I kto to mówi?

ks. Artur Stopka

Jak zauważyłem, pewne poruszenie wywołało w Internecie zasuspendowanie jednego ze znanych polskich jezuitów. Sam akurat nie znam człowieka. Jedyne, co dotychczas do mnie dotarło z jego działalności, to ujęte w rozmaite formy zachęty do kupienia audiobooków, które wydał. Nawet gdybym wiedział coś więcej, i tak nie zabierałbym się za ocenianie tak ważkiej decyzji jego przełożonych - i to na portalu jezuickim. Jednak w całej sprawie moją uwagę zwróciły dwie rzeczy. A właściwie jedna, tylko w dwóch aspektach ujęta.

Po pierwsze, wraz z informacją o decyzji prowincjała pojawiły się w mediach zapewnienia, że nie ma ona związku z treścią nauczania suspendowanego zakonnika. To ważne. Nie tyle dla, jak zasugerowali niektórzy złośliwcy, dalszej sprzedaży jego publikacji, ale przede wszystkim dla uniknięcia poważnego niepokoju i zamieszania w sumieniach tych wszystkich, którzy w jakiś sposób z ukaranym duchownym się zetknęli, słuchali jego wystąpień na żywo czy za pośrednictwem rozmaitych nośników.

Z przykrością muszę przyznać, że spotkałem w życiu niemało duchownych o różnym stażu, którzy linię między tym, co głoszą, a tym, jak żyją, mieli dość mocno i grubo wyrysowaną. Licznie też napotykałem świeckich, "zaangażowanych" katolików, którzy bardzo aktywni w przykościelnych grupach, w domu żyli niemal tak, "jakby Boga nie było". Z wciąż nowym zdziwieniem odkrywałem, że funkcjonowanie w takim dualizmie nie sprawia im wcale szczególnych trudności.

Stara rzymska sentencja "Verba docent, exempla trahunt" (słowa uczą, przykłady pociągają), która w życiu Kościoła powinna być oczywistością, w praktyce wcale się nią nie okazuje. Tymczasem ona obowiązuje z coraz większą siłą. Ludzie coraz bardziej zwracają uwagę nie tylko na to, co jest im głoszone w Kościele i w kościele, ale również na to, kto im głosi Ewangelię. Szukają autentyczności. Szukają prawdy, czyli zgodności słów z czynami.

Muszę przyznać, że właśnie w tym aspekcie przyglądam się działalności duchownych i świeckich przedstawicieli Kościoła katolickiego w Polsce w Internecie. Na przykład na Facebooku. I raz po raz skóra mi cierpnie, gdy czytam pełen, mówiąc łagodnie, niechęci do jakiegoś ugrupowania politycznego wpis sygnowany przez duchownego albo umieszczony z poczuciem własnej doskonałości post jakiegoś zdeklarowanego "chrześcijanina - katolika" na temat kogoś, kto nie podziela jego sposobu przeżywania wiary albo formy duchowości.

Benedykt XVI w jednym z orędzi na Światowy Dzień Środków Przekazu napisał, że Internet dla katolika też jest miejscem dawania świadectwa wiary. Globalna sieć, to miejsce, w którym czasami wyjątkowo ważne jest zarówno, kto mówi, jak i co mówi. Nawet w zwykłym komentarzu pod postem pozornie zupełnie nie dotykającym sfery wiary i religii.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

I kto to mówi?
Komentarze (27)
A
a.
3 grudnia 2012, 04:38
Stara rzymska sentencja "Verba docent, exempla trahunt" (słowa uczą, przykłady pociągają), która w życiu Kościoła powinna być oczywistością, w praktyce wcale się nią nie okazuje. Tymczasem ona obowiązuje z coraz większą siłą. Ludzie coraz bardziej zwracają uwagę nie tylko na to, co jest im głoszone w Kościele i w kościele, ale również na to, kto im głosi Ewangelię. Szukają autentyczności. Szukają prawdy, czyli zgodności słów z czynami Szukają, nie znajdują, zawiedzeni odchodzą. Tylko zapominają, że nigdy nie będzie idealnych księży, idealnych współbraci. Że nagle ksiądz głoszący piękne, płomienne kazania okaże się grzesznym człowiekiem. Upadającym pod ciężarem własnych problemów. Pęknie bańka mydlana wspaniałego pociągającego przykładu wzorowego katolika, bo okaże się tylko zwykłym upadłym człowiekiem. Szukanie przykładów wśród ludzi to duże ryzyko ciągłego ranienia się i ciągłego zawodu. Chyba, ze uzna się wolność każdego do grzechu i przestanie się opierać swoją wiarę na przykładach i wzorcach innych ludzi. Mamy dowód, że diabeł tak łatwo ofiar swych nie puszcza, ale znając ich słabe punkty atakuje z większą przebiegłością. Nasz bohater (F.B.) imał się okultyzmu/satanizmu i niestety.. tymczasowo (miejmy nadzieję) przegrał.
NW
nie ważne kto
2 grudnia 2012, 20:50
"A ja pytam, czemu Deon milczy? O Natanku się rozpisywał, dzisiaj o innym księdzu pisze, a o o. Fabianie, kamień w wodę. Gdyby znaleźć tutaj, czyli u źródła, wiarygodne informacje nie potrzebne by były spekulacje internautów. " Cytat od Aquila O tak, wiarygodne informacje jak najbardziej wskazane byłyby tym bardziej, że był tu reklamowany, choć już wtedy pojawiały się opinie kontrowersyjne. I dalej nie wiadomo o co chodzi. Dziś zobaczyłam w Internecie szokujące zdjęcie z tym człowiekiem, które ktoś wkleił, nawet nie wiadomo kto.
Z
zato
22 listopada 2012, 17:10
Makryno, masz rację dlatego zaraz napisałam drugi post dziękując za ten artykuł:-) W pierwszym odruchu napisałam pierwszy post, choc nie chodziło mi tu tez o osąd autora:-) Potem wróciłam do artykułu....i zgadzam się z jego treścią co do spójności słów i czynów ....a raczej jej potrzebie, aby byc wiarygodnym i aby być świadectwem dla innych.
Z
zato
22 listopada 2012, 17:09
Makryno, masz rację dlatego zaraz napisałam drugi post dziękując za ten artykuł:-) W pierwszym odruchu napisałam pierwszy post, choc nie chodziło mi tu tez o osąd autora:-) Potem wróciłam do artukułu....i zgadzam się z jego treścią co do spójności słów i czynów ....a raczej jej potrzebie, aby byc wiarygodnym i aby być świadectwem dla innych.
22 listopada 2012, 15:39
@zato Tekst nie jest o suspendowanym zakonniku. To raczej samo wydarzenie stało się pretekstem do napisania paru zdań. A do tego nie trzeba nikogo znać osobiście. Gdyby ktoś mnie spytał o czym jest ten tekst, to odpowiedziałabym, że przede wszystkim o dawaniu świadectwa, o potrzebie spójności słów z czynami. Faktycznie szkoda, że ani słowa o tym na deonie, tym bardziej, że promowane były tu jego audiobooki. Znam przypadek suspensy sprzed lat, gdy wieść o tym rozchodziła się pocztą pantoflową, a ów zakonnik po odbytej karze napisał w internecie, że przez pewien czas prowadził życie ukryte... Więc i tak doceniam, że choć nie na deon.pl, ale można dowiedzieć się o tym fakcie.
C
canisdomini
22 listopada 2012, 15:14
małe ad vocem do artykułu: http://canisdomini.wordpress.com/2012/11/22/verba-docent-exempla-trahunt/
T
tak
22 listopada 2012, 13:43
Ewa-Kaśka, cieszę się że żyjesz i że zrobiłaś wyjątek.
Z
zato
22 listopada 2012, 13:31
P.S. Za dużo fajnych spostrzeżeń w powyższym artykule - dziękuję!
Z
zato
22 listopada 2012, 13:16
To ciekawe jak można napisać artukuł  jeśli "samemu nie zna sie człowieka"....... Znam więszość konferencji o.Fabiana (i uważam, że są swietne!) ale nie odważyłabym się napisać lub wypowiadać na temat tej sprawy. Nikt z nas przeciez nie wie co się faktycznie zadziało. To co możemy zrobić to modlić się. Wszak tylko Pan wie o co tam naprawde chodzi.....A my chrześcijanie (czy to wierni, kapłani, ojcowie, przełożeni, opci itp) nie jesteśmy bezgrzeszni czy doskonali..... ale na pewno powinniśmy jedni za drugich się modlić...., bo jak dla mnie to jest sygnał, że ta sprawa wymaga obmodlenia...
22 listopada 2012, 13:02
Drogie Panie - macie racje patrząc ze swojego, jakże pięknego świata dobroci i miłości. Ale jest też świat prosty, męski, gdzie jest, że jak się w coś wierzy to i życie za to się odda. Kiedyś były ustawki i ręczne tłumaczenie swojej prawdy, teraz cywilizacja się rozwinęła i miejscem dyskusji jest internet.
22 listopada 2012, 12:56
Stara rzymska sentencja "Verba docent, exempla trahunt" (słowa uczą, przykłady pociągają), która w życiu Kościoła powinna być oczywistością, w praktyce wcale się nią nie okazuje. Tymczasem ona obowiązuje z coraz większą siłą. Ludzie coraz bardziej zwracają uwagę nie tylko na to, co jest im głoszone w Kościele i w kościele, ale również na to, kto im głosi Ewangelię. Szukają autentyczności. Szukają prawdy, czyli zgodności słów z czynami Szukają, nie znajdują, zawiedzeni odchodzą. Tylko zapominają, że nigdy nie będzie idealnych księży, idealnych współbraci. Że nagle ksiądz głoszący piękne, płomienne kazania okaże się grzesznym człowiekiem. Upadającym pod ciężarem własnych problemów. Pęknie bańka mydlana wspaniałego pociągającego przykładu wzorowego katolika, bo okaże się tylko zwykłym upadłym człowiekiem. Szukanie przykładów wśród ludzi to duże ryzyko ciągłego ranienia się i ciągłego zawodu. Chyba, ze uzna się wolność każdego do grzechu i przestanie się opierać swoją wiarę na przykładach i wzorcach innych ludzi.
E
Ewa-Kaśka
22 listopada 2012, 09:57
Oho, Taku, Taku. Szybki komentarz, celna riposta i już wiesz, jak żyję? Pracuję z ludźmi, kocham się z mężem, kłócę i wygłupiam z dzieciakami, piję i jem łakocie z przyjaciółmi, w niedzielę wieczorem zamyślam się nad mądrym kazaniem albo zżymam na nieprzemyślane lub agresywne, płaczę wzruszona, farbuję siwe włosy, podlewam kwiatki... A po robocie wieczorem lub w jakiś wolny poranek przed piję herbatę z książką, TP, a nie z Internetem - po prostu. Choć właśnie dziś robię inaczej i , właśnie!, wciągam się w dyskusję z Tobą. Zyję!
T
tak
22 listopada 2012, 09:35
Czy to nie jest ucieczka od rzeczywistości, która oddala od prawdziwego życia. Zamknąć się w książkach, gazetach, stworzyć sobie kokon i czekać na śmierć.
E
Ewa-Kaśka
22 listopada 2012, 09:11
A ja sobie myślę, Mała Mi, że ilekroć zaglądam do Internetu, tylekroć karmię tego swojego łobuza, którego - jak bardzo słusznie piszesz - należy ograniczać przez ścisłą dietę. Robię to z rzadka, ale efekt... Niemal zawsze taki sam. Na początku nadzieja, że może jednak, że znajdę mądre, dobre słowa, że będzie (no właśnie!) dobry początek dnia... A potem jest jak po zjedzeniu czegoś mocno niedobrego, oj, niedobrego. I przechodzę na dietę, czyli kochane książki, teksty moich sprawdzonych autorów, zaufane papierowe (bez internetowej pokusy) tygodniki i miesięczniki. Troska o moje bardzo żywotne oba wilki wymaga sporo uważności i wysiłku :-) Dobrego dnia wszystkim. I dzięki, Mi, bo, zobacz, nie mam dziś tego niefajnego "kaca" - dzięki Twojemu wpisowi, dzięki.
MM
mała mi
22 listopada 2012, 08:44
 Jaki dobry artykuł na początek dnia. Dziękuję :-) Ja od młodości żyłam przekonaniem, że słowa uczą, a przykłady pociągają. Stąd największą moją troską było i jest być dobrą. Po prostu, być dobrą dla siebie i dla innych. Z tego też wypływa miejsce, jakie zajęłam i zajmuję w Kościele. Świadczyć życiem. Zero morałów, dużo walki duchowej. No i ostatnio (liczone miesiącami, może latami), czytając Internet, mam zamęt. Bo wyraźnie widzę, że ta postawa jest krytycznie i surowo oceniana przez współwyznawców. Ludzie tyle energii wkładają w wymyślanie argumentów i inwektyw adresowanych nie do wrogów, lecz współbraci, że mnie to osłabia. Przypuszczam, że sami potem też nie mają już sił na walkę o dobro w sobie. "Wygrywa wilk, którego karmię..." - to współczesny cytat i stara prawda. Ja chcę karmić wilka łagodnego, który jest mi pomocą w walce przeciw lękom i złościom. Tego agresywnego, który krzyczy "ja, mnie, moje!", trzymam na ścisłej diecie.
Jadwiga Krywult
22 listopada 2012, 08:08
Och, jest bardzo wiele, ale czy naprawdę, ale NAPRAWDĘ, to co jest pomiędzy zimnem a gorącem jest najlepsze? niektórzy katolicy błednie rozumieją bycie gorącym, podobnie jak niektórzy muzułmanie błędnie rozumieją dżihad. W jednym i drugim przypadku nie ma chodzić o dopieczenie innym.
D
Daniel
22 listopada 2012, 00:20
 zachecam Autora "I kto to mówi?" - do zapoznania się z trescią audioboków - albo przynajmniej jednej konferencji o. Fabiana Błaszkiewicza SJ - wtedy dowiesz się - kim jest o. Fabian i co mówi...
S
Sancho
21 listopada 2012, 23:13
teraz czekamy na suspensę dla o. Oszajcy.
21 listopada 2012, 23:04
A ja pytam, czemu Deon milczy? O Natanku się rozpisywał, dzisiaj o innym księdzu pisze, a o o. Fabianie, kamień w wodę. Gdyby znaleźć tutaj, czyli u źródła, wiarygodne informacje nie potrzebne by były spekulacje internautów.  
T
tak
21 listopada 2012, 21:12
znowu okrągłe słówka, które nic nie dają , nic nie załatwiają a pozostawiają te same podziały. Każda z skonfliktowanych stron przeczyta je po swojemu. W tym tekście nie ma żadnej jasnej wykładni. Zero efektu. To po co to pisać i po co to publikować?
K
klara
21 listopada 2012, 20:53
@OITAM czy naprawde ale NAPRAWDE wedlug Ciebie nie ma NIC pomiedzy niechecia a dawaniem sobie buzi? Och, jest bardzo wiele, ale czy naprawdę, ale NAPRAWDĘ, to co jest pomiędzy zimnem a gorącem jest najlepsze?
A
agiornamento
21 listopada 2012, 20:39
"I raz po raz skóra mi cierpnie, gdy czytam pełen, mówiąc łagodnie, niechęci do jakiegoś ugrupowania politycznego wpis sygnowany przez duchownego" to by musiał ks. sprecyzować - czy cierpnie ks skóra gdy ks Sowa nazywa PIS "dziczą", czy też gdy jakiś inny kapłan wyraża się np krytycznie o postępowaniu naszej władzy w kwestiach bioetycznych (łamanie sumień posłó itd...). Bo sytuacje chyba są różne. Zapytam jeszcze - czy jeśli duchowny katolicki wyraża się na facebooku bardzo źle o związku zawodowym S. i domaga się ukarania jego przewodniczącego to wtedy też jest to powód do "cierpnięcia skóry"??
L
leszek
21 listopada 2012, 20:12
 Ktoś znowu za bardzo uwierzył we własną legendę.
O
OJTAM
21 listopada 2012, 19:01
I raz po raz skóra mi cierpnie, gdy czytam pełen, mówiąc łagodnie, niechęci do jakiegoś ugrupowania politycznego wpis sygnowany przez duchownego A jeśli jakieś ugrupowanie polityczne sabotuje cały jego trud, głosząc hasła sprzeczne z nauczaniem Kościoła, to co - ma im dać buzi?  czy naprawde ale NAPRAWDE wedlug Ciebie nie ma NIC pomiedzy niechecia a dawaniem sobie buzi?
A
Artur
21 listopada 2012, 17:18
O. Fabian jest jednym z tych, którzy bardzo przybliżyli mi Słowo Boże. M.in. dzięku niemu zrozumiałem, że Biblia to nie jest jakiś tam zbiór opowieści dawno temu napisanych, lecz faktycznie dotyczy mojego życia. Módlmy się za kapłanów!
jazmig jazmig
21 listopada 2012, 16:43
Czytając niektóre wypowiedzi ks. Sowy czy o. Zięby, odnoszę wrażenie, że powinni oni wziąć sobie do serca i sumienia ten artykuł ks. Artura.
K
klara
21 listopada 2012, 15:18
I raz po raz skóra mi cierpnie, gdy czytam pełen, mówiąc łagodnie, niechęci do jakiegoś ugrupowania politycznego wpis sygnowany przez duchownego A jeśli jakieś ugrupowanie polityczne sabotuje cały jego trud, głosząc hasła sprzeczne z nauczaniem Kościoła, to co - ma im dać buzi?  PS. Nie daję tu wyrazu żadnym moim politycznym sympatiom, bo dla mnie wszystkie "ugrupowania polityczne" są siebie warte, a dokładniej nie warte funta kłaków.