Czy Bóg chce katolików walczących?

(fot. shutterstock.com)

Redaktorzy Oxford Dictionaries co roku wybierają jedno słowo, które ich zdaniem ukształtowało relacje społeczne. "Słowem roku 2016" została postprawda. Jej znaczenie definiują jako: okoliczności, w których fakty mają mniejszy wpływ na kształtowanie opinii publicznej niż odwoływanie się do jej emocji i osobistych przekonań. Czy rzeczywiście tak wyglądają nasze czasy?

Do rozważenia tematu zainspirował mnie komentarz "Benedykt XVI na wojnie z fake news" Karola Kleczki. Bardziej niż fakt samego istnienia postprawdy ciekawi mnie kierunek w jakim zmierzamy i jej wpływ na nas. Co sprawia, że jesteśmy tak bardzo na nią podatni?

Badania Internetu pokazały, że postprawda była jednym z najczęściej wyszukiwanych słów w minionym roku. Z cienia wyszła wraz z kampanią Donalda Trumpa w 2017 roku, ale i na własnym podwórku mamy wiele przykładów. Tylko w ostatnich dniach było kilka informacji, które - delikatnie mówiąc - są dalekie od rzetelności dziennikarskiej. "Rzeczpospolita" stworzyła materiał o tym, jak uchodźcy nie chcą żyć w Polsce i uciekają na Zachód, bazując jedynie na "nieoficjalnych informacjach", nastawiając społeczeństwo negatywnie do tematu. Szybkie potwierdzenie tych faktów z naszej strony pokazało, że nie jest to prawdą i wciąż przebywają w Polsce rodziny syryjskie.

Na początku tego roku rzecznik Watykanu zdementował krążące po Internecie słowa przypisywane papieżowi Franciszkowi, iż należy połączyć chrześcijaństwo z islamem. - Są to kłamstwa. Te słowa nigdy nie padły z ust papieża - powiedział. Podobnych sytuacji było wiele. Nastała kultura memów i krótkich newsów, które nie podają źródeł, a są często bezrefleksyjnie udostępniane. Liczą się emocje, a nie prawda - opinie stają się faktami.

DEON.PL POLECA


Widoczny początek tych zmian miał miejsce w 2006 r. To, co działo się wokół wykładu wygłoszonego przez Benedykta XVI w Ratyzbonie, najlepiej pokazuje, jak świat rozumie pojęcie prawdy. Ogromna w tym "zasługa" mediów, które wmówiły ludziom, że opinia i interpretacja mogą nosić miano prawdy. Tym sposobem dyskusja staje się niemożliwa, gdyż każdy ma prawo być dzisiaj ojcem prawdy.

Przykład różnic pomiędzy islamem, a chrześcijaństwem był pretekstem do rozmowy o wspólnych korzeniach obu religii, a co za tym idzie podobnych problemach, z jakimi się mierzą. W całym obszernym wykładzie temat islamu był poruszony tylko na początku, za pomocą jednego cytatu. Wypowiedź ta została przez media zmanipulowana i wykorzystana przeciwko muzułmanom. O tym, co naprawdę myśli papież, najwięcej powie nam komentarz, który sam polecił umieścić jako przypis:

Cytat ten został, niestety, odebrany w świecie muzułmańskim jako wyraz mych osobistych poglądów, i tym samym wzbudził zrozumiałe oburzenie. Mam nadzieję, że czytelnik mojego tekstu będzie mógł od razu zrozumieć, że zdanie to nie wyraża mej osobistej oceny Koranu, który darzę szacunkiem należnym świętej księdze wielkiej religii. Cytując tekst cesarza Manuela II, zamierzałem jedynie uwydatnić istotny związek między wiarą i rozumem. W tym zgadzam się z Manuelem II, ale nie podpisuję się pod jego polemiką. Jedynie ze względu na to stwierdzenie przytoczyłem dialog Manuela z jego perskim rozmówcą. Z tego właśnie stwierdzenia wyłania się temat moich dalszych refleksji.

Niestety krzywdzące opinie na temat wypowiedzi papieża i fałszywe interpretacje krążą po świecie powielane zwłaszcza przez ludzi Kościoła, wytaczane jako broń, którą nigdy w zamyśle autora nie miały być. Szczególnie uderzył mnie jeden komentarz w sieci: nawet jeśli papież nie chciał tego, to przypadkiem powiedział prawdę. Czy istnieje prawda bez źródła, pozbawiona go, odcięta od niego? Czym byłaby Ewangelia, gdyby odłączyć ją od Boga i Jego natchnionych autorów? Dla każdego słowa i pisma ważne jest osobiste świadectwo ich twórcy.

Nie przyjmuj wszystkiego za pewnik

Pracując w mediach, wielokrotnie doświadczyłem, jak cienka jest granica pomiędzy prawdą a opinią. Większość ludzi komentujących w sieci nie czyta treści, ale wypowiada się na podstawie tytułu lub krótkiego opisu. Wielu z nich przychodzi z gotowym komentarzem w głowie, poszukując jednego zdania, które zazwyczaj wyrwane z kontekstu służy za argument. Ktoś inny bazuje jedynie na tych komentarzach, wyrabiając sobie zdanie o świecie, które dla niego staje się "jedyną prawdą".

W dzisiejszych czasach walutą są "lajki". Gdy trafimy na treści, z którymi się nie zgadzamy, czujemy potrzebę, a wręcz przymus wypowiedzenia swojego sprzeciwu. Odpowiadanie na takie komentarze jest walką z wiatrakami, bo nie chodzi o rzeczowe podejście do tematu, ale o walkę przekonań.

Najgroźniejsze jest to, że prawie wszystko, co zobaczymy w mediach, przyjmujemy za prawdę. To, co ukazuje się na łamach prasy, natychmiast staje się faktem, od razu dzieli ludzi na obozy zdolne do zaciekłej walki za tym lub przeciw temu. To najcięższa rzecz, jakiej doświadczam w pracy redakcyjnej. Jako autor piszę, by ludzie przyjmowali moje teksty wyłącznie jako punkt odniesienia do własnej, pogłębionej refleksji. Bazując na faktach staram się przedstawić kontekst w jakim ja interpretuję dany argument. Najczęściej innych ludzi obrażają ci, którym wydaje się, że ich świat został zburzony - którzy nie potrafią rozróżnić, co jest opinią, a co obiektywnie faktem. Nie dopuszczają oni myśli o "zderzeniu interpretacji", bo sami siebie mają za wyznacznik prawdziwości - "tak myślę, więc taka jest prawda".

Walkę o prawdziwość i rzetelność przekazu każdy z nas musi stoczyć sam. Przede wszystkim trzeba od nowa nauczyć się myśleć - za siebie, mieć dystans i być krytycznym. W mediach zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce posłużyć się postprawdą. Popyt napędza podaż, sukces serwisów plotkarskich w jakiś sposób określił kierunek, w którym idzie publicystyka. Dlatego warto szukać źródeł. Wewnętrzny bojkot jest najlepszą formą walki z tym zjawiskiem.

Pozostaje jeszcze język. Jeżeli sami komentując przestaniemy grać na emocjach, to szybko zobaczymy, że ci, którzy jeszcze przed chwilą byli naszymi śmiertelnymi wrogami, stali się partnerami rzeczowej dyskusji. Wyznacznikiem dobrego dialogu nie jest przekonanie oponenta do naszych racji, ale zwrócenie jego uwagi, że istnieją jeszcze inne argumenty - dialog wygrywa się wspólnie, nie pokonując drugiego.

Przykład tego co działo się wokół wypowiedzi papieża Benedykta XVI najlepiej pokazuje, że media - a zwłaszcza Internet - są źródłem, wobec którego trzeba mieć dystans. Gdy następnym razem ruszymy z odsieczą w obronie "prawdy" zastanówmy się, czy nie walczymy ze zwykłą opinią. Jedyna walka jaką Bóg uznaje, to ta o zbawienie człowieka, ale ją stoczył sam, na krzyżu.

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy Bóg chce katolików walczących?
Komentarze (7)
WDR .
3 maja 2017, 06:55
"Pracując w mediach, wielokrotnie doświadczyłem, jak cienka jest granica pomiędzy prawdą a opinią. Większość ludzi komentujących w sieci nie czyta treści, ale wypowiada się na podstawie tytułu lub krótkiego opisu." To prawda. Dlatego protestowałem jak deon napisał w tytule o marszu żywych w Oświęcimiu. Niestety tytuł notki nie został zmieniony. Czy red.Żyśko mógłby się podzielić swoją wiedzą z redakcją Deonu skoro uwagi komentujących są lekceważone? btw podesłano mi linka do tweeta Wyborczej, gdzie napisano o min.Glińskim deklarującym: 100 pomników na 100-lecie niepodległości. W komentarzach mieliśmy kodziarski hejt typowy dla czytelników tej gazety: jakim to prawem buduje się pomniki zamiast szpitali i łżobków. Faktycznie chodziło jednak o to, że teraz mamy 70 obiektów na liście pomników historii, a rząd chce, aby na 100-lecie było ich 100. Można oczywiście wyśmiać głupotę czytelników Wyborczej, ale problem jest w tym, że GW zrobiła to celowo, żeby wzbudzić nienawiść za dość tanią cenę, gdyż zawsze będą się mogli obronić tym, że przecież w tekście depeszy wszystko jest wyjaśnione.
Andrzej Ak
2 maja 2017, 23:21
Nie wiem czy redaktor zdaje sobie sprawę, ale drugim słowem 2016 roku było "miłosierdzie" głoszone przez Franciszka, jako recepta na wszelką słabość człowieka. To tak jakby wymazać wszelkie słowa Pana Jezusa o tym, że przyszedł na Zemię, aby ostatecznie oddzielić owce od kozłów (Mt 25,31-46).
A
Ard
2 maja 2017, 21:48
Najpierw niech tzw. katolicy walczący zaczną od siebie i zawalczą ze swoimi wadami i grzechami. To doskonałe pole walki dla walczących katolików.
ŁC
Łukasz Czop
2 maja 2017, 15:08
Owszem! Bóg chce katolików walczących, a nie za przeproszeniem "dupy wołowe" (jeszcze raz przepraszam :-), które siedzą i gęby nie otworzą, gdy trzeba pokazywać przywiązanie do naszych wartości i wiary! Dawkins i jemu podobni robią sobie żarty z tego co dla nas najważniejsze, laicyzacja postepuje w zastraszającym tempie, a nam to nie przeszkadza. Zamiast dyskutować o teologii i ukazywać wiarę w inspirujący dla młodego pokolenia sposób mówi się o jakichś dziwnych depresyjnych rzeczach jak dogmaty i święci ostatnich czasow. Powinno się mówić o Bogu i to w taki sposób aby pałeczka skutecznie była przekazywana dalej - w końcu to nasz obowiązek. Jeśli MY szeregowi wierni się za to nie weźmiemy to podejrzewam, że najbliższe 10 lat będzie tak destrukcyjne dla Kościoła jak nigdy w całej jego historii... zapraszam: http://jezus-zmartwychwstal.blogspot.com/ :-)
2 maja 2017, 16:02
Wypada Ci pogratulować determinacji.Zważ jednak,iż "depresyjne rzeczy" jak dogmaty i świadectwo świętych to w istocie Bóg w Trojcy Świętej Jedyny. Jeżeli chcesz nad tym dyskutować czy też zmienić opakowanie aby miało większe szanse na wolnym rynku idei rzucasz ręcznik przed walką i sam stajesz się ową "dupą wołową". My świeccy jesteśmy jedynie owcami.Sedno problemu tkwi w masowej apostazji naszych pasterzy,którzy sprzedali się rozmaitym bożkom. To co możemy zrobić to mężnie trwać w tradycyjnej wierze,wychowywać nasze dzieci na gorliwych katolików i modlić się za świętych kapłanów
2 maja 2017, 10:16
Panu Żyśko wymsknęły się następujące słowa: "Jedyna walka jaką Bóg uznaje, to ta o zbawienie człowieka, ale ją stoczył sam, na krzyżu" Św.Paweł w Liście do Efezjan pisze: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” Przykład "twórczości" red.Żyśki uzmysławia nam ważki problem jakim wyrażanie publicznie opinii w temacie wiary przez osoby do tego nie upoważnione. Co zaś się tyczy meritum to faktem jest,iż większość modernistycznej hierarchii już dawno sprzedała się światu czego dowodem jest język który używa, pełen niejasności by nie powiedzieć mętniactwa w rzeczywistości zaś będący wyrazem ich odpadnięcia od wiary.
2 maja 2017, 09:56
Od kilkunastu lat, czyli od początków rewolucji informacyjnej wiadomo, iż zdecydowana większość społeczeństw wychowana w modelach XIXw czy XXw nie poradzi sobie z zupełnie nowym swiatem. Zjawisko "postprawdy" (czy innego słowa klucza) jest o tyle ciekawym, iż potencjalnie obecnie każdą wiadomość da sie prosto zweryfikować. Ale trzeba to chcieć i trzeba to umieć zrobić. Niestety współczesny świat, bazujący na emocjach i emocjonalnym przekazie wyklucza logiczne myślenie a czesto jakiekolwiek myślenie. Szybka emocja, "like it" (lub dislike it), powielenie bzdur - taki dziś panuje model przekazu. Aby to zmienic potrzebna jest zmiana edukacji, ale dzis wazneijsze jest czy szkoła podstawowa ma mieć 6 czy 8 klas. A że cała edukacja opiera sie ma zapamietywaniu wiedzy, to era postprawdy bedzie mieć sie dobrze do czasu, gdy ktoś odkryje nowe słowo klucz.