"Jeśli się boisz, umierasz każdego dnia". Lekcje z pandemii

(fot. Vladimir Fedotov / Unsplash)

Biologiczne przetrwanie “za wszelką cenę” i paniczny strach o siebie nie jest wartością chrześcijańską.

Słaby zakres realnej wiedzy na temat koronawirusa SARS-CoV-2, który spadł na świat jak grom z jasnego nieba, wytworzył swoistą próżnię. Szybko zapełniły ją modele matematyczne, opracowane bez szerszego interdyscyplinarnego kontekstu. Eksperci w początkach epidemii mówili otwarcie, że nie będą brali pod uwagę czynników społecznych i ekonomicznych. Czy nie ma w tym arogancji? Hannah Arendt już dawno obserwowała, że świat jakby podzielił się na dwie części: tych, co wierzą w ludzką wszechmoc (bo wszystko jest możliwe, jeśli posiada się umiejętność zarządzania masami), oraz tych, których życiowym doświadczeniem jest bezsilność.

Na tych probabilistycznych modelach oparły się decyzje dotyczące podejścia do epidemii.

DEON.PL POLECA

W pierwszym rzędzie brano szacunkowe wskaźniki śmiertelności. Pierwsze prognozy podawały 17%, a nawet 20%. Nieco później skorygowano je do poziomu 3,4 %. Tymczasem niedawne badania przeprowadzone w jednym z najbardziej podatnych na zakażenia regionów Niemiec ustalają współczynnik śmiertelności na 0,37, a wskaźnik śmiertelności infekcji 0,06 (Streeck Hendrik et al. Vorläufiges Ergebnis und Schlussfolgerungen der COVID-19 Case-Cluster-Study, Gemeinde Gangelt). Próg uzyskania odporności zbiorowej (warunek samoistnego wygaśnięcia epidemii, na którą nie ma jeszcze szczepionki) z 70% uodpornionych ozdrowieńcow obniżono do 43%). Co za różnice! Już gołym okiem widać, że w sytuacji, kiedy nie wiemy, jaka jest rzeczywista liczba zarażonych osób (dość wcześnie zaobserwowano, że aż 40% testowanych z wynikiem pozytywnym nie wykazywało objawów choroby), celne prognozowanie jest po prostu niemożliwe. Dużą trudność stanowi też ustalenie, kto w rzeczywistości umiera na Covid, a kto z innego powodu, choć w momencie śmierci jest zakażony koronawirusem. W sytuacji rozbieżności w kwalifikacji przypadków w poszczególnych krajach, wszelkie porównania są bezzasadne.

Może po drodze ktoś z nas uwierzył, że w “kulturze śmierci” chodzi o obronę każdego ludzkiego życia? Bo czy cel, jakim jest biologiczne przetrwanie, nie trąci hipokryzją, kiedy przeważa (a w każdym razie ma się dobrze) akceptacja aborcji na żądanie?

A przeszacowanie na tak dużą skalę zdarzało się już w przeszłości. Weźmy niedawny przykład. W początkach epidemii oszacowano śmiertelność tzw. świńskiej grypy A/H1N1 z 2009 roku na 0,1 - 5,1%. W dziesięć lat później Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła, że w istocie wynosił on 0,02, czyli był 5 razy niższy od najniższego szacunku, a 255 razy niższy od najwyższej prognozowanej śmiertelności. Przypomnijmy na marginesie, że Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy skrytykowało postępowanie WHO w przypadku podejścia do grypy A/H1N1. Na konferencji prasowej były prezes Francuskiego Czerwonego Krzyża powiedział, że do walki z tą grypą najracjonalniej podeszła Polska. Jak pamiętamy, ówczesne władze nie zdecydowały się na masowy zakup szczepionki.

Jak ktoś powiedział, pojawienie się “czegoś bez precedensu” zdawało się usprawiedliwiać bezprecedensową reakcję, jaką efekt domina wymusił na kolejnych krajach. Lockdown. Całkowita izolacja. Medialne doniesienia, a zwłaszcza obrazy z Lombardii, pierwszego europejskiego frontu walki z koronawirusem, stworzyły klimat, w którym skłoniono nas do myślenia, że w pierwszym rzędzie liczy się survival, biologiczne przetrwanie. Z biegiem czasu – i pod wpływem statystyk – mówiono coraz więcej o ochronie seniorów. Czy zawsze szczerze w środowiskach sprzyjających, a przynajmniej obojętnych wobec eutanazji? Może po drodze ktoś z nas uwierzył, że w “kulturze śmierci” chodzi o obronę każdego ludzkiego życia? Bo czy cel, jakim jest biologiczne przetrwanie, nie trąci hipokryzją, kiedy przeważa (a w każdym razie ma się dobrze) akceptacja aborcji na żądanie? A szacuje się, że na świecie dokonuje się ich rocznie 56 milionów! To są dopiero liczby!

Dla tych, którzy mają stałą dobrze płatną pracę, którą mogą zdalnie wykonywać, przestronny dom czy mieszkanie z wygodami, brak obciążenia dziećmi, lockdown może nawet – paradoksalnie – ułatwiać życie. Ale dla milionów ludzi z mniej uprzywilejowanych miejsc na ziemi taki manewr, zatrzymujący nagle wszystko, prowadzi prędzej czy później, na ogół dość szybko, do rozpaczy, bezrobocia czy głodu. Czy teraz my z zamożnego świata będziemy z nimi solidarni? Bo niekoniecznie w przeszłości wzruszały nas “ich” problemy – choćby zdrowotne. A przecież najczęstszą chorobą zakaźną na świecie jest malaria. Mniej więcej 93% zachorowań i 94% zgonów przypada na subsaharyjską Afrykę. Co roku zapada na nią ponad 220 milionów osób, a statystyki podają około pół miliona zgonów, choć czasem mówi się o kilkakrotnie większym żniwie choroby. Kilkanaście lat temu ustanowiono wprawdzie Światowy Dzień Malarii, ale w świadomości zamożnej części świata problem raczej nie istnieje, bo “nas nie dotyczy”. Z reguły panicznie boimy się o siebie.

Na nasz użytek spójrzmy na epidemię od innej niż matematyczna i epidemiologiczna strony. Wszystko – jak codziennie od lat pokazuje w swoich popularnych vlogach o. Adam Szustak – może być okazją do zastanowienia i zobaczenia jakichś prawd duchowych.

Pandemia już teraz dostarcza aż nadto wiele lekcji. Popatrzmy na dwie. Pierwsza to uznanie własnych ograniczeń – konieczność pokory. Nie jesteśmy wszechmocni ani wszechwiedzący. Ani my, ani eksperci w danej dziedzinie. Już więcej prawdy w momencie ważnych decyzji pojawiłoby się w dyskusji specjalistów z jak największej puli różnych dziedzin. Koronawirus najpierw ugodził w sektor opieki zdrowotnej i ujawnił jego systemowe słabości. Za tym poszło niebywałe uderzenie w światową gospodarkę, a raczej ludzi, którzy ją tworzą. Następny był cios w dziedzinę spraw życia społecznego. Ten problem pewnie zostanie z nami najdłużej.

Pandemia już teraz dostarcza aż nadto wiele lekcji. Popatrzmy na dwie. Pierwsza to uznanie własnych ograniczeń – konieczność pokory. Nie jesteśmy wszechmocni ani wszechwiedzący.

Druga lekcja to potrzeba krytycznego spojrzenia na rozpowszechniony aksjomat, że życie – zwłaszcza to nasze – jest wartością nadrzędną.

W naszym zachodnim świecie, zsekularyzowanym, konsumpcjonistycznym i wygodnym strach przed śmiercią jest w dużej mierze spowodowany lękiem utraty tego, co się w obfitości posiada. Priorytetem i celem istnienia jest maksymalnie przyjemna doczesność. Poniekąd zawsze była, ale dawne pokolenia były znacznie bardziej ze śmiercią oswojone. Przyczyniały się do tego wojny, zarazy, słabszy poziom wiedzy medycznej. Od kilku pokoleń zrobiło się w cywilizowanych regionach znacznie bardziej beztrosko. Aż tu nagły wstrząs. Arcybiskup Vincenzo Paglia, przewodniczący Papieskiej Akademii Życia, widzi konieczność nowych przemyśleń i stworzenia „bioetyki globalnej”. Bo właśnie dzisiaj dostrzegamy, jak bardzo kruche, bezbronne jest ludzkie życie.

Jeśli się boisz, umierasz każdego dnia. Jeśli się nie boisz, umierasz tylko raz, mawiał Giovanni Falcone, włoski sędzia śledczy niestrudzenie walczący z mafią, której w latach 90. udało się go w końcu zamordować. Ale został w pamięci jako wzór odwagi i niezłomności w walce ze złem.

Biologiczne przetrwanie “za wszelką cenę” i paniczny strach o siebie nie jest wartością chrześcijańską. Kiedy na początku pandemii media serwowały alarmistyczne newsy, Marcin Zieliński rozważał, czym chrześcijanie mogliby się wyróżnić w społeczeństwie.

Miał rację, gdy mówił, wcale nie bagatelizując powagi sytuacji, że byłby to Boży spokój. Ciężko o niego. I niech świadczy o tym dyspensa od udziału w niedzielnej Eucharystii udzielona m.in. w archidiecezji poznańskiej. Obejmuje ona obok zrozumiałych kategorii (osoby w podeszłym wieku, kobiety w ciąży i chorzy z objawami infekcji”) także wiernych, “którzy czują wielką obawę przed zarażeniem koronawirusem”.

Biologiczne przetrwanie “za wszelką cenę” i paniczny strach o siebie nie jest wartością chrześcijańską.

Cała Biblia jest jednym wielkim wezwaniem: Nie bójcie się, bo Bóg obiecał, że jest z wami.Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” mówi psalm 23. I ten cytat w jakimś plebiscycie uznano za najbardziej kojący w obliczu strachu… Jeśli boisz się śmierci, zastanów się nad swoim chrześcijaństwem, na długo przed pandemią nie wahał się powiedzieć o. Adam Szustak.

Można jakoś zrozumieć, że szpitale – nawet te w zamożnym świecie – okazały się nieprzygotowane na przyjęcie bardzo wysokiej i niespodziewanej fali zakażonych pacjentów (I, przykładowo, maseczki ochronne skończyły się po tygodniu). Ale czy chrześcijanin może pozwolić sobie na brak gotowości w obliczu śmierci, rzeczywistości nieuchronnej jak podatki, wedle znanego powiedzenia Benjamina Franklina? Przecież powinien poważnie wziąć do serca: “Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny.” (Mt 25, 13)

Wyliczono, że różne wersje sformułowania “Nie lękaj/cie się” występują w Biblii 365 razy, jakby na każdy dzień roku. Jeszcze więcej jest w Piśmie Świętym sytuacji wzywających do zdobycia się na odwagę biorącą swoje źródło w ufności w Bożą pomoc i miłosierdzie. Jezus powiedział do Marty: “Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?” (J 11, 25-27)

Zapytajmy teraz sami siebie: wierzymy?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Jeśli się boisz, umierasz każdego dnia". Lekcje z pandemii
Komentarze (1)
TS
~Tomasz Szulc
25 sierpnia 2020, 07:13
Wreszcie deon tym artykułem podejmuje właściwie temat pandemi. Już traciłem w was wiarę... tylko artykuły o noszeniu maseczek .... A jak to się przejadło to o covidzie u kolejnych duchownych.... Słowem straszenie i dyscyplinowanie jak w mainstreamie.... Podkreślacie jeszcze proszę te statystyki z początku artykułu....