Kościół, kobiety i gender

Małgorzata Bilska

Rok temu Janusz Palikot stawał na głowie, żeby Wandę Nowicką wybrano wicemarszałkiem Sejmu. Przeprowadzono nawet drugie głosowanie, a premier Tusk prosił posłów swojej partii o poparcie jej kandydatury w imię dobrych tradycji parlamentarnych. Teraz Ruch Palikota cofnął feministce rekomendację. Zabrakło jej równościowej, lewicowej wrażliwości - nie oparła się pokusie przyjęcia nagrody w wysokości 40 tys. zł. za sprawowanie wywalczonej przez nich funkcji. Coraz częściej się zdarza, że z różnych powodów dotychczasowi sojusznicy poddają feministki krytyce.

Zeszłoroczny III Kongres Kobiet nie miał już tak wyraźnego poparcia mediów, jak wcześniejsze. Krytyczne teksty pojawiły się w "Gazecie Wyborczej" (Aleksandra Klich zamiast feminizmu postulowała humanizm), "Newsweeku" (Tomasz Lis pisał o konieczności wsparcia mężczyzn), a nawet "Kulturze Liberalnej". Feminizm jest potężnym, międzynarodowym ruchem społecznym z ponad półtorawieczną historią i długą listą osiągnięć na koncie. Warto mieć to na uwadze i traktować go serio. Tym bardziej cieszy zdrowy rozsądek, jaki zaczyna się przebijać do tzw. mainstreamu. Może uda się wreszcie wyjść z ideologicznego klinczu obozów: postępu i tradycji.

DEON.PL POLECA

Kościół uważa bowiem (tak! tak!) część postulatów ruchu za słuszne. Jan Paweł II w "Liście do Kobiet" (1995) docenił wkład feminizmu w odzyskiwanie przez kobiety pełnej godności, a w Adhortacji Apostolskiej "Christifideles Laici" napisał, że "Kościół bierze udział w dziejowym procesie promocji kobiety". Podkreślał też: "w sytuacji, w której kobieta musi znosić rozmaite formy dyskryminacji i godzić się na zajmowanie marginesowych pozycji tylko dlatego, że jest kobietą, istnieje pilna potrzeba obrony i promocji osobowej godności kobiety, a więc jej równości wobec mężczyzny. (…) Jest to zadanie wszystkich członków Kościoła i społeczeństwa, ale w szczególny sposób samych kobiet; one muszą się tu czuć zaangażowane i powołane do działania w pierwszej linii."

Kościół uznał dyskryminację kobiet za zło - niezgodną z planem Boga konsekwencję grzechu pierworodnego. Sporo się zmieniło w jego nauczaniu od czasów Soboru Watykańskiego II. Dlaczego Kościół nadal pozostaje z feminizmem w napięciu? Skoro odmawia kobietom zgody na sakrament kapłaństwa, prawo do aborcji itd., to znaczy, że jest wrogi kobietom - twierdzą feministki. Winą za konflikt obarczają "męski" Kościół. Czy faktycznie opór wynika z tak niskich pobudek, jak chęć utrzymania przez mężczyzn władzy i przywilejów, ślepa wierność tradycji? No i strach, nazywany "fobią". Psychologicznie wywiedzione z podświadomości "fobie" stały się wytrychem do objaśniania poglądów wszystkich inaczej myślących. Nie popierasz moich postulatów? Jesteś "...fobem"!

Wystarczy prześledzić debatę, jaka przetoczyła się ostatnio przez media po wypowiedzi Benedykta XVI, krytycznej wobec teorii gender (z ang. płci kulturowej). O strachu Kościoła pisała nawet Zuzanna Radzik w "Tygodniku Powszechnym" ("Wojna o płeć" z 8 stycznia 2013 r.). W takim ujęciu, z jednej strony, mamy feminizm z racjonalnie, naukowo dowiedzioną tezą, że płeć jest tylko wytworem kontekstu kulturowego, a z drugiej - emocje i wiarę w niezmienną, pochodzącą od Boga, naturę płci. To mylne wrażenie, wykreowane przez ruch. Choć niestety - piszę to ze smutkiem - katolicy, zarówno duchowni jak i świeccy, sami dają powody do tego, by tak ich postrzegać. Wolą pisać o zagrożeniu (się boją), pytać "Czy Kościół kocha feministki?" (brałam udział w audycji radiowej pod takim tytułem...), zamiast odwoływać się do rzeczowych argumentów, racji naukowych. Ustawa parytetowa kobiety "upokarza" (upokorzenie to emocja), mówienie o dyskryminacji - obraża itd. Pora skończyć z językiem, który jest "strzałem w kolano" dla tych, którzy się nim posługują. Wielu katolików, którzy piszą lub wypowiadają się na temat kobiet, nie zna nawet nauczania własnego Kościoła. Skąd mają czerpać wiedzę i argumenty?

Dyskryminacji trzeba przeciwdziałać. Kluczowe jest jednak pytanie, co jest dyskryminacją, a co nie? Czy każde odmienne traktowanie, nierówność statystyczna itd. to przejaw szkodliwej dyskryminacji? I najważniejsze: co jest jej źródłem? Tylko trafna diagnoza pozwoli przepisać właściwy lek na chorobę. To, że ludzie Kościoła robią czasem kiepskie wrażenie w debatach, nie znaczy, że Kościół nie ma racji.

Jeśli teorię gender uznamy za główną przyczynę dyskryminacji kobiet, musimy przyjąć nową antropologię, aksjologię, koncepcję relacji międzyludzkich (międzypłciowych), a także - ładu społecznego. Kościół opiera równość na innych fundamentach i nigdy nie zgodzi się z feminizmem w kwestiach dla ruchu "dogmatycznych" (pluralizm nurtów nie zmienia faktu, że pewne prawdy funkcjonują tam jak dogmaty). Zaleca inną strategię wyrównywania szans.

Kulturę "machizmu" i "nadużywania męskich uprawnień" (określenia Jana Pawła II) można zmieniać bez demontowania, a potem rekonstruowania tożsamości według "programu wyzwolenia kobiet". Można dążyć do równości, szanując naturalne różnice płci. "Równa komplementarność" jest mniej wyrazista niż feministyczna równość czy tradycyjna komplementarność. Uwzględnia mężczyzn w planie zmian, jest bliższa humanizmowi niż podział ludzi na klasy płci. Nie jest żadną ideologią. Tylko ilu katolików wie, na czym polega?

Jan Paweł II dostrzegał wpływ kultury na płeć. Pisał, że Kościół nieustannie musi na nowo odczytywać plan Boga wobec kobiety, korzystając z wkładu "różnych gałęzi wiedzy i człowieku i różnych kultur", które przy "właściwym podejściu" mogą pomóc odróżnić to, co w płci jest niezmienne od tego, co "wiąże się z historyczną ewolucją tych kultur". Nie jest więc tak, że Kościół działa wbrew nauce.

Kościół jest wbrew ideologii, która chce konstruować tożsamość kobiety według swoich prawd "dla jej dobra". Musi jednak znaleźć przekonujący sposób komunikowania ze światem. Może głos częściej powinny zabierać kompetentne katoliczki? "Muszą się czuć powołane do działania w pierwszej linii".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół, kobiety i gender
Komentarze (5)
MB
Małgorzata Bilska
30 stycznia 2013, 13:42
@ Leszek Z dyskryminacją sprawa nie jest taka prosta. Zresztą brak zgody, co do obszarów dyskryminacji jest kryterium, które różnicuje poszczególne nurty feminizmu. Socjologowie uważają, że dyskryminacją jest zachowanie krzywdzące daną grupę społeczną. U jego podłoża leżą uprzedzenia - postawy nacechowane negatywnymi emocjami, a przed nimi są stereotypy. Tylko, że one pełnią określone funkcje, w tym poznawcze - i nie da się ich wszystkich wyeliminować.    W przypadku płci jest dodatkowa trudność -feminizm w swoim mainstreamowym nurcie (są i peryferyjne) stereotyp płci utożsamia z naturalną różnicą płci. Dlatego odżegnuje się od niezmiennej natury, za fundamentalną  przyczynę dyskryminacji uznając zmienną konstrukcję tożsamości płci tj, gender. Jakby kobieta była jedynie wytworem kultury i procesu historycznego. Mnie się to kojarzy z fałszywą diagnozą socjalistów w XIX w., którzy za główną przyczynę wyzysku robotników uznali NATURALNE prawo własności. Czas pokazał, że byli w błędzie, trwało to wiek.     Jeśli uznajemy naturalne różnice, to i pewne naturalne zróżnicowanie ról, np. kobiet do macierzyństwa, mężczyzn do kapłaństwa. Przyczyna dyskryminacji wg mnie tkwi w założeniu, że tylko księża tj mężczyźni mają mieć wysoki status, władzę decyzyjności i dostęp zarządzania finansami. O D. Kowalczyk napisał fajny tekst we W drodze, gdzie pokazuje, że świecka osoba może zostać kardynałem. Kobiety nie potrzebowałayby kapłaństwa, żeby być w kolegium kardynałów. Da się wyrównywać szanse bez manipulacji gender i tożsamością? Teoretycznie - da się.
P
Paweł
30 stycznia 2013, 11:02
Jako ciekawostkę polecam poczytanie o Kibucach jako o ciekawym eksperymencie "genderowym" przeprowadzonym już dawno temu przez braci starszych w wierze. Oni już wiedzą (Pan Bóg przecież nie cofnął im tytułu narodu wybranego - zresztą polecam sprawdzić ilu noblistów jest pochodzenia żydowskiego), że to się kompletnie nie sprawdza.
L
leszek
29 stycznia 2013, 22:39
Ale dlaczego autorka uważa, że trzeba dopiero szukać przyczyn dyskryminacji ? Wszystko co do tej pory na ten temat uważano to przesądy i wymysły feministek ? Przyczyną dyskryminacji są stereotypy. Murzyni są dyskryminowani bo są czarni i głupi. Żydzi są dyskryminowani, bo są paskudni i podstępni. Kobiety w sferze zawodowej uderzają w szklane sufity, bo się nie nadają do funkcji menedżerskich, sa za miękkie i mało decyzyjne. Poza tym, to lepiej niech siedzą w kuchni, bo tam jest ich miejsce. Feminizm czy ideologia gender to nie jest jakaś jednolista ideologia, to raczej mnogośc różnych postaw. Papież się wypowiadał przeciwko "gender" rozumianemu jako nowe definiowanie płci, co stoi w sprzeczności z "jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich" . A nie "stworzył ich i powiedział: a teraz sobie ustalcie kto jest kto". 
28 stycznia 2013, 21:50
Pani Małgorzato, dobrą odtrutką na "mainstream" jest wyjście na dwór i porozmawianie ze znajomymi ludźmi, sąsiadami itp. Często okazuje się, że mamy podobne poglądy i uważamy podobnie. Co do wojującej częsci płci pięknej to napiszę tylko, że to ich wybór, ale niekoniecznie nasz. Pozdrawiam.
K
kate
28 stycznia 2013, 18:35
Tekst można by rozpatrywać na dwóch płaszczyznach: rzeczywiście głos kobiet w Kościele w Polsce i w świecie jest niesłyszalny (trudno znaleźć wśród żyjących 10 kobiet - katoliczek, których głos byłby równoważny rzeszy "tenorów i basów"). Pytanie dotyczy jednak nie tego, czy nie ma takich kobiet wogóle, czy raczej tego, dlaczego nie chcą zabierać głos, wolą strefę milczenia czy wycofania (może wizja Kościoła lansowana przez głosy męskie nie jest ich, nie tylko im nie odpowiada, ale nią nie żyją). Druga płaszczyzna dyskusji odnośnie tego tekstu jest chyba poważniejsza, gdyż dotyczy tego, czy Kościół chce, aby kobiety się w nim wypowiadały. Może kobiety mówią, ale nie są słyszane. Mówią innym językiem i na inne sprawy zwracają uwagę, więc się je ignoruje. W takim kontekście należy się pytać, czy Kościół nie jest przypadkiem tylko "męski", a o tyle "kobiecy", o ile sami mężczyźni tak zadecydują i dopuszczą panie do głosu.