Czy historia o samobójczyni może edukować?
Serial "Trzynaście powodów" to szansa, by zbliżyć do siebie pokolenia wychowawców i młodzieży. Zachęcam do oglądania go podczas godzin wychowawczych i dyskutowania o nim. To znacznie lepsze niż marnowanie tego czasu na wątpliwej jakości zajęcia integracyjne, które budzą raczej zażenowanie młodzieży niż poczucie traktowania ich na poważnie.
Kilka miesięcy temu Netflix wyprodukował serial, który momentalnie stał się bestsellerem, wzbudzając jednocześnie niemałe kontrowersje. "Trzynaście powodów" to historia śmierci pewnej licealistki. Hannah popełniła samobójstwo, a o powodach, które sprawiły, że targnęła się na swoje życie, opowiada na taśmach magnetofonowych. Zgodnie z jej prośbą trafiają one do trzynastu kolejnych osób, a każda z nich - pośrednio lub bezpośrednio - jest jednym z powodów, dla których to zrobiła. Serial zrealizowano na podstawie książki Jaya Ashera pod tym samym tytułem.
Niebezpieczny?
Mnie również ten serial szybko zachwycił. Od pierwszego momentu byłem pod wrażeniem świetnej pracy kamery, dobrego tematu i przede wszystkim doskonałej muzyki towarzyszącej bohaterom na każdym kroku. Świat przedstawiony był perfekcyjnie dopracowany tak, jak każdy widz chciałby widzieć to zawsze. Początkowo odebrałem film jako znakomity kryminał, ale szybko przekonałem się, że trzeba na niego patrzeć znacznie szerzej i głębiej. Kiedy umieściłem w Internecie pierwszą opinię o tej produkcji, jeszcze świeżą i pełną pozytywnego zaskoczenia, ks. Artur Stopka szybko wrzucił pod moim postem link do materiału, który ostrzegał przed niebezpieczeństwami w związku z oglądaniem tego serialu.
W Stanach Zjednoczonych rodzice wyrażali niepokój w związku z treściami, które ich zdaniem miały zachęcać do samookaleczania się i gloryfikować samobójstwo. Kirsten Douglas z australijskiej organizacji wspierającej osoby z chorobami psychicznymi miała powiedzieć, że film "zakłamuje prawdziwy obraz samobójstw wśród nastolatków". W kilku kanadyjskich szkołach zabroniono nawet rozmawiać o tym serialu. Wszystkie te informacje trudno jednak wprost zweryfikować, gdyż nie podawano w mediach ani nazw rzekomych organizacji i środowisk, ani też konkretnych szkół decydujących się na tak daleko idące kroki. Jedno jest pewne - o serialu mówiło się wszędzie. Można bardzo łatwo odszukać w sieci wypowiedzi wielu gwiazd ostrzegających przed nim, jak choćby córka Michaela Jacksona, która sama przechodziła przez depresję. Swoje obawy wyraziła również Shannon Purser, jedna z głównych gwiazd Netflixa, co nie było bez znaczenia.
Powody, dla których warto
Co takiego jest w tym filmie? Jest w nim dosłownie wszystko - alkohol, seks, sceny gwałtu i najważniejsze: przemoc psychiczna oraz słowna. Być może z perspektywy dorosłych wydaje się, że większość powodów, dla których Hannah odebrała sobie życie, jest błahych. Ale pamiętajmy, że to powody osoby niedojrzałej emocjonalnie, dziewczyny dorastającej w środowisku, o którym dzisiejsi rodzice zbyt wiele nie wiedzą. Psychika każdego z bohaterów nie jest papierową wydmuszką, ale rzeczywistym obrazem, który choć często ociera się o stereotypy, to przedstawia bardzo prawdziwe konstrukcje myślowe w głowach młodych ludzi. Wiele osób może krytykować, że popełniają oni tak głupie błędy, ale w tym jest właśnie prawda, że człowiek w zagrożeniu podejmuje głupie i szybkie decyzje. Nie ma wtedy przed sobą perspektywy całkowitego wyjścia z sytuacji, ale raczej uniknięcia jej. To może się udawać w tej konkretnej chwili, ale ta sprawa będzie się o nas upominać. Takim głosem niedającym spać im po nocach są początkowo tylko dociekliwi rodzice Hanny, którzy szukają sprawiedliwości. W pewnym momencie zaczynają jednak nieśmiało odzywać się w nich także wyrzuty sumienia.
Ciekawa wydaje się również konstrukcja dwóch głównych postaci, czyli Hanny i Claya. Jej opowieść nagrana beznamiętnie na taśmach, tak dopracowana w szczegółach i momentami sceniczna, sprawia wrażenie, że dziewczyna bardzo manipuluje sytuacją. W pewnym momencie miałem w głowie myśl, która nie była też obca jej szkolnym znajomym: "Hannah była przewrażliwiona na swoim punkcie". Jednak gdy dotarłem do końca, zrozumiałem, w jak trudnym położeniu się znajdowała. Przez miesiące zbierała niczym kula śniegowa pozornie nieistotne zranienia. Dwa ostatnie sprawiły, że wszystko to, co wcześniej racjonalnie odrzucała, stało się jej własną winą. Szukała usprawiedliwienia dla gwałtu, którego była świadkiem i którego później też padła ofiarą. Taki proces jest bardzo częsty u ofiar napaści seksualnych. Samobójstwo nie było chwilą słabości, ale decyzją. Nosiła ją przez ostatni tydzień swojego życia, jednocześnie układając w całość wszystkie elementy swojej "winy".
Jedną z kaset zaadresowała do Claya, który był najbardziej sprzeczną wewnętrznie postacią. Chłopak szybko postanawia wymierzyć sprawiedliwość, nie znając wszystkich nagrań. Nawet najdrobniejsze zranienia Hanny ocenia jako powody wystarczające, by mogła się zabić. Robi to, nie znając jeszcze nagrania na swój temat. Wszyscy dookoła upewniają go, że najgorsze dopiero przed nim, że jest winny. Jednak gdy dochodzi do materiału na swój temat, okazuje się, że w perspektywie reszty wydarzeń jego jedyną winą jest to, że nie zauważył, co dzieje się z dziewczyną, w której był zakochany. Umieszczenie go na taśmach pod koniec historii było świadomym zabiegiem Hanny - jego prostolinijność była szansą na ujawnienie całej prawdy, o co wprost nie umiała poprosić. Z drugiej jednak strony Clay bardzo przeżywa to, o czym się dowiaduje. To kolejny dowód na to, że w pewnym wieku przestajemy rozumieć młodych. Odtrącenie jest jednym z największych zranień wśród młodzieży, niezależnie od tego, jakich relacji dotyczy. Pewne jest, że uczucie to potęguje psychoza, w jakiej uczestniczą wszyscy, do których kasety już dotarły. Realizm sytuacji i niewyidealizowany obraz bohaterów to jeden z powodów, dla którego warto sięgnąć po ten serial.
Bardzo mocne jest też przedstawienie scen gwałtu. Tutaj twórcy wykonali kawał dobrej roboty, skupiając się na tym, jak czuje się ofiara. Odarli ten moment ze wszystkich dwuznaczności tak, że przekaz jest jasny - gwałt to zbrodnia nie tylko wobec prawa. Zerwali z fałszywym mitem na temat tego, że można przespać się na imprezie z kimś, kto nie był do końca świadomy tego, co się dzieje. Niezależnie od tego, czy był pod wypływem alkoholu, czy nie potrafił odpowiednio zareagować i był emocjonalnie zblokowany. Nie istnieje coś takiego jak cicha zgoda. Współżycie wymaga jasnego powiedzenia: tak, chcę. Przed każdym odcinkiem, który zawiera drastyczne wydarzenia, jest umieszczona jasna informacja o tym oraz określono, jakiego typu są to sceny. Nie pozwala to oglądać go w nieświadomości i od razu uwrażliwia na tragedię człowieka.
Pokolenie INSTANT
Przemoc psychiczna, a zwłaszcza słowna stały się elementem naszego życia społecznego. Niezależnie od tego, o czym lub o kim mówimy, dookoła nas słychać wyzwiska, argumenty ad personam, odmawianie niektórym grupom ludzi podstawowych praw, wreszcie też szykanowanie i zastraszanie. Wszystko to potęguje również seksualizacja popkultury. W takim środowisku wychowują się nasze dzieci. Nawet jeśli w domu pozostają pod parasolem ochronnym, to nie wiemy, co się dzieje w drodze do szkoły. Dlatego uważam, że w tym serialu nie ma nic nieprawdziwego, choć może się wydawać, że niektóre rzeczy nas w Polsce jeszcze nie dotyczą. To z czasem też przyjdzie.
Dla rodziców i pedagogów ten film jest cennym źródłem wiedzy o dzisiejszym pokoleniu młodzieży i ich psychice. Serial zwraca uwagę na to, co często jest przez nas bagatelizowane. A młodzieńcze traumy potrafią naprawdę stygmatyzować na całe życie. Krzyk, jaki podnieśli amerykańscy rodzice wokół tej produkcji, świadczy natomiast o innym dużym problemie. Nie mają oni wspólnego języka, by mówić z młodzieżą nawet o najprostszych rzeczach. Polegamy na tym, że to kultura i środowisko wychowają nam dzieci. Z pełną odpowiedzialnością za to stwierdzenie muszę przyznać, że jesteśmy pokoleniem INSTANT. Świat ma nam dawać proste rozwiązania. W piramidzie wartości pojawiły się takie zwroty jak: użyteczność, łatwość obsługi czy jednorazowość. Chęć ułatwienia sobie życia doprowadziła nas do momentu, w którym zostawiamy zbyt często wychowanie młodych popkulturze. W ocenie rodziców serial ten jest zbyt skomplikowany, a oni liczyli, że będzie to jasna i czytelna produkcja, która załatwi za nich rozmowę o prześladowaniu rówieśniczym.
Mówię to także z perspektywy osoby, która sama niedawno przeszła depresję i była poddana leczeniu. Podczas choroby borykałem się z różnymi problemami postrzegania świata i codziennych sytuacji. Dlatego nie przekonuje mnie argument, że "Trzynaście powodów" gloryfikuje samobójstwo i zachęca do samookaleczania się. Mi pomógł nazwać pewne rzeczy, jeśli chodzi o procesy myślowe i przeżycia wewnętrzne. Nie polecałbym oglądania go w samotności osobom w złym stanie psychicznym - mam na myśli coś więcej niż chandrę z powodu złego dnia. Ale też nie demonizowałbym serialu. Dla mnie okazał się wartościowy, ale też dobrze wiem, że potrafię mieć dystans do tego, co serwuje mi popkultura.
Szansa na dotarcie do młodzieży
Uważam, że "Trzynaście powodów" jest bardzo potrzebnym serialem. Powinien on zbliżyć do siebie pokolenia wychowawców i młodzieży. Zachęcam do oglądania go podczas godzin wychowawczych i dyskutowania o nim. Ten film wciąga i przez to zainteresowanie jest w stanie skupić uwagę młodych ludzi nastawionych na bodźce. To znacznie lepsze niż marnowanie tego czasu na wątpliwej jakości zajęcia integracyjne, które budzą raczej zażenowanie młodzieży niż poczucie traktowania ich na poważnie. A oni wychodząc z klas, mają swoje problemy i swoje prześladowania. Być może rozmowa i jasne napiętnowanie przemocy, posługując się językiem wyrazu artystycznego, który do nich przemawia, uratują czyjeś życie.
W odpowiedzi na zarzuty rodziców twórcy serialu przygotowali jeszcze jeden odcinek "Beyond the Reasons". Aktorzy, producenci i psychiatrzy tłumaczą w nim wszystkie decyzje podejmowane przez bohaterów, ale mierzą się też z samym problemem i przygotowaniem psychologicznym do odgrywania tak drastycznych scen, które momentami przyprawiają o mdłości. Zdradzają również, że starali się pokazać tragizm sytuacji, nie operując obrazami, które mogłyby wywołać choć cień wątpliwości, że taki obraz seksualności jest pociągający. Zależało im, aby zachować intymność i dyskrecję zamiast wulgarności i nagości, którą spotyka się już prawie wszędzie. Może za sprawą tych zabiegów i świadomości wszystkich zaangażowanych w produkcję udało się o wiele bardziej zwrócić uwagę młodych na to, że seksualność człowieka zasługuje na szacunek i ma swoje konsekwencje. Że nie jest kolejnym produktem, po który można sięgnąć, zużyć i wyrzucić.
Szymon Żyśko - redaktor DEON.pl, grafik, prowadzi autorskiego bloga "Pudełko NIC"
Skomentuj artykuł