Był jak Franciszek, zanim to było modne
Jedni uważali go za doskonałego kandydata na nowego papieża. Drudzy za niebezpiecznie postępowego kardynała, czy wręcz antypapieża. Kim naprawdę był kardynał Carlo Maria Martini?
- Kościół jest spóźniony o 200 lat. Dlaczego się nie otrząśnie? Czy to strach? Lęk zamiast odwagi? - mówił w ostatnim wywiadzie, na kilka miesięcy przed śmiercią. Te słowa wywołały ostrą dyskusję. Zwolennicy arcybiskupa Mediolanu mówili o jego odwadze w wychodzeniu naprzeciw zmieniającego się świata, krytycy atakowali za rozmywanie nauczania Kościoła. Ci bardziej złośliwi twierdzili, że nie warto go już słuchać, bo się zestarzał i nie zdaje sobie sprawy z poglądów, który wygłasza.
31 sierpnia mija rok od jego śmierci. Rok to tylko 365 dni, ale okazuje się, że w tak krótkim czasie rzeczywistość może zmienić się diametralnie. Benedykt XVI zrezygnował, mamy nowego papieża. Jak dziś oceniamy Martiniego? Ja dostrzegam u niego wiele cech i metod działania, które doskonale wpisują się w styl papieża Franciszka.
Na początku nowego pontyfikatu zachwycaliśmy się prostotą kardynała Bergoglio. W sieci furorę robiło zdjęcie, na którym mogliśmy zobaczyć go jadącego metrem. Martini zachowywał się podobnie. "Odprawiał mszę św. o siódmej, po ósmej rozpoczynał spotkania ze swymi współpracownikami. Często korzystał z metra: ubrany w koszulę z koloratką, garnitur, bordowy szalik i czarny kapelusz borsalino wychodził z rezydencji przy piazza Fontana, szedł do stacji metra koło katedry, kupował bilet w kiosku i mieszał się z tłumem innych pasażerów. Na początku, jak pisał Gaetano Afeltra, najczęściej dzieci wołały: «Mamo, patrz, to nasz biskup!»".
Martini, tak jak Franciszek, był wrażliwy na osoby wykluczone ze społeczeństwa. "Chciał być obecny wśród ludzi z marginesu, spotykał się z żebrakami, szedł z niepełnosprawnymi, domagając się, by miasto przed nimi "upadło na kolana". Sprzeciwiał się zwolnieniom w zakładach pracy i stawał w obronie pracowników".
Zanim został arcybiskupem, co tydzień odwiedzał starszego, samotnego człowieka. Pomagał mu, dotrzymywał towarzystwa, sprzątał. 6 lutego 1983 r. - czyli w dzień swojego ingresu - złożył wizytę chorym i niepełnosprawnym. Zatrzymał się w Instytucie Świętej Rodziny w Cesano Boscone, gdzie powiedział: "Chciałem przede wszystkim przyjść i pozdrowić was, których uważam za szczególnie mi bliskich przyjaciół. Jesteście moimi przyjaciółmi, ponieważ jesteście przyjaciółmi Chrystusa (...). Wy bowiem jesteście wśród tych, którym Ojciec objawia rzeczy ukryte dla innych, dla tych, którzy myślą, że wiedzą. To do was powiedziane jest: błogosławieni ubodzy, błogosławieni ci, którzy płaczą, błogosławieni czystego serca. Dlatego przyszedłem do was z pełną miłości ufnością".
Lubił prowokować. Łamał schematy. Wychodził na peryferia (znowu - tak jak Franciszek). Zadawał trudne pytania. Prowadził dialog z niewierzącymi. Mówi filozof Massimo Cacciari, były burmistrz Wenecji, przedstawiciel postępowej lewicy, agnostyk: "Martini zainicjował dynamiczny, otwarty dialog, a nie dysputę zwolenników określonych tez i w ten sposób spotkania stały się poszukiwaniem dla wszystkich uczestników. Wydaje mi się, że nigdy dotąd w doświadczeniu Kościoła nie było takiej dysputy. To absolutne novum w pełnym znaczeniu tego słowa".
To tylko kilka historii z jego życia, które pokazują jego wrażliwość i osobowość. Był człowiekiem fascynującym i niezwykle złożonym. Próbowano go zaszufladkować. Czy był liberałem? Katolikiem "zbytnio otwartym"? Jeśli pozna się trochę bardziej jego przemówienia, wywiady i homilie, sprawa przestaje być oczywista. Kardynał Martini był na pewno człowiekiem odważnym i radykalnie ewangelicznym. Ja takich ludzi nazywam po prostu ludźmi Boga.
"Był wielkim mężem Kościoła, wielkim przewodnikiem duchowym dla nas wszystkich, także dla tych, którzy nie posiadają daru wiary. Uczył żywić nadzieję, dał nadzieję, odpowiadał wszystkim, którzy zwracali się do niego jak do ojca. Umiał odpowiedzieć każdemu. Nauczyciel, który potrafił przemawiając do wszystkich, także i nade wszystko do tych, którzy nie posiadają wiary" - Ferrucio De Bortoli, redaktor naczelny "Corriere Della Sera".
Kim naprawdę był Carlo Maria Martini? Czy rzeczywiście przekraczał granice ortodoksji, czy był jedynie niezrozumiany przez tych, którzy nie chcieli lub nie umieli go słuchać?
Książka Andrei Torniellego przedstawia portret wielkiego kardynała i wielkiego człowieka, jednego z najbardziej niezwykłych hierarchów współczesnego Kościoła.
Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg i papieskiego profilu Franciszek.
Skomentuj artykuł