Drugi Synod i papież Franciszek. Zaczynamy!

Drugi Synod i papież Franciszek. Zaczynamy!
(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Synod Biskupów poświęcony rodzinie, który właśnie się rozpoczyna w Watykanie, to przedostatni akt procesu, który można nazwać autorskim projektem Franciszka. Papież zaangażował się w to przedsięwzięcie maksymalnie, rzucając na szalę cały swój autorytet.

Z tego powodu moim zdaniem jednak należy się spodziewać, że efektem końcowym - zawartym zapewne w późniejszej adhortacji apostolskiej - będą konkretne propozycje reformatorskie.

DEON.PL POLECA

Trzeba tu zaznaczyć, że cała ta historia nie ma absolutnie znamion forsowania czegoś na siłę przez jednego człowieka. To element szerszej wizji pontyfikatu kardynała z Argentyny. Skoro wierzymy, że w konklawe działa i ludzka siła decyzyjna całego Kościoła rzymsko-katolickiego, i boska moc Ducha Świętego, to musimy zawierzyć, że ta konkretna osoba otrzymała misję, od której nie może się uchylić. A były arcybiskup Buenos Aires - skoro już mu tę misję powierzono - stara się z obowiązku wywiązać najlepiej, jak potrafi i zgodnie z duchowością, którą od dekad żyje.

Jezuickie rozeznanie

Duchowość ta kładzie nacisk na gruntowne rozeznanie. Stąd całego tego pomysłu jezuita z krwi i kości nie zamknął w jednym synodzie o tematyce rodzinnej - czyli tak, jak to do tej pory bywało - lecz zaplanował bezprecedensowe kilkuetapowe działanie na skalę globalną, angażujące maksymalną liczbę katolików na świecie i wszystkie lokalne wspólnoty.

Przypomnijmy: zaczęło się w październiku 2013 roku od rozesłania pierwszych ankiet. Te wywołały mniejsze lub większe działania poszczególnych episkopatów oraz laikatu. Potem był słynny konsystorz kardynałów, na którym m.in. kard. Walter Kasper wygłosił swój słynny referat o możliwym dopuszczeniu do Komunii św.  osób rozwiedzionych i żyjących nowych związkach (nie wszystkich i pod konkretnymi warunkami).

Następnie mieliśmy kolejno: przygotowanie obszernego "Instrumentum laboris", burzliwy synod nadzwyczajny z dokumentem końcowym przed rokiem, kolejne ankiety, kolejne "Instrumentum laboris", a teraz rozpoczął się synod zwyczajny. No i można się jeszcze spodziewać adhortacji.

Tu podkreślmy raz jeszcze. To nie jest "widzimisię" przypadkowego człowieka. Kard. Bergoglio mówi otwarcie, że reforma Kościoła nie jest dla niego tylko projektem, lecz doświadczeniem duchowym. A wobec rozpisanego tak precyzyjnie procesu synodalnego zaświadcza, iż "jest to długa droga, jaką Kościół musi przebyć. Proces, którego pragnie Pan" (wywiad dla "Corriere della Sera").

Między synodami

Aby spojrzeć ze zrozumieniem na rozpoczęte w niedzielę wydarzenie, trzeba też naświetlić kilka spraw, które wydarzyły się pomiędzy synodami i które bez wątpienia będą rzutowały na tegoroczne obrady. Po pierwsze chodzi o niespodziewane ogłoszenie rocznego Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia.

Co prawda rozpocznie się on dopiero po zakończeniu watykańskiego zgromadzenia, ale przygotowania na skalę światową od kilku miesięcy idą już pełną parą, co też pokazuje jaki akcent chce w ten sposób podkreślić Franciszek.

W symbolicznej "wojnie" między sprawiedliwością a miłosierdziem papież staje wyraźnie po stronie tego drugiego. Naturalnie nie po to, by zapomnieć o pierwszym, ale by wyryć w świadomości ludzi Kościoła, że bez miłosierdzia sprawiedliwość staje się czymś nieludzkim.

Druga rzecz, to silnie dyskutowana w wielu kręgach kościelnych i na nowo odkryta w tych miesiącach adhortacja "Familiaris consortio". Błyskotliwy dokument autorstwa Jana Pawła II okazał się niespodziewanie proroczy, wyprzedzający swoje czasy. Dziś jest przywoływany zarówno przez katolickich progresistów jak i konserwatystów.

To tam już w 1981 roku czytaliśmy o "prawie stopniowości" (czego nie można utożsamiać ze stopniowością prawa), które mocno było dyskutowane podczas pierwszego synodu. Zauważono też, że jeśli mówić o rewolucyjnych zmianach dotyczących Komunii św. i rozwodników, to ich pionierem był właśnie polski święty papież.

Przedtem rozwód i wejście w nowy związek całkowicie zamykało drogę do Eucharystii. Wspomniany dokument stworzył jednak furtkę - czyli warunek pożycia jak brak z siostrą - która złamała wielowiekową regułę. Tu więc należy szukać źródeł rewolucji.

Franciszek ma zatem pełne prawo rozważać wraz z biskupami całego świata, czy ta reforma Jana Pawła II nie powinna być w jakiś sposób kontynuowana.

I trzecia sprawa, najbardziej zaskakująca. Podczas pierwszego synodu wiele mówiono o konieczności zreformowania procedury orzekania o nieważności sakramentu małżeństwa. Wokół tego problemu pojawiła się naturalnie opozycja, ale konsensus hierarchów był poważny, na pewno większościowy, co zostało potwierdzone w końcowym "Relatio".

Spodziewano się więc, że po drugim synodzie dojdzie do zmian, które staną się jednym z owoców całego procesu zainicjowanego przez Franciszka. A tu nagle papież dokonał tych zmian już teraz, nie czekając na kolejne zgromadzenie. Ta decyzja niewątpliwie będzie dyskutowana (i krytykowana) w auli synodalnej. Będzie to miało jeszcze inne implikacje, o których napiszę za chwilę.

Kluczowi są biskupi umiarkowani

Wszystkie te sprawy poparte wieloma innymi gestami obecnego biskupa Rzymu będą rzutowały na rozpoczęte obrady. I powiedzmy od razu: tak, ten synod będzie z pewnością równie gorący jak poprzedni. Będą ścierały się frakcje bardziej reformatorskie i konserwatywne. Ale nie bójmy się tego. Nie bójmy się też niekontrolowanych przecieków do mediów. Zaufajmy Franciszkowi, że jego rozeznanie takiej, a nie innej metody prowadzenia Kościoła przyniesie mimo wszystko więcej korzyści niż strat.

Ale tak naprawdę wszystko będzie zależało od biskupów umiarkowanych, których jest większość. To oni wysłuchają różnych opinii, czasem wręcz skrajnych i potem, po osobistym rozeznaniu, będą musieli zdecydować, co jest ich zdaniem najlepsze dla Kościoła XXI wieku.

Stąd tak ważne będą wystąpienia postaci sztandarowych dla różnych obozów oraz charyzmatycznych liderów nie dających się nigdzie zakwalifikować. Oni bowiem mogą jednych pociągnąć, a innych odstraszyć, jednych przekonać, innych zniechęcić.

Wielu więc będzie uważnie obserwować głosy takich hierarchów jak: kard. George Pell, kard. Walter Kasper, kard. Christoph Schönborn, kard. Gerhard Müller, kard. Seán O'Malley, kard. Antonio Tagle, kard. Wilfrid Napier, kard. Vincent Nichols, kard. Angelo Scola, kard. Reinhard Marx, kard. Robert Sarah czy abp Victor Manuel Fernández.

Niektórzy obserwatorzy zwracali uwagę na fakt, że po burzliwych obradach sprzed roku wiele konferencji episkopatów wybrało swych przedstawicieli na kolejne zgromadzenie w kluczu raczej konserwatywnym. Przykładem są reprezentacje Polski i USA. Ale papież dostrzegł to przesunięcie i doprosił z własnego wyboru biskupów umiarkowanych oraz nastawionych reformatorsko. Choć trzeba i tu poczynić uwagę, że w gronie osobistych wybrańców Franciszka są również konserwatyści, co po raz kolejny dowodzi, iż obecnego biskupa Rzymu nie można posądzać o sprzyjanie jednej tylko grupie.

Sporne tematy i wybór strategii

Naturalnie wrócą też gorące tematy sprzed roku. Im zaś towarzyszyć będą te sprowokowane przez wydarzenia spomiędzy synodów. Czy pod konkretnymi warunkami pozwolić niektórym osobom żyjącym w kolejnych związkach na przystępowanie do Komunii św.? Czy krok taki dotyczy tylko zmiany praktyki duszpasterskiej, czy już godzi w nierozerwalność małżeńską, która jest elementem doktryny? Czy mówić o pozytywnych elementach obecnych w stałych związkach niesakramentalnych, jako o stopniach na drodze do wzrastania ku Bogu?

Czy dowartościować stałe związki homoseksualne jako lepsze niż te luźne i przelotne znajomości? Czy taki pozytywny język duszpasterski wprowadzić na miejsce starego, bardziej legalistycznego i rygorystycznego? Czy nie będzie to nieformalną i niezamierzoną zachętą do pozostawania w sytuacjach nieunormowanych? Czy stosowanie priorytetu miłosierdzia winno stać się centralną osią działania Kościoła XXI wieku? Czy nie rozmaże to zasad sprawiedliwości?

Czy zreformowanie i uproszczenie procedur orzekania o nieważności sakramentu małżeństwa przyjdzie katolikom z pomocą, czy też wręcz przeciwnie - jak niektórzy wskazują - będzie sprzyjało "mentalności rozwodowej"?

Te wszystkie pytania z pewnością padną wielokrotnie. Jednocześnie będzie toczył się spór o to, czym biskupi winni się na synodzie zajmować: umacnianiem rodziny czy przypadkami trudnymi. Ta opozycja wydaje się nośna i medialna, ale w rzeczywistości jest mocno myląca. Przecież ci, którzy chcą szukać rozwiązań dla sytuacji skomplikowanych lub wprost grzesznych nie robią tego po to, by rodzinę osłabiać. Oni zwyczajnie obok rodzin tradycyjnych dostrzegają rosnący masowo i stale proces redefinicji tradycyjnej rodziny, który odbywa się pomimo wielkiej pracy Kościoła. Można starać się go zatrzymać, ale jednocześnie trzeba też szukać dróg dla tych, którzy nie mieszczą się już w tradycyjnych schematach.

Stąd jednym z głównych tematów tych obrad będzie wybór strategii dla Kościoła XXI wieku: czegoś pomiędzy oblężoną twierdzą, do której nie ma już powrotu, a naiwnym dostosowaniem się do nowego świata. Synod musi wyznaczyć kierunek, bo sami biskupi przyznają (jak np. u nas bp Grzegorz Ryś), że tradycyjnie pojęte duszpasterstwo doszło już do ściany, a odpływ wiernych nadal postępuje. Ale przyznajmy też otwarcie: nikt dziś nie wie, jaka strategia na dziś okaże się za kilka, kilkanaście i kilkadziesiąt lat skuteczna. A trzeba coś zdecydować. Tu widać ogromną odpowiedzialność i prawdziwą wagę tego procesu synodalnego zapoczątkowanego przez Franciszka.

Już widać zmiany

Na początku tego wyjątkowego wydarzenia powiedzmy też, że już teraz widać kierunki, które wydają się być przesądzone. Bez wątpienia zostanie postawiony ogromny akcent na konieczność wydłużenia i pogłębienia okresu przygotowania do małżeństwa. Kościół od wielu lat rozeznawał co jest lepsze: łatwy dostęp do sakramentu, by nie odstraszać młodych, czy też postawienie twardych warunków, nawet kosztem odstraszenia tych mniej zdeterminowanych. Doświadczenie pokazuje jednak, że związki zawierane bez odpowiedniego przygotowania szybciej się rozpadają. Będzie więc trudniej, ale z nadzieją, że ci, którzy się zdecydują i przejdą należną formację, wytrwają w miłości, którą sobie przyrzekają.

Można też spodziewać się, że synod po raz kolejny dowartościuje duszpasterstwa związków niesakramentalnych. Jak wiemy z polskiego podwórka samo ich istnienie jest dla wielu katolików problemem. Kościół uznaje jednak, że lepiej jest takim rodzinom towarzyszyć z bliska i jeśli nawet nie da się zmienić ich sytuacji, to starać się prowadzić w drodze rozwoju i nawrócenia. Zauważmy tu, że tuż po pierwszym synodzie w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski po raz pierwszy w historii na zaproszenie abp. Stanisława Gądeckiego zebrali się nasi duszpasterze związków niesakramentalnych. Można przewidywać, że rozwój tych formacji i u nas zostanie wsparty autorytetem biskupów, z zachętą do ich propagowania.

Piękno rodziny i sytuacje kruchości

Gdy stoimy u początku drugiego synodu, można by obecną sytuację określić jako napięcie pomiędzy (nadmiernymi) oczekiwaniami jednych, a (nadmiernymi) obawami drugich. Jeśli chodzi o obawy, to warto przywołać słowa Franciszka wypowiedziane podczas sobotniego czuwania. Wezwał wtedy do modlitwy "aby rozpoczynający się jutro synod potrafił przywrócić pełnemu obrazowi człowieka doświadczenie małżeństwa i rodziny; by uznał, docenił i zaproponował to, co w nim jest piękne, dobre i święte".

To jest główny cel tego zgromadzenia. I nieprzypadkowo w centrum synodu znajdzie się wyjątkowa uroczystość. 18 października błogosławieni rodzice Małej Tereski, Ludwik i Zelia Martin, zostaną ogłoszeni świętymi. Tym samym staną się pierwszymi kanonizowanymi małżonkami w dziejach Kościoła, którzy nie byli męczennikami. Wydarzenie to jasno pokazuje perspektywę ideału, do którego chce synod zachęcać.

Ale tuż obok jest i inny cel watykańskich obrad. Papież w tym samym wezwaniu z czuwania prosi o modlitwę "by [synod] poświęcił uwagę sytuacjom kruchości, które stawiają ją w obliczu prób: ubóstwa, wojny, choroby, śmierci bliskich, poranionych i chaotycznych relacji, z których rodzą się trudności, urazy i porażki; by przypominał tym rodzinom, jak i wszystkim innym rodzinom, że Ewangelia jest nadal Dobrą Nowiną, od której trzeba zacząć". Raz, że zostało tu mocno przypomniane, iż sytuacje nieregularne nie zawsze wynikają z wolnego wyboru człowieka, bo może je spowodować wiele zewnętrznych czynników. A dwa, że i tym ludziom Kościół ma obowiązek niesienia Dobrej Nowiny. Natomiast w jaki konkretnie sposób, to jest właśnie pytanie do ojców synodalnych.

Będą niespodzianki

Natomiast co do oczekiwań, to mocno trzeba je studzić, ale według mnie Franciszek jeszcze nas zaskoczy. Wracam tu do niespodziewanego ruchu zreformowania procesu orzekania o nieważności sakramentu małżeństwa. Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że frakcja konserwatywna tak się przygotowywała do drugiego synodu, by jedyną istotną reformą, która stanie się owocem obrad, była ta właśnie kwestia. Na tyle byliby w stanie się zgodzić. Ale pamiętając, że już pierwszy synod dał zielone światło temu procesowi, powstawałoby pytanie, po co właściwie jest drugi, skoro i tak w kwestii poważniejszych zmian już "wszystko pozamiatane".

Papież najwyraźniej dostrzegł to niebezpieczeństwo i zdecydował się na manewr uprzedzający. Dokonał reformy nie czekając na tegoroczne dyskusje, ale mając za sobą silny mandat z roku poprzedniego. Tym samym oczyścił pole i dał biskupom sygnał, iż od uczestników drugiego synodu chce wymagać maksymalnego zaangażowania oraz otwarcia na dyskusję i Ducha Świętego.

Naturalnie nikt dziś nie wie, do czego konkretnego to doprowadzi. Ale widząc determinację Franciszka oraz fakt, iż inicjując ten synodalny proces, rzucił na szalę cały swój papieski autorytet, można spodziewać się otwartych i burzliwych obrad, a potem odważnych decyzji.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Drugi Synod i papież Franciszek. Zaczynamy!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.