Budujmy drabiny do nieba

Krzysztof Wołodźko

Bardzo łatwo jest mówić o cudzej słabości. Najtrudniej zmierzyć się z własną i zacząć zmieniać swoje życie.

Blisko dwa lata temu uświadomiłem sobie, że największym krzyżem, jakim mam do dźwigania, są moje własne słabości. Było to odkrycie z jednej strony banalne, ale na tyle zdumiewające, że sam siebie pytałem, jak mogłem być tak ślepy, by tego wcześniej nie spostrzec. Wcześniej myślałem, że trzeba zbawiać cały świat i mówić innym, co robią źle. Od tamtego czasu udało mi się parę rzeczy zmienić, choć nie bez trudu i nie bez niepowodzeń. Ale zrozumienie tej elementarnej sprawy pozwoliło mi inaczej spojrzeć na świat, zrozumieć, jak wielka jest odpowiedzialność za własne życie. A także - jak wielką może ono dawać radość, gdy jest przeżywane uważniej, z większą troską.

W życiu można budować i burzyć. To drugie jest zwykle łatwiejsze, ale w konsekwencji przynosi o wiele większy ciężar. Ksiądz Twardowski napisał kiedyś: "gdy uciekasz od krzyża, krzyż cięższym się staje". Bagatelizowanie słabości, obarczanie innych odpowiedzialnością za własne błędy - doświadczyłem tego na własnej skórze. Była to ucieczka od własnej odpowiedzialności, ale w konsekwencji też od własnej wolności i naprawdę twórczego przeżywania życia. A to prowadziło jedynie do zamykania się na innych ludzi, do patrzenia na nich jedynie przez pryzmat własnego egoizmu.

A przecież "nikt nie jest samotną wyspą". Tak często się w  naszych czasach mówi o miłości, uczuciach. Są one treścią muzyki, służą jako fabuła w reklamie. I chyba często w takim uproszczonym przekazie medialnym miłość, bycie z kimś jest sprowadzane do tego: do przyjemnych uczuć, "pozytywnej energii", itd. Tymczasem prawdziwe bycie z kimś drugim, rzeczywista obecność w życiu drugiego człowieka jest czymś znacznie większym.

Niedawno bliska mi osoba, ze sporym bagażem życiowym i liczoną w dziesięciolecia troską o małżeństwo mówiła mi, że w jej opinii naprawdę rzadsze są udane, spełnione związki. Nie idealne, nie sielankowe - to dziecinada, ale po prostu udane: harmonijne, wychowujące dzieci w miłości, dojrzewające do siebie wzajem. Znam takie małżeństwa, są prawdziwym cudem: otwarte na życie, na siebie, także na świat wokół. Z tym ogromem szczęścia i zaufania, które promieniuje, buduje, daje dobry dom. Z reguły są to małżeństwa ludzi głęboko wierzących. Nie religijnych, nie "kościółkowych" ale wierzących właśnie. Myślę, że udane, kochające się małżeństwo jest jednym z największych dowodów na istnienie Boga, szczególnie w naszym pełnym niepokoju, niestałości i hedonizmu świecie. I może za mało się mówi o takiej codziennej, (nie)zwykłej miłości w chrześcijańskim małżeństwie?

Powtórzę: bywa, że ludzie czasem chcą zbawiać cały świat, a sami mają "chore dusze". Znam to z autopsji. Moment, gdy się to zrozumie, może doprowadzić do rozpaczy. Ale właśnie świadomość obecności ludzi bliskich, kochanych i kochających dała nadzieję. Ale - przynajmniej dla mnie - fundamentalne było odkrycie na nowo, że największym wsparciem jest Bóg, jest ofiara Chrystusa i Jego zwycięstwo. A miłość wobec innych trzeba zacząć od pokochania i zrozumienia samego siebie. Jeśli chce się z kimś dzielić jego życie, trzeba najpierw umieć podzielić się swoim, nie zamykać się w egoizmie.

Piszę o tych sprawach, żeby przede wszystkim sobie ponownie uświadomić i przypomnieć na nowo, co jest prawdziwym celem życia: dzielenie się z nim z innymi, a nie szukanie jedynie siebie. Po drugie, bo może ktoś się właśnie zastanawia nad podobnymi sprawami i czuje się samotny, niezrozumiany, przegrany. A przecież jedyna samotność to pewnie ta, której można doznać w piekle. A my jesteśmy przecież stworzeni do wieczności z Bogiem. I każdy dzień życia służy, by budować drabinę do nieba, ale nie samemu, lecz z innymi ludźmi i z Bożą pomocą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Budujmy drabiny do nieba
Komentarze (8)
Piotr Żyłka
10 lipca 2012, 22:23
Krzysztofie - ogromny szacunek za taki odważny i bardzo osobisty tekst.
NN
nie na piasku
10 lipca 2012, 14:01
nie budujmy drabin na piasku, szukajmy mocnego fundamentu
A
Arabeska
10 lipca 2012, 12:38
O,jakże te słowa i doświadczenia są mi bliskie! Mam tylko trochę dłuższy staż mojego przejrzenia niż autor: ok.8 lat.Przez pierwsze lata,niesiona entuzjazmem odkrycia,praca nad sobą przynosiła szybkie postępy.Teraz jestem na etapie podtrzymywania tych zdobyczy,bo tak szybko możemy przyzwyczaić się do sukcesu i popaść w samozadowolenie(oj,zdarzyło mi się to, nie raz),że niepostrzeżenie wracamy do starych nawyków.Zgadzam się również z autorem,że wiara pomaga w tej drodze. Boże ,daj nam wiarę i siłę do pracy nad własnymi słabościami.
ZJ
za JP II drabina do Nieba
10 lipca 2012, 10:27
Jakubowa drabina Gdzieś bardzo wysoko, znalazłem się w pobliżu Jana Pawła II, który trzymał w ręce jakby orła, i kilkakrotnie wystawiał dłoń na zewnątrz, próbując go wypuścić w przestworza. Próby nauczenia tego ptaka latania, pewnie dalej trwają, w oknie Ojca. schodząc z drabiny na samym dole zastałem ciemności,choć serce pałało tą samą radością, co tam na Górze. Błogosławiony Janie Pawle II Wielki, nie wypuszczaj polskiego orła ze swej dłoni, zanim nie nauczy się znów latać, w tej zniewolonej przestrzeni,  opanowanej przez fałszywie pojętą wolność i wzbijać wysoko, ku niepodległości. Jelonek "Wierchowe nuty"
ZS
z sieci
10 lipca 2012, 10:07
Jest drabina do nieba każdemu nią iść trzeba. Przy drabinie stoi krzyż każdy z nas go musi nieść. Sam Pan Jezus go nosił jak po tym świecie chodził. Miał koronę cierniową na Przenajświętszej Głowie. Żydzi mu ją wtłoczyli tysiąc ran uczynili. Krew się lała z ran Jego dla człowieka grzesznego. Matka Boska patrzała i boleśnie płakała. Ach mój Synu najmilszy któż Cię w smutku pocieszy. Pocieszy Cię Pan z nieba za nas grzesznych tak trzeba.
Dawid Gospodarek
9 lipca 2012, 23:46
 Zachęcam do znalezienia w sieci pięknej pieśni "Jest drabina do nieba". Tak mi się skojarzyło, a niestety nie mogę wkleić linka. 
A
An
9 lipca 2012, 20:10
 Och, żeby to zechcieli przeczytać Ci wszyscy znajomi działacze, inteligenci katoliccy - pomyślałem w pierwszej chwili. Na szczęście w drugiej chwili uświadomiłem sobie, że to dla mnie, do mnie, o mnie... dziękuję 
K
Ktoś
9 lipca 2012, 17:58
Drabina do Pana Boga z połamywanymi szczeblami.