Czego możemy się nauczyć od byłego jezuity?

Piotr Żyłka

Byli zakonnicy kojarzą nam się zazwyczaj z osobami, które atakują w mediach Kościół. Przychodzą nam do głowy przykłady eks-jezuity Stanisława Obirka i esk-dominikanina Tadeusza Bartosia. Nie zawsze jednak odejście z zakonu wiąże się ze stawaniem w opozycji do Kościoła.

Chris Lowney przez siedem lat był w zakonie jezuitów. Po odejściu z Towarzystwa zajął się pracą w bankowości. Osiągnął wielkie sukcesy. Mając trzydzieści kilka lat dotarł na szczyt. Został dyrektorem zarządzającym w firmie J.P. Morgan&Co - jednym z największych holdingów finansowych na świecie z aktywami wartymi ponad 2,5 bln dolarów, działającym w ponad 50 krajach. Pracował w Nowym Jorku, Tokio, Singapurze i Londynie. Otrzymał tytuł doktora honoris causa w St Luis University, Marymount Manhattan University i University of Great Falls.

Karierę bankowca porzucił w 2001 roku. Zaczął pisać. Jego pierwsza książka "Heroic Leadership" ("Heroiczne przywództwo") stała się bestsellerem oraz została ogłoszona książką roku 2003 magazynu ForeWord. Została też przetłumaczona na wiele języków. Pamiętam, jak wielkim zdziwieniem było dla mnie, gdy ją pierwszy raz otworzyłem. Po kilku stronach lektury byłem skołowany. Czego niby mogę się nauczyć od tego człowieka? Szybko okazało się, że bardzo dużo. Lowney doskonale połączył doświadczenia zakonne i biznesowe. W prosty, przystępny, nowoczesny sposób przedstawił "tajemnice sukcesu firmy istniejącej ponad 450 lat". Inaczej mówiąc, napisał bardzo inspirujący poradnik, w którym wytłumaczył, jak wiele może osiągnąć każdy człowiek żyjący w XXI wieku, jeśli skorzysta ze wskazówek płynących z duchowości ignacjańskiej.

"Miałem szczęście pracować z kilkoma wielkimi przywódcami i jestem przekonany, że Ignacy Loyola oraz jego towarzysze również się do nich zaliczają. I to jest właściwy powód, dla którego warto zwrócić uwagę na proponowane przez nich pomysły dotyczące przywództwa. Należy jednak również pamiętać, że Loyola został świętym (…) Założone w 1540 roku Towarzystwo Jezusowe nie miało ani kapitału, ani biznesplanu. Potrzebowało jednak niewiele ponad jedno pokolenie, aby stać się najbardziej wpływową korporacją w swojej kategorii. Jako zaufani europejskich władców, chińskiego cesarza Ming, japońskiego szoguna oraz cesarza mogolskiego w Indiach, jezuici mogli się poszczycić siecią kontaktów niemającą równych wśród innych podmiotów handlowych, religijnych czy instytucji rządowych" - pisze były jezuita.

DEON.PL POLECA

To samo dotyczy jego drugiej książki "Heroiczne życie". Z niej dowiemy się, jak świadomie kierować swoim życiem. Jest to współczesna wersja "Ćwiczeń duchownych". Autor zaczyna ją od słów: "Urodziłeś się, by zmienić świat. Skorzystasz z tej okazji w możliwie najlepszy sposób, opano­wując trzy istotne umiejętności: 1. Sformułuj cel wart reszty twojego życia. 2. W tym zmieniającym się i niepewnym świecie dokonuj mądrych wyborów związanych z karierą i relacjami międzyludzkimi. 3. Spraw, by każdy dzień był ważny, zwracając uwagę na swoje myśli, czyny i osiągane wyniki". Następnie przechodzimy przez wszystkie sfery naszego życia i uczymy się, jak rzetelną pracą, kosekwencją i wytrwałością możemy skutecznie osiągać małe i wielkie cele.

Książki Lowney'a są doskonałą propozycją dla wszystkich, którzy prowadzą intensywny styl życia, pracują i żyją w tempie, które rzadko kiedy pozwala im zatrzymać się i na spokojnie zastanowić się nad tym, co się z nimi dzieje i czy nasze codzienne decyzje mają jakiś głębszy sens. To taki poradnik codziennego życia chrześcijańskiego w praktyce.

Przykład tego byłego jezuity powinien nam też dać do myślenia. Życie jest skomplikowane. Pan Bóg może prowadzić człowieka w niezrozumiały dla nas sposób, dlatego powinniśmy unikać łatwego oceniania i krytykowania cudzych życiowych decyzji. Być może coś, co nam się w głowie nie mieści i wymyka się z prostych schematów, wcale nie jest zdradą powołania, ale jego realizajcą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czego możemy się nauczyć od byłego jezuity?
Komentarze (143)
E
Ewa
15 maja 2014, 19:05
Panie redaktorze, może znajdzie Pan kogoś bardziej godnego napisania artykułu niż były  jezuita? Chyba, że wyłącznie interesują Pana banalne nowości....
M
Maria
11 maja 2014, 15:19
Myślę, że potrzeba dużo modlitwy za powołanych, a jeszcze wiecej za tych, którzy ulegli diabelskiej pokusie i nie dotrzymali danego Bogu słowa. Każdy z nas może ją podjąć ufając, że Pan Bóg z wszystkiego może wyprowadzić dobro  - jak w opisanym przypadku. Szkoda, że nikt nie pisze o powrotach niewiernych kapłanów, o podejmowanych przez nich czynach pokutnych, o gorliwej posłudze marnotrawnych synów, którzy wrócili do "ojcowskiego domu"...  Warto o tym pomyśleć, gdy zło krzyczy coraz głośniej, aby nas przekonać, że tylko ono istnieje. Maria
X
x
26 lipca 2014, 08:37
shut up.
AK
Agata Krukowska
9 maja 2014, 15:01
Czy jeśli ktoś jest w zakonie 30 lat, po czym stwierdza, że nie wierzy, że nie chce mieć z Kościołem niczego wspólnego - a takie przypadki nie są mi obce - czy można powiedzieć, że Pan Bóg go w ten sposób prowadzi? Czy Pan Bóg robi sobie z człowieka potoczne jaja i powołuje go, by niszczył siebie i inne osoby - krytykując Kościół katolicki i odcinając gałąź, na której sam siedział przez wiele lat?  To, że ktoś był 7 lat w zakonie... Czy ten gość, o którym Pan Piotr pisze, był już po święceniach kapłańskich i ślubach zakonnych? Jeśli tak, nie mam więcej pytań... Z Bogiem.
J
Javer
9 maja 2014, 15:45
Święcenia u jezuitów są po11 latach, więc Lowney ich nie miał. Na pewno złożył śluby, ale zakon go z nich zwolnił, co jest dopuszczalne. A że opuścił zakon, który teraz promuje w swoich książkach, to wygląda trochę jak nostalgia, fakt.
JN
Jezusa nie interpretuje się
9 maja 2014, 13:05
Pewność Prawdy w Ewangelii Proszę wziąć teraz pod uwagę różnicę, jaka istnieje w oparciu o Ewangelię. Żaden ksiądz, żaden biskup, nawet papież nie uczy tego, co jemu osobiście się jawi, tylko ma obowiązek wiernie przekazywać naukę Jezusa Chrystusa. A jeżeli jest rozbieżność, że jeden biskup uczy inaczej, drugi inaczej, to pytamy jak uczył Jezus. Ważny problem rozważa sobór, zespół ludzi, którzy badają, co Bóg powie dział na ten temat i decydują - albo jeden biskup albo drugi musi ustąpić. W naszej religii jest - nieomylna Prawda - Jezus Chrys tus. Spełnia On rolę układu odniesienia - kryterium prawdy. Treści zgodne z Jego nauką przyjmujemy, a niezgodne odrzucamy jako błędne. Nie ma czegoś takiego w tradycji wedyjskiej. Dlatego w XIX i XX wieku próbo wano ten brak kryterium prawdy w hindui zmie uzupełnić. Próbowano wskazać autory tet podobny do Jezusa Chrystusa, ale takie go nie znaleziono. Wskazywano wielu: jedni chcieli, by był nim Ramakrishna, inni chcieli Gandhiego, Radhakrishnana, Vivekanandę czy Krishnamurthiego. Nie ma na razie pod tym względem zgodności wśród ich sympatyków. W dodatku dziś jeszcze kandydatów na "Chrystusów" przybywa, jak guru Prabhupada, Moon, Sai Baba, Jagad Guru, Maitreya... s. Michaela OP (Zofia Pawlik)
NW
nie wolno głosić błędów
9 maja 2014, 12:59
Kościół tak uczy: Którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, jednak szczerym sercem szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną (…) starają się pełnić czynem, mogą osiągnąć zbawienie wieczne” (KK, 16). Kiedy chrześcijanie dopuszczają się apostazji, popełniają zdradę Judasza – im większa miłość zdradzona, tym większy ból dla Chrystusa. A dla takiego człowieka droga do potępienia. Jezus modlił się na krzyżu: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34a). Modlił się tak nie za Judasza, który Go zdradził, ale za tych pogan, którzy Go ukrzyżowali. Przebacza, i jeszcze ich usprawiedliwia. Inna jest więc sytuacja niechrześcijan, którzy nie wiedzą że ich wierzenia są sprzeczne z Prawdą Objawioną, a inna chrześcijan porzucających Kościół.
WD
Wojtek Duda
9 maja 2014, 07:31
Lowney jest dobry. czytałem heroiczne przywództwo kilka lat temu. Chłop wie co mówi - polecam każdemu, kto pracuje w środkowiskach korpo-biznesowych, szczególnie na stanowiskach menedżerskich - pomoże poukładać wiele rzeczy.  
5
50+
8 maja 2014, 21:41
Panie Piotrze, nie rozumiem, dlaczego DEON – z uporem godnym lepszej sprawy – lansuje książki Lowney’a, a także konferencję w Płocku z Jego udziałem??? Chris Lowney mówi: „Odkryj cel w życiu i zmieniaj świat”, a sam zmienia cele swojego życia dość często; zakonnik; chwilę potem bankowiec; autor książek i promotor własnej osoby; niewiadomo, co będzie kolejnym Jego zadaniem??? Jednocześnie jest prezesem Fundacji!  Co SHOW z Jego udziałem, a także lektura książek ma pokazać polskim przedsiębiorcom? Już sam tytuł konferencji „Wiara w biznesie” jest totalnym nieporozumieniem. Gdyby polscy przedsiębiorcy (szczególnie Ci katoliccy) kierowali się w swoim życiu DEKALOGIEM – zwłaszcza przestrzegali 7. Przykazania: „NIE KRADNIJ” – oczywiście rozumianego w nieco szerszym kontekście (niż tylko kradzież bliźniemu portfela) – niepotrzebna byłaby ta cała „nadbudowa ideologiczna” prezentowana w książkach i na konferencjach. Rozumiem, że Deon - jako portal jezuicki - musi popierać „dokonania” byłego jezuity.
P
Przedsiębiorca
8 maja 2014, 22:07
Tak durnej osobyjeszcze nie widziałem... Deon jest patronem weź sobie popatrz na patronów konferencji i naucz się, na czym polega współpraca. Czytałaś ksiązki? widziałaś jakiś jego wykład? nie odzwywaj się bo jesteś pewnie kolejną osobą zapatrzobą w Jarka i nigdy w życiu nie miałeś firmy. Aaaa!!! ogarnij się człowieku. W końcu ktoś chce złamać ten głupi schemat, ze katolik nie może być bogaty. Otóż każdy święty ze starego testamentu był osobą majętną. Pismo swięte każe mówi o powołaniu do bycia przedsiębiorcą. NIE KRADNIJ - przekaż do kretynom, którzy nakładają najwieksze podatki na małe i średnie przedsiębiorstwa. OGRARNIJ SIĘ CZŁOWIEKU I ZACZNIJ MYŚLEĆ.  Brawo Piotrze pamiętaj AGERE CONRA - nie słuchaj debili!!!!
P2
Przedsiębiorca 2
8 maja 2014, 22:23
Większe podatki to akurat Donald nie Jarek więc sam się ogarnij!
8 maja 2014, 22:23
"Już sam tytuł konferencji „Wiara w biznesie” jest totalnym nieporozumieniem". Sacrum - profanum. Idąc za Chrystusem rezygnujemy z wielu rzeczy. Nie da się wszystkiego pogodzić. Czasami przybiera to zbyt ostrą formę - dla pewności, że nie zarazimy się czymkowliek z tego złego świata, odcinamy się od wszystkiego, co z nim związane. Tylko, że naszym zadaniem na ziemi nie jest wejść na górę Tabor i tam pozostać już na stałe, lecz po posmakowaniu jej, zejść z powrotem i dalej uczestniczyć w ziemskim padole, z takimi ludźmi, z takim życiem, z takim światem, w jakim nam przyszło egzystować, dopóki jest to w planie Wszechmogącego. Po to, żeby następne osoby chciały posmakować Boga, żyć Chrystusem. Żeby do nich dotrzeć, trzeba ich zrozumieć. Potrzebna wymiana doświadczeń, obserwacji wzajemnych, myśli itd. Ryzyko? Tak. Tego, że świecki tak się zacznie zachwycać świętością, że odizoluje się od świata. Albo "święty" tak się zachwyci światem, że da się przez niego wchłonąć na dobre. Dla mocnych, w duchu.
P
Przedsiębiorca
8 maja 2014, 22:47
Czy ja na napisałem, że Donald jest okej? naucz się czytać! PO i PIS mają taki sam program! Chociaż, akurat Pis obniżyło progi podatkowe, a SLD wprowadziło liniowy CIT. ech... jak ktoś mówi, że Jarek jest nie fajny to od razu ludzie wkładają, że popiera się PO, co za ograniczone myślenie.
K
komórka
8 maja 2014, 22:59
Dlaczego tytuł "Wiara w biznesie" miałby być nieporozumieniem? Dlaczego pracując zawodowo (prowadząc firmę) ma człowiek odłożyć wiarę na bok? Dlaczego moją wiarę mam praktykować tylko w niedziele i święta, a nie na co dzień? Żyję wiarą i nie kryję się z tym nawet w pracy. I o dziwo, całkiem dobrze funkcjonuję w tym świecie i nawet potrafię współpracować z "niedzielnymi" katolikami.
Olinka
8 maja 2014, 23:34
No właśnie. Bóg jest obecny w naszym życiu, bez przerwy. On nie wpada na chwilę, kiedy się modlimy, tylko w Jego ciągłej obecności toczy nasze życie. Jeśli ktoś jest przedsiębiorcą, bankierem to Bóg jest z nim w takim samym stopniu jak z ksiedzem, katechetą, czy poetą...
5
50+
9 maja 2014, 00:27
Właśnie tak wygląda w praktyce Wasze pojęcie o wierze katolickiej. Obrażać myślących inaczej. Rzucać hasła bez pokrycia. I dlatego żadna partia polityczna o rodowodzie katolickim nigdy w Polsce nie zwycięży. Czy wiara polega na tym, żeby każdemu napotkanemu bliźniemu mówić, że jesteście wierzący? Żeby wieszać banery, że Bóg jest, zakładać koszulki z napisami typu Wierzę, itp. Czy też to Wasze czyny mają świadczyć o tym, że jesteście wierzący??? PS. Przedsiebiorco katolicki - przede wszystkim nie obrażaj innych i nie sądź, że jesteś najmądrzejszy i najinteligentniejszy w całym świecie - bo to grzech pychy!!! Pozdrawiam i życzę nabycia umiejętności logicznego myślenia
TP
też przedsiębiorca
9 maja 2014, 14:43
Ja też jetem przedsiebiorca i to od wielu lat, rozumiem trudy, ale wiem że nienawiść nie ma nic wspolnego z Jezusem, a Pan tak właśnie brzmi.
TP
tez przedsiębiorca
9 maja 2014, 14:45
taka sama odpowiedz:) złośliwe podsumowanie, ciekawe:)
J
Javer
9 maja 2014, 18:06
Bez przesady i bez nadinterpretacji może. Dlaczego zaraz nienawiść? Człowiek zdenerwował się na komentarz i tyle. Po co zaraz wytaczać przeciw niemu działa o największym kalibrze?
W
WDR
8 maja 2014, 20:22
@ Piotr Żyłka "Heroiczne Przywództwo" "Heroiczne życie" Jedez z tytułów wymaga korekty.
B
Basia
8 maja 2014, 15:57
Mój mąż był w zakonie jezuitów trzy lata. Potem razem z przełożonym rozeznał, że jednak nie tędy droga. Jednak formacja duchowa, którą stamtąd wyniósł jest nieoceniona. Reguły o rozeznawaniu, duchowa spuścizna św. Ignacego, czy takie drobiazgi zakonnego życia, jak podział obowiązków (np. sprzątania), to jego wkład w małżeństwo, który bardzo pozytywnie procentuje. Czasami żartujemy sobie, że zakon, to jego pierwsza miłość, której teraz oboje wiele zawdzięczamy. Oboje też przeczytaliśmy "Heroiczne Przywództwo" i było to dobre spożytkowanie naszego czasu i pieniędzy. Dlatego mnie były zakonnik nie kojarzy się ze skandalem i wrogością do kościoła. Sporo się nauczyłam nie tylko od Lowneya, ale przede wszystkim od mojego męża. 
T
tomi
8 maja 2014, 16:47
A ja Ci nie wierze... i mysle ze napisales/as ten komentarz na zamowienie. Podzielam za to poglad ze formacja zakonna bywa czasem przydatna w zyciu swieckim jak rowniez w malzenstwie.
B
Basia
8 maja 2014, 19:58
Nie musisz wierzyć. Nie będę tego przecież publicznie udowadniała aktem ślubu i dokumentami męża zaświadczającymi o przyjęciu do zakonu i o wyjściu z niego :) Nikt u mnie niczego nie zamawia, a szkoda, bo może byłyby z tego jakieś pieniądze ;) Żarcik. Napisałam to tak po prostu, szczerze, jako małe świadectwo. Oraz jako poparcie końcowej konkluzji Piotra Żyłki zawartej w tym tekście (zaznaczam, że pana Żyłki nie znam i on również niczego u mnie nie zamawia :D ). Tekst mi się spodobał, więc skomentowałam spontanicznie. ot, tyle ode mnie. Pozdrawiam, Tomi :)
Y
y
8 maja 2014, 20:45
Czy mąż ma wyższe wykształcenie poza tym zakonnym? Serio pytanie, nie podawaj jakie. Chodzi o tak lub nie.
P
Przedsiębiorca
8 maja 2014, 22:08
Ja to myślę, że twój był na zamówienie hejterów. Niewierny Tomasz się odezwał co?
B
Basia
9 maja 2014, 10:52
Owszem, skończył studia po wystąpieniu. A dlaczego Cię to ciekawi?
Olinka
9 maja 2014, 11:07
Z tego, co wiem jezuici mają studiują podczas formacji zakonnej? Więc był Jezuitą czy nie?
A
Ala
9 maja 2014, 11:35
U Jezuitów najpierw są 2 lata nowicjatu, potem studia filozoficzne. Ale te przecież można przerwać, jeśli komuś nie pasują. Można potem studiować filozofię w stanie świeckim, albo zaczać inny kierunek na własną rękę. 
9 maja 2014, 11:49
To jest ciekawe pytanie :-) Jako zagadnienie ogólne oczywiście... i świętny temat na artykuł na DEOnie: "Kto jest jezuitą" :-) Kto wiąże się z zakonem a zakon z nim jeszcze nie na zawsze? itp... itd... Jezuici do pióra! PS. W najnowszym artykule na DEOnie promującym książkę Lowneya, autor używa sformulowania: "były jezuicki seminarzysta" :-)
D
df
9 maja 2014, 13:39
Bo to ciekawe jest tak się przestawić - prawdopodobnie dowodzi to, że nie było powołania naprawdę do życia zakonnego. Możesz napisac czy ścisłe studia czy nie-ścisłe? Najbardziej dziwią (nie kpię) mnie przeskoki z zakoników na bankierów - trzeba być mocno mocnym na życie w tak "trudnym" środowisku. Ale, mam pewnośc, że nie siedzę w każdym i nie mogę pojąc cudzej drogi wewnętrznej - od razu mówię. Pozdrawiam!
CU
cenna uwaga
9 maja 2014, 15:30
żeby dzielić się obowiązkami w małżeństwie, to wcale nie trzeba być wcześniej jezuitą. Każdy średnio rozgarnięty człowiek wie, że małżeństwo to wzajemne uzupełnianie się i nie ma sztywnego podziału co robi mąż a co żona.No może poza urodzeniem dziecka, póki co. Ja  nie chciałabym za meza bylego zakonnika ani byłego księdza. 
B
Basia
9 maja 2014, 15:32
Prawdziwe, nieprawdziwe... Nie wiem. Może czasami Bóg powołuje do czegoś na jakiś czas? Na zasadzie "tu cię uformuję, dam ci dużo dobra, a potem poślę gdzie indziej". Oczywiście nie mam na myśli kogoś kto już przyjął sakrament kapłaństwa albo małżeństwa- wierzę, że takie przysięgi są na zawsze. Ale może czasami Bóg prowadzi w jakieś miejsce tylko przejściowo? Mój mąż nie został bankierem, ani w ogóle nie wybrał nauk ścisłych :) Pracuje, pomagając ludziom.
D
df
10 maja 2014, 00:32
Jak słyszę, ze to aż przez zakon idzie to mnie jakiś prawie lęk bierze.:) Jak to musiało angażować tego biednego człowieka wszystko! Jakie skoki! Jeśli pracuje społecznie to we mnie nie budzi to już zdziwienia. Tak, z zakonu to można pielęgniarką zostać, lekarzem, nauczycielem. To do mnie dociera. 
B
Basia
10 maja 2014, 17:12
Jasne, że nie trzeba być jezuitą, aby dzielić obowiązki. Gdbyby ten zakon był jedynym miejscem, aby czegoś dobrego się nauczyć, to większość społeczeństwa miałaby przechlapane ;) Ale jest to jedno z wielu miejsc do takiej nauki. Bycie żoną kogoś, kto rozeznawał swoje powołanie w zakonie mi nie przeszkadza. Tym bardziej, że rozeznał sam, a mnie poznał dopiero później, więc nie mam wyrzutów sumienia, że może to ja coś nababrałam z bożych planach ;) Ale żoną "byłego" księdza ja również nie chciałabym być. Bo tak naprawdę nie ma kogoś takiego, jak były ksiądz. Kapłaństwo to sakrament, a sakramentu nie można odwołać, cofnąć. Zostaje na zawsze. Dlatego dla mnie ksiądz, jest facetem zajętym, tak samo, jak ktoś żonaty.
A
Ania
8 maja 2014, 15:34
Napisałeś, że ten pan był przez 7 lat w zakonie jezuitów. Czas formacji, to czas rozeznawania. Dobrze, że tam był, ale rozeznał inaczej. Wydaje mi się, że nie mógł zdradzić swojego powołania, skoro (tak myślę) odkrył, że co innego może być jego powołaniem.
CZ
co z przysięgą?
8 maja 2014, 14:29
To można być "byłym zakonnikiem", "byłym księdzem"? Nie składa się przysięgi do końca życia?
P
pein
8 maja 2014, 15:34
Lowney nie składał.
8 maja 2014, 15:56
Tu bym zapytał jednak jezuitów... :-) Jeśli był 7 lat to jednak by wypadało, że pewne śluby powinien złozyć
P
pein
8 maja 2014, 16:13
"Pewne" =/= "do końca życia"
8 maja 2014, 17:33
A może lepiej jednak zapytać jezuitów :-) [url]http://www.pow.jezuici.pl/pytania.3.html[/url]
O
obciach
8 maja 2014, 21:03
Z czym masz problem? TY tego nie wiesz?
T
Tomek
8 maja 2014, 21:10
Jezuici składają po 2 roku nowicjatu śluby wieczyste, z tym że obowiązują one delikwenta tylko tak długo, jak długo znajduje się w zakonie, na mocy przywileju papieskiego jeśli się nie mylę ;)
9 maja 2014, 09:57
Mam problem gdy widzę niesprawdzone lub bzdurne informacje podawane tak jakby ktoś wiedział... Ja nie znam człowieka osobiście ani nie znam jego szczegółowego życiorysu. Mam pojęcie o generalnych zasadach i podstawowych faktach z życia Lowneya. Wygląda na to że powinien on złożyć pewne śluby a tzw. ostatnich slubów nie. Jak się nie wie lepiej zapytać?
BK
bo kto przysięgę naruszy...
8 maja 2014, 14:05
Danusia Siedzikówna "INKA" była córką leśniczego, żołnierza Armii Andersa, którego grób ocalał w Teheranie. Jej matka walczyła w AK, wydana przez zdrajców komunistycznych, zmasakrowana i zabita przez gestapo, nie ma grobu. Babcia „Inki” pochodziła z rodziny Elizy Orzeszkowej, rodowy fundament wychowania patriotycznego i religijnego w myśl hasła Bóg, Honor, Ojczyzna na podwalinach idei Powstania Styczniowego. Oddziały „Łupaszki”, żołnierzy WP AK cechowała zdrowa dyscyplina wojskowa, regulamin, jednakowe umundurowanie. Dzień zaczynano i kończono modlitwą. Nad lewą górną kieszenią munduru wielu żołnierzy nosiło ryngraf z wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej oraz orła – godło Polski. Przysięgali Bogu i Królowej Polski Maryi. Takiej przysięgi dochowała wiernie i bohatersko Danusia Siedzikówna „Inka”, sanitariuszka oddając swoje młode życie, tydzień przed osiemnastymi urodzinami. Nie zdradziła nikogo. To nie było łatwe znieść ogromne tortury fizyczne i psychiczne, oszczerstwa i upokarzanie. „Ja jedna zginę. Niech inni przeżyją. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba” – napisała w ostatnim grypsie, przemyconym z celi śmierci. Przed egzekucją 28 sierpnia 1946 r. w więzieniu przy ul. Kurkowej w Gdańsku wyspowiadała się, ucałowała krzyż, zdążyła krzyknąć – „Niech żyje Polska! Niech żyje Łupaszko!” i oddała życie Bogu z Honorem i za jczyznę.
P
pein
8 maja 2014, 15:49
Tylko co to ma do artykułu? Lownej nie złamał żadnej przysięgi. Odszedł, kiedy jeszcze miał do tego prawo.
C
cogito2
8 maja 2014, 14:05
Wiemy nawet co robią jezuici deonowi - jedni sieją zamęt postmodernistyczny, drudzy sieją pornoseksualizacje dzieci a następni sieją swje zamysły zdrady zakony i hucpy adopcyjne. To jest dopiero ważny straszna rzecz!
Olinka
8 maja 2014, 14:22
Nie zaśmiecaj dyskusji, rozmawiamy o książce.Wysil się i przeczytaj artykuł - ze zrozumieniem.
V
vanees
8 maja 2014, 19:12
ale to są podstawowe pytania jakie należy zadac pzylce bo inaczej nie ma dyskusji o książkach
Olinka
8 maja 2014, 20:39
Gdzie w wypowiedzi cogito2 widzisz pytania? Jego/jej wpis nadaje się na plotkarskie spotkanie dwóch złośliwych sąsiadek.
Olinka
8 maja 2014, 13:10
Jestem w trakcie czytania Heroicznego życia. I jak dotąd nie widzę w tej książce wersji ĆD, chociaż autor o tych ćwiczeniach i o św. Ignacym często wspomina. 
8 maja 2014, 14:20
Z zamieszczanych myśli i fragmentów widac raczej ćwiczenia w uzyskaniu zmotywanego, prokatywnego zespołu z przyjemna atmosferą pracy... wyniki...wyniki...wyniki... i uśmiech
Ż
żałosne
8 maja 2014, 21:07
OOO! T7HRR A podobno to zła ksiązka! Nie masz zdania, czy sączysz jad w innym miejscu? Pytanie było retoryczne.
W
Witold
8 maja 2014, 21:54
Chcesz poczytać o ćwiczeniach duchowych? Poczytaj ś.Ignacego z Loyli. Czy każdy kolejny tekst jezuity, lub osoby związanej z Jezuitami ma być powtórką tego co napisali inni? Na tej zasadzie wystarczy nam Biblia i ludzie w ogóle nie powinni innych książek pisać.
Olinka
9 maja 2014, 11:14
Nie chodzi o to, czy ktoś powienien coś napisać. Chodzi o to, jak książka jest reklamowana, bo porównanie do ĆD jest dobrym nośnikiem i zachętą. Moim zdaniem to było na wyrost. 
8 maja 2014, 12:44
Nie. Urodziłeś się, by zmienić świat. Nieprawda. By się zbawić. By z Bożą pomocą zmienić samego siebie. Skorzystasz z tej okazji w możliwie najlepszy sposób, opano­wując trzy istotne umiejętności: 1. Sformułuj cel wart reszty twojego życia. 1. To nie jest umiejętność. 2. Dla chrześcijanina ten cel jest oczywisty. 2. W tym zmieniającym się i niepewnym świecie dokonuj mądrych wyborów związanych z karierą i relacjami międzyludzkimi. Co to znaczy "mądrych związanych z karierą"? Robienie kariery to nie jest droga mądrości. 3. Spraw, by każdy dzień był ważny, zwracając uwagę na swoje myśli, czyny i osiągane wyniki". Raczej: spraw, by każdy człowiek był dla ciebie ważny i na to skieruj swoje myśli i czyny. Wyniki nie zależą wyłącznie od ciebie.
8 maja 2014, 12:48
> spraw, by każdy człowiek był dla ciebie ważny i na to skieruj swoje myśli i czyny. Prawie dobrze. Prawie ponieważ nie jest rzadką sytuacja konfliktu w której niezbędny jest wybór pomiędzy człowiekami, a tym samym przyznanie wybranemu większej ważności od niewybranego.
8 maja 2014, 12:57
Nie należy wybierać. Wszyscy są tak samo ważni w oczach Boga Mt 5, 38-48. Jeśli ktoś wciąga Cię w konflikt, w którym masz wybrać, kto jest "ważniejszy", nie rób tego.
8 maja 2014, 13:06
Zwykle nieprawdą jest, iż mamy w tej mierze jakikolwiek wybór. Czy cały handel Pańskim zdaniem w PRLu powinien nie istnieć, aby handlowcy nie czuli dyskomfortu wynikającego z tego, że brakuje dla wszystkich? Czy dokonując zakupów w markecie mimowolnie nie dokonujemy wyboru przeznaczenia naszych pieniędzy na siebie, zamiast na stereotypowe głodne dzieci w Afryce? Samo przedłużenie własnej egzystencji już jest 'dawaniem się wciągnąć'.
8 maja 2014, 13:18
Mamy wybór. To nie świat ma nas zmieniać, tylko Bóg, jeśli Mu pozwolimy. "Handel w PRL" jest nieistotny. To abstrakcja. Poza tym, nikt nie wie, "co by było, gdyby". Należy dokonywać wyborów w obliczu rzeczywistych wyzwań, a nie wyzwań wyimaginowanych. Tchórz teoretyczny może być praktycznym bohaterem, a faryzeusze okazali się gorsi, niż prostytutki i celnicy. Zakupy również, jak każda czynność, powinny być kontrolowane przez sumienie chrześcijanina pod kątem zgodności z chrześcijaństwem.
Olinka
8 maja 2014, 13:19
Nie zgodzę się z uwagą:  "Urodziłeś się, by zmienić świat. Nieprawda. By się zbawić. By z Bożą pomocą zmienić samego siebie." Zmieniamy świat, gdy żyjemy. Wchodzimy relacje z ludźmi, podejmujemy różne decyzje. Niezależnie od tego, czy nasze czyny są dobre , czy złe, coś zmieniają w świecie i w nas samych. Oczywiście za pomocą łaski Bożej.  Koncentrowanie się na zmianie samego siebie, jest kręceniem się wokół własnego ego. Mamy po prostu żyć ku chwale Boga. Aż tyle :-)
8 maja 2014, 13:24
To tak de facto ładniej ujęte podejście Elektrycerza Kwarcowego: grunt to nie myśleć: nie przewidywać, nie starać się zrozumieć szerszych uzależnień elementów rzeczywistości, reagować dopiero gdy coś wlezie przed oczy i uniemożliwi bezpieczne odwrócenie się plecami.
8 maja 2014, 13:27
To nie jest chrześcijańskie podejście. Dla chrześcijanina istotny ma być Bóg i bliźni i to ma służyć jego rozwojowi. Najważniejszy ma być dla Ciebie Twój rozwój - zyskasz, gdy staniesz się sługą innych. To ma być Twój cel. Masz się skoncentrować na swoim ego tak, że masz służyć innym. Modlitwą, czynem, myślą. Ale przede wszystkim masz być zbawiona. To Twój cel. Chrystus chyba nic nie mówił o życiu "ku chwale Boga". Poza tym, nasze życie nic nie doda do chwały Boga, ani nic Mu nie odejmie.
8 maja 2014, 13:32
Chłodem atomizacji wieje z tego, co Pan pisze. Nie żebym tam broń Bóg Duginowi rację przyznawał, ale ludzie dla Boga i innych ludzi to coś więcej, niż narzędzia.
8 maja 2014, 13:36
To prawda. Bo co przychodzi z lęku przed nieistniejącym i z dokonywania wielkich czynów w wyobraźni? Chyba tylko pycha. Był taki (wcale nie najlepszy) film z Hoffmanem "Przypadkowy bohater". Dobrze przedstawił fałsz wyobrażanych reakcji i pusty poklask widowni w obliczu nie istniejących aktów heroizmu, podczas gdy prawdziwy bohater wiódł życie szczura. Film o tyle ciekawy, że nie potępiał faryzeusza, a celnik, prawdziwy bohater, miał naprawdę ciężkie życie. Powinniśmy go naśladować, ale przecież - nie da się tego zaplanować.
8 maja 2014, 13:40
Nie mówię o stosunku Boga do ludzi i człowieka do innych ludzi, lecz chrześcijanina do samego siebie. Tego "ego", o którym pisze Olinka. Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać. Łk 17, 10.
8 maja 2014, 14:18
Czy ma Pan dzieci? Czy stara się Pan im wpić pewne nawyki, jak mycie zębów, czy też - zgodnie z przedstawioną filozofią - uznaje je za właściwie niepotrzebne? (To nie jest pytanie o sprawy rodzinne)
Olinka
8 maja 2014, 14:20
Jak to :"Chrystus nic nie mówił o chwale Boga"????  Chwała Boga jest żyjący człowiek. (por.Św. Ireneusz, Adversus haereses, IV, 20, 7). Celem życia jest nie jest mój, czy Twój rozwój, lecz to co - po poznaniu siebie - robimy dla innych.  Wybierz się na jakieś porządne rekolekcje, to na własnej skórze doświadczysz, czym kończy się koncentracja na sobie ;-) Ale zgadzam się z tym, co mówisz o służbie Bogu i bliźniemu. To właśnie jest chrześcijaństwo: być dla Boga i drugiego czlowieka na sposób jakiego nauczyła nas Jezus.
8 maja 2014, 14:23
Albowiem cóż by człowiek zyskał choćby cały świat zdobył, a duszę stracił.
8 maja 2014, 14:29
Myślę, że co do meritum - się zgadzamy, mówimy innymi słowami o tym samym.
8 maja 2014, 14:48
lex nie mówi o koncentorwaniu się na sobie, mówi o koncentrowaniu się na zasadniczym celu - uwielbić Boga = zostać zbawionym. To nie jest egocentryzm. Jeśli zapomnisz, że podstawowym celem jest moja relacja z Bogiem - wtedy przykazanie miłości traci sens. Skoro nie kochasz siebie tak by po pierwsze trafić do nieba, nie kochasz równiez blizniego tak by po pierwsze trafił do nieba. Albowiem chwałą Boga jest człowiek żyjący, a życiem człowieka jest oglądanie Boga (św. Ireneusz) To co robimy po poznaniu siebie - to znaczy, stwierdzeniu że najwazniejsza jest realcja ja-Bóg - jest służbą drugiemy człowiekow, bo chcemy by osiągną tę samą relację, do ktorej zmierzamy. Jeśli ktoś stwierdza, że wazniejszy jest Twój rozwój (w drodze do Boga) niż mój, mamy system nakazowy i ćwiczenia - a nie rekolekcje.
8 maja 2014, 15:14
Jeśli to nie jest pytanie o sprawy rodzinne, to jest pytanie abstrakcyjne. Jeśli to jest pytanie o sprawy rodzinne, to jest pytanie osobiste. Tak, czy inaczej - złe pytanie.
8 maja 2014, 15:14
No i poza tym, czy dziecko ma myć zęby "w ogóle", czy wtedy, gdy są one brudne?
8 maja 2014, 15:36
Próbuję zrozumieć i ustalić poziom bezkompromisowości w konstrukcji, jaką Pan kreśli. Czy spoglądanie szerzej jest zawsze niepotrzebne (może i niepożądane), czy dopiero wtedy, gdy równowaga pomiędzy tu, a tam zostaje zakłócona poprzez nadmierne skupienie na tam ze szkodą dla tu?
P
pein
8 maja 2014, 16:01
Cel "by się zbawić" pozostanie tylko frazesem i banałem, jeśli nie nada mu się konkretnego kształtu w konkrecie własnego życia. I to juz jest wielka umiejętność. Niemądre jest przeciwstawianie kariery i mądrości. Może dlatego, że kariera nie jest synonimem pogoni na mamoną, choć oczywiście wielu chrześcijan tak to postrzega. Popatrz, jaką karierę zrobił Jorge Maria Bergoglio. Został papieżem. To też jest kariera. I bycie całe życie sprzataczem też jest pewną ścieżką kariery. Kariera to po prostu ścieżka życia zawodowego. Komentarz do 3. to zwykłe czepianie się bez odniesienia do meritum.
8 maja 2014, 16:06
Nie wiem. Wydaje mi się, że święci są zdolni do potrzegania zawsze kogoś, zamiast innych i wydaje mi się, że to właściwa droga. JP2 to umiał. Spotkałem w życiu jeszcze kilka takich osób, które, jak mi się wydaje, mają tą cechę, chociaż przejawia się na różne sposoby.
8 maja 2014, 16:20
A czy zbawienie może naprawdę kiedykolwiek i przez kogokolwiek być postrzegane jako banał oderwany od życia? Jeśli utożsamiasz karierę z pracą, zgoda. To prawda, że kariera posiada wiele znaczeń. Ale autor omawianej książki utożsamia ją raczej z sukcesem i awansem społecznym (słowo sukces w powyższym artykule pojawia się dwukrotnie), a to z kolei jest przedmiotem mojej krytyki. Natomiast, jeśli chodzi o komentarz do punktu 3, to skoro te "3 umiejętności" mają być tak istotne, to warto właściwie ustawić perspektywę: na człowieka, a nie na czas. Czy mąż, zajmujący się z miłością, dzień w dzień, chorą żoną, codziennie tak samo, bez przywiązywania wagi do wyników, dni, nie zwracający uwagi na swoje poświęcenie, nie podpadający w ogóle pod te wskazówki z tej "współczesnej wersji Ćwiczeń Duchowych", nie jest Kimś - i to Kimś bardziej? Więc - podtrzymuję komentarz. To nie dni są ważne.
8 maja 2014, 17:38
OK, no ale JPII nie ograniczył się jedynie do bezpośrednich kontaktów z ludźmi, tylko np. knuł przeciwko komunizmowi. Natomiast z tego, co Pan napisał zacząłem odnosić wrażenie, że cały czas niepoświęcony dla konkretnego człowieka to czas jakoś źle spożytkowany.
J
jakub
8 maja 2014, 17:58
masz rację lex. ale autor tej ksiązki ustawia sukces w perspektywie doczesności. sukces i te zasady... choćby sam loyola był i to głosił to nie jest Ewangelia Życia.
8 maja 2014, 18:04
Nie jestem pewien, czy to dobre ujęcie działań JP2 - "przeciwko". On starał się pomóc człowiekowi w sposób odpowiedzialny. Co do drugiej kwestii, zostawię to bez odpowiedzi. Miłego wieczoru.
8 maja 2014, 19:11
Chciałem dojść do tego, że tak mocno eksponowana przez Pana robieżność między działaniami dla człowieków, a dla abstrakcji to fałszywa dychotomia. Przyznaję, że jestem zakoczony jak często ludzie zdecydowanie myślący dają się na tę prostą sztuczkę nabrać. Dziękuję i wzajemnie miłego
8 maja 2014, 20:22
Sądzę, że z oczywistych względów nie jest fałszywa, ale nie będę się upierał ani przekonywał na siłę. Ten osąd łatwo wywnioskować z następujących przesłanek: 1. Idee - abstrakcje, takie jak państwa, granice, poglądy polityczne i inne, są źródłem najkrwawszych sporów. 2. Tym abstrakcjom podporządkowuje się wolność człowieka. Są one wrogie człowiekowi. Stanowią narzędzie zrównywania ludzi w społeczeństwie. Uogólniania człowieka. 3. Z kolei w chrześcijaństwie zawsze istotny jest sam człowiek, nie grupy społeczne, narody, czy ich poglądy. Przedmiotem troski Boga jest każdy z osobna. 4. Myślę, że konflikty między dwojgiem konkretnych ludzi da się sprowadzić do Dekalogu (moralności) i rozwiązać w oparciu o Dekalog, wskazać "tak powinieneś", albo "tak nie powinieneś". W przypadku abstrakcji tak się nie da, i zwykle pada "musisz". Musisz iść na wojnę. Musisz udzielić ślubu parze homoseksualnej. Musisz milczeć wobec zła. Można wskazać pozornie "dobre" abstrakcje, ale zdaje się, że w imię każdej można kogoś niewinnego wsadzić do więzienia.
Olinka
8 maja 2014, 20:56
Ja również  sądzę, że nie stoimy po przeciwnych stronach ;-) Jednak będę sie upierać przy uzywaniu właściwych słów - to po pierwsze. A po drugie - moim zdaniem dość niebezpiecznym błędem jest stawianie człowieka i jego samodoskonalenia w centrum wiary. To sugeruje, że bardzie liczy się usilne doskonalenie się niż czystość serca i pokora pozwalająca przyjąć niedoskonałość osoby jako zamysł u Boga. Zobacz, do czego to doprowadza (to tylko przykład, nie robię żadnego podsumowania): chrześcijanie biegający z nabożeństwa na nabożeństwo nie szanują siebie nawzajem, pełni wyższości obgadują innych etc. Wystarczy przeczytać niektóre wpisy w deonowych dyskusjach, ile tu opryskliwości, dogryzania... To, co napisałam, nie oznacza, że możemy usiąść i westchnąć : "Jakim mnie, Panie Boże, stworzyłeś, takim mnie masz" i nie starac się dorastać do świętości, do której jesteśmy wszyscy powołani. Ale to Bóg jest centrum naszego życia, a nie my i nasze wysiłki. 
Olinka
8 maja 2014, 20:58
Nie rozumiem Cię. Tłumaczysz lex'a, powtarzając moje słowa? Wyjaśnisz?
E
emilia
8 maja 2014, 21:09
Jakim więc cudem zło będzie "na chwałę Boga?" Zastanów się.
8 maja 2014, 21:50
No właśnie wprost przeciwnie. No dobrze - nie aż przeciwnie, ale Pan dokonuje tak ordynarnych redukcji, że aż trudno mi przechodzi uwierzyć, że osoba nietrywialna intelektualnie się do nich ucieka. Pomiędzy 'abstrakcją' rozumianą jako abstrakcyjne cele, a 'człowiekami', odpowienio rozumianymi podczas naszej wymiany zdań; nie zieje - wbrew implicite postawionemu przez Pana postulatowi - otchłań. Dlaczego więc próbuje mnie Pan zbywać sztuczkami, po które Pan sięga w lateksowych rękawiczkach?
Olinka
8 maja 2014, 21:52
Przepraszam, ale nie odpowiem Ci. Przed chwila napisałam kilkanaście zdań na temat, który wywołałaś. Niestety odruchowo wcisnęłam nie ten klawisz, co trezba i skasowałao się wszystko. Więc tylko jedno zdanie "rozbudowane" na temat zła. Chociaż nie pochodzi ono od Boga, to On na nie dozwala. Dla mnie to tajemnica. Jednak zło rodzi posrednio również pozytywne reakcje: empatię, pomoc, sprzeciw... Co do Człowieka jako chwały Boga, to zajrzyj sobie św. Ireneusza. Tma znajdziesz wytłumaczenie.
8 maja 2014, 22:18
Jednak będę sie upierać przy uzywaniu właściwych słów - to po pierwsze. Niepotrzebnie. Ważniejsze jest wzajemne zrozumienie. Na przykład, ponieważ ustaliliśmy, co ustaliliśmy, to nieistotne, że niedokładnie zacytowałaś moje słowa, co wypaczyło ich sens :) (to o chwale, por. Koh 3; bez ironii z mojej strony, co najwyżej przyjmij przyjazny uśmiech). Liczy się to, że cel jest ten sam. Nie jesteśmy w stanie używać tych samych słów, musielibyśmy bez przerwy zerkać do SJP (co zresztą niekiedy czynię, ale w sposób zdecydowanie umiarkowany). A po drugie - moim zdaniem dość niebezpiecznym błędem jest stawianie człowieka i jego samodoskonalenia w centrum wiary. Nie pisałem o samodoskonaleniu, ale o zmienianiu się z Bożą pomocą. Zawierzam Bogu, Bóg działa. Nie można się przecież zbawić bez Boga.
8 maja 2014, 22:34
Hm. Między człowiekiem, a wyobrażonym pojęciem "nie zieje otchłań"? :) Możemy tam być może upchać psy, kamienie, wspomnienia i książki, ale między każdym z tych pojęć będzie ziała otchłań. Abstrakcyjne cele są czystym wyobrażeniem, nawet nie tyle modelem rzeczywistości, co raczej jej ograniczeniem, a konkretny, istniejący człowiek jest najważniejszym bytem w naszym świecie. Stawianie jakiegokolwiek łącznika między tymi dwoma -- tu brakuje mi wspólnego mianownika, klasy, człowiek nie jest przecież pojęciem -- jest trudne do uzasadnienia. Abstrakcyjne cele to produkt myśli człowieka. Nie można zestawiać autora z myślą głównego bohatera w jego książce. Te zabawy ze słowami ("ordynarnych", "redukcji", "implicite", "lateksowe rękawiczki") są niepotrzebne, od nich nikt nie stanie się mądrzejszym ;)
Olinka
8 maja 2014, 23:40
Ale pisałeś również, że zmienianie się jest celem życia człowieka. O ten cel mi chodziło. Ja to zrozumiałam jako "cel w sam w sobie". Mnie nie chodzi o powtarzanie/używanie tych samych słów, lecz o sens słów - to ma być równoznaczne.  Kończę dyskusje w tym wątku, więc pozdrawiam :-)
Z
zs
9 maja 2014, 00:24
Pisze Pan, że pojęcia takie jak państwo są źródłem najkrwawszych sporów, ograniczając wolność człowieka - są jemu wrogie . Ten pogląd jest sprzeczny z nauczaniem Kościola: 1891 Aby rozwijać się zgodnie ze swoją naturą, osoba ludzka potrzebuje życia społecznego. Niektóre społeczności, jak rodzina i państwo, odpowiadają bardziej bezpośrednio naturze człowieka. 
9 maja 2014, 09:09
Nie wiem, dlaczego Kościół naucza o potrzebie "państwa". Być może to ma taki sens, że państwo jest niezbędne w celu uporządkowania społeczeństwa (ograniczenia wolności człowieka). Trochę jak pieniądz: zło konieczne, ale wyłacznie dla tego świata. Chrześcijanin nie powinien się na tym skupiać, nie to jest celem. Zwróciłbym tylko uwagę na bardzo dużą różnicę między rodziną a państwem, czy nawet między wspólnotą (wspólna praca, wspólna rozrywka), a państwem. Pierwsze łączy, drugie dzieli. Pierwsze to rzeczywistość, rzeczywiste więzy między ludźmi, drugie - wyobraźnia. Nic przecież nas nie łączy z człowiekiem odległym o 500 km, z drugiego końca obszaru ograniczonego wyobrażonymi krzywymi. O wiele mniej, niż z Miguelem z Madrytu, z którym razem wypiliśmy niejedno piwo i narysowaliśmy niejeden schemat. Remarque w ciekawy sposób przedstawił w oparciu o powyższe bezsens wojny w imię państwa: "zabiłem zecera Gerarda Duvala".
9 maja 2014, 09:52
Przepraszam, tym razem to ja z tą 'otchłanią' ściąłem tak ordynarnie zakręt, że aż zupełnie nie widać myśli. Wydaje mi się, że zaczynam rozumieć gdzie się mijamy, a mijamy się w rozumieniu terminu 'abstrakcja'. Ten sam samochód dla elektryka samochodowego jest układem elektrycznym, dla mechanika układem mechanicznym, a dla tapicera samochodowego zadaniem do wykonania z gąbką i skórą. Wszyscy dokonują wobec owego obiektu procesu abstrakcji, ponieważ pracując z nim pomijają nieistotne dla nich aspekty. Tapicera naprawiającego uszkodzone siedzenie nie interesuje cieknący ze skrzyni olej, a dla mechanika naprawiającego wyciek nie ma znaczenia rozcięte siedzenie. Abstrakcja jest stopniowalna, Pan natomiast używa tego pojęcia w zakresie ekstremalnych abstrakcji wyłącznie - schemat elektryczny na papierze, czy rysunki techniczne miski olejowej. (cdn)
9 maja 2014, 09:52
(cd) Brak 'otchłani' wyjaśniłem już powyżej na przykładzie samochodu, mam nadzieję. Poszczególne wyabstrahowane z powodów użytecznych, czy innych fragmenty, jak układ elektryczny, czy silnik, nie stają się faktycznie niezwiązanymi z oryginalnym obiektem elementami. Klient chce mieć sprawny samochód, a nie selektywnie sprawny rozrusznik. Elektryk, który by wymontował rozrusznik i naprawił go, ale nie zamontował z powrotem choć dokonałby procesu naprawy rozrusznika, to nie naprawiłby samochodu. Wcześniej uciekłem się do pytania o wpajanie nawyku mycia zębów. Higiena to również abstrakcyjne pojęcie, a przecież wpajanie nawyków abstrakcyjnej higieny nie stoi w opozycji do działania na korzyść człowieka, któremu się owe nawyki wpaja. Działanie na rzecz 'abstrakcji' nie musi stać w opozycji, a wręcz może mniej lub bardziej bezpośrednio służyć konkretnym ludziom, nawet jeśli nie potrafi się ich po imieniu wskazać. Przebudowa drogi w wyniku której wypadkowość spadła z 10/rok do 5/rok jest uratowaniem przed wypadkiem rzeczywistych ludzi. Nie tylko bezpośrednie działania podjęte dla konkretnej osoby rodzą wobec niej skutki. Także działania podjęte wobec obiektów bardziej abstrakcyjnych mogą i często mają przewidywalne skutki wobec mniej lub bardziej konkretnych ludzi. Stąd moja opozycja wobec fałszywej dychotomii 'ludzie-abstrakcje'.
9 maja 2014, 10:30
To możliwe, ale droga i samochód istnieją. Ale rozumiem, o co chodzi i przy takim ujęciu - racja. Przy okazji, imiesłów przymiotnikowy bierny, utworzony na podstawie słowa abstrakcja, ma inną pisownię.
9 maja 2014, 10:47
Dziękuję, poprawiłem.
9 maja 2014, 10:49
Jeśli państwo to jedynie akbstrakt, to czy okradanie państwa jest wówczas właściwie niegrzechem, na mocy podobieństwa do zjawiska wirtualności zabicia przeciwnika w grze komputerowej?
9 maja 2014, 11:02
Tak mi wyszlo? :-) I dobrze! Zgadzam się z lexem że de facto się zgadzacie ... Problem był w ubraniu tego w słowa, które obojgu Wam pasują :-) Pozdrawiam
Z
zs
9 maja 2014, 12:06
I mamy kłopot - mówi Pan co chrześcijanin powinien nie rozumiejąc nauki Kościoła. Katechizm (z niego pochodzi cytowany przeze mnie tekst) głosi wprost, że państwo jest naturalnie potrzebne człowiekowi, tak jak i rodzina do rozwoju. Oczywiście można z tym dyskutować, inni w końcu podwarzają potrzebę rodziny (zresztą dość podobnymi do Pańskich argumentów o szkodliwości). Wspólnota (rodzina, miasto, parafia, firma, państwo czy naród) są niezbędne dla człowieka. Czemu? Bo tak nas stworzył Pan Bóg. Odczuwamy potrzebę przynależności, bycia razem, wspólnych sukcesów jak i obrony tego co tworzymy. Dlatego dopuszczalne są wojny sprawiedliwe. Uproszczenia są ponętne - całe zło to państwo, rodzina, pieniądz. Ale Chrystus wyraźnie powiedział, że zło nie przychodzi z zewnątrz, ale "z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym»". Pojawiają się więc wybory. Przedsiębiorca musi zwolnić pracownika, dowódca wydaje rozkaz otwarcia ognia, a rodzic - musi ukarać dziecko. Nie w tym rzecz, żeby tego nie dokonywać, bo to jest fałszywa troska o bliźniego. Rzecz w tym by widząc rodzinę, naród, firmę widzieć nie ludzi, a nawet wspólnotę, ale każdego człowieka.
9 maja 2014, 13:55
:) I mamy kłopot - ja nie mam kłopotu... :) mówi Pan co chrześcijanin powinien nie rozumiejąc nauki Kościoła. Dość to niejasne, brakuje chyba przecinka we właściwym miejscu: ja nie rozumiem, czy chrześcijanin nie rozumie? Jeśli to ma być szpilka, to proszę sobie darować, mnie to nie ruszy ;) Katechizm (z niego pochodzi cytowany przeze mnie tekst) głosi wprost, że państwo jest naturalnie potrzebne człowiekowi, tak jak i rodzina do rozwoju. Może tak głosi, a może nie. W tym, co zostało zacytowane nie ma tak napisane. Jest: "Niektóre społeczności, jak rodzina i państwo, odpowiadają bardziej bezpośrednio naturze człowieka." Oznacza to, że państwo odpowiada naturze człowieka, a nie - że "jest potrzebne człowiekowi". Władza również odpowiada naturze człowieka. Nieograniczone posiadanie i w przypadku mężczyzny - seks z wieloma partnerkami - również odpowiada naturze człowieka. To, że coś odpowiada naturze człowieka, nie oznacza, że "to mu jest potrzebne". Zacznijmy od tego, że państwo to (wikipedia) organizacja mająca monopol na stanowienie i wykonywanie prawa na określonym terytorium. Definicja politologiczna (z wikipedii, ale za "Nauka w polityce" Gulczyńskiego) mówi: "Państwo jest przymusową organizacją". Często państwo jest mylone z narodem, lub naród jest stosowany jako synonim państwa (również wiki). Być może w KKK autor miał na myśli "naród", a napisał "państwo". Państwo to nie wspólnota. Państwo nie ma cech wspólnoty ("wspólnota - typ zbiorowości oparty na silnych, emocjonalnych więziach, nieformalnej strukturze"). cd..
9 maja 2014, 14:05
cd.. Oczywiście można z tym dyskutować, inni w końcu podwarzają Słownik. Bez urazy. potrzebę rodziny (zresztą dość podobnymi do Pańskich argumentów o szkodliwości). Czyżby? Proszę o dokładne zestawienie porównania. Rodzina spełnia definicję wspólnoty. Państwo - nie. Proszę trzymać się prawdy i nie naginać moich słów. Wspólnota (rodzina, miasto, parafia, firma, państwo czy naród) Rodzina to wspólnota. Miasto - nie, proszę sprawdzić definicję. Parafia - być może, ale to zależy chyba od parafii. Firma - podobnie, jak parafia. Państwo - nie. Naród - tak. Proszę trzymać się definicji, inaczej znowu dojdziemy do wniosku, że dyskutujemy o różnym pojmowaniu słów. Ewentualnie proszę zaproponować własną definicję wspólnoty, a wtedy może dojdziemy do porozumienia, jestem otwarty na propozycje. są niezbędne dla człowieka. Czemu? Bo tak nas stworzył Pan Bóg. Pan Bóg nie stworzył miasta ani państwa ani firmy. To dzieło człowieka. Proszę wykazać, że te abstrakcje "są niezbędne człowiekowi". Odczuwamy potrzebę przynależności, bycia razem, wspólnych sukcesów jak i obrony tego co tworzymy. Oczywistość. Dlatego dopuszczalne są wojny sprawiedliwe. Aby była wojna sprawiedliwa, najpierw musi być wojna niesprawiedliwa. Więc każda wojna jest niesprawiedliwa, a to, co Pan określa "wojną sprawiedliwą" jest działaniem w obronie. Uproszczenia są ponętne - całe zło to państwo, rodzina, pieniądz. Państwo to zło. Tak. "Będą was wydawać sądom", "Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu", Pieniądz to zło, tak: "Nie możecie służyć Bogu i Mamonie". Pieniądz, sąd i władza to atrybuty państwa. Natomiast nic nie pisałem o rodzinie - proszę nie naciągać prawdy. cd (3)..
9 maja 2014, 14:07
Ale Chrystus wyraźnie powiedział, że zło nie przychodzi z zewnątrz, ale "z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym»". Pieniądz, państwo, miasta, i inne takie pomysły również pochodzą z wnętrza. Pojawiają się więc wybory. Przedsiębiorca musi zwolnić pracownika, dowódca wydaje rozkaz otwarcia ognia, a rodzic - musi ukarać dziecko. Nie w tym rzecz, żeby tego nie dokonywać, bo to jest fałszywa troska o bliźniego. Rzecz w tym by widząc rodzinę, naród, firmę widzieć nie ludzi, a nawet wspólnotę, ale każdego człowieka. Pan nie doczytał tego, co napisałem, to ("widzieć nie ludzi, a nawet wspólnotę, ale każdego człowieka") jest parafraza moich słów. Po co ta dyskusja?
Z
zs
9 maja 2014, 15:03
"Niektóre społeczności, jak rodzina i państwo, odpowiadają bardziej bezpośrednio naturze człowieka." Oznacza to, że państwo odpowiada naturze człowieka, a nie - że "jest potrzebne człowiekowi". Władza również odpowiada naturze człowieka. Nieograniczone posiadanie i w przypadku mężczyzny - seks z wieloma partnerkami - również odpowiada naturze człowieka. To, że coś odpowiada naturze człowieka, nie oznacza, że "to mu jest potrzebne". Kościół naucza w dość prosty sposób: „Osoba ludzka potrzebuje życia społecznego”. „Społeczność jest nieodzowna do urzeczywistnienia powołania ludzkiego”. Taka potrzeba braterstwa jest odbiciem jedności Osób Boskich. Dzięki niej człowiek może odpowiedzieć na swoje powołanie. „Słusznie więc każdy człowiek jest zobowiązany do poświęcania się na rzecz wspólnot, do których należy, i do szacunku wobec władz troszczących się o dobro wspólne”. Szczególnym rodzajem społeczności jest rodzina i państwo. „Być może w KKK autor miał na myśli "naród", a napisał "państwo".” KKK: „każda wspólnota ludzka potrzebuje ludzi sprawujących władzę”. „Jest ona konieczna dla JEDNOŚCI państwa”. „Jej rola polega na zapewnieniu, na ile to możliwe, dobra wspólnego społeczności”. Ba, „kto zaś przeciwstawia się władzy, przeciwstawia się porządkowi Bożemu”. Pisząc państwo autor miał więc na myśli … państwo
9 maja 2014, 15:29
Kościół naucza w dość prosty sposób: „Osoba ludzka potrzebuje życia społecznego”. „Społeczność jest nieodzowna do urzeczywistnienia powołania ludzkiego”. Taka potrzeba braterstwa jest odbiciem jedności Osób Boskich. Dzięki niej człowiek może odpowiedzieć na swoje powołanie. „Słusznie więc każdy człowiek jest zobowiązany do poświęcania się na rzecz wspólnot, do których należy, i do szacunku wobec władz troszczących się o dobro wspólne”. Szczególnym rodzajem społeczności jest rodzina i państwo. Pan się niepotrzebnie upiera: państwo to nie społeczność. To organizacja. „Być może w KKK autor miał na myśli "naród", a napisał "państwo".” KKK: „każda wspólnota ludzka potrzebuje ludzi sprawujących władzę”. „Jest ona konieczna dla JEDNOŚCI państwa”. „Jej rola polega na zapewnieniu, na ile to możliwe, dobra wspólnego społeczności”. Ba, „kto zaś przeciwstawia się władzy, przeciwstawia się porządkowi Bożemu”. Pisząc państwo autor miał więc na myśli … państwo Przeczytałem ten cały fragment w KKK. Słowo "państwo" jest w nim stosowane zamiennie ze słowem "społeczeństwo". Tymczasem społeczeństwo to nie państwo. W KKK jest błąd, być może mało istotny, ale to Pan w tej dyskusji wyolbrzymia jego znaczenie. Społeczeństwo posiada instytucje, implementujące funkcje państwa, bytu abstrakcyjnego. Społeczeństwo - naród - istnieje. Państwo to abstrakcja. No cóż, tak, jak napisałem, a Pan nie doczytał: Pana pretensja o państwo, sprowadza się do różnic w definicji. Ponieważ opieram swoją definicję na encyklopedii, mogę w tym momencie stwierdzić, że nie ma Pan racji, ale w sumie: co za różnica ;) Niech Pan zostanie przy swoim i twierdzi dalej, że katolicyzm i państwo to pojęcia nierozłączne :)
9 maja 2014, 15:30
Czy okradając to, co Panowie nazywacie "państwem", nie okrada się w rzeczywistości konkretnych ludzi?
Z
zs
9 maja 2014, 16:05
Nie przez przypadek skupiłem się na państwie, z które Pan raz bagatelizuje, a innym razem robi z niego zło wcielone. Błędne rozumienie państwa, pieniądza często wiąże się wśród chrześcijan z odrzucaniem świata, ze skupianiem się na zbawieniu po śmierci, a traktowaniu życia doczesnego jako przykrej konieczności. Tymczasem jest wręcz przeciwnie - państwo, rodzina, trudni ludzie, my sami, ale i praca w korporacji czy "robienie pieniędzy" we własnej firmie to jest okazja (jak naucza zresztą KKK) do wypełniania własnego powołania. Stąd p. Lowney w swoich książkach pokazuje jednak wartościowe podejście. Jednak, bo w pierwszym swoim wpisie krytykowałem tego piszarza. Teraz widzę, że problemem dla nas jest brak umiejętności spojrzenia szeroko na świat, z miłością i życzliwością. Obie wzmiankowane tu książki pozwalają przekroczyć to ograniczenie PS Czy w KKK jest błąd, czy Pan go popełnia? :)
9 maja 2014, 16:24
Nie przez przypadek skupiłem się na państwie, z które Pan raz bagatelizuje, a innym razem robi z niego zło wcielone. Nie wiem, czy Pan celowo nie rozumie, czy nie-celowo :) Komunizm w kraju bez komunizmu może być bagatelizowany. Społeczność, w której procedury związane z organizacją państwową są ukierunkowane na służbę społeczeństwu i funkcjonują w sposób idealny, może nie cierpieć z powodu tej organizacji. Zgoda. Proszę mi wskazać takie państwo. Błędne Czyli - jakie? :) rozumienie państwa, pieniądza często wiąże się wśród chrześcijan z odrzucaniem świata, ze skupianiem się na zbawieniu po śmierci, To jest to "błędne" rozumienie? :) Pan nie zna Ewangelii, albo nie wyznaje Pan chrześcijaństwa. "Jeśli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej, niż was, nienawidził."  Proszę przeczytać J 15. Tymczasem jest wręcz przeciwnie - państwo, rodzina, trudni ludzie, my sami, ale i praca w korporacji czy "robienie pieniędzy" we własnej firmie to jest okazja (jak naucza zresztą KKK) do wypełniania własnego powołania. Bardzo być może: podobnie, jak Kolbe realizował swoje powołanie w Oświęcimiu. Tylko, że Pan zdaje się twierdzić, że ten Oświęcim to raj na ziemi, co więcej, miesza Pan zło (robienie pieniędzy, cierpienie człowieka spowodowane ingerencją państwa w jego życie) z darami Boga (rodzina, praca). Stąd p. Lowney w swoich książkach pokazuje jednak wartościowe podejście. Bardzo proszę się lepiej postarać z uzasadnieniem tej wartości. PS Czy w KKK jest błąd, czy Pan go popełnia? :) Mieszanie pojęć to błąd, należy się wyrażać możliwie precyjnie, lub podawać definicje pojęć, więc jednak jest on w KKK :) Jednak, jeśli popełniam tu błąd, proszę wskazać, jaki. Nie będzie pierwszy ;) cd..
9 maja 2014, 16:24
cd.. Nawiasem, w Rz13 jest uzasadnienie dla władzy. Ciekaw jestem, jak to ma się do życia w społeczeństwie w kraju, gdzie władza jest ewidentnie zła. Być może właśnie tak, jak pokazał to swoją śmiercią o. Kolbe. Z tym, że to tylko umacnia w stwierdzeniu, że instytucje realizujące procedury państwa - trzeba znieść, a nie traktować jak dobro.
Z
zs
9 maja 2014, 17:19
"Mieszanie pojęć to błąd". Tak, tylko że to Pan miesza :). Zapomina Pan, że słowa nie istnieją w próżni. Istnieją w kontekście (np. czy wg definicji wspólnoty jest nią wspólnota Kościelna? czy wspólnota mieszkaniowa to błąd ustawodawcy?). KKK wychodzi od realnego bytu jakim jest państwo, społeczeństwo i potrzeba (a co więcej nakaz), nie od definicji. Pokazuje jaki jest ich logiczny związek między nimi. I dlaczego są one pożądane przez Boga. Dlaczego są dobre. Miesza Pan abstrakcje z rzeczywistością, nadając pierwszym prymat nad drugim. A jest odwrotnie... W Duszpasterstwie Talent niedawno poruszany był obraz świata wg św. Jana. Polecam jeszcze ostrzejsze sformułowanie z pierwszego listu św Jana [1J 2,15]: "Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie! Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca" Warto jednak sięgnąć do przypisów - ""Świat" w Piśmie św. oznacza często siły przeciwstawiające się zbawieniu". W przeciwnym razie jak mogłyby paść takie słowa: "A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre" [Rdz 1,31] "Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić." [J 12,47] A co św. Maksymiliana - odpowiedź znajdzie Pan w KKK. 
Z
zs
9 maja 2014, 17:20
I to jest ewidentnie sprzeczny pogląd z nauczaniem Kościoła...
Z
zs
9 maja 2014, 17:23
"parafraza moich słów" Nie Pana, ale KKK :) Po co dyskusja? Bo co do celu się zgadzamy, ale Pan zamyka do niego większość dróg
9 maja 2014, 18:10
Acha - więc życie o. Kolbe było sprzeczne z nauczaniem Kościoła, a my wszyscy powinniśmy się byli podporządkować PRL :) Coś mi się zdaje, że Pana interpretacja nauczania Kościoła nie trzyma się - całości, delikatnie mówiąc.
9 maja 2014, 18:16
"Mieszanie pojęć to błąd". Tak, tylko że to Pan miesza :). Zapomina Pan, że słowa nie istnieją w próżni. Istnieją w kontekście (np. czy wg definicji wspólnoty jest nią wspólnota Kościelna? czy wspólnota mieszkaniowa to błąd ustawodawcy?). KKK wychodzi od realnego bytu jakim jest państwo, społeczeństwo i potrzeba (a co więcej nakaz), nie od definicji. Zatem chce Pan powiedzieć, że codzienne używanie języka jest właściwe, a precyzyjne definiowanie pojęć, w oparciu o słownik i encyklopedię - nie? :) I koniecznie muszę się z tym zgodzić? :)) Co do stosunku Pana Boga do ludzkiego prawa, ludzkiej władzy itp., to sugeruję poczytać Ewangelię (wyżej wskazałem fragmenty), a nie wprowadzać własne wyobrażenia na temat tego, co Bóg sądzi :) W oparciu o własną interpretację KKK, który i tak jest wtórny w stosunku do Ewangelii. Pokazuje jaki jest ich logiczny związek między nimi. I dlaczego są one pożądane przez Boga. Dlaczego są dobre. Na razie Pan wciąż mówi, że Państwo jest dobre i pieniądze są dobre, ale w ogóle Pan tego nie dowiódł. Nie zauważył Pan tego? KKK nie pisze "Państwo jest dobre" "Mamona jest dobra". Ewangelia pisze coś wręcz przeciwnego.
9 maja 2014, 18:18
cd.. Miesza Pan abstrakcje z rzeczywistością, Zdawało mi się, że to Pan to robi, pisząc o państwie i rodzinie na jednym oddechu... :) nadając pierwszym prymat nad drugim. A jest odwrotnie... Acha: czyli państwo przed rodziną? I to jest zgodne z KKK? :)) Polecam jeszcze raz przeczytać ten rozdział. "Świat" w Piśmie św. oznacza często siły przeciwstawiające się zbawieniu". Bardzo być może. Ale: W przeciwnym razie jak mogłyby paść takie słowa: "A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre" [Rdz 1,31] "Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić." [J 12,47] Czyli: Pan podciąga pieniądze i państwo pod zbawienie. :) W oparciu o KKK. Brawo ;) Lepszych sofizmatów dotąd nie słyszałem :)) A co św. Maksymiliana - odpowiedź znajdzie Pan w KKK. Czyli: Pan jej nie zna.
9 maja 2014, 19:40
1. Pan zatem dyskutuje z KKK, a nie ze mną. :) Pierwszy raz napisałem ten tekst na samym początku tej przydługiej dyskusji, a potem powtórzyłem kilkakrotnie. Cóż: długość dyskusji przestaje dziwić, gdy wziąć pod uwagę Pana problemy z czytaniem ;) 2 Raczej drzwi. Pan w nie kopie. Tak się nie otwiera. Proszę nacisnąć klamkę.
Z
zs
9 maja 2014, 19:42
Kościół Katolicki uznaje Pismo Święte (zredukowane przez Pana do Ewangelii) oraz Tradycję jako źródła wiary. KKK jest zaś oficjalną wykładnią doktryny Koscioła. Nie jest więc wtórnym wobec Ewangelii. Odnosiłem wrażenie, że jest Pan katolikiem i myślałem że jest to Panu znane. Największą zaletą KKK jest to,  że ogranicza błądzenie - jak to Pan określił - "w oparciu o własną interpretację" (tu już mój modyfikuje Pana wpis) Pisma Świętego. Warto też sięgać do przypisów, które znajdzie Pan w Biblii np. Paulinów. Ograniczyłoby to błędy np. w interpretacji pism św. Jana.  Jeśli więc Kościół twierdzi (w KKK), że społeczeństwo czy państwo jest dobre dla człowieka, bo wynika z natury, potrzeby i powołania (!), to osoba wierząca przyjmuje że tak jest. Wątpliwości są oczywiście cenne, ale tylko gdy służą szukaniu odpowiedzi na pytanie "czemu tego nie potrafię zrozumieć?". Dlatego państwo, pieniądz, rodzina są dobre. To jest punkt wyjścia, na tym można budować. A skoro tak jest to działanie w oparciu o te byty może (choć nie musi) służyć głoszeniu Ewangelii (oczywiście bardziej świadectwem niż słowem). Może pomóc innym ludziom odnaleźć Boga i także szczęście tu, w życiu doczesnym. Swoją drogą ta dyskusja okazuje się dla mnie podwójnie przydatna - zmusza do lepszego zrozumienia nauki Kościoła, a także do powtónego przeczytania "Heroicznego życia". Zwłaszcza to ostatnie mnie bardzo zaskoczyło - o czym pewnie wkrótcę napiszę. Chwilowo krótko - polecam, zwłaszcza osobom które mają taką czarną wizję świata.
Z
zs
9 maja 2014, 19:47
Nie odniosę się do tych słów. Zainteresowanych odsyłam do mojego wpisu, z którym lex ponoć dyskutuje :)
Z
zs
9 maja 2014, 19:50
Tragicznie Pan miesza i naciąga. Dla zainteresowanych: KKK1903. Władza jest sprawowana w sposób prawowity tylko wtedy, gdy troszczy się o dobro wspólne danej społeczności i jeśli do jego osiągnięcia używa środków moralnie dozwolonych. Jeśli sprawujący władzę ustanawiają niesprawiedliwe prawa lub podejmują działania sprzeczne z porządkiem moralnym, to rozporządzenia te nie obowiązują w sumieniu. „Wtedy władza przestaje być władzą, a zaczyna się bezprawie"
9 maja 2014, 20:15
Pan pozwoli, że z sernika powyjmuję tylko rodzynki. (zredukowane przez Pana do Ewangelii) Źle. Księga Koheleta. List do Rzymian. Trzeba czytać, czytać, czytać, podejmowanie polemiki bez czytania to wystawienie się na żarty z drugiej strony. myślałem Zdawało się Panu ;) że jest to Panu znane. Tradycja zatem w Pana opinii staje wbrew Ewangelii. :) Największą zaletą KKK jest to,  że ogranicza błądzenie No cóż :) Pan zatem nie wykorzystał tej największej zalety. Ograniczyłoby to błędy E, nie. ... Kościół twierdzi (w KKK), że [...] państwo jest dobre dla człowieka Pan przypomni, gdzie jest takie zdanie, poza Pana kopią tej księgi. państwo, pieniądz, [...] są dobre. Nowa religia! :) No, może nie nowa, tylko to taka odmiana katolicyzmu: "Będziesz służył Bogu i mamonie" :) To jest punkt wyjścia, na tym można budować. Zapewne. W przeszłości wielu próbowało, ale przecież: Pan o tym nie wie.  działanie w oparciu o te byty ... lub niebyty... może (choć nie musi) albo: "nie może (choć musi)" cd :)
9 maja 2014, 20:17
służyć głoszeniu Ewangelii (oczywiście bardziej świadectwem niż słowem). Oczywiście. Oczywiście. Świadectwem - najlepiej wyciągiem z konta. Ewentualnie liczbą zarządzanych pionków w hierarchii. W imię głoszenia Ewangelii. Oczywiście. Może pomóc innym ludziom odnaleźć Boga Nowego Boga: państwo. Lub pieniądz. :) i także szczęście tu, w życiu doczesnym. Normalnie: jak komunizm. Budujmy zatem znowu komunizm! ta dyskusja okazuje się dla mnie podwójnie przydatna Jaka dyskusja? :) - zmusza do lepszego zrozumienia nauki Kościoła, Brawo :))))))) a także do powtónego przeczytania "Heroicznego życia". Proszę przeczytać i trzeci raz. Ko-niecz-nie. o czym pewnie wkrótcę napiszę To nie ulega wątpliwości ;) Chwilowo krótko Ależ czemu? zwłaszcza Zwłaszcza w co drugim zdaniu zdradza pewną niepewność, którą dodatkowo podkreśla brak przecinków. Czyżby Kazik rocznik 1994? ;) To wieeele tłumaczy. Zwłaszcza ;) te pieniądze.
9 maja 2014, 20:24
Ależ czemu nie????? Pan się coś strasznie poważny zrobił :)) Przecież walczy Pan z "czarną wizją świata". Brakiem humoru? Tak się da - leczyć białaczkę rakiem? :))) Z pewnością odesłane tłumy zainteresowanych przeczytają ten wiekopomny wpis, nie pozbawiony drobnych uchybień merytorycznych, interpunkcyjnych i (ups) ortograficznych. ;) Nic to: prawdziwa nauka nie takie przeszkody pokonała w drodze do oświecenia ciemnych mas. Prawdziwy stalinowiec nie zważa na błędy i nieubłaganie prze naprzód. Brawo! :))
9 maja 2014, 20:29
Ach - więc państwo nie zawsze jest dobre :) Niemożliwe. Niemożliwe, biorąc pod uwagę to, co Pan dotąd był spłodził. Zatem - tylko wtedy, gdy troszczy się o dobro wspólne danej społeczności i jeśli do jego osiągnięcia używa środków moralnie dozwolonych - zatem ponawiam pytanie, które był Pan pominął z przyczyn nieobiektywnych: pan wskaże takie państwo, w którym władza realizuje powyższe. ;)
Z
zs
9 maja 2014, 20:47
:)
9 maja 2014, 21:09
No. Jeśli to uśmiech prawdziwego mężczyzny, to: szacunek. ;) Szczęścia na weekend, przed nami dwa dni wolnego :))))
Z
zs
9 maja 2014, 21:21
Jedną rzecz warto dopisać. Faktycznie dyskusja toczyła się wokół dwóch przeciwstawnych wizji państwa: dobre czy złe. Tu oczywiście tkwi znaczące uproszczenie. Państwo może być dobre jak dobry jest np. pędzel. Państwo nie może być moralnie dobre lub złe. Ciekawe czy to samo można by powiedzieć o rodzinie? (Oczywiście państwo to tylko konkretny przykład, pozwalający ocenić jakość wywodu. Reprezentant bogactwa i piękna tego świata :). )
9 maja 2014, 21:28
Wszystko zostało już powiedziane, nie wracajmy do tematu, zostańmy przy swoim. Idę po piwo ;)
10 maja 2014, 00:25
Dlatego właśnie tak oponuję przeciwko postawionej przez Pana sztucznej dychotomii pomiędzy 'abstraktami' i 'człowiekami'.
P
pein
11 maja 2014, 12:35
Oczywiście, że może. Punkt 3. - tłumacząc z biznesowego na kościółkowy- mówi o konieczności praktykowania codziennego rachunku sumienia.
P
pein
11 maja 2014, 12:36
A to twierdzenie jest oparne na...?Bo chyba nie na książce, której przykłady wyraźnie temu przeczą.
11 maja 2014, 20:38
Ok, w takim razie można to odczytać - rób rachunek sumienia codziennie. Ale w którym rachunku sumienia mowa o "wynikach"? W rachunku sumienia mówimy: myślą, czynem i zaniedbaniem. Tak, jak już pisałem, wydaje mi się, że wyniki nie zależą od nas. To o tym wspólnie, choć pośrednio, pisaliśmy z Olinką: wyniki zostawmy Bogu.
Z
zs
8 maja 2014, 12:37
Właśnie czytam "Heroiczne przywództwo", a niedawno skończyłem "Heroiczne życie". W drugiej z wymienionych książek znalazłem parę inspirujących sformułowań. Najlepszym jest stwierdzenie, że urodziliśmy się po to by zmieniać świat. Odniosłem wrażenie jednak, że Autor głównie przekonuje dlaczego tak warto żyć, a nie jak to robić. Może coś mi umknęło i to odnajdę przy powtórnym czytaniu, ale lektura "Heroicznego przywództwa" to potwierdza. Logika obu książek mnie rozczarowuje. Wstrzymuje się z kupnem 3 książki p. Lowneya ("Pope Francis. Why he leads the way he leads"). Możliwe, że książki by zyskały gdyby je streścić. Na tę chwilę - nie polecam
Olinka
8 maja 2014, 23:53
Wydaje mi się, że autorowi chodziło o podkreślenie istoty ĆD św. Ignacego, ich idei, którą jest (moim zdaniem) samodzielność w odkrywaniu Boga działającego w naszej codzienności oraz w podejmowaniu dobrze rozeznanych, świadomych decyzji w życiu prowadzącym do zbawienia. Dlatego, nie ma tu gotowych recept na sukces? życie? Droga każdego z nas jest inna, czasem podobna do innych, ale jednak indywidualna. Rys ignacjańskiej formacji jest wyraźnie widoczny w sposobie podejścia do życia Lownley'a. To mój wniosek z tego, co już zdążyłam przeczytać z "Heroicznego życia". 
X
xxx
8 maja 2014, 12:10
<< Jest to współczesna wersja "Ćwiczeń duchownych". >> No tutaj już się podłamałem...
8 maja 2014, 12:49
Już nie ma ćwiczeń duchowych, pozostały duchowe zabawy i psoty.
X
xxx
8 maja 2014, 12:06
"Wielkim zaś zyskiem jest pobożność wraz z poprzestawaniem na tym, co wystarczy.  Nic bowiem nie przynieśliśmy na ten świat; nic też nie możemy [z niego] wynieść. Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni! A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie. Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami."  1 List do Tymoteusza 6, 6-10
M
MG
8 maja 2014, 12:28
słusznie... i jeszcze warto to uzupełnić indywidualnym rozmyślaniem o Trzech Parach Ludzi :-) ĆD: 149 - 157
X
xxx
8 maja 2014, 12:00
"Sukces nie jest żadnym z imion Boga" Martin Buber
P
pein
8 maja 2014, 15:47
W Heroicznym przywództwie nawet znajdują sie przykłady konkretnych ludzi, którzy po ludzku ponieśli klęskę, a jednak nie...
8 maja 2014, 11:05
@Piotr Żyłka Życie jest skomplikowane ;-)
FP
franciszek pełen fiszek
9 maja 2014, 10:38
Myślałem, że Pańskie teksty maja tę skomplikowaność ujaśniać, a nie zapętlać: -).  Jak można było dać przykład jawnych renegatów i postawić tezę, że to realizacja Bożego powołania w inny sposób (ba, lepiej)?! Postmodernizm rulez?  Chodzi o to, że generalna myśl w |pana tekście jest dobra, tylko dał Pan kiepskie przykłady (gdzieś dzwonią, tylko nie potrafi Pan powiedzieć gdzie?:- )
9 maja 2014, 14:15
franciszku a do kogo piszesz ;-) Czy to aż tak skomplikowane?
FP
franciszek pełen fisze
9 maja 2014, 15:31
Do Autora tekstu felietonu.
FP
franciszek pełen fiszek
8 maja 2014, 10:50
Dobra pointa, tylko słabe przykłady początkowe. Bo wedle logiki autora, plucie na Kościół jest realizacją głębszych pokładów powołania: -)
Paweł Tatrocki
8 maja 2014, 10:50
No i z taką siecią kontaktów doprowadzić do likwidacji zakonu, nie przeciwdziałać masonerii? Coś zawiodło w organizacji zakonu. Moim zdaniem oprócz głoszenia Słowa Bożego należało wychowywać naukowców i inżynierów, a teraz jeszcze polityków i finansistów, którzy potrafią zmienić świat na lepsze w oparciu o Bożą perspektywę. Takie są skutki tego, że całe szkolnictwo jest w ręku państwa.