Czy to grzech, że naciągam ludzi?
"Najważniejsze, że jest praca". To jedno ze zdań, które od kilku lat często słyszę podczas tzw. odwiedzin duszpasterskich, czyli tradycyjnej kolędy. Często słyszę też o utracie pracy i szukaniu nowej.
"Wszystko jedno jaka, byle była, byle nie za minimalną stawkę, bo na czynsz, prąd i jedzenie trzeba jakoś zarobić".
Ci, którzy mają pracę, poza nielicznymi wyjątkami, niechętnie o niej mówią. Niejednokrotnie nawet we własnym gronie unikają tematu, poza tym, co konieczne. Praca jest dla nich tylko sposobem zdobywania środków na przeżycie.
Nie jest źródłem spełnienia, nie mówiąc już o satysfakcji. Podstawowym celem jest jej nie stracić. Nawet za cenę daleko idących kompromisów. Także moralnych. Również za cenę utraty godności. Upokorzenia.
W krótkim czasie przeprowadziłem dwie, wydawałoby się podobne, rozmowy. Liczący ponad pięćdziesiąt lat pracownik firmy zajmującej się pośrednictwem kredytowym ściszonym głosem opowiadał o naciskach ze strony pracodawcy, który zmusza go do przedstawiania klientom niezbyt korzystnych dla nich ofert w taki sposób, aby nie orientowali się, że mogą łatwo wpaść w pułapkę.
"Nasza sąsiadka zza ściany padła ofiarą czegoś takiego. Ma dziś do spłacenia kilkadziesiąt tysięcy. Na szczęście w innej firmie. Próbuję jej pomóc się z tego wyplątać, ale to nie takie proste. Poza tym muszę uważać, żeby nikt nie zauważył, że się w to angażuję, bo z pewnością bym wyleciał z pracy" - mówił. "Czy to grzech, że naciągam ludzi? Nie chcę tego robić, ale przecież muszę gdzieś pracować. Czuję się jak szmata" - dodał po chwili.
Drugi rozmówca był znacznie młodszy. Niedawno skończył studia. Dzięki znajomościom rodziców znalazł zatrudnienie w banku. Też zajmuje się pożyczaniem pieniędzy. "Sprzedaję kredyty" - informował krótko. "We frankach?" - pytałem zaczepnie. W odpowiedzi otrzymałem wykład na temat odpowiedzialności kredytobiorców za własne decyzje.
"Nikt ich nie zmuszał" - mówił pracownik banku z pełnym przekonaniem. Opowiedziałem więc o telefonie z propozycją bardzo ryzykownych przedsięwzięć finansowych, jaki kilka miesięcy otrzymał z banku jeden z moich znajomych.
"Kto nie ryzykuje, szampana nie pije" - zripostował mój rozmówca. Zapytałem o dylematy moralne w pracy. "Gdzie ksiądz żyje? To jest walka. Tu nie ma miejsca ani czasu na jakieś moralne dyrdymały" - wyrecytował podniesionym głosem, jak wyuczoną lekcję i nagle umilkł. Na pytanie, czy może sobie spojrzeć w oczy w lustrze, nie odpowiedział. Obecni przy rozmowie jego rodzice zmienili temat. Podsunęli talerz z ciastem.
Nie trzeba pracować w finansach, żeby mieć poczucie utraty godności w pracy. Pracownica sieci supermarketów, która opowiadała mi o nieuczciwych działaniach, w których musi brać udział, powiedziała, że "czuje się upodlona", ponieważ musi stosować w życiu podwójne standardy, inne w domu, w wychowaniu dzieci, a inne w pracy. "Zresztą, jaki sens ma uczenie dzieci uczciwości, skoro to im w życiu tylko będzie przeszkadzać?" - zamyśliła się.
Kilka tygodni po wyborze na Następcę św. Piotra papież Franciszek mówił w katechezie o godności pracy ludzkiej. "Praca jest kluczowym elementem godności osoby. By posłużyć się obrazem, praca ‘namaszcza’ nas godnością, napełnia nas godnością; czyni nas podobnymi do Boga, który pracował i pracuje, nieustannie działa" - wyjaśniał. Nie mówił niczego nowego. O godności pracy wielokrotnie przypominał św. Jan Paweł II.
W połowie stycznia br. Franciszek zwrócił uwagę na coś jeszcze. Podczas audiencji dla 6 tys. przedstawicieli katolickich organizacji pracowniczych Włoch zaapelował o nowy humanizm pracy.
"Potrzebujemy nowego humanizmu pracy, gdyż żyjemy w epoce wyzysku pracowników - czasie, w którym praca nie jest tak naprawdę w służbie godności ludzkiej, ale jest pracą niewolniczą! Potrzebujemy nowego humanizmu pracy, gdzie w centrum stoi człowiek, a nie zysk, gdzie gospodarka służy człowiekowi, a nie posługuje się człowiekiem!" - stwierdził z naciskiem. Wskazał, że w miejscu pracy i w ogóle w każdym środowisku trzeba przeprowadzić "reedukację ku uczciwości". "Oszustwa i szwindle są niegodne człowieka, serce powinno być od nich wolne" - przypomniał.
Był czas, że Kościół w Polsce bardzo dużo uwagi poświęcał ludziom pracy, przypominając o ich godności i wolności. Czy temat stracił aktualność? Myślę, że wręcz przeciwnie.
Skomentuj artykuł