Komunia dla rozwodników?

Jerzy Sosnowski (fot. Marcin Kiedio)

Sam, będąc rozwodnikiem i żyjąc w związku niesakramentalnym, choć z pozoru powinienem takiemu stawianiu sprawy przyklasnąć, wiem dokładnie (właśnie z racji mojego niewesołego doświadczenia), że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana.

Obserwuję z mocno mieszanymi uczuciami, jak media relacjonują dyskusję w Kościele o komunii dla rozwodników. Z nierzadką we współczesnym dziennikarstwie prostotą dzielą strony na konserwatywny zamordyzm i postępowe zrozumienie dla pojedynczego człowieka. Tymczasem sam, będąc rozwodnikiem i żyjąc w związku niesakramentalnym, choć z pozoru powinienem takiemu stawianiu sprawy przyklasnąć, wiem dokładnie (właśnie z racji mojego niewesołego doświadczenia), że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Choć nie jestem teologiem ani jurystą (a oni to pewnie widzą w jeszcze większym zbliżeniu, więc tym samym w jeszcze większej komplikacji).

Bo z jednej strony: choć Ewangelia wyraźnie mówi, że jedynie grzech przeciwko Duchowi Świętemu jest niewybaczalny, przepisy (!) tak jakby dorzucały do niego cichaczem jeszcze jeden: dopuszczenie do rozpadu małżeństwa. Choćby człowiek niegdysiejszych decyzji szczerze żałował, a w nowym związku żył od lat najprzyzwoiciej, jak sobie można wyobrazić, to jeśli kiedyś wziął ślub, nawet kilkadziesiąt lat temu, to nie ma odwołania, teraz żyje w grzechu. (Pomijam możliwość “unieważnienia małżeństwa" i przepis o zezwoleniu korzystania z sakramentów pod warunkiem powstrzymania się od seksu w nowym związku, bo nie chcę w dygresjach zgubić istoty sprawy. Oba te wyjścia budzą zresztą moją irytację, której się nie chcę teraz poddawać).

W dodatku nie różnicuje się tu losu ludzi, którzy odeszli z własnej woli i tych, którzy zostali opuszczeni. A poczucie sprawiedliwości dość powszechnie chyba podpowiada, że to nie jest to samo. Tymczasem także komuś, czyją dobrą wiarę nadużył współmałżonek, Kościół mówi: żyj samotnie, albo będziesz równie grzeszna(y), jak on(a).

DEON.PL POLECA

Tylko że… Po pierwsze: trzeba by ustalić, czy możliwość zawierania związku małżeńskiego to w chrześcijańskiej wizji świata przywilej, czy prawo. Prawa odbierać się nie powinno, ale przywilej można utracić. Kościół, w którym decydujący głos mają pozostający w stanie bezżennym mężczyźni, zdaje się mówić, że przywilej. Tak?

Po drugie, co bardziej kłopotliwe: “dwoje potrzeba do tanga". Oczywiście na ogół jest tak, że do formalnego rozstania dochodzi z inicjatywy jednej strony. Ale czy inicjatywa to na pewno to samo, co wina? Czy porzucone żony i porzuceni mężowie, gdy już minie pierwsza rozpacz i palące poczucie krzywdy, zawsze dochodzą do wniosku, że nie mają sobie nic do zarzucenia? A jeśli nawet dochodzą do takiego wniosku, to zawsze słusznie?

Po trzecie: przez jakiś czas po rozstaniu naprawdę byłoby dobrze powstrzymać się przed “układaniem sobie życia na nowo". I to zarówno z powodów, dających się uzasadnić czysto religijnie, jak z takich, które tłumaczy całkiem świecka psychologia. Chyba zwłaszcza mężczyźni mają skłonność do pospiesznego pocieszania się nowym związkiem, do udowadniania sobie, że nie są tacy ostatni - i pozostając jeszcze w porozwodowym szoku podejmują decyzje, których, kiedy szok przejdzie, nie umieją podtrzymać. Poza tym odchodzący współmałżonek może przecież po jakimś, niedługim czasie oprzytomnieć i chyba jednak (z punktu widzenia chrześcijanina) byłoby dobrze, żeby miał gdzie wrócić, jako syn czy córka marnotrawna. To, co prawda, zależy bardzo od tego, jak się zachowywał(a) “na odchodnym" i od heroizmu tej strony, która miałaby go (ją) przyjąć z powrotem. No i od upływu czasu, bo po kilku latach, czy już z pewnością po kilku dekadach trudno sobie wyobrazić taki “come back" na poważnie. Choć i to się zdarza (znam co najmniej jedną taką historię).

Po czwarte: wprawdzie jestem za tym, żeby wciąż pytać, jak niezmienne normy mają się realizować w nowych czasach, ale jednocześnie pewne kwestie wydają się sformułowane przez tekst źródłowy dla chrześcijaństwa, czyli Ewangelię, na tyle wyraźnie, że “nie ma ruchu" bez zamienienia fundamentów naszej religii w ruchome piaski. Bardzo mnie interesuje - a tego nie wiem - w jaki sposób uzasadnia swoje rozstrzygnięcia, odmienne od rzymskiego katolicyzmu, Kościół prawosławny, bo nauczanie Jezusa w kwestii nierozerwalności małżeństwa wydaje się rzeczywiście jednoznaczne.

I po piąte wreszcie. Nim to napiszę, chciałbym zadeklarować jasno: mnie się tak życie ułożyło (nie to, że samo, bo wiele w tym moich błędów i draństw), że kompletnie nie nadaję się na Katona. Ale, będąc “smutny i sam pełen winy" widzę przecież, jak wiele jest rozwodów. Jak iluzoryczne są słowa wypowiadane nie tylko w kościele ("ślubuję, że cię nie opuszczę aż do śmierci") ale i w USC: “przyrzekam, że uczynię wszystko, aby moje małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe". Srali muchy, będzie wiosna, jak się mówiło w moim dzieciństwie - ludzie robią, my robimy nie tylko dalece nie wszystko, ale nieraz nic prawie. Często zresztą nic nie deklarujemy, tylko żyjemy na kocią łapę. Państwo nie jest stróżem sumień swoich obywateli, więc przed kandydatami na rozwodników trudności nie piętrzy, a teraz jeszcze w wielu krajach rozważa się albo już wprowadza ułatwienia dla związków partnerskich, z czego korzystać mieliby nie tylko homoseksualiści, ale i heterycy, którzy nie chcą sobie obiecywać zbyt wiele. Czy w tej sytuacji Kościół rzeczywiście ma zmiękczać swoje stanowisko? Chcąc ochronić pojedyncze osoby, niesprawiedliwie odsunięte od sakramentów, zrezygnować z klarownie sformułowanej zasady?

Lecz znów z tej pierwszej strony: rozwodnicy to ludzie, którzy kiedyś w życiu nie sprostali tej zasadzie. I właśnie im odmawiać sakramentów, które są, jak wierzymy, pokrzepieniem duszy? Tych najsłabszych odsuwać od sakramentu pojednania i od Komunii?

Więc jako rozwodnik - który widzi sprawę “stereo i w kolorze", bo przecież w okresie, gdy się nie czułem katolikiem, udało mi się tak narozrabiać, że mam za sobą DWA nieudane małżeństwa (jedno krótkie) i wiem zarówno, jak to jest być porzucanym, jak i porzucającym - nie mam tu wobec mojej wspólnoty szczególnych oczekiwań. I kiedy, niby też w moim imieniu, media się ekscytują, że może Franciszek coś zmieni, a ostatnio donoszą z przykrością, że chyba nie, że uległ fundamentalistom i jednak chyba nie zmieni niczego - myślę sobie: a, dajcież spokój. Kwestia jest tak złożona, a wzajemnie sprzeczne argumenty tak silne, że robienie z tego meczu “konserwatystów" z “progresistami" jest niepoważne. Ja tam wiem, co mam na sumieniu i nie zgłaszam roszczeń. Liczę, że Bóg jest bardziej miłosierny, niż jego ziemska delegatura. Ale żeby zanikła różnica w tej materii między Bogiem a Kościołem, Kościół musiałby się przeanielić aż do całkowitej przezroczystości, do niebytu.

A swoją drogą, jeśli ktoś, czytający te słowa, rozważa zakończenie swojego małżeństwa, to niech tyle przyjmie ode mnie: sprawdziłem, że rozwód jest upiornym doświadczeniem, nawet jeśli odbywa się “aksamitnie", bez krzyków i awantur o podział majątku. I to nie tylko wtedy, gdy się jest ofiarą wiarołomności, ale i wtedy, gdy się jest wiarołomnym. I może w tym drugim przypadku jest jeszcze okropniejszy, bo nie ma się jak schować w swoim bólu, nie ma się jak sobie współczuć. Nie można dopatrzyć się w sobie nawet śladu dobra (tak, potem to przechodzi, ale pamięć zostaje). To jest tak koszmarne doświadczenie, że ograniczenia, które wspólnota nakłada potem na taką sk…undloną owieczkę, wydają się całkowicie na miejscu. Krótko mówiąc: jeśli, drogi Czytelniku, droga Czytelniczko, rozważasz taki krok, to - jeśli tylko możesz go uniknąć, nie funduj sobie tego.

Jerzy Sosnowski - pisarz, publicysta, felietonista, dziennikarz telewizyjny i radiowy. Współpracownik "Więzi". Tekst pierwotnie ukazał się na jego blogu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Komunia dla rozwodników?
Komentarze (228)
10 grudnia 2017, 00:00
Czasami nie ma innego rozwiązania niż rozwód. Niestety za błędy dorosłych najmocniej cierpią dzieci. Polecam przeczytać książkę "Wariatka" Agnieszki Chrzan, w której opisane jest co przeżywają dzieci rozwódników oraz co mogą zrobić, aby zamknąc za sobą ten rozdział i wkroczyć w dorosłe życie z możliwością stworzenia własnego szczęśliwego związku.
W
wywiad
9 marca 2015, 00:41
Prawda o rozwodzie : https://www.youtube.com/watch?v=zUhV4NFuy6Y
D
Danuta
24 lutego 2015, 21:50
DO BISKUPÓW KAPŁANÓW I WIERNYCH CAŁEGO KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO - Jan Paweł II [url]http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/adhortacje/familiaris.html#[/url] ,,Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński. Nie mogą być dopuszczeni do komunii świętej od chwili, gdy ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia. Jest poza tym inny szczególny motyw duszpasterski: dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa''
J
jack
13 października 2014, 22:17
mozna nie wchodzić w relacje głębokie i bliskie po rozwodzie, ale co jak sercem pragnie sie dobrego życia rodzinnego ? czy człowiek ma być sam, jak samotność właśnie zabija ? 
J
ja
11 października 2014, 14:06
Jak osoba grzeszy i nie zamierza przestać to jak może przyjmować komunię? Nie rozumiem nad czym tu dyskutować. (No chyba, że w tym przypadku związek pozamałżeński zakończyła.) Po jaką ch...erę ludzie w małżeństwie mają walczyć o swoje małżeństwo skoro jest łatwiejsze rozwiązanie - szukam kogoś innego bo ten/ta już przestał/a pełnić swoją funkcję. Rozwiązanie jest bardzo proste - przygotowywać młodych do małżeństwa, a nie jakieś pitolenie o akceptowaniu - ja bym to nazwała - pójścia na łatwiznę. Mój kurs przedmałżeński był mało inspirujący (ot czyste sprawy biologicznie i ogólnie, że wiara ważna jest w związku), na religii nawet słowa mądrego na ten temat nie usłyszałam. Dobrze, że mam mamę wierzącą więc mnie wspierała książkami radami itp. Ale ile rodzin widzi w ślubie kościelnym tylko okazję do libacji alkoholowej...
Y
YES
10 października 2014, 18:44
"Nowy nadzwyczajny Synod poświęcony sprawie duszpasterstwa rodzin rozpoczął się. Owoce Synodu zależą nie tylko od pracy ojców, ale i od współpracy całej wspólnoty chrześcijańskiej z Duchem Świętym" - napisał abp Stanisław Gądecki w relacji z III Nadzwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów. Blog na temat wyzwań duszpasterskich wobec rodziny w kontekście nowej ewangelizacji można znaleźć na stronie blog2014.archpoznan.pl. Abp Gądecki, który reprezentuje Kościół w Polsce na synodzie zwołanym przez papieża Franciszka, szczegółowo opisuje poszczególne głosy uczestników zgromadzenia. Zauważa, że "komentarze dziennikarskie roztrząsają wypowiedzi tego lub innego kardynała czy biskupa, sprawiając wrażenie, że to jest Synod", gdy tymczasem te "są tylko jakimś światłem, które w żadnej mierze nie musi mieć wpływu na sam Synod". "Nie należy się ekscytować tymi lub innymi wypowiedziami Ojców Synodalnych, w szczególności jeśli brzmią one bardzo sensacyjnie" - konkluduje abp Gądecki.
W
WDR
10 października 2014, 04:23
"nie tylko homoseksualiści, ale i heterycy" Nie jest dobrze mieszać style w jednym zdaniu. Jeżeli ktoś decyduje się użyć słowa heterycy to w pierwszym przypadku także powinien sięgnąć po slang lub mowę potoczną czyli: homosie, homiki itp. określenia.
9 października 2014, 10:25
Polecam przeczytać ciekawy artykuł obok: [url]http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,955,trzeba-sie-wyzwalac-z-dobrego-samopoczucia.html[/url] Na pierwszy rzut oka – nie związany z tematem w bieżącym. Tymczasem podskórnie czuję, że poruszamy się cały czas po wierzchu tej problematyki, już skutkach, z którymi należy po prostu poradzić sobie takimi, jakie są. Coby nawet jeśli nie idealnie, to było jednak jakieś większe dobro, niż kategoryczne „nie” zawsze i wszędzie (na dodatek już i tak dawno niekonsekwentne i niespójne, bo od samego początku było jeszcze inaczej, ale o tym to już dawno można zapomnieć...). Przyczyny skutków są różne. Uważam, że bp Grzegorz Ryś ma niezłą intuicję duszpasterską, ewangelizacyjną.
9 października 2014, 11:12
Jak czytam kolejny wpis o wychodzeniu do ochrzczonych, którzy opuścili Kościół (katolików z obrzeży) to zaczynam się zastanawiać, czemu życie wiarą przestało być już naturalnym wyborem ochrzczonych katolików i co jest przyczyną, iż wybierają życie bez wiary, poza Kościołem. Jestem przekonany, iz każdy plan ewangelizacyjny jaki zostanie uchwalony przez biskupów, księży czy świeckich nie wypali, jeżeli najpierw cały Kościół nie przeprowadzi uczciwego rachunku sumienia. Np w temacie małzeńśtwa. Skoro piszemy o rozwodach, rodzi się proste pytanie, dlaczego młodzi ludzie nie są w stanie wypełnić tego, co przecież ślubowali dobrowolnie, świadomi iż robią to raz i żyją w małżeństwie do końca życia (w Polsce mówienia o braku wiedzy o nierozerwalności małżeństwa jest oczywistą bzdurą). Oprócz tradycyjnego utyskiwania na „młodzież i czasy” nikt nie potrafi na tak postawione pytanie odpowiedzieć. Zamiast tego słychać głosy – jak damy prawo (sic!) do przyjmowania Komunii św, to ludzie wrócą do Kościoła. Czyli wprost część Kościół uznaje, iż nierozerwalność małżeństwa wobec obecnych czasów jest bzdurą. Czy na tym polegać ma nowa ewangelizacja. Na założeniu, iż tzw. „ciężary wiary” są nie do uniesienia. Stąd należy o nich nie mówić, wypełniając przekaz jakaś emocjonalną papką oderwana od Ewangelii. Gdzie w tym jest faktyczna wiara?
9 października 2014, 11:38
Czy to 'wyzwalanie z dobrego samopoczucia' dotyczy wycinkowo niegnuśnienia we własnym sosie przez katoli, czy dotyczy również 'wyzwalania z dobrego samopoczucia', że wszystko jest wporzo grzeszników taplających się w szmabku grzechów? Pan opisuje podstęp: przyciągnąć do Kościoła grzeszników jakimiś miłymi słówkami, a jak się już zwiążą i przyzwyczają to im przypier***lić między oczy z 'wyzwalania z dobrego samopoczucia'. Słowicze dźwięki z Biskupa Rysia głosie, a w sercu lisie zamiary. Obawiam się, że któregoś razu czytając Pana tekst mogę się walnąć dłonią w czoło tak mocno, że doznam wstrząśnienia mózgu.
9 października 2014, 11:39
Czy Ty wciąż tego nie rozumiesz? Jestem 15-y rok w małżeństwie, pierwszym, jedynym, mam nadzieję, że ostatnim do śmierci. Ale przysięgę małżeńską składałem, gdy miałem już żywą wiarę w Boga. Pomimo kryzysów, kryzysików po drodze, tarć, docierania się nieustannego uważam, że dzięki Bogu właśnie! jesteśmy wciąż razem, jeszcze bardziej wzbogaceni i zbliżeni, bo po ludzku zderzenie z niektórymi, dynamicznymi sprawami – przynajmniej ja byłbym na przegranej pozycji... Żywa wiara w Boga? Czy uważasz, że ochrzczenie niemowlaka to determinuje? Dzieciątko, które kompletnie nic z tego nie pamięta, które nie podjęło najmniejszej samodzielnej decyzji w tym? A nie daj Boże tak myślą w tym jeszcze jacyś duchowni... To pierwszy stopień do … piekła dla tych ludzi, zafundowanego im przez „kaznodzei”...
9 października 2014, 11:52
Jeśli potrzebna jest jedynie 'żywa wiara', to po co Synod?
9 października 2014, 12:06
Kiedy przestanie Pan manipulować? Wielu Pana postów pod moimi już po prostu nie chce mi się komentować, bo ręce mi opadają... Nikt nie mówi – będziesz mógł sobie cudzołożyć do woli, kraść do woli, zabijać, przyjdź, tu jest fajnie. Tak jak na pierwszej randce wybranka mówi Panu, że chciałaby szczęśliwego związku, ale nie wywala z grubej rury wymieniając całą litanię tego co będzie z obowiązków, zobowiązań, udręk, wyrzeczeń na co dzień w rodzinie... Gwarantuję Panu, że 99% młodych randkowiczów uciekłoby, gdzie pieprz rośnie. Tylko dla nich nie stałe jedzenie na ten moment, dla nich na razie mleko, trzeba dawkować, a nie walić z maczugi na wejściu. Pana metoda ewangelizowania bardziej mi przypomina sporo sytuacji, gdy miałem dołączać do czego, co dawało finalnie korzyści, ale słyszałem na wejściu od tych, co już korzystali: „No wiesz, nie jest łatwo, wielu wymięka, nie daje rady. No wprawdzie można potem coś uzyskać, ale jakim kosztem, daj spokój, lepiej mi było siedzieć spokojnie w domu...” I w ten sposób odsiewali na dzień dobry większość, ku swojej satysfakcji... Spokojnie, miejsca w niebie starczy dla wszystkich, jakby co, Pan się nie martwi. A będzie i tak, że ci, których Pan skazywał na ziemi, będą na wieczność na lepszych miejscach... Ach, ta sprawiedliwość Boża... A to może boleć najbardziej, oby nie za bardzo, żeby nie zaprotestować finalnie przeciwko temu i samemu odrzucić takie "niesprawiedliwie" miłosierne Królestwo Boże...
9 października 2014, 12:44
Rafale – przez kilka lat byłem poganinem (jak to się obecnie nazywa bylem na obrzeżach Kościoła). Nie, nie z powodów małżeńskich. Choć przed kryzysem wiary byłem ukształtowanym, dojrzałym, praktykującym, działającym w parafii katolikiem. Pełna żywa wiara. Wrecz ta żywa prawdziwa wiara wygnała mnie na kilka lat z Koscioła. I gdyby w czasie tego kryzysu wiary jakiś „ewangelizator” opowiedział mi jedną z tych emocjonalnych formuł, to być może bym wtedy wrócił do Kościoła, ale na całe szczęście nikt taki nie stanął na mojej drodze życia. Bo kolejny niezawiniony kryzys w moim życiu by mnie z Kościoła wyrzucił na zawsze. Droga wiary zawsze wiedzie przez krzyż. A tego przecież nie głosi się podczas ewangelizacji. Droga wiary jest bardzo wąska, o tym tez współczesna ewangelizacja nie wspomina. W dodatku współczesny Kościół musi nim zacznie ewangelizować uznać swoje winy. Także pudrowania i spłycania nauki Chrystusa. Ale też winę za rozpad tak wielu małżeństw katolików. 
9 października 2014, 12:44
Pan uporczywie nie przyjmuje do wiadomości istnienia czegoś takiego, jak konsekwencje i jeśli tylko coś jest trochę odleglejszą konsekwencją, której Pan nie dostrzega to readukuje sobie Pan taką sytuację do dokonywania przez kogoś stawiającego postulat zachodzenia pewnej niełopatologicznie oczywistej konsekwencji 'manipulacją'. > Nikt nie mówi – będziesz mógł sobie cudzołożyć do woli, kraść do woli, zabijać, przyjdź, tu jest fajnie. Fakt, że się czegoś nie głosi otwarcie nie ma żadnego związku z tym, że takie mogą być obiektywne i przewidywalne konsekwencje pewnych postępowań. Nie ma najmniejszego znaczenia, że spraszając kumpli na imprezę nie mówi im się explicite: 'zarzygajcie wannę, urwijcie żyrandol i podpalcie kanapę!', aby móc z rozsądnym prawdopodobieństwem przewidzieć, że taki, czy podobne incydenty będą miały miejsce. Czy Pan musi swoim podwładnym mówić 'pracuj źle', czy też oni sami z siebie mogą 'źle' pracować, a Panu nie trzeba tłumaczyć dlaczego ma się Pan skoncentrować na pilnowaniu ich, żeby 'źle' nie pracowali? Czy wobec przełożonego używa Pan podobnie pozbawionego elementarnego rozumu tłumaczenia, do jakiego odwołał się Pan tutaj: 'przecież ja mu nie pozwoliłem kraść ani się obijać'. Analogicznie (acz w zwierciadlanym odbiciu) do okazania właśnie niezrozumiałego zaufania brakowi deklaracji 'chodźcie i sobie kradnijcie i grzeszcie', w dalszej części okazuje Pan wyssaną palca ufność w to, że jakieś deklaracje o 'ewangalizowaniu' jakoś tak same z siebie muszą i przekładają się na pożyteczne efekty. Z takiego dobrego, miłego i słodkiego gadania nie może nie być wspaniałych efektów!!! Kościół Otwarty do obrzygania ma usta pełne słodkich frazesów, a gdy przychodzi do efektów to same apostazje, kłótnie i absmak. Pan jest w stanie rozłączyć 'gadanie' i manifestowanie deklaracji od chłodnego oglądu ich efektów? Czy podwałdnych rozlicza Pan z manifestowanego entuzjazmu, czy z mierzalnych wyników ich pracy? Celowo staram się odnosić sytuację do takiej, z której znajomość Pan zadeklarował. Przypuszczam, że stosuje Pan poprawne metody zarządzania, bo inaczej dawno by Pan z pracy wyleciał, zatem powinny być Panu znajome pewne wewnętrzne mechanizmy z owej dziedziny. W swojej zawodowej działaności powinno być zatem dla Pana oczywiste, że na słowa i manifestacje patrzy się przez palce, a uważnie się patrzy na konkretne efekty - w biznesie w postaci pieniędzy. Dlaczego gdy mówimy o Kościele pragmatyzm menedżera nagle zupełnie z Pana wyparowuje, a zastępuje go jakiś infantylizm podchwytywania egzaltacji, zachwytu pustymi, nic niekosztującymi deklaracjami i podobnych bzdureczek?
9 października 2014, 13:03
Moja bankowo-korporacyjna kariera to już jest przeszłość, z miłą chęcią pozostawiona. Wiele mnie nauczyła. Sporo walk, potyczek, radzenia sobie z cwaniakami, czy wręcz szujami. Opracowywania, a następnie wdrażania strategii podbijania rynku, fakt - pozyskiwania klientów, ale w tym zakresie, o którym Pan raczy wspomnieć, nie ma kalki na działania ewangelizacyjne, przepraszam. P.S. Na marginesie - doktorat Pan robił w Polsce, czy w Wielkiej Brytanii?
9 października 2014, 13:13
Ja nigdzie nie mówiłem o kalce działań, bo to byłby oczywiście absurd, a o kalce krytycyzmu wobec słów i efektów. PS. To powinien być poziom byle maturzysty, a nie doktorata. Notabene - skorośmy się w okolice edukacyjne wychowacze zapuścili: Zmiana w edukacji z modelu wymagań stawianych uczniom na model głaskania uczniów po główkach i 'zachęcania' zaskutkowała wzrostem, czy obniżeniem poziomu nauczania i wychowania? Jakieś analogie w głowie się budzą odnośnie zmiany modelu z dyscyplinowania rozwodników na model głaskania ich po główkach i zachęcania?
A
Aneta
9 października 2014, 13:56
Panie Rafale, jest mi Pan jak brat. Lubię czytać Pana komentarze, bo są wyważone i nie prezentuje Pan tej opcji, ze "ja już wszystko wiem i teraz Was pouczę, jak macie żyć". Ale bratem moim w Chrystusie, jest również pan Piotr Słowiński, pan Tomasz L., których kompletnie nie rozumiem. Ich radykalizm, brak miłosierdzia, odwetowość w postrzeganiu innych, zapiekłość granicząca z pychą jest dla mnie bolesna i drażniąca. Pan kazał ich kochać więc staram się ich zrozumieć - może to wychowanie w domu, może jakieś doświadczenia w życiu.... Ma Pan racje, tylko Bóg zna nasze serca i tylko on jest źródłem zbawienia według swojego milosierdzia. Pozdrawiam Pana bardzo serdecznie :) PS. Jak Pana dzieciątko? Jak się chowa? Mam nadzieję, że wszystko jest ok. W kazdym razie wszystkiego dobrego życzę dla całej Pana rodziny :)
9 października 2014, 14:09
Owszem - nie rozumie Pani, ale ponad to, co Pani wymieniła nie rozumie Pani również 'miłosierdzia', 'odwetowości', 'radykalizmu', 'zapiekłości', 'pychy', a te rzeczy z pewnością wydaje się Pani, iż Pani rozumie doskonale. Pani również nie rozumie co to znaczy 'rozumieć', bo to nie jest to coś, co się Pani wydaje, czyli zdolność empatycznego 'wczucia się'. Przynajmniej nie w dziedzinie, z którą mamy tu do czynienia.
9 października 2014, 14:11
Jak się chowa moje dziecko? A dobrze, raz za wersalkę, raz za drzwi, a jak raz mi się schowało do szafy, to je 2 godziny nie mogłem znaleźć, ha-ha:-) A tak na poważnie, dzięki serdeczne za pamięć, synek radzi sobie jakoś w szkole, rośnie w Bogu – cała radość, jak wraca do domu i mówi z ufnością: „Tato, przytul...” Zgadza się, zarówno TomaszL, jak i Piotr Słowiński są również naszymi braćmi. Pozdrowienia:-)
9 października 2014, 15:29
Poznałem co to stawianie wymagań - innym i sobie. Znam też, co to stawianie wymagań, których ktoś nie umie spełnić, nie daje rady, albo nie widzi sensu, bo ktoś inny nie potrafił ukazać we właściwy sposób korzyści z tego. To jest problem złożony i nie ma jednej miary i jednego sposobu dla każdego człowieka, bo każdy jest inny. Ale w konfesjonale duchowny też nie siedzi z taryfikatorem i z gotowymi radami na każdą sytuację, tylko słuchając Boga i słuchając danego penitenta, rozeznaje, co dla niego, w jego obecnej sytuacji, przy jego poziomie żalu, czy może jeszcze cwaniactwa, lenistwa, a może braku sił, braku wzorców w domu, niewłaściwej formacji, jak mu pomóc najlepiej kroczyć za Chrystusem. Tak mi się przynajmniej wydaje, że powinno być... Problem  w pewien sposób poruszył już zresztą ks. Adam Błyszcz: [url]http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,1791,synod-i-malzenska-skrucha.html[/url] P.S. i do tego " na marginesie", a więc poza tematem - ciekawym, gdzie Pan zrobił ten swój doktorat, tak po prostu
9 października 2014, 16:58
Pan coraz mocniej podważa zasadność jakichkolwiek zgromadzeń mających wypracować jakieś statystyczne rodzaje rozwiązań, zatem Pan twierdzi, że Synod najmniejszego sensu nie ma, choć spodziewam się, że oczywiście jest to jedna z tych konsekwencji przedstawianego przez Pana (w formie duszoszczypatielnych gadek) stanowiska, których Pan nie ma najmniejszego zamiaru przyjąć do wiadomości i uważa, że to manipulacyjne wciskanie czegoś, czego Pan nie powiedział i pod czym się Pan bynajmniej nie podpisuje. Czy Pan uważa, że duszoszczypatielne lawiranctwo jest jakimś rodzajem inteligencji, czy może mądrości?
S
strada
9 października 2014, 21:09
Kurcze, Panie Piotrze. Według Pana nikt nic tutaj nie rozumie. A tymczasem takie np miłosierdzie doskonale rozumie nawet dziecko z przedszkola. 
9 października 2014, 23:33
Akurat co do dziecka z przedszkola, to byłbym się w stanie bez większych przeszkód zgodzić. To później robi sie problem, kiedy to nakładają się na siebie rozmaite nieporządane czynniki, w dodatku wzmacniane efektem synergii: -) głupcy zostają oswojeni z wiedzą i rozumieniem (oswojenie to coś innego, niż zaznajomieni z poprawną obsługą), co wprowadza ich w mylne przeświadczenie, że posiedli umiejętności poprawnego posługiwania się wiedzą i rozumieniem, -) dzieci coraz bardziej wyrastają na zwierzynę łowną dla rozmitych grup interesów - np. biznesowych, czy ideologicznych, więc wzrasta nimi zainteresowanie; niezależnie od rodzaju grupy w interesie każdej z nich jest wykorzystywanie na swoją korzyść pychy i próżności poprzez komplementowanie ich, a w tym intelektu i to wcale nie na ostatnim miejscu; Franciszek de La Rochefoucauld ujął to w zgrabny bon-mot: Wprawdzie nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, za to każdy – ze swego rozumu. -) Relatywnie rzadko natrafiający na sytuację zagrażającego egzystencji kryzysu homeostat głuptaków, rozumiejących się wzajemnie w wystarczającym stopniu i z wystarczającym prawdopodobieństwem poprawnie przewidującym zachowania pozostałych czlonków homeostatu, dąży do pozostania w stanie równowagi. I parę innych również. Z pewnością T7HRR rozumie, TomaszL rozumie i Pani również rozumie, choć Pani zdaje się sytuuje ważność rozumienia gdzieś na poziomie ważności pasowania kolorem sukienki do espadryli, czy pożądanych nawyków w rodzaju mówienia codziennie 'Dzień Dobry'. Są również inni zdecydowanie rouzumiejący, a przynajmniej o takim potencjale (stawiałbym Drabiniastego na przykład), ale z jakichś powodów ważność rozumienia jest przez Nich sytuowana gdzieś na poziomie umiejętności jazdy na rowerze zdaje się. O ile z nierozumiejącymi trudno nawiązać jakiś interesujący kontakt umysłowy, to casus rozumiejących, ale w jakiś tam sposób bagatelizujących ów talent jest dla mnie osobiście bardzo interesujący. Nasi Gospodarze w kwestii rozumienia zachowują nieodgadnioność godną uśmiechu Mony Lisy. Albo dają galaktycznie dupy, albo są wobec nas jak homosapiensy wobec jednokomórkowców.
S
strada
10 października 2014, 12:09
Czyli dobrze rozumuje tylko Pan.... Coś mi sie wydaje, że to jest bardzo....naiwniutkie. 
10 października 2014, 13:04
Jak przystało na Kobietę ciągnie Panią do koncentrowania uwagi na osobie zamiast na temacie. Chętnie podyskutuję na temat tego jakie reguły rozumowania uważać powinniśmy za poprawne, a jakie są 'myśleniem cargo' i jak odróżniać myślenie od 'myślenia cargo'. Jedną z pierwszych do opanowania reguł jest umiejętność trzymania się tematu, a nie osób :> Zagrywka 'w osobę' jest niemerytoryczna nie tylko z powodu formalnego ad hominem, ale głównie z powodu przemycania fałszywego podprogowego rozumowania: 'no jak jednej osobie może się wydawać, że ma rację, gdy jest tyle rozmaitych opinii'. To jest sztuczka z arsenału Niosącego Światło, która bazuje na niepoprawnym aplikowaniu rozumowania poprawnego w jednej sytuacji do sytuacji nieprzystającej. Produkt podobny do 'prawda leży pośrodku' i tym podobnych bzdurek. Otóż ilość osób mających rację nie ma nic wspólnego z rozpowszechnieniem jakichś przekonań. Racja nie zależy od ilości zwolenników, a od zgodności z obiektywnie rozpoznanymi regułami rozumowania. ... i nie ma to nic wspólnego z naiwnością, tylko z wiedzą i poprawnym stosowaniem owych - odkrytych nierzadko juz w starożytności - reguł. PS. 'Racja' to nie jest coś co Pan Bóg daje po uważaniu, niczym dobre zbiory, albo szczęście w lotto. Można się mania jej nauczyć, niczym jazdy na rowerze. Wystarczy spełniać pewne reguły. W niewielkim uproszczeniu sprawy.
S
strada
10 października 2014, 17:27
Racja to po prostu zgodność z rzeczywistościa. I nie wytłumaczył mi Pan dlaczego odbiera mi zdrowy osąd, a sobie go przywłaszcza.  Co do dyskusji- finito. Nie lubię rozmawiać z tymi, którzy są ciagle przekonani, że maja zawsze rację. Pozdrawiam. 
10 października 2014, 18:12
Nie bardzo rozumiem tej uwagi o zabieraniu i przywłaszczaniu zdrowego osądu. Jedyne co mi przychodzi do głowy to równoległa dyskusja o 'charyzmacie Jezuitów', a w tamtej dyskusji przedstawiłem swoją opinię i dlaczego jest ona taka, a nie inna. Pani natomiast (jeśli mnie pamięć nie myli) ograniczyła się do przytoczenia swojej opinii i poparcia jej argumentami z osobistych doświadczeń, które trochę się do rozumeinia 'charyzmatu Jezuitów' jako wykwitów medialnych, w tym Deonowych nie bardzo odnoszą. My zaledwie przedstawiliśmy bardzo pobieżnie nasze stanowiska; żadna dyskusja, czy agitacja nie miała nawet szansy wystąpić, a Pani sugeruje, że już Panią 'dominuję'? Samym przedstawieniem własnego stanowiska? Gdzie, czym jak? Prosze mnie uszczypnąć, że Pani nie mówi tego poważnie.
P
pieta
11 października 2014, 09:21
Piotr Słowiński jest frustratem, nie ma dziewczyny, nie wie co zrobić ze swoją seksualnością. Dowodzenie wszystkim na deonie, że nic nie rozumieją to jego czynność ucieczkowa, w realnym zyciu chyba nikt z nim nie rozmawia. Nie odpisujcie na jego zaczepki, może się opamięta.
11 października 2014, 09:36
Jak odróżnić które komentowanie na Deonie to 'czynność ucieczkowa', a które nie?
11 października 2014, 16:22
>nie ma dziewczyny, nie wie co zrobić ze swoją seksualnością Hmmmm - Jezuci również 'dziewczyn' nie mają, nie wiedzą co robić ze swoją seksualnością - ani chybi frustraci uprawający Deonową publicystką czynność ucieczkową. A Pan Żyłka??? - że sobie tylko przypomnę ilości testosteronu które krwioobieg mi przepompowywał w Jego wieku... Śmiałe zdemaskowanie nieuniknionych efektów niemaniababy.
TT
tomek t.
23 lutego 2015, 23:50
Nadal masz owe dobre samopoczucie pierd**ąc cudze żony cioto z Crawley?
TT
tomek t.
24 lutego 2015, 00:40
Oczywiscie, że "slowik"to zwykła ciota i dyma tylko obce żony.
TT
tomek t.
24 lutego 2015, 00:41
Oczywiście, że jestes zwykła ciota z crawley dymajaca cudze żony.
TT
tomek t.
24 lutego 2015, 20:48
Piotr Słowiński Crawley ciota dyma cudze żony!
27 lutego 2015, 01:19
W kwestii formalnej: "ciota dyma żony" to oksymoron. "Ciota dyma mężów" miałoby sens.
TT
tomek t.
11 marca 2015, 00:35
Ciota slowik to zwykły debil,internetowy frustrat, nawet cudze zony pierdoli bardzo nieudanie. Wstydź sie łysa palo zakuta z Crawley.
TT
tomek t.
11 marca 2015, 00:36
słowiński za*ebie cie gnoju
TT
tomek t.
26 kwietnia 2015, 12:25
Słowik ty szmato dlaczego pie***lisz cudze żony????????????
I
izis
9 października 2014, 07:40
Jaki deon takich najmuje dziennikarzy i teksty. Sam autor tekstu nie tylko życie "małżeńskie"  ma "bogate" ale i zawodowe - nie tylko to co był łaskaw podac wyżej. Dobry chyba hucpiarz skoro jest na deonie. Ale dla zwiększenia komentarzy na deonie dobry taki sposób? 
9 października 2014, 06:21
Jeden z dyskutantów napisał: Cudzołożenie to pojęcie oznaczające współżycie płciowe z nie własnym małżonkiem. Od czasów Kazań na Górze, czyli dla kazdego katolika cudzołóstwo oznacza nie tylko sam akt płciowy, ale równeiż, a moze przede wszystkim pożądliwe patrzenie na kobietę (mężczyznę dopowiada Kosciół), czyli cudzołóstwo w sercu. Oczywiscie aby ten grzech był śmiertelny wymagane są jak zawsze dobrowolnośc i świadome jego popelnienie.
A
anonim
9 października 2014, 07:54
TomaszL, nie będę się ośmieszał i nie będę odpowiadał że "jeden z dyskutantów napisał" ale odpowiem Ci bezpośrednio. Nie od żadnego Kazania na Górze ale już w Starym Testamencie pojęcie cudzołożenia było używane nie tylko w dosłownym znaczeniu ale i w przenośni, jako nie dochowywanie wierności Bogu Jahwe i uprawianie kultu różnych bożków. Tak samo i Jezus, w przywoływanym Kazaniu na Górze nie zamierzał przedefiniowywać pojęcia cudzołóstwa rozciągając je na pożądliwe spojrzenie lecz poprzez to porównanie uzmysławiał że grzeszyć nieczystością można nie tylko uczynkiem ale i myślą. I nawet Ty, skoro na końcu mówisz o pożądliwym patrzeniu: "czyli cudzołostwo w sercu", to wbrew temu co zadeklarowałeś na początku masz świadomość tego, że samo cudzołóstwo oznacza właśnie dokładnie akt płciowy. Gdyby uznać, że pożądliwe spojrzenie to jednak już cudzołóstwo, to okazałoby się wówczas że żaden z małżonków nie dochował wierności małżeńskiej swojemu małżonkowi i każdy małżonek to cudzołożnik, jako że każdemu zdarzało się pożądliwe patrzenie na kobietę/mężczyznę. Łącznie z Tobą! No, chyba że jesteś impotentem. A przy takim generalnym uznaniu wszystkich za cudzołożników samo pojęcie traci sens bo nikogo nie rozróżnia.
9 października 2014, 08:21
Anonimie - zobacz co Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o przykazaniu IX.  A zdradzać małzonka można oczywiście takze w sercu, pożadliwie patrzać na inną osobę niż małzonek. Zresztą początek każdego grzechu pochodzi z serca (rozumianego bibljnie). "A przy takim generalnym uznaniu wszystkich za cudzołożników samo pojęcie traci sens bo nikogo nie rozróżnia." To że wg Ciebie wszyscy są cudzołonikami, nie oznacza iz tak jest.  Istnieją cnoty, które katolicy dzięki Bogu wypełniają. A jedną z nich jest umiarkowanie i idąca za tym cnota czystości. Takze czystości w sercu. I przy okazji, jak sie kogoś kocha, to nawet w sercu nie grzeszy sie pożądliwosciami w stosunku do innej osoby, czyli nawet w myślach sie nie cudzołoży.
A
anonim
9 października 2014, 09:16
Anonimie - zobacz co Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o przykazaniu IX. --- TomaszL, a tak konkretnie? Jak Ci powiem abyś sobie zobaczył co KKK mówi o przykazaniu VI to choć będzie to na temat (dot. cudzołóstwa a nie pożądania). A zdradzać małzonka można oczywiście takze w sercu, pożadliwie patrzać na inną osobę niż małzonek. Zresztą początek każdego grzechu pochodzi z serca (rozumianego bibljnie). --- Oczywiscie. Ale co z tego? Rozpisujesz się nie na temat aby uciec od tematu? "A przy takim generalnym uznaniu wszystkich za cudzołożników samo pojęcie traci sens bo nikogo nie rozróżnia." To że wg Ciebie wszyscy są cudzołonikami, nie oznacza iz tak jest. --- I znowuż zaczynasz swoją starą metodą przypisywać mi poglądy których nie wyrażałem i udawać że dyskutujesz z moimi poglądami a nie ze swoimi wymysłami? Już Ci nie raz pisałem że to niegodziwa metoda. Wcale nie uważam że wszyscy są cudzołożnikami. Usiłowałem jedynie zwrócić Ci uwagę że gdyby przyjąć tą wersję rozumienia cudzołóstwa którą usiłujesz lansować to wszyscy okazaliby się cudzołożnikami, jako że każdemu w życiu trafiało się spojrzeć pożądliwie. cd
A
anonim
9 października 2014, 09:17
cd Istnieją cnoty, które katolicy dzięki Bogu wypełniają. A jedną z nich jest umiarkowanie i idąca za tym cnota czystości. Takze czystości w sercu. --- Znowuż wyłazi z Ciebie taki wuj-truj i zaczynasz swoje zarozumiałe mędrkowanie. A przecież nigdzie nie twierdziłem że takie cnoty nie istnieją lub że katolicy ich nie wypełniają. Ośmieliłem się jedynie zwrócić Tobie uwagę na to, że wbrew temu jak usiłujesz siebie przedstawiać NIKT nie jest bezgrzeszny, i każdemu trafia się lub trafiało się upaść. Cnoty, a w szczególności cnota czystości nie jest dana raz na zawsze, ale jest czymś o co trzeba nieustannie zabiegać i walczyć, a w tej walce zdarzają się również i porażki/upadki. I przy okazji, jak sie kogoś kocha, to nawet w sercu nie grzeszy sie pożądliwosciami w stosunku do innej osoby, czyli nawet w myślach sie nie cudzołoż --- To że się kogoś kocha nie czyni z nikogo impotenta. W dodatku, aby kogoś pokochać to wpierw trzeba go spotkać, a zanim to nastąpi to mija ileś lat życia. A rana zadana człowiekowi przez grzech pierworodny skutkuje pojawiającymi się pożądliwościami... chyba że jest się impotentem lub starcem...
9 października 2014, 10:26
"Wcale nie uważam że wszyscy są cudzołożnikami. Usiłowałem jedynie zwrócić Ci uwagę że gdyby przyjąć tą wersję rozumienia cudzołóstwa którą usiłujesz lansować to wszyscy okazaliby się cudzołożnikami, jako że każdemu w życiu trafiało się spojrzeć pożądliwie." Nie ja to lansuje, tak jest napisane w Objawieniu i tak też naucza Koscioł w Katechiźmie KK. Ciekawie mnie skad wiesz, iz "wszyscy okazaliby się cudzołożnikami" ? Znasz wszystkie ludzkie sumienia? "A rana zadana człowiekowi przez grzech pierworodny skutkuje pojawiającymi się pożądliwościam" No i co z tego ma niby wynikać? Że niby wszyscy im ulegają? Z doświadczeniwa własnego wiem, iż od chwili złozenia przysiegi małzeńśkiej nie miałem potrzeby ulegania takim pożądliwoscią, co wiecej uważam, iż uleganie im bybłoby bezsensem (pomijajac oczywisty grzech). A i nie jestem impotentem co mogę oczywiscie udowodnić. I wbrew temu co piszesz spokojnie można przeżyć małżeńśtwo w czystości i nie zdradzać dobrowolnie i z pełną włąsną zgodą małżonka nawet w myślach. Szczególnie iz taka zdrada w mysli (czyli np pragnienie współżycia z inną osobą snute w obecnosci małzonka) jest zapewne ochydniejsze niż sam bezuczuciowy przypadkowy kontakt fizyczny.
A
anonim
9 października 2014, 14:21
"Wcale nie uważam że wszyscy są cudzołożnikami. Usiłowałem jedynie zwrócić Ci uwagę że gdyby przyjąć tą wersję rozumienia cudzołóstwa którą usiłujesz lansować to wszyscy okazaliby się cudzołożnikami, jako że każdemu w życiu trafiało się spojrzeć pożądliwie." Nie ja to lansuje, tak jest napisane w Objawieniu i tak też naucza Koscioł w Katechiźmie KK. --- Nieprawda. To jest wyłącznie Twoje karykaturalnie wykoślawiona interpretacja tego co jest napisane w Objawieniu i tego co naucza Kościół. I Objawienie i nauczanie Kościoła jednoznacznie rozróżnia cudzołóstwo i cudzołożenie w sercu. To tylko Ty wykazujesz wyjątkowo złą wolę zapierając się w podmienianiu treści i pojęć pomiędzy cudzołóstwem a cudzołożeniem w sercu. Ciekawie mnie skad wiesz, iz "wszyscy okazaliby się cudzołożnikami" ? --- Już pisałem, ale najwidoczniej czytasz bez zrozumienia treści. Wbrew temu jak usiłujesz siebie przedstawiać NIKT nie jest bezgrzeszny, i każdemu trafia się lub trafiało się upaść. Cnoty, a w szczególności cnota czystości nie jest dana raz na zawsze, ale jest czymś o co trzeba nieustannie zabiegać i walczyć, a w tej walce zdarzają się również i porażki/upadki. Znasz wszystkie ludzkie sumienia? --- No proszę... do czego to doszło... TomaszL, tak dogłębny znawca wszystkich ludzkich sumień, że uzurpujący sobie prawo do autorytatywnego orzekania iż jak ktoś czyni zło to znaczy, że świadomie i dobrowolnie je czyni, bo po prostu pragnie czynić zło, gdyż uwielbia taplać się w grzechach... tenże TomaszL usiłuje postawić mi zarzut że roszczę sobie pretensje do znajomości wszystkich ludzkich sumień... Otóż nie, nie znam ludzkich sumień, nie roszczę sobie pretensji do uznania że znam czyjekolwiek sumienie. cdn
A
anonim
9 października 2014, 14:49
cd Z doświadczeniwa własnego wiem, iż od chwili złozenia przysiegi małzeńśkiej nie miałem potrzeby ulegania takim pożądliwoscią, [...] --- Niechcący sam wyznałeś że było tak OD chwili złożenia przysięgi małżeńskiej. I zgadza się, że tak z reguły jest iż osoby mające problemy z zachowaniem czystoci, po zawarciu małżeństwa i podjęciu w miarę regularnego współżycia przestają mieć problemy z czystością. Natomiast im większe przedtem mieli problemy, tym bardziej teraz rygorystycznie wypowiadają się - no bo przecież oni sobie poradzili, więc każdy też może jeśli tylko naprawdę zechce. Ciągle jednak uciekasz od tego co jest przed ślubem, szczególnie w latach młodzieńczych. A kwestia czystość - nieczystość, występuje nie tylko w małżeństwie lecz i w młodości. A wbrew temu co piszesz, kwestia zachowania czystości może być poważnym problemem wcale nie oznaczającym rozwiązłości.
9 października 2014, 15:01
Tak myślałem, że pociagniesz temat tej nieczystosci przed ślubem.   Pozostawie Cie w niepewnosci, bo być moze ja zachowałem, być moze nie. Nie ma to bowiem żadnego znaczenia, bo nawet jezeli zgrzeszyłem śmiertelnie w tym lub innym temacie i sie wyspowiadałem z tego grzechu (łącznie z odbyciem pokuta), to grzech został odpuszczony i nie rzutuje na dalsze moje życie.  I dokładnie tak jest w każdym przypadku, kazdego grzechu. "A wbrew temu co piszesz, kwestia zachowania czystości może być poważnym problemem wcale nie oznaczającym rozwiązłości." Przeważnie da sie tę kwestie leczyć.
9 października 2014, 15:37
"I Objawienie i nauczanie Kościoła jednoznacznie rozróżnia cudzołóstwo i cudzołożenie w sercu." Mówiąc wprost iż cudzołóstwo pochodzi z serca?
A
anonim
9 października 2014, 20:48
Jeśli sądzisz, że Twoja osoba musi być fascynująca dla innych, to się grubo mylisz. Guzik mnie obchodzi czy Ty zachowałeś czystość czy nie. W naszym sporze istotne jest natomiast to, że wg lansowanej tu przez CiebieTwojej wersji rozumienia cudzołóstwa, to cudzolożnikiem nie jest jedynie ten który współżył seksualnie z osobą nie będącą jej małżonkiem lecz KAŻDY kto tylko KIEDYKOLWIEK pożądliwie spojrzał na kobietę jest cudzołożnikiem. Więc psu na budę takie rozumienie skoro wg niego cudzołożnikiem który cudzołożył jest nawet nastolatek który nigdy nie współżył ale buzują mu hormony więc ma ciągłe pokusy i zdarza mu się nie obronić przed nimi. I choć oczywiście po spowiedzi i odpokutowaniu grzech zostaje odpuszczony to w naszym przypadku nie jest to istotne bo nie o tym mówimy. Istotne jest to, że nawet po spowiedzi, rozgrzeszeniu i odpokutowaniu cudzołożnik nie przestaje być cudzołożnikiem. Więc w Twojej wersji rozumienia cudzołożenia, nawet jeśli ktoś wyspowiadał się ze swoich upadków w pożądliwości, to i tak skoro rzekomo cudzołożył to jest cudzołożnikiem. Twoich niegodziwych insynuacji potrzeby leczenia już nie będę komentował :-(
9 października 2014, 20:59
"W naszym sporze istotne jest natomiast to, że wg lansowanej tu przez CiebieTwojej wersji rozumienia cudzołóstwa, to cudzolożnikiem nie jest jedynie ten który współżył seksualnie z osobą nie będącą jej małżonkiem lecz KAŻDY kto tylko KIEDYKOLWIEK pożądliwie spojrzał na kobietę jest cudzołożnikiem." [...] "Istotne jest to, że nawet po spowiedzi, rozgrzeszeniu i odpokutowaniu cudzołożnik nie przestaje być cudzołożnikiem" Oczywista bzdura. Anonimie to co piszesz jest niezgodne z nauką Koscioła.  Ale skoro uważasz, iz ja tak twierdziłem, to pokaż dokładnie w którym miejscu to napisałem. "Więc w Twojej wersji rozumienia cudzołożenia, nawet jeśli ktoś wyspowiadał się ze swoich upadków w pożądliwości, to i tak skoro rzekomo cudzołożył to jest cudzołożnikiem." Bzdura.... Nigdzie tak nie napisalem, widac znów dośpiewałeś sobie jakas swoja (chore) teorie do moich wypowiedzi. "Twoich niegodziwych insynuacji potrzeby leczenia już nie będę komentował :-(" Nadpobudliwośc seksualną mozna leczyć. 
A
anonim
9 października 2014, 21:00
Nie wiem czy tylko jak zwykle nie jesteś w stanie czytać ze zrozumieniem i tradycyjnie  nie rozróżniasz pojęć - w tym przypadku nie rozróżniając "cudzołożenia w sercu" od tego że "cudzołóstwo pochodzi z serca" - czy to jednak już najzwyczajniej wyraz Twojej złej woli :-( Tak się zaparłeś w chęci obrony do upadłego, że jesteś gotów dowodzić że białe jest czarne, byle tylko nie przyznać się do błędu :-( Jeśli naprawdę nie jesteś w stanie tego rozróżnić to porównaj sobie w Dekalogu przykazanie VI - "nie cudzołóż" oraz IX - "nie pożądaj żony bliźniego swego". Wg Twojej paranoidalnej interpretacji oba przykazania mówią to samo o tym samym?
9 października 2014, 21:04
"Wg Twojej paranoidalnej interpretacji oba przykazania mówią to samo o tym samym?" I tym stwierdzeniem skończyłeś dyskusje ze mną na tym forum. Bo chmastwo Twoich wpisów przekroczyło już wszelkie granice. Powodzenia i wszystkiego dobrego Ci życzę.
A
anonim
9 października 2014, 21:14
Oczywista bzdura. Anonimie to co piszesz jest niezgodne z nauką Koscioła. --- A konkretnie to co jest wg Ciebie niezgodne z nauką Kościoła? To że cudzołożnik po spowiedzi nadal jest cudzołożnikiem? A może jeszcze masz zamiar twierdzić, że po spowiedzi morderca przestaje być mordercą? No to podaj mi jakaż to nauka Kościoła rzekomo twierdzi, że po spowiedzi cudzolłożnik już nie jest cudzołożnikiem, a morderca nie jest mordercą itp itd... Ale skoro uważasz, iz ja tak twierdziłem, to pokaż dokładnie w którym miejscu to napisałem. --- Skoro twierdzisz iż przypisałem Ci taki pogląd to pokaż dokłądnie w którym miejscu to napisałem. Bo ja twierdzę że to jedynie kłania się Twój brak umiejętności czytania ze zrozumieniem treści i podkłądnie sobie swoich urojeń. "Twoich niegodziwych insynuacji potrzeby leczenia już nie będę komentował :-(" Nadpobudliwośc seksualną mozna leczyć. --- Powtarzanie tego typu insynuacji to już nawet nie niegodziwość ale wręcz podłość :-(
A
anonim
9 października 2014, 21:23
Zabrakło Ci argumentów? Dłużej nie jesteś w stanie zapierać się że wg nauki Kościoła pożądliwość to jedno i to samo co cudzołóstwo? Więc postanowiłeś opluć i przerwać? Stwierdzenie o paranoidalnej interpretacji nie rozróżniającej VI i IX przykazania to wg Ciebie chamstwo przekraczające wszelkie granice? Ale insynuowanie mi nadpobudliwości seksualnej wymagającej leczenia to wg Ciebie nie jest już chamstwo przekraczające wszelkie granice ale zapewne szczyt kultury?
9 października 2014, 21:41
Człowieku, skoro oczywsitą odpowiedź o możliwosc leczenia na Twoją uwagę: "A wbrew temu co piszesz, kwestia zachowania czystości może być poważnym problemem wcale nie oznaczającym rozwiązłości." uważasz za " insynuowanie mi nadpobudliwości seksualnej" to znaczy iz masz problem.  I na tym zakończę tę nic niewnosząca wymiane zdań z Tobą.
A
anonim
10 października 2014, 03:25
Ta "oczywista" odpowiedź jest "oczywista" jedynie dla Twojej chorej wyobraźni wg której problem z czymś oznacza "oczywistą" chorobę. I oznacza że sam masz problem.
E
E
10 października 2014, 12:42
Nie wnikam w Wasze dywagacje, bo są zbyt zawiłe :D Natomiast co do pożądliwości, to na pewno pomaga patrzenie na innych ludzi jak na siostry/braci lub synów/córki. I myślę, że to dobry sposób i dla osób przed ślubem (w tzw. wieku młodzieńczym) i po ślubie. Wtedy na wszystkich patrzymy z miłością jak na rodzinę, a nie obiekty seksualne :) Więc nie ma mowy o pożądliwości. A nawet jeśli taka pożądliwość zaczyna się tlić (tzn. pojawia się pokusa), to po przestawieniu myśli na "siostra/brat" czy "syn/córka" na pewno znika. Chociaż wiadomo, wszystko wymaga pracy, ale na szczęście mamy Ducha Świętego, który nas wszystkiego uczy :).
A
anonim
10 października 2014, 14:50
Takie patrzenie to rzeczywiście może być dobry sposób. Tyle że robisz milczące/niejawne dwa założenia: że na rodzinę patrzy się z miłością no i że nie jak na obiekty seksualne. A te założenia niekoniecznie muszą być w pełni prawdziwe. W dodatku, gdy pojawia się pożądliwość to jak sam zauważasz konieczne jest przestawienie myśli na rodzinę, a to już wymaga nabycia/wyćwiczenia pewnych zachowań, więc przynajmniej okresowo może być nieskuteczne. I wówczas, zgodnie z teoriami lansowanymi przez TomaszaL, wskutek pożądliwości myśli stajemy się cudzołożnikami i grzeszymy (myślą) przeciw VI przykazaniu mówiącemu "nie cudzołóż".
W
WO
9 października 2014, 05:06
Chodzi o to czy w powtórnym małżenstwie można uprawiać seks. Czyli jak zwykle w KK WSZYSTKO KRĘCI SIE WOKÓŁ D.....Y.   I tyle.
A
Abdul
9 października 2014, 05:29
To zupełnie jak u nas w Islamie. Pozdrawiam. Allah jest wielki.
.W
...ciągle w drodze...
9 października 2014, 09:30
Sprowadzanie problemu do anatomicznej części ciała (jakiejkolwiek zresztą) jest zupełnie nieuprawnione.  Moim zdaniem chodzi tu bowiem o rzeczy najważniejsze: porządek świata (na którym miejscu w tym porządku jest Bóg) i ludzką naturę (czy człowiekiem kierują żądze i instynkt, czy może rozum i sumienie). Tu chodzi też o wolność - jej granice. Czy (właśnie w duchu wolności) przyjmuję ograniczenia własnej wolności, bo poza tymi granicami wkraczam "z butami" w obszar wolności innych osób, czy też wolno mi wszystko, bo chcę tu i teraz być szczęśliwy(a) (tu chętnie wykorzystywany bywa argument, że Bóg chce przecież mojego szczęścia - i choć wierzę w jego prawdziwość wierzę także, że ten sam Bóg chce szczęścia tych, których moim postępowaniem krzywdzę). Dla mnie granice wolności wyznacza wola Boża wyrażona w przykazaniach.
ZO
Zwolennik opodatkownia Kościoł
8 października 2014, 21:59
Jeśli przyjąć, że życie w grzechu ciężkim (jak żyjcy w związkach niesakramentalnych) wyłącza człowieka z udziału w sakramencie Komunii Świętej to należałby przyjąć, że większa część duszpasterzy Kościoła Rzymsko-Katolickiego w Polsce nie miałby prawa przyjmować Komunii Świętej stałe życie w grzechu ciężkim - mam tu na myśli notoryczne i jawne unikanie zapłaty podatków np. niepłcenie podtków za zatrudnionych osobach w parafiach - Dekalog 7 "Nie kradnij". Słow Jezusa: "Oddajcie Bogu co Boskie, a Cesrzowi co Cesarskie".
W
WS
9 października 2014, 01:41
RACJA !!!!!!
?
?
9 października 2014, 04:57
Kopacz jest cesarzem?
.W
...ciągle w drodze...
9 października 2014, 09:55
Rozumiem, że za poważnym oskarżeniem stoją niezbite dowody - w takim razie przypominam, że w razie podejrzenia popełnienia przestępstwa należy (obowiązek obywatelski) powiadomić organy ścigania. Można jeszcze - w duchu chrześcijańskim - wcześniej upomnieć czyniącego źle i w razie braku skutku - powiadomić Kościół. Cokolwiek zrobisz będzie to właściwsze niż rozsiewanie plotek.
M
M.
8 października 2014, 16:45
Może to infantylne, może nawet niechrześcijańskie (bo zakrawa o egoizm), ale niestety dla kogoś takiego jak ja - wierzącego, ze o małżeństwo trzeba walczyc do końca, a jeśli nie to trzeba pozostac samemu, komunia dla rozwodnik podcina mi skrzydła, bo to znaczy, że praca i wyrzeczenia nie mają większego sensu... Przepraszam za to wszystkich rozwodników (szczerze!), ale niestety taka prawda. Jak w takim kontekscie ma się obronić małżeństwo sakramentalne? 
US
Uncle Sam
8 października 2014, 17:07
W takim kontekscie malzenstwo sakramentalne nie ma szans. W Ameryce dawno juz przeszli nad tym do porzadku dziennego (patrz moja wypowiedz pod spodem). Mam  przeczucie, ze za Ameryka pójdą inni. 
A
anonim
8 października 2014, 17:22
Nie bardzo rozumiem skąd takie Twoje odczucia i refleksje. Znalazłeś gdzieś w  jakiejś pseudoreligijnej literaturze - bo w Katechizmie KK przecież nic takiego nie ma - że rozwód to śmiertelny grzech powodujący automatycznie ekskomunikę i uniemożliwiający uzyskanie rozgrzeszenia więc i uniemożliwiający przystępowanie do Komunii św.? Jeśli tak, to wywal taką literaturę i zainteresuj się nauką Kościoła!
B
Basia
8 października 2014, 17:32
Pismo Św. w rękę a potem sie wypowiadać. Grzech to grzech i nie ma o czym gadać.
M
M.
8 października 2014, 18:50
Jeżeli chodzi Ci o to, że napisałam o rozwodnikach, zamiast o osobach powtórnie zawierających małżeństwo, to ok - sorry za skrót myślowy. Natomiast jeśli chodzi o co innego, to nie rozumiem...
A
anonim
8 października 2014, 19:24
No to sobie wyjaśniliśmy :-) Bo chyba rzeczywiście chodzi o to co nazwałeś skrótem myślowym. Zauważ jednak, że również zawarcie powtórnego związku nie powoduje niemożności uzyskania rozgrzeszenia skutkującą niemożnością Komunii św. Zawarcie związku nie jest tożsame z podjęciem i utrzymywaniem współżycia.
Katarzyna Rybarczyk
8 października 2014, 19:37
@M nie chcę wyrokować o tym, czy zakrawa na egoizm, czy nie. Nie poczuj się, Boże broń, oceniona moim postem. Próbuję tylko zrozumieć. Też jestem żoną i znam tę codzienną walkę o małżeństwo, i mam taką samą perspektywę (wierzę, że o małżeństwo trzeba walczyć do końca, a jeśli nie, to pozostać samemu). A jednak perspektywa ewentualnego łagodniejszego potraktowania tych, którym się ta walka nie powiodła i którzy np. poznali, co to znaczy żywa wiara i relacja z Jezusem już po wejściu w nowy związek i narodzeniu się dzieci, nie podcina mi skrzydeł odnośnie d własnego małżeństwa. Wcale nie jestem pewna, czy otwarcie możliwości przystępowania do sakramentów rozwiedzionym w powtórnych związkach jest słuszna, nie o to mi chodzi. Chodzi mi o to, że walczę o moje małzeństwo, bo: 1. Tak przysięgałam, 2. Chcę być szczęśliwa, 3. Chcę, żeby szczęśliwi byli moi bliscy. No, nie wiem, czy dokładnie to wyszczególniłam, ale chodzi mi o to, że motywacja do walki o małżeństwo nie powinna być zewnętrzna (bo mnie ktoś ukarze brakiem komuniii), jest sporo możliwości wewnętrznej motywacji. Praca nad małżeństwem i wyrzeczenia, które podejmujemy, mają sens w postaci owoców, które przynoszą dla naszego małżeństwa, rodziny i nas samych, a nie w postaci tego, że Kościół nas nagrodzi dopuszczając nas do Komunii. Jeśli w naszej walce i pracy zaś nie będzie miłości, może się okazać, że "celnicy i nierządnice wyprzedzą nas do królestwa niebieskiego". Proszę, nie czuj się zaatakowana, być może to, co piszę, nie odnosi się do Ciebie (trudno wnioskować po jednym krótkim poście), ale jest to już któryś głos o podobnej wymowie, jaki czytam i jestem pełna niezrozumienia... Może pomożecie mi zrozumieć.
US
Uncle Sam
8 października 2014, 19:54
Nie rozumiem o czym pani mowi. Podałem tylko przykład kraju, w którym mieszkam i skromne proroctwo, którego nie musi pani podzielac. Co to ma do czynienia z braniem Piama Św w rękę? To sa fakty. 
J
ja
8 października 2014, 20:09
Skoro pierwsze przykazanie milosci mowi o milosci Boga:  ''Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem"  To:  1. pierwsza i podstawowa motywacja do robienia badz nierobienia czegokolwiek jest milosc Boga. Kocham Boga wiec nie zranie Boga, nie zlame Jego przykazania, nie bede cudzolozyc, nie rozbije malzenstwa, nie rozbije rodziny, bo kocham Boga.  2. A w drugiej kolejnosci: ''Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego'' kocham meza, dzieci jak sama siebie wiec nie zranie meza, nie zrujnuje dzieciom zycia, nie bede cudzolozyc, nie rozbije malzenstwa, nie rozbije rodziny. A jesli wolno przystepowac do Komunii Swietej bedac w cudzoloznym zwiazku to znaczy, ze wiernosc Bogu i Jego przykazaniom nie ma zadnego znaczenia. Wiernosc Bogu juz nie jest okazywaniem Mu milosci. Wiec co w takim wypadku jest? Chyba juz nic, bo nic czlowiek nie posiada co moglby Bogu podarowac oprocz wlasnie tej wspomnianej w punkcie pierwszym wiernosci. W takim wypadku ''milosc'' czlowieka do Boga to jedynie puste slowa bez zadnego pokrycia i odzwierciedlenia w rzeczywistosci.
M
M.
8 października 2014, 20:25
Wszystko to wiem:) Cieszę się też, że chodziło tylko o ten skrót myślowy, którego zresztą w ostatnim czasie wiele osób, w tym dziennikarzy nadużywa. ALe tak sobie myślę, ze to niedobrze, bo to może wprowadzać w błąd osoby niezorientowane w temacie.
O
ona
8 października 2014, 20:31
Zawarcie drugiego związku, przy istniejącym małzeństwie sakramentlanym jest już grzechem, niezależnie od współzycia w tym drugim związku bo łamiesz przysięgę, którą złożyłeś małżonkowi i tworzysz wspólnotę życia z inną osobą.
J
ja
8 października 2014, 20:39
Idac dalej. Jesli czlowiek ma swiadomosc osobowej komunii -przyjazni- z Bogiem, to nie bedzie cudzolozyc i przystepowac do Komunii jednoczesnie bo wie, ze Pana Boga to rani. Bo to jest niewiernosc Jego przykazaniom, niewiernosc Jego slowu, nie robienie tego o co On prosi a jednak rownoczesna chec czerpania z Jego mocy. Moze to niezbyt madre porownanie ale moim zdaniem to jest tak jakby maloznek komunikowal zonie ze ma kochanke ale nie zamierza z nia zerwac, tylko trwac w obu zwiazkach jednoczesnie. Zona prosi badz tylko ze mna i zostaw kochanke a maz tego zrobic nie chce. W takim ukladzie zona ma wiec uzasadnione powod do czucia sie zraniona i nieszczesliwa. Ja to w ten sposob widze.
A
anonim
8 października 2014, 21:01
OK ale piszesz niezupełnie na temat. Zauważ że nie było dyskusji o tym czy zawarcie deugiego związku jest czy nie jest grzechem, i nikt tu nie twierdził że nie jest grzechem. Była mowa o tym czy samo bycie rozwodnikiem albo bycie rozwodnikiem w drugim związku uniemożliwia przystępowanie do Komunii. A oczywiście nie jest tak bo nie uniemożliwia. JEDYNĄ okolicznością uniemożliwiającą przystąpienie do Komunii św. jest brak rozgrzeszenia i bycie w stanie grzechu ciężkiego. Natomiast ani bycie rozwodnikiem ani bycie rozwodnikiem w drugim związku nie uniemożliwia uzyskania rozgrzeszenia.
Katarzyna Rybarczyk
8 października 2014, 21:10
Zgoda 100% wobec pierwszego akapitu. W drugim coś mi się nie zgadza. Wydaje mi się, że wybrzmiewa w nim traktowanie Komunii Świętej, czyli całopalnej Ofiary Boga za grzechy świata, trochę jak nagrody za dobre sprawowanie. A ona tym przecież nie jest, nie powinna być. Jest "zadatkiem życia wiecznego", szkołą obcowania z Jezusem, i nie jesteśmy jej godni (to powtarzamy za każdym razem przed jej przyjęciem) - my wszyscy, nie tylko niektórzy, ci "gorsi". A wierność Bogu i Jego przykazaniom ma znaczenie, bo sama w sobie jest dla nas dobra, znaczenia nie nadaje jej opcja "zasłużenia" na łaskę Pana. Zresztą, gdyby tak było, że możliwość przystępowania do Komunii nadaje sens wierności przykazaniom, to taki rozwodnik w powtórnym związku mógłby powiedzieć: "nie muszę się już starać, mogę zdradzać drugą żonę, gnębić dzieci i oszukiwać w pracy, bo I TAK nie wolno mi przystąpić do Komunii". No niestety, ale ja w tym widzę podobną logikę.
J
ja
8 października 2014, 21:22
Komunia Swieta nie jest nagroda za dobre sprawowanie, ale czlowiek przystepujac do komunii powinien byc czysty, bo inaczej jest to swietokradztwo, gwalt na Panu Bogu. -Wracajac do przykladu z niewiernym mezem- poroba wymuszenia na wiernej zonie spelniania malzenskich obowiazkow pomimo swojej wlasnej niewiernosci. I to naprawde glupi przyklad bo mowimy przeciez o BOGU. O ranieniu Boga!  Czy sie starac czy nie, bez wzgledu na sytuacje w jakiej sie czlowiek znajdzie, to kazdy powinien odpowiedziec sobie sam. Stawka jest przeciez zycie wieczne i to czlowiek traci jesli jesli sie o nie nie stara, to czlowiek jest przegranym. Pan Bog daje czlowiekowi ten dar i wspomaga go swoja Łaska, zeby byl w stanie wypelnic Jego wole wiec i Jego przykazania. To wolna wola czlowieka czy ten dar przyjmie.
M
M.
8 października 2014, 21:39
W ogóle nie czuję się zaatakowana, a co więcej życzyłabym sobie, żeby zawsze w takim tonie przedstawiano swoje racje.  Masz rację - motywacja do walki o rodzinę powinna być wewnętrzna, i z tym właściwie nie można dyskutować.  Co jednak z motywacją do walki o czystość już po rozwodzie? Czy ona nie traci jednak sensu? Mąż opuszcza żonę, ta chcąc żyć w zgodzie z nauczaniem Kościoła 15 lat żyje jako samotna kobieta. Nagle biskupi zezwalają na Komunię dla osób, które wstąpiły ponownie w związek małżeński. I co ta kobieta ma sobie myśleć? To trochę tak jakby jedną decyzją przekreślić jej 15letni trud życia w czystości. Albo idźmy dalej - wierzący facet właśnie się rozwiódł z żoną,  miał intencje walczyć o czystość, ale w związku z decyzją biskupów jaki sens miałoby pozostawanie w samotności? Aż mnie ręce palą z zażenowania, ale napisze wprost - czy dostęp do Komunii, w praktyce nie byłby zachętą do cudzołóstwa...? Nie umiem znaleźć logicznego powodu, dla którego po nieudanym małżeństwie warto byłoby zostać samemu. Nie przekonuje mnie też zatarta granica między małżeństwem sakramentalym a niesakramentalnym, i to jest chyba obecnie najważniejszy powód obok wymienionego wyżej, dla którego mam wątpliwości w tym temacie. Ale nie miałabym nic przeciwko gdyby ktoś mnie przekonał.
Katarzyna Rybarczyk
8 października 2014, 21:45
Rozumiem Twój tok rozumowania i nie sposób się z nim nie zgodzić, ale jednak nie opisuje probemu całościowo. Ja użyję innej analogii, która oczywiście nie jest doskonała, jak każda, ale od innej (równie ważnej) strony pokazuje istotę problematyki powtórnych związków. Zakładam, że gdybym coś ukradła, ksiądz na spowiedzi poleciłby mi zwrócić tę rzecz lub adekwatnie zadośćuczynić. Ale załóżmy, że wiele lat temu za młodu ukradłam coś bardzo warościowego, pieniądze przehulałam, a teraz nawróciłam się, poszłam do spowiedzi. Problem polega na tym, że obecnie mam dzieci, a finansowo naprawdę i obiektywnie ledwie wiążę koniec z końcem. Jakakolwiek próba adekwatnego finansowego zadośćuczynienia wyrządzonej przed laty krzywdzie będzie się równała temu, że nie będę miała co do garnka włożyć i moje dzieci będą cierpieć głód. Myślę, że w takiej sytuacji zostałaby mi nałożona inna form zadośćuczynienia, tak, aby za moje dawne grzechy nie cierpiały niewinne niczemu dzieci. Ale pomimo braku możliwości oddania tego, co ukradłam (czyli dopełnienia tego, co sprawiedliwe), dostałabym rozgrzeszenie. I cała dyskusja o Komunii dla rozwodników tego właśnie dotyczy - sytuacji, w których dawnych błędów nie sposób naprawić bez wyrządzenia nowych krzywd, a nie wszystkich rozwodników z automatu. Chociaż właściwie nie tego dotyczyło moje pytanie, bo tutaj czuję się rozdarta, widzę racje jednej i drugiej srony i zdaję się na Ducha Świętego i Jego mądrość, która, jak wierzę, objawi się w postanowieniach synodu. Bardziej pytałam o rolę jaką gra możliwość przyjmowania Jezusa pod postaciami Eucharystycznymi przez tych, którzy się gdzieś tam w życiu pogubili, w motywacji dbania o moje własne relacje małżeńskie.
Katarzyna Rybarczyk
8 października 2014, 21:47
Przepraszam, wolno odpisuję i chyba nie jest jasne, które moje komentarze dotyczą których Twoich...
J
ja
8 października 2014, 22:10
Nie ma problemu, odnalazlam twoj komentarz odpowiadajacy na moj ostatni. Analogia do kradziezy przed laty calkiem trafna. Wiec odpowiem ci wlasnie uzyta przez ciebie przenosnia. Moim zdaniem wiec zycie w ponownym zwiazku niesakramentalnym rownoznaczne jest z tym jak gdybys zamiast przestac krasc caly czas dalej kradla, cos tam bys oddawala z pieniedzy ktore ukradlas od czasu do czasu (zadoscuczyniala sakramentalnej zonie i dzieciom) ale i tak kradlabys w dalszym ciagu. No i trzeba pamietac, ze rozpatrujemy niewiernosc nie tylko na lini maz-zona ale przede wszystkim na lini rozwodnik-Bog. Ten dlug wzgledem Boga jest zaciagany ciagle, i znow, i znowu bo kazde wspolzycie jest lamaniem danego przed oltarzem slowa i bezczeszczeniem sakramentu malzenstwa. Czlowiek nie ma w takim wypadku postanowienia poprawy, ze nie bedzie grzeszyl wiecej. Taki grzeszny przystepowalby do Komunii bo caly czas wspolzyje poza malzensko i do grzechu po Komunii Swietej by wracal.
Katarzyna Rybarczyk
8 października 2014, 22:13
Zatarcie różnicy między małżeństwem sakramentalnym a niesakramentalnym jest dla mnie największym argumentem "przeciw". Tu nie mam nic do dodania, uważam, że gdyby tak się faktcznie stało, że "dyscyplina" zostałaby poluzowana, największą trudnością byłoby utrzymanie wśród wiernych świadomości różnicy między związkiem sakramentalnym i niesakramentalnym. A to, o czym piszesz w pierwszym akapicie to są oczywiście też niebagatelne rzeczy... Jestem pewna, że biskupi są świadomi tego, że ewentualne "dopuszczenie" rozwodników (skrót myślowy :) ) do Komunii nie może się odbyć dla wszystkich z automatu, tylko dla osób w szczególnych sytuacjach (do których nie możemy zaliczyć wejścia w ponowny związek z wyrachowania). No własnie tu jest ta trudność, której rozwiązania znaleźć nie umiem, ale ono być może istnieje, aby zaakcentować... hm... ekspiacyjność (?) tego rozwiązania. Na pewno nie na zasadzie: a wstąpię sobie w drugi związek, bo co mi szkodzi, Komunia będzie i tak. Raczej na zasadzie: kiedyś w życiu mi się nie udało, pogmatwałem je sobie, ale chcę żyć w bliskości z Bogiem. "Nagrodą" dla tej kobiety żyjącej 15 lat w samotności będzie właśnie to, że okazała się wierna. Teraz mi się nasunęło takie porównanie z celibatem. Przecież jest taka praktyka, że jeśi ksiądz nie dochowa wierności, to po jakimś czasie może prosić o dyspensę od celibatu i na ogół ją otrzymuje. I myślę, że mimo wszystko ma świadomość różnicy swojej kondycji od kondycji księdza, który jest wierny. Nie wiem, o jejku, czuję się za mała na te tematy. Modlę się za biskupów, bo twardy orzech do zgryzienie przed nimi. A te "rozwodowe" dylematy to i tak wierzchołek góry lodowej spraw, którymi muszą się zająć...
A
anonim
8 października 2014, 22:30
Porównanie do stanu ciągłej kradzieży będzie trafne wyłącznie w tych przypadkach w których porzucony małżonek wiernie czeka na powrót wiarołomcy. Wówczas, każde nie-bycie z sakramentalnym małżonkiem jest okradaniem go z tego co mu się słusznie należy, a oddawane jest nie jemu lecz konkubentowi wiarołomcy. Niestety, krzywda wyrządzona przez porzucenie jest tak wielka, że rzadko który małżonek jest w stanie ją przebaczyć i być gotowym na przyjęcie powracającego wiarołomcy. A wręcz przeciwnie, nawet nie chcą go widywać. I wówczas trudno mówić o okradaniu, skoro zdradzony małżonek zdecydowanie wyklucza powrót wiarołomcy. Jeżeli już, to porzucony małżonek sam siebie krzywdzi swoją nienawiścią i sam siebie okrada odrzucając to co mu chce dawać powracający wiarołomny małżonek. Twój podstawowy błąd polega jednak na zupełnie czym innym. Ciągle piszesz o rozwodniku i bulwersujesz się jego ewentualnym przystępowaniem do Komunii, zakładając milcząco jako coś bezdyskusyjnego i oczywistego, że rozwodnik w nowym związku współżyje a więc cudzołoży. A to nieprawda, gdyż wcale nie musi zawsze tak być.
Katarzyna Rybarczyk
8 października 2014, 22:30
Nie wiem, co napisać. Przyznaję - z jednej strony widzę to tak, jak Ty. Z drugiej, mam wrażenie, że to nie takie proste, nie takie zero-jedynkowe. Cieszę się tylko, że nie jestem jednym z ojców synodalnych i że jestem bezpośrednio odpowiedzialna tylko za moje małżeństwo (to i tak dość duża odpowiedzialność)...
J
ja
8 października 2014, 22:46
Bo rozwodnik w nowym zwiazku cudzolozy. Chocby z racji, ze ten zwiazek nijak nie jest zalegalizowany przed Bogiem. A zeby taka legalizacja byla mozliwa to poprzedni sakramentalny zwiazek w jakis magiczny sposob musialby przestac istniec. A istnieje. Nie rozplynie sie nagle w powietrzu. 
M
m.
8 października 2014, 23:15
Kontynuując porownanie do kradziezy i braku mozliwosci zadoscuczynienia w formie naprawienia tego konkretnego zła, można powiedziec ze wlasnie dlatego kosciol zamiast kategorycznie nakazywac zejscie sie malzonkom, proponuje zycie w czystosci w 2 malzenstwie. 
M
M.
8 października 2014, 23:45
Ja też sie czuję za mała, bo wbrew pozorom moj udział w dyskusji nie polega na twardym staniu w jednym miejscu, ale wlasnie po to by dopracowc swoje wlasne argumenty lub je zweryfikowac. Tutaj dodam, ze Twoj pierwszy komentarz uswiadomil mi, ze latwo zanurzyc sie w (jako ze jestem niekompeteneta - pseudo)teologiczno-kanoniczne rozważania a zapomniec o pewnym uniwersalizmie walki o dobro rodziny, ale juz nie bedę tego rozwijac, bo przez godzine probowalam i  nie umiem za nic wytlumaczyc o co mi chodzi;) W każdym razie dzięki za uswiadomienie mi, że tak jak zreszta przeczuwalam infantylne byłoby zwalnianie siebie z odpowiedzialnosci za wlasna rodzine tylko dlatego, ze jakis rozwodnik dostanie zielone swiatlo...  Wbrew pozorom ja chcialabym, zeby ci ludzie dostali szanse na Komunie, jesli tylko taka istnieje! I mam pelne zaufanie, ze jelsi tak sie stanie watpliwosci zostana rozwiane a wypracowane rozwiazanie bedzie bez szkody dla "wiernych wiernych":) Ale być może pierwsze uporzadkowane zostaną inne kwestie - przygotowania do malzenstwa czy stwierdzania niewaznosci, bo mam wrazenie, ze aby dojść do tych wyjatkowych przypadkow o ktorych piszesz, powinnismy wyczerpac wszystkie srodki wynikające wlasnie z tych dwoch w/w zagadnien, być moze potrzeba bedzie jeszcze troche czasu. 
X
xyz
9 października 2014, 01:33
Wybacz, ale propozycja życia w czystości w drugim związku to czysta hipokryzja, bo nie po to kobieta i mężczyzna związali się, by żyć jak rodzeństwo! Zastanów się zanim coś napiszesz i nie przyjmuj wszystkiego bezkrytycznie.
A
anonim
9 października 2014, 03:11
Bzdura. Cudzołożenie to pojęcie oznaczające współżycie płciowe z nie własnym małżonkiem. I używanie tego pojęcia redefiniowanego wg własnego widzi-mi-się jest oszustwem.
A
anonim
9 października 2014, 03:17
Sam/sama się zastanów zanim coś napiszesz i nie krytykuj niczego bezmyślnie. Bo choć nie po to kobieta z mężczyzną związali się by żyć jak rodzeństwo, to jednak po czasie mogą coś takiego zadecydować. I wcale nie musi to być żadną hipokryzją.
Jadwiga Krywult
9 października 2014, 08:13
Jeżeli kobieta i mężczyzna nie chcą/nie potrafią żyć bez seksu, to niech zapomną o możliwości przyjmowania Komunii. Jest ustępstwem Kościoła, że para może pozostać razem. Kościól rozumie, że pozostają razem dla dobra dzieci. Ale dla dobra dzieci nie jest konieczne współżycie seksualne rodzica z opiekunem.
O
ona
9 października 2014, 08:41
Rozwodnik w nowym związku nigdy nie jest "czysty". Nawet gdy nie współżyje, bo cały czas zdradza swego ślubnego małżonka, bo okrada go z miłości, którą mu ślubował i daje te miłość innej osobie. Dlatego rozgrzeszanie za 'czystość" (w rozumienieu braku współżycia) to nadużycie.
9 października 2014, 09:23
Znów czystej wody zamknięterska retoryka. Otwarterska nie stawia żadnych warunków wstępnych - dlatego właśnie jest otwarterska.
J
ja
9 października 2014, 09:42
Drugi zwiazek jest zawsze cywilny i tak jak wszystkie zwiazki cywilne (nie wazne czy pierwszy czy drugi, czy dziesiaty) nie zawarte przed Bogiem jest uwazany przez kosciol za cudzolozny. 
S
Staszek
10 października 2014, 18:51
~M. napisał: "[...] komunia dla rozwodnik podcina mi skrzydła, bo to znaczy, że praca i wyrzeczenia nie mają większego sensu... Przepraszam za to wszystkich rozwodników (szczerze!), ale niestety taka prawda. Jak w takim kontekscie ma się obronić małżeństwo sakramentalne?" Chciałbym prosić Redakcję Deonu o uwzględnienie w prowadzonym dyskursie również powyższej perspektywy - co Kościół powie ludziom, którzy po rozwodzie (również z nie swojej winy) do tej pory żyli samotnie i w czystości? Zdawkowe zdania typu: "Rozumiem, ale..." są nie na miejscu. Wydaje mi się, że w artykule zbyt łatwo Autor pominął istniejącą obecnie możliwość przystępowania do Komunii przez osoby rozwiedzione. To nie są szczegóły, tylko kwestie niezwykle istotne.
US
Uncle Sam
8 października 2014, 16:31
W Ameryce rozwodnicy w powtornych malzenstwach równo maszerują do komunii i żaden ksiądz nawet nie pisnie o tym słowem, chyba ze strachu, ze przejdą do innego kosciola( bo kościołów tutaj multum). Wiec jak to jest, ze synod o tym dyskutuje, skoro w Ameryce to juz od dawna praktyka dnia codziennego?
MT
Małżeństwo to sakrament!!!
8 października 2014, 15:07
Małżeństwo to sakrament!!! Ktoś tego nie rozumie, stąd więc są te komentarze, że "komunia dla rozwodników", "rozwodnicy mają takie same prawa" itp. To tak samo, ajk osoby karane nie mogą pełnić pewnych urzędów i funkcji. Nikt z tym nie dyskutuje, bo takie jest prawo. Nie dyskutujcie więc na temat prawa Bozego i sakramentów, chcąc dostosować to do siebie.  To relatywizm i odstępstwo od fundamentu Kościoła.
A
annn
9 października 2014, 12:03
A czy kapłaństwo to też sakrament ? Bo skoro tak to dlaczego księża ktozy zrezgnowali z kapłaństwa mogą przyjmować komunię po lub dopiero pięciu latach ? Widzę,że są lepsi i gorsi !
M
Magdalena
9 października 2014, 15:03
…wg tego, co piszesz…można być w komunii z Bogiem będąc duchownym, ale nie można być w komunii z Bogiem będąc wiernym Bogu byłym duchownym … przez 5 lat.
M
Magdalena
8 października 2014, 15:02
Każdy grzech jest sprzeciwem człowieka wobec kochającego Boga, jednak to właśnie grzech cudzołóstwa jest grzechem wynikającym z fałszywie pojętej miłości,… źle postawionej granicy między miłością , a tym co się tylko za nią podaje, czyli złem, przewrotnie nazywanym miłością ... I tak oto niektórzy, niekoniecznie chrześcijanie, wyobrażają sobie, że zmienią Dekalog i jeśli nie frontowymi drzwiami, to może przez piwniczne okienko uda im się wpłynąć na Kościół instytucjonalny i przekonać do uświęcania grzechu, innymi słowy, aby przemogły Go bramy piekielne…
P
piw
8 października 2014, 13:11
ten cudzołożnik bez skruchy jest deonowym autorytetem?
Z
zgnębiona
8 października 2014, 11:35
Ludzie, zlitujcie się. Dajcie jakieś świadectwo kogoś,  kto po rozwodzie żyje w czystości i nie tyle teoretyzuje, co WIE, że da się żyć, unikając grzechu ciężkiego. Bo jeszcze trochę, a sama uwierzę, że bez cudzołóstwa to nie da rady...
J
ja
8 października 2014, 11:41
Oczywiscie, ze da sie zyc w czystosci. Moja mama zyla w bialym malzenstwie, jak brat z siostra, ze swoim drugim mezem po swoim nawroceniu. :)
.W
...ciągle w drodze...
8 października 2014, 11:50
Idzie też być szczęśliwym pozostając samotnym i z masą obowiązków na głowie - dom, dzieci i praca... Bóg daje mi wspaniałych przyjaciół, pocieszenie, mnóstwo radości i czuje, że bardziej niż kiedykolwiek wcześniej prowadzi mnie swoimi ścieżkami. Udzielił mi łaski wybaczenia małżonkowi, który mnie porzucił. Bóg moje życie uczynił bogatym. Jestem szczęśliwa :)
J
James
8 października 2014, 12:00
Znam takie osoby. Ale nie jest im łatwo i to nie tylko ze względu na potrzeby seksualne. Rozbite małżeństwo to trudny krzyż. Człowiek może dochować wierności Bogu nawet w znacznie trudniejszej sytuacji, np zagrożenia życia. A lęk przed śmiercią jest  pod względem intensywności nieporównywalny z popędem seksualnym. I tu dochodzimy do świadków Chrystusa, jakimi są święci i błogosławieni, np. Jan Chrzciciel, który dał życie za prawdę o nierozerwalności małżeństwa.
.W
...ciągle w drodze...
8 października 2014, 12:08
PS. żeby mój poprzedni wpis nie wyglądał na "reklamę" rozwodów dodam, że porzucenie rodziny i rozwód uważam za ogromne zło, a za najtrudniejsze do wybaczenia uznaję zło wyrządzone porzuconym dzieciom - utrata rodzica to utrata poczucia bezpieczeństwa, odrzucenie to utrata poczucia własnej wartości, w oczach porzuconych dzieci dogasa blask radości i rodzi się przerażenie... za moje dzieci modlę się najgoręcej.
Janusz Brodowski
8 października 2014, 11:33
Jezus poświęcił kilka zdań na temat cudzołóstwa. I tyle. Nie widział w tym głównego zagrożenia. To my nadajamy temu wielką rangę. Bo po co pracować nad swoją pychą, chciwością, złością czy lenistwem? Lepiej zająć się czyimś cudzołóstwem.
J
ja
8 października 2014, 11:38
Jezus wyrazil sie jasno na temat grzechu cudzolostwa i nie dal przyzwolenia na zycie w grzechu.  Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!». J 8, 11 
8 października 2014, 11:40
A czemu nie swojego grzechu cudzołóstwa?
Janusz Brodowski
8 października 2014, 11:46
Oprócz Autora i Moni kto tutaj wypowiedział się na temat swojego grzechu cudzołóstwa?
Janusz Brodowski
8 października 2014, 11:49
Przecież tego nie neguję. Zwróciłem uwagę, że grzech ten wywołuje u nas większe emocje niż pycha, chciwość czy lenistwo.
J
ja
8 października 2014, 11:51
Jezeli ktos tkwi w grzechu i w swoich wypowiedziach bladzi to sie powinno milczec? Czy starac sie poprowadzic tego kogos na wlasciwe tory? Kolega wiec co to takiego grzech cudzy?
J
ja
8 października 2014, 11:54
Nie sadze. Wywoluje takie same emocje. Tyle, ze akurat nie dyskutujemy tu o pysze czy chciwosci, zeby stwierdzac w tej chwili jakie tamte tematy wywoluja emocje.
Janusz Brodowski
8 października 2014, 11:59
I Autor i Monia wyraźnie napisali, że wiedzą, że żyją w grzechu. Kolega wie co to znaczy świadomość swojej grzeszności? :)
Janusz Brodowski
8 października 2014, 12:03
Cenię fakty. Jest na DEON-ie kilkadziesiąt (może więcej tekstów o chciwości, pysze lub lenistwie). Proszę sprawdzić dyskusje pod nimi. :))
J
ja
8 października 2014, 12:08
Tak mam swiadomosc swojej grzesznosci. Ale jesli zauwazam bledy w rozumowaniu Moni na przyklad, to mam siedziec cicho? Wiec w jaki ona niby sposob ma sie dowiedziec ze jest w bledzie? Oczywiscie ze caly czas przemawia do niej Duch Swiety i moze ja pokierowac na wlasciwe tory bez mojego udzialu aczkolwiek my ludzi tez chyba od czegos jestesmy? Upomnij brata mowi Pan. Robie dokladnie to czego zyczylabym sobie od blizniego wzgledem mojej osoby. Ja sobie mowiac szczerze, bardzo ale to bardzo zycze byc upomniana jesli zdarzy mi sie pojsc nie w ta strone co trzeba. Oczekuje ze moj brat nie bedzie stal i biernie patrzyl jak ide w miejsce gdzie moge sie wystawic na jakies zagrozenia. Lubie sluchac zdania innych na moj temat bo czasem z zewnatrz, z innej perspektywy widac wiecej. ;)
J
ja
8 października 2014, 12:18
To nie temat rozwodow i cudzoloznikow wzbudza takie emocje. To podejmowanie tutaj obecnie, na deonie, na okraglo tematu dopuszczalnosci do Komunii Swietej ludzi zyjacych w grzechu ciaglym. I wcale sie nie dziwie. Bo we mnie tez to wzbudza bardzo burzliwe emocje, caly czas mam w myslach Jana Chrzciciela ktory w obronie wlasnie tej wartosci - nierozerwalnosci malzenstwa oddal zycie. 
8 października 2014, 12:56
Ejże - Pan uważa, że Synod marnotrawi czas na jakieś pierdoły??? ;)
Janusz Brodowski
8 października 2014, 13:05
Panie Piotrze Synod jest poświęcony Rodzinie, a nie cudzołóstwu ... Naprawdę nie widzi Pan różnicy? Czy też chodzi o jeden "komć" więcej?
Janusz Brodowski
8 października 2014, 13:08
Rzeczywiście ewentualne dopuszczenie rozwodników do Komunii Świętej wzbudza emocje i to mnie nie dziwi.
Janusz Brodowski
8 października 2014, 13:14
Nie dość, że nie trafiłem płci :), to dodam jeszcze, że napisałem o "świadomości swojej grzeszności" w odniesieniu do Autora i Moni - oni mają tą wiedzę. Ale cieszę się, że wyraziłem się dosyć niejasno, ponieważ Pani odpowiedź jest bardzo bliska mojej postawie :).
J
ja
8 października 2014, 13:21
We mnie to wzbudza emocje tym bardziej, ze na codzien mam okazje obserwowac co sie dzieje z kosciolem protestanckim, ktory takie 'rewolucyjne' rozwiazania wprowadzil juz dawno. A wlasciwie co sie 'nie dzieje' z tym kosciolem bo go praktycznie juz nie ma. 
8 października 2014, 13:30
Zależy z kim i o czym ten komć.
J
ja
8 października 2014, 13:33
Tak, rzeczywiscie zaszlo nieporozumienie. Ale tez mysle, ze to dobrze. W ten sposob bedzie wiadomo jakimi kieruje sie pobudkami dyskutujac i komentujac wpisy.
Janusz Brodowski
8 października 2014, 13:34
Sytuacja kościoła katolickiego w Belgii, Wlk. Brytanii czy też Francji a ostatnio także w Irlandii i Hiszpanii pokazuje, że zanik działalności nie musi być powiązany z "rewolucyjnymi" zmianami. Raczej pokazuje, że to bogactwo (chciwość) zniewala.
8 października 2014, 13:41
Ale przyklepanie takiego stanu rzeczy poprzez przyjęcie przez Kościół strategii przypochlebiania się rozkapryszonym bachorkom uważa Pan za właściwy kierunek? Nie pojmuję.
Janusz Brodowski
8 października 2014, 13:49
Nie wiem o co chodzi z "rozkapryszonymi bachorkami". Jest takie stare polskie przysłowie: Kto pyta nie błądzi. I teraz Kościół zadaje sobie pytania. I nie ma w tym nic złego. Synod poświęcony rodzinie jest bardzo potrzebny. I nasza modlitwa za wszystkich, którzy biorą w nim udział też jest potrzebna. 
J
ja
8 października 2014, 13:59
Pewnie egoizm i bogactwo ma wplyw na taki stan rzeczy bo jak czlowiek ma wszystko to Boga nie potrzebuje przeciez. Sam sobie pojdzie zaplaci i wezmie co chce. Ale nie sadze ze tylko to jest przyczyna. Analizuje temat juz jakis czas i raczej chodzi o to, ze bog spelniajacy wszystkie zachcianki i schebiajacy grzechowi czlowieka na wszelkie sposoby przestal byc BOGIEM. A po co komu taki sztuczny bog - twor bez MOCY? I po co do takiego chodzic? Czlowiek tu zapomnial, ze prawdziwy Bog ma MOC a wiara czyni cuda. Zapomnial np o tym, ze Bog ma moc wyciagnac czlowieka z kazdego nieszczescia, na przyklad wyciagnac z ciezkiej choroby. Tyle ze Bog ktory to potrafi to Bog Wszechmogacy, Bog Jahwe, to BOG a nie bog-cieplutki niemy, starszy, dziadzio siedzacy na chmurce i nie wtracajacy sie do niczego. Reasumujac: 'rewolucyjne' zmiany czlowieka do kosciola nie przyciagna, bo kosciol z bogiem ktory nie ma nic do powiedzenia i jest bez mocy nie ma nic czlowiekowi do zaoferowania. 
8 października 2014, 14:08
„Oprócz Autora i Moni kto tutaj wypowiedział się na temat swojego grzechu cudzołóstwa?” Generalnie grzech i to każdy nie jest powodem, aby o nim opowiadać, żdajac przy tym jakiegoś specjalnego uznania dla prawa do grzeszenia, czy rozgrzeszenia argumentami.. Grzech wymaga radykalnego zadziałania, czyli nawrócenia. O nawróceniu, szczególnie z grzechów śmiertelnych i szczególnie nawróceniu w sytuacjach po ludzku beznadziejnych warto posłuchać. Ale tylko z perspektywy faktycznie otrzymanego,  a nie oczekiwanego miłosierdzia.
8 października 2014, 14:12
Rozkapryszone bachorki to takie plastyczniejsze opisanie terminu postawa/mentalność roszczeniowa. Uleganie 'rozkapryszonym bachorkim' = uleganie postawom/menalności roszczeniowej. Czy na moment zostawiając na boku zasadność, czy bezzasadność obaw o uleganie takim postawom przez Sobór: czy Pan ma jakieś stanowisko wobec podejmowania przez Kościół takiej strategii? To odwlekanie katastrofy, słuszna startegia, najlepsza. a może jedyna możliwa?
J
JA
8 października 2014, 14:20
*kosciol z bogiem ktory nie ma nic do powiedzenia i jest bez mocy nie ma nic czlowiekowi do zaoferowania - ''bogiem'  w cudzyslowie oczywiscie
8 października 2014, 14:55
Czudzołóstwo jest też pychą.  A co do zgrozeń idących za cudzołostem warto przymysleć, (przemodlić, przemedytowac) MT 5.27-30.    
M
m.
9 października 2014, 00:23
I chciwością, bo to wyciąganie łapy po nie swoje!
Janusz Brodowski
9 października 2014, 07:28
Cudzołóstwo nie jest pychą. Może wynikać z pychy, albo z chciwości. Ale to już nie moja myśl, chociaż utożsamiam się z nią. 
Janusz Brodowski
9 października 2014, 07:36
Fajnie. Tylko po co pisać takie rzeczy?: "Jest piękny parapsychologiczny bełkot typu: Koszmarne doświadczenie, nie mozna dopatrzyć sie śladu dobra itd. I brak zrozumienia istoty problemu: "To jest tak koszmarne doświadczenie, że ograniczenia, które wspólnota nakłada potem na taką sk…undloną owieczkę, wydają się całkowicie na miejscu." Tyle tylko, iż to nei wspólnota nakłąda ograniczenia, lecz Bóg poprzez Swoje Objawienie. Ale gdzie w tym wyznaniu zawartym w ostatnim akapicie jest odniesienie do Boga? Oprócz powalajacych wcześniejszych wyznania: "gdy się nie czułem katolikiem," lub "Liczę, że Bóg jest bardziej miłosierny, niż jego ziemska delegatura." Dla przypmnienia, ta "ziemska delegatura" to wg katolików jest Ciało Chrystusa. "
9 października 2014, 07:57
Ok, zbyt duży skrót. Wiec dla jasności cudzołóstwo jest też pychą. Bo pycha to stawianie sie na miejsu Boga i decyzowanie co dobra, a co złe. A to czynią ludzie uważajacy iż dobrze postępują wbrew Słowu Objawionemu. Cudzołóstwo jest uczynkiem potwierdzajacy pychę.  
9 października 2014, 08:01
Czy ja napisałem nieprawdę?
M
Moni
8 października 2014, 11:27
 Nie mówię, że jestem bez grzechu. Nie przystępuję do Eucharystii, nie mogę się wyspowiadać, i nie mam pretensji o to do Kościoła. Czekam cierpliwie modlę się, by Bóg był z nami pomimo naszego grzechu. Gdy podchodzicie do stołu Pańskiego pomyślcie o tych którzy do tego stołu nie mogą z wami pójść. Nie osądzajcie, ale módlcie się za nami, byśmy wytrwali. Bo wierzcie nie jest to łatwe. Choć łatwo niektórym mówić, niech odejdą od siebie, ale są przecież dzieci....Nie stygmatyzujcie.... wiele sytuacji jest skomplikowanych, pełnych cierpienia. Samaratynka, z którą spotkał się Chrystus odpowiedziała nie mam męża, i Chrystus powiedział prawdę powiedziałaś.... nie potępił jej, ale rozmawiał z nią i uczestniczyła w wydarzeniach, które później miały miejsce. Stała w prawdzie przed Chrystusem i to jest to czego życzę wszystkim, z którymi dane było mi dzisiaj "porozmawiać" 
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 11:31
...tego życzę wszystkim... Taskie odzywki są wkurzające. Zakładasz, że w prawdzie przed Chrystusem stoją tylko ci lepsi, którzy życie pogmatwali, a inni to nie ?
J
ja
8 października 2014, 11:34
Prosze nie wzbudzac falszywie poczucia winy w uczciwych ludziach za wasze pogmatwane zycia. Bo tak naprawde to nic nie oddziela pani od Komunii tylko sama pani wola do trwania w takim stanie bez przyjmowania Komunii Swietej. Wiec nie ma powodu zeby wspolczuc jesli moze pani to zmienic jednym aktem woli. Wystarczy podjac wyzwanie do zycia w bialym malzenstwie i po sprawie.
J
James
8 października 2014, 11:44
W powyższe budzi zrozumienie, jednak prezentuje inne nastawienie niż poniższe Twoje wypowiedzi, które niestety nie są do przyjęcia. Szczególnie ta o przypisach. Zauważ też, że nikt Cię tutaj nie osądza i nie stygmatyzuje, a wpisy dotyczą sytuacji  i Twoich wypowiedzi.
8 października 2014, 11:46
Moni - masz pełną rację, Dzisiejszy upadajacy Kościół skupił sie tylko na grzechu zamiast na swiętości. Stąd zapewne takie zasłyszane gdzieś i tutaj powtarzane przez Ciebie frazesy. Za mojej młodości każdy grzech był obrazą i odrzuceniem Boga.  Teraz nastał czas, iż grzech stał sie normalnym elementem ludzkiego życia, a mówienie o dazeniu do swiętości to stygmatyzacja tych biednych, poranionych grzeszników. I przy okazji - jesteś mężatką?
8 października 2014, 13:35
> Zakładasz, że w prawdzie przed Chrystusem stoją tylko ci lepsi, którzy życie pogmatwali, a inni to nie ? Nie ma takiej supozycji. W prawdzie bardziej stoją ci, którzy nie mają ciągot do nazywania białego czarnym, a czarnego biały dla poprawienia swojej satysfakcji.
J
James
8 października 2014, 11:23
Ot Deon zafundował nam istny festiwal głosów, za komunią dla cudzołożników. Ktoś na górze przesunął propagandową wajchę i mamy liczne "spontaniczne głosy" duchownych, ciekawe, że to głównie jezuici, no i świeckich, charakterystyczne, że z okolic więzi i znaku. Ten głos jest o tyle inny, że już nawet nie próbuje ograniczać się do osób żyjących w nowych, tym razem cywilnych małżeństwach. I rzecz bardzo chara dla wszystkich tych wypowiedzi: żadnego odniesienia do Ewangelii i Samego Boga, tylko czysto ludzkie odniesienia. Ale powiedzmy to jasno, nie ma chyba bardzie jasnych wypowiedzi Chrystusa w sprawach dotyczących moralności, niż te o nierozerwalności małżeństwa. Jeśli ktoś te słowa podważa, jak niestety czyni to wielu duchownych i świeckich, to może podważyć wszystko inne. Wszystko robione jest oczywiście w imię fałszywie pojętego miłosierdzia. Ale Miłosierdzie Boże to nie przyzwolenie na grzech i błogosławienie tego stanu, bo grzech jest tym, co oddala nas od Boga. Miłosierdzie Boże podnosi nas z grzechu. Bóg daje nam łaskę możliwości sprostania Jego przykazaniom i życia w świętości, czyli jedności z nim.
8 października 2014, 11:14
W jednym się musze zgodzić z Kingą – świadectwa zwykłych, żyjących zgodnie z wolą Boga małżeństw byłyby nudne. Bo świętość jest nudna. Msza św. jest nudna, życie w zgodzie z przykazaniami jest nudne. Ludzi porusza jedynie całe to bagno zła, które dotyczy także rozwodów. Zło jest „piękne, pociągające i krzykliwe”.
Janusz Brodowski
8 października 2014, 11:16
Nie wiem co byłoby, ale słyszałem kilka świadectw, które nie były nudne ani dla katolika ani dla niewierzącego.
J
ja
8 października 2014, 10:27
A na Deonie dalej: rozwod, rozwody, rozwoooody, rozwod, rozwody.... Chyba teraz to juz poprostu z czystej przekory, z racji na opor ze strony prawdziwych wierzacych. Bylam jedna z najwierniejszych czytelniczek a jednak po tym doswiadczeniu odlajkowuje na fejsie. A fuuuuu, bllllleeeee....
M
Moni
8 października 2014, 10:00
Miło jest otulić się samymi dobrymi wieściami i przykładami. Ale przecież sam Chrystus powiedział :nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale tych, którzy się źle mają Mt 9 Świat nie jest idealny a zadaniem Kościoła czyli każdego z nas jest zbliżać siebie i innych do Boga. Ja też jestem jak to pan nazwał cudzołożnicą, bo związałam się z człowiekiem, który został porzucony i jeśli pisze pan tak lekko, o jakimś tam problemie z Komunią dla rozwodników to znaczy, że nie wie pan o czym pan pisze. To nie jest jakaś tam Komunia. To jest Chrystus  do którego nie możemy przyjść. Z którym nie możemy się zjednoczyć. Od którego nie możemy czerpać sił. Stajemy się rozwodnikami, cudzołożnikami, grzesznikami. Stajemy się naszą winą. Myślę, że jeśli być wiernym Ewangelii to i słowom Jezusa nie sądźcie a nie będziecie sądzeni. Artykuł a właściwie świadectwo warte czytania. 
.W
...ciagle w drodze...
8 października 2014, 10:17
...a na którym miejscu w Twoim życiu jest Bóg?
8 października 2014, 10:28
Kiedys ludzie pragneli swiętosci, teraz uznają sie za niegodnych ochrzczonych grzeszników nie potrafiacych poświecić swego życia swiętości. Piszesz, iz Komunia św. jest dla Ciebie ważna, ale czy na tyle ważne, iz dla Niej porzucisz swoje obecne zycie? Tak jak z tą perłą w pewnej przypowieści. "o związałam się z człowiekiem, który został porzucony" Czy to jest w zgodzie z Dobrą Nowiną?
M
Moni
8 października 2014, 10:32
Na pierwszym i On o tym wie.... Nie zawsze tak było i On też o tym wie. Życzę Ci, byś na swojej ciągłej drodze był zawsze z Bogiem, a jeśli zdarzy się/a może się zdarzyć, bo wszyscy jesteśmy grzesznikami/ to nie martw się, bo On i tak Cię odnajdzie
J
ja
8 października 2014, 10:35
Gdyby nie bylo takich osob jak pani - ktorych 'sumienie' dopuszcza zwiazek z rozwodnikiem to pewnie i liczba rozwodow bylaby mniejsza. Gdyby osoba ktora ma zamiar rozwalic swoje malzenstwo miala swiadomosc, ze nie ma szans na zawarcie powtornego zwiazku z kimkolwiek to by sie powaznie zastanowila nad swoja decyzja. A takto jak nie ta zona to inna sie przeciez znajdzie.... Taka ktora bedzie miala 'poluzowane' zasady albo ich wcale miala nie bedzie.
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 10:37
Przegięcia są dwa. Jedno z nich, to kiedy tacy jak Moni pouczają.
J
ja
8 października 2014, 10:38
Dokladnie. Wiec Bog jest najwazniejszy? Czy to jednak seks stoi na pierwszym miejscu przed Bogiem? Filozofia miec ciastko i zjesc ciastko, jest nierealna do wykonania niestety.
.W
...ciągle w drodze...
8 października 2014, 10:40
Pytanie bylo z gatunku retorycznych, a rozwinięcie pytania znalazło się w odpowiedzi TomaszaL (z 10:28:03). Sprawa odpowiedzi na moje pytanie - codizennego na nie odpowiadania - niech pozostanie sprawą między Tobą i Bogiem - przepraszam, że Ci je zadałam.
J
ja
8 października 2014, 10:41
No chyba jednak seks w tym wypadku jest wazniejszy niz Bog. Bo tylko on cie dzieli przed Komunia Swieta. Jesli Bog jest dla ciebie tak wazny jak mowisz to zaprzestac seksu i po sprawie. 
M
Moni
8 października 2014, 11:00
Widzę, że Ja nie zrozumiałeś tego o czym pisałam. Jestem z człowiekiem, który został porzucony, brzydko mówiąc zamieniony na inny model, właśnie ten albo inny też może być. Człowiek z którym jestem chciał to małżeństwo ratować. Jest wiele takich osób, które są skazane przez swoich współmałżonków na cierpienie i samotność, Uważasz, że nie mogą być szczęśliwi?
8 października 2014, 11:04
Po Twoich wpisach zastanawie mnie, czy rozumiesz, gdzie tkwi zło Twojego postępowania? Potencjalnie dobry czyn jakim jest zaopiekowanie sie nieszcześliwym porzuconym jest jednoznacznie złym z punktu widzenia Ewangelii.
M
Moni
8 października 2014, 11:05
A co jest Dobrą Nowiną: przepisy....? Dobrą Nowiną jest , że Bóg nas kocha Ciebie i mnie. Rozważałam odejście. Owszem można znów go porzucić, można dzieciom zabrać ojca....myśli Pan, że dla dzieci będzie to Dobra Nowina? Moja rozłąka z Chrystusem jest dla mnie cierpieniem, ale On jest ze mną czuję to i mówi mi o tym każdy dzień . Czy w zgodzie z Dobrą Nowiną jest porzucanie kogoś? 
M
Moni
8 października 2014, 11:08
Spłycasz miłość do seksu.... jak można myśleć, skończyć z seksem i po sprawie. Płytko, niestety płytko. 
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 11:10
A co ? Bez seksu nie będzie miłości ?
M
Moni
8 października 2014, 11:11
Co znaczy tacy jak..... widzę, że już osądziłaś.....szkoda. Ale jak mówi Ewangelia wybacza ten któremu zostało wybaczone. Ja czekam na swoje wybaczenie czego życzę też Tobie Kingo
J
ja
8 października 2014, 11:11
Ale tu nikt nie mowi o porzucaniu. Mozna przeciez zyc w 'bialym' zwiazku, jak brat z siostra. 
.W
...ciągle w drodze...
8 października 2014, 11:16
A może to jednak Ty czegoś nie rozumiesz? Skoro widzisz szansę na szczęście tylko w ponownym związku to chyba jednak tak... Wiele osób jest samotnych, wiele wbrew swojej woli - od zawsze, lub porzuconych - niektórzy z nich popadają w rozpacz, gorzknieją , ale jest też możliwość odnalezienia pocieszenia i ogromnego szczęścia w Panu. To droga trudna, wymagająca, droga na której musisz cały czas zadawać sobie własnie to pytanie: na którym miejscu w moim życiu jest Bóg. Bóg umacnia i czyni cuda. Naprawdę. A patrząc na to z innej perspektywy - wiążąc się z człowiekiem po rozwodzie stajesz się przeszkodą do ewentualnego przyszłego pełnego nawrócenia Twojego męża (?) i jego żony - przeszkodą na drodze ich powrotu do sakramentalnego małżeństwa. Czy umiałabyś modlić się o to? (to znów pytanie retoryczne).
J
ja
8 października 2014, 11:19
Ale to nic nie zmienia. Zona twojego partnera zwiazala sie przeciez z osoba o podobnym do ciebie swiatpogladzie. Zarowno dla ciebie jak i dla tego mezczyzny ktory rozbil malzenstwo zwiazek z rozwodnikiem nie jest do niczego przeszkoda. Tamta osoba nie miala oporow przed zwiazkiem z rozwodnikiem tak jak i ty ich nie masz. Prawda taka, ze zarowno tamten mezczyzna jak i ty wiklajac sie w zwiazki z tymi malzonkami zamykacie im droge powrotu i do pojednania miedzy soba. 
J
ja
8 października 2014, 11:25
Jest wlasnie dokladnie odwrotnie. Nie splycam milosci do seksu. Milosc jest rowniez w tedy gdy nie ma w zwiazku seksu. Jesli kochasz tego czlowieka a on kocha ciebie to nie musi byc miedzy wami seksu. Mozecie z niego zrezygnowac. Mozecie zyc jak biale malzenstwo nie cudzolozac, nie raniac grzchem siebie i Pana Boga. I w ten sposob wlasnie dac piekne swiadectwo milosci Boga i blizniego.
M
Moni
8 października 2014, 11:28
Lepiej żeby nas nie było....cóż na szczęście Bóg nas też chciał
MF
Michał Faflik
8 października 2014, 11:30
Kiedy żyjesz pod jednym dachem z osobą którą kochasz, to jeśli nie masz 70 lat, seks Cię dopadnie. Mogą być wyjątki, ale to tylko kwestia czasu. Ale najważniejsze w życiu małżeńskim, jak sama Kingo zauważyłaś, nie jest seks. Nie jest jego istotą. Uważam, że na pierwszym miejscu jest zamieszkanie razem jak małżeństwo, dzielenie życia, dawanie siebie, a seks jest jednym z przejawów tego wszystkiego. Dlatego większą zdradą jest odejście od małżonka, od jego spraw, jego życia, zaprzestanie dzielenia się nim, obdarowywania, zaprzestanie codziennej troski, czułości. Oddanie tego wszystkiego innemu jest cudzołóstwem. Zdrada seksualna jest na końcu tego wszystkiego. Więc czy będzie w tym nowym związku seks czy nie, to już nie ma większego znaczenia - do cudzołóstwa już doszło. Mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi.
J
James
8 października 2014, 11:33
Rzeczywiście na pierwszym, a żyjesz w stanie grzechu ciężkiego? Jest powiedziane: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca. [J 14, 23] I nie mów o przypisach, bo to Chrystus ustanowił swój Kościół i przez niego daje nam zbawienie w sakramentach. To jest tylko dorabianie ideologii do wyborów życiowych.
A
Alf
8 października 2014, 11:39
Czyli ten porzucony nie ma prawa do zbudowania sobie życia i życia zgodnie z nauczaniem Kościoła. Nie może już mieć dzieci, nie może w pełni realizować swojego człowieczeństwa. Wiem, że piszę trochę pompatycznie, ale specjalnie tak to określiłem. MZ jest to dużo bardziej złożony problem. Podpisuję się pod powyższym artykułem, ponieważ nakreśla złożonośc problemu.
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 11:39
Twoje podejście jest niezgodne z aktualną nauką Kościoła, w przeciwieństwie do mojego. Inna sprawa, że nauka Kościoła nie bardzo jest spójna i tym się Synod, mam nadzieję, zajmie.
J
ja
8 października 2014, 11:46
Prosze nie wkladac takich slow w moje usta. Poprostu lepiej zebyscie kierowali sie wola Pana Boga i tym co sie Panu Bogu podoba przy podejmowaniu decyzji. A Panu Bogu napewno nie podoba sie ze jego dzieci sobie od Niego odchodza i ida gdzie chca tak jak syn marnotrawny.
8 października 2014, 11:48
"Czyli ten porzucony nie ma prawa do zbudowania sobie życia i życia zgodnie z nauczaniem Kościoła. Nie może już mieć dzieci, nie może w pełni realizować swojego człowieczeństwa" Prawo ma zawsze. Bo nie o prawo tutaj chodzi.
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 11:50
Tacy jak Ty czyli żyjący w związkach niesakramentalnych. Przestań skamlać, jaka to pokrzywdzona jesteś, i oczywiście lepsza od innych, takich jak Kinga choćby.
8 października 2014, 11:51
Przepraszem, iz to napisze, ale ty codzinnie swoim grzechem odrzucasz Łaskę, Dobrą Nowinę. Ale przecież o tym nie wiesz, bo nikt Ci nie powiedział, jaka jest nauka Kościoła opisana Soborami i ukazana w Katechiźmie Kościoła Katolickiego.
O
ona
8 października 2014, 12:22
Masz rację. Ci którzy głoszą, że wystarczy żyć jak brat z siostrą i jest OK -  są w błędzie. NIe wiem skąd się wzięło błędne mniemanie, ze wystarczy wyrzec się współnego łóżka i już można do Komunii? Małżeństwo to więx znacznie szersza niż tylko seks. Małżeństwo to wspólne dzielenie zycia, wzajemna troska, pomoc, opieka, wspólny stół.. I tych wszystkich atrybutów małżeńśtwa niesakramentalni nadal korzystają i według Was to jest życie uprawniające do Komunii swiętej? 
M
Moni
8 października 2014, 12:24
Skąd ta złość? Nie skamlę, bo nie jestem psem. Ludzie się żalą, ale ja tego nie robię przecież. Próbuję, żebyście spróbowali zrozumieć drugą stronę, nie usprawiedliwiam niczego, ale nie można wszystkiego wrzucić do jednego worka. Czy jeśli ktoś ukradnie chleb, bo jest głodny jest takim samym złodziejem jak ten kto kradnie dla zysku?
O
ona
8 października 2014, 12:31
@ja; Nie wiem, czy nie widzisz sprzeczności w tym co napisałas. Otóż jeśli darzysz miłością osobę niepoślubioną i jej to okazujesz, to żyjesz w grzechu. Obdarowujesz miłością nie te osobę, której slubowałaś, łamiesz  przysięgę małżeńską, bo  ślubowałaś "miłość, wierność, uczciwość małżeńską" małżonkowi! Spłycasz małżeństwo do seksu, jesli twierdzisz, że bez współżycia to już para nie żyje jak małżeństwo. Małżeństwo to nie tylko wspólne łoże, ale i wspólny stół, wspólny czas, wspólne dzielenie życia.
J
ja
8 października 2014, 12:35
Rozumiem, ze nie chodzi tu tylko o zdrade cielesna ale rowniez i emocjonalna. Aczkolwiek czasami z rozamitych wzgledow jest taka sytuacja odpuszczalna. Kiedy na przyklad sa w takim zwiazku dzieci i rozpad zwiazku bylby dla nich cierpieniem. I jesli osoby bedace w tym zwiazku zyja w bialym malzenstwie to jest wtedy mozliwe przyjmowanie Komunii Swietej. Dopuszcza sie wtedy przyjmowanie Komunii na przyklad w sasiedniej parafii zeby nie powodowac zgroszenia, zeby nie sprawiac wrazenia popierania cudzoloznego zwiazku.
J
ja
8 października 2014, 12:47
Hmmm, jak pojdziesz do pierwszego z brzegu wiezienia i zapytasz o wine to sie okaze ze tam sami 'niewinni' ludzie siedza. Kazdy ma jakies wytlumaczenie, albo 'musial' abo nie mial innego wyjscia. Albo przyjmujesz ze jestes winny i zrywasz z grzechem oraz starasz sie swoja wine naprawic, albo nie i wtedy za wszelka cene starasz sie swoja wine zalagodzic i siebie wybielic.
J
ja
8 października 2014, 12:53
Zwroc uwage, ze od samego poczatku pisze o milosci bratersko-siostrzanej. O milosci caritas. A nie o milosci amor. Milosci caritas o duzo wiekszym znaczeniu niz amor. O zupelnie innym pulapie milosci. I w niektorych wypadkach np. takich jak u Moni gdzie sa dzieci i rozstanie byloby dla nich krzywda, gdyby zyla w czystosci przyjmowanie Komunii Swietej byloby raczej dopuszczalne.
O
ona
8 października 2014, 12:56
"przyjmowanie Komunii w innej parafii"... - nawet ten fakt, że z przyjmowaniem Komunii trzeba się ukrywać świadczy, że coś z tą Komunią, czy raczej z człowiekiem który ją przyjmuje, jest nie w porządku.. Jeśli byłoby to uczciwe rozgrzeszenie i człowiek faktycznie był czysty, to nikogo by tym faktem nie gorszył! . Takie mam odczucie.
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 13:09
Idiotyczny jest pomysł, żeby dopuścić przyjmowanie Komunii tylko w sąsiedniej parafii. Ksiądz proboszcz nie umie wytłumaczyć, dlaczego ci ludzie mogą przyjmować Komunię ?
O
ona
8 października 2014, 13:41
Według mnie wszystko jedno jak nazwiesz więź łączącą niesakramentalnych. Istotne jest to, ze oni stworzyli sobie wspólny dom, co było zarezerwowane dla legalnych, sakramentalnych małżonków. Nie dają swoim małżonkom tego, co im ślubowali, a dają innym partnerom. Tworzenie wspólnoty domowej z nieślubnym partnerom jest zdradą małżonka. Bardzo dobrze napisał to @faflu parę komentarzy wyżej.
B
b.
8 października 2014, 08:45
bardzo fajnie napisane
8 października 2014, 08:52
"bardzo fajnie napisane" To o dwóch rozwodach? Faktycznie fajne do promowania na katolickim portalu.
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 09:35
Umiesz czytać ? Autor nie promuje rozwodów, wprost przeciwnie. Myślę, że ostatni akapit jest skuteczniejszym głosem za nierozerwalnością małżeństwa niż teksty, że cudzołożnicy pójdą do piekła.
8 października 2014, 09:53
Kinga - tak ostatni akapit w pełni pokazuje w czym tak naprawdę tkwi problem. W kompletnym braku odniesieniu do Boga.  Jest piękny parapsychologiczny bełkot typu: Koszmarne doświadczenie, nie mozna dopatrzyć sie śladu dobra itd. I brak zrozumienia istoty problemu: "To jest tak koszmarne doświadczenie, że ograniczenia, które wspólnota nakłada potem na taką sk…undloną owieczkę, wydają się całkowicie na miejscu." Tyle tylko, iż to nei wspólnota nakłąda ograniczenia, lecz Bóg poprzez Swoje Objawienie. Ale gdzie w tym wyznaniu zawartym w ostatnim akapicie jest odniesienie do Boga? Oprócz powalajacych wcześniejszych wyznania: "gdy się nie czułem katolikiem," lub "Liczę, że Bóg jest bardziej miłosierny, niż jego ziemska delegatura." Dla przypmnienia, ta "ziemska delegatura" to wg katolików jest Ciało Chrystusa.
.W
...ciągle w drodze...
8 października 2014, 09:55
Bardzo ciekawy głos, który odczytuje tak: wierzący (nawrócony) rozwodnik - odnaleziona owieczka - uznający za właściwe dotychczasowe praktyki Kościoła. Znam historię ludzi dziś już w podeszłym wieku - to właśnie historia skrzywdzonej żony, którą zaopiekował się człowiek wuielkiego serca i stworzyli zgodną rodzinę, wychowując dzieci wspólne i dzieci żony. Ludzie Ci od kilkudziesięciu lat żyją w sercu Kościoła, w wielkim pragnieniu komunii - oni żyją tak od lat i wcale nie czekają na zmiany w Kościele, niezaspokojeone pragnienie komunii przyjmują jako pokutę, co umacnia ich w nadziei na Boże miłosierdzie. Komu zatem potrzebne są zmiany? i ważniejsze pytanie: jakie będa skutki otwarcia tych drzwi?
8 października 2014, 10:00
"odnaleziona owieczka - uznający za właściwe dotychczasowe praktyki Kościoła." Naprawdę chodzi o jakieś praktyki Kościoła? 
.W
...ciągle w drodze...
8 października 2014, 10:05
Mi tak, nie każdy jest przecież tak świetnie przygotowany do dyskusji jak Pan, ale każdy ma prawo do swojego rozumienia problemu, a także do swojego rozumienia Boga
M
Moni
8 października 2014, 10:22
Panie Tomaszu. To jest świadectwo kogoś kto przeżył coś czego Pan na szczęście nie przeżywa/chyba/ Skąd założenie , że Deon ma być portalem nie umieszczającym świadectw ludzi, którym w życiu nie ułożyło się idealnie. Na szczęście Chrystus przyszedł do grzeszników- wszystkich. Umarł za wszystkich. Gdy jadł i pił z cudzołożnikami i celnikami to nie dlatego, że ich promował, ale, by im pokazać, że Bóg nie odwraca się od tych, którzy się źle mają. Proszę wybaczyć, ale gdy czytam to co Pan pisze nasuwa mi się przypowieść o człowieku "dobrym", który modlił się do Boga dziękując, że nie jest taki jak ten celnik. Czy nie ma Pan trochę ochoty poprawiać samego Chrystusa co by Pan mu powiedział na słowa: celnicy i nierządnice wejdą przed wami do Królestwa Niebieskiego? 
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 10:32
Zastanawiam się, czy Twój komentarz nie jest grzechem przeciw II przykazaniu.
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 10:40
Jezus nie powiedział, że automatycznie wszyscy celnicy i nierządnice wejdą do Królestwa Niebieskiego. Jest pewien warunek, proszę o tym pamiętać.
8 października 2014, 11:08
Jest tylko jedno ale w tym wywodzie. I jest nim Twój chrzest i konsekwencje bycia ochrczonym, czyli juz wybranym.  
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 11:27
Chyba jednak chodzi o praktyki Kościoła, a nie o sprawy fundamentalne. Ludzie, których głos w Kościele jest ważny mówią, że ordynacja kobiet jest bardzo poważną przeszkodą w dialogu, natomiast nie mówią, że prawosławne praktyki odnośnie ponownych małżeństw miałyby być taką przeszkodą.
A
anonim
8 października 2014, 15:35
Proszę wybaczyć, ale gdy czytam to co Pan pisze nasuwa mi się przypowieść o człowieku "dobrym", który modlił się do Boga dziękując, że nie jest taki jak ten celnik. --- I całkowicie słusznie nasuwa się ta przypowieść. Bo TomaszL to przykład człowieka któremu - zgodnie z tym co pisał - jeśli nawet czasami zdarzało się zgrzeszyć, to było to absolutnie przez przypadek, bez udziału jego woli i świadomości. W przeciwieństwie do różnej maści grzeszników, którzy upadając w grzechu robią to nie przez przypadek, lecz zupełnie świadomie oraz całkowicie dobrowolnie, i trwają w grzechu wyłącznie dlatego że nie chcą się nawrócić gdyż pragną tapalać się w swoich grzechach.
8 października 2014, 08:42
Czemu redakcja portalu tak usilnie promuje rozwody? Może by lepi było publikować opinie  świadectwa ludzi żyjących 30, 40 lat w jednym, zawartym przed Bogiem i Kościołem małżeństwie? Ludzi dochowujących wierności sobie nawzajem, swojemu słowu, a także Bogu. Ludzi, którzy często bardzo wielkim wysiłkiem, modlitwą, postem przezwyciężają pokusy zdrady, porzucenia, rozwodu. Odrzucają patologię współczesnego świata i nie dają wiary światłym radom postępowych księży. Ludzi, którzy swoim życiem, a nie gadulstwem z ambon i portali pokazują, co znaczy wierzyć w Boga i wierzyć Bogu w słowa o jedności małżeńskiej. Ludzi, którzy nie ględzą o jakiś dwóch frakcjach konserwatywnej i postępowej w Kościele, bo przecież nie na tym polega problem z odrzuceniem Boga dokonanym poprzez rozwód. Po niezliczone ilości publikacji na Deonie niestety dochodzę do wniosku, iż celem redakcji zaczyna być chęć wykazania, iż jedynym problemem ludzi kościoła w Polsce czy na świecie jest brak Komunii św dla niespowiadających się cudzołożników.
S
Savanarola
8 października 2014, 09:22
zastanawiam się czy jesteś męczennikiem? W jakim celu męczysz się tak bardzo czytając wiadomości na portalu i ciągle narzekając na treści wypowiedzi? Masz jakąś misję do spełnienia? To otwarty portal służący wymianie różnych poglądów i opinii. Tych kontrowersyjnych również. Wybierz się może na frondę, wymień się opiniami z Terlikowskim i będzie Ci lepiej - w spokoju serca pobiegniesz na mszę. Nie będziesz narażać swojego sumienia wątpliwościami, że inni mogą mieć trochę racji i prawda płynie korytem błędów. I tam nikt nie będzie zmuszał Cię do myślenia, raczej do samouwielbienia.
Grzegorz Kramer SJ
8 października 2014, 09:46
To, że w tytule jest słowo "rozwód" nie znaczy jeszcze, że ktoś je promuje.  Proszę czytać więcej niż jedno słowo.
8 października 2014, 09:56
Ile w ostatnich dniach (dniach Synodu) Deon zamieścił artykułów o problemach rozwodników? A ile pojawiło się świadectw małżonków żyjących w zgodzie z wiarą? Na maginesie, ten artykuł również promuje rozwody, a przeczytałem go w całości.  Co najwyzej problemem są jakieś bardziej lub mniej wydumane traumatyczne przezycia własne rozwodnika. 
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 10:34
Świadectwa małżonków żyjących w zgodzie z wiarą, jakich sobie życzysz, spowodują jeden wielki ziew, przypuszczam. Świadczyć trzeba czynem, a w ostateczności słowem, oszczędnym.
Janusz Brodowski
8 października 2014, 11:07
TomaszuL Źle postawiłeś pytanie. Nie powinno brzmieć: A ile pojawiło się świadectw małżonków żyjących w zgodzie z wiarą. Pytanie jest: Dlaczego Pan nie umieścił świadectwa małżonków żyjących w zgodzie z wiarą? Proszę nie narzekać tylko działać!
Janusz Brodowski
8 października 2014, 11:08
Po co czytać? Jeszcze sumienie zaboli?
Janusz Brodowski
8 października 2014, 11:10
Z tym ziewem to zależy, których małżonków jest to świadectwo. :)))
8 października 2014, 11:18
Owce, które są bezpieczne, dojrzałe, uformowane w stadzie, zazdrośnie patrzą na pasterza, który idzie po tą zaginioną, poświęca w ogóle jej czas. Wolałyby, żeby pasterz wciąż tylko nimi się zajmował, głaskał, zauważał jak sumiennie dzień w dzień jedzą trawę, chodzą równo w stadzie. Podziwiał je i wzdychał wciąż na widok ich pięknej wełny z tak dobrze ułożonego życia na pastwisku. Wystawiał za to medale w konkursach piękności, żeby inni też dostrzegli i docenili, ile heroicznego wysiłku to kosztowało, żeby być takimi ślicznymi, idealnymi owieczkami. O niebo (w przenośni, ale i dosłownie) lepszymi, piękniejszymi od tych bardziej zbłąkanych, przybrudzonych, czasami wręcz ze zwichniętymi kończynami... Meeeeeeeeee...
Janusz Brodowski
8 października 2014, 11:25
Ha, ha, ha .... :)  
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 11:46
Sęk w tym, że pasterz (a raczej delegaci pasterza) nie głaskają, nie zajmują się, tylko mówią: radź sobie sama. Ktoś pisał w pokrewnym wątku, jak zwracał się do pięciu proboszczów o duszpasterstwo dla małżeństw i wszyscy odmówili, bo po co. Duszpasterstwa 'niesakramentalnych' oczywiście były.
8 października 2014, 13:27
Bzdura. Syn Niemarnotrawny miał za złe Ojcu, że wyprawił ucztę dla Syna Marnotrawnego, gdy ów powrócił do Ojca. Obecnie Syn Niemarnotrawny puka się w czoło widząc, że 'ojciec' nie czeka na Syna Marnotrawnego, aż ów dozna przemiany, a przynajmniej będzie na nią gotowy, tylko zabija ciele i udaje się za Synem Marnotrawnym w dalekie kraje, aby tam z nim ucztować wraz z nierządnicami i złodziejami, poklepując Syna Marnotrwanego po plecach: wporzo jest stary. Pan zdaje się pracuje z zespołami ludzkimi. Jak tam jest: porzuca Pan najlepiej pracujących samym sobie i przytula do piersi najmocnej najgorzej pracujących wprowadzając w firmie motywację nieudolności, czy stara się Pan jednak jakoś konieczność zachowania zdrowej motywacji pogodzić z daniem szansy najsłabszym? Czy uważa Pan, że najsłabszym trzeba dać szansę, ale to od nich musi płynąć chęć wykorzystania tej szansy, natomiast nie ma żadnego sensu ciągnięcie najsłabszych za uszy? Czemu w przypadku Kościoła ciągnięcie za uszy ma być nie tylko dopuszczalne, ale wręcz szlachetne?
8 października 2014, 13:32
Niedobrze, że tamci proboszczowie odmówili. Miejmy nadzieję, że obecny dwuetapowy synod da owoce w lepszej ofercie dla małżeństw, czy też osób samotnych, które zostały porzucone, ale chcą dochować wierności przysiędze małżeńskiej i nie wiązać się z nikim innym. Znam też takie, które mają już ofertę, ale nie chce im się korzystać z tego, bo tam dowiadują się o niewygodnych dla siebie rzeczach, jak powinni się starać funkcjonować prawidłowo w rodzinach... Natomiast TomaszL oraz paru deonowych szeryfów, nie jawią się jako ci, którzy nie potrafią sobie poradzić z wiarą w Boga, zachowywaniem przykazań, w swoich małżeństwach, więc niech nie żałują, że ktoś chce się pochylić nad innymi, którzy nie mają takiej wiedzy, takiego przygotowania, takiej formacji, jak oni.
8 października 2014, 13:41
Ależ oni jak najbardziej chcą pomocy, chcą uczestniczyć w pełni w życiu sakramentalnym Kościoła. Nikt nie łazi po domach, nie wyciąga na siłę, żeby zmuszać ich wbrew ich woli temu. A reszta, nieco powyżej, co już opisałem w odpowiedzi Kindze (13:32:49 | 2014-10-08), a propos szeryfów, czy tam starszych, nie-marnotrawnych braci...
8 października 2014, 13:44
Fałszywa retoryka. Nie ma problemu 'zazdrości' o pochylenie się nad upadłymi, tylko jest nieufność wobec pokrętnych metod i mętnych celów owego pochylania się.
8 października 2014, 13:56
Fałszywa retoryka, że ktoś chce stosować pokrętne metody i mętne cele, a nie starać się ściągać ciężary tym, którzy nie potrafią/umią ich unieść i nie widzą światełka w tunelu, a chcą do Boga - chcą!
8 października 2014, 14:17
"starać się ściągać ciężary tym, którzy nie potrafią/umią ich unieść i nie widzą światełka w tunelu, a chcą do Boga - chcą!" Naprawdę chcą?  Gwarantuj Ci, iż jak ktoś naprawde chce iśc do Boga, to pójdzie. Bez wzgledu na cieżary i swoją "moc" ich niesienia. I to bez zadnych warunków wstępnych.
8 października 2014, 14:27
Genialnie sobie to tłumaczysz. Szkoda tylko, iż fałszywie.  Chyba, że obecnie znikneły z nauki Kościoła głoszone od wieków uczynki miłosierdzia względem duszy.  
8 października 2014, 14:32
"Ależ oni jak najbardziej chcą pomocy, chcą uczestniczyć w pełni w życiu sakramentalnym Kościoła" Dlaczego nie uczestniczą. Szczegolnie w ostatnich latach, czyli po FC ? Bo seks ważniejszy od Komunii św? Czy sądzisz, iz kolejna zmiana podejscia biskupów i prawo do uzyskania rozgrzeszenia dla osób życjacych latami w cudzołóstwie coś zmieni w życiu ludzi, którzy nie chcą dokonac zmian w swoim życiu? U ludzi, którzy nie wierzą, a praktykują jedynie uczuciową sentymentalną religijność?
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 14:32
Ściągnięciem ciężaru jest to, że nie muszą się rozstać, wystarczy, że zrezygnują z seksu.
Jadwiga Krywult
8 października 2014, 14:38
Sentymentalna religijność. Trafiłeś w sedno. Szczególnie w dyskusji pod artykułem z 4000 komentarzy było to widać. 
8 października 2014, 14:42
Dlaczego Pan nie umieścił świadectwa małżonków żyjących w zgodzie z wiarą? Bardzo proszę. Kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu wraz z moją żona w obecności Boga, księdza i świadków udzieliliśmy sobie sakramentu małżeństwa, składając przy tym dobrowolnie, w pełni świadomie deklarację iż nasze małżeństwo trwać będzie do śmierci. Dzięki Bogu doczekaliśmy się i wychowaliśmy dzieci i dzięki Bogu jesteśmy małżeństwem, czyli dwojgiem, ale jednym ciałem.
A
anonim
8 października 2014, 15:21
Czemu redakcja portalu tak usilnie promuje rozwody? --- Trzeba być chorym z nienawiści aby twierdzić, że redakcja portalu usilnie promuje rozwody :-( Może by lepi było publikować opinie  świadectwa ludzi żyjących 30, 40 lat w jednym, zawartym przed Bogiem i Kościołem małżeństwie? --- Usiłujesz insynuować, że te opinie świadectwa ludzi żyjących po 30,40 lat w jednym małżeństwie, to napływają do redakcji w setkach czy tysiącach? Ale ta wredna redakcja nie chce ich publikować bo woli promować rozwody Ludzi, którzy swoim życiem, a nie gadulstwem z ambon i portali pokazują, co znaczy wierzyć w Boga i wierzyć Bogu w słowa o jedności małżeńskiej. --- Ale póki co to fundamentalistyczną treścią swojego gadulstwa na tym portalu dajesz antyświadectwo temu co to znaczy wierzyć w Boga i wierzyć Bogu :-( Po niezliczone ilości publikacji na Deonie niestety dochodzę do wniosku, iż celem redakcji zaczyna być chęć wykazania, iż jedynym problemem ludzi kościoła w Polsce czy na świecie jest brak Komunii św dla niespowiadających się cudzołożników. --- A ja, po niezliczonej ilości Twoich wpisów na Deonie dochodzę do wniosku, iż Twoim celem jest chęć wykazania, że jedynym problemem Kościoła w Polsce czy na świecie jest troska o zbawienie niegodziwych grzeszników zamiast hołubienia i doceniania postaci tak "świątobliwych" jak Ty. I tylko ciągle staram się łudzić, że Ty w swoim fanatycznym zaślepieniu jednak nie wiesz co czynisz...
8 października 2014, 19:58
Stosowanie pokrętnych metod i mętnych celów to nie retoryka, a obserwacja. Pan ma jakieś telepatyczne łącza do ludzkich dusz, żeby znać ich pożądliwości, czy tylko powtarza hipisowskie bajeczki o tym, że każdy chce, tylko niektórym nie wychodzi ? Po drugie - puste 'chcenie' nie jest żadną wartością. Pan nie ma 'chciejstw' z którymi się Pan pogodził, że prawien a pewno w życiu sie nie ziszczą: Porshe, wycieczka dookoła świata, może zbudowanie sierocińca, czy ufundowanie okazałej Świątyni? Świat jest pewien takich 'chciejstw', z których funkcją 'chciejstwowoą' wyłącznie odczuwający je są całkowicie pogodzeni, a nawet jak już z samym chciejstwem się zżyli, że jego nagłe spełnienie byłoby nieprzyjemne. To 'chcą' pełni funkcję jedynie zaklęcia, a nie jakiegoś merytorycznego argumentu.
8 października 2014, 20:01
Oni również mają konkretne wyobrażenia o owej pomocy: narkoman szczerze chce, żeby go nie bolało, ale oczekuje dawki, a nie wyciągania z nałogu. Kolejne zaklęcie Pan znalazł: 'chcieć' i jak każde zaklęcie to również jest napompowanym egzaltacją słowem, które w zetknięciu z rzeczywistością pęka jak przekłuty balon.
8 października 2014, 20:24
> Ktoś pisał w pokrewnym wątku, jak zwracał się do pięciu proboszczów o duszpasterstwo dla małżeństw i wszyscy odmówili, bo po co. Duszpasterstwa 'niesakramentalnych' oczywiście były. Pani coraz głębiej w zamknięterskie poznanie świata popada. W/w obserwacja to przecież nie powód do rozżalenia, a do radości wobec okazywania otwartości niższych szczebli hierarchii wobec wychodzenia na peryferia! Raban się robi! Na wszystkich środków nie starczy, więc ktoś tam jest na czele, a ktoś na końcu kolejki. Obecnie pieszczoszkami i oczkiem w głowie są 'ci z peryferii', ale to przecież dobrze - po otwartersku - jest. Otwartość rulez!