Co zrobić, żeby znowu nie było już "po świętach"?

(fot. Eugène Burnand [Public domain], via Wikimedia Commons)

Jeszcze w Wielkim Tygodniu postanawiamy odbyć jakieś "rekolekcje ostatniej szansy", chcąc podciągnąć się trochę wyżej na drabince. Bo może usłyszymy coś, co uczyni cud w naszym życiu, co pozwoli nam przeżyć Triduum tak jak nigdy wcześniej? Występują w nas takie naprężenia, takie nagromadzenie treści i emocji, że Liturgia Wielkiej Soboty niczym ostra igła przebija balon. Jest huk, jest radość i są po wszystkim emocjonalne zgliszcza.

"W życiu najlepsze jest czekanie" - tak myślałem jako dziecko i do pewnego czasu też jako dorosły. Od samych urodzin wolałem te kilka dni poprzedzające je; w Bożym Narodzeniu najbardziej ceniłem adwent; a z każdym kolejnym dniem Triduum czułem smutek, że kończy się coś niepowtarzalnego. Poranki po takich wydarzeniach zaczynają się tak podobnie: pełne tęsknoty wspomnienia; kac emocjonalny po intensywnych przeżyciach; spokój, w którym trudno się odnaleźć, bo nie ma już właściwie na co czekać. Po Liturgii Wielkiej Soboty szybko wyznaczamy sobie nowy punkt zaczepienia w Niedzieli Zesłania Ducha Świętego. I choć bardzo się denerwujemy, gdy kolejny raz słyszymy przy świątecznym stole, jak ciotki i wujkowie z namaszczeniem powtarzają "święta, święta i po świętach", to podświadomie realizujemy właśnie ten plan. A może chciałbyś czegoś innego?

Wielkopostni aktywiści

DEON.PL POLECA

Lubimy doświadczać dobrych rzeczy bardziej, głębiej i intensywniej. W Wielkim Poście jak grzyby po deszczu pojawiają się tysiące pomysłów na rekolekcje, przeżycia i postanowienia. Wszystkie kuszą nas wyjątkowością i mnogością duchowych darów, jakie możemy otrzymać po ich przejściu. W duchowym pędzie chwytamy się nie tylko rzeczy potrzebnych, ale też przypadkowych. Pomimo wielu poczynionych kroków, jeszcze w Wielkim Tygodniu postanawiamy odbyć jakieś "rekolekcje ostatniej szansy", chcąc podciągnąć się trochę wyżej na drabince. Bo może usłyszymy jeszcze coś, co uczyni cud w naszym życiu, co pozwoli nam przeżyć Triduum tak jak jeszcze nigdy wcześniej? Występują w nas takie naprężenia, takie nagromadzenie treści i emocji, że Liturgia Wielkiej Soboty niczym ostra igła przebija balon. Jest huk, jest radość i są po wszystkim emocjonalne zgliszcza. Oktawa Wielkanocy wydaje się mało kusząca, poświęcamy ją na złapanie równowagi i harmonii. W takim stanie łatwo ją potraktować jako czas na dojadanie sałatek i serników, żeby jak najszybciej zapomnieć o wcześniejszym intensywnym okresie. Tymczasem środek ciężkości jest zupełnie gdzie indziej. Na nic nam Wielki Post, jeśli nie przygotował nas na przeżywanie radości Zmartwychwstania każdego dnia. Takiej prawdziwej, nieudawanej.

Twarz Piotra wyraża wszystko

Mi trochę czasu zajęło zanim odkryłem piękno okresu wielkanocnego. Ale dzisiaj to jedne z moich ulubionych dni w roku. Zbudowane są na najpiękniejszych fragmentach Ewangelii. Przed laty zainspirował mnie do takich rozmyślań obraz Eugena Burnanda "Apostołowie Piotr i Jan biegną do grobu w poranek dnia zmartwychwstania". Wyraz twarzy Piotra był na nim bezcenny. Po kolejnym ciężkim Triduum, gdy szukałem głębszego sensu, nie zatrzymując się wyłącznie na przeżyciach, czułem się jak Piotr tego pierwszego poranka po szabacie. On wiedział, że wszystko jest możliwe, skoro Go nie ma w grobie. Miał wypisane na twarzy jednocześnie niedowierzanie i pewność, bo przecież Jezus obiecał, że powróci i nigdy nie będziemy już sami. Czułem się jak Piotr, który jeszcze dobrze się nie obudził ze złego snu Wielkiego Piątku, ale biegł na spotkanie czegoś większego niż nadzieja. Jak Piotr, który po trzykrotnym zaparciu się przyjaciela, pobiegł bez strachu, bo miał pewność, że zostanie wzięty w objęcia. Jak zaspany Piotr, który uwierzył, że to, co mówił mu Jezus, jest większe i prawdziwsze niż jego zdrady i grzechy. On już wtedy był gotowy wyciągnąć swoje ręce i uzdrawiać w imię Jezusa. To widać w tym spojrzeniu. Niewiele wiedział i miał masę pytań, ale prawdziwa wiara nie tylko ich się nie boi, ale też nie oczekuje odpowiedzi. W jego oczach jest cała prawda minionych trzech dni i cała nadzieja wieczności. Ten człowiek jeszcze nie wiedział, że za chwilę stanie się głową Kościoła i księciem Apostołów. Nie wiedział, że zginie przybity do krzyża głową w dół. Ale był już na to gotowy. To wszystko doprowadziło mnie do pytania, czy ja z taką samą wiarą i fascynacją podchodzę do tego, że Jezus jest wśród żywych. Czy to tylko piękna tradycja, wiele wylanych łez i uniesień, które zostały zamknięte w grobie i miały już nigdy nie ujrzeć światła dnia?

Każdy następny dzień tego okresu opowiada naprawdę niesamowite historie. Słuchając ich, widzę twarze ludzi, którzy dowiadują się o tym, co zrobił Jezus. I twarze tych, którzy Jezusa spotykają. Szok, niedowierzanie, a jednocześnie radość, spełnienie marzeń z kategorii tych niemożliwych, bo wątpili w Jego powrót i nie potrafili odczytać słów. Na ich oczach wypełniają się obietnice, wiara znalazła swoje potwierdzenie. Zapewne było wiele łez, które Jezus otarł najnormalniej na świecie - bo był naprawdę, tuż obok. A pośród wielu podobnych historii jest ta, dla mnie najpiękniejsza, o drodze do Emaus. Uczniowie zaślepieni wydarzeniami ostatnich dni nie zauważyli momentu zmartwychwstania. Coś usłyszeli, biegli, by to wyjaśnić lub raczej zdementować. Jezus szedł z nimi, tłumaczył im pisma, przez całą drogę mieli przeczucie, ale bali się temu zaufać. Jak pisze ewangelista "ich oczy były na uwięzi". To też opowieść o niezwykłych facetach, bo nie bali się swojej wrażliwości. Zaprosili nieznajomego, żeby spędził z nimi noc. W relacji z Nim mieli poczucie wspólnoty, które wcześniej zostało zrównane z ziemią, gdy Judasz wydał Jezusa, Piotr się go zaparł, a większość z dwunastu nie miała odwagi nawet pojawić się pod krzyżem. I nagle poczuli, że jednak wspólnota jest możliwa. Rozpoznali Jezusa po łamaniu chleba. To bardzo intymny gest, który mogli dostrzec tylko domownicy. Ludzie będący blisko Jezusa, dla których On ten chleb łamał i cudownie rozmnażał. Tak jak smak chleba i gesty rodziców przypominają nam dom rodzinny.

On sam nadaje sens i smak wszystkiemu

Okres wielkanocny to powinien być czas, w którym wieść o zmartwychwstaniu Jezusa rozchodzi się po świecie, a radość udziela bliźnim. Jak nigdy wcześniej powinniśmy wtedy wychodzić na ulice między ludzi i o tym mówić. Dzielić się naszym doświadczeniem tych dni. Mamy w pełni uzasadnione prawo, aby głosić wszystkim, wszędzie i na wszelkie sposoby. Tymczasem najłatwiej przychodzi nam… zamknięcie się w sobie. Wielu nie marzy o niczym innym jak o świętym spokoju. Bo przecież za rok też jest Wielkanoc. I tak mijają kolejne lata.

Każdy okres liturgiczny jest na swój sposób niepowtarzalny. Nawet okres zwykły ma nam wiele do zaproponowania. Jeśli kolejny raz w życiu doświadczamy zniechęcenia, to warto zadać sobie pytanie o to, jak wygląda nasze przygotowanie do świąt. Może poświęcamy na to zbyt wiele energii i uwagi? Może nie chodzi o to, by dążyć do doskonałości, ale dać się prowadzić właśnie przez swoje słabości? Jakąkolwiek drogę obraliśmy, jeśli dziś czujemy, że jest już po wszystkim, to z dużym prawdopodobieństwem straciliśmy po drodze coś najcenniejszego - poczucie bliskości Boga. On sam nadaje sens wszystkiemu i naprawdę więcej nie trzeba. Wtedy nawet przypadkowa świecka książka może być rekolekcjami życia.

Za niespełna 50 dni obchodzić będziemy Zesłanie Ducha Świętego, pojawią się nowenny, modlitwy i rekolekcje przygotowujące. Powróci też znany nam problem "i co dalej?". Może im mniej w tym naszych pomysłów i biegania za cudami, tym większa przestrzeń do działania dla Boga? Każdego dnia należy do nas jedynie chwila, która właśnie trwa. Spróbuj jej doświadczyć.

Szymon Żyśko - dziennikarz i redaktor DEON.pl, publicysta, prowadzi autorskiego bloga nothingbox.pl

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co zrobić, żeby znowu nie było już "po świętach"?
Komentarze (4)
B
blockajoana
3 kwietnia 2018, 08:48
Święta, święta i po świętach to dobry opis sytuacji, kiedy to święta kojarzą się no właśnie, z czym? Dlaczego w Wielki Czwartek i Piątek kościół przynajmniej w mojej parafii pęka rok w rok w szwach, a już przed liturgią Wielkiej Soboty spokojnie można znaleźć miejsce siedzące w ławce. Może dlatego, że większość usadawia się w kuchniach czyniąc ostatnie przygotowania do niedzielnego świętowania Wielkiej Nocy. W Niedzielę uroczyste śniadanie, przyjeżdża rodzina, goście i właściwie główny akcent tego dnia skupia się tak w praktyce na stole i tych co przy nim siedzą. W świąteczny Poniedziałek, kiedy rodzinne świętowanie się kończy utarło się mówić że jest po świętach. Ostatnio w internecie widziałam reklamę: co nas Polaków łączy. Byłam nawet ciekawa co to takiego jest, okazało się że smog. Smog, mgła w sumie na pierwszy rzut oka ciężko odróżnić. Początkowo pomyślałam, to takie banalne nie wysilił się twórca tej reklamy. Ale faktycznie coś w tym jednak jest. Co nas Polaków łączy? Wczoraj była 13 rocznica śmierci Jana Pawła II, szczerze mówiąc nie pamiętam żadnego wydarzenia, które by tak silnie połączyło Polaków jak właśnie śmierć a potem pogrzeb papieża.Ustały spory, waśnie, podziały. Potem dopiero kolejnym takim momentem było sprowadzenie ze Smoleńska trumien z ciałami tych co zginęli w katastrofie. Ale jedność trwała zaledwie kilka dni. W każdym razie szpaler oddających hołd z kwiatami wzdłuż ulic którymi przejeżdżał kondukt żałobny robił wrażenie. Tłum w Wielki Czwartek i Piątek w kościele też robi wrażenie. Musi być tu gdzieś wspólny mianownik. Może tym czymś jest właśnie faktycznie mgła, mgła która przeszkadza zobaczyć wyraźnie, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Święta nie muszą się kończyć wraz z odejściem od stołu ale mogą trwać nieustannie. Czasem tylko smutek bierze, że nie wszyscy czują tak samo, dlatego trzeba im pomagać rozwiać mgłę uśmiechając się chociażby
A
Ann.
3 kwietnia 2018, 00:46
To wszystko prawda.  Ale czy nie jest tak, że wielu księży (przynajmniej tych znanych mi) świetnie radzi sobie z zachęcaniem wiernych do pokuty, ze skupianiem się na słabościach i grzeszności, na mówieniu o cierpieniu Chrystusa, ale znacznie mniej mówi o zmartwychwstaniu? Może to w naszej polskiej kulturze łatwiej mówić o smutku niż o radości, także tej płynącej z wiary? Czemu wiele razy na mszy św. mam odczucie, że piękne słowa uwielbienia Boga i dziękczynienia wypowiadane są głosem ponurym, cichym, czasem wręcz wymamrotane? Na pewno inaczej jest we wspólnotach, radosna jest Lednica, ŚDM, Odnowa w Duchu Świętym i inni- ale na co dzień chyba za mało umiemy celebrować zwycięstwo Chrystusa nad złem. I przekładać to na konkretne codzienne działania.  Dziękuję za ten tekst, bo on przywraca skupienie uwagi na tym, co ważne teraz. 
Andrzej Ak
2 kwietnia 2018, 17:44
Pozwolić się prowadzić Panu w zaufaniu, tzn ufając w Jego Miłość do nas. Niezależnie w którym Mieszkaniu Duszy (Św Teresa z Avila) się odnaleźliśmy w Te Święta nie możemy pozwolić sobie, aby zapomnieć o naszej przynależności do Pana Jezusa. Jak to uczynić, gdy tuż po świętach (a może już nawet w trakcie) świat pragnie nas wrzucić w wir swoich wydarzeń? Pamięć i modlitwa. Pamięć o przynależności do Boga to jedno, co musi się stać fundamentem naszego codziennego życia. Jednak bez modlitwy sama pamięć zacznie się zacierać. Potrzeba więc postawić sobie obietnicę uczenia się modlitwy serca, choćby po każdej Niedzielnej Mszy Świętej. Czym jest modlitwa serca? Jest małym aktem naszej miłości do Chrystusa i samego Boga. Często powtarzana w postaci krótkich westchnień uwielbienia Boga z czasem głębiej fundamentuje naszą więź z Chrystusem. Warto też otworzyć się na nowe doświadczenia Boga w dalszym okresie roku. Uważnie obserwować i badać własne serce oraz Wolę Boga względem nas samych. Tym co się odważą wejść na tą drogę wiary dalsze kierunki ukarze nam sam Bóg w odpowiednim czasie. Tymczasem radujmy się ze Zmartwychwstania Jezusa i ze zmartwychwstania naszego, wraz z Nim. Być może niektórzy tego nie dostrzegli, jednak w każde Te Święta Wielkiej Nocy Boża  Moc rozlewa się po całym tym Świecie. Tak więc,  każdy z nas ma jakiś udział w Zmartwychwstaniu Pańskim.
2 kwietnia 2018, 09:47
Okres Wielkiego Postu, potem kulminacja w Triduum Paschalnym, i nagle w Niedzielny poranek pusty grób, a właściwie już pusty w sobotni wieczór Wigilii Paschalnej. Zauważyłam, że i w kościele znacznie mniej już ludzi po absolutnym natężeniu w Wielki Czwartek i Piątek. "Nie ma Go tu". To gdzie jest? I to jest najtrudniejsze właśnie, zobaczyć Go, poznać w drugim człowieku. Bo to jest najbardziej namacalny dowód czy to wszystko jest prawda. Więc rozglądajmy się i bądźmy uważni. Może właśnie On stoi teraz przy kuchennym blacie i kroi chleb na świąteczne śniadanie