Jak pomóc dzieciom w Aleppo?

(fot. Karol Wilczyński)

Właśnie w Syrii zaskoczył mnie kolejny spór o to, jak pomagać. Adoptować czy wysyłać fundusze na miejsce? Mamy ogromny talent do robienia polityki wokół czegoś dobrego. A w tym przypadku pomóc jest bardzo łatwo.

Mój pierwszy sen w Damaszku zakończył się nagle. Obudziły mnie krzyki dzieci. Media z lubością przekazujące drastyczne opisy morderstw i śmierci wsparły ten głos w mojej głowie, który uparcie twierdził, że na pewno dzieje się coś złego.

Zerwanie się z łóżka w Damaszku nie jest jednak od jakiegoś czasu takie proste. Stolica Syrii pozbawiona jest stałego dostępu do prądu (a do niedawna także do wody). Biorąc pod uwagę brak ogrzewania oraz temperatury poniżej zera utrzymujące się w nocy, łatwo sobie wyobrazić, że odkopanie się spod kilku warstw koców i kołder nie jest rzeczą łatwą. W pokoju jest jakieś dziesięć, może dwanaście stopni. Na zewnątrz pierwsze promienie słońca podniosły temperaturę do pięciu stopni. W takich chwilach okazuje się, jak bardzo słaba może być wola.

W końcu jednak "głos" przegrywa. Widzę, jak na dziedzińcu klasztoru Nawrócenia św. Pawła, w którym nocuję, krzyczy zgraja kilkudziesięciu dzieciaków. Wokół nich te same szalone ruchy wykonuje kilka dorosłych osób. Spoglądam na łóżko obok i Anię przerażoną czy to rykiem dzieci, czy to perspektywą wychylenia nosa spod ciepłego okrycia.

Terapia dla syryjskich dzieci

Po kilkunastu minutach okazało się, że siostry franciszkanki zorganizowały całoroczną terapię psychologiczną dla osiemdziesięciorga dzieci z okolicy. W Syrii żyje obecnie około sześciu milionów dzieci. Wszystkie zetknęły się z wojną, także dzieci prezydenta czy przywódców rebelii. Wszystkie potrzebują intensywnej terapii, której nie zapewniają szkoły publiczne.

Te, które widzę, mają szczęście - mają rodziców. Podczas organizowanych przez siostry zajęć mogą zadawać sobie pytania, na przykład: "co kocham robić?" lub "kim jestem?". Mają możliwość, by porozmawiać na spokojnie o swoich lękach.

Gdy zaczynają się bawić w wojnę, podchodzą do nich instruktorzy i zapraszają, by robiły coś innego. Bo zabawa w wojnę jest - obok piłki nożnej - niewątpliwie najpopularniejszym zajęciem syryjskich dzieci. Coś jak zabawa w palenie Żydów wśród dzieci, które przeżyły obóz koncentracyjny.

Dzieci bezdomne

Te dzieci w ogóle mają czas na zabawę. Bo są takie, które zbierają na śmietniku opał oraz suchy chleb, by potem sprzedawać go za grosze na targu. Najczęściej robią to pięcio- czy sześciolatki, które idealnie mieszczą się w szczelinach pod kontenerami, gdzie jakimś trafem znajdują największe kawałki. Potem zanoszą zarobek (w ciągu dnia ok. pół dolara, czyli 250 syryjskich funtów) rodzicom, którzy zajęli pustostan w zniszczonym przez wojnę budynku.

Są jednak dzieci, które mają jeszcze gorzej: bezdomne, porzucone, osierocone i zostawione na pastwę losu w tym piekle, jakim stała się Syria. Najczęściej znajduje się je w grupach. W sobotę pracownicy Caritasu znaleźli w Aleppo dwie takie grupy dzieci: sześcio- oraz trzyosobową. Jak sprawdzić, kim są te dzieci? Kim są ich rodzice?

Nowe sieroty odnajdywane są na terenach wyzwolonych przez armię Assada niemal codziennie. Jeśli chodzi o historię z soboty, to najstarsi chłopcy (odpowiednio 12 i 10 lat) powiedzieli, że ich ojcowie nie żyją, a matki są w więzieniu. Najmłodsza dziewczynka ma 9 miesięcy.

Czy adopcja jest bez sensu?

Co ważne, nawet jeśli pochodzą z muzułmańskich rodzin, to nikt się nimi nie zainteresuje. Powodów jest wiele: po pierwsze, tak naprawdę nie wiadomo, jakie jest ich pochodzenie; po drugie, mówi się, że mogą to być dzieci osób określanych mianem terrorystów na terenach opanowanych przez rząd; po trzecie, niemal nikogo nie stać na to, by przyjąć do siebie kolejne dzieci; po czwarte, krewni o nich nie słyszeli, a w islamie nie funkcjonuje coś takiego jak adopcja osób spoza rodziny.

Pozostają oczywiście ośrodki państwowe oraz te prowadzone przez Kościół. Należy jednak zdać sobie sprawę z liczby porzuconych i osieroconych dzieci. Przykładowo ponad 15 tysięcy zostało odnalezionych na terenach wyzwolonych niedawno spod władzy tzw. Państwa Islamskiego. Ich ojcowie nie są znani. Matki często trafiają do więzienia za (nierzadko przymusową) kolaborację z terrorystami IS. To dzieci terrorystów, które do końca życia nosić będą piętno swego pochodzenia.

Być może w tym przypadku adopcja miałaby sens, ale wydaje się, że o wiele prostsze będzie zorganizowanie i ufundowanie sierocińca na miejscu.

Aleppo rozpoczyna nowe życie

Choć sytuacja w Aleppo jest dramatyczna, to są też dobre wieści. Przede wszystkim nie są już tam prowadzone żadne regularne działania zbrojne. Jest szansa na całodobowy dostęp do wody (prądu nie będzie najprawdopodobniej do końca wojny). To pozwala rozmaitym instytucjom na prowadzenie intensywnych akcji pomocowych. W parafii pw. św. Franciszka ksiądz Ibrahim pochwalił się, że wydał w styczniu zebrane 30 tysięcy dolarów na doraźną pomoc (tzw. emergency boxes oraz odbudowę domów).

Caritas Syria ruszy niebawem ze specjalnym projektem mającym pomagać uchodźcom wewnętrznym, takim jak dziewiątka wspomnianych sierot. Niestety, ogromnym problemem są fundusze oraz nieskończone - na tym etapie - potrzeby mieszkańców zniszczonego Aleppo. W tej chwili najprościej przekazać fundusze do miasta w ramach programu "Rodzina rodzinie" organizowanego przez Caritas Polska.

Najważniejsze, jak mówi s. Urszula z klasztoru w Aleppo, by patrzeć na to, kto komu pomaga, a nie robić z tego polityki.

Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Wraz z żoną prowadzi bloga islamistablog.pl. Obecnie oboje przebywają w Aleppo.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak pomóc dzieciom w Aleppo?
Komentarze (14)
Andrzej Ak
7 lutego 2017, 20:51
Pomysł pomagania tam na miejscu potrzebującym jest bardzo dobry. Czy to bedzie Syria, czy Liban, czy może Irak lub Indie pomagać wszystkim w potrzebie warto. Chyba nikt inny jak Jezuici nie ma takiego posłuchu u Franciszka. 1 mln Euro dla Syrii na dzieci, 1 mln Euro ..... Po parafiach też można organizować zbiórki na pomoc potrzebującym. Wystarczy dawać przykład i publikować ile wpłacono, komu i na co. Myślę, że miliony Polaków (i nie tylko Nas) chętnie wesprze i zasili konta, z których coś ubyło. W Jezusowej perwszej wspólnocie kasą zarządzał Juda Iskariota. Obecnie kasą w Kościele Powszechnym zarządza... ...no właśnie, kto teraz kasą zarządza? Najpierw przykład potem inni pójdą w te ślady. Tak było kiedyś i tak będzie i dzisiaj. Nie oznacza to, że ja nic nie dam, póki Franciszek nie wyłoży z sakwy. Ja dam, ale inni tego już nie zrobią, bynajmniej nie miliony, bo nie ma zachęty. Przepis podałem wyżej, Bractwo Jezusowe niechaj przemyśli, bo może warto nakłonić Franciszka na taki gest. Pieniądze to w końcu również marność tego świata, jakich tu wiele.
K
Kubus_Puchatek
6 lutego 2017, 21:45
Bardzo, a to byłbym wdzięczny autorowi gdyby powiedział gdzie znalazł te 15 tyś sierot na terenach niedawno odbitych IS. Otóż Armia Syryjska i wspierające ją oddziały szyickie  w ciągu ostatniego roku zajeły tylko kilka wiosek koło Allepo aby odblokować bazę lotniczą. Byli tak zajęci równaniem z ziemią wschodniego Aleppo żę oddali nawet IS zdobytą wcześniej Palmirę. Jedyne tereny zostały odbite od IS w Syrii to pustynne tereny na północ od Al Rakka, zdobyte, w skrócie pisząc przez Kurdów. I ostanio mały obszar na północ od miasta Al Bab przez Turcję i będących na ich "usługach" rebeliantów. Nie myślę żeby Kurdowie i Turcy zgłaszali sieroty do rządy Assada i żeby mogło ich być 15 tyś. Skąd te dane ???
KW
Karol Wilczyński
8 lutego 2017, 12:17
Nie będę się spierał o politykę. Na terenach przejętych przez Asada z rąk dżihadystów w grudniu i styczniu mieszkało kilkaset tysięcy ludzi. Dane o ok. 15-20 tysiącach dzieci, których ojciec jest nieznany, przekazał mi pracownik Caritas Internationalis. Są to oczywiście szacunki.
6 lutego 2017, 11:56
"W tej chwili najprościej przekazać fundusze do miasta w ramach programu "Rodzina rodzinie" organizowanego przez Caritas Polska" - święta racja. Mam nadzieję, że prezydent Sopotu to zrobi. Choć przyznam, że na pewno nie będzie tym zainteresowany, bo to zbyt proste i bez politycznej awantury.
6 lutego 2017, 12:12
Polska Akcja Humanitarna. Tam wiadomo gdze i na co zostana wykorzystane przekazane przez nas pieniądze. Caritas nie rozlicza się szczegółowo, równi dobrze takie paienądze moga trafić na dofinansownie np. misji w Afryce.
KJ
k jar
6 lutego 2017, 13:25
Bzdura. PAH też ma kilka programów w ramach swojej działaności, czyli idąc tym tokiem pieniądze mogą trafić np. do Sudanu,gdzie też powstają studnie.Każda akcja czy PAH czy Caritas ma swoje subkonta.
6 lutego 2017, 14:05
Jeśłli Pan taki "mądry" to proszę o przedstawienie bilansu (szczegółowe rozliczenie) zabiórki na ofiary Katastrofz budowlanej na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich. Też mieli oddzielny rachunek. Po ile wypłacano? Ile zebrali? i gdzie podziała się reszta pieniędzy.  Pan pokaże rozliczenie i będziemy dalej dyskutować.
KJ
k jar
6 lutego 2017, 16:48
Jeśli Pan na to wpłacał to proszę zapytać się wprost Caritas Archidiecezji Katowickiej (numery telefonów i maile na ich stronie). Akcja "Pomoc Ofiarom Kataklizmów" ma swoje subkonto, więc nie ma problemu,żeby Panu nie podali danych z 2006 roku. Ich sprawozdania merytoryczne i finansowe są na stronie internetowej za lata 2006-2015. Jeśli ma Pan żal do Kościoła, to proszę złożyć oficjalne zażalenie (co jak co, ale na Śląsku w porównaniu z innymi częściami Polski kuria działa bez zarzutu - jeżdżę często do archiwów kościelnych i rozmawiam z kurialistami, to mogę porównać).
7 lutego 2017, 11:48
Rozumieme, że nie może Pan podać takiego rozliczenia. Nie dziwi mnie to. Z uzyskanych informacji wynika, że część (niemała część) poszła na budowę kościoła na Ukrainie mimo, że były to wpłaty celowe. Inne organizacje poniosłby konsekwencje takiego działania ale nie świnty Kościół. Zbierali na pomoc rodziom ofiar.  Według informacji podanych do publicznej wiadomości Caritas zebrał na pomoc poszkodowanym i ich rodzinom ok 15 mln zł. Na ten cel zostało wydane ok. 4,5 mln zł.  Chce Pan wpłacać na Caritas prosze bardzo, ale niech Pan nie sądzi, że to pomoże ofiarom w Alepo.
7 lutego 2017, 12:16
Katastrofa była w 2006 roku. Sprawozdania sa od roku 2006. Ale nie można znaleźć rozliczenia tej "akcji". Dziwne prawda?
KJ
k jar
7 lutego 2017, 13:42
Jeśli ma Pan takie dane, to trzeba z tym iść do prokuratury,gdyż to jest zawłaszczenie pieniędzy ze zbiórki publicznej.Ale ja się dziwię, że media zwłaszcza te nieprzychylne Kościołowi tego nie podchwyciły i nie trąbia o tym. Przecież byłby to news dnia. Przestrzegam przed nadmierną podejrzliwością.Co do pomocy Aleppo - robię to na bieżąco poprzez PPM i stale jestem w kontakcie z koordynatorami akcji, więc wiem,na jakie działania idą moje pieniądze. Podobnie z funduszami na Kirche in Not i Open Doors- stale dzwonię i się pytam, więc nie widzę powodu, aby krytykować ich działania.Rozumiem, iż ci co uczestniczą w akcji "Rodzina Rodzinie" też to robią, więc nie zakładam z góry jakichś nieprawidłowości.
8 lutego 2017, 19:09
Trąbiły tyle, że Kościół miał wyjaśnienia bardzo głęboko .... Ale prawo nie pozwala rozliczać Kościoła, bo Kościół jak wiadomo jest "świętą krową"
8 lutego 2017, 19:11
Problem polega na braku detalicznego rozliczenia. Kościół nie ma obowiązku prwnego ale przyzwoitość chyba jednak go obowiązuje.
KJ
k jar
6 lutego 2017, 11:43
Jeśli porównywać Aleppo z Warszawą pierwszych lat po wojnie, to trzeba pamiętać,że wypracowano w Polsce skuteczny system pomocy wałęsajacym się wśród gruzów sierotom. Śp. Irena Sendler na łamach "Opiekuna Społecznego" w 1946 roku zainicjowała akcję "garnuszkową", która polegała,że każde dziecko w Warszawie było utrzymywane, karmione i zaopiekowane choćby przez kilka dni. prze kolejne, zgłaszajace się do punktów samarytańskich kobiety. Jeśli się czyta sprawozdania to można się popłakać z jakim entuzjazmem,ale i ofiarnością graniczącą z herozimem ratowano dzieci. Ba, w Warszawie w związku z tym apelem w 1946 roku nie odbyła się żadna aborcja,gdyż Sendlerowa tak zdecydowała - ratujemy dzieci. Fakt, pomoc szła choćby ze Szwecji - Caritas to nadzorował, ale zaangażowanie Warszawiaków na rzecz dzieci było niewyobrażalne i odbywało się w mieście ruin, piwnic,bez elektryczności,gazu i bieżącej wody. My w Polsce mamy więc doświadczenie funkcjonowania miasta w warunkach ekstremalnych i wiemy, że się da, ze można dziećmi się zaopiekować na miejscu. Trzeba pomóc tam na miejscu,gdyż nam też tak ofiarnie pomagano. Na leczenie dzieci Warszawy nie jechały zagranicę, gdyż był Otwock,Zakopane,Świebodzin, kolonie na Dolnym Śląsku, ale jak trzeba np. ratować życie jakiegoś syryjskiego dziecka przy użyciu naszych szpitali w Polsce, to nie mam zastrzeżeń. Szwecja ratowała życie naszych więźniarek z Ravensbruck. Granie 10 sierotami z Aleppo uważam za uwłaczające godności zwłaszcza tamtych ludzi.Oni sami dla siebie winni być ostoją,bo oni tam swoje państwo budują.Nie można ich wynaradawiać odbierajac im dzieci.