Ci okrutni, źli i obciachowi biskupi

(fot. shutterstock.com)

Ja wiem, że mamy w Kościele kryzys. Ja rozumiem, że czasami nasi biskupi zdają się przemawiać językiem z innej planety. Naprawdę. Ale coraz częściej dociera do mnie, że ciągłe narzekanie na naszych hierarchów i demonstracyjne odcinanie się od ich mniej lub bardziej sensownych wypowiedzi zaczyna niszczyć naszą wspólnotę. W takich momentach mam ochotę powtórzyć za abp. Rysiem, że ten, kto nie modli się za Kościół, nie ma moralnego prawa krytykować go.

Ten tekst miał być zupełnie o czymś innym. Chciałam napisać, jak bardzo mnie - zwyczajnej, prostej katoliczce - trudno funkcjonować w Kościele, który poszedł na wojnę z LGBT, zaniedbując szereg innych, może nawet bardziej realnych wyzwań, z którymi zmagają się jego owieczki. Chciałam napisać o poczuciu zaniedbania ze strony hierarchów, którzy ostrzegają przed tęczowymi zarazami, a jakoś umyka im fakt, że co drugie małżeństwo w Polsce kończy się rozwodem. O tym, że jestem zmęczona zajmowaniem się problemami w Kościele bądź co bądź marginalnymi i trwającą kolejne miesiące obojętnością na potrzeby duchowe tych "zwykłych", niesprawiających większych problemów katolików. O tym, że na moich oczach hierarchowie wpadają w pułapkę, której przecież tak się boją - pułapkę polegającą na tym, że to mniejszość narzuca kierunek i ciężar debaty w Kościele - w końcu, gdyby nie kontrowersyjne tezy dotyczące środowisk LGBT padające z kościelnych mównic, prawdopodobnie mielibyśmy w mediach mniej krzykliwych nagłówków okraszonych tą nieszczęsną tęczą. Wreszcie - napisałabym o swojej niezgodzie, rozczarowaniu i wkurzeniu na sposób, w jaki część hierarchów mówi o grzechu pedofilii w Kościele.

A jednak to nie będzie tekst o tym. Po wysłuchaniu kilku homilii abp. Rysia, obejrzeniu paru filmików o. Remigusza Recława (KLIK!) i - wreszcie - spędzeniu kilku wspaniałych, wypełnionych Bożą łaską dni na Golgocie Młodych w Serpelicach nad Bugiem (więcej o tej inicjatywie przeczytasz tutaj), mam poczucie, że droga notorycznego punktowania naszych biskupów jest drogą donikąd. Oczywiście nie chodzi mi o potulne przyzwalanie na zło i dołączenie do chóru "obrońców" Kościoła, mam nadzieję, że to jest jasne. Ale w tej całej machinie krytyki, nagłaśniania błędów hierarchów i publicznych aktów odcinania się od nich, chyba trochę zapomnieliśmy, że oni też są naszymi braćmi. Co więcej - braćmi w wierze, braćmi w Chrystusie. Przez Niego samego powołanymi do tego, by służyć Kościołowi. Mówi się, że tam gdzie zapanował grzech, rozlała się i łaska. Dlaczego z tej zasady wyłączamy biskupów? Dlaczego, gdy popełnią błąd, tak chętnie odnotowujemy to w mądrych felietonach, a tak rzadko staramy się wzbudzić w sobie miłość i sięgnąć po różaniec, by pomodlić się w ich intencji? Dlaczego doprowadziliśmy do tego, że walka z hejtem stała się narzędziem do uderzania w innych?

Te pytania stawiam również sobie. Po części przez falę hejtu, jaka wylała się na abp. Jędraszewskiego, po części dzięki niezwykłym rekolekcjom nad Bugiem, o których wyżej wspomniałam. Niepisaną tradycją Golgoty Młodych jest to, że lokalni hierarchowie biorą udział we wspólnej z uczestnikami spotkania Eucharystii. Tak było również i w tym roku - drugiego dnia rekolekcji Mszę Świętą sprawował niedawno wybrany biskup drohiczyński Piotr Sawczuk, ostatniego - biskup senior Antoni Dydycz. Oba te spotkania były dowodem na to, że dialog między młodymi, często bardzo liberalnymi katolikami, a "skostniałymi" przedstawicielami kościelnych władz jest możliwy. Podczas nabożeństw nie pojawiły się tematy polityczne, a w centrum był Chrystus. Da się? Da się! Nagle okazuje się, że sytuacja Kościoła nie jest tak dramatyczna, jak czasem sprzedają to media. Wystarczy chcieć, wziąć kilka dni wolnego i pojechać te 150 km od Warszawy, by gdzieś na prowincji, niemal przy białoruskiej granicy spotkać żywy Kościół.

Bardzo duże wrażenie zrobiły na mnie słowa organizatora Golgoty Młodych brata Szymona Janowskiego (wywiad z br. Janowskim - KLIK!), który przekazał uczestnikom spotkania pozdrowienia od innych wspólnot przeżywających rekolekcje w podobnym czasie w różnych stronach Polski. Ten niepozorny gest uświadomił mi, że w Kościele nigdy nie jesteśmy sami - że dzięki Słowu Bożemu mamy "łączność ze sobą", a pozdrowienia apostolskie nie są reliktem spotykanym w listach świętego Pawła, czy Piotra.

Ważne słowa wypowiedział również obecny w Serpelicach Marcin Gomułka z projektu "Początek wieczności". To były bardzo proste słowa - "kochajmy naszych biskupów i módlmy się za nich" - które jednak głęboko utkwiły mi w sercu. Skoro uznaję się za osobę tolerancyjną i miłującą ludzi spoza Kościoła, dlaczego z taką łatwością odwracam się od tych, którzy są blisko? "Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi" - pisze św. Jan. Dlaczego nie miłujemy biskupów, którzy są blisko, a utrzymujemy, że miłujemy wszystkich, którzy są czasami tak daleko?

Czasem mówi się, że ten, kto nie chodzi na wybory, nie ma prawa narzekać na władzę w kraju. Ja mam ochotę powtórzyć za abp. Rysiem, że ten kto, nie modli się za Kościół, nie ma prawa go krytykować. Zanim "zjedziemy" tego, czy innego biskupa, słusznie czy niesłusznie, proszę pomódlmy się w jego intencji. Tak po prostu, z głębi serca - o światło Ducha Świętego. Nawet jeśli jakimś cudem Bóg zignorowałby taką prośbę, konkretnym owocem będzie zmniejszenie złości w nas samych. Może z czasem złość ustąpi miejsca trosce i czułości? Sprawdziłam to na sobie - działa.

Magda Fijołek - dziennikarka kulturalna, publicystka DEON.pl. Współpracowała m.in. z "Plusem Minusem", "Gościem Niedzielnym", Niezalezna.pl i TVP Kultura

Dziennikarka kulturalna, publicystka DEON.pl. Współpracowała m.in. z "Plusem Minusem", "Gościem Niedzielnym", Niezalezna.pl i TVP Kultura.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ci okrutni, źli i obciachowi biskupi
Komentarze (10)
A
anonimus
2 września 2019, 21:25
Zanim zaczniemy krytykowac duchownych, my wierni świeccy bijmy się w piersi i nawracyjmy się. Bo to my wierni świeccy rozwidzimy się, żyjemy w związkach niesakramentalnych, żyjemy w konkubinatach, dokonujemy zdrad małżeńskich, oddajemy się rozwiązłości i cudzołóstwu, przeprowadzamy aborcję, nie świętujemy niedziedzieli, nie podejmujemy religijnego wychowania dzieci, jesteśmy religijnymi ignorantami (ilu z nas czyta prasę katolicką, książki religijne), nieustannie obmawiamy i oczerniamy swoich pasterzy i tak dalej i tak dalej - to jest kryzys Kościoła
WG
W Gedymin
3 września 2019, 11:00
Ja bym dodał jeszcze jedno "zanim": zanim zaczniesz pisać zastanów się. Im więcej zła jest na świecie tym bardziej prawość pasterzy powinna świecić i pociągać przykładem. A zamiast tego mamy pasterzy, którzy podążają za zepsuciem świata. Być może dojdzie do tego, że pasterze zamiast iść na czele będą wlekli się na końcu. Tylko po co biskupi i księża, którzy nie prowadzą do Boga?? Którzy zostali by tylko kasjerami i sprzedawcami ... ?
WG
W Gedymin
2 września 2019, 14:18
"... że ten, kto nie modli się za Kościół, nie ma moralnego prawa krytykować go" Biskupi i masa wiernych nie zauważa jednej sprawy, że Kościół przepraszał Pana Boga za grzechy pedofilii i inne skandale, dlatego, że o tym złu mówili, ateiści, lewacy i inna "zaraza". Tak naprawdę Kościół powinien dziękować Panu Bogu za to, że są ateiści, lewacy i inna "zaraza", która popycha, przymusza go do nawrócenia.
A
anonimus
2 września 2019, 21:27
zaraza ze swej natury jest szkodliwa - niesie zniszczenie i śmierć, nie może tworzyć dobra
MR
Maciej Roszkowski
1 września 2019, 20:25
Biskupi nie są ani okrutni, źli, ani obciachowi. To prymitywny demagiogiczny, dziennikarski chwyt. Jest gorzej.  Zasady, Dekalog, Ewangelia sa niezmienne, sposób ich przybliżania owieczkom musi brać pod uwagę zmiany w mentalności tychże, zmiany choćby języka. Nasi pasterze po prostu nie nadążąją. Stylistyka ks. Piotra Skargi dziś nie działa. Na wezwania do obrony Okopów Św. Trójcy też odpowiadaja juz nieliczni i to co demonstrują choćby na DEONIE nie wróży dobrze na przyszłość. Sztuka komunikacji, umiejętność przekonywania, argumentacji poszły bardzo naprzód. Bez tych umiejętności będziemy słuchać o "ubogacaniu", "powierzaniu modlitewnej trosce" etc. Twórca skautingu Baden Powell odkrył, że gdy chcemy złowić rybkę na haczyku musimy zawiesić, nie to co my lubimy, tylko to rybka lubi. Jak to pogodzic z wiernością Objawieniu i Tradycji? Nie wiem, jakbym wiedział mógłbym być biskupem. A ci którzy zostakja biskupami muszą się tego nauczyć. 
BB
Bronisław Bartusiak
1 września 2019, 15:57
Protesty z dwóch stron, co potwierdzałoby, że Autorka ma rację - podpadła wszystkim. Dziękuję za te refleksje, które moim zdaniem mogą pomóc wyjść z obecnej  kryzysowej sytuacji. PS Chodzi mi o kierunek, niekoniecznie o wszystkie szczegóły. 
JK
Jacek K
1 września 2019, 09:33
Tak, powinniśmy kochać biskupów. Powinniśmy za nich się modlić - jak za wszyskich ludzi wokół. Powinniśmy życzliwie o nich mysleć i mówić - jak o każdym człowieku.  Ale, artykułowanie głośno własnego zdania - odmiennego od jakiegoś biskupa - nie ma nic wspólnego z brakiem szacunku. Często tak jest, że ludzie obrażają się na tych, którzy mają inne zdanie. Ale nie mamy obowiązku spełniania oczekiwań kogokolwiek i siedzenia cicho, jeżeli mamy jakiś pogląd na jakąś spawę. Innym problemem jest hejt. Nie każda krytyka jest hejtem. Wielokrotnie w moim życiu brałem udział w "malowaniu trawy na zielono" w związku z przyjazdem jakiegoś biskupa. Widziałem biskupów otoczonych wianuszkiem pochlebców. Zawsze mnie to trochę raziło. 
WG
W Gedymin
2 września 2019, 14:05
Tak, powinniśmi tak kochać biskupów i za nich modlić, jak oni kochają i modlą się za "tęczową zarazę"
KW
Kornel Wolny
31 sierpnia 2019, 11:59
Pozwolę sobie na kontrowersyjny komentarz, ale proszę go nie traktować w kategoriach osobistych. Nic mi do tego jaki jest Pani stosunek do tej grupy biskupów, którzy ewidentnie sieją zamęt, by uniknąć hejtersko brzmiącemu: propagują nienawiść. Rzecz w tym, że ten zamęt nie dotyczy li tylko aspektów wiary i samych wiernych, on swoimi skutkami ogarnia wszystkich bez wyjątku. Ja przypomnę na zasadzie porównania (trochę naciąganego, ale tylko trochę), że w pierwszej połowie XX wieku pewne społeczeństwa, w imię fałszywie pojmowanej zgody, zlekceważyły skrajny radykalizm, skutkiem czego cały świat – alegorycznie: obudził się z ręką w nocniku. Zadaje Pani dość zdumiewające pytanie: „Dlaczego, gdy popełnią błąd, tak chętnie odnotowujemy to w mądrych felietonach, a tak rzadko staramy się wzbudzić w sobie miłość i sięgnąć po różaniec, by pomodlić się w ich intencji?” Naprawdę nie rozumiem: o jakich intencjach Pani pisze, i za co mamy się modlić: o jeszcze większy radykalizm i coraz bardziej wszech obezwładniające zamieszanie? Skoro bowiem popełniają błąd, co sama Pani potwierdza, to czy należy nad nim przejść do porządku dziennego i dać mu, błędowi, pozwolenie na funkcjonowanie wśród nas? Dlaczego w sobie mamy wzbudzać modlitwą miłość do błędów?
KB
Kasia Brzez
31 sierpnia 2019, 11:54
Witam. Na temat pasterzowania naszych biskupów świetnie piszą Rafał Krzysztofczyk czy Szymon Hołownia. Daję tych Panów za przykład, ponieważ potrafią krytykować, nie pisząc nienawistnym językiem. Taka krytyka może przynieść owoce w postaci opamiętania tych, których dotyczy, a z kolei czytelnicy świeccy o podobnych poglądach wiedzą, że nie są sami. Należy odróżnić bezmyślny hejt, kiedy ludzie działają pod wpływem emocji, od przemyślanej wypowiedzi, kiedy w słowa ubierają swoje rozczarowania czy obawy. Nigdy nie można nikomu odmawiać prawa do krytyki, prawa do niezgadzania się z kimś. Ludzie pokoju muszą robić wszystko co w ich mocy, by tworzyć przestrzeń dla wspólnego życia i działania, a także dialogu ludzi różniących się światopoglądowo. Dlatego Pani tok myślenia nie odpowiada mi. A modlitwa ma być przede wszystkim spotkaniem z Bogiem. Jeśli modlitwy są prowadzone z zaciśniętymi pięściami, nic są nie warte. Jeśli powie Pani komuś, z kim właśnie się Pani kłóci, że będzie się Pani za niego modlić i odchodzi Pani od dyskusji, to właśnie w ten sposób zadaje Pani tej osobie cios. To znak pogardy, a nie miłości. Trzeba bardzo uważać, by nie wpaść w sidła hipokryzji i pychy.