Katolik a wiara i gesty

(fot. Catholic Church England an... / flickr.com / CC BY-NC-SA 2.0)

Przez katolicki świat medialny przetoczył się ostatnio ciężki walec oburzenia i wzajemnego przerzucania się oskarżeniami z okazji tego co wydarzyło się podczas Eucharystii w jezuickiej parafii w Łodzi. - Jeżeli chcesz się pokłócić z innymi wierzącymi, zacznijcie rozmawiać o liturgii. - usłyszałem kiedyś od starszego jezuity. Cała ta sytuacja to chyba dobra okazja, aby pogłębić myślenie i przeżywanie relacji praktyk i samej naszej wiary.

Ekipa remontowo-wyburzeniowa

Najczęściej jest chyba tak, że coraz śmielej stajemy w pozycji oskarżycieli praktyk wiary
- Chodzi do kościoła, a w domu pije i nie umie porządnie odezwać się do żony! -
- Czy Panu Bogu na prawdę zależy, żebym nie jadł parówki w piątek? -

DEON.PL POLECA

Nie da się też zaprzeczyć temu, że Jezus krytykował faryzeuszy właśnie za to, że za ich praktykami nie stoi pozycja duchowa. Najczęściej nie umiemy usprawiedliwić naszych praktyk, a kiedy próbujemy je zgłębić, okazuje się, że ich wytłumaczenie nas nie przekonuje. Chodzimy do Kościoła, bo tak trzeba; święcimy pokarmy w Wielką Sobotę, bo tak było zawsze. Jednak kiedy przychodzi nam zweryfikować nasze podejście do moralności seksualnej, wówczas najczęściej (jak pokazują badania), wybieramy to co nam bardziej pasuje.

Jednak nasze praktyki są w kryzysie nie tylko dlatego, że mamy wrażenie, że nie umiemy ich usprawiedliwić.

Młot pneumatyczny i przejazd walców

Istnieje pułapka, w którą wpadamy coraz częściej. Wątpiąc w praktyki zwyczajnie je likwidujemy, gdyż nie wiemy poco i do czego one służą. Dotyczy to Kościoła we wszystkich jego elementach. Nie jest to jednak dobre rozwiązanie. Przecież moralność chrześcijańska nie jest pewnym sposobem życia dobrym tylko dla ludzi, którzy wierzą. Jest to coś dobrego i dlatego wchodzi w horyzont naszych wyborów. Jeżeli z niej rezygnujemy, pozbawiamy się więc pewnego dobra.

Mówimy, że lepiej nie chodzić do Kościoła, jeżeli człowiek nie ma wiary, lepiej się nie modlić, bo przecież nie umie uzasadnić istnienia Boga - a jak mamy wejść na drogę wiary, jeżeli jej nie karmimy? Lepiej nie chrzcić dziecka, skoro ono jeszcze nie wybrało w pełni świadomie? - A kto kiedykolwiek miał pełną świadomość tego kim tak na prawdę jest Bóg i z czego składa się wiara? Czy nie chodzi o to, aby wzrastając człowiek mógł mieć pewność, że chociażby popełnił w życiu największą głupotę, to Bóg się go nigdy nie wyprze?

Rewitalizacja terenu

A spróbujmy odwrócić trochę perspektywę. Nie myślmy o praktykach, które muszą być uzasadnione, które muszą zawsze dać odpór wszystkim, nawet najbardziej ciętym krytykom. Pomyślmy o nich, jako o komunikacie, który wysyłamy sobie samym. Zacznijmy słuchać naszych praktyk.

Jeżeli myślimy o modlitwie, z jej przebogatymi symbolami i znakami, to możemy się zapytać w jaki sposób, moje przyklęknięcie, uderzenie się w pierś, skłon, karmi moją wiarę? Co mówi o mojej modlitwie zapach kadzidła, który unosi się w kościele i wypełnia nawet najbardziej zakurzone zakamarki? To w jaki sposób śpiewam, odpowiadam na liturgii - co mnie najbardziej porusza? Nie chodzi o to, żeby człowiek zaczął się oskarżać o bylejakość, czy o małe zaangażowanie. Chodzi raczej o to, aby zacząć słuchać swojego serca.

To samo ma się z postem. Może mieć on wymiar żalu, przeprosin Boga, które idą w parze z nawróceniem. Ale można na niego spojrzeć i z drugiej strony. Co o relacji z Bogiem mówi głód mojego ciała? Co mój post mówi, o sposobie przeżywania tej wielkiej misji, jaką dał mi Bóg, czyli zarządzenia światem? Jak łączę się z Chrystusem na co dzień? Co jest moim największym, życiowym głodem?

A jak to jest z jałmużną? Co mówi moja ofiara o relacjach z innymi? Sposób na uspokojenie sumienia? Nieumiejętność skłamania, że akurat nie mam drobnych? Umiem spojrzeć w oczy? Umiem uścisnąć jej dłoń?

Okazuje się więc, że serce, ciało i relacje, czyli całe nasze życie może stać się jednością z życiem Boga, mało tego, może być mówieniem o Jego bliskości. Czasem nie trzeba szukać nowych środków ewangelizacji, ale zrewitalizować to co już od wieków jest doświadczeniem Kościoła.

Duszpasterz akademicki wspólnoty DA Winnica w Gdańsku Wrzeszczu. Bydgoszczanin. Ukończył filozofię na Akademii Ignatianum w Krakowie. Pracował w Szkole Kontaktu z Bogiem. Studiował teologię na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Podharcmistrz i kilkukrotny przewodnik grupy SZARA WAPM

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Katolik a wiara i gesty
Komentarze (78)
P
paraf4
5 maja 2015, 15:51
O. Paweł jak zawsze pisze aby pisać bo zna się wg. siebie na wszystkim, wie lepiej. Widać tylko media mu samkują a owcami w realu to raczej sie nie przejmuje - patrząc co dotąd już na deonie wypisywał. A prawdziwych liturgistów to trzeba szukać w innym miejscu. Chyba najlepiej u znanego J. Ratzingera czyli papieża emeryta Benedykta XVI. Tyle na ten tema napisał. Albo popatrzeć na msze Św. odprawiane w czasie pontyfikaru św. Jana Pawła II. POSTMODERNISTYCZNY DEON BRNIE NA DNO?
P
poldek34
4 maja 2015, 21:06
 NIe rozumiem dlaczego nikt nie zdaje sobie sprawy - włącznie z autorem- że w czasie MSzy Św. nie tańczono w Łodzi. A autor twierdzi, że tak. Oznacza to, że byla to dyskusja "ślepego z głuchym" bo żaden z nich nie wiedzą do dziś co tak naprawde wydarzyło się w Łodzi po WIgilii Paschalnej.  A od dziennikarzy i publicystów powinno się oczekiwać rzetelności  - zwłaszcza Deonowych. Przez takie teksty nie chce się tu wogóle zaglądać.
T
t
5 maja 2015, 14:57
Poniekąd słuszna uwaga: to nie był nawet taniec lecz wymachiwanie pośladkami i kończynami. Tymi pierwszymi niemal wyłącznie w kierunku Najświętszego Sakramentu.
P
poldek
5 maja 2015, 21:18
Rzetelność dziennikarska nakazuje aby prawdziwie sformuować zarzut a nie uciekać się do przekłamania.  Pozostała część Twojego komentarza jest żenująca gdyż pokazuje, że chodzi Ci o co innego niż rozmowa na temat.
T
t
6 maja 2015, 00:17
Co ma być niby tym przekłamaniem?? Można się domyślać, że próbujesz wcisnąć swoją, bardzo wąską definicję tańca. Używając jej rzeczywiście nie można nazwać tańcem tego, co się widocznie dość regularnie odbywa w kościele jezuitów w Łodzi. Jednak wymachiwanie kończynami i pośladkami kręcąc się przy tym w rytm dźwięków dyskotekowych z całą pewnością nie jest zachowaniem odpowiednim ani dla świątyni katolickiej ani dla liturgii.
P
poldek
6 maja 2015, 18:19
"wymachiwanie kończynami i pośladkami' 1 Alleluja. Chwalcie Boga w Jego świątyni, chwalcie Go na wyniosłym Jego nieboskłonie! 2 Chwalcie Go za potężne Jego czyny, chwalcie Go za wielką Jego potęgę! 3 Chwalcie Go dźwiękiem rogu, chwalcie Go na harfie i cytrze! 4 Chwalcie Go bębnem i tańcem, chwalcie Go na strunach i flecie! 5 Chwalcie Go na cymbałach dźwięcznych, chwalcie Go na cymbałach brzęczących: 6 Wszystko, co żyje, niech chwali Pana! Alleluja. Nie bądź "bardziej święty" niż Biblia.
T
t
7 maja 2015, 00:48
Gdybyś jeszcze nie wiedział: 1. Nieboskłon to nie jest świątynia. 2. Świątynia katolicka to nie miejsce kultu starotestamentalnego. 3. W świątyni katolickiej odbywa się Ofiara Nowego Przymierza, czyli w sposób sakramentalny Śmierć na Krzyżu Zbawiciela. Dlatego nigdy w Kościele nie było bębnów i tańców. Jeśli ktoś coś takiego stosuje, to albo nie ma pojęcia, co to jest za miejsce, i tym samym nie jest katolikiem, albo świadomie pogardza i bezcześci to miejsce oraz jego właściwy cel, do którego zostało wybudowane i poświęcone.
J
janusz
4 maja 2015, 08:20
Typowe rozmywanie tematu i nicniemówienie. A słowami "zacznijmy słuchać naszych praktyk" da się usprawiedliwić każde, dowolnie wybrane, nadużycie liturgiczne.
Łukasz Lasocki
5 maja 2015, 09:15
Przypadkiem nie chodzi o podejście z refleksją do własnego życia religijnego? Co robię i w ogóle poco? Bo ja to tak zrozumiałem.
S
sf
2 maja 2015, 20:11
Artykuł z cyklu jak powiedzieć żeby nic nie powiedzieć... DEON schodzi na psy
H
H20
2 maja 2015, 19:45
Pragnę wszystkich poinformowac , że księżna Kate urodziła córeczkę;-) Ciekawe jak będzie miała ma imię:-)
P
paraf3
2 maja 2015, 18:32
O. Paweł jak zawsze pisze aby pisać bo zna się wg. siebie na wszystkim, wie lepiej. Widać tylko media mu samkują a owcami w realu to raczej sie nie przejmuje - patrząc co dotąd już na deonie wypisywał. A prawdziwych liturgistów to trzeba szukać w innym miejscu. Chyba najlepiej u znanego J. Ratzingera czyli papieża emeryta Benedykta XVI. Tyle na ten tema napisał. Albo popatrzeć na msze Św. odprawiane w czasie pontyfikaru św. Jana Pawła II. POSTMODERNISTYCZNY DEON BRNIE NA DNO?
JK
jakub k
2 maja 2015, 16:17
Witam, powiedzcie mi co się wydarzyło w tej parafii w Łodzi wspomnianej w nagłówku? Bo jak zwykle z Deona niczego sie nie dowiem :/ pozdrawiam!
MM
Mała Mi
2 maja 2015, 16:28
https://www.youtube.com/watch?v=vRdCM5JWcpo
T
tak
2 maja 2015, 10:37
Bardzo mi się ten tekst podoba. Każe wejśc w głębię.
2 maja 2015, 09:52
Czemu tak usielnie stawia sie stworzenie jako centrum? Ciągle ja i mi. Co mówi moja ofiara, co mówią moje gesty, co mnie porusza? Bo przecież JA jestem najważniejszy! 
2 maja 2015, 10:00
Ja jest integralną częścią całości. Jak kropla w oceanie (też jednym z wielu oceanów).
2 maja 2015, 12:41
Miłośc - znów hasło z newage.
2 maja 2015, 15:59
Przyczepiłeś się etykietki Tomaszu tak bardzo, że nie zauważyłeś, że zgodziłam się z Twoim postem.
3 maja 2015, 08:28
Postawa "JA,MI,MNIE" nie jest postawą katolika. Jest postawą egoistycznego poganina.
3 maja 2015, 10:40
Tak Tomaszu, powiedziałabym nawet, że nie tyle nie jest ona postawą katolika, co nie jest postawą osoby świadomej tego, że wszystko i wszyscy stanowimy jedność z Bogiem. Kiedy np. zastąpimy wyrażenie "moja partnerka" wyrażeniem "partnerka, z którą teraz jestem" wyrażamy wówczas wdzięczność obecności daru, w obliczu którego stajemy (=stawanie przed obliczem Boga).
3 maja 2015, 10:50
Partnerka jest wyrażeniem pogan. Dla katolika jest narzeczona(y) a później żona/mąż. I jak najbardziej prawidłowe jest twierdzenie moja żona/ mój mąż, co oznacza mi zaslubiona(y) - bo są wtedy jednym ciałem.
3 maja 2015, 11:24
Rozumiem Tomaszu Twój punkt widzenia. Zauważ proszę, że użyłam słowa partnerka, by rozszerzyć go do wszystkich ludzi, którzy się z kimś wiążą. Zanim żona stanie się żoną zwana jest narzeczoną. Zanim stanie się narzeczoną jest zwana partnerką/przyjaciółką/dziewczyną/kobietą, z którą jesteś. Zanim się z nią zaprzyjaźnisz/zwiążesz jest dziewczyną/kobietą. Zganiłeś egocentryczną postawę 'ja, mnie, mi", po czym za chwilę wprowadziłeś zaimek "moja", a on implikuje "własność". Wiem, że dla uproszczenia przyjęło się tak mówić. Wierzę jednak, że określenie "moja" rozumiesz jako "kobieta, którą poślubiłem i zwę odtąd żoną" widząc w niej dar obecności z poszanowaniem poczucia wolności tak swojego jak i żony.
3 maja 2015, 12:22
Pojęcie partnerka / partner to taka nowomowa pogan. Owszem można być partnerem w biznesie, ale małżeństwo jest zupełnie czym innym niż partnerstwo. Żona - mąż to relacja wyłącznej właśności siebie nawzajem. Po ślubie stają sie naprawdę jednym ciałem, trudno mówić o poszanowaniu wolności w jednym ciele. No chyba iż zakładasz, iz Twoja lewa noga ma swoje odrębne poczucie wolności od prawej nogi. Tyle tylko, jak Twoje nogi mają odrębne poczucie wolności, to raczej nigdzie na niche nie pójdziesz.
3 maja 2015, 12:50
Niepotrzebnie bronisz się przed pojęciem "partner" skoro wiesz, że przed zawarciem związku sakramentalnego kobieta nie jest jeszcze żoną w ścisłej definicji. Słowo jak słowo - partner Tobie kojarzy się z businessem, ja stosuję je w szerszym znaczeniu niż to. Co do pojęcia własności myślę, że tym razem mam podobne odczucia co do tego, które Ty masz do partnera. Wyjaśnijmy zatem, że rozumiem, że chcesz przez nie wyrazić, że nie "posiadasz" żony, a wybrałeś, by ją kochać i troszczyć się o nią w tym sensie być jednym ciałem. I w tym sensie zgadzam się z Tobą.
?
?
3 maja 2015, 20:26
a termin narzeczona, mówi ci to coś? ciarki przehodzą jak się ciebię czyta kto cię do snu w kołysce buja(ł) ?
3 maja 2015, 20:34
Terminu narzeczona użyłam wcześniej - sprawdź jeszcze raz. W którym miejscu konkretnie CIę ciarki przechodzą? Może czegoś nie rozumiesz po prostu - chętnie uściślę.
4 maja 2015, 20:54
Słowo partner ma swoje jasne znaczenie, które usilnie zmieniasz (idąc za swiatem, który redefinijue pojecia, aby zaciemnić to co było jasne i proste). Małżonka/małżonek nie można zamienić na pojęcie partner. I w dodatku źle rozumiesz. Posiadam zoną i jestem posiadany przez zonę. Jesteśmy jednym. Od chwili slubowania sobie tej jedności.
S
STELKA
5 maja 2015, 11:26
To że się zgodziłaś z postem Tomasza nie oznacza, że nie ma on prawa napisać prawdy odnośnie twojej filozofii. Oczekujesz podziękowań za przychylność zamiast dialogu w prawdzie ?
S
STELKA
5 maja 2015, 11:34
Ona tego nie zrozumie. Głosi doskonałą obojętność, jakiś ziejący pustka stan zawieszenie, który nazywa miłością. Nie zauważyła, że Miłość dała Sobie przebić Serce na Krzyżu za nią i za wszystkich nas. Prosiłam by podała oficjalnie naukę, którą wcieliła w swoje życie, ale póki co nie doczekałam sie odpowiedzi. Strach przed zdemaskowaniem ? Pewne jest , że to co głosi nie ma nic współnego z Bogiem, Chrześcijaństwem, ale ona nie chce się do tego przyznać. Nie wiem dlaczego ? Wszyscy, których prowadzi Duch Święty i tak czują "zapach" tych "mądrości". Chciałoby sie jej pomóc, ale jak, skoro uparła się , że jest samowystarczalna, a jej "ja" jest równocześnie jej bogiem. No i rozmawiaj tu z nią ...:-)
M
Milosc
5 maja 2015, 20:15
Co Ty tu uprawiasz, Stelko? Wiesz, Ty tak naprawdę chcesz, by kolejny ktoś przynał Ci rację, bo w głębi serca czujesz, że sama możesz się mylić. Po co Ci to? Tworzysz podział na ona vs "wszyscy, których prowadzi Duch Święty", więc zdradzę Ci pewną tajemnicę - Duch Święty łączy w miłości i pokoju i tego Ducha zamiast zagłuszać strachem, radzę Ci posłuchać, by Go doświadczyć. Otwórz się na słuchanie, Stelko. Nie poczujesz się lepszym człowiekiem przez to, że kogoś obmówisz, gdy go nie rozumiesz. I Ty wiesz o tym przecież... Więc proszę Cię zapytaj siebie co swym negatywnym pisaniem o mnie / do mnie już osiągnęłaś i co postanawiasz osiągnąć. Napisz o sobie coś dobrego wtedy pomożesz nie tylko mnie. Zaufaj.
M
Milosc
5 maja 2015, 20:17
Skąd pomysł z oczekiwaniami??
6 maja 2015, 07:30
Współczesna redefinicja pojęć, choćby uparte nazywanie małżeństwa partnerstwem ma prowadzic do relatywizajacji. Bo nagle okazuje sie, iż dla wielu ludzi nie ma znaczenia, czy małżeństwo to Sakrament, czy podpis w USC, czy tylko "bycie razem". Bo to wszystko jawi sie jako takie samo partnerstwo. A osoba o nicku Miłość celowo tutaj pisze bzdety newage, bo to jest obecnie nośne.
6 maja 2015, 09:23
Tomaszu małżeństwo to małżeństwo - nazywam po imieniu mąż, żona. Wątek nie dotyczy jednak nazywania męża mężem, a żony żoną, a przypominam: ja, mnie, mi itp. czyli ego-uwarunkowań człowieka. Jeżeli to, co piszę nazywasz bzdetami, to to, o czym Ty piszesz trzebaby również tak nazwać, bo się tak zagalopowałeś, że nie zauważyłeś, że się zgadzamy co do tematu. Słowo partner jest dla Ciebie wyzwaniem i nad nim się pochyliliśmy. Dla odwrócenia uwagi od swojego z nim problemu, zacząłeś przyklejać łatki drugiemu.  Zanim jednak przykleisz kolejną, powiedz jak nazywasz kobietę zanim zostanie narzeczoną? Wierzę, że potrafisz skupić się na temacie, zamiast reagować personalnymi uprzedzeniami i mimowolnie własne przemyślenia nazywać bzdetami. Jak się wyjdzie poza ego, to wtedy widać, że inni ludzie już też to zrobili i wtedy właśnie rozszerzają znaczenia pojęć. Chyba, że wolisz bronić ich wąskiego świata, ale wtedy ego się kurczy. Każdy związek ludzi kochających się wzajemnie nazywam świętym związkiem, bo Bóg = Miłość, więc skoro miłość ich połączyła, to znaczy, że Bóg ich połączył. I to przesłanie jakkolwiek byś nie nazwał jest nośne od zarania dziejów.
7 maja 2015, 07:39
Słowo partner nie jest dla mnei wyzwaniem. Czemu wiec przypisujesz mi, zresztą kolejny raz, jakieś wyzwania. I nie "pochyliliśmy się" (znów nowomowa), lecz wskazałem Ci Twoje nieuprawnione używanie słowa "partner" w stosunku do małżonków - kolejny raz celoweo przekręczasz. I dalej - jakies bzdurty typu wyjście poza ego. I.... cały czas typowa nowomowa wynikajaca z newage. I na koniec, nie kazdy "związek" dwojga ludzi Bóg połączył. Człowiek ma prawo czynić coś przeciw Bogu i to czyni. "Zwiazęk" mężczyzny majacego żone z inna kobietą, nawet gdy zostanie nazwany miłością jest oczywiściem złem. I to wyjątkowo wielkim złem. Tak samo jak "zwiazek" dwojga osób tej samej płci. I to jest jasno objawione, tak samo, jak fakt, iz jedynym dobrym zwiazkiem wynikajacym z miłosci meżczyzny z kobietą jest małżeństwo. Nie zadne partnerstwo czy tego podobne rozmywajace pojecie małzeńśtwa nazwy. I albo to uznajesz, albo sprzeciwiasz sie woli Boga. Innej drogi nie ma.
10 maja 2015, 00:59
Oj, nie wiem czy potencjalnie  bardziej jednak Twojej woli bym się tu nie sprzeciwiła. :)
A
Amanda
2 maja 2015, 08:33
GRZECH PRZECIWKO PIERWSZEMU PRZYKAZANIU (1) "Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą". (2) "Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i będziesz Mu służył". (3) Bóg przyszedł do nas w Ciele, więc dlaczego my sami nie mielibyśmy czcić Go ciałem? (4) Bóg jest osobą, więc dlaczego nie mielibyśmy traktować Go jak osoby i okazywać Mu szacunku jak osobie.
P
paraf2
2 maja 2015, 07:40
~parafianin 16:36:39 | 2015-04-30 O. Paweł jak zawsze pisze aby pisać bo zna się wg. siebie na wszystkim, wie lepiej. Widać tylko media mu samkują a owcami w realu to raczej sie nie przejmuje - patrząc co dotąd już na deonie wypisywał. A prawdziwych liturgistów to trzeba szukać w innym miejscu. Chyba najlepiej u znanego J. Ratzingera czyli papieża emeryta Benedykta XVI. Tyle na ten tema napisał. Albo popatrzeć na msze Św. odprawiane w czasie pontyfikaru św. Jana Pawła II. POSTMODERNISTYCZNY DEON BRNIE NA DNO?
H
H20
2 maja 2015, 00:44
 Okazuje się więc, że serce, ciało i relacje, czyli całe nasze życie może stać się jednością z życiem Boga, mało tego, może być mówieniem o Jego bliskości. Czasem nie trzeba szukać nowych środków ewangelizacji, ale zrewitalizować to co już od wieków jest doświadczeniem Kościoła. Zgadza sie tak wlaśnie jest.  
F
fakt
1 maja 2015, 23:39
[url]https://www.youtube.com/watch?v=kNhpLOifASk[/url]
W
wolny
2 maja 2015, 02:07
Pogarda dla liturgii Kościoła, w tym także dla Najświętszego Sakramentu z całą pewnością nie pochodzi od Ducha Świętego, lecz od zupełnie innego ducha...
S
skierka
1 maja 2015, 17:20
Wydaje się ,że pasterze coraz mniej panują nad swymi owieczkami. wiedziałem ,że tak będzie ale myliłem się co do czasu.  Tak myliłem sie pisząc na innej stronie k.k. że to kwestia ok. 10-ciu lat i kościół potrzebować bedzie zmiany , będzie potrzebować sprawnej władzy która będzie zdolna do integracji wiernych , czas wydaje się przyspieszać jak rozszalaly rumak .  A to co komentują Sz. Internauci to jedna oznak jego erozji.  Uwagi Autora celne ale...zdaje sie ,ze obraca się on w kręgu pojęć znanych w ciągu powiedzmy 60-ciu lat, tymczasem rzeczywistość zdaje sie podpowiadać ,że jedynym skutecznym środkiem jest powrót do Źródeł chrzescijanstwa do do rozwiążan które dyktuje NT w pierwocinach wiary.  Ja to wiem ...bo nie jestem teologiem, to po prostu organizacyjna konieczność . Nie widzę innej drogi , każda a nich ma swoja istotną wadę która determinuje jej nieskuteczność.
1 maja 2015, 17:50
Tam, gdzie pojawia się władza, tam tworzy się szeroko rozumiane przepisy. Czym władza może przekonać ludzi do tego, by nimi zarządzać? W państwie trzeba bylo budować sądy i więzienia, wprowadzić wojsko i policję, nakładać kary, rozdać kredyty i wiele innych, by panować nad ludźmi. W religii trzeba było czymś postraszyć tu np. szatanem i piekłem, do tego zbudować rolę nieomylnego autorytetu, wynieść kilku na ołtarze i sprawa załatwiona. A gdyby nie było systemu władzy i kar? Zastanawiam się, ile lat (pokoleń?) musi upłynąć, by ludzie zauważyli, że wystarczy kierować się sercem i dobrem ogółu?
S
skierka
1 maja 2015, 19:48
Droga Miłości chyba jednak nie ... Zwróć uwagę na ST : ani żony, ani sługi , ani domu , wiełbłąda itd.  czyżby Pan sie pomylił ? anie lepiej po prostu powiedzieć "kochajcie się " Nie ma władzy bez więzień ...a jeśli jest taka sytauacja np. na terenach ogarniętych wojną na "terenach niczyich " tam panują gwałt i śmierć , ten ma prawo kto ma karabin.  Ja to wiem bo ...moi rodzice byli w takiej sytacji... A strach przed szatanem ? myślę ,że jest się kogo bać .  Widzisz, ludzie przed potopem tez sie nie bali...przecież to nie kto inny ale Jezus przed nim przestrzega , a...ufamy mu...?  wierzymy czy podważamy Jego Słowa ? Czym władza może przekonać do swych przepisów ? ano pokazać postronnym ,czym się rózni życie społeczności w której panuja dobre prawa  , Pan dobre prawo wyniósł do rango credo [ np Pwt. ] Ale my Polscy to znamy , chociaż ...nie rozumiemy , ileż to razy słyszę ,ze oto gdzieś w sąsiednich krajach "da się żyć" a u nas ....  itd. itp.  nie rozumiemy ,ze to pochodna złego lub dobrego prawa .   "Pan Tadeusz" czli ... A cóż to jest zajazd jek nie obraz warcholstwa , to nie obcy niszczą tyle nasze panstwo i...koscioł   ile to my sami.
M
Milosc
1 maja 2015, 20:59
Wiesz Skierko, tak myślimy, bo taki świat obserwujemy i choć wiele chcielibyśmy w nim zmienić, to jednak nadal dużo jeszcze pozostaje, by wspólnymi siłam zmieniać (choć wiele się zmienia!). Prawa ustanowione wcale nie służą człowiekowi, tylko człowiek im. Daliśmy sobie wmówić przekonanie, że jeśli będziemy czynić tak i tak, to będzie to dobre, choć gdyby tę samą rzecz uczyniono nam, uznalibyśmy ją jako złą. Czyż nie na tym polegają wojny? Mówią jednym - walcz o pokój, więc ci idą i walczą i zabijają, ale gdyby odwrócić sytuację, to bycie zabitym już przestaje być takie dobre. A w religii? Dobry Bóg toczy wojnę ze złym Szatanem, w którym jeden wygrywa, a drugi przegrywa i zostaje wygoniony z raju. W dodatku dopuszcza się, że szatan może wygrać, bo przecież dusze, które pozyska zostaną potępione na wieki i spłoną w ogniu piekielnym. A nie daj Bóg, jak ktoś nie wierzy w Chrystusa, to już w ogóle jego los jest przesądzony. Ileż podziałów, ileż nakazów i zakazów, by czcić tak a nie inaczej, ileż nietolerancji i niezrozumienia dla innowierców, dla tych, co myślą inaczej, co robią inaczej, co czują inaczej. Na wszystko zaraz znajdzie się odpowiedni cytat a to z Biblii a to z Katechizmu. Podzialy, podziały, podzialy... Pisemnych wytycznych potrzebuje społeczeństwo, które uwierzyło, że samo nie jest zdolne do myślenia, a to, co odczuwa zaraz ma wyprzeć, bo ktoś mu wykaże, że jest niezgodne z jakąś "nauką", nie mówiąc już o doświadczaniu Boga i zwykłej z Nim rozmowy. Kiedy spróbujesz przypomnieć ludziom rangę godności i miana dziecka Bożego (co przecież czynił Jezus), zaraz okrzykną Cię diabłem, postraszą piekłem i zaczną modlić się o Twoje nawrócenie. Kto tego nauczył i po co - oto jest pytanie. Chrystus żyje w każdym z nas - czy o tym wiemy czy nie. I tak, Jego przesłanie Miłości powinno być jedynym obowiązującym. Dla dobra ogółu, dla dobra całej naszej cywilizacji i ukochanej planety.
2 maja 2015, 09:48
I znów newage. I znów pomieszanie pojęć i wynikajce z tego pomieszania falszywe wnioski. Długo tak możesz pisać?
2 maja 2015, 09:53
Wykaż fałszywy wniosek, proszę.
S
skierka
2 maja 2015, 11:55
Ot i całe nasze polskie nieszczęście !   a/Tak podziały byly są i bedą , a przy końcu świata tez będą na zbawionych i potępionych .Jeśli sie tego nie uniknie to cała troska powinna byc skierowana na toi aby znleźć sie po tej lepszej stronie. b/ Nie sposób przypobać się wszystkim do czego , takie odnoszę wrażenie zmierza k.k. w Ewangelii to było gdzieś w okolicach ośmiu blogosławieństw . c/No to co ? a niech sobie krzyczą . Boga trzeba bardziej sluchać niż ludzi . d/ Zgadzam sie co do jednego :uwierzyliśmy ,że nie potrafimy samodzielnie mysleć , ale że jestem człowiekem już niemłodym więc mam prawo do sklerozy więc piszę : bez uregulowań prawnych zorientowanych na REALIZACJĘ  ŻYCIA WG.ZASAD BIBLII CAŁE NAUCZANIE KOŚCIOŁA to jedno akademickie  ble ,ble . e /No to co...że ateiści, ustawodawcy mają "gdzieś " Ewangelię  patrz na naszych 'starszych braci w wierze " czy muzułmanów  oni nikogo nie proszą o "łaskę" bo... maja własne prawo. I teraz jak to zwykle w religii to co smieszne łączy się z tym co tragiczne ,ileś tam uczelni k.k. niejest w stanie zrobic tego co "ledwie piśmienny" Mojżesz.  Bo lepiej być zbawionym stosując własne , choćby ubogie prawo oparte o zasady wiary niż potępionym stosując uchwalone w "glorii " prawo ateistów. 
2 maja 2015, 12:46
Fłaszywe wnioski - np. to ze dusze "spłoną" w piekle nie oznacza zwyciestwa szataa. Oznacze jedynie iż człowiek może z własnej woli do piekła trafić. Pisemne wytyczne? Czy myślisz w tym wypadku o Bibili? A przypominanie ludziom iz są ukochanmi dzięcmi Boga nie prowadzi do jak to nazwałaś do nazwania kogoś diabłem, czy straszenia piekłem etc.
M
Milosc
2 maja 2015, 16:49
W takim ujęciu masz rację. To dzieje się "na naszych oczach" zresztą. Więc zgodzisz się ze mną, że piekło to nie jakieś konkretne miejsce, a stan świadomości. Tak, między innymi. Biblia np. podzielona na ST i NT wprowadza kolejne podziały: Bóg Miłosierny - Bóg Sędzia, Bóg - szatan, dobro - zło, życie wieczne - śmierć, ci po prawej - ci po lewej, błogosławieni - grzesznicy, uczniowie i faryzeusze itd. Można powiedzieć, że choć jest jedna zawsze ukazuje dwie strony. Dobrze jest pamiętać, że obie strony trzeba zaakceptować w pełni, by zrozumieć całość. I tak samo z ludźmi i z myślą człowieka, z każdą istotą - poznać i zaakceptować wszystko, by zrozumieć i pokochać całość.  Tak samo, gdy wyjdzie się poza Biblię. Wszystko zawsze sprowadza się do poznać, doświadczyć, zrozumieć, przypomnieć sobie. To symbioza, życie w zgodzie i jedności, o której tu piszę. Ostatniego Twojego akapitu nie będę komentować szerzej - wystarczy, że od czasu do czasu przyjrzysz się niektórym komentarzom tu na forum. Mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach - ja mówię, że wszystko jest jednym i tym samym tworzącym Całość, którą częściowo rozumiemy a częściowo nie (tak Boga jak i Diabła ;)).
3 maja 2015, 08:30
Bilia nie wprowadza takiego podziału, o którym piszesz (Bóg Miłosierny i Bóg - sędzia).
CS
Crux stat
1 maja 2015, 16:25
Niesamowite. Ktoś tutaj nie domaga się "nowych form", lecz powrotu do sprawdzonych. Nie do wiary! Chwalebne. Jednak brakuje jasnego powiedzenia: - Lekceważenie czy wręcz odrzucenie formy oznaczy zwykle odrzucenie treści. - Każda forma ma swoją treść i powinna być wg niej mierzona. Konkretnie: skoro wiadoma grupa łódzka pod przywódctem wiadomo kogo odrzuciła znaczną część reguł liturgii Kościoła i zastąpiła je czymś innym, zupełnie obcym, to należy zapytać o wymowę tego faktu. Nie wystarczy uzasadnienie, jakoby chodziło o spontaniczny wyraz radości czy czegoś tam jeszcze, gdyż oznaczałoby to, jakoby normalna liturgia katolicka była obca czy wroga takowym treściom. Wydarzenie zostało dokładnie przemyślane i przygotowane, musi więc zawierać odpowiednią treść oraz powody. I tu sprawa jest już całkiem prosta: jeśli w sposób zaplanowany zdecydowano się na quasi estradowy występ mający więcej wspólnego z dyskoteką niż z liturgią katolicką, okazując w zachowaniu i gestach pogardę bądź przynajmniej lekceważenie Najświętszego Sakramentu (wymachiwując w jego stronę pośladkami), to jest to dość czytelny wyraz.
J
JERZYK
1 maja 2015, 13:57
~parafianin 16:36:39 | 2015-04-30 O. Paweł jak zawsze pisze aby pisać bo zna się wg. siebie na wszystkim, wie lepiej. Widać tylko media mu samkują a owcami w realu to raczej sie nie przejmuje - patrząc co dotąd już na deonie wypisywał. A prawdziwych liturgistów to trzeba szukać w innym miejscu. Chyba najlepiej u znanego J. Ratzingera czyli papieża emeryta Benedykta XVI. Tyle na ten tema napisał. Albo popatrzeć na msze Św. odprawiane w czasie pontyfikaru św. Jana Pawła II. POSTMODERNISTYCZNY DEON BRNIE NA DNO?
R
rafi
1 maja 2015, 08:46
Jeżeli wykonuje się jakieś rzeczy "bo tak trzeba", to znaczy że jest się jeszcze poganinem. Kropka. Chrześcijanin rozumie to, co robi.
M
młoda07
1 maja 2015, 14:51
Bez przesady. Nie każdy chrześcijanin wszystko musi rozumieć. Nie każdy jest alfą i omegą, niektóre rzeczy wykonuje się z posłuszeństwa, wcale ich nie "czując". To bynajmniej nie umniejsza wartości takiemu wierzącemu. Umniejsza natomiast próżność -.-
1 maja 2015, 08:40
Nieustannie powtarzana forma nieuchronnie staje się pusta. Nie da się za pięćsetnym powtórzeniem jakiegoś obrządku odczuwać go równie intensywnie, jak w chwili, gdy go wymyślano. Istotna jest zatem treść, a nie sposób. Z pewnością również obecny czas sprzyja upraszczaniu wielu spraw, sprowadzaniu ich do sensu, oczyszczaniu z ozdób. Dotyczy to także rozmaitych koscielnych przepisów, liturgii itd. Wielki nawarstwiły na tym wszystkim ogromny bagaż. Trzeba prościej. Taki jest wymóg czasu.
W
wp
1 maja 2015, 15:47
czytajac taki komentarz refleksje mam tylko jedna: modernizm, takze w tym jezuickim wydaniu, spowodowal spustoszenie w umyslach wiernych; czy Msza po łacinie jest nieważna ponieważ mało kto zna łacinę? czy ksiadz w swterku ze suła na szyi jest odpowiednio usposobiony do odprawienia Mszy Sw.? czy balet w stylu obrzedów rodem z poganskich swiatyń rzymskich czy greckich to odpowiednia oprawa dla katolickiej Mszy ? itd. Wyrwijmy z kontekstu: "Chodzi raczej o to, aby zacząć słuchać swojego serca." "Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym." - mówi Ewangelia sw.Marka
1 maja 2015, 18:45
Ale te wszystkie formy wymyśloili ludzie. Mogli je wymyślić tak, mogli inaczej. A skoro mogli wymyślić - to i zmieniać je mogą. Wolałbym jednak księdza w sweterku, bo bliższy byłby ludziom. Królowie też już nie pokazują się w płaszczach z gronostajów i z berłami - tylko w garniturach i sukienkach. To samo tutaj. Sens jest ważny - nie ozdóbki.
A
Amanda
2 maja 2015, 08:39
Nie zgadzam się z Tobą! Sposób jest równie istotny, o treść!!! Czy chciałbyś, żeby ktoś składał Ci życzenia urodzinowe z grymasem obrzydzenia i niechęci na twarzy? I czy chciałbyś wraz z tymi życzeniami dostać w prezencie wymientolone zwiędłe kwiatki? Zgodnie z Twoją teorią liczy się treść, a nie forma, więc życzenia to życzenia, a kwiatki to kwiatki.
2 maja 2015, 09:52
Poważnie człowiek sam sobie wymyślił padanie na kolana?
2 maja 2015, 10:02
Tak.
2 maja 2015, 12:47
Miłość - czemu tak usilnie negujesz Słowo?
2 maja 2015, 16:09
Nie neguję przecież. "Na początku było Słowo a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało."
3 maja 2015, 08:32
Słowo zostało nam objawione w Bibili. Tam tez jest wskazana postawa człowieka wobec Boga (czyli modlitwa na kolanach).
3 maja 2015, 08:36
No chyba nie Pan Bóg to wymyślił?
3 maja 2015, 11:01
Tomaszu, nawet jeśli jest wskazana, to nie znaczy, że ona jest nakazem. Nie chodzi zatem o narzucenie komuś konkretnej postawy (tu: na kolanach), tylko o podanie przykładu, jak ktoś, kto doświadczył Boga na to doświadczenie zareagował. To sprawa tak indywidualna, jak indywidualna jest reakcja człowieka. Ja np. w osobistym doświadczeniu Boga fizycznie nie klęczałam, a zakrywałam twarz rękoma, bo na początku czułam się  niegodna dostąpienia Jego doświadczenia. Płakałam i czułam, że fizyczność w jakiś sposób mnie ogranicza, ale czułam zrozumienie - że to nieistotne, że nie muszę się o to martwić. To po prostu postawa pokory, którą człowiek samoistnie czuje w takim doświadczeniu. Każda reakcja jest autentyczna lecz indywidualna.
I
info
1 maja 2015, 07:28
~parafianin 16:36:39 | 2015-04-30 O. Paweł jak zawsze pisze aby pisać bo zna się wg. siebie na wszystkim, wie lepiej. Widać tylko media mu samkują a owcami w realu to raczej sie nie przejmuje - patrząc co dotąd już na deonie wypisywał. A prawdziwych liturgistów to trzeba szukać w innym miejscu. Chyba najlepiej u znanego J. Ratzingera czyli papieża emeryta Benedykta XVI. Tyle na ten tema napisał. Albo popatrzeć na msze Św. odprawiane w czasie pontyfikaru św. Jana Pawła II.
A
ABC
1 maja 2015, 07:30
WIADO ŻE DEON ROZSIEWA WŁASNIE POSTMODERNIZM
U
UKSW
1 maja 2015, 07:32
„Idźcie do Tomasza!” to hasło konferencji zorganizowanej przez Fundację Dobrej Edukacji Maximilianum oraz Katedrę Historii Filozofii Starożytnej i Średniowiecznej UKSW, w trakcie której wygłosił Pan wykład pt. „Filozofia rzeczywistości w ujęciu św. Tomasza”. Dostrzegamy, że coraz powszechniejsze jest niszczenie filozofii poprzez relatywizm, czy antyintelektualizm. Żyjemy w czasach kryzysu filozofii? – Relatywizm i antyintelektualizm to też filozofia. Bo problem z filozofią jest taki, że nie da się od niej uciec, jak to trafnie zauważył Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio (64), bo nie da się uciec od pytań filozoficznych o człowieka, jego przyczynę i cel, ku któremu zmierza, nazywany dziś sensem. Dlatego nawet niszczenie filozofii jest filozofią. Dziś ta destrukcja ma nazwę postmodernizmu lub ponowoczesności i dotyczy nie tylko filozofii, ale wprost całej kultury Zachodu, czyli kultury, u podstaw której legła filozofia grecka i objawienie chrześcijańskie.
C
Czytel
30 kwietnia 2015, 23:17
"Jeżeli chcesz się pokłócić z innymi wierzącymi, zacznijcie rozmawiać o liturgii."             - powiedział stary jezuita do młodego i ... miał rację! Ekscesy w sprawowaniu liturgii u kościele jezuitów w Łodzi są tylko kolejnym potwierdzeniem prawdziwości tych słów. Po prostu dzisiaj jezuici nie potrafią zrozumieć liturgii i to jest problem całego zakonu, a nie tylko paru łódzkich ojców, czy tylko polskich prowincji. Stąd rzeczywiście jezuita rozmawiający o liturgii z niejezuitą to konflikt gotowy. Problem jest na pewno systemowy. Tak się tylko zastanawiam, czy pojawił się po reaktywacji zakonu, czy w czasach, gdy zaczął szaleć "duch soborowy" niszcząc wszystko, co sprawdzone, dobre i święte. A może winny jest heglizm, który pojawił się na Gregorianum wraz z o Josefem Fuchsem na Gregorianum. Czy może problem pojawił się z o. K. Rahnerem. W każdym razie, polscy jezuici powinni się zabrać za posprzątanie tej stajni Augiasza, którą pozostawili wyżej wymienieni jezuici niemieccy. Jeśli im się to uda, to Kościół im tego nie zapomni.
M
ministrant
30 kwietnia 2015, 17:23
"Święto wiary" Joseph kard. Ratzinger: "Moja druga uwaga odnosi się do znaczenia gestów. Stanie, klęczenie, siedzenie; klękanie i powstawanie, bicie się w piersi, znak krzyża – wszystkie te gesty mają znaczenie antropologiczne. Josef Pieper przekonująco pokazał, że to co wewnętrzne, i to, co zewnętrzne łączy się tu w relacji, która jest równie ważna dla obydwu tych stron. Na zakończenie chciałbym dołączyć uwagę o głównym geście adoracji, który dzisiaj coraz częściej zanika: klęczeniu. Wiemy, że Pan modlił się na kolanach (por. Łk 22, 41), podobnie modlił się św. Stefan (por. Dz 7, 60), Piotr apostoł (por. Dz 9, 40) i św. Paweł (por. Dz 20, 36). Hymn o Chrystusie z Listu do Filipian (por. 2, 6-11) liturgię kosmiczną przedstawia jako uklękniecie przed imieniem Jezusa (por. 2, 10), co jest spełnieniem zapowiedzi proroka Izajasza (por. 45, 23) mówiącej o panowaniu Boga Izraela nad światem. Kiedy Kościół klęka w imię Jezusa, czyni prawdę; włącza się gest całego kosmosu, który oddaje cześć Zwycięzcy, stając w ten sposób po Jego stronie. Takie uklękniecie jest bowiem naśladowaniem postawy Tego, „który był równy z Bogiem”, ale uniżył samego siebie aż do śmierci. W ten sposób przez powiązanie słów proroka ze Starego Testamentu i drogi Jezusa Chrystusa List do Filipian nadał gestowi uklęknięcia, który uznaje za postawę chrześcijan wobec imienia Jezusa, kosmiczną i historiozbawczą głębię: Gest ciała staje się wyznaniem Chrystusa, którego nie mogą zastąpić słowa.
P
Pandita
30 kwietnia 2015, 16:53
W moim przekonaniu Autor popełnia jeden zasadniczy błąd, uważa, że każdy gest (system gestów składający się na liturgię) musi być przemyślany przez uczestnika i jako taki mieć dla niego sens. Otóż jest to błąd. Nie cżłowiek ma tworzyć gesty (liturgię), ale odwrotnie liturgia ma tworzyć (prowadzić) cżłowieka. Jest to kompletnie inna perspektywa. W pierwszej - ,,słuchania swego serca" kieruję się moim ,,ja" i tym co odczuwam, skoro nie rozumiem gestu (liturgi) to ją zmieniam, modyfikuję, albo próbuję nadać jej znaczenie ,,na siłę", w drugim odwrotnie pozwalam się prowadzić, czekam aż sens całości się odsłoni. Tyle tylko, że to może trwać lata, a przecież w naszej kulturze chodzi o to, żeby coś ,,poczuć" bo jak się nie poczuje, to produkt religijny nie pójdzie. Polecam świetny artykuł, w moim przekonaniu bardzo rozjaśnia sprawę: http://rzymski-katolik.blogspot.com/2015/03/ks-dwight-longenecker-mit-dla-mas.html
Paweł Kowalski SJ
30 kwietnia 2015, 17:11
Ciekawa refleksja. Proszę jednak zwrócić uwagę, że nigdzie nei pisałem o adaptacji liturgi według poruszeń serca i tym podobne.  Dynamika moje poruszenie serca --> gest/znak jest tym, które właśnie krytykuję.  Chodzi mi o podejscie odwrotne. Tzn. że droga duchowego rozwoju człowieka [a więc i poruszenia wewnętrznego] może się zaczynać od gestu w liturgii czy w jakiejkolwiek innej modlitwie. 
P
Pandita
30 kwietnia 2015, 19:46
Cyt:,, Co mówi o mojej modlitwie zapach kadzidła, który unosi się w kościele i wypełnia nawet najbardziej zakurzone zakamarki? To w jaki sposób śpiewam, odpowiadam na liturgii - co mnie najbardziej porusza? Nie chodzi o to, żeby człowiek zaczął się oskarżać o bylejakość, czy o małe zaangażowanie. Chodzi raczej o to, aby zacząć słuchać swojego serca." Otóż w moim przekonaniu na tego rodzaju pytania najlepszą odpowiedzią jest ,,nic". To, co czuję gdy myśle o zapachu kadzidła, lub spiewie (choćby i zaangażowanym) nic nie mówi o mojej wierze, a jedynie o jej emocjonalnej stronie, o tym jak odczuwam takie czy inneelementy liturgii. Jeden będzie się czuł dobrze przy śpiewie gregoriańskim a inny przy ,,wielbieniu" Pana flagami. Rzecz w tym, żeby przestać siię ,,wschłuchiwać w siebie" (zazwyczaj nic ciekawego nie usłyszymy), a zacząć skupiać się na liturgii jako czymś, co jest poza i ponad nami, co przenosi nas w zupełnie inny porządek bytu. Sens odsłoni się sam, czasem po dłuższym czasie. Dobrze rozumiano to w średniowieczu i w religiach dbających o przekaz tradycji liturgicznej (religia wedyjska, braminizm). Współcześnie odchodzi się od takiego ,,poddania się" liturgii na rzecz psychicznych ,,fajerwerków" - potańczyliśmy na Mszy, POCZUŁEM wspólnotę i Boga i teraz moja wiara jest głęboka. Otóż nie jest, a przynajmniej nie musi być, jest po prostu emocjonalna. A to nie jest to samo.
Paweł Kowalski SJ
30 kwietnia 2015, 22:23
Na pewno nie deprecjonowałbym aspektu afektywnego wiary. Z resztą żadna to prawda, że to wymysł współczesności - i nie tylko myślę tu o św. J.H. Newmanie, ale przede wszystkim o Ćwiczeniach Duchownych św. Ignacego Loyli. Warto zauważyć, że mówiąc "zacząć skupiać się na liturgii jako czymś, co jest poza i ponad nami, co przenosi nas w zupełnie inny porządek bytu." w istocie mówi się o odczuciu, czyli o przeżywaniu afektywnym - w tym wypadku pewnie byłoby to odczucie pewnej przewyższajacej nas transcendencji. Które jest jak naj bardziej usprawiedliwione. Obecność poruszeń wewnętrznych nie jest celem samym w sobie - dla Ignacego nigdy nie była. Jest natomiast początkiem rozeznawania i dokonywania konkretnych wyborów we wierze. I nie mówię tutaj tylko o  liturgii, ale i o rzeczach tak fundamentalnych jak wybór drogi życia. Ignacy pisze: Bo chociaż poza Ćwiczeniami możemy w sposób dozwolony a nawet zasługujący nakłaniać wszystkich, którzy się prawdopodobnie do tego nadają, do obrania życia we wstrzemięźliwości, w czystości; w zakonie i we wszelakim rodzaju doskonałości ewangelicznej to jednak w czasie takich Ćwiczeń Duchownych jest rzeczą bardziej stosowną i o wiele lepszą, aby w tym poszukiwaniu woli Bożej sam Stwórca i Pan udzielał się duszy sobie oddanej i ogarniał ją ku swej miłości i chwale, a także przysposabiał ją ku tej drodze, na której będzie mu mogła lepiej służyć. Przeto dający Ćwiczenia niech się nie zwraca i nie skłania ani ku jednej, ani ku drugiej stronie, lecz stojąc w środku, niczym języczek u wagi, niech dozwoli Stwórcy działać bezpośrednio ze swoim stworzeniem, a stworzeniu ze swoim Stwórcą i Panem.
JC
Jezus Chrystus
30 kwietnia 2015, 23:07
Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie
P
parafianin
30 kwietnia 2015, 16:36
O. Paweł jak zawsze pisze aby pisać bo zna się wg. siebie na wszystkim, wie lepiej. Widać tylko media mu samkują a owcami w realu to raczej sie nie przejmuje - patrząc co dotąd już na deonie wypisywał. A prawdziwych liturgistów to trzeba szukać w innym miejscu. Chyba najlepiej u znanego J. Ratzingera czyli papieża emeryta Benedykta XVI. Tyle na ten tema napisał. Albo popatrzeć na msze Św. odprawiane w czasie pontyfikaru św. Jana Pawła II.
JC
Jezus Chrystus
30 kwietnia 2015, 23:28
Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce.