"Kler" boli, ale nie przekonuje

Kadr z filmu "Kler"

Mam problem z "Klerem". Seans dawno się skończył, a film ciągle za mną chodzi, męczy i uwiera. Nie da się go z siebie zrzucić. Smarzowski wie, jak zrobić widzowi wjazd na psychikę w wersji total hard.

Dowiódł już tego wielokrotnie i nie inaczej jest tym razem - z kina wychodzi się z pustką w głowie i tępym ciężarem w sercu. Nie w tym jednak rzecz. Jako widz lubię, kiedy reżyser mnie przeczołga. Problem polega na tym, że pomimo ekstremalnej siły przekazu to po prostu nie jest dobre kino.

Smarzowski popełnia ten sam błąd, na którym wykładali się już wybitniejsi od niego - tak bardzo chce sprzedać swoją tezę, upchniętą butem jak do za ciasnej walizki, okrojoną z wszelkich niuansów (żeby odbiorca nie musiał przypadkiem uruchamiać mózgu), że w całym tym autorskim zapale traci kontakt z bazą i zaczyna poruszać się w prywatnym matrixie. Do kosza idzie też spójność i przejrzystość dzieła. Przez to z filmu, który mógł być wybitny, dostajemy produkt, który - owszem, przejeżdża po nas jak walec, ale jednocześnie sam podkopuje własne aspiracje, żeby być czymś więcej niż emocjonalną sieczką.

"Kler" opowiada losy trzech księży (kapitalne kreacje Jakubika, Więckiewicza i Braciaka), dorzucając jako wisienkę na torcie zdegenerowanego biskupa (równie świetny Gajos). Życie bohaterów to kasa, kariera, romanse i pedofilia - full zestaw. Ta dość szeroka tematyka to jednocześnie największy problem filmu. Gdyby reżyser skupił się na jednym z powyższych, film mógłby odetchnąć pełną piersią, zamiast dusić się w skondensowanych oparach kościelnych klisz i stereotypów. Pedofilia, będąca głównym tematem "Kleru", powinna być tematem jedynym, bo to właśnie ten wątek jest najmocniejszą stroną filmu (w dużej mierze dzięki Arkadiuszowi Jakubikowi, który zalicza chyba rolę życia). Historia księdza, który będąc w dzieciństwie ofiarą pedofila w sutannie, sam lata później zostaje o pedofilię oskarżony, wciska w kinowy fotel. To jedna z tych opowieści, które podprowadzają nas do samego jądra ciemności. O życiu dowiadujemy się czegoś, czego wolelibyśmy nie wiedzieć. Tutaj Smarzowski osiąga wielkość.

DEON.PL POLECA


Niestety reszta filmu to ponury absurd i tani kabaret. Ksiądz kurialista z zacięciem oficera CIA, biskup paradujący z workami pieniędzy, taśmy prawdy, sado-maso i plebanie, gdzie ładuje się wódę jak w akademiku. A na okrasę pseudo-Międlar i gościnnie Jan Hartman. Serio?

Z tego chorego imaginarium wyłamuje się tylko historia relacji między jednym z księży (Robert Więckiewicz) i gospodynią z plebani (Joanna Kulig). Problem w tym, że wątek ów wyraźnie odkleja się od głównej opowieści i wygląda jak osobna etiuda wmontowana w celu zyskania minut.

Splatanie się historii trzech bohaterów w ogóle Smarzowskiemu w "Klerze" nie wychodzi. Jeśli chciał zrobić kino na miarę "21 gram" czy "Amores Perros" Alejandra Inarritu, to wyraźnie stanął w pół drogi. Chyba że potrzebował tylu wątków po to, żeby załadować do pieca tyle, ile tylko się da. Niestety straty przy takim podejściu są wielorakie - choćby to, że jeśli w kilku postaciach upchniesz wszystkie wady i tragedie świata, to nigdy nie będzie to psychologicznie wiarygodne. Nawet jeśli masz genialnych aktorów.

Tyle o samym filmie, który - pomimo jego sporych wad - szczerze polecam, choćby po to, by każdy wyrobił sobie własną opinię. Teraz zaś kilka słów o społecznym kontekście, reakcjach na film i naszej kolejnej polskiej naparzance.

Nie wierzę w to, że Wojtek Smarzowski chce robić kino zaangażowane społecznie. Żaden z niego Ken Loach, co potwierdzają dotychczasowe dokonania reżyserskie. Jego filmy nigdy nie miały zmieniać świata na lepsze. On sam też do tej pory nie narzucał widzom takiego odbioru swoich dzieł. Trudno było zresztą oczekiwać, że po "Drogówce" dojdzie do głębokich reform w policji, a po premierze "Pod Mocnym Aniołem" rodacy stracą pociąg do picia. Smarzowskiego nigdy nie interesowała nadzieja na lepsze jutro. Dla nadziei jest u niego bardzo mało miejsca. Każdy kolejny film to niemal taki sam portret ludzkiego upadku, zmienia się tylko sceneria. Tym razem sceneria jest kontrowersyjna jak nigdy przedtem, ale reguły ciągle te same. Dlatego prezentowanie nowego filmu jako bodźca do dyskusji o zmianach w Kościele jest dla mnie tylko cwanym marketingiem. Jeśli się mylę, to przepraszam.

Reakcji na film jest mnóstwo. Szkoda, że nie można się tu wszystkimi zająć, bo każda kolejna ciekawsza. Wszelkiej maści antyklerykałom, którzy twierdzą, że "Kler" to dokument o życiu księży i że brakuje tu tylko głosu Krystyny Czubówny w tle, proponuję, żeby się srogo puknęli w głowę. Jak już to zrobią, niech przyjadą do dowolnego z naszych domów zakonnych i pomieszkają tam przez chwilę. Rzeczywistość będzie raczej rozczarowująca - życie u nas jest tak samo szare i zwyczajne jak wszędzie. I nie na każdej plebani gospodyni wygląda jak Joanna Kulig.

Jeśli chodzi o drugą stronę barykady, to na koniec kilka wątpliwości pod adresem niektórych medio-księży oraz innych kato-specjalistów od oblężonej twierdzy. Bo to właśnie ten rodzaj zaangażowanych katolików robi w całej dyskusji o "Klerze" największy młyn, po raz kolejny obnażając przy tym kompletny brak zdolności do autorefleksji. Dotyczy to niestety przede wszystkim nas - kleru. Mówimy, że Kościół składa się z ludzi grzesznych, ale do własnego grzechu nie chcemy się przyznać.

Uparcie powtarzamy, że zło trzeba nazywać po imieniu, ale kiedy ktoś wskazuje na zło w naszych szeregach, jesteśmy śmiertelnie oburzeni. Namawiamy wszystkich do nawrócenia i pokuty, a sami nie potrafimy się zdobyć na szczery żal za grzechy. Będąc w czołówce krytyków współczesnego świata, nie radzimy sobie z krytyką skierowaną w naszą stronę. Udajemy, że chcemy rozmawiać, ale nie potrafimy słuchać.

Dlatego nasza reakcja w trudnych sytuacjach jest często dużo szkodliwsza dla Kościoła niż jakikolwiek film czy spektakl teatralny. Wybierzmy mądrzejszą drogę. Na naukę ewangelicznej kultury nigdy nie jest za późno.

Michał Zalewski - jezuita, absolwent filozofii na Uniwersytecie Śląskim oraz kulturoznawstwa na Akademii Ignatianum. Mieszka w Warszawie

 jezuita, absolwent filozofii na Uniwersytecie Śląskim oraz kulturoznawstwa na Akademii Ignatianum. Mieszka w Warszawie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Kler" boli, ale nie przekonuje
Komentarze (15)
MR
Maciej Roszkowski
5 października 2018, 18:14
Jeśli nie możesz zmierzyć, nie możesz zmienić. Dopóki nie poznamy  rzeczywistych rozmiarów zjawisk patologicznych oceny filmu i innych medialnych sensacji wiszą w próżni. Kościół prezypomina o dobrodziejstwach "stanięcia w prawdzie". Jest świetna okazja. Ale nie "objęcie szczególna troska modlitewną", "ubogacenie" "jedność z ofiarami etc, etc. Oczywiście to postawy ważne, ale nie zastąpią  stawianie sprawców przed sądami, tak jak wszystkich innych, rzetelnego raportu o rozmiarach zjawiska, odesłania Abp. Paetza na zasłużone rekolekcje do najmniejszej celi najdalszego zakonu, wydalenia ze stanu duchownego przestępcy z Tylawy i bezkompromisowość w dlszych działaniach.
TD
Tomasz D
4 października 2018, 09:39
Ale się porobiło , jeden film,a kościół szaleje, ciekawe jak to się skończy?
QP
Qj Pus
3 października 2018, 07:46
Poza tematem: W ramach poznawania po owocach tego czym jest "Kler" zamiast spać zajmijcie się "rozgrzanym" (m.in.) przez Smarzowskiego "krytykiem", który uruchomił Wam galeryjkę "piekny rozaniec". ... no bo chyba to jednak jeszcze nie jest oficjalna linia Deonu, choć kto wie. BTW - casus doskonale potwierdza, że to katolewaccy uspokajacze, a nie "cierpiący na syndrom oblężonej" rozpoznają poprawnie sytuację.
QP
Qj Pus
3 października 2018, 07:33
> Uparcie powtarzamy, że zło trzeba nazywać po imieniu, ale kiedy ktoś wskazuje na zło w naszych szeregach, jesteśmy śmiertelnie oburzeni. Sprzeciw wobec stręczenia narracji "pośród Apostołów był taki egzemplarz jak Judasz, więc oni wszyscy są tacy sami" to nie syndrom oblężonej twierdzy, tylko niezgoda na gwałcenie prawdy i jeśli coś to właśnie ta niezgoda jest "ewangeliczną kulturą", a nie rezonowanie w/w narracją i traktowanie jej jako uzasadnionej krytyki.
GS
Grzegorz Stachowiak
2 października 2018, 21:13
Nie możemy się skupiać na własnych grzechach, bo to nie my gwałcimy dzieci. Najpierw Wy, a potem idziemy razem w marszu przeciwko dziennikarzom, artystom, prawnikom itd. 
MR
Maciej Roszkowski
3 października 2018, 17:07
Nie zrozumiałem (przepraszam). Czy to ironia, czy naprawdę?
E
efka47
2 października 2018, 17:03
Niby obiektywna recenzja, ale sposób "dowalania" Smarzowskiemu ("Żaden z niego Ken Loach") zdradza jakąś nieprzepracowaną traumę. Rozumiem, że księża muszą się czuć zranieni tym filmem, bo widzą w nim tylko siebie i piszą tylko o sobie. Dla mnie najbardziej poruszająca w tym filmie jest bezsilność ofiar - nie tylko ofiar pedofilów, ale także ofiar chciwości księży w zakrystiach - te milczące, zahukane kobiety, te zrozpaczone twarze... Ta bezradność w zderzeniu z Instytucją. O tym trzeba mówić, o stosunku kleru do świeckich, traktowanych jak "gorszy sort", jacyś służący. Wiem, o czym mówię, bo 30 lat pracuję w katolickiej instytucji zarządzanej przez kler. Bezbrzeżna arogancja, włoskie garnitury, co 3 lata zmieniane luksusowe samochody, co chwila przyznawane sobie podwyżki - i głodowe pensje świeckich, 20 lat bez podwyżek, mobbing, zastraszanie, sadyzm, zwalnianie bez powodu. Nic tego nie zmieni, bo jest wszechogarniający strach. Nawet papież sobie z takimi nie radzi. Dlatego muszą powstawać takie filmy, a reakcje księży są obrzydliwe. Chcą z Wojtkiem Smarzowskim zrobić to, co z ofiarami pedofilii - zaszczuć, ośmieszyć i zniechęcić. Ale on się nie da, a my na to nie pozwolimy. Dość już tego. Musi coś się zmienić.  Na Zachodzie już się zmienia, ale Polska to "ciemnogród narodów", zwłaszcza w państwie PIS. Dzięki za "Kler"! 
QP
Qj Pus
2 października 2018, 17:14
Serial "Smarzowski zrobił dokument". odc. 89043758374 Skoro pracuje Pani w "instytucji" 30 lat, zatem rozpoczęłą pracę jeszcze za PRL - a wtedy szczególnie klechy obnosili się z włoskimi garniturami i zmieniali samochody co 3 lata.
S
Szczelka
2 października 2018, 13:25
Witam. Obejrzałam film i mam inne zdanie na jego temat. W mojej opinii to bardzo dobre kino. Jest spójny, bardzo przemyślany w szczegółach,  po mistrzowsku reżyser wplata autentyczne cytaty i prawdziwe ofiary molestowania. Film cały czas trzyma w napięciu i niesie silne emocje. Ukazuje grzechy duchownych "w pigułce" i maksymalnie przejaskrawione, ale to dobry zabieg, jeśli celem był przekaz: "to są zwykli ludzie". Księża tak mocno są zakorzenieni w naszych umysłach jako niemal święci, że gdyby w filmie występował jakiś jeden pedofil i to na dodatek z wyrzutami sumienia, dalej mielibyśmy wrażenie, że to prawie święci - no ale pojedyncze przypadki pewnie się zdarzają (gdzieś, kiedyś). Dlatego uważam, że reżyser dobrze zrobił, pokazując problemy w ten, a nie inny sposób. Mądry widz skonfrontuje te "grzechy kleru" ze sobą, z własnymi słabościami. Bo wszyscy jesteśmy ludźmi: boimy się prawdy, boimy się co o nas powiedzą, boimy się coś stracić. W filmie faktycznie najbardziej dominuje i uderza problem pedofilii, ale inne "grzechy" nie są jakimś dodatkowym, wciśniętym gdzieś na siłę tematem ubocznym - przeciwnie, bardzo dobrze uzupełniają obraz ludzi pogubionych, zepsutych przez społeczeństwo. To właśnie dzięki tym "innym grzechom", takim jak pijaństwo, łapówkarstwo, chciwość itp. ten film jest taki bardziej "polski", trafia do nas, jest o "naszych". Bo w sumie o pedofilli w Polsce mówi się od niedawna, a o tym, że są księża, którzy lubią wypić czy mają gdzieś na boku, mówiąc trywialnie, baby - każdy wie; prawie każdy zna lub słyszał, czyż nie? Trochę się rozpisałam, ale w skrócie - dobry, o silnym przekazie film, polecam.
QP
Qj Pus
2 października 2018, 14:55
> Mądry widz skonfrontuje "Mądry" homosapiens nie potrzebuje 2 godzinnej agitki, żeby należycie zastanowić się nad problemami o których ma sporo docierających doń zewsząd informacji. Jeśli komuś do zastanowienia się nad sensem i treścią informacji, którymi jest epatowany potrzeba kopa w postaci przekazu wizualnego, to z pewnością nie jest to osobnik którego intelekt pracuje należycie sprawnie. Czy do rozpoznania zła tkwiącego w pornografii potrzeba Pani nakarmić umysł i oczy dwugodzinną jej projekcją, co świadczyć będzie o Pani "mądrości" - czy raczej odwrotnie: jeśli bez nakarmienia umysłu i oczu dwugodzinną projekcją Pani nie potrafi dosięgnąć zrozumienia zła tkwiącego w pornografii, to znaczy, że Pani umysł pracuje nader niesprawnie?
Ewa Zawadzka
2 października 2018, 20:42
@qjpus, pójdź do kina, obejrzyj film i będziesz zabierał głos bo póki co to właśnie sam uprawiasz nachalną agitkę i nawet nie wiesz o czym mówisz
QP
Qj Pus
3 października 2018, 07:20
Jeśli opinię homosapiensa o rzeczywistości materialnej ma tworzyć obejrzenie filmu fabularnego, to taka sytuacja jest dowodem na poważne ułomności tak pracującego umysłu.
2 października 2018, 11:57
Ja mam dla reżysera brutalną prawdę, cios między oczy. Jak do tej pory, 37 milionów Polaków zbojkotowało jednak ten film.
2 października 2018, 13:34
To, że nie byli, nie oznacza, że zbojkotowali. Po prostu może JESZCZE się nie wybrali. W moim mieście fil jest w kinach od 4 dni. No sorry, nie wymagaj, żeby przez taki czas upchnąć w kinach miliony.
Ewa Zawadzka
2 października 2018, 20:46
Logika godna prezesa: "nas nieprzekonają że białe jest białe, a czarne jest czarne". [url]https://www.youtube.com/watch?v=lcJ04RegSKo[/url]