Kościół z (tylko) jednym papieżem?

Pożegnaliśmy papieża Benedykta, który był człowiekiem wybitnym: jednym z architektów Soboru Watykańskiego II, genialnym teologiem, a przy tym skromnym człowiekiem. W 2013 roku dobrowolnie zrzekł się najwyższego urzędu w Kościele katolickim i od tamtego czasu prawie nie zabierał głosu. Pozostawił sobie jedynie zewnętrzne oznaki, takie jak papieski ubiór. No i autorytet, którym cieszył się niezmiennie, ale też bardzo dbał o to, aby go nie nadużywać. To właśnie jego milczenie sprawiło, że w świadomości wielu Benedykt XVI zmarł nie teraz, ale przed laty: 28 lutego 2013 roku.

Decyzja o odejściu z urzędu, ogłoszona publicznie przez papieża Benedykta 11 lutego 2013 roku, była dla wszystkich wielkim szokiem. Głównie dlatego, że ostatnia taka sytuacja miała miejsce mniej więcej 600 lat temu i choć teoretycznie emerytura papieska była możliwa, to jednak w świadomości publicznej rozwiązanie takie wydawało się mało prawdopodobne. Kontrowersje spotęgowały się jeszcze bardziej, gdy koniec pontyfikatu Benedykta zaczęto porównywać do końca życia Jana Pawła II, który opadając z sił i gasnąc, do końca był obecny w przestrzeni publicznej, a w końcu umierał na oczach całego świata, budząc nie tylko współczucie, ale jeszcze większy podziw i szacunek. Decyzja papieża Benedykta była jak grom z jasnego nieba. Sensacja obudziła medialną kreatywność, która zaczęła przybierać różne formy. Dość przewrotnie cytowano przy tym wypowiedź kard. Stanisława Dziwisza, który mówiąc o końcu życia polskiego papieża, podkreślał, że na “krzyżu należy wytrwać do końca”. Gdzieś w przestrzeni publicznej pojawiały się nawet żarty, nawiązujące do podnoszonego w naszym kraju wieku emerytalnego, że Polaka nie stać na emeryturę, musi pracować do śmierci, natomiast Niemiec może sobie pozwolić…

DEON.PL POLECA

Wprawdzie pewne kontrowersje, towarzyszące końcówce pontyfikatu Benedykta, a w końcu tzw afera Vatileaks sprawiły, że zaczęły podnosić się głosy domagające się jego odejścia (to samo dało się słyszeć za czasów Jana Pawła, choć wtedy motywem był stan jego zdrowia), ale co innego jest krzyczeć i głośno wypowiadać swe żądania, a co innego przyjąć je wtedy, gdy one - o zgrozo! - doczekają się spełnienia.

Nikt nie wiedział, jak powinna wyglądać papieska emerytura i jaką rolę ma sprawować papież, który już nie jest papieżem. Wysiłki uregulowania tych kontrowersji i wytłumaczenia nowej roli tego, który abdykował, przybierały kuriozalne formy, a językowe “wygibasy” przypominały bez mała próbę wytłumaczenia wewnętrznych relacji między osobami Trójcy Świętej. Wielu więc skupiło się na mało istotnych szczegółach, krusząc kopie o to, w jakiej sutannie powinien chodzić papież-emeryt lub czy nie będzie nadużyciem noszenie przez niego czerwonych butów. Papież Benedykt, z typową dla siebie pokorą, nie wdając się w jałowe dyskusje, wiedział dlaczego zdecydował się na taki krok i miał też jasną, przemyślaną koncepcję, jak ta papieska emerytura ma wyglądać. Z kolei papież Franciszek, w sposób typowy dla zakonników, z jednej strony prowadził Kościół według własnego, darowanego mu przez Boga charyzmatu, z drugiej jednak dbał o emerytowanego poprzednika, odwiedzał go, starając się, aby ten nie czuł się odrzucony i samotny. W taki oto sposób doszło do sytuacji, gdy w Kościele było dwóch papieży.

Papież-senior dobrze rozumiał swoją rolę, która z jednej strony pozwoliła mu oddać się spokojnym studiom, z drugiej nie tylko że nie pozbawiła go autorytetu, ale wręcz jeszcze go umocniła. Z całą skromnością przyjmował też fakt, że na Stolicy Apostolskiej zasiadł po kimś, a kiedy minął czas jego posługi, po nim przyszedł następny, na którego spadła cała odpowiedzialność kierowania Kościołem. Z dużym niesmakiem słucham teraz wypowiedzi - chyba nieprzemyślanych - w których różnego rodzaju eksperci-chałupnicy, którzy chyba niezbyt uważnie wczytywali się w pisma Benedykta, za jego największą zasługę i za przełomowy charakter tego pontyfikatu uznają to, że Benedykt… przeszedł na emeryturę.

Dziś - choć dwóch papieży to żadna norma, ale jednak taka była rzeczywistość ostatnich kilku lat - wielu katolikom, i to nie tylko tym najbardziej tradycyjnym, będzie brakować tej dyskretnej i milczącej obecności papieża-emeryta. Przyzwyczailiśmy się do tego, że był. Raz po raz pojawiały się informacje o jego stanie zdrowia, w Kościele też modlono się za niego. Przyzwyczailiśmy się do tego, żeby raz po raz dopytywać się, jak on się czuje. Myślę jednak, że patrząc na obecną sytuację w Watykanie - i nie ma to nic wspólnego z ostatnimi sensacyjnymi doniesieniami medialnymi - nie ma co się smucić. Wcale długo nie będziemy musieli czekać, i znowu będziemy mieli… dwóch papieży.

Dyrektor Wydawnictwa WAM i DEON.pl. W latach 2014-2020 przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Autor kilku przekładów i książek, m.in. "Po kostki w wodzie. Siedem katechez o wierze uczniów Jezusa" (dostępnej także jako audiobook).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół z (tylko) jednym papieżem?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.