Dlaczego nie modlę się o nawrócenie Rosji
Od ponad stu lat mówiono o nawróceniu Rosji. Cytowano przepowiednie zapewniające, że dumne mocarstwo zwróci się wreszcie do Boga. Papież poświęcił narody Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi 7 lipca 1952 roku. Niecałe czterdzieści lat później cieszono się myśląc, że upadek Związku Radzieckiego to jest właśnie to, ale z kondycją chrześcijaństwa w rosyjskich rodzinach było tylko gorzej. Dalej na całym świecie nie ustają modlitwy o nawrócenie Rosji. Ja dzisiaj modlę się o jej opamiętanie.
Z punktu widzenia Ewangelii można nawrócić się doświadczając Bożej miłości, a uświadamiając sobie możliwość wiecznego potępienia, można się najwyżej opamiętać. Nie stać mnie na gesty miłości wobec zwolenników moskiewskich władz i żarliwą modlitwę serca, by dostąpili łaski nawrócenia, a tym samym cieszyli się nagrodą w niebie. Natomiast chętnie bym ich postraszył konsekwencjami tego, co robią. Bo kto sieje wiatr – jak mówi prorok Ozeasz – zbierze burzę (Oz 8,7).
Ostatnio nuncjusz apostolski na Ukrainie ponowił apel, by modlić się o nawrócenie Rosji. Modlitwa za kogoś zakłada życzliwe nastawienie i pragnienie, by Bóg temu komuś błogosławił i okazał swoją bezwarunkową miłość. Zbyt słaba jest moja wiara, abym mógł autentycznie prosić Boga, aby obdarował swoją miłością zbrodniarzy dając im szczęście, które w Bogu jest zawsze wieczne. Nie odmawiam im prawa do nawrócenia, jak biblijny Jonasz mieszkańcom Niniwy, ale będę wystarczająco usatysfakcjonowany, jeśli przynajmniej opamiętają się.
Być może ci, którzy modlą się o nawrócenie Rosji też mają raczej na myśli jej opamiętanie. Jeśli jednak potrafią zwrócić się do Boga w intencji moskiewskich oprawców z sercem przepełnionym miłością do tych, którzy zadają tak wiele bólu ludności ukraińskiej, zdejmuję przed nimi czapkę z głowy. To heroizm, na który jeszcze mnie nie stać.
Trudno rozmawia się o przebaczeniu z ofiarami wojny na Ukrainie. Stracili swoje domy i nierzadko najbliższych, żyją w ciągłym lęku spędzając nieraz całe noce w schronach. Jeśli przebaczyć jest trudno, to co dopiero modlić się o nawrócenie dla katów. Konsekwencją bowiem nawrócenia jest miłość do Boga i wieczne zbawienie. „Ani oko nie widziało ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9).
Każde chrześcijańskie nawrócenie zaczyna się od doświadczenia ogromu Bożej miłości, które prowadzi najpierw do uświadomienia sobie swoich grzechów, do szczerego żalu za uczynione zło i do zadośćuczynienia, a potem do wdzięczności Bogu i do uznania Chrystusa za swojego Pana i Zbawiciela. Widziałem wiele zapłakanych twarzy grzeszników, którzy dziękowali Bogu, że ich odnalazł i obdarzył prawdziwym szczęściem. Nie powiem, bym nie pragnął być świadkiem przemiany rosyjskiego zbrodniarza płaczącego gorzkimi łzami nad mogiłami zamordowanych. Z trudem jednak przychodzi mi w to wierzyć. Jeśli macie tak samo, módlmy się razem słowami apostołów: Panie, „przymnóż nam wiary” (Łk 17,5).
Nie łatwo jest będąc księdzem przyznać się do małej wiary, a jeszcze trudniej przezwyciężyć zakłopotanie, gdy myśląc o rajskich ogrodach nie chciałbym zobaczyć tam niektórych twarzy. Któż wie, czy uda się Bogu zbawić wszystkich? Jeśli się jednak uda, to jak wiele będzie musiało się zmienić w nas, którzy nikogo nie zabiliśmy. Na wszelki więc wypadek nie modlę się o nawrócenie moskiewskich zbrodniarzy, nie byłaby to szczera modlitwa, lecz proszę Boga, by się opamiętali.
Skomentuj artykuł