ISIS szturmuje Damaszek - co możemy zrobić?

(fot. PAP/EPA/VALDRIN XHEMAJ)

Matios wypalił bez ogródek, żebym "coś" zrobił, by ich rodzina mogła uciec z Syrii. Odpowiedziałem, że nie wiem, czym mogłoby być to "coś". Że nie wiem, co mógłbym w tej sytuacji zrobić. Matios głęboko rozczarowany zrozumiał, że nie chcę dla nich zrobić "nic".

To w jego domu odprawiałem czasem Mszę św. dla grupy rodzin, nad którymi miałem duchową pieczę w Damaszku. Pomieszał mi szyki ten dzieciak. Woła do mnie swoimi telefonami od dwóch dni niemal co kwadrans. Co spojrzę na ekran mojego iPhone'a, to wyświetla mi się z Vibera twarz tego grubaska wraz z nowym wpisem.

Bardzo deprymujące jest dla człowieka, gdy ktoś na niego nieustannie patrzy i czeka. Tak już jest ze mną od dwóch dni. Dajesz delikatnie do zrozumienia, że już wystarczy, że więcej nie trzeba, że chciałbyś wreszcie swobodnie sobie pooddychać.

Sądzisz, że rozmowa jest już skończona, a tu przychodzi znów świeży "message". Czyli znów widzisz twarz Matiosa, który patrzy na ciebie i czeka. Przy czym nie tyle chodzi mu o twoje słowa, ile o twoje zachowanie.

DEON.PL POLECA

Prosi, żebyś zrobił dla niego to, o co on cię prosi. Mały Matios chce opuścić Syrię. Oczywiście nie sam, ale z całą rodziną. Z ojcem, matką i dwiema siostrami. Chce to uczynić już teraz, zaraz i krzyczy do ciebie, wołając o pomoc.

Początkowo sprzeciwiał się ojcu i nie chciał emigrować, a teraz co piętnaście minut sprawdza, czy coś zrobiłem, aby im ułatwić ucieczkę. Mówi, że już są spakowani. To znaczy nie obchodzi już ich, co stanie się z ich mieniem, na które wcześniej tak ciężko pracowali. Chcą wyjeżdżać natychmiast. Chcą stąd się wyrwać.

Tutaj nie ma pracy (od pierwszych chwil "rewolucji" narzucono Syrii embargo ekonomiczne), nie ma prądu, wody, jedzenia. Chce się ratować. Tym bardziej że na horyzoncie zima.

Na domiar złego wzmaga się ofensywa ISIS. Ich pociski spadają na dzielnice mieszkaniowe Damaszku. Są to ataki nękające. Nie wiadomo, kiedy i gdzie będzie nowy wybuch. Chodzi o to, aby ani chwili i w żadnym miejscu nikt z mieszkańców tego miasta nie czuł się bezpieczny.

Przy każdym większym wybuchu Matios i jego bliscy spontanicznie, jak wszyscy inni w tym kraju, mówili "alhamdu lillah" ("dzięki Bogu"). Bo pocisk nie spadł na nich.

Nie wiem, czy nadal tak mówią, bo brzmi to również jak podziękowanie, że pocisk spadł na dom sąsiadów. A sąsiedzi są tak samo przerażeni i tak samo jak oni - niewinni.

Rabij, ojciec Matiosa, pisał do mnie pół roku temu, że wyjechaliby do Europy, gdyby trafiła im się taka okazja. Najlepiej do Holandii albo do Szwecji, bo tam jego dzieci mają swoich kolegów i koleżanki. Tam, jak słyszeli, uciekinierom z Syrii najlepiej się powodzi.

Matios napisał mi wczoraj zupełnie groteskowe słowa o tym, że dla dzieci bardzo ważna jest nadzieja. Inaczej nie będą mogły normalnie żyć, uczyć się i rozwijać. Odebrałem to jako próbę intelektualnej manipulacji ze strony Matiosa, aby mnie skuteczniej przekonać do działania. Widocznie dzieciak wyobrażał sobie, że ten wysoce intelektualny argument musi - mnie dorosłego - ostatecznie przekonać.

Po tym uczonym wstępie wypalił już bez ogródek, żebym "coś" zrobił, by ich rodzina mogła uciec z Syrii. Odpowiedziałem, że nie wiem, czym mogłoby być to "coś". Że nie wiem, co mógłbym w tej sytuacji zrobić. Matios głęboko rozczarowany zrozumiał, że nie chcę dla nich zrobić "nic".

Wyraźnie było widać, że - żyjąc w dwóch różnych światach - mamy inny stosunek do czasu. Ludzie mający na co dzień kontakt z terrorem, zastraszeni, przerażeni, głodni, wyczerpani nerwowo, wołający o ratunek nie rozumieją moich zapewnień: "Dobrze, dziękuję, zajmę się waszym zgłoszeniem. Ale za tydzień, bo pan naczelnik jest na urlopie, w przyszłym tygodniu powrócimy do tej sprawy…".

Inaczej rozmawiam ja, a inaczej ktoś, kto się decyduje na opuszczenie wszystkiego, co posiada, sprzedając to po niskiej cenie, aby następnie cały swój dobytek oddać tureckim przemytnikom i europejskiej mafii. W zamian otrzyma obietnice dostania się w głąb Europy. Za cenę ryzyka zostaną ograbieni z pieniędzy. Czasem nawet za cenę utraty życia.

Ostatni wpis Matiosa był wczoraj. Dzisiaj nie miałem już żadnego komunikatu z jego strony. Powierzył mi w nim sprawę ich ucieczki. Powtarzając już któryś raz z rzędu, że chodzi o wyjazd całej rodziny. Podał imiona poszczególnych jej członków: zaczynając od ojca, poprzez matkę i jego dwie młodsze siostry. Skończył na: "i ja Matios", czyli po polsku Mateusz.

Oficjalny formularz został przez niego sporządzony, teraz do mnie należy poprowadzenie tej sprawy do szczęśliwego końca.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

ISIS szturmuje Damaszek - co możemy zrobić?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.