Całodobowy żłobek: szansa czy zagrożenie?

(fot. shutterstock.com)

Rozmawiałam o tej placówce z wieloma osobami. Najbardziej zaskoczyła mnie moja mama, która wiele razy sama miała wszystkiego dość, opiekując się szóstką rozbrykanych maluchów. Powiedziała, że nie dziwi się, że powstała ta placówka.

Kilka dni temu w grupie na Facebooku "Ostatnia Ławka" przeczytałam pytanie dotyczące całodobowych żłobków. Zawrzało we mnie. Od razu przestałam być śpiąca, a poziom irytacji sięgał zenitu. Później przeczytałam więcej TUTAJ i komentarze na facebooku pod tym tekstem sprawiły, że irytowałam się mniej, ale przeżyłam tę sprawę mocno.

W wielu komentarzach zabrakło mi stawiania dziecka na pierwszym miejscu. Nie jako bożka, ale jako człowieka - kogoś, kto chce być chciany, kochany, chce móc wtulić się w mamę, gdy jest mu źle. Tego, który ma prawo tego chcieć.

Pojawiało się wiele głosów "za" i "przeciw" - z mniejszym lub większym zaangażowaniem broniliśmy swoich racji (mówię to także do siebie, bo dyskusja na Ławce była dla mnie bardzo emocjonująca). Wiele racjonalnych argumentów mieszało się z tymi bardzo emocjonalnymi. Wszystko dlatego, że w Warszawie ktoś wpadł na pomysł stworzenia żłobka czynnego całodobowo, siedem dni w tygodniu (dla dzieci od 4 miesiąca życia do 4 lat).

DEON.PL POLECA

Sprawę opisała blogerka "Nie sama, bo mama", wywołując wilka z lasu. Mimo tego, że ten temat kosztował mnie wiele emocji, cieszę się, że wypłynął. Pokazał mi, dokąd zmierza nasze rodzicielstwo i gdzie w tym wszystkim jestem ja sama.

Sześć lat temu podjęliśmy z mężem decyzję, że pierwsze trzy lata życia naszych dzieci spędzę z nimi w domu. Mąż jest planistą, umysłem, który bierze pod uwagę wiele rzeczy zanim podejmie decyzję. Z naszym rodzicielstwem też tak było - przemyślane, obmodlone, świadome.

Kupiliśmy więc mniejsze mieszkanie (by rata kredytu była jak najniższa), staraliśmy się zaoszczędzić coś na "czarną godzinę". Gdy pojawiły się dzieci, oczywiste było dla mnie, że nie wyślemy ich do żłobka. Siedzenie z dziećmi w domu bywa trudne. Widzę jednak, jak bardzo one potrzebują mojej obecności, wsparcia, przytulenia - choćby pani w żłobku była najwspanialsza na świecie, nie da dzieciom tego, co ja - matczynej troski.

Na Ławce i facebookowych komentarzach pojawiło się wiele głosów takich jak ten: "ale tu chodzi o to, że taka matka nie ma w ogóle za co żyć... Pani ma dobrą sytuację, bo ma pani męża, który zarabia i mieszkanie. A jakby pani była sama z dzieckiem i na wynajmie? Też wolałaby pani siedzieć w domu z dzieckiem i korę z drzew obgryzać?"

Nie będę ukrywać, że irytuje mnie takie podejście. Dzieci nie biorą się z powietrza. Brakuje mi w takich sytuacjach świadomości tego, że nie wystarczy powołać do życia człowieka, trzeba go też nakarmić, wychować, obdarzyć miłością (która jest nierozłączna z poświęcaniem mu czasu).

Nie mówię przez to, że dzieci to przywilej dla bogatych i trzeba mieć idealne warunki, by dziecko żyło. Raczej jest we mnie przekonanie, że można żyć biednie, ale być szczęśliwym. Sama pochodzę z dużej, wielodzietnej rodziny, w której często brakowało pieniędzy na chleb. Jednak zawsze mogłam liczyć na moją mamę. Pamiętam, jak przytulała mnie w nocy, gdy płakałam z bólu (kto przytuli dziecko w żłobku, gdy płacze całą noc, bo coś je boli?), odrabiała ze mną lekcje, chodziła na spacery, ciągnęła na sankach i uczyła smarować chleb masłem. Czy dziecko z warszawskiego żłobka ma szansę na takie wspomnienia?

Zgadzam się częściowo z osobami, które pisały o tym, że to dobra opcja dla osób pracujących zmianowo. Czasem życie płata figle i nie ma się innej opcji - pracować trzeba. Zdarzają się sytuacje, że nie wiadomo, co zrobić z dzieckiem, gdy pracę kończy się o 20.

Pojawia się jednak pewno "ale" - jeśli chcę odebrać pociechę ze żłobka o 20.30, a ono już zasnęło, to co zrobić? Wybudzać czy zostawić na noc? Jeśli zostawię na noc, to czy nie przekroczę pewnej granicy i nie zacznę korzystać z tej opcji częściej, choćby, żeby w końcu porządnie się wyspać, bez wstawania w nocy do ząbkującego niemowlaka? A jeśli je wybudzę, to jak to wpłynie na jego sen, funkcjonowanie, samopoczucie? Gdzie w tym wszystkim są jego potrzeby?

Nie przekonały mnie głosy, że czasem nie ma wyjścia i taki żłobek to super alternatywa dla samotnych rodziców, czy osób, które muszą sporo pracować, by zwyczajnie przeżyć do pierwszego. Nie oszukujmy się, prywatna placówka w Warszawie nie jest opcją dla tych ludzi, zwyczajnie nie będzie ich na to stać. Można krzyczeć, że łatwo mi mówić, bo mam pracującego męża. To prawda. Bądźmy jednak realistami - nie dla nich powstało to miejsce.

Rozmawiałam o tej placówce z wieloma osobami. Najbardziej zaskoczyła mnie moja mama, która wiele razy sama miała wszystkiego dość, opiekując się szóstką rozbrykanych maluchów. Powiedziała, że nie dziwi się, że powstała ta placówka.

"Jak komuś dziecko przeszkadza w karierze, jest niechciane, to co z nim zrobić? Trzeba oddać do żłobka i sprawa z głowy". Mocne? Mocne! Mój wujek trochę prześmiewczo stwierdził, że jak kogoś stać, to funduje sobie dom dziecka pod przykrywką super opcji dla dziecka i rodzica. Zastanowiło mnie to.

Chciałam poznać spojrzenie z drugiej strony. Nie zapytam 4-miesięcznego niemowlaka, co ono na spędzanie nocy w żłobku. Zapytałam o to znajome przedszkolanki, osoby, które opiekowały się takimi maluchami niejednokrotnie. Pomyślałam, że to może moje myślenie jest wypaczone, może włączyła mi się opcja matki-kwoki i nie widzę czegoś, co widzą inni.

Krysia, która od lat pracuje z najmniejszymi stwierdziła, że przerażają ją takie placówki. Rodzice spędzają mało czasu z dziećmi ze względu na pęd życia, wydłużające się godziny pracy. Nie wyobraża sobie takiego malca bez rodziców tyle czasu.

"Dzieci potrzebują obecności rodzica i żaden nawet najlepszy pedagog im tego nie zastąpi" - takie słowa od osoby z dużym doświadczeniem i ogromem empatii są dla mnie sporym wyznacznikiem.

Agata zwróciła uwagę na dwie różne sprawy. Czasem nie ma wyjścia, gdy pracuje się w nocy i taki żłobek może być dobrą opcją. Opisała jednak sytuacje, których najbardziej obawiam się, patrząc na warszawską placówkę.

"Najdłużej w przedszkolu były dzieci, których rodzice NIE pracowali. Nie wiem, z czego to wynikało. Niektóre były od 6 do 18 - jak długo czynne było to przedszkole. A i tak rodzice się spóźniali".

Stwierdziła, że sama w takim miejscu nie chciałaby pracować, a gdyby miała na nie jakiś wpływ - ustaliłaby twarde zasady, np. dziecko, które zostaje na noc, nie może już zostać w dzień - żeby się nie okazało, że któreś z nich będzie mieszkać w placówce, bo rodzice nie będą mieli czasu się nim zająć.

Powiedziała też coś podobnego do mojej mamy. Co z rodzicami, którym dziecko przeszkadza, bo szykuje się impreza, bo chcą się wyspać, bo ząbkuje i trzeba wstawać do niego w nocy? Czy taki żłobek nie otworzy przed nimi opcji "pozbycia się problemu"? Czy zdesperowana matka nie zostawi (żeby nie używać słowa "porzuci") dziecka na rzecz świętego spokoju - własnego, bo dziecko to tylko dziecko. Jeść dadzą, przebiorą, wyśpi się, więc jest ok. Czy na pewno?

Krzyczy we mnie moja matczyna troska. Gdzie tu dobro dziecka? Gdzie jego poczucie bezpieczeństwa, potrzeba bliskości, miłości, troski? Gdzie jego prawa do bycia kochanym i przytulanym? Czy Akademia Szczęśliwego Dziecka jest szczęśliwa tylko z nazwy?

Czego najbardziej potrzebuje człowiek, by dobrze i szczęśliwie się rozwijać? Gdzie jest granica zapewniania dziecku godnego życia, a porzucania go na rzecz robienia kariery i zarabiania? Czy nie patrzymy na sytuację, gdzie porzucone dzieci będą przez lata odczuwać konsekwencje przebywania w Akademii, która jednak szczęścia nie dała? Nie wiem.

Magdalena Urbańska - kobieta, żona, matka, przyjaciółka. Pozytywnie nastawiona do świata. Spędza czas na dbaniu o siebie i innych. Prowadzi bloga niezawodnanadzieja.blog.deon.pl.

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Całodobowy żłobek: szansa czy zagrożenie?
Komentarze (10)
30 lipca 2018, 03:47
How I received the desired loan amount from a reliable loan company. My name is Valentina Slawson, a single mother with two children from Chicago. I want to use this medium to thank and appreciate MR. George Franklin with George Franklin Loan Finance Ltd with Whatsapp +1(929)222-7999, for granting me a loan of USD 97,000 to buy my own home with a low interest rate of 2%. I would also like to reach the general public and anyone who needs a loan for various purposes. I will manage to contact George Franklin Loan Finance Ltd not to fall into the wrong hands, looking for the right loan. Contact him today by e-mail: georgefranklincreditcitcompany@gmail.com or WHATSAPP: +19292227999
BB
Bogda Bogdak
18 lipca 2018, 21:41
tak, tak, moja mama w latach 50-tych oddawała mojego brata do takiego 6-cio dniowego żłobka , była wtedy samotną matką , lecz gdy chciała potem syna przytulić czy pocałować to ją odpychał, robiła to tylko wtedy gdy spał....???!!!
19 lipca 2018, 17:54
To bardzo smutne..... dzieciak widział mamę raz w tygodniu. Mama pewnie nie miała za wiele wsparcia że zdecydowała się na taki krok...
17 lipca 2018, 01:59
Taki żarcik kiedyś słyszałam:"Co to jest dom starców? Zemsta dzieci za żłobek". 
T
Ter
15 lipca 2018, 03:38
Wg mnie, nakręca się taka spirala: wzrasta dobrobyt, dzieci są wychowywane w coraz lepszych warunkach (to dobrze) i, niestety, w pakiecie, coraz mniej się od nich wymaga (to już źle). W stosunku do nastolatków w szkole nauczyciele są bezsilni, w domu rodzice często też. I nie chodzi mi o huliganów, narkomanów itp. Chodzi mi o zwykłe, fajne dzieciaki, które żyją po to, by miło spędzać czas. Przy komuterze, smartfonie czy też w gronie rówieśników, w centrum handlowym, w kinie, na imprezie. Bez obowiązków, bez "napinania się". Poziom wiedzy maturzystów zastraszający. Dzieci mają prawa (to niby dobrze) ale żadnych obowiązków. Jeszcze się napracują. Rodzice chcą być fajni i przyjacielscy, chcą, by dzieci "miały lepiej". I niestety, taka postawa zostaje potem na dorosłe życie. Ma być przyjemnie, wesoło, ciekawie, dużo brać, mało dawać. Więc nie ma się co dziwić. Takie placówki będą miały wzięcie, jestem pewna. A dzieci będzie coraz mniej. To efekt współczesnej masowej kultury, reklam, dostępu do rozrywki. Życie codzienne jest coraz łatwiejsze i coraz mnie wysiłku nas kosztuje. Jest półfabrykowane jedzenie, są sprzęty zastępujące pracę rąk, do wszystkiego można wynająć firmę a wychowania dziecka nie da się zautomatyzować jak zmywania, prania czy odkurzania. Pozostają firmy.
Oriana Bianka
14 lipca 2018, 15:06
Dobrze, że temat całodobowych żłobków został poruszony, bo rodzice powinni się zastanowić, co robią i zrozumieć, jakim ciężkim przeżyciem dla malucha jest pozostawienie go na tak długi czas bez mamy. Trudno uwierzyć, że zamożni rodzice zostawiają dziecko na tydzień lub nawet dłużej w całodobowym żłobku, aby wyjechać w tym czasie na wczasy, a tak się dzieje, są tacy rodzice, chyba nazywa się takich wyrodnymi rodzicami.... Nieraz z takich żłobków korzystają zdesperowani ludzie, pracujący na zmiany, ale oni zazwyczaj zostawiają dziecko tylko na kilka godzin w nocy. Dzieciom najbardziej potrzebna jest miłośc i obecność rodziców. Niektórzy ludzie nie rozumieją na czym polega rodzicielstwo. Mam nadzieję, że nie jest ich wielu.
MR
Maciej Roszkowski
14 lipca 2018, 13:12
Barbarzyństwo
KJ
k jar
14 lipca 2018, 12:47
Nie rozumiem,dlaczego temat stał się taki ekscytujący teraz.Przecież całodobowe przedszkola funkcjonują w Polsce od blisko 15 lat. Moja studentka pisała pracę magisterską o krakowskiej placówce Lalkowo w 2007 roku i nawet została poproszona przez ówczesnego radnego prof. Terleckiego,aby zrobiła krótki raport o możliwości współfinansowania takiej plaćówki przedszkolnej przez miasto:ilu rodzićów korzysta, na jak długo zostawiają dzieci, jakie powody są pozostawiania na nioc dziecka. Potem był krótki reportaż bodaj w TVN o zwycięzcach jakiegoś teleturnieju w telewizji,którzy otrzymali jako nagrodę wyjazd na 2 tygodnie do Brazylii na wakacje. Zostawili właśnie w Lalkowie swoją córeczkę na te 2 tygodnie. Od czasu do czasu tylko małą odwiedzała babcia. Wypowiadali się negatywnie psycholodzy,pedagodzy,itp. i nic. Rodzice jak kukułcze jaja te dzieci podrzucali i podrzucają do tych placówek. Interes dziecka nie był i nie jest brany pod uwagę.Liczy się tylko doraźna potrzeba spokoju,bo dziecko to coraz częściej za duże obciążenie dla rodziców. Moja siostra asystent ds.rodziny w Zgorzelcu mówi,że wzrasta ilość telefonów do ośrodków pomocy społecznej z pytaniem,gdzie oddać dziecko i ile kosztuje oodanie dzieci do placówki pomocowej. Ludzie wyraźnie się chcą pozbyć dzieci,bo: nie zakładali,że posiadanie dzieci to wydatek i że przerośnie ich psychicznie ich wychowanie,chcą odpocząć od stresów,które mają w życiu, w pracy i od dzieci,które od nich coraz więcej wymagają uwagi, troski, kosztów, itd.itp. Jeśli ktoś myśli,że ten problem da się prosto rozwiązać,to jest w błędzie- kształtuje go przecież współczesna kultura społeczna,etos pracy,chęć dobrobytu,stabilizacji bez psychicznych obciążeń. Jedynym wyjściem dla niektórych ludzi jest albo oodanie dziecka własnego pod opiekę jakiejś instytucji (dawniej była nią babcia,piastunka,bona, itp.),albo nie posiadanie wogóle dzieci. Trzeba teraz powiedzieć,co jest lepsze.
17 lipca 2018, 07:58
Żeby było ciekawiej, to takie żłobki istniały dużo, dużo wcześniej (oczywiście nie prywatne, tylko państwowe). Mam znajomą - dzisiejszą emerytkę, która opowiadała, że swoją córkę (dziś 50latkę). Umożliwiało to rodzicom pracę i naukę po niej. 
KJ
k jar
17 lipca 2018, 13:08
Były całodobowe przedszkola zakładowe już na przełomie XIX i XX wieku,ale nie cieszyły się poparciem ani Kościoła ani związków zawodowych,np.tkaczki z fabryki Poznańskiego, gdzie działały najprężniej Chrześcijańskie Związki Zawodowe wśród kobiet, protestowały w latach 30. w czasie kryzysu,że specjalnie zmusza się je do pracy ponad normę obcinając płace,a dając w zamian "żłób dla pacholątek". Po wojnie takich placówek np. w Nowej Hucie w latach 50. też było sporo, zwłaszcza gdy nie ograniczono w zawodach hutniczych przyjmowania do pracy kobiet (do 1954). Zawsze uważano to za wypaczenie norm ludzkich i norm w zakresie wychowania dzieci.