Partia polityczna nie może stać się bożkiem

(fot. Element5 Digital / Unsplash)

Ani duchowny, ani wierny świecki nie może absolutyzować polityki czy jakiejkolwiek partii, ponieważ chrześcijanie wiedzą, że zbawienie nie zależy od władzy.

Świdnicka kuria diecezjalna wydała oświadczenie, w którym przestrzega przed zaangażowaniem duchownych w kampanię wyborczą, co najwyraźniej się zdarzało i może się zdarzyć przed nadchodzącymi wyborami.

Rzecznik kurii, przypominając duchownym o ich powściągliwości w politycznym zaangażowaniu, powołuje się zarówno na Prawo Kanoniczne, jak i na nauczanie Soboru Watykańskiego II. Pisze, „że Kościół jako wspólnota religijna »w żaden sposób nie utożsamia się ze wspólnotą polityczną«, a także »nie wiąże się z żadnym systemem politycznym«, gdyż Kościół i państwo »są w swoich dziedzinach niezależne i autonomiczne« (Gaudium et spes, 76)”.

Lektura oświadczenia kurii pobudziła mnie do zadania sobie kilku pytań odnośnie do zaangażowania Kościoła w życie polityczne. Czym/kim jest tutaj Kościół? Dlaczego duchowny należący przecież do tego samego Kościoła co wierny świecki nie powinien angażować się w kampanię wyborczą lub być członkiem partii, a ten drugi może? Czy nie ukrywa się za tym klerykalne założenie, że ksiądz reprezentuje w tym wypadku Kościół, a wierny świecki już nie? A gdy wierny świecki, angażując się politycznie, wykorzystuje religię czy Kościół do celów politycznych, to czy wówczas nie przynosi szkody całemu Kościołowi? Gdybyśmy negatywnie odpowiedzieli na te pytania, podtrzymamy klerykalną wizję Kościoła, którą Sobór Watykański II odrzucił. Przecież wierni świeccy, którzy są częścią wspólnoty Kościoła, wiążą się jakoś z systemem politycznym, np. jako członkowie partii lub publicznie popierając konkretną formację polityczną.

DEON.PL POLECA

Odnoszę jednak wrażenie, że nauczanie Kościoła nie jest w tej kwestii wystarczająco jasne. Gdy zajrzymy do cytowanego tekstu soborowego, pojawia się w nim również zdanie wzywające do tego, aby rozróżniać działanie polityczne, które wierni świeccy podejmują „we własnym imieniu, kierując się głosem sumienia chrześcijańskiego, od tego, co czynią wraz ze swymi pasterzami w imieniu Kościoła”.

Wierny świecki w sprawach politycznych działa we własnym imieniu, ale już nie w imieniu Kościoła.

Wygląda więc na to, że wierny świecki w sprawach politycznych działa we własnym imieniu, ale już nie w imieniu Kościoła. Dopiero gdy czyni coś z pasterzami (co dokładnie, nie wiadomo), staje się przedstawicielem całego Kościoła. Przyznam, że nie rozumiem tego rozróżnienia. Czy wierny świecki, podobnie jak duchowny, nie jest częścią Kościoła zawsze i w każdej sytuacji? Czy gdyby działał politycznie razem z pasterzami, to wówczas działałby także w imieniu Kościoła? Dlaczego angażując się politycznie, działa tylko w „swoim imieniu”, podczas gdy w innych dziedzinach jego życia nagle jego słowa i czyny są działaniem w imieniu Kościoła?

Gdybyśmy chcieli być tutaj konsekwentni, to trzeba by uznać, że gdy wierni świeccy kradną, oszukują, zdradzają, łamią przepisy drogowe, to też działają „w swoim imieniu”, nie reprezentują Kościoła. No tak. Jeden czy kilku wiernych to nie cały Kościół. Dlaczego jednak jeden czy kilku księży zaangażowanych politycznie nagle miałoby zostać odebranych jako głos całego Kościoła? Chęć ochrony przed tym zarzutem stoi pewnie za odgórnym zakazem udziału duchownych w kampanii wyborczej. Nie potrafię znaleźć zadowalającej odpowiedzi na to pytanie. A czy katolik świecki poprzez niewłaściwe działanie polityczne nie daje zgorszenia i antyświadectwa? Nie daje, jeśli się go formalnie odetnie od Kościoła i wtedy rzeczywiście występuje on wyłącznie jako obywatel. Coś tu nie gra.

Z kolei jeśli nieklerykalnie założymy, że Kościół jest jednak wspólnotą religijną obejmującą także wiernych świeckich, to na jakiej zasadzie powinien się nie utożsamiać ze wspólnotą polityczną, skoro właśnie wierni należący do Kościoła ją współtworzą? Jak rozumieć to niewiązanie się Kościoła z żadnym systemem politycznym? W całości Kościół się nie wiąże, ale poszczególni członkowie lub całe grupy, jak najbardziej się wiążą. Jakie więc niebezpieczeństwo związania Kościoła ma na myśli Sobór?

Jak rozumieć to niewiązanie się Kościoła z żadnym systemem politycznym?

W tekście soborowym ojcowie wybrnęli z tego dylematu w taki sposób, że zarówno Kościół (wspólnota złożona z duchownych i świeckich), jak i partia polityczna mają służyć dobru wspólnemu. Partia jednak, w przeciwieństwie do Kościoła, nie służy wprost zbawieniu ludzkiemu, bo nie ma takiego celu ani środków i możliwości do jego osiągnięcia. Odrębność i autonomia Kościoła, czyli nieidentyfikowanie się z żadną partią polityczną, nie polega na braku zaangażowania w życie społeczno-polityczne, ale na zachowaniu dystansu, wolności ducha i poniechaniu próby stworzenia raju na ziemi z pomocą władzy. Chodzi więc o odpowiednią postawę duchową, a nie o bierność i wycofanie ze sfery społecznej.

Partia polityczna i udział w życiu politycznym dla chrześcijanina (duchownego i świeckiego) nie mogą stać się bożkiem, od którego spodziewa się on w praktyce więcej niż od samego Boga. Wtedy oznaczałoby to utożsamianie Kościoła z partią polityczną. Zresztą, Kościół nie może się nawet utożsamić z samym Bogiem. Innymi słowy, ani duchowny, ani wierny świecki nie może absolutyzować polityki czy jakiejkolwiek partii, ponieważ chrześcijanie wiedzą, że życie ziemskie i zbawienie nie zależą jedynie od władzy i warunków życia na ziemi. Kiedy Kościół (duchowni i świeccy) popada w pokusę, którą szatan kusił Jezusa na pustyni? Gdy zaczyna mniemać, że z pomocą władzy uda się zaprowadzić królestwo Boże na ziemi.

Sobór wyraźnie napomina, że wszyscy chrześcijanie mają wykonywać swoją misję (czyli również działać politycznie), wspierając się na „potędze Boga, który często w słabości świadków ukazuje moc Ewangelii”. Cały Kościół nie może więc pokładać „swoich nadziei w przywilejach ofiarowanych mu przez władzę państwową; co więcej, wyrzeknie się korzystania z pewnych praw legalnie nabytych, skoro się okaże, że korzystanie z nich podważa szczerość jego świadectwa”.

Istnieje więc cienka linia, którą łatwo przekroczyć. Jeśli chrześcijanin (ksiądz lub świecki) zbyt wiele oczekuje od państwa, władzy i partii, może niechybnie popaść w rodzaj bałwochwalstwa, sprzeniewierzając się Bogu i swojej misji.

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Partia polityczna nie może stać się bożkiem
Komentarze (2)
no_name (PiotreN)
13 października 2019, 08:12
Jeśli ten tekst czyta Jezus Chrystus, to płacze rzewnymi łzami. Dno i wodorosty!
AM
~Andrzej Mateusz Kamiński
11 października 2019, 21:38
Wyznacznikiem człowieczeństwa jest przyzwotość. Jezus Chrystus jest przyzwoity i uczy nas tej przyzwoitości. Bądźmy przyzwoici a resztą zajmie się Bóg.