Dostojewski, myślenie życzeniowe i błędna polityka Watykanu
Polityka Stolicy Apostolskiej wobec Rosji i Ukrainy jest błędna, niesprawiedliwa i nieadekwatna. I nie są tego w stanie zmienić kolejne deklaracje Franciszka, który próbuje przekonywać, że lepszej i bardziej ewangelicznej prowadzić się nie da.
To, że sam papież i jego najbliższe otoczenie zachwycone jest własną politykę, jest dość oczywiste. Kolejne papieskie deklaracje i wypowiedzi tylko to potwierdzają. Kłopot jest tylko taki, że rzeczywistość ma się nijak do owych deklaracji. Ukraińscy grekokatolicy, którzy złożyli gigantyczną daninę krwi i cierpienia w czasach Związku Sowieckiego, o papieżu Franciszku mówią z coraz większą goryczą, coraz krytyczniej spoglądają na papieża także Polacy, a korzyści z takiej polityki nie widać. Putin nie spotkał się z papieżem, Cyryl idzie w kierunku coraz bardziej pogańskiego i militarystycznego myślenia, a związana z papieżem bardzo blisko Wspólnota Świętego Idziego włącza się w prorosyjskie działania i uczestniczy w protestach przeciwko przekazywaniu Ukrainie broni koniecznej do obrony.
I zapewnienia, że jest ona bardzo dobra, które pojawiają się co jakiś czas (tym razem podczas konferencji prasowej w czasie podróży powrotnej z Bahrajnu) wcale tego nie zmieniają. Warto się jednak w nie wsłuchać, bo za każdy razem słyszymy nowe elementy, które sprawiają, że polityka papieska i jej fundamenty stają się lepiej zrozumiałe. Tym razem papież oznajmił, że tej wojny nie prowadzi naród rosyjski, ale „żołnierze, najemnicy”. Skąd taka teza? Otóż sam papież przyznał, że „woli tak myśleć”, bo „szanuje naród rosyjski”. „Dostojewski dalej nas inspiruje” - mówił. Chwilę potem apelował zaś do dziennikarzy, by byli pacyfistami i przekonywał, że „największym nieszczęściem na świecie jest produkcja broni, to coś strasznego”.
Ta krótka prezentacja wypowiedzi, niestety, ujawnia brak realizmu założeń, na których zbudowane jest papieskie myślenie, a co za tym idzie watykańska polityka. Po pierwsze to nie najemnicy (którzy też tam się pojawiają), ale właśnie naród rosyjski prowadzi tę wojnę. Od roku 2014, gdy ją wypowiedziano, Rosjanie w ogromnej większości popierali działania wojenne, a teraz - jeśli coś im się nie podoba (bo nawet trudno powiedzieć, by masowo przeciwko czemuś protestowali) - to fakt, że są one mało skuteczne, że defilada w Kijowie jeszcze się nie odbyła, że rzekomi „naziści” jeszcze w Ukrainie rządzą. Ogromna większość Rosjan, nawet jeśli nie podoba im się, że teraz powołano ich bliskich do wojska, nie uznaje prawa Ukrainy do samodzielnego bytu i podziela imperialistyczne myślenie Putina. Taka jest rzeczywistość i Dostojewski nie jest w stanie tego zmienić.
Po drugie zaskakuje to, że papież wprost przyznaje jakie są źródła jego myślenia. Otóż, ni mniej ni więcej, tylko papież „woli tak myśleć”. Tyle, że za rozeznanie polityczne odpowiadają nie emocje, ale fakty. A te są takie, a nie inne. I wreszcie kwestia Dostojewskiego. Tak się składa, że jego uważna lektura, obejmująca nie tylko najważniejsze powieści, ale także publicystykę, skłania do przekonania, że poza „głębokim humanizmem” znajdziemy u niego także rosyjski imperializm, antyzachodnie przekonania, które leżą u podstaw agresywnej polityki Rosji itd. Lektura „Biesów” zaś także nie skłania raczej do naiwnego myślenia o polityce, ani o Rosji.
Nie jest także prawdą, że za wojny odpowiadają producenci broni. Oni produkują ją, bo jest na nią popyt, a popyt jest dlatego, że - po grzechu pierworodnym - w ludzką naturę wpisana jest agresja, chęć pokonania innych, które łatwo przeradzają się w wojny. Antropologia chrześcijańska nie jest naiwna, nie ma w niej przekonania, że gdyby nie broń, to byśmy byli lepsi, nie ma w niej miejsca na przekonanie, że wszyscy mogą być pacyfistami. Tak nie jest i nigdy nie będzie. Wojsko, broń, wojna sprawiedliwa są wpisane w naszą rzeczywistość. Udawanie, że jest inaczej, jest opowiadaniem bajek, a nie głoszeniem Ewangelii. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że te naiwne opowieści służą najbardziej tym, którzy przemoc stosują, którzy niszczą słabszych, którzy mordują. Jeśli za zło odpowiadają „najemnicy” i „producenci broni”, to realnie wypowiadający wojnę Rosjanie mogą być nadal uważani za ofiary i prawdziwych humanistów. Ale oni nimi nie są.
Skomentuj artykuł