Katolik a wiara i gesty
Przez katolicki świat medialny przetoczył się ostatnio ciężki walec oburzenia i wzajemnego przerzucania się oskarżeniami z okazji tego co wydarzyło się podczas Eucharystii w jezuickiej parafii w Łodzi. - Jeżeli chcesz się pokłócić z innymi wierzącymi, zacznijcie rozmawiać o liturgii. - usłyszałem kiedyś od starszego jezuity. Cała ta sytuacja to chyba dobra okazja, aby pogłębić myślenie i przeżywanie relacji praktyk i samej naszej wiary.
Ekipa remontowo-wyburzeniowa
Najczęściej jest chyba tak, że coraz śmielej stajemy w pozycji oskarżycieli praktyk wiary
- Chodzi do kościoła, a w domu pije i nie umie porządnie odezwać się do żony! -
- Czy Panu Bogu na prawdę zależy, żebym nie jadł parówki w piątek? -
Nie da się też zaprzeczyć temu, że Jezus krytykował faryzeuszy właśnie za to, że za ich praktykami nie stoi pozycja duchowa. Najczęściej nie umiemy usprawiedliwić naszych praktyk, a kiedy próbujemy je zgłębić, okazuje się, że ich wytłumaczenie nas nie przekonuje. Chodzimy do Kościoła, bo tak trzeba; święcimy pokarmy w Wielką Sobotę, bo tak było zawsze. Jednak kiedy przychodzi nam zweryfikować nasze podejście do moralności seksualnej, wówczas najczęściej (jak pokazują badania), wybieramy to co nam bardziej pasuje.
Jednak nasze praktyki są w kryzysie nie tylko dlatego, że mamy wrażenie, że nie umiemy ich usprawiedliwić.
Młot pneumatyczny i przejazd walców
Istnieje pułapka, w którą wpadamy coraz częściej. Wątpiąc w praktyki zwyczajnie je likwidujemy, gdyż nie wiemy poco i do czego one służą. Dotyczy to Kościoła we wszystkich jego elementach. Nie jest to jednak dobre rozwiązanie. Przecież moralność chrześcijańska nie jest pewnym sposobem życia dobrym tylko dla ludzi, którzy wierzą. Jest to coś dobrego i dlatego wchodzi w horyzont naszych wyborów. Jeżeli z niej rezygnujemy, pozbawiamy się więc pewnego dobra.
Mówimy, że lepiej nie chodzić do Kościoła, jeżeli człowiek nie ma wiary, lepiej się nie modlić, bo przecież nie umie uzasadnić istnienia Boga - a jak mamy wejść na drogę wiary, jeżeli jej nie karmimy? Lepiej nie chrzcić dziecka, skoro ono jeszcze nie wybrało w pełni świadomie? - A kto kiedykolwiek miał pełną świadomość tego kim tak na prawdę jest Bóg i z czego składa się wiara? Czy nie chodzi o to, aby wzrastając człowiek mógł mieć pewność, że chociażby popełnił w życiu największą głupotę, to Bóg się go nigdy nie wyprze?
Rewitalizacja terenu
A spróbujmy odwrócić trochę perspektywę. Nie myślmy o praktykach, które muszą być uzasadnione, które muszą zawsze dać odpór wszystkim, nawet najbardziej ciętym krytykom. Pomyślmy o nich, jako o komunikacie, który wysyłamy sobie samym. Zacznijmy słuchać naszych praktyk.
Jeżeli myślimy o modlitwie, z jej przebogatymi symbolami i znakami, to możemy się zapytać w jaki sposób, moje przyklęknięcie, uderzenie się w pierś, skłon, karmi moją wiarę? Co mówi o mojej modlitwie zapach kadzidła, który unosi się w kościele i wypełnia nawet najbardziej zakurzone zakamarki? To w jaki sposób śpiewam, odpowiadam na liturgii - co mnie najbardziej porusza? Nie chodzi o to, żeby człowiek zaczął się oskarżać o bylejakość, czy o małe zaangażowanie. Chodzi raczej o to, aby zacząć słuchać swojego serca.
To samo ma się z postem. Może mieć on wymiar żalu, przeprosin Boga, które idą w parze z nawróceniem. Ale można na niego spojrzeć i z drugiej strony. Co o relacji z Bogiem mówi głód mojego ciała? Co mój post mówi, o sposobie przeżywania tej wielkiej misji, jaką dał mi Bóg, czyli zarządzenia światem? Jak łączę się z Chrystusem na co dzień? Co jest moim największym, życiowym głodem?
A jak to jest z jałmużną? Co mówi moja ofiara o relacjach z innymi? Sposób na uspokojenie sumienia? Nieumiejętność skłamania, że akurat nie mam drobnych? Umiem spojrzeć w oczy? Umiem uścisnąć jej dłoń?
Okazuje się więc, że serce, ciało i relacje, czyli całe nasze życie może stać się jednością z życiem Boga, mało tego, może być mówieniem o Jego bliskości. Czasem nie trzeba szukać nowych środków ewangelizacji, ale zrewitalizować to co już od wieków jest doświadczeniem Kościoła.
Skomentuj artykuł