Gdybym miała córkę... - kilka słów o #MeToo

(fot. shutterstock.com)

O nadużyciach seksualnych nie mówi się głośno, bo to niewygodna prawda o nas jako o społeczeństwie. To drażliwy temat, bo jeśli tak wiele osób, kobiet, ale i mężczyzn opublikowało status #JaTez to znaczy, że wśród nas, gdzieś blisko są sprawcy, że część naszego społeczeństwa akceptuje takie zachowania, a pozostali udają, że problemu nie widzą.

Wpisy internetowe kobiet, które doświadczyły molestowania seksualnego, pokazują jak powszechny niestety jest to problem. Tak, także w Polsce. - Uważasz, że go nie ma? - zapytała jedna z moich znajomych na portalu społecznościowym. - To porozmawiaj szczerze ze swoją córką, siostrą, dziewczyną albo koleżanką.

Gdybym miała córkę, albo syna, powtarzałabym im, że nikt nie ma prawa dotykać ich ciała bez ich zgody. Uczyłabym swoje dzieci stawiania granic, by umiały reagować, gdy ktoś zechce je przekroczyć. Mówiłabym im, że mają święte prawo bronić siebie. Niezależnie od tego, kto te granice chce naruszyć, ile ma lat i jaką zajmuje pozycję: mogą krzyczeć, gryźć, kopać i wołać o pomoc. Po prostu - mają prawo nie zgadzać się na to, czego robić nie chcą i nie muszą nikomu się z tego tłumaczyć. Jako dzieci, a potem dorosłe osoby.

Dziewczynki - zazwyczaj wychowywane do bycia grzecznymi i miłymi - mają tu znacznie gorzej. Dlatego swojej córce powtarzałabym to dwa razy częściej niż synowi. Sama uczyłabym ją krzyczeć, gryźć, kopać. Albo po prostu nie zabijałabym w niej naturalnych instynktów obronnych, które kobiecie kilka razy w życiu mogą się przydać. Nie, nie straszyłabym dzieci złym światem, ale też nie wychowywała na naiwnych ludzi.

DEON.PL POLECA

Gdybym miała córkę lub syna nie traktowałabym ich przedmiotowo - nie sadzała na kolanach wujków, cioć, babć i dziadków, jeśli same dzieci nie miałyby na to ochoty. Między innymi dlatego, żeby także one umiały szanować drugiego człowieka, jego osobność i integralność, która fizycznie wyraża się właśnie przez ciało.

Przede wszystkim jednak chciałabym, żeby moje dzieci miały do mnie zaufanie i niezależnie od tego, czy mają pięć, piętnaście, dwadzieścia pięć lat czy więcej, mogły przyjść i powiedzieć: byłam/byłem molestowany. Tak to sobie wyobrażam.

Tabu wokół przemocy seksualnej także w naszych rodzinach i najbliższym środowisku osłabia ofiary, a wzmacnia sprawców. Zmowa milczenia wokół problemu służy wyłącznie tym, którzy tej przemocy się dopuszczają. Lodowiec ciszy w ostatnich dniach delikatnie pękł dzięki akcji #MeeToo. To głos, na który składa się doświadczenie milionów osób, w znacznej większości kobiet, które były molestowane (CBS News podało, że w USA zaledwie w ciągu 24 godzin taki status zamieściło 12 milionów użytkowników).

Zaczęło się od skandalu. Wokół nie byle kogo, bo giganta Hollywood, wpływowego w świecie kina i polityki producenta filmowego (m.in. "Pulp Fiction", "Władca Pierścieni") Harveya Weinsteina. Kilkadziesiąt osób (w tym znane aktorki Angelina Jolie, Gwyneth Paltrow) ujawniło, że je molestował, próbował wykorzystać lub wykorzystał seksualnie; trzy kobiety oskarżyły go o gwałt. Sam Weinstein - do niedawna nazywany w Hollywood bogiem - tym oskarżeniom zaprzecza.

Krótko potem internet zalała fala wpisów #MeToo lub w wersji polskiej #JaTez z notatką: "jeśli każda z kobiet, która była molestowana, udostępni status #MeToo, być może uświadomi to ludziom skalę problemu". Uświadomiło. Myślę, że przede wszystkim nam kobietom, że "trochę" nas jest. I to nie jest dobra wiadomość. Widziałam status udostępniony przez moje znajome, osoby publiczne - kobiety, które postrzegam jako silne, pewne siebie. Nie przypuszczałabym...

Tak, mamy problem. Tak, także w Polsce. - Jesteś chłopakiem i uważasz, że go nie ma? - zapytała jedna z moich znajomych na portalu społecznościowym. - To porozmawiaj szczerze ze swoją córką, siostrą, dziewczyną albo koleżanką. Podobnie jak wiele kobiet, które znam, mogłabym napisać na swoim profilu #MeToo. Poznałam różne historie i kobiet i mężczyzn: z wczesnego dzieciństwa, okresu dojrzewania, dorosłego okresu życia. To sytuacje, w których sprawcami przemocy seksualnej byli mężczyźni z najbliższego otoczenia, koledzy, pracodawcy, zakonnik, wykładowca ale też zupełnie obcy ludzie. To zdarzenia, do których doszło w miejscach publicznych, na ulicy, w pracy, ale także w gabinecie lekarskim. To ludzie i sprawy, o których się milczy lub mówi szeptem, bo w przedziwny sposób winą obarczają się często same ofiary - to im towarzyszy wstyd i wyrzuty sumienia, że nie zareagowały, albo nie zareagowały dość szybko. Dlaczego nie zareagowały? Były w szoku. Sparaliżował je strach. Milczały, bo same siebie przekonały, albo zrobił to ktoś inny, że przecież nic wielkiego się nie stało. "Przecież cię nie zgwałcił".

Ruch "MeToo" powstał blisko 10 lat temu. Jego założycielka Tarana Burke w jednym z wywiadów wspomina o jego początkach i rozmowę z nastolatką, która doświadczyła przemocy seksualnej. Nie wiedziała, co jej powiedzieć, jak jej pomóc. "Kiedy już jej nie było, kiedy dziewczyna poszła, w mojej głowie kołatała myśli, że jedyne, co miałaś powiedzieć, to: ja też". Tylko tyle i aż tyle.

O nadużyciach seksualnych nie mówi się głośno, bo to niewygodna prawda o nas jako o społeczeństwie. To drażliwy temat, bo jeśli tak wiele osób, kobiet, ale i mężczyzn opublikowało status #JaTez to znaczy, że wśród nas, gdzieś blisko są sprawcy, że część naszego społeczeństwa akceptuje takie zachowania, a pozostali udają, że problemu nie widzą.

Podobnie jak w przypadku 30-letniej historii seksualnych nadużyć niesławnego już Harveya Weinsteina - wielu wiedziało, ale nikt nie odważył się powiedzieć głośno. Reżyser Quentin Tarantino przyznał, że miał wiedzę, że producent wykorzystuje swoją pozycję w kontaktach młodymi aktorkami, pracownicami. Teraz przeprasza, że nie reagował, że nie zrobił nic, chociaż przecież mógł. Z kolei współpracownicy Weinsteina piszą w oficjalnym liście o jego "gorszącym usposobieniu", ale jednocześnie przekonują: "nie wiedzieliśmy, że pracujemy dla seryjnego seksualnego drapieżcy. Nie podejrzewaliśmy, że nasz szef manipuluje. Nie wiedzieliśmy, że systematycznie wykorzystywał władzę do atakowania kobiet i ich uciszania". Kolejny raz wystarczyło, że dobrzy ludzie nie zrobili nic.

Katarzyna Nocuń - dziennikarka, redaktorka. Interesuje się polityką zagraniczną i reportażem

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gdybym miała córkę... - kilka słów o #MeToo
Komentarze (10)
Oriana Bianka
24 października 2017, 12:49
Tak, rodzice powinni uczyć dzieci szacunku do siebie samych i do innych, mówić im, że nikt nie ma prawa naruszać ich godności, że nie maja się zgadzać, aby inni robili z nimi to, czego nie chcą. Możliwe to jest w warunkach zaufania i szacunku okazywanego dziecku. Jeśli dziecko wie, że może o wszystkim powiedzieć rodzicom i może liczyć na ich wsparcie, wielu krzywdom ze strony innych ludzi (wychowawców, wujków, kolegów, itd) można zapobiec. Ludzie, którzy dopuszczaja się molestowania dzieci wybieraja na ofiary dzieci, które wydają im się bezbronne, bo nie mają oparcia w rodzicach. W przypadku dorosłych kobiet i mężczyzn ważne jest ich własne poczucie godności, aby się na to nie godzić. Każda taka akcja jest potrzebna, aby zmieniać świadomość społeczeństwa, że wykorzystywanie seksualne jest złem. Harvey Weinstein tłumaczył się, że wychowywał się w latach 60-tych, kiedy było przyzwolenie na takie zachowanie wobec kobiet. Dobrze, że kobiety mówią terwaz, że nie ma takiego przyzwolenia, że sprawca może być ujawniony i spotkają go przykre konsekwencje, niezależnie od tego kim jest i jaką funkcję pełni. Nie myślmy, że nie możemy niczego zmienić, możemy. Powinniśmy reagować, jeśli spotykamy niewłasciwe zachowanie. 
Oriana Bianka
24 października 2017, 12:49
Tak, rodzice powinni uczyć dzieci szacunku do siebie samych i do innych, mówić im, że nikt nie ma prawa naruszać ich godności, że nie maja się zgadzać, aby inni robili z nimi to, czego nie chcą. Możliwe to jest w warunkach zaufania i szacunku okazywanego dziecku. Jeśli dziecko wie, że może o wszystkim powiedzieć rodzicom i może liczyć na ich wsparcie, wielu krzywdom ze strony innych ludzi (wychowawców, wujków, kolegów, itd) można zapobiec. Ludzie, którzy dopuszczaja się molestowania dzieci wybieraja na ofiary dzieci, które wydają im się bezbronne, bo nie mają oparcia w rodzicach. W przypadku dorosłych kobiet i mężczyzn ważne jest ich własne poczucie godności, aby się na to nie godzić. Każda taka akcja jest potrzebna, aby zmieniać świadomość społeczeństwa, że wykorzystywanie seksualne jest złem. Harvey Weinstein tłumaczył się, że wychowywał się w latach 60-tych, kiedy było przyzwolenie na takie zachowanie wobec kobiet. Dobrze, że kobiety mówią terwaz, że nie ma takiego przyzwolenia, że sprawca może być ujawniony i spotkają go przykre konsekwencje, niezależnie od tego kim jest i jaką funkcję pełni. Nie myślmy, że nie możemy niczego zmienić, możemy. Powinniśmy reagować, jeśli spotykamy niewłasciwe zachowanie. 
25 października 2017, 14:38
Dzieci w sierocińcach katolickich w Irlandii, Kanadzie ... nie miały szans aby "naczyć dzieci szacunku do siebie samych i do innych, mówić im, że nikt nie ma prawa naruszać ich godności, że nie maja się zgadzać, aby inni robili z nimi to, czego nie chcą." JPII rzeczywiscie nie ragował
KJ
k jar
24 października 2017, 08:10
Jadę tramwajem w Krakowie.Wchodzi grupa nastolatek modnie ubranych z smartfonami w złotych oprawach.W tej grupie ok.10 osób jest jedna wyraźnie odstająca.Też ma złoty telefon,ale torba i buty wyraźnie nie z tej półki. Zauważam ją wtedy,gdy smukła blondyna pcha ją na stojących blisko wyjścia trzech chłopaków-chyba studentów.Młodzi ludzie przytrzymują dziewczynę,by nie upadła.Blondyna mówi wyraźnie:Teraz w końcu będziesz mogła wysłać swoje #MeToo i cała grupa dziewcząt się śmieje. W dobie hasztagów umyka problem.Gdy wysyłamy polubienia akcji,w tym czasie na naszym globie ktoś gwałci ludzi,sprzedaje mężczyzn i kobiety do domów publicznych,deprawuje.Samoświadomość nie ochrania i nie leczy, nie zabezpieczy nas przed molestowaniem akcja społeczna,nawet najbardziej potrzebna.Rozbudza tylko demony podejrzliwości i nadwrażliwości,której ofiarami padają najsłabsi. To straszna prawda o naszych czasach,że na terroryzm odpowiadamy kredkami,a na molestowanie hasztagami.
KJ
k jar
24 października 2017, 08:10
Jadę tramwajem w Krakowie.Wchodzi grupa nastolatek modnie ubranych z smartfonami w złotych oprawach.W tej grupie ok.10 osób jest jedna wyraźnie odstająca.Też ma złoty telefon,ale torba i buty wyraźnie nie z tej półki. Zauważam ją wtedy,gdy smukła blondyna pcha ją na stojących blisko wyjścia trzech chłopaków-chyba studentów.Młodzi ludzie przytrzymują dziewczynę,by nie upadła.Blondyna mówi wyraźnie:Teraz w końcu będziesz mogła wysłać swoje #MeToo i cała grupa dziewcząt się śmieje. W dobie hasztagów umyka problem.Gdy wysyłamy polubienia akcji,w tym czasie na naszym globie ktoś gwałci ludzi,sprzedaje mężczyzn i kobiety do domów publicznych,deprawuje.Samoświadomość nie ochrania i nie leczy, nie zabezpieczy nas przed molestowaniem akcja społeczna,nawet najbardziej potrzebna.Rozbudza tylko demony podejrzliwości i nadwrażliwości,której ofiarami padają najsłabsi. To straszna prawda o naszych czasach,że na terroryzm odpowiadamy kredkami,a na molestowanie hasztagami.
24 października 2017, 10:45
Pojwiają się także znacznie poważniejsze pozycje niż malowanie kredkami, np. raport Ryana. Choć sama opisana tam instytucja dziwnie powoli zajmuje się wykazanymi problemami. A przecież  "Śledztwo wykazało systemowy charakter tortur, gwałtów, rytualnej przemocy fizycznej, seksualnej i poniżania dzieci przez katolickich księży i zakonnice, zarządzających ośrodkami wychowawczymi w Irlandii, tzw. "Reformatory and Industrial Schools". Podobne zdarzenia miały miejsce w różnych miejscach na świecie. Ale np. taki Hoser wysyła księdza zamieszanego w takie wyczyny do inneh parafii na warszawskiej Białołęce. A niejaki Wesołowski w Watykanie nie doczekuje rozpoczęcia rozprawy przed sądem która nie może rozpocząć się przez 2 lata.  W tej instytucji na molestowanie odpowiada cisza, albo stosuje się zasady  postępowania wydane przez instytucję, która dawniej nosiła nazwę "Świętej Inkwizycji". ""Instructio de modo procedendi in causis sollicitationis" z 1962 roku. Papież Benedykta XVI, wówczas jeszcze jako kardynał Joseph Ratzinger (Szef Kongregacji Nauki i Wiary) był osobiście odpowiedzialny za egzekwowanie postanowień tam przedstawionych." "w 2001 r B16 (jeszcze jako Kardynał) wysłał list do duchownych, w którym nakazywał utajnianie spraw dotyczących molestowania dzieci oraz utajnianie dowodów do momentu upłynięcia 10 lat od chwili osiągnięcia pełnoletności przez poszkodowanego. W tym czasie papieżem był Jan Paweł II." JPII miał sporo przyjaciół którzy wyjątkowo i dosłownie kochali dzieci. Informacje o tym były wysyłane do Watykanu .... a to czasy gdy panował JPII. 
24 października 2017, 10:48
Jak się okazuje straszna prawda o naszych czasach i straszna prawda o wiekach działania instytucji króa dopuściła się wielu zbrodni nie jest mile widziana przez ludzi. 
Oriana Bianka
24 października 2017, 13:28
Była Pani świadkiem przemocy. Czy Pani zareagowała? Czy zareagował ktos inny spośród pasażerów tramwaju? 
25 października 2017, 14:27
I gdy tylko mowa o poważnym raporcie dokumentującym zbrodnie .... wiekszość katolików jest przeciw  .... takiemu raportowi. Nie dopuszczają aby wiedza były rozpowszechniona.  Wstyd Wam, że ukrywacie prawdę o przestepstwach?
WDR .
23 października 2017, 17:22
Ileż u nas osób skompromitowało się obroną R.Polańskiego. A co było w TVN? Szef Faktów molestował seksualnie kobiety i przez lata nie znalazł się jeden odważny. I gdzie trafił sprawca? Dostał pracę w Polsacie. Jaki atak przepuściła GW jak jedna z aktorek powiedziała o lobby seksualnym w świecie teatralnym. Czym to się różni od Hollywood (zachowując proporcje skali)? Niczym. A słynne BBC? Dziennikarze i szefostwo stacji przez dziesięciolecia przymykali oko na pedofilię swoich kolegów. Po filmie Spotlight nt. Kościoła katolickiego, teraz czas na film Spotlight 2 o zakłamanym, moralizującym środowisku mediów i showbiznesu. Tylko kto się odważy go nagrać?