Bluźnierstwo czy sztuka? "Strachy" Rycharskiego

(fot. Magdalena Fijołek)

Niedługo po tym, jak osłabły echa głośnej "Klątwy" Olivera Frljicia, słowa "skandal" i "bluźnierstwo" znów zaczęły pobrzmiewać w kulturalnych kuluarach stolicy. Tym razem za sprawą wystawy Daniela Rycharskiego pt. "Strachy", którą jeszcze do 22 kwietnia można oglądać w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

Co katolik może wynieść z ekspozycji, która opowiadając o sytuacji środowiska LGBT+ w Polsce, bezpośrednio odwołuje się do chrześcijaństwa? Odpowiedź jest prosta: dokładnie tyle, na ile jest gotowy.

DEON.PL POLECA


Przekroczyć oburzenie

Często pierwszą reakcją osób wierzących na wszelkiego rodzaju wykorzystanie symboli religijnych w sztuce współczesnej, jest poczucie niezgody na instrumentalne wykorzystywanie tego, co dla nas drogie i ważne. Wiążą się z tym trudne emocje, zwłaszcza jeśli szanowany przez nas znak, w imię artystycznego wyrazu, ulega transformacji lub wręcz zniszczeniu (wystarczy tu wspomnieć słynną scenę z "Klątwy" Olivera Frljicia, w której aktor ścina drewniany krzyż piłą mechaniczną). Nie demonizowałabym tego pierwszego odruchu, z którym mogą wiązać się wewnętrzny sprzeciw i smutek, daleko mi też do nazywania wszystkich, którym taka forma artystycznej ekspresji nie odpowiada "zaściankiem" czy "ciemnogrodem". Każdy z nas ma bowiem inną wrażliwość, również tę dotyczącą słynnych "uczuć religijnych". Jednak z drugiej strony, warto dostrzec znaczenie wychodzenia poza swoją światopoglądową strefę komfortu. To konfrontowanie naszych poglądów i wartości, choć bywa bolesne, a czasem nawet w jakiś sposób dla nas oburzające, prowadzić może do głębszego pochylenia się nad spychanym dotychczas na margines problemem, a w efekcie do szerszego na ów problem spojrzenia. A czy nie tego właśnie oczekujemy od sztuki?

"Strachy" (fot. Magdalena Fijołek)

Podobnie ma się rzecz ze "Strachami" młodego artysty, a zarazem wierzącego (choć w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" stwierdza, że z Kościołem łączą go tylko "sakramenty z przeszłości") homoseksualisty, Daniela Rycharskiego. Autor wystawy, którą jeszcze przez ponad miesiąc można oglądać w nadwiślańskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej, próbuje dokonać syntezy światów, które przy obecnym stanie publicznego dyskursu w Polsce wydają się nie do pogodzenia: Kościoła katolickiego i środowiska LGBT+. Artysta sięga do bardzo mocnych, bezpośrednich analogii dotyczących poczucia wykluczenia, czy wręcz prześladowania mniejszości seksualnych, zderzając ich problemy zarówno z oficjalną wykładnią Kościoła, jak i różnymi interpretacjami tej wykładni przez ludzi identyfikujących się jako katolicy.

Małomiasteczkowa i wielkomiejska homofobia

Sprawę niejako z góry komplikuje fakt, że artysta, mówiąc o relacjach na linii Kościół - mniejszości seksualne, swoją narrację osadza na prowincji. Mieszkańcy dużych miast, chociażby za sprawą takich wydarzeń jak wspomniana już "Klątwa" w stołecznym Teatrze Powszechnym, czy niedawna wizyta kontrowersyjnej performerki i prekursorki body artu Mariny Abramović w Toruniu, o wszelkiej maści marszach i paradach równości nie wspominając, siłą rzeczy są bardziej oswojeni z przenikaniem się tych światów, choć i w miastach spotykają się one często z falą protestów środowisk określających się jako konserwatywne. W mniejszych miejscowościach, choć oczywiście nie jest to zasadą (co podkreśla sam artysta, opowiadając o otwartości mieszkańców swojego rodzinnego Kurówka na Mazowszu), pewne zjawiska mają tendencję do radykalizacji: miejscowy ksiądz może być postrzegany jako ucieleśnienie Boga, z kolei gej lub inna osoba spod szyldu LGBT+ jako diabeł wcielony. W takim otoczeniu - przywiązanym do tradycyjnego modelu rodziny, często trudno przyjmującym odmienność, przebieranie krzyży w ubrania należące wcześniej do osób LGBT+ (a właśnie ten motyw dominuje na wystawie Rycharskiego), choć z pozoru trąci szukaniem sensacji, stawia odważne pytania o istotę współczesnego katolicyzmu i sposób radzenia, czy raczej - nieradzenia sobie większości katolików z tematyką mniejszości seksualnych.

"Piła" (fot. Magdalena Fijołek)

Oprócz drewnianych krzyży przebranych za tytułowe "strachy", plastycznie nawiązujących do obecnych jeszcze w niektórych miejscowościach strachów na wróble, na wystawie znajdziemy m.in. element starej piły, na tarczy której widnieje cytat z ks. Józefa Tishnera ("Zanim cię zbawią, trzeba wiedzieć, kogo zbawić. Musisz być sobą, bo jeśli będziesz kimś innym, to akurat zbawią tego innego, a nie ciebie"). - Odnoszący się wprost do konieczności bycia sobą w obliczu spraw ostatecznych, cytat ten można odczytać jako wariant popularnego powiedzenia o życiu w prawdzie. To kolejna z prac przypominająca alternatywne tradycje, które mogłyby stać się fundamentem pod nowy, emancypacyjny program dla instytucji religijnych" - czytamy w opisie dzieła. Jednym z najbardziej wymownych i poruszających eksponatów jest prosty, jasny krzyż z wyżłobionymi motywami ludowymi. Oszczędny, ascetyczny wręcz krucyfiks sam w sobie niewiele różni się od innych polnych krzyży, spotykanych jeszcze gdzieniegdzie w Polsce. Jego przekaz wzmacniają okoliczności, w jakich powstał. Do jego wykonania Daniel Rycharski użył drewna z drzewa, pod którym kilka lat temu, w jednej z południowo-wschodnich miejscowości, miało dojść do samobójstwa dwóch nastolatków. Jak tłumaczą autorzy wystawy, "jedną z domniemanych przyczyn tej tragedii był brak akceptacji dla ich związku. Rzeźba została stworzona z drzewa, które było niemym świadkiem tego zdarzenia i pod którym odnaleziono ciała".

Sztuka odlana z miłosierdzia

Uwagę przyciąga również tablica odlana - jak twierdzi artysta - "z miłosierdzia", na której widnieje zapis z Katechizmu Kościoła Katolickiego mówiący o osobach homoseksualnych, a konkretnie o "szacunku, współczuciu i delikatności", jakie im się należą i "niesłusznej dyskryminacji" względem nich. Zanim tablica trafiła do muzeum, była obiektem performansu. W 2016 r. Rycharski próbował znaleźć świątynię, na której tablica mogłaby zawisnąć. Jak łatwo się domyślić, inicjatywa skończyła się fiaskiem, a umieszczenia tablicy na kościele odmówili nawet uchodzący za liberalne zgromadzenie dominikanie. Gdy artysta pewnego dnia stanął z tablicą przed wejściem do kościoła św. Jacka przy ul. Freta w Warszawie, spotkał się z dezaprobatą: "ojcowie chcieli dzwonić na policję. Mówili, że nikt mi na to nie pozwolił" - mówi Rycharski w rozmowie z "Wyborczą". Performans na warszawskiej Starówce podzielił również przechodniów: "Jedni wspierali, drudzy byli agresywni. Starsza pani powiedziała, że Bóg celowo stworzył homoseksualistów: geje się nie rozmnażają, przez co jest mniej ludzi na świecie. Inny pan życzył mi śmierci" - wspomina artysta.

"Tablica" (fot. Magdalena Fijołek)

Pisząc ten tekst w kawiarence przylegającej do kościoła na Freta, usiłuję odtworzyć w głowie obraz z tego zdarzenia. Jak ja sama zareagowałabym, widząc człowieka z taką tablicą u frontu mojej "ulubionej" świątyni? Nie sądzę, by mógł wywołać we mnie agresję, ale słów wsparcia również nie. Najpewniej opatuliłabym się szczelniej płaszczem i ze spuszczoną głową, przeszłabym obok. Chociaż słowa wyryte przez Rycharskiego są oficjalną nauką Kościoła, chociaż mam ich świadomość i w pełni jej popieram (w myśl zasady, że na potępienie zasługuje jedynie grzech, a nigdy grzesznik), to wciąż brakuje mi odwagi, by zajrzeć pod tęczową flagę: z obawy, że zamiast agresywnej grupy osób usiłujących z mniejszości zrobić większość, znajdę tam cierpiącego człowieka, z którym nie wiem, co zrobić. I właśnie do takich osób skierowana jest wystawa "Strachy". Takich, czyli obojętnych. Takich, które mają to szczęście, że są w akceptowanej przez Kościół większości.

Zranieni przez Kościół

Osadzone głęboko w teologii niemieckiego pastora Dietricha Bonhoeffera (który twierdził m.in., że "Kościół tylko wtedy staje się Kościołem, kiedy istnieje dla tych, którzy pozostają poza nim") "Strachy" ciekawie wpisują się w trwającą ostatnio w Polsce żywą dyskusję na temat edukacji seksualnej. Szczególnego znaczenia nabiera umiejscowienie jej w Warszawie, gdzie niedawno prezydent podpisał deklarację dotyczącą tzw. Karty LGBT+, która zakłada m.in. pomoc osobom dyskryminowanym ze względu na tożsamość płciową. Wreszcie wystawa Rycharskiego nabiera też szczególnego znaczenia w kontekście kościelnego kryzysu, związanego z ujawnieniem rażących zaniedbań hierarchów w kwestii ochrony osób małoletnich przed seksualnymi nadużyciami ze strony duchowieństwa.

"Brama" (fot. Magdalena Fijołek)

Przekaz twórczości Rycharskiego wybrzmiewa szczególnie mocno, gdy zestawimy go ze słowami artysty, który w rozmowie z Dawidem Gospodarkiem z magazynu "Kontakt" wyznaje: "Jakiś czas temu wpadłem w bardzo głęboką depresję po tym, jak kilkuletnia intymna relacja z pewnym wysoko postawionym zakonnikiem przerodziła się dla mnie w straszne cierpienie. Nagle, zupełnie bez słowa, ten mężczyzna odszedł z zakonu. Przez pół roku go poszukiwałem, by dowiedzieć się wreszcie, że on po prostu znalazł sobie innego partnera, z którym wciąż jest w związku. Kibicuję mu jednak na nowej drodze życia i jednocześnie martwię się o niego. Nie chcę, aby myślał, że cały czas czuję żal; wiem przecież, że sam do łatwych nie należę". Czytając te słowa, trudno nie odnieść wrażenia, że wspomniany w wywiadzie "wysoko postawiony zakonnik", delikatnie mówiąc, naruszył granicę w relacji kapłan-wierny. Nie twierdzę, że to wydarzenie wpłynęło na pojawienie się w twórczości Rycharskiego wątków, które można by odczytać jako antyklerykalne, ale coś mi mówi, że z pewnością nie pomogło w budowaniu wizerunku Kościoła jako bezpiecznej przystani, za którą wydaje się tak tęsknić w swoich pracach Rycharski.

"Strachy" mają wielkie oczy

Czy w stu procentach "kupuję" narrację zaproponowaną przez Daniela Rycharskiego? Zdecydowanie nie. Dystansuje mnie łatwość, z jaką autor oskarża Kościół, utożsamiając go z prawicową opresyjnością. Mam wrażenie, że sprawa jest znacznie bardziej złożona, dokładnie tak jak niejednorodne jest samo środowisko LGBT+. Trudno mi też zrozumieć jego relację z Kościołem, o którym artysta wypowiada się z takim przekonaniem, jednocześnie deklarując, że łączą go z nim tylko "sakramenty z przeszłości". Ale czy wszystko muszę rozumieć? Czy w Kościele istnieje miejsce tylko dla tych, którzy są pewni drogi, którą obrali? Czy moja własna droga do Kościoła i bycie w nim pozbawione są wybojów i wątpliwości?

Idąc na wystawę, podzieliłam się ze swoim niewierzącym kolegą obawą, że "Strachy" mnie, praktykującą katoliczkę, w jakiś sposób urażą lub zabolą. Mój przyjaciel skwitował to prostym stwierdzeniem, że taka jest rola sztuki. Coś w tym jest. Dlatego zachęcam do samodzielnego skonfrontowania się ze "Strachami". Być może okaże się, że strach ma tylko wielkie oczy.

Trudno oczekiwać, by "Strachy" otworzyły polski Kościół, by zapanowała w nim powszechna empatia i zrozumienie dla środowisk LGBT+. To, co wydaje się wartością, to próba przełamania własnych, często wynikających z braku wiedzy oporów w imię dostrzeżenia w tęczowym tłumie człowieka, który jak każdy inny zasługuje nie tylko na szacunek, ale i po prostu miłość. A to już jest jakimś zalążkiem dialogu, którego tak bardzo nam dziś potrzeba.

Magda Fijołek - dziennikarka kulturalna, redaktorka Deon.pl. Współpracowała m.in. z "Plusem Minusem", "Gościem Niedzielnym", Niezalezna.pl i TVP Kultura

Dziennikarka kulturalna, publicystka DEON.pl. Współpracowała m.in. z "Plusem Minusem", "Gościem Niedzielnym", Niezalezna.pl i TVP Kultura.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bluźnierstwo czy sztuka? "Strachy" Rycharskiego
Komentarze (9)
Andrzej Ak
27 marca 2019, 19:46
Przełączam po programach w TV i znowu widzę "kiepskich" stojących koło toalety. I tak sobie myślę. Sztuka czy nie sztuka? Zapewne pan Rycharski zszedł by do poziomu muszli klozetowej w celu poszukiwania sztuki. "Dla takich ludzi ekstrementy to też sztuka", jak mawia mój znajomy. ----- Proszę wybaczyć ten komentarz, ale nie znalazłem adekwatniejszej formy wypowiedzi.
Andrzej Ak
27 marca 2019, 19:48
To już tak od siebie
27 marca 2019, 00:07
Podejrzewam, że cytat z ks. Tischnera jest podobnie zmanipulowany. Ciekawe czy bohaterski autor tych "dzieł" miałby odwagę operować symbolami muzułmańskimi? Na pewno nie, nawet w Polsce czułby spore obawy. Ale chrześcijan można obrażać i manipulować ich świętościami, bo w razie czego podniesię się krzyk braku tolerancji dla "świętej" tęczowej mniejszości, która uzurpuje sobie prawo do obrażania i ranienia innych. Co udowadniają konkretne przykłady nie tylko artystów, ale np. jednego z dewiantów atakującego dziewczynkę (film dostępny na youtube).
26 marca 2019, 23:58
Oto przykład jak buduje się filozofię usprawiedliwiającą swoje grzechy i słabości opartą na kłamstwie. Wspomniani chłopcy, którzy mieli popełnić samobójstwo mieli zupełnie inną motywację, ale to już nie interesuje manipulującego cudzym nieszczęściem. Pokazany na zdjęciu fragment KKK jest zwykłą manipulacją brakuje istotnego początku: "Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi trudne doświadczenie" i dalszego ciągu: "Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i – jeśli są chrześcijanami – do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji." A także wypacza się myśl Kościoła przemilczając najważniejsze zdania KKK 2357: "Tradycja, opierając się na Piśmie świętym, przedstawiającym homoseksualizm jako poważne zepsucie (Por. Rdz 19,1-29; Rz 1, 24-27; I Kor 6, 9;1 Tm 1, 10). zawsze głosiła, że "akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane" (Kongregacja Nauki Wiary, dekl. Persona humana, 8). Są one sprzeczne z prawem naturalnym; wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej. W żadnym wypadku nie będą mogły zostać zaaprobowane." Polecam lekturę całości 2357-2359.
DP
Damian Pruszkowski
26 marca 2019, 23:42
KKK uczy: 1. homoseksualistom należy się szacunek 2. czyny homoseksualne to grzech jak widać, to drugie autor wystawy przemilczał - dlaczego? czyżby niechęć do katolików i ich nauki? 
26 marca 2019, 22:30
Droga Redakcjo, bardzo nieładnie, że usunęliście mój komentarz. Tak prymitywnej cenzury się nie spodziewałem. Czyżby kogoś zabolało stwierdzenie, że to nie katolicy mają problem z LGBTQWERTY, a wręcz środowiska homoseksualne, które propagują trwanie w grzechu? Bardzo brzydko się zachowaliście. Następnym razem proponuję przystąpić do rzeczowej dyskusji.
DP
Damian Pruszkowski
26 marca 2019, 15:47
Do każdego LGBT który to czyta! Odrzuć życie w grzechu! Uczynki nieczyste które niszczą Twoje wnętrze i napełniają Cię zepsuciem, czas z tym skończyć! żyj w czystości! My katolicy szanujemy Cię i wzywamy do powrotu na dobrą stronę. Twoja choroba nie jest wyrokiem, możesz być szczęśliwy... odwagi!
WK
Wiktor Kowal
26 marca 2019, 10:51
Serdecznie współczuję wszystkim, którzy muszą się zajmować takim wykwitem  sztuki współczesnej. I podziwiam jednocześnie. To  rzeczywiście  wymaga  trudnego połączenia humanistycznej psychiatrii i usług asenizacyjnych.
26 marca 2019, 09:35
Jak to jest że zazwyczaj "sztuka" stara się żeby zabolało katolików a inne grupy jakoś omija? Ciekawe, czy p. Rycharski "artystycznie" wypowie się na temat podejścia w przedstawionej kwestii innych religii? Czy inny "artysta" ma prawo wypowiedzieć się na temat poglądów p. Rychtarskiego, tak żeby "zabolało lub uraziło bo taka jest rola sztuki" (inna sprawa, czy rzeczywiście taka rola sztuki jest)?