Kościół, który się nie wychyla, nie przetrwa

© Mazur/cbcew.org.uk

Bez naszego zaangażowania Kościół będzie tylko myślał. A my będziemy z rozrzewnieniem wspominali i myśleli o Kościele, który na naszych oczach będzie umierał.

W serialu "Nowy papież" (reż. Paolo Sorrentino) wstrząsnęła mną scena ukazująca przybycie watykańskiej delegacji do angielskiego arystokraty i kardynała Johna Brannoxa (John Malkovich).

Gdy przedstawiciele Watykanu błagają Brannoxa, by ten zdecydował się uczestniczyć w konklawe i w konsekwencji został nowym papieżem, słyszą odpowiedź, która zdumiewa, a nawet szokuje. "Włóczęga umiera na ulicy. Rząd mówi mu: «Pomogę ci»; lekarz mówi: «Uleczę cię»; jego córka mówi: «Dam ci pieniądze»; przyjaciel mówi: «Podzielę się z tobą winem». A Kościół nie mówi mu nic. Kościół o nim myśli. Dziś poszukam odpowiedzi ukrytej w moim sercu" – mówi sir Brannox. I cynicznie dodaje: "Dziś Kościół myśli o włóczędze. A ja będę myślał o Kościele".

Pośród nas żyje tak wielu ludzi, których możemy nazwać egzystencjalnymi włóczęgami, ofiarami nowoczesności, pokrzywdzonymi przez los zagubionymi rozbitkami. Co robi Kościół w ich sprawie? Pośród nas żyje tak wielu ludzi ogarniętych ciemnością depresji, spragnionych miłości, głodnych człowieczeństwa, poszukujących sensu życia, zaplątanych w smutku, zniewolonych grzechem, uciekających przed niepewnością jutra. Co robi Kościół w ich sprawie? Oczywiście – powiemy – Kościół o nich pamięta; Kościół o nich myśli. Niektórzy się obruszą i natychmiast dodadzą: pamięta, myśli, ale przede wszystkim pomaga. I jednym tchem wymienią wszystkie systemowe działania Kościoła instytucjonalnego. I będą mieli rację. Problem w tym, że nie do końca o to chodzi, a sama pomoc – jak pokazuje to np. sytuacja ofiar księży pedofilów – w wielu diecezjach wciąż jeszcze pozostawia wiele do życzenia.

Pytanie o to, co robi Kościół w tej czy innej sprawie jest zawsze pytaniem do mnie: co ja konkretnego robię w tej sprawie, albo co mógłbym zrobić. Najczęściej bronimy się mówiąc, że przecież angażujemy się w rozmaite akcje charytatywne, nie szczędzimy zarobionych w pocie czoła pieniędzy, dajemy jałmużnę, a zdarza się nawet, że wielkodusznie nakarmimy spotkanego na ulicy bezdomnego. Co więcej moglibyśmy zrobić?

Nie wolno zatrzymać się w tym punkcie. Bóg zaspokaja wprawdzie głód duchowy, ale wygłodniałego duchowo człowieka, egzystencjalnego włóczęgę, do Boga trzeba najpierw doprowadzić. To zadanie Kościoła, czyli zadanie każdej i każdego z nas. Głodem materialnym Bóg również może się zająć, ale przecież to domena ludzi i tym głodem również musi się zająć człowiek. Nie wypada nam zasłaniać się ograniczonymi możliwościami, ale powinniśmy uruchomić wyobraźnię i podjąć konkretne czyny.

Apostołowie radzący Jezusowi odprawienie tłumu stanowią klasyczny przykład zamiatania problemów pod dywan, uciekania przed odpowiedzialnością. Mistrz z Nazaretu budzi zatem świadomość swoich uczniów, mówiąc: „Wy dajcie im jeść”. A znaczy to tyle, co: „Wy dajcie im żyć”. To zadanie Kościoła, czyli zadanie każdej i każdego z nas. Dajecie innym życie?  

Pytanie o to, co robi Kościół w tej czy innej sprawie jest zawsze pytaniem do mnie: co ja konkretnego robię w tej sprawie, albo co mógłbym zrobić.

Oczywiście, że wygodniej i bezpieczniej jest się "nie wychylać". Problem w tym, że taki Kościół, który się "nie wychyla" zwyczajnie nie przetrwa. Taka parafia, której członkowie nie robią nic, tylko pamiętają, wspominają i myślą, zwyczajnie umrze. Dzisiaj nie możemy pozwolić, by obezwładniał nas lęk. Najnowsza watykańska instrukcja poświęcona życiu parafialnemu („Nawrócenie duszpasterskie wspólnoty parafialnej w służbie misji ewangelizacyjnej Kościoła”) cytuje papieża Franciszka, który w adhortacji „Evangelii gaudium” pisał: „Mam nadzieję, że zamiast lęku przed pomyleniem się, będziemy się kierować lękiem przed zamknięciem się w strukturach dostarczających nam fałszywej ochrony, lękiem przed przepisami czyniącymi nas nieubłaganymi sędziami, lękiem przed przyzwyczajeniami, w których czujemy się spokojni, podczas gdy obok nas znajduje się zgłodniała rzesza ludzi, a Jezus powtarza nam bez przerwy: «Wy dajcie im jeść!» (Mk 6, 37)”.

Bez naszego zaangażowania Kościół będzie tylko myślał. A my będziemy z rozrzewnieniem wspominali i myśleli o Kościele, który na naszych oczach będzie umierał.

Proboszcz parafii na South Kensington w Londynie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół, który się nie wychyla, nie przetrwa
Komentarze (1)
MS
~Marcin Stradowski
11 września 2020, 09:42
Dobry tekst. Kosciol nie może być bierny, powinien nieść prawdziwego Chrystusa w swiat, bez kompleksów, bo reprezentuje Króla Wszechświata. Koniec z calowaniem butów i rąk wielkich tego swiata, trzeba im powiedzieć prawdę, jak nie przyjmijcie Chrystusa za swojego Pana w grzechach poginiecie i na nic się zda wladza i majątki jakie posiadacie. Pobożne marzenie, bo nawet papież do takiej postawy nie jest zdolny. Buty i ręce pocaluje, a na koniec doda "smacznego obiadu" i z grubsza tyle.