Kościół jest jak babcia, która cierpi na alzheimera

(fot. Cristian Newman on Unsplash)

Chociaż wydaje się, że cierpi na alzheimera, to w rzeczywistości prosi nas o to, abyśmy zatroszczyli się o nią, tak jak kochające dziecko troszczy się o swoją chorą matkę. Chce naszej miłości, czułości, bliskości, obecności. Chce, abyśmy uświadomili sobie, co doprowadziło ją do stanu, w jakim obecnie się znajduje.

Chcielibyśmy widzieć Kościół młody, silny, pełen życia i odwagi, twórczy, atrakcyjny, pełen wiosennej świeżości... Widzimy jednak, że jest zmęczony, przytłoczony, wyciszony, pełen lęków, jakby poddał się rezygnacji. Przypomina starą kobietę cierpiącą na alzheimera: ciągle przywołuje zdarzenia z przeszłości, w nieskończoność powtarza te same rzeczy, a współczesność tak jakby do niej nie docierała. Staruszka niedowidząca i nieumiejąca rozpoznać nowych wyzwań współczesności, które przecież wymagają odpowiedzi. Sprawia wrażenie kobiety mającej problemy ze słuchem: nie słyszy krzyków i hałasu niespokojnego i wzburzonego świata.

Młodzi, patrząc na jej opłakany stan, omijają ją z daleka: bierna, milcząca, niezdarna, ociężała... Inni atakują ją i ranią, drwią z niej i zwiastują jej niechybną śmierć: "To tylko kwestia czasu, jest już przeżytkiem, reliktem przeszłości, nadaje się jedynie na muzealny eksponat lub antykwaryczny bibelot". Inni próbują ją odmłodzić za pomocą najprzeróżniejszych technik i zabiegów: proponują jej lifting, różnego rodzaju maseczki, zabiegi przeciwzmarszczkowe, operacje plastyczne... Ale ona nie pozwala. Jeszcze inni patrzą na nią jak na brudną, zaniedbaną i opuszczoną żebraczkę czekającą na wsparcie, na jałmużnę, na współczucie: "Jest taka stara i taka biedna...".
A ona milczy i w sercu rozważa minione lata. Wspomina czas, kiedy była młodą i ubogą dziewczyną, wspomina czas, kiedy ją prześladowano. Wspomina też okres, kiedy siadywała z książętami i królami i kiedy wszyscy chcieli, aby nazywano ich jej dziećmi. I uśmiecha się, wszak zawsze marzyła jedynie o tym, aby pozostać dziewczyną z okresu pierwszej miłości: wierną Duchowi, prostą, ubogą, przejrzystą, gotową przyjąć i zaopiekować się każdym. Dziewczyną płodną, wolną, ewangeliczną... zakochaną bez granic w swym Oblubieńcu i Małżonku. Jej serce pełne jest wdzięczności wobec wszystkich dzieci, które szukają piękna własnych korzeni i ciepła domowego ogniska, wobec tych, którzy nie pragną jakiejkolwiek
własnej korzyści, a jedynie tego, co jest dobrem w oczach Pana.
Jest pełna mądrości i ma bogate doświadczenia, nieobcy jej ludzki los i wie dobrze, że w życiu jest miejsce na wiosnę, ale także na zimę. I właśnie teraz jest zima. Wielu zostawia ją, bo czują się zgorszeni, bo dochodzi do skandali... Jednakże ona dobrze wie, że po zimie przyjdzie wiosna. Ma dobrą pamięć. Nie lęka się przyszłości i ufa, że przyjdą lepsze czasy. Na nowo obdarzona zostanie dziećmi o profetycznym charyzmacie, które przywrócą jej ewangeliczną moc początków. Na nowo stanie się autentycznie ubogą kobietą ewangeliczną, zwiastującą radość paschalnego poranka. Potrafi czekać i jest pełna nadziei, nie zniechęca się: Pan, jej Oblubieniec, wydaje się nieobecny, lecz powróci w blasku swej chwały, a w międzyczasie wypełnia ją ożywcza obecność Bożego Ducha.
Jest leciwa, wieki historii już za nią. Jej prapoczątki to czas Adama, czas Abla - to o niej mówili ojcowie, nazywając ją odwieczną. Upadły imperia, przeminęli królowie i dyktatorzy, a ona trwa spokojna, zmierzając wolnym krokiem w kierunku ostatecznego wypełnienia, które nie będzie miało końca. Nie traci nadziei, gdyż dobrze pamięta słowa Oblubieńca o malutkim ziarnie, które ciągle wzrasta. Ma w pamięci słowa o niewielkiej ilości zaczynu, który wszystko zakwasza. Wie także dobrze o tym, że kąkol ma wzrastać wraz ze zbożem i dlatego nie chce go wyrywać: za każdym razem, kiedy jej dzieci starały się przedwcześnie wyplenić kąkol, przebierając się za inkwizytorów, to zawsze kończyło się to nieszczęściem i stratą. Dlatego też o wiele bardziej woli miłosierdzie, cierpliwość, zrozumienie, przebaczenie i zapomnienie niż wszelkiego rodzaju ekskomuniki i anatemy.
Nie pragnie wywierać nacisku i nie chce nikogo do niczego przymuszać, pomimo że wielu chciałoby, żeby używała siły. Nie pretenduje do tego, aby rozrastać się liczebnie, nie chce być pełna potęgi i bogata. To właśnie ci, którzy chcieli widzieć ją pełną światowego splendoru, doprowadzili ją do upadku. Nie chce wszystkiego określać i nakazywać, choć wielu w jej imieniu to czyniło, a niektórzy nadal jej to sugerują. Woli rozmawiać, i to wbrew temu, że wiele jej dzieci boi się dialogu. Czasy się jednak zmieniły i teraz pragnie zamilknąć. I w ciszy obdarza czystą wodą prawdy. Jest jak źródło, które poi strudzonego wędrowca, nie zmuszając jednak nikogo do tego, aby przystanął i ugasił swe pragnienie. Otwiera szeroko okna, gdyż pragnie pozbyć się kurzu po dawnych imperiach i królestwach. Chce odetchnąć świeżym powietrzem, dotlenić się mimo podeszłego wieku. Wielu jednak w pośpiechu zamyka okna, są pełni obaw, że "staruszka może się przeziębić..."
Chociaż sprawia wrażenie, jakby straciła słuch i mowę, to jednak w głębi serca nieustannie wsłuchuje się w głos Tego, który szepcze jej pełne miłości słowa życia wiecznego. Wydaje się, że nie widzi, a w rzeczywistości jej wzrok ukierunkowany jest na Pana, na jej Małżonka, który daje jej siłę i obdarza ją Duchem, aby nie zwątpiła, nie upadła, aby nie ustawała w nadziei, że przyjdą lepsze czasy. Musi być silna, gdyż przed nią jeszcze spory kawałek drogi. Tak jak stary i zmęczony Eliasz na pustyni, także i ona musi kroczyć dalej.
Chociaż wydaje się, że cierpi na alzheimera, to w rzeczywistości prosi nas o to, abyśmy zatroszczyli się o nią, tak jak kochające dziecko troszczy się o swoją chorą matkę. Chce naszej miłości, czułości, bliskości, obecności. Chce, abyśmy uświadomili sobie, co doprowadziło ją do stanu, w jakim obecnie się znajduje. To przecież my opuściliśmy ją, szukając ideologii, innych religii, światopoglądów, obcych duchowości, sprawiających być może wrażenie atrakcyjniejszych, bardziej na czasie lub - co bardziej prawdopodobne - nie tak wymagających. Kto jest odpowiedzialny za to, że Kościół dzisiaj jest taki, jaki jest? Kto odpowiada za to, że Kościół dzisiaj jest pełen nieczystości? Kto ukradł Boskiej Oblubienicy jej klejnoty, aby samemu się nimi przyozdabiać? Kto zapragnął podporządkować sobie Kościół, używając go do swych celów, manipulować nim, twierdzić, że oto: "ja jestem Kościołem i mówię w jego imieniu"? Niech ten, kto jest bez winy, pierwszy rzuci kamieniem, zaczynając od starszych i uczonych w Piśmie.
Oto staruszka Kościół, niczym księżyc zmienia swoje oblicze. Mówili o tym już święci ojcowie. Są chwile, kiedy światła ubywa, są momenty całkowitej ciemności: być może czas obecny jest okresem nowiu. Ale później przychodzi pierwsza kwadra i światła jest coraz więcej. Księżyc nie świeci własnym blaskiem: on lśni blaskiem słońca, podobnie jak Kościół lśni jasnością Pana i Oblubieńca. Musimy czekać i żyć nadzieją.
Staruszkę tę nieustannie odwiedzają ubodzy, przychodzą do niej dzieci, kobiety, ludzie prości i zwyczajni. Nie boją się jej i kochają ją całym sercem. Przynoszą jej kwiaty, gdyż wiedzą, że jej serce jest żywe i radosne i choć jest już leciwa, to jednak ciągle obdarza życiem. W jej obecności czują się dobrze i bezpiecznie. Choć mało mówi lub w ogóle milczy, wsłuchują się w tę ciszę jak w pełną magii muzykę. Przychodzący do niej wiedzą, że ma serce ciągle młode i pełne łagodności, miłosierne, które ich rozumie i które ich kocha. I ona im dziękuje, uśmiecha się i obdarza uściskami pełnymi matczynej czułości.
Nie odwiedzają jej ludzie możni i wpływowi, dla których jest już bezużyteczna. Wycisnęli z niej już wszystko, co mogli, wykorzystali ją i nie jest im już do niczego potrzebna. Jest dla nich zwykłym śmieciem, staruszką. To ci wszyscy, którzy pod pretekstem bycia jej wiernymi dziećmi wykorzystali ją do swych własnych interesów. I teraz zostawili ją ze złą reputacją, zdyskredytowali. Używali jej imienia, powoływali się na chrześcijańską cywilizację jedynie dla osiągnięcia własnych zysków.
Inni mówią, że przyjmują Jezusa, jej Oblubieńca, ale nie ją - ten stary i upadły Kościół. Tak jakby Duch Jezusa nie ożywiał ciała Kościoła... Staruszka Kościół wie o tym i rani jej duszę to zaniedbanie, gdyż przecież nikt nie może dojść do Jezusa, jeśli nie przez nią. Nikt też nie może jej odłączyć od Małżonka. Jest to pokusa, jest to pycha. Ona jednak milczy i czeka. Być może któregoś dnia zdadzą sobie sprawę z błędu i wrócą do niej na nowo. To ona posiada wielki skarb, którym może obdarzyć ludzkość: jest nim Jezus Chrystus, który umarł za nas i dla nas zmartwychwstał, abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości. I ona nieustannie Go przekazuje tym wszystkim, którzy zbliżają się w prostocie serca. Czyni to nieustannie, pomimo że jest staruszką, a może właśnie dlatego, że nią jest.
Pewnego dnia Pan powróci i przyozdobi swoją wierną Małżonkę blaskiem światła i najwspanialszymi klejnotami. Na nowo będzie młoda, pełna wdzięku i urody. I wtedy Małżonek podziękuje jej, że przez tak długi czas, cierpliwie i z pokorą znosiła słabość; że była milczącą i przygłuchawą staruszką, cierpiącą na alzheimera, który wydawał się nieuleczalny, a w rzeczywistości była to tylko chwila słabości: przejściowy moment starego Kościoła, a przecież wiecznie młodego siłą Ducha. Zanim jednak nastąpi ten dzień, kto z nas zaopiekuje się staruszką, której na imię Kościół?
Víctor Codina SJ - jezuita, wybitny teolog latynoamerykański. Urodził się w 1931 roku w Barcelonie. Studia z zakresu filozofii i teologii odbył w Sant Cugat, w Innsbrucku i w Rzymie. Od 1982 roku mieszka na stałe w Boliwii. Łączy pracę duszpasterską w boliwijskich dzielnicach biedy z pracą akademicką na Uniwersytecie Katolickim św. Pawła w Cochabambie. Autor licznych książek i artykułów o charakterze naukowym i popularyzatorskim.

* * *

DEON.PL POLECA

Fragment pochodzi z książki Victora Codiny SJ "Kościół wykluczonych. Teologia z perspektywy Nazaretu" wydanej przez Wydawnictwo WAM.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół jest jak babcia, która cierpi na alzheimera
Komentarze (4)
Andrzej Ak
22 lipca 2018, 21:50
Tyle słów o Kościele i tyle samo niezrozumienia. Każdy z nas Chrześcijan wielokrotnie patrzył na Krzyż i o Krzyżu wiele już wysłuchał. A przecież to właśnie w Chrystusowym Krzyżu jest zawarta droga Kościoła, a właściwie Kościołów. Pionowa belka Krzyża, ta najdłuższa symbolizuje Kościół Świętych, tych już zjednoczonych z Bogiem w wymiarze, który nazywamy Niebem. Natomiast pozioma belka, ta krótsza symbolizuje Chrystusowe Kościoły Ziemskie w których jest tyle słabości, ile w naturze ludzkiej. Stąd mowa o Kościele, może dotyczyć Kościoła Ziemskiego, który zawsze będzie w jakiejś mierze niedoskonały względem Kościoła Świętego. Jednak te dwa Kościoły Ziemski i Niebiański w pewnym miejscu się łączą  i przenikają. Tym miejscem jest Eucharystia, która zespala oba Kościoły i rzutuje na nasze Boże dziedzictwo, które skutkuje zjednoczeniem nas z Duchem Świętym. Gdyby autor artykułu to wiedział, to wiedział by także jak uzdrowić „staruszkę” z alzheimera i  innych chorób tego świata.
TB
Tomek Byrka
21 lipca 2018, 23:22
I co to wszystko? To jest oblubienica naszego Pana? Babcia chora na nieuleczalną chorobe? Czy takiej oblubienicy chce Chrystus? Oblubienicy która prosi o litość miłości? A może nasz Bóg potrzebuje odmołodnialej mężnej Oblubienicy, ktora nie żebrze o miłość ale z siłą wskazuje drogę do Pana? To co, nasz czas, czas Chrystusa się skończył? Jesteśmy słabi i chorzy? I to pisze Jezuita - rycerz Chrystusa? Czy nasz Pan być słaby i prosił o litościwą miłość. On być silny. mężny, odwżny i taki winien być jego Kościól, ktorego nie przemogą pikielne bramy. Co za bzdury, kościół staruszką chorą na Alzhaimera? Odwagi Ja Jestem. 
OL
olbracht lach
21 lipca 2018, 20:00
To nie Alzheimer, to argentyńska franca jest problemem...
KP
Krzysztof Pierzchała
21 lipca 2018, 15:45
Poza Kościołem nie ma zbawienia. Skoro jednak Kościół dotknęła alzheimerowska przypadłość,stracił On władzę orzekania kto jest Jego członkiem. Coś w tym jest. Niezmiernie pojemny zrobił się ten dzisiejszy Kościół. Już nie utożsamia się Go z Kościołem Rzymskokatolickim. Weźmy takich modernistów. Katolikami już dawno przestali być,ale Kościół ich toleruje. Ba,wielu zajmuje eksponowane miejsca w strukturze hierarchicznej. Sw.Pius X wiedział co z nimi zrobić. Dziś, panoszą się po świątyni Pańskiej sugerując,iż ów to zamordysta i wróg wolnej myśli teologicznej. Cóż,Alzheimer... Na szczęście Bóg widzi co się dzieje. Boga Alzheimer nie dotyka i On Jeden ma moc przywrócić zdrowie swej Oblubienicy. Amen