Franciszku, odbuduj mój Kościół

Janusz Poniewierski

Spodobała mi się pierwsza homilia papieża Franciszka, wygłoszona w czwartek, niecałą dobę po jego wyborze na rzymską stolicę św. Piotra. Była krótka, a jednocześnie bardzo treściwa. I choć Papież nie skorzystał ze sposobności, żeby wyraźnie nakreślić priorytety swego pontyfikatu, to przecież coś ważnego Kościołowi powiedział.

Po pierwsze, przypomniał, że bycie "w drodze", pielgrzymowanie jest kondycją człowieka wierzącego i całego Kościoła: "Nasze życie jest podążaniem, a kiedy się zatrzymujemy − dzieje się coś złego" (chodzi tu, oczywiście - dodajmy - o drogę "w obecności Pana", razem z Nim). Bo "gdy nie idziemy, stajemy w miejscu". To, moim zdaniem, istotna wskazówka dla Kościoła. Bóg - poprzez papieża Franciszka - mówi dziś do niego te same słowa, które skierował kiedyś do Abrahama: "Lech lecha", idź! Wyjdź: od tego, co znane i swojskie (z "ziemi rodzinnej"), na drogi, których jeszcze nie znasz ("do kraju, który ci wskażę…"). Panie, "naucz nas dróg swoich, abyśmy kroczyli Twoimi ścieżkami" (por. Iz 2, 3).

Po drugie, papież Franciszek przypomniał nam dość delikatnie, ale i dobitnie, że mamy - jako Kościół - budować na Skale, którą jest Chrystus, a nie na sobie samych.  W przeciwnym razie może nas spotkać to, co "przydarza się dzieciom na plaży, kiedy budują zamki z piasku: wszystko opada, pozbawione jest spójności". To ważna metafora: zamek z piasku. Obraz Kościoła, który zapomina o Bogu i skupia się na sobie samym. Wtedy pozostaje z niego co najwyżej pozarządowa organizacja charytatywna. "I zerwą się wichry i rzucą się na ten dom i runie, a upadek jego będzie wielki" (por. Mt 7, 27).

Na szczęście - to po trzecie - jesteśmy wciąż jeszcze Kościołem wyznającym, że to On, Jezus Chrystus, jest Opoką i Zbawicielem. Biada nam, gdybyśmy o tym zapomnieli, albo odsunęli tę wiarę na plan dalszy, bardziej ufając strukturom i finansom czy też odnoszonym sukcesom albo nawet różnym pobożnym formom aniżeli Bogu samemu. Bo "kiedy nie wyznajemy Jezusa Chrystusa, to wyznajemy doczesność diabła". Także wtedy, gdy głośno deklarujemy, że jest inaczej.

Szczególnie istotna jest tu perspektywa krzyża. I pokusa jego odrzucenia, która staje wciąż przed ludźmi Kościoła - również przed Piotrem i jego następcami. Nie da się ukryć: wszyscy (na czele z Papieżem) jesteśmy wezwani do nawrócenia. Nie na darmo przecież Jezus powiedział kiedyś Piotrowi, by: "nawróciwszy się, utwierdzał braci" (por. Łk 22, 32).

Oto pierwsze słowo nowo wybranego papieża. Komentując je, trudno mi powstrzymać się przed pewnym historycznym skojarzeniem. Oto bowiem przed wiekami papież Innocenty miał sen: przyśnił mu się człowiek w ubogich szatach, który podtrzymywał walącą się Bazylikę św. Jana, katedrę biskupa Rzymu, ratując ją przed upadkiem. W człowieku tym Innocenty rozpoznał św. Franciszka z Asyżu.

Kto wie, może i dzisiaj - w wieku XXI - papież Benedykt XVI dostrzegł takiego właśnie Franciszka i zrozumiał, że musi się usunąć, ażeby mu pozwolić ratować Kościół?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Franciszku, odbuduj mój Kościół
Komentarze (8)
J
janusz.poniewierski
17 marca 2013, 07:21
@akne Ależ ja o tym pisałem. Łącznie z cytatem ("Kiedy nie wyznajemy Jezusa..."). Przypominam również, że mój tekst był komentarzem i medytacją na marginiesie papieskiej homilii, a nie jej streszczeniem. Bo tę homilię warto samemu przeczytać.  
A
akne
16 marca 2013, 23:50
Panie Poniewierski, Papież wypowiedział jeszcze bardzo znamienne słowa: "Kto nie modli się do Boga, modli się do diabła. Kiedy nie wyznajemy Jezusa Chrystusa, to wyznajmy doczesność diabła, doczesność szatana. Ten sam Piotr, który wyznał Jezusa Chrystusa, mówi do Niego: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. Pójdę za Tobą, ale nie mówmy o krzyżu. To nie wchodzi w rachubę. Pójdę za Tobą inną drogą, bez krzyża. Kiedy idziemy bez krzyża, gdy budujemy bez krzyża i kiedy wyznajemy Chrystusa bez krzyża, nie jesteśmy uczniami Pana: jesteśmy ludźmi doczesnymi, jesteśmy biskupami, kapłanami, kardynałami, papieżami, ale nie uczniami Pana". WARTO ZAPOZNAĆ SIĘ Z CAŁOŚCIĄ (nie wiem dlaczego tak trudno dostępną na deonie): [url]http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/dokumenty/przemowienia-papieskie/art,1,homilia-w-czasie-pierwszej-mszy-swietej-po-wyborze-na-papieza.html[/url]
S
szperacz
16 marca 2013, 21:56
Niezawodny Tadeusz Bartoś też oczekuje tego samego: [url]http://wyborcza.pl/magazyn/1,126715,13571449,Papiez_ubogich_.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza#Cuk[/url]
WR
wojtek rych
16 marca 2013, 15:03
Proszę wybaczyć, że powtarzam co już wcześniej rozwijałem parokrotnie; ale dopisuję to ze względu na pytanie o Benedykta XVI . Z prośbą o więcej ufności do wielkiego Intelektuakisty. Benedykt XVI nie usuną się. Benedykt XVI poczuwszy brak powszechnej reakcji, na nawoływanie Kościoła do miłości i miłosierdzia, postanowił nie powtarzać także mało skutecznego aktu umierania "na oczach wszystkich" dokonanego przez poprzednika; krórego był kontynuatorem. Benedykt XVI poszedł "inną drogą" pokuty i modlitwy za nawrócenie Kościoła. Można też użyć porównania; postąpił jak dobry ogrodnik, który wiedząc że "owoce" są ukryte między listowiem w koronie drzewa - trzęsie drzewem odważnie, aby ujawniły sie na gruncie.
AP
Adrian P.
16 marca 2013, 04:41
Panie Redaktorze... Droga Krzyżowa w Koloseum. Kto ją słuchał, nie zapomni.
J
janusz.poniewierski
15 marca 2013, 22:49
@Adrian P. Nie napisałem, że Kościół legł w gruzach.  Co do jego kondycji, przytoczę opinię człowieka mądrego (wypowiedzianą kilka lat temu, nie wydaje mi się jednak, by straciła ona aktualność): "Ile brudu jest w Kościele (...). Ileż pychy i samowuwielbienia! (...) Ileż razy Jego (tj. Jezusa) słowo jest przekręcane i nadużywane! Jakże mało wiary (...), ileż pustosłowia!". Myślę zatem, że potrzebny mu jest ratunek. Potrzebna jest pomoc. Kto wie, może dlatego właśnie abdykował Bednedykt i na jego miejsce przyszedł Franciszek?     
AP
Adrian P.
15 marca 2013, 18:59
Naprawdę Pan Redaktor uważa, że Kościół katolicki legł w gruzach i trzeba go odbudować? To bardzo pesymistyczne spojrzenie. Korzystając z Pańskiej metafory powiedziałbym, że trzeba zrobić porządek. Główne ciągi są posprzątane, konfesjonały te z przodu coraz czystsze, ale pod ławkami w okolicach kolumn zaległo się sporo brudu.
P
PO
15 marca 2013, 17:03
Papież jest – dla współczesnych lewicowych elit – jednym z najważniejszych przeciwników. Lider ponad miliarda osób, który nie obawia się wyrażać opinii całkowicie sprzecznych z liberalnym światopoglądem i bronić życia najsłabszych nie może cieszyć się ich sympatią. I dlatego, już na początku pontyfikatu, lewica próbuje zniszczyć autorytet Ojca Świętego. Było niemal pewne, że gdy tylko na ekranach telewizorów pojawi się imię i nazwisko nowego papieża, to antykościelne psy gończe zaczną węszyć i wynajdą jakieś zarzuty wobec nowego Ojca Świętego. I nie będzie miało dla nich najmniejszego znaczenia czy są one czystym kłamstwem czy może zawierają ziarno prawdy. Istotne będzie tylko to, by – od razu, gdy tylko pojawi się nowy biskup Rzymu – opluć go i naruszyć zaufanie wobec niego. I tak się stało także w przypadku papieża Franciszka. Bez dowodów i dokumentów oskarżono go o współpracę z juntą wojskową i wydawanie współbraci. Argentyńscy obrońcy praw człowieka podkreślają, że dowodów na to brak, a znawcy Kościoła zaznaczają, że za Jana Pawła II nikt, kto współpracował z juntą kariery w Kościele nie zrobił. Ale co tam dowody, gdy chodzi o oplucie papieża, o naruszenie autorytetu, zniszczenie zaufania. Gdyby nowym biskupem Rzymu został kto inny, to też natychmiast wymyślono by jakieś inne zarzuty i także z pewną siebie miną przedstawiono by je światu. Tak jak teraz oznajmia się, że Matka Terasa wcale nikomu nie pomagała, tylko przywłaszczała sobie pieniądze a do tego – tak tak – była katoliczką i wierzyła, jak katoliczka, co już postępowcom w ogóle nie mieści się w głowie. A wszystko w ramach starej, sprawdzonej wojny z Kościołem, jaką toczy antykościół pod wodzą ojca kłamstwa, który nie cofnie się przed niczym byle tylko zaatakować swojego przeciwnika, który nie obawia się o nim mówić i ostrzegać przed nim wierzących.