Co dalej po komunikacie Episkopatu?

(fot. BP KEP)

Żyjący w powtórnych związkach pytają, co teraz? Teraz, tzn. po Wytycznych Pastoralnych do Adhortacji "Amoris laetitia" (przyjętych 8 czerwca br. na 379. Zebraniu Plenarnym KEP w Janowie Podlaskim).

Długo czekali i dalej powinni czekać, bo jak czytamy: "Z całą pewnością trzeba będzie wypracować nowe Dyrektorium Duszpasterstwa Rodzin dla Kościoła w Polsce. W oparciu o nie można będzie przygotować diecezjalne, względnie metropolitalne instrukcje wykonawcze oraz powołać do życia ośrodki służby małżeństwu i rodzinie. Równocześnie należy wypracować program i określić kształt przygotowania księży do podejmowania drogi towarzyszenia wiernym i rozeznawania ich konkretnych sytuacji".

Czyli jeszcze czekać. Jednak trzeba koniecznie zauważyć, że chodzi tu najczęściej o ludzi, którzy z jednej strony czekają (i to od wielu lat), a z drugiej strony nie jest to bierne oczekiwanie. Oni już dawno weszli w proces rozeznawania. Ci, którzy spodziewają się, że będą mogli (w końcu!) przystąpić do sakramentalnej Komunii Świętej, to przeważnie pary, które już od lat przystępują do duchowej Komunii, uczestniczą w zajęciach duszpasterstw par niesakramentalnych, mają intensywny kontakt z duszpasterzem.

DEON.PL POLECA

Doświadczenie pokazuje, że są mocno zaangażowani we wspólnotę Kościoła, dużo w niej pomagają. Bywa, że wypływa to z poczucia własnej grzeszności. Jak mówi Biblia, ma to "zakrywać wiele grzechów". Są to ludzie pokorni. Wiele razy czuli się gorsi od zwykłych katolików. Taki "drugi sort" w Kościele. Musieli się wyrzekać własnej dumy, gdy rozmawiali z dziećmi czy wnukami na temat swojej sytuacji. Niestety często też tak było, gdy próbowali się wyspowiadać lub tylko porozmawiać z księdzem. Nie trzeba chyba opisywać, co przechodzi człowiek poddający się procesowi w sądzie biskupim, zwłaszcza gdy wie, że szanse na stwierdzenie nieważności pierwszego związku są nikłe.

To ludzie mocno doświadczeni przez życie i przez Kościół. I mają mocne (może nieraz zbyt mocne) poczucie winy i własnej grzeszności. Nie spotkałem się wśród nich z postawami roszczeniowymi, z żądaniem uprzywilejowanego traktowania.

Warto to mieć na uwadze wobec otwierających się nowych możliwości po "Amoris Laetitia" i po zapowiedziach zawartych we wspomnianych wytycznych pastoralnych. Pewnie będziemy mieli do czynienia z ludźmi "z ulicy". Ale teraz mamy do czynienia z ludźmi, którzy już od lat rozeznają i już mają za sobą próby wyjaśniania swojej sytuacji prawnej. Z ludźmi, którzy często przeżyli nawrócenie, zaczęli na tyle poważnie traktować swoją wiarę katolicką, że pragną sakramentów. Z ludźmi, którzy już przepracowali na różne sposoby unikanie zgorszenia, zwłaszcza wobec bliskich.

Oczywiście to nie znaczy, że możemy ich zostawić samym sobie. Ale niech sposób towarzyszenia im (wytyczne) biorą pod uwagę ogrom pracy, której dokonali i która ich wiele kosztowała. Nie wrzucajmy do jednego worka "początkujących" i "zaawansowanych". Bo to, że coś jest nowe dla duszpasterza, nie oznacza, że takie jest i dla proszących o pomoc.

Papież Franciszek prosił o konkretne wskazania na szczeblu Kościołów lokalnych pomocne w procesie rozeznawania prowadzącego ewentualnie do Komunii sakramentalnej. U nas, jak rozumiem, na szczeblu Episkopatu mamy zalecenia, by były one opracowane w diecezjach (czy metropoliach). Nie mi osądzać, co jest lepsze, choć tu już nie chodzi tylko o grilla po tej czy tamtej stronie Wisły.

Chciałbym tylko, by te wytyczne wzięły pod uwagę ogrom pracy (też duchowych wysiłków) wykonanej w duszpasterstwach par niesakramentalnych (bardziej lub mniej formalnych).

A pożytek z tego może być dla wszystkich, bo ta praca, do tej pory trochę "wstydliwie" (lub dyskretnie) skrywana, może okazać się pięknym (i jakże obecnie potrzebnym) świadectwem pokornego zaangażowania i przywiązania do wspólnoty Kościoła.

To "czekać" nie musi być pasywne. Co już teraz można robić? O tym m.in. mówi właśnie pojawiająca się na rynku książka "Przyjacielska odpowiedź krytykom Amoris Laetita" Rocco Buttiglione. Polecam zwłaszcza spowiednikom.

Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co dalej po komunikacie Episkopatu?
Komentarze (29)
AK
Anna K
18 czerwca 2018, 23:57
1. Zastanawia mnie, jak miałoby wyglądać w praktyce owe rozenawanie. Przecież sprawy o stwierdzenie niewazności małżeństwa ciągną się latami w sądach kościelnych. A tu? Pozostawienie tak ważnego osądu jednemu ksiedzu bez odpowiedniego przygotowania?  A przecież ludzie są różni. Jedni z dystansem i obiektywnie opiszą swoją sytuację. Ale są i tacy, którzy własne, zupełnie błędne opinie i przekonania biorą za prawdę i mówią o nich z przekonaniem. Nie widzą swoich błędów, za to wyolbrzymiają winy współmałżonka. Tymczasem kompetentna osoba z zewnątrz, czyli np psycholog,  widzi rzeczywiste problemy, dla zainteresowanych często niezauważalne, bo wynikajace np z wychowania, stereotypów itp. Ale do tego trzeba wielu rozmów z obiema stronami i ze świadkami, opinii psychologa - jak w sądzie. 2.Myślę, że przede wszystkim przydałoby się pary w konflikcie kierować na obowiązkową terapię małżeńską. Zapobiegać rozpadowi istniejących małżenstw.  Leczyć te zranione.
TB
Tru Badur
19 czerwca 2018, 10:19
A co wtedy, gdy jedna ze stron ma "gdzieś" rozmowy, opinie, zapobieganie i leczenie? Wtedy "obowiązkowa terapia"? Jak miałaby  wyglądać w praktyce? Doprowadzanie pod eskortą w kajdankach?
AK
Anna K
19 czerwca 2018, 11:50
Oczywiście, że czasem się nie da. A jeśli ktoś odmawia, to raczej bierze na siebie odpowiedzialność za rozpad związku. Ale może w niektórych przypadkach to by pomogło. Pozdrawiam!
TB
Tru Badur
19 czerwca 2018, 21:32
Jeśli ktoś "odmawia", to raczej nie należy liczyć na to, że weźmie na siebie jakąkolwiek odpowiedzialność. Bo jeśli oboje małżonkowie chcą ratować związek, to znajdą sposoby, metody i ludzi, którzy im w tym pomogą. Ale od wieków wiadomo, że "w tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz". Jak ktoś nie chce, to mu najlepsza terapia nie pomoże, bo na nią nie pójdzie (przymusu nie ma) a poczucie odpowiedzialności jest dla niego pojęciem abstrakcyjnym. Odwzajemniam pozdrowienia.
MR
Maciej Roszkowski
18 czerwca 2018, 20:13
Nie mnie osądzać bliźnich, ale pamiętajmy- małżeństwo to nie przymus i nie wybór koloru mebli. Prostą łatwą decyzję można podjąć na temat wakacji, a nie całego życia. Ile trwało narzeczeństwo i jak zostało przeżyte?
MM
Małgorzata Majewska
18 czerwca 2018, 18:36
Zapraszamy: [url]https://www.facebook.com/niesakramentalni.lodz[/url]
18 czerwca 2018, 10:48
Jakiś czas temu chciałam prosić o odprawienie mszy św. z intencją: "za porzuconych mężów, żony i dzieci, aby wspólnota Kościoła otoczyła ich opieką i wsparciem" W tym celu udałam się po mszy do zakrystii. Człowiek tam będący (duchowny) prawie wyrzucił mnie stamtąd, zaczął mówić znacznie podniesionym głosem, że to mój problem, że nie radzę sobie po odejściu męża, że trzeba się umieć z tym pogodzić, że potrzebna mi terapia a nie modlitwy (akurat byłam w trakcie terapii), co to w ogóle za intencja (przypadkiem napotkałam taką treść gdzieś w internecie), że on nie przyjmie takiej intencji... itp. itp. Wtedy poprosiłam, żeby dał mi odmowę na piśmie. Człowiekiem drugiej kategorii to ja się czuję w Kościele Katolickim. W jednym z artykułów na Deonie o. L.Wiśniewski napisał, że nie raz płakał z niesakramentalnymi, gdy ci nie mogli przystąpić do komunii św. z okazji np. I Komunii Św. ich dziecka. Szkoda, że ze mną nie płakał, gdy po mój mąż (który odszedł) nie płacił alimentów a  wykup stałych leków kosztował tak dużo, że nie mogłam ich wykupić, gdy nie miałam na opłaty i odłączono mi prąd, gdy zostałam bez mieszkania wlasnego i tak trwa to do dziś. Szkoda, że takiego współczucia w słowach nie znalazłam w tym Kościele.  
18 czerwca 2018, 14:10
Załóż wspólnotę - zob. np. na Śląsku u św. Jadwogi w Chrzowie, w Bielsku - samtomy.pl , myślę, że jest też więcej, choć nie ma ogólnopolskiego ruchu rozwiedzionych, trwających w wierności sakramentowi małzeństwa. A szkoda.... Na pewno jest bardzo wiele takich osób. Przydałoby się duszpasterstwo...
18 czerwca 2018, 18:28
amargue. Po przeczytaniu Pani komentarza pomyślałam, że zdanie "To ludzie mocno doświadczeni przez życie i przez Kościół." z powyższego artykułu, odnosi sie także do Pani. Bardzo mi przykro, że przy całym bólu doświadczeń życiowych, nie znalazła Pani zrozumienia u tego kapłana, na szczęście na nim Kościół się nie kończy, istnieją duszpasterstwa osób rozwiedzionych, ufam, że kapłani w nich posługujący mają więcej empatii i wyczucia
MR
Maciej Roszkowski
18 czerwca 2018, 20:09
Boże daj Ci siłę.
MH
M H
18 czerwca 2018, 09:06
A wszystko po to, żeby sól straciła smak :-) Rozeznajemy i towarzyszymy, byle  nikogo nie urazić, byleby ktoś przypadkiem nie zerwał z grzechem...
17 czerwca 2018, 13:41
Jedni pewno oczekiwali (np. Autor artykułu), że biskupi powtórzą i utożsamią się z tym, co postanowili biskupi Niemiec i Argentyny (a papież Franciszek wprost pochwalił to, co w Argentynie i uznał za jedynie słuszną interpretacje AL!), inni, że zdecydowanie odetną się od takiej interpretacji i pójdą za św. JPII, powtarzając, iż nic się nie zmienilo i nie może zmienić zarówno w doktrynie jak i przecież już w istniejącej praktyce (sądy prowadzą procesy, duszpasterze zajmują się ludźmi żyjącymi w cudzołóstwie - może nie wszyscy, ale przecież nikt nie wyrzucał z kościoła, nie wyklinał, ale też nie pochwalał, mówiąc im -no coż, dobrze zrobiliście, nie mogliście inaczej, nie da się nic zrobić, nie jesteście winni, itp). A tu dokument który w zasadzie nie mówi nic konkretnego, ani tak ani nie. Niby jest coś, ale nie satysfakcjonuje żadnej  ze stron. Jest takie powiedzenie: wije się jak piskorz! I tak jest z tym dokumentem biskupów. Między twardą wiernością doktrynie, a nie sprzeciwianiu się poglądom i pewno naciskom Franciszka. Współczuję. Ale w końcu trzeba się będzie określić. I oby nie w stronę Argentyny i Niemiec. 
16 czerwca 2018, 23:05
Dalej nie rozumiem. Pan Jezus bardzo dokładnie wyłożył, na czym polega cudzołóstwo. Powiedział też: Ja ciebie nie potępiam. Ale dodał: Idź i nie grzesz więcej. Jasne i proste. Że trudne? Wiem. Ale konsekwentne    
17 czerwca 2018, 11:26
Te słowa powiedział do niej i do każdego z nas, a mimio to - ty pewnie też - chodzimy do spodziedzi, bo grzeszymy... "Dlaczego masz za złe bliźniemu, że grzeszy w inny sposób niż ty"?
17 czerwca 2018, 22:35
Dlatego, że żyjąc w związku z góry zakłada, że będzie dalej grzeszył w ten sam sposób, a zatem nie może być mowy o postanowieniu poprawy... A że jestem grzesznikiem? Wiem bardzo dobrze, panie Cogito ... (ps. nie lubię takiego - ty, szanujmy się)
TB
Tru Badur
18 czerwca 2018, 16:23
Czy my nie "wpadamy" w popełnianie ciagle tych samych grzechów, postanawiając wcześniej poprawę? Pan Jezus, owszem, powiedział: "Idź i nie grzesz więcej", ale chwilę wcześniej powiedział też: "Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień". A słowa czesto ranią bardziej.
18 czerwca 2018, 23:04
Prawda, ale jednak postanawiamy poprawę. Mamy w tym kierunku wolę. A tu - niejako z definicji - nie może być o tym mowy... A że to bolesne - bez dwóch zdań. Nie zamierzam w nikogo rzucać kamieniami. Ani słowami. Nie staram się oceniać tych osób, jestem od tego bardzo daleko. Każdy ma swoją historię, motywacje... One są tylko jego, niepowtarzalne. Patrzę tylko na czyny i ich konsekwencje dla życia sakramentalnego
TB
Tru Badur
18 czerwca 2018, 23:24
A jeśli te "czyny", to wzajemna miłość, życzliwość, dobroć i poświęcenie w "nowym" związku? Jeśli dzieci kochają "nowego" tatę, bo i on je kocha, poświęca im czas, jest dla nich dobry, a "prawdziwy" tata, tylko pił i bił? Faryzeusze ograniczali Boga do "prawa". Dopiero Pan Jezus powiedział, że prawo jest dla człowieka a nie człowiek dla prawa ("szabat jest dla człowieka..."). Dlaczego teraz próbuje się ograniczyć działanie Boga w życiu człowieka tylko do sakramentów? Poza sakramentami Bogu nie wolno działać? Ktoś Mu zabronił? 
19 czerwca 2018, 23:55
To już przekręciłeś kota do góry ogonem... Cały artykuł dotyczył życia sakramentalnego osób rozwiedzionych, więc i moje wypowiedzi także. A że Pan Bóg działa w życiu człowieka jak chce, kiedy chce i przez kogo chce? To przecież najzupełniej oczywiste... Natomiast co do opisu czynów zamieszczonego powyżej - pełna zgoda, za jednym wyjątkiem - co by nie było, pozostaje trwanie w grzechu cudzołóstwa. I tego nic nie zmieni... 
TB
Tru Badur
20 czerwca 2018, 08:17
Jeśli to trwanie w grzechu, to skąd te dobre czyny? "Beze mnie nic uczynić nie możecie" mówi Pan Jezus. Jeśli trwanie w sakramencie przynosiło "złe czyny" a "trwanie w grzechu" dobre, to o co chodzi? Jeśli "...Bóg działa w życiu człowieka, jak chce, kiedy chce i przez kogo chce...", to czy nie może działać w życiu niesakramentalnych małżonków? Przez nich i dla ich dobra? Pisze Pan/Pani do Cogito, że nie lubi "takiego - ty, sznujmy się". No to..."przekręciłeś kota do góry ogonem...(?)...Szanujmy się.
20 czerwca 2018, 22:58
Ostatnia uwaga - w punkt, dziękuję, zresztą zorientowałam się już po wysłaniu, a cofnąćani poprawić się nie da. A co do reszty - każdy z nas ma w sobie mieszaninę dobra i grzechu, tacy jesteśmy. I Pan Jezus takich nas kocha, za nas takich umarł i przez nas takich właśnie - grzeszących, kocha innych. Raz jeszcze - nigdzie nie napisałam, że osoby żyjące w związkach niesakramentalnych nie mogą czynić dobra. Mogą i czynią. Z pewnością. Ale cudzołóstwo jest cudzołóstwem, i nie zmienia swoj konotacji na dobro tylko dlatego, że inne czyny są dobre. Grzechu nie da się "wyprać" przez zbliżenie go do dobrego czynu. To dotyczy zresztą każdego grzechu.
T
trubadur1
21 czerwca 2018, 09:50
To prawda. W taki sposób nie da się "wyprać". Ale, czy Pan Bóg nie może wybaczyć im cudzołóstwa poza sakramentem? Czy to, że dobrze żyją, przykładnie, to nie jest "dowód" na obecność Boga w ich niesakramentalnym związku? Grzech został nazwany ale czy nie został wybaczony? Z pewnością grzechy zostają odpuszczone w sakramencie spowiedzi, ale czy możemy mieć pewność, że poza sakramentem Bóg nie działa? Zwłaszcza, jeśli widzimy "owoce" w postaci dobrego, przykładnego życia? Czy Pan Bóg musi informować nas, komu wybacza a komu nie? Ograniczamy Bogu pole działania do sakramentów? Pan Jezus powiedział: "Po tym poznają, że jesteście moimi uczniami, kiedy miłość wzajemną mieć będziecie".
BS
bi sousig
16 czerwca 2018, 19:14
Ojciec Siepsiak już się niecierpliwi , już nie  chce czekać , on by już chciał dawać Komunię Św. rozwodnikom, bo oni tacy biedni , tak się naczekali a tu Episkopat każe im czekać . Zaczyna się wiercenie w brzuchu różnym biskupom (abp Ryś, , kard. Nycz?) by w ramach precedensu poszli w ślady kościoła katolickiego? w Niemczech by wreszcie sprawić ludziom frajdę i dać im "po komunii" by wreszcie do lamusa wyrzucić przykazanie "Nie cudzołóż" a potem , potem pójdzie z górki,  homomałżeństwa z błogosławieństwem np Ojca Siepsiaka np.
DS
Daniel Socha
16 czerwca 2018, 15:03
Dwie sprawy: co jest największym błędem dyskusji toczącej się od słynnego wystąpienia kardynała Kaspera?. Podejmowanie tematu ''Komunii Św. dla rozwiedzionych''.To jest od początku błąd, i to JAKBY stara się wykazać adhortacja..ale..i co niestety jest błędne w tym dokumencie (AL) jak się wydaje: poruszanie w ogóle kwestii ''sakramentów''. Gdyby tak nie było, nie mielibyśmy chaosu i podziału wśród duchownych, gdyby treść pozostała na poziomie nawet tej dysputy teologii moralnej i rozeznawania, to by nie było tak żle..ale że w przypisach mamy ''pomoc skaramentów''??... Druga kwestia: Polskie wytyczne chyba są jasne, więc dlaczego niektórzy tak bardzo chcą wracać do tematu??. Jakby koniecznie chciano poruszać temat tej ''komunii''. Z tego tekstu przebija się według mnie tendencja jakby komunia była nagrodą za ''dobre  sprawowanie'' dla par niesakramentalnych , które jak to się określa :napracowały się w swoim zyciu postawą chrześcijanina, a teraz EP nie chce nic na to odpowiedzieć. Porszę pamiętać, że Komunia to nie nagroda i końcowy efekt procesu rozeznawania i towarzyszenia: to jest żywy Jezus i trzeba się tym przejąć. Ta cała dyskusja pokazuje, że chyba o tym zapominamy, a temat cały czas trzymamy na poziomie ''można'' czy ''nie można''''przyjąć komunię''. A kto dziś powie: czy mam taką przyjaźń z Jezusem i miłość, że mogę się z Nim zjednoczyć w Eucharystii??. Czy moje życie obiektywnie w sumieniu odpowiada temu, który jest tym Chlebem??. Czy mam swoją sytuację szczerze uregulowałem? czy wyspowiadałem się i żałuję za grzechy i postanawiam poprawę??. To jest wymóg ze wzlęgu na szacunek dla największej miłości jaką jest Bóg, to nie jest przecież żadne ''doktrynerstwo'' i ''faryzeizm''. Absolutnie.
P
Piotr
20 czerwca 2018, 22:19
Dobrze napisane. Popieram w 100%!
KJ
k jar
16 czerwca 2018, 09:33
"...wie,że szanse na stwierdzenie nieważności pierwszego związku są nikłe" 1. nikt nie jest sędzią we własnej sprawie.Ocenianie,czy szanse są nikłe,czy nie to wróżenie z fusów. Nieskładanie pozwów z uwagi na własne mniemanie,że się nie powiedzie to błąd,który obciąża też Kościół.W przypadku separacji należy już składać pozew i nie czekać na przeleżenie się sprawy,bo wtedy właśnie najczęściej dochodzi do zawiązania się nowej niesakramentalnej relacji - po co,kiedy można sprawę w sądzie rozwiązać i dopiero potem decydować się ewentualnie na jakiś związek. Tak jest to kuszenie Ducha Świętego. Dobrze,że komunikat Episkopatu zwrócił uwagę na obligatoryjny obowiązek Kościoła do informowania wiernych o wręcz obowiązku badania swego stanu sakramentalnego. Rozwiązałoby to sprawę niesakramentalności wielu związków szybko 2. jak się czyta w archiwach kurialnych sprawozdania z badania stanu sakramentalności związków w latach 30,40,50 czy 60. to naprawdę głowa boli jak skomplikowane były to procesy i z jakimi problemami ludzie się zgłaszali do sądów. Obecne pozwy to objaw infantylizacji relacji i tego w jakim kryzysie jest obecnie sakrament małżeństwa. fakt: nie należy łamać trzciny nadłamanej,ale obserwuję proces wręcz stawiania do pionu już leżącą.Niektórzy duszpasterze na siłę chcą związki niesakramentalne do Kościoła wprowadzić,bo przecież ewangelizacja owiec,itd.itp. Nie należy rzucać pereł przed świnie.Skomlącym u bram pannom głupim nie otworzono (nie wiemy,czy na zawsze,niemniej NIE OTWORZONO)
P
Piotr
20 czerwca 2018, 22:25
Problemem dzisiejszego Kościoła jest fałszywe miłosierdzie, które zamiast prowadzić do nawrócenia utwierdza ludzi w dotychczasowym życiu w grzechach ciężkich. To jest przerażające. Nasza wielka święta Faustyna zostawił Dzienniczek. Jest w nim mowa o bożym miłosierdziu, a nie o fałszywym miłosierdziu. Dzisiejszy Kościół Katolicki w zasadzie odrzuca bożą sprawiedliwość (poza nielicznymi wyjątkami), o której mowa jest w Biblii, w pismach świętych i mistyków.
DP
Danuta Pawłowska
16 czerwca 2018, 09:26
W tych wypowiedziach kapłanów broniących grzech ciężki jest coś przerażającego, jakieś diabelskie przymuszenie łowienia dusz do piekła!
P
Piotr
20 czerwca 2018, 22:27
Ci kapłani nie mają w sercach Jezusa. Zastąpił Jezusa duch "tego świata". Z Biblii wiemy, kto stoi nim stoi.