Autodestrukcja
Potrzeba nam przyjacielskiego towarzyszenia, by już nie chcieć "brać do ręki" niszczenia, zwłaszcza siebie samego.
Wobec potrzebujących często reagujemy myśleniem: są inni bardziej kompetentni ode mnie. I rzeczywiście jest sporo organizacji pomocowych. Wiedzą, jak pomagać, mają do tego instrumenty. Jest jednak sporo ludzi, którzy nie korzystają z ich pomocy, choć jej potrzebują. Niektórych widać na ulicy. Inni się ukrywają za ścianami.
Gdy trafiamy na takich potrzebujących (nie tylko ubogich), to bywa, że ich krytykujemy: Dlaczego nie idzie do fachowców po pomoc? Istnieją domy opieki, ośrodki odwykowe, jadłodajnie, noclegownie… Ja nie mam warunków i umiejętności, by pomóc. A jak dam pieniądze, to pewnie "przepiją".
Jest to racjonalne myślenie. Zwłaszcza gdy boimy się, że nie zaradzimy. I wtedy najczęściej "mijamy" (jak kapłan lub lewita). To "mijanie" bywa związane z niechęcią do brzydoty, z obawą, że się czymś zakazimy lub znajomi będą nas kojarzyć z nie wiadomo jakimi nieudacznikami. Ale nawet jak już przełamiemy taki "wstręt", to pozostaje zawsze obawa, że jak "nie minę", to się okaże, że nie umiem pomóc. Nic i tak się nie zmieni.
Po co się pchać tam, gdzie sukcesu nie będzie? Nie jest łatwo np. siąść na ławeczce przy bezdomnym. Pogadać, a nie załatwiać. Posłuchać, a nie pouczać. Dać się wygadać i mieć na końcu poczucie, że jestem bezradny wobec takiego dramatu.
A jednak to nie jest stracony czas. Bo aby się wziąć za siebie, potrzeba czyjegoś przyjaznego ucha. Bezradność życiowa to często przejaw autodestrukcji. Ktoś nie podejmuje walki o wyjście z kryzysu, bo przytłacza go życie w samotności i odrzuceniu.
Kojarzy mi się to z zaangażowaniem ks. Jana Ziei w czasie Powstania Warszawskiego. Był kapelanem AK, Szarych Szeregów, pułku "Baszt". Był na wojnie i stał się pacyfistą. Już w czasie wojny polsko-bolszewickiej mówił w kazaniu do swojego pułku: "Żołnierz polski wziął karabin do ręki po to, aby już nigdy go nie brać". Sam jednak idzie do powstania. Chce towarzyszyć młodym ludziom. Co prawda oni (zwłaszcza dziewczęta) trochę się obruszają, gdy on, zamiast wzbudzać entuzjazm w rwących się do walki i zwycięstwa, zaopatruje ich na śmierć. Wiedział, co to jest wojna i co ich czeka.
Dlaczego był z wojującymi? "Wśród żołnierzy (…) spotkałem wielu takich, którzy żyli w męce. Nie wiedzieli, jak wybrać, ale wybierali walkę. I oni mówili mi: czujemy, że do czego innego trzeba dążyć". Czy nie czuł się bezradny wobec takiego dramatu? A jednak przypominał, że gdy odpowiadamy złem na zło, "wyrasta nowe zło i gromadzi się, i wlecze za nami".
Gdy reagujemy destrukcją na destrukcję, to ona wlecze się za nami. I potrzeba nam przyjacielskiego towarzyszenia, by już nie chcieć "brać do ręki" niszczenia, zwłaszcza siebie samego.
Cytaty zaczerpnięte z książki: Stanisław Zasada, Duch’44, Wydawnictwo WAM 2018
Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe". Tekst ukazał się pierwotnie w Gazecie Krakowskiej
Skomentuj artykuł