zimne, nieczułe i wyobcowane miejsce.
Oczywiście, budzi to sprzeciw twardogłowych ateistów pokroju Richarda Dawkinsa czy Christophera Hitchensa. Niemniej oburza też gorliwych wierzących, ponieważ nowy powiew dyplomatycznego ateizmu podważa konieczność wiary w Boga, by móc wieść szczęśliwe życie.
Jednym z propagatorów tego nowego kierunku jest Alain de Botton, ateista, popularny filozof i pisarz o żydowskich korzeniach, urodzony w Szwajcarii. W 2012 roku wydał książkę "Religia dla ateistów", gdzie zaznacza, iż zsekularyzowana kultura nie potrafi już odpowiedzieć na większość wyzwań i pytań, które trapią współczesnego człowieka, rodząc w nim zagubienie i frustrację. W jednym ze swoich wystąpień pod znamiennym tytułem "Ateizm 2.0." powiada, że "coś wewnątrz nas [ateistów] sprzeciwia się idei, że jesteśmy jedynie masą komórek, dryfujących od przypadkowych narodzin do bezsensownej śmierci". Dlatego, jak deklaruje, chociaż należy odrzucić ideę osobowego Boga, to jednak "ateizm nie powinien odrywać się od bogatych źródeł religii".
De Botton przekonuje, że religia daje wiele dobrych rzeczy, które wojujący ateizm nieroztropnie odrzuca, wylewając dziecko z kąpielą. Raczej trzeba pozbyć się tego, co w religii jest rzeczywistym balastem (sztywna doktryna, niczym niepoparte sądy o prawdzie i jedyności, infantylizm, paternalizm i moralizowanie), a przyjąć to, co, jego zdaniem, odnosi się do każdego człowieka. Chodzi o wspólnotę, niektóre tradycje, wrażliwość na transcendencję, sposób zarządzania, wspólne ucztowanie, spowiedź jako środek terapeutyczny itd. Szwajcarski filozof w 2008 roku założył w Londynie "Szkołę Życia", która oferuje kursy i "kazania", oparte na filozofii, literaturze, sztuce i psychologii, by pouczyć jej adeptów na temat tego, jak "mądrze i dobrze żyć".
W tym samym mieście Pippa Evans i Sanderson Jones założyli ateistyczny kościół i co miesiąc spotykają się na "Niedzielnym Zgromadzeniu". Po co? Aby poczuć się we wspólnocie, poznać tych, którzy myślą podobnie, śpiewać pieśni, posłuchać jakiegoś mówcy, wejść w chwilę milczenia i refleksji. A wszystko po to, by - jak sami mówią - "celebrować niesamowity dar życia".
Jesienią tego roku w Stanach wyjdzie książka nieżyjącego już filozofa Ronalda Dworkina "Religia bez Boga", w której autor przekonuje, iż nie istnieje żadna wewnętrzna sprzeczność w wyrażeniu "religijny ateizm", ani ścisły związek między istnieniem Boga a religią. A to, co religijne, nie należy tylko do tradycyjnych religii.
Według Dworkina, istnienie Boga nie jest żadnym ( a przynajmniej nie jedynym) uzasadnieniem tego, że życie ma sens, wszechświat jest piękny, a człowiek otwiera się na tajemnicę i podejmuje odpowiedzialność za siebie i innych. Tym wszystkim rządzi świat wartości, niezależny od jakiegokolwiek bóstwa i uzasadnienia.
Amerykański filozof, polemizując z Dawkinsem, twierdzi, że "religijna postawa" nie może być zarezerwowana wyłącznie dla ludzi wierzących w Boga - jakkolwiek by Go pojmować, lecz obejmuje zarówno zwolenników tradycyjnych religii jak i ateistów. Wszyscy bowiem pragną mieć poczucie sensu życia, cenią wartości, i większość ludzi nie neguje tajemnicy i cudowności w świecie. Chociaż religijni ateiści "nie wierzą w osobowego boga, jednakże wierzą w "siłę" we wszechświecie większą niż my sami" - pisze Dworkin.
Skąd nagle taki zwrot w ateizmie? Cóż, jak by nie patrzeć, większość ludzi na tej planecie należy do jakiejś formy religijnej wspólnoty. Otwarte naukowe dławienie czy dyskredytowanie religijnej potrzeby w człowieku wydaje się na dłuższą metę daremne. Ateiści należą do zdecydowanej mniejszości. I tak pewnie pozostanie. Być może zawłaszczenie pojęcia religii przez niewierzących w jakiegokolwiek boga, jest próbą ukazania ateizmu "z ludzką twarzą", odwoływania się do tego, co wspólne, by nie narazić się na ostracyzm i posądzenie o bycie nihilistami i cynikami.
Czy ten nowy trend w ewolucji ateizmu to negatywny bądź pozytywny proces? To mimo wszystko dość ambiwalentny znak. Ma w sobie posmak dobra. Jeśli bowiem weźmiemy pod uwagę dotychczasową zajadłość przeciwników religii, to jest to raczej znaczny krok naprzód. Zanika zacietrzewienie, pojawia się otwarcie na tajemnicę, której nie można zbadać naukowo. Jednak, z drugiej strony, ateizm w religijnych szatach, kusi również pozorami, że człowiek właściwie sam zbuduje sobie raj na ziemi.
Tak czy owak, najwyraźniej sekularyzacja i uprzedzony opór wobec religii zaczyna już wydrążać serca tych, którzy pokładali w niej zbyt wielkie nadzieje. I działa jak słona woda. Radykalna świeckość męczy. To akurat dobry prognostyk. Trzeba się też cieszyć, że powstają kolejne pomosty porozumienia między wierzącymi a niewierzącymi. Głupotą byłoby lekceważyć te ruchy.
Natomiast nie sądzę, aby nowy ateizm pozostał tylko przelotną modą lub głosem na puszczy. Przez swą atrakcyjność i siłę przekonywania (bardziej wysublimowana postać humanizmu) "religijny" ateizm będzie pociągającym sposobem na życie, także dla letnich chrześcijan. I prawdę mówiąc, póki co, nie wiem, jak w Kościele odpowiemy na to wyzwanie.
Skomentuj artykuł