Drugi Synod i papież Franciszek. Zaczynamy!

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Synod Biskupów poświęcony rodzinie, który właśnie się rozpoczyna w Watykanie, to przedostatni akt procesu, który można nazwać autorskim projektem Franciszka. Papież zaangażował się w to przedsięwzięcie maksymalnie, rzucając na szalę cały swój autorytet.

Z tego powodu moim zdaniem jednak należy się spodziewać, że efektem końcowym - zawartym zapewne w późniejszej adhortacji apostolskiej - będą konkretne propozycje reformatorskie.

DEON.PL POLECA

Trzeba tu zaznaczyć, że cała ta historia nie ma absolutnie znamion forsowania czegoś na siłę przez jednego człowieka. To element szerszej wizji pontyfikatu kardynała z Argentyny. Skoro wierzymy, że w konklawe działa i ludzka siła decyzyjna całego Kościoła rzymsko-katolickiego, i boska moc Ducha Świętego, to musimy zawierzyć, że ta konkretna osoba otrzymała misję, od której nie może się uchylić. A były arcybiskup Buenos Aires - skoro już mu tę misję powierzono - stara się z obowiązku wywiązać najlepiej, jak potrafi i zgodnie z duchowością, którą od dekad żyje.

Jezuickie rozeznanie

Duchowość ta kładzie nacisk na gruntowne rozeznanie. Stąd całego tego pomysłu jezuita z krwi i kości nie zamknął w jednym synodzie o tematyce rodzinnej - czyli tak, jak to do tej pory bywało - lecz zaplanował bezprecedensowe kilkuetapowe działanie na skalę globalną, angażujące maksymalną liczbę katolików na świecie i wszystkie lokalne wspólnoty.

Przypomnijmy: zaczęło się w październiku 2013 roku od rozesłania pierwszych ankiet. Te wywołały mniejsze lub większe działania poszczególnych episkopatów oraz laikatu. Potem był słynny konsystorz kardynałów, na którym m.in. kard. Walter Kasper wygłosił swój słynny referat o możliwym dopuszczeniu do Komunii św. osób rozwiedzionych i żyjących nowych związkach (nie wszystkich i pod konkretnymi warunkami).

Następnie mieliśmy kolejno: przygotowanie obszernego "Instrumentum laboris", burzliwy synod nadzwyczajny z dokumentem końcowym przed rokiem, kolejne ankiety, kolejne "Instrumentum laboris", a teraz rozpoczął się synod zwyczajny. No i można się jeszcze spodziewać adhortacji.

Tu podkreślmy raz jeszcze. To nie jest "widzimisię" przypadkowego człowieka. Kard. Bergoglio mówi otwarcie, że reforma Kościoła nie jest dla niego tylko projektem, lecz doświadczeniem duchowym. A wobec rozpisanego tak precyzyjnie procesu synodalnego zaświadcza, iż "jest to długa droga, jaką Kościół musi przebyć. Proces, którego pragnie Pan" (wywiad dla "Corriere della Sera").

Między synodami

Aby spojrzeć ze zrozumieniem na rozpoczęte w niedzielę wydarzenie, trzeba też naświetlić kilka spraw, które wydarzyły się pomiędzy synodami i które bez wątpienia będą rzutowały na tegoroczne obrady. Po pierwsze chodzi o niespodziewane ogłoszenie rocznego Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia.

Co prawda rozpocznie się on dopiero po zakończeniu watykańskiego zgromadzenia, ale przygotowania na skalę światową od kilku miesięcy idą już pełną parą, co też pokazuje jaki akcent chce w ten sposób podkreślić Franciszek.

W symbolicznej "wojnie" między sprawiedliwością a miłosierdziem papież staje wyraźnie po stronie tego drugiego. Naturalnie nie po to, by zapomnieć o pierwszym, ale by wyryć w świadomości ludzi Kościoła, że bez miłosierdzia sprawiedliwość staje się czymś nieludzkim.

Druga rzecz, to silnie dyskutowana w wielu kręgach kościelnych i na nowo odkryta w tych miesiącach adhortacja "Familiaris consortio". Błyskotliwy dokument autorstwa Jana Pawła II okazał się niespodziewanie proroczy, wyprzedzający swoje czasy. Dziś jest przywoływany zarówno przez katolickich progresistów jak i konserwatystów.

To tam już w 1981 roku czytaliśmy o "prawie stopniowości" (czego nie można utożsamiać ze stopniowością prawa), które mocno było dyskutowane podczas pierwszego synodu. Zauważono też, że jeśli mówić o rewolucyjnych zmianach dotyczących Komunii św. i rozwodników, to ich pionierem był właśnie polski święty papież.

Przedtem rozwód i wejście w nowy związek całkowicie zamykało drogę do Eucharystii. Wspomniany dokument stworzył jednak furtkę - czyli warunek pożycia jak brak z siostrą - która złamała wielowiekową regułę. Tu więc należy szukać źródeł rewolucji.

Franciszek ma zatem pełne prawo rozważać wraz z biskupami całego świata, czy ta reforma Jana Pawła II nie powinna być w jakiś sposób kontynuowana.

I trzecia sprawa, najbardziej zaskakująca. Podczas pierwszego synodu wiele mówiono o konieczności zreformowania procedury orzekania o nieważności sakramentu małżeństwa. Wokół tego problemu pojawiła się naturalnie opozycja, ale konsensus hierarchów był poważny, na pewno większościowy, co zostało potwierdzone w końcowym "Relatio".

Spodziewano się więc, że po drugim synodzie dojdzie do zmian, które staną się jednym z owoców całego procesu zainicjowanego przez Franciszka. A tu nagle papież dokonał tych zmian już teraz, nie czekając na kolejne zgromadzenie. Ta decyzja niewątpliwie będzie dyskutowana (i krytykowana) w auli synodalnej. Będzie to miało jeszcze inne implikacje, o których napiszę za chwilę.

Kluczowi są biskupi umiarkowani

Wszystkie te sprawy poparte wieloma innymi gestami obecnego biskupa Rzymu będą rzutowały na rozpoczęte obrady. I powiedzmy od razu: tak, ten synod będzie z pewnością równie gorący jak poprzedni. Będą ścierały się frakcje bardziej reformatorskie i konserwatywne. Ale nie bójmy się tego. Nie bójmy się też niekontrolowanych przecieków do mediów. Zaufajmy Franciszkowi, że jego rozeznanie takiej, a nie innej metody prowadzenia Kościoła przyniesie mimo wszystko więcej korzyści niż strat.

Ale tak naprawdę wszystko będzie zależało od biskupów umiarkowanych, których jest większość. To oni wysłuchają różnych opinii, czasem wręcz skrajnych i potem, po osobistym rozeznaniu, będą musieli zdecydować, co jest ich zdaniem najlepsze dla Kościoła XXI wieku.

Stąd tak ważne będą wystąpienia postaci sztandarowych dla różnych obozów oraz charyzmatycznych liderów nie dających się nigdzie zakwalifikować. Oni bowiem mogą jednych pociągnąć, a innych odstraszyć, jednych przekonać, innych zniechęcić.

Wielu więc będzie uważnie obserwować głosy takich hierarchów jak: kard. George Pell, kard. Walter Kasper, kard. Christoph Schönborn, kard. Gerhard Müller, kard. Seán O'Malley, kard. Antonio Tagle, kard. Wilfrid Napier, kard. Vincent Nichols, kard. Angelo Scola, kard. Reinhard Marx, kard. Robert Sarah czy abp Victor Manuel Fernández.

Niektórzy obserwatorzy zwracali uwagę na fakt, że po burzliwych obradach sprzed roku wiele konferencji episkopatów wybrało swych przedstawicieli na kolejne zgromadzenie w kluczu raczej konserwatywnym. Przykładem są reprezentacje Polski i USA. Ale papież dostrzegł to przesunięcie i doprosił z własnego wyboru biskupów umiarkowanych oraz nastawionych reformatorsko. Choć trzeba i tu poczynić uwagę, że w gronie osobistych wybrańców Franciszka są również konserwatyści, co po raz kolejny dowodzi, iż obecnego biskupa Rzymu nie można posądzać o sprzyjanie jednej tylko grupie.

Sporne tematy i wybór strategii

Naturalnie wrócą też gorące tematy sprzed roku. Im zaś towarzyszyć będą te sprowokowane przez wydarzenia spomiędzy synodów. Czy pod konkretnymi warunkami pozwolić niektórym osobom żyjącym w kolejnych związkach na przystępowanie do Komunii św.? Czy krok taki dotyczy tylko zmiany praktyki duszpasterskiej, czy już godzi w nierozerwalność małżeńską, która jest elementem doktryny? Czy mówić o pozytywnych elementach obecnych w stałych związkach niesakramentalnych, jako o stopniach na drodze do wzrastania ku Bogu?

Czy dowartościować stałe związki homoseksualne jako lepsze niż te luźne i przelotne znajomości? Czy taki pozytywny język duszpasterski wprowadzić na miejsce starego, bardziej legalistycznego i rygorystycznego? Czy nie będzie to nieformalną i niezamierzoną zachętą do pozostawania w sytuacjach nieunormowanych? Czy stosowanie priorytetu miłosierdzia winno stać się centralną osią działania Kościoła XXI wieku? Czy nie rozmaże to zasad sprawiedliwości?

Czy zreformowanie i uproszczenie procedur orzekania o nieważności sakramentu małżeństwa przyjdzie katolikom z pomocą, czy też wręcz przeciwnie - jak niektórzy wskazują - będzie sprzyjało "mentalności rozwodowej"?

Te wszystkie pytania z pewnością padną wielokrotnie. Jednocześnie będzie toczył się spór o to, czym biskupi winni się na synodzie zajmować: umacnianiem rodziny czy przypadkami trudnymi. Ta opozycja wydaje się nośna i medialna, ale w rzeczywistości jest mocno myląca. Przecież ci, którzy chcą szukać rozwiązań dla sytuacji skomplikowanych lub wprost grzesznych nie robią tego po to, by rodzinę osłabiać. Oni zwyczajnie obok rodzin tradycyjnych dostrzegają rosnący masowo i stale proces redefinicji tradycyjnej rodziny, który odbywa się pomimo wielkiej pracy Kościoła. Można starać się go zatrzymać, ale jednocześnie trzeba też szukać dróg dla tych, którzy nie mieszczą się już w tradycyjnych schematach.

Stąd jednym z głównych tematów tych obrad będzie wybór strategii dla Kościoła XXI wieku: czegoś pomiędzy oblężoną twierdzą, do której nie ma już powrotu, a naiwnym dostosowaniem się do nowego świata. Synod musi wyznaczyć kierunek, bo sami biskupi przyznają (jak np. u nas bp Grzegorz Ryś), że tradycyjnie pojęte duszpasterstwo doszło już do ściany, a odpływ wiernych nadal postępuje. Ale przyznajmy też otwarcie: nikt dziś nie wie, jaka strategia na dziś okaże się za kilka, kilkanaście i kilkadziesiąt lat skuteczna. A trzeba coś zdecydować. Tu widać ogromną odpowiedzialność i prawdziwą wagę tego procesu synodalnego zapoczątkowanego przez Franciszka.

Już widać zmiany

Na początku tego wyjątkowego wydarzenia powiedzmy też, że już teraz widać kierunki, które wydają się być przesądzone. Bez wątpienia zostanie postawiony ogromny akcent na konieczność wydłużenia i pogłębienia okresu przygotowania do małżeństwa. Kościół od wielu lat rozeznawał co jest lepsze: łatwy dostęp do sakramentu, by nie odstraszać młodych, czy też postawienie twardych warunków, nawet kosztem odstraszenia tych mniej zdeterminowanych. Doświadczenie pokazuje jednak, że związki zawierane bez odpowiedniego przygotowania szybciej się rozpadają. Będzie więc trudniej, ale z nadzieją, że ci, którzy się zdecydują i przejdą należną formację, wytrwają w miłości, którą sobie przyrzekają.

Można też spodziewać się, że synod po raz kolejny dowartościuje duszpasterstwa związków niesakramentalnych. Jak wiemy z polskiego podwórka samo ich istnienie jest dla wielu katolików problemem. Kościół uznaje jednak, że lepiej jest takim rodzinom towarzyszyć z bliska i jeśli nawet nie da się zmienić ich sytuacji, to starać się prowadzić w drodze rozwoju i nawrócenia. Zauważmy tu, że tuż po pierwszym synodzie w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski po raz pierwszy w historii na zaproszenie abp. Stanisława Gądeckiego zebrali się nasi duszpasterze związków niesakramentalnych. Można przewidywać, że rozwój tych formacji i u nas zostanie wsparty autorytetem biskupów, z zachętą do ich propagowania.

Piękno rodziny i sytuacje kruchości

Gdy stoimy u początku drugiego synodu, można by obecną sytuację określić jako napięcie pomiędzy (nadmiernymi) oczekiwaniami jednych, a (nadmiernymi) obawami drugich. Jeśli chodzi o obawy, to warto przywołać słowa Franciszka wypowiedziane podczas sobotniego czuwania. Wezwał wtedy do modlitwy "aby rozpoczynający się jutro synod potrafił przywrócić pełnemu obrazowi człowieka doświadczenie małżeństwa i rodziny; by uznał, docenił i zaproponował to, co w nim jest piękne, dobre i święte".

To jest główny cel tego zgromadzenia. I nieprzypadkowo w centrum synodu znajdzie się wyjątkowa uroczystość. 18 października błogosławieni rodzice Małej Tereski, Ludwik i Zelia Martin, zostaną ogłoszeni świętymi. Tym samym staną się pierwszymi kanonizowanymi małżonkami w dziejach Kościoła, którzy nie byli męczennikami. Wydarzenie to jasno pokazuje perspektywę ideału, do którego chce synod zachęcać.

Ale tuż obok jest i inny cel watykańskich obrad. Papież w tym samym wezwaniu z czuwania prosi o modlitwę "by [synod] poświęcił uwagę sytuacjom kruchości, które stawiają ją w obliczu prób: ubóstwa, wojny, choroby, śmierci bliskich, poranionych i chaotycznych relacji, z których rodzą się trudności, urazy i porażki; by przypominał tym rodzinom, jak i wszystkim innym rodzinom, że Ewangelia jest nadal Dobrą Nowiną, od której trzeba zacząć". Raz, że zostało tu mocno przypomniane, iż sytuacje nieregularne nie zawsze wynikają z wolnego wyboru człowieka, bo może je spowodować wiele zewnętrznych czynników. A dwa, że i tym ludziom Kościół ma obowiązek niesienia Dobrej Nowiny. Natomiast w jaki konkretnie sposób, to jest właśnie pytanie do ojców synodalnych.

Będą niespodzianki

Natomiast co do oczekiwań, to mocno trzeba je studzić, ale według mnie Franciszek jeszcze nas zaskoczy. Wracam tu do niespodziewanego ruchu zreformowania procesu orzekania o nieważności sakramentu małżeństwa. Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że frakcja konserwatywna tak się przygotowywała do drugiego synodu, by jedyną istotną reformą, która stanie się owocem obrad, była ta właśnie kwestia. Na tyle byliby w stanie się zgodzić. Ale pamiętając, że już pierwszy synod dał zielone światło temu procesowi, powstawałoby pytanie, po co właściwie jest drugi, skoro i tak w kwestii poważniejszych zmian już "wszystko pozamiatane".

Papież najwyraźniej dostrzegł to niebezpieczeństwo i zdecydował się na manewr uprzedzający. Dokonał reformy nie czekając na tegoroczne dyskusje, ale mając za sobą silny mandat z roku poprzedniego. Tym samym oczyścił pole i dał biskupom sygnał, iż od uczestników drugiego synodu chce wymagać maksymalnego zaangażowania oraz otwarcia na dyskusję i Ducha Świętego.

Naturalnie nikt dziś nie wie, do czego konkretnego to doprowadzi. Ale widząc determinację Franciszka oraz fakt, iż inicjując ten synodalny proces, rzucił na szalę cały swój papieski autorytet, można spodziewać się otwartych i burzliwych obrad, a potem odważnych decyzji.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Drugi Synod i papież Franciszek. Zaczynamy!
Komentarze (61)
KM
Katarzyna Michalska
8 października 2015, 23:23
Skopiowanie słowa "zaczynamy" z pierwszego wystąpienia Prezydenta Andrzeja Dudy nie nada wypowiedzi pańskiej, panie Sawicki, tonu wypowiedzi mędrca :) Jak zwykle tekst jałowy jak jałowy jest piach na plaży.
PP
Piotr Polmański
9 października 2015, 14:36
A czy ty TajemniczaJegomość nie jesteś już wyjałowiona ?
MS
Michał Sybirak
7 października 2015, 00:10
„ Na najbliższym Synodzie biskupów masoneria kościelna i iluminaci będą chcieli wprowadzić wiele niekorzystnych zmian w Moim Kościele. W czasie trwania obrad Synodu będą chciały uderzyć na Watykan siły Islamu. Chcą oni dokonać rzezi na wszystkich obecnych w Watykanie kardynałach i biskupach. Na waszych oczach może zrealizować się przepowiednia z przed 80 lat, która mówi, że zginie większość biskupów i kardynałów, a biskup w białej sutannie uciekać będzie po trupach kardynałów (Benedykt XVI?). Módlcie się, aby złagodzić te wszystkie wydarzenia, aby wyprosić umierającym biskupom i kardynałom łaskę zbawienia. Sąd nad nimi będzie zewszechmiar sprawiedliwy. Módlcie się o ich nawrócenie, by jak najwięcej z nich uratować od piekła, nawet w ostatniej chwili.” (ŻP 25 wrzesień 2015r. Przekaz nr 695) http://urbietorbi-apokalipsa.net/pl/bl/2015-09-27-inwazja.html#a10
6 października 2015, 14:18
"jest to długa droga, jaką Kościół musi przebyć. Proces, którego pragnie Pan" papież Franciszek Pan, który właśnie tego pragnie nazywa się Bergoglio.
KP
Karolina Podolska
7 października 2015, 20:24
Śmieszno czy straszno? Jedno i drugie? Przedstawiciele LGBTQ Schonborn i Burke podzielili się rolami i toczą udawany spór. Kabaret to czy tragedia przekonamy się niebawem.
8 października 2015, 09:39
Otóż to. Kto nie dostrzega, że to właśnie udawany spór, kabaret, ten daje się temu zaabsorbować, a to ścieżka do nikąd. Spokój zawsze najmilej widziany. :)  
PP
Piotr Polmański
6 października 2015, 10:48
Bardzo dobry artykuł. Polecam uważnej lekturze ..:)
PP
Piotr Polmański
6 października 2015, 10:18
@piotr_slowinski, powiedz to Papieżowi i wiekszosci biskupów, ktorzy już w ubr na I-szej części tego Synodu głosowali za zmianami. Zresztą przed Soborem II Watykańskim, były pododbne obawy i co ? Po 50 latach Kościół katolicki jest w głębokim kryzysie i Papież to widzi i dlatego podejmuje trud odnowy. Nikt nie zmienia Dekalogu, ale zmianie musi uleć język, którym Kościół się posługuje. Czy dziś Kościół idzie drogą upokorzenia, pokory, uniżenia, aby słuzyć ?
6 października 2015, 10:53
> przed Soborem II Watykańskim, były pododbne obawy i co ? Po 50 latach Kościół katolicki jest w głębokim kryzysie Sam Pan sobie odpowiada jakie są rezultaty tych "reform", ale powiązanie przyczyny ze skutkiem dla fanatyków oddanych własnym wizjom nie zachodzi.
PP
Piotr Polmański
6 października 2015, 11:27
Przeciez obecny kryzys wiary, wartości i rodziny, to nie efekt refom Soboru, bo ten całkowicie otworzył się na człowieka. Kryzys dziś, to skutek tego, że przez dziesieciolecia Kościół hierarchiczny odchodził od języka miłości i miłosierdzia Bożego, na rzecz moralności przykazań i zakazów. To nie był język w pełni afirmujący nauczania Chrystusa. To był język skupiający sie na aspektach negatywnych wiary. To był język stawiający na pierwszym miejscu obronę swych interesów uwarunkowanych historyczną przeszłością, to był język przemawiający zdecydowania pouczająco, a nie wpółczująco. W Polskim Kosciele katolickim, to był i nadal jest język podziału, nie przemawiający, moim zdaniem z wnętrza wspólnoty. To nie jest język, który traktuje człowieka, każdego bliźniego jako drogę Kościoła. 
6 października 2015, 13:49
Bzdura. Skoro Kościół rzekomo "odchodził od języka miłości i miłosierdzia Bożego" zatem przedtem był bliżej. Powstaje oczywiste pytanie kiedy zatem "był bliżej" - w Średniowieczu, wieku XIX, V? Ma Pan umysł zapchany jakimiś doraźnie skleconymi bzdurami, jak "język podziału". Rozklekotany aparat poznawczy generuje bzdurne wnioski.
6 października 2015, 15:16
Kościół hierarchiczny przede wszystkim na poziomie mentalnym odseparował Człowieka od Boga, a więc Stworzenie od Stwórcy. Dzieckiem Bożym być to mieć świadomość tego z Kim się jest Jednym. Ojciec i Syn - Nadświadomość i Świadomość w Jednym. A że wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, to też wszyscy Jednym jesteśmy (Synem-świadomością), jednym naczyniem, jedną duszą - wyodrębnioną, doświadczającą, unikalną ale nie odseparowaną.
PP
Piotr Polmański
6 października 2015, 21:12
To były z reguły słowa kardynałów i biskupów, którzy Pana zdaniem mają zapchany umysł. Gratuluję. Bzdurne wnioski to Pan wyciąga i nawet aparatu poznawczego nie trzeba. Przecież chodzi o odchodzenie od języka miłości i miłosierdzia  samego Mistrza. Ale widać to zatrudne dla Pana, więc może z tym zapchaniem należy zacząć od siebie ? 
TP
Tomasz Pierzchała
7 października 2015, 00:27
A ta swoje.Czy jest jakieś forum satanistów ? Może tam znajdziesz admiratorów?
7 października 2015, 07:05
Szatan jak widać wychodzi z Twojej głowy - z Twoich myśli. Jezus powiedziałby mu "idź precz", a Ty na wzór Jezusa zamiast usłyszeć go w swoich myślach, wyobrazasz dalej sobie, że jest on gdzieś indziej. Nie ma gdzieś indziej - jest tylko to, co w Tobie jest. Poproś Boga, żeby uzdrowił Twoje myśli i zrób to - wtedy zrozumiesz.
7 października 2015, 08:46
A kto spowodował ów głęboki kryzys Kościoła o którym Pan pisał? Nie kardunałowie i biskupi? Zatem jest możliwe, że kardynałowie i biskupi coś spieprzą w Kościele, czy nie jest możliwe? Jak Pan odróżnia tych kardynałów i biskupów, którzy spowodowali kryzys od tych, którzy mają nań lekarstwo, bo kryzys ewidentnie koreluje ze wzrostem znaczenia, władzy i zmianą kursu na podążanie drogą zalecaną tych kardynałów i biskupów, którym Pan ufa.
PP
Piotr Polmański
7 października 2015, 10:44
Kościół sensu largo, to My lud Boży, w tym biskupi i kardynałowie. Kryzys o którym pisze jest więc udziałem nas wszystkich, choć prawdą jest, że odpowiedzialność hierarchów jest wieksza.  Nie muszę odrózniać jednych od drugich, bo moja wiara nie jest bezrozumna. Zresztą oni sami się odróżniają, kiedy stają się pedofilami, złodziejami, malewrsantami, pijakami, kiedy sieją zgorszenie aferami seksualnymi, czy uprawianiem bezpośredniej polityki. Dla mnie najważniejsze jest to, co do mnie mówi, i jak mówi nastepca św. Piotra.  
7 października 2015, 13:30
Skoro operuje Pan takimi określeniami, jak "sensu largo" to wypadałoby znać termin "argumentum ad verecundiam", wiedzieć, że to erystyczny chwyt "poniżej pasa" i dlatego nie stosować go, zamiast stosować, na co pozwolił Pan sobie w komentarzu z 2015-10-06 21:12:37. *** > moja wiara nie jest bezrozumna (...) Dla mnie najważniejsze jest to, co do mnie mówi, i jak mówi nastepca św. Piotra. - Bezkrytyczne zaufanie do człowieka w sprawach w których nie obowiązuje dogmat o nieomylności to właśnie bezrozumna wiara. - Nie wyszło Panu "argumentum ad verecundiam" oparte o autorytet "kardynałów i biskupów", to próbuje Pan się schować za odwołanie do autorytetu papieża - nieładne krętactwa (i to niezależnie od tego, czy postępowanie papieża jest zgodne z tym, co Pan sobie wyobraża, czy nie). Przypominam, że pańskie stanowisko to: Kościół idzie w ruinę, więc potrzeba zmienić postępowanie z takiego, które potwierdziło swoją skuteczność przez stulecia na jakieś wymyślone ad hoc "miłościowanie". Jeśli Pańska wiara jest rozumna, to prosze rozum merytorycznie i rzetelnie w dyskusji stosować zamiast tanich sztuczek erystyczny i wykrętów - jak obecna próba ucieczki od meritum w jakieś pseudometafizyczne rozważania odnośnie odpowiedzialności za kryzys Kościoła.
PP
Piotr Polmański
7 października 2015, 14:02
Że Kosciół jest, zwłaszcza hierarchiczny w głebokim kryzysie, to widac , słychać i czuć . Nie jest zatem w ruinie, bo juz to pisałem, że Kościół to My, Panie Słowinski. Ale w ostatnich 10 latach odeszło od Kościoła ponad 2 mln wiernych, i spada religijność zwłaszcza ludzi młodych, to daje pewnien obraz dzisiejszej kondycji polskiego Kościoła. To zapewne Pan rozumie ? Apeluje Pan do mnie o rzetelne i merytoryczne korzystanie z rozumu, a sam brnie jak głupi w zarośla. Bo, z faktu, że dla mnie najważniejsze jest to, co mówi Franciszek nie wynika expresis verbis, że ślepo przyjmuje wszystko, co do mnie dociera. Pisałem, że wiara i rozum zawsze razem. A ponieważ nie jest Pan jak się domyślam po wpisach zwolennikiem odnowy Kościoła, którą proponuje nie tylko werbalnie Franciszek, przeto nasze oczekiwania wobec siebie mają niewiele punktów stycznych. 
8 października 2015, 07:55
Kościoł jest w głębokim kryzysie. Już na tym etapie jak sądzę mamy poważne rozbieżności w stanowisku, ale przede wszystkim w rozpoznaniu przyczyn. Kościół jest w kryzysie nie z powodu "za-mało-miłości", tylko z powodu kiepskiego przywództwa. Ostatnim klechą z cojones był Wyszyński, od Niego jest coraz gorzej. Sprawę pogorszył wybór JPII na papieża, bo spowodował dalszą stagnację lokalnej hierarchii powodowaną przekonaniem, że JPII to samograj, który wszystko załatwi. "Miłościzm", kórym się Pan tak zachwyca, jest elementem owego kryzysu, jednym z jego poglębiaczy, a nie żadną metodą wyjścia zeń. Ludzie nie mają poczucie bezpieczeństwa ze strony Kościoła (w sensie hierarchicznym), ponieważ pasterze ochoczu przystali na posoborową narrację, wedle której już nie są pasterzami, tylko odrobinę innymi owieczkami. Jak Pan zapewne wie z powodu trwania w komunistycznej zamrażarce pewne zmiany soborowe do Kościoła polskiego docierały z pewnym opóźnieniem, przefiltrowane, złagodzone. Wszelkim zmianom również z powodu podstępów i manipulacji komunistycznej władzy przyglądano się również podejrzliwie. Dopiero gdy "system upadł" lawina nowinek posoborowia ruszyła z impetem i ów impet pokrywa się z obserwacją narastania kryzysu o której Pan pisze. Dlaczego więc uważa Pan, że jeszcze więcej tego, co prawdopodobnie zepsuło ma naprawić, że jeszcze więcej tego, co osłabiło ma wzmocnić?
KM
Katarzyna Michalska
9 października 2015, 00:05
Jakkolwiek pisze Pan wspaniale, Panie Piotrze, nie mogę zgodzić się co do niektórych stwierdzeń. Po pierwsze, JPII nie był w żadnym, ale to w żadnym stopniu powodem istniejącej sytuacji w Kościele. NIGDY się z tym nie zgodzę. Całe życie swoje papieskie poświęcił głoszeniu tego, co swoim życiem reprezentował, a następnie zwalczaniu fałszywych opinii, chociaż ani minuty im prawdopodobnie nie poświęcił. Nie bez powodu zażyczył sobie Josepha Ratzingera na stanowisko prefekta Kongregacji Nauki Wiary, a przecież ten ostatni to jeden z najmądrzejszych ludzi, jakich kiedykolwiek ziemia nosiła. I nie był to przypadek jak mówię! JPII wiedział, że w wielu kwestiach nie zgadza się z Ratzingerem, a jakby specjalnie po to trzymał go przy sobie. Zresztą wiele zdjęć pokazuje, jak bardzo cenił sobie późniejszego Benedykta XVI. A ten nie mylił się w bardzo wielu rzeczach. W kwestii oceny Soboru Watykańskiego II mówił, że był to sobór, którego treść została przekłamana przez media. Ale nie powiedział, że Sobór był zły! I o to mi chodziło. Treść Soboru została przekłamana. Nie Sobór był powodem wstrząsu i kłamstw, ale manipulowanie nim i jego treścią.
KM
Katarzyna Michalska
9 października 2015, 00:07
Nadświadomość i Świadomość? I TY nadal twierdzisz, że masz na myśli Ojca, Syna i Ducha Świętego ? :D  Wiesz, jak będę potrzebować wróżby z kart albo z fusów albo z wnętrzności kota, to zgłoszę się. Ale o Kościele może nie pisz, bo mnie tylko rozbawiasz :)
KM
Katarzyna Michalska
9 października 2015, 00:09
Idź precz, szatanie! To do CIEBIE, użytkowniku "Miłość". Proszę Boga mimo to, by uzdrowił Twoje myśli i by zdarzyło Ci się jeszcze posłużyć rozumem.
9 października 2015, 06:58
Tajemnicza Jejmość, szatan to ego, które napuszone przegania drugiego, bo samo nie potrafi dać sobie rady ze swoim niezrozumieniem. Czyje zatem myśli są tu do uzdrowienia - tego, który widzi w innych szatana czy tego, który widzi w innych Boga? Pomyśl nad tym, chrześcijanko.
9 października 2015, 07:23
Wiem, że Twoje zrozumienie oparte jest na nauce Kościoła. Sama do niego należałam kiedyś, więc dobrze Cię rozumiem. Wierzysz, że są trzy osoby boskie, więc skoro są niby odseparowane od Ciebie, to w takim razie gdzie znajduje się dla Ciebie miejsce? Kim Ty w tym wszystkim jesteś? Myślisz, że Bóg tak zmarnował potencjał, by wydać na świat trylionony istnień i tylko Jezusa uznać za swojego syna, by potem go uśmiercić z rąk reszty własnego stworzenia? Więc ta wszechpotężna reszta już się nie liczy, tak? Dobry Ojciec poobserwuje sobie i potem osądzi? Wierzyła w Chrystusa, to wszystko jest OK - po śmierci pójdzie do nieba, tak? To nic, że Go nie rozumiała, nieistotne - ważne, że wierzyła, że był, a że z innych się przy tym wyśmiewała, to co tam, przymknie na to oko. Pewnie się wyspowiada i kwita. Jeśli takie jest Twoje zrozumienie, Tajemnicza Jejmości, to po prostu ani swojej istoty ani nauki Chrystusa jeszcze dobrze nie pojęłaś a już szydzisz z Dzieła Bożego, którym no przecież jesteś i Ty. P.S. Nie zajmuję się wróżeniem, więc pudło. A pisanie o Kościele mnie samej nie rozbawia - po prostu przykro patrzeć do jakiego stanu świadomości doprowadził swych członków swoją nauką o potępiającym i dość nieudolnym w swej walce z szatanem Bogu (!!!). Nic dziwnego, że skoro w to uwierzyli, to sami potępiają siebie i siebie nawzajem. Przykre to. Wilk w owczej skórze, którego po prostu jeszcze nie przejrzałaś.  
9 października 2015, 07:58
Odnośnie JPII - nie przypisuję JPII jakiejś ogromnej winy za zaistniałą sytuację, ale prosze pamiętać, że poza B16 otoczył się - delikatnie powiedzmy "przeciętnym" abp. Dziwiszem, blokującym docieranie do JPII informacji o zepsuciu w Kościele, jak również Marcialem Macielem - choć ten drugi przypadek traktuję w kategoriach symbolicznych, a nie teoriospiskowych. Jest ponadto dobrze znanym zjawiskiem, iż wybitny leader często nie dba należycie o współpracowników i pozostawia po sobie "wyrwę" kadrową. Odnośnie Soboru - generalnie zgoda. Dzialania posoborowe nie musiały pójść w takie maliny w jakie poszły i Sobór jest tu raczej pretekstem, niż przyczyną.
5 października 2015, 23:25
Mieczysław Fogg "Pieśń o Matce". [url]https://www.youtube.com/watch?v=OnLxoLQqK3w[/url]
PP
Piotr Polmański
5 października 2015, 22:08
W przemówieniu otwierającym obrady Papież mówił, że Synod nie jest parlamentem, a Kościół nie jest muzeum. Moim zdaniem , to zapowiada zmiany, i to zmiany na lepsze, bo dziś Kościół jest jak zastana woda laguny, otoczony wieloma skostniałymi strukturami, nakazami i zakazami, które nie wypływają wprost z Ewangelii, a są dziedzictwem Tradycji, która dziś w wielu kwestiach nie pomaga już człowiekowi, która dziś nie dostrzega istniejących problemów i nie szuka odpowiedzi na trudne pytania. Dziś znajdujemy się w położeniu podobnym jak ostatni Sobór. Również wtedy istniały encykliki i decyzje Św. Oficjum w sprawie np. ekumenizmu i wolności religijnej, które wydawały się wykluczać możliwość pójścia inną drogą. Sobór bez naruszania wiążącej tradycji dogmatycznej otworzył jednak drzwi. Można zadać sobie pytanie: czy w obecnie rozważanych na Synodzie kwestiach nie jest możliwy dalszy rozwój, który nie znosiłby wiążącej tradycji, ale uwypukliłby i pogłębił nowsze tradycje? Moim zdaniem świetnie pasuje do tego to stwierdzenie Franciszka, że Kościół nie jest muzeum. Czekam z nadzieją, że po Synodzie Kościół wyjdzie mocniejszy, że będzie bardziej odwoływał się do moralności miłości i przebaczenia, niż moralności przykazań i zakazów. To będzie lepszy Kościół, skuteczniej przemieniający ludzi i kształt świata.
6 października 2015, 08:31
Bzdurne chciejstwo. Kościoły, które się do na zbytnie zbliżenie do "współczesności" dały nabrać opustoszały, albo już ich nie ma.
6 października 2015, 15:00
Żeby spotkać się z Bogiem nie potrzeba kościołów z kamienia ani instytucji kościelnych - wystarczy wejść w głąb siebie, "wejść do swej izdebki". Odchodzenie z kościoła jest dla wielu wyborem zwrócenia się do wnętrza i tam znajdywania prawdy. Niekoniecznie w słowach a w sobie. Słowa są najmniej wiarygodnym nośnikiem prawdy. Niekoniecznie w nabytych przekonaniach a w uczuciach, w doświadczeniu.   
6 października 2015, 18:44
Sądzę, że jestem w znaczącej mniejszości na Deonie, która jest przekonana, że nie o samą duchowość w życiu chrześcijanina chodzi, a  wręcz, iż obecnie z duchowości zrobiono jakieś paraboski fetysz, jak również np. z 'miłości'.
6 października 2015, 21:16
Tak, ma Pan tutaj dużo racji. To samo można powiedzieć o Bogu, którego wykorzystuje się dla poparcia czy odrzucenia róznorakich idei - tak jakby był po stronie jednych, ale już z pewnością nie po stronie drugich. Zauważam, że dużo się mówi o tym, co jest nadając temu różnorakie interpretacje. Zauważam również, że w dużej mierze próbuje się leczyć skutki zamiast zastanowić się nad przyczyną i właśnie w źródle poszukać odpowiedzi. To m.in. nazywam zwrócić człowieka sobie - niech zastanowi się nad swoim postrzeganiem, nad swoimi myślami czy ewentualnymi emocjami, nad tym, co sam generuje i DLACZEGO, czy mu to autentycznie służy i czemu tak naprawdę pragnie służyć.  Mieliśmy już tyle przykładów w historii, warto po prostu obserwować i zauważać mechanizmy (wbrew pozorom bardzo proste), a potem wyciągnąć wnioski - co się sprawdzało a co nie. I zmieniać - zaczynając od siebie.
TP
Tomasz Pierzchała
7 października 2015, 00:37
W swojej izdebce Miłość to ty możesz spotkać wyłącznie własne krętactwo
TP
Tomasz Pierzchała
7 października 2015, 00:41
To ci objawił "niosący światło"?
7 października 2015, 06:54
"Niech zastanowi się nad swoim postrzeganiem, nad swoimi myślami czy ewentualnymi emocjami, nad tym, co sam generuje i DLACZEGO, czy mu to autentycznie służy i czemu tak naprawdę pragnie służyć." Te słowa są skierowane między innymi do Ciebie, Karmel. Wiesz dlacego krętactwo przypisujesz mi? Bo oto Ty sam je uprawiasz (patrz również swój komentarz o wyznawaniu szatana).
7 października 2015, 09:01
Myślę, że i Pani nadmiernie fetyszyzuje indywidualny rozwój. Człowiek jest elementem jakichś społeczności i o ile pewna grupa jednostek mogą w ramach owej społeczności uzyskać status praktyczniej niezależności, a społeczeństwo zdołą to przetrwać, to jeśli wszystkie jednostki pójdą tą drogą, to społeczeństwo przestaje istnieć. Pani rozwiązanie prowadzi do destabilizacji społeczeństwa, podczas gdy rozwiązanie proponowane przez Kościól - nie.
7 października 2015, 13:59
Panie Piotrze, najwyraźniej nie ma Pan jeszcze Chrystusowej świadomości, że indywidualny rozwój pozostaje w ŚCISŁYM ZWIĄZKU z rozwojem całej społeczności, z przemianą i służbą dla niej. Co robi Kościół? Na razie ludzie w jego obrębie pozostają podzieleni na zwolenników racji takiej czy innej, przy czym papież Franciszek jako głowa tego Kościoła powoła się na Boga, a wierni choć będą nadal obstawać przy swoich racjach, nie zakwestionują tego, no bo skoro papież wypowiada się w imieniu Pana, to któż jak nie on może się mylić, prawda? Powoływanie się na Boga odbywa się celem uzyskania pewnych konkretnych rozwiązań, które oczywiście będą sprzyjały jednym a drugim już nie. Dopóki ludzie nie zrozumieją, że nie ma jakiegoś zewnętrznego, odseparowanego od nich Boga, będzie im można wciskać w umysły co się da. Brzmi może i okrutnie, ale to jest właśnie proces myślowy, który został zaszczepiony w ludzkich umysłach celem sprawowania nad nimi takiejż oto władzy. Autentyczne doświadczenia ludzi i oparcie się na ich zrozumieniu, na Źródle, na osobistej relacji z wewnętrzną mądrością zwaną Bogiem, są wyznacznikiem drogi, podczas gdy w religii (takiej czy innej - stąd kolejne podziały)  propaguje się przekonania i wiarę w źródło zewnętrzne.  A potem przepisy regulujące kto coś może, a kto nie może, kto godzien a kto nie, kto święty a kto heretyk (bo to i tamto zapisane w "świętych" księgach - bzdura!).
7 października 2015, 13:59
c.d. Powiedzieć "Bóg tak chce", to NIE powiedzieć (choć de facto zakomuniować) "ja tak chcę". To zawsze Człowiek jakoś chce i to w dodatku w jakimś konkretnym celu. Po prostu nie każdy ma świadomość, że człowiek sam będąc Twórcą - tworzy pewne doświadczenia. A jak hierarcha powoła się na zewnętrznego Boga (sic!), to reszcie "inaczej czującej" pozostaje już jedynie zanosić lamenty do tego Boga z zewnątrz, z góry. Powoływanie się na Boga, jest najzwyczajniej przeogromnym nadużywaniem władzy i zajmowaniem stanowiska w imieniu innych, w tym wiernych "owiec". A tym, mimo ich wewnętrznego sprzeciwu, pozostaje beczeć czy tu czy gdzie tam chcą. Oto i całe zadanie hierarchów religijnych. Obietnica i przykazanie "Nie będziesz miał bogów cudzych przed SOBĄ" została sprowadzona i zakryta do "Nie będziesz miał bogów cudzych przede..." no właśnie kim??? Zachęcam do zaufania swojej mądrości, do słuchania wewnętrznego głosu, Panie Piotrze - wtedy wszystko wskakuje na swoje miejsce i nikt nigdy nie będzie w stanie narzucić Panu myślenia, które nie wynika z doświadczenia Pana duszy. Jest Pan Jednym z Wszystkim co jest, jest Pan Świadomością i jak Pan to przejrzy właściwie, będzie Pan wiedział, jak budować dobro swoje i wszystkich istot dla niego współdziałających.
KM
Katarzyna Michalska
8 października 2015, 23:27
Najwyraźniej droga istoto weszłaś w siebie tak głęboko, że aż nie wiesz, o czym piszesz...
KM
Katarzyna Michalska
8 października 2015, 23:33
Skąd to cytat? Z przepisu na udziec jagnięcy w sosie własnym czy z twojego własnego pamiętnika?
KM
Katarzyna Michalska
8 października 2015, 23:36
Wyznajesz szatana, chociaż łudzisz innych. Takie jest to Twoje piękno i Twój nick jak prawda głoszona przez tego, który otrzymał jedno z najpiękniejszych imion, jakie ktokolwiek mógłby otrzymać. Lucyfer to spolszczone imię Lucifer - Niosący Światło. Pierwszy, który opuścił Najwyższego. I pociągnął za sobą wielu, zwabionych jego pychą.
9 października 2015, 13:03
I do Ciebie kieruję te słowa.
9 października 2015, 13:07
Piszesz co Ci się wydaje na mój temat i mylisz się przy tym, więc po co brnąć dalej w coś, co jest jedynie fałszywą interpretacją? Lucyfer to także nazwa teleskopu, z którego korzysta Obserwatorium Watykańskie. Sprawdź sama. Może to coś Ci da do myślenia.
9 października 2015, 13:08
I znów się mylisz. Po prostu nie rozumiesz właściwie tego, co piszę.
PP
Piotr Polmański
9 października 2015, 14:47
W niebie nie ma dla kogo gotować, zresztą tam tylko ryż i ryż. Za to w piekle niezły ubaw, można nawet zapalić papierosa przy mieszaniu smoły. A jedzenie palce lizać, i co drugi dzień dyskotek, jak mówi Lucyfer..:)
Jan Maria
5 października 2015, 21:47
Zapraszam Cię do udziału: http://adoptabishop.org/en
jazmig jazmig
5 października 2015, 18:36
Luter już wprowadzał swoje reformy ze znanym skutkiem. Jezuickie rozeznanie jest tyle samo warte co inne rozeznania, nie jest w niczym lepsze, ani gorsze. Nie jest zatem uzasadnieniem dla herezji i głupoty. Miejmy nadzieję, że ten synod nie zmieni Kościoła Katolickiego we Wspólnotę Protestancką.
PP
Piotr Polmański
5 października 2015, 22:16
Mam nadzieję, że zmieni Kościół na lepsze, bo dziś katolicki jest w głębokim kryzysie. W ostatnich 10 latach odeszło od niego ponad 2 mln wiernych.
MM
Mark Marek
5 października 2015, 16:43
Ja bym widział analogię podejścia do Charamsy ze sprawą imigrantów.  W sprawie Charamsy TP i Deon wykazały się niezwykłą naiwnością (mam nadzieję, że była to naiwność). Spojrzenie na problem imigrantów, też uważam za równie naiwne....
MM
Mark Marek
5 października 2015, 16:20
Charamsa z Eduardo otworzyli synod w sobotę :-)
PP
Piotr Polmański
5 października 2015, 22:11
Wygląda mi na to, że robisz się za mniej mądrego niż to jest w rzeczywistości. Inaczej mówiąc "rżniesz głupa"
6 października 2015, 15:36
Wcale nie Panie Piotrze. Proszę zastanowić się nad synchronią wydarzeń i pamiętać, że nigdy nic nie dzieje się przypadkowo. Polecam zapoznać się również z artykułem: https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/2015/10/04/czego-w-sprawie-ks-krzysztofa-charamsy-nie-dowiesz-sie-ani-z-lewackich-ani-z-katolickich-mediow/
KM
Katarzyna Michalska
8 października 2015, 23:42
Rozum nie nakazuje posiłkowania się dodatkowymi mediami po tych wystąpieniach. Za to Ty użytkowniku Miłość potrzebujesz wsparcia ze strony opcji ROZUM. I to nie ze względu na kwestię Charamsy.
9 października 2015, 16:40
Ach ten rozum... Jakoś dziwnym trafem nie przeszkodził tak wielu ludziom myśleć, że Bóg jest surowym sędzią, który za dobre wynagradza a za złe karze, że toczy jakąś walkę z szatanem o dusze ludzi, którą czasami może nawet przegrać, że do piekła strąci, że ofiary potrzebuje, że syna swojego posłał na Ziemię, by ten miał zginąć z rąk swojego stworzenia, że.... Przykładów można mnożyć... Rozum... A gdzie Twoja mądrość?
Maciej Śliwowski
5 października 2015, 16:03
F... mnie niepokoi.
5 października 2015, 13:40
Panie Sawicki - kiedy się puszcza bąka z Charamsą, to się przeprasza, a nie udaje, że nic się nie stało. Znaczy niezałgani do szpiku kości tak robią.
5 października 2015, 12:40
@redakcja To po choinkę zakładaliśmy konta na Disqus?
5 października 2015, 15:07
Widać lobby gejowskie w Watykanie ma macki bardziej rozczapierzone niż się niektórym wydaje.
5 października 2015, 12:35
Nie cierpię partaniny - a komentarze z ostatniego okresu poszły w piach ;-) Zaczynamy?
5 października 2015, 10:49
A co tu tak cicho?
5 października 2015, 11:26
[url]Duchu Przenajświętszy, racz mi udzielić daru mądrości, abym zawsze umiejętnie rozróżniał dobro od zła i nigdy dóbr tego świata nie przedkładał nad dobro wieczne; daj mi dar rozumu, abym poznał prawdy objawione na ile tylko jest to możliwe dla nieudolności ludzkiej; daj mi dar umiejętności, abym wszystko odnosił do Boga, a gardził marnościami tego świata; daj mi dar rady, abym ostrożnie postępował wśród niebezpieczeństw życia doczesnego i spełniał wolę Bożą; daj mi dar męstwa, abym przezwyciężał pokusy nieprzyjaciela i znosił prześladowania, na które mógłbym być wystawiony; daj mi dar pobożności, abym się rozmiłował w rozmyślaniu, w modlitwie i w tym wszystkim, co się odnosi do służby Bożej; daj mi dar bojaźni Bożej, abym bał się Ciebie obrazić jedynie dla miłości Twojej. Do tych wszystkich darów, o Duchu Święty dodaj mi dar pokuty, abym grzechy swoje opłakiwał, i dar umartwienia, abym zadośćuczynił Boskiej sprawiedliwości. Napełnij Duchu Święty serce moje Boską miłością i łaską wytrwania, abym żył po chrześcijańsku i umarł śmiercią świątobliwą. Amen.[/url]