Ksiądz wedle życzeń

ks. Artur Stopka

Przed wielu laty, jako bardzo młody stażem ksiądz, mocno się zbulwersowałem i oburzyłem opowiedzianą mi historią pewnej parafii na Zachodzie Europy.

Z opowieści wynikało, że rada parafialna dyktuje tam księdzu nie tylko w jaki sposób ma wyglądać nauka religii w szkole, ale również wskazuje które nabożeństwa może odprawiać, a których nie, jakie ma publicznie odmawiać, a nawet wyznacza tematy kazań. Dotknięty do żywego takim potraktowaniem wyświęconego kapłana, wykrzykiwałem: "Kelnera mogli sobie wynająć, żeby spełniał ich życzenia i realizował zamówienia! Kościół to nie zakład usługowy!". Snułem też czarne wizje skutków takiego podejścia do kapłańskiej posługi.

Wkrótce zauważyłem, że choć u nas rady parafialne raczej niewiele mają do powiedzenia, to jednak traktowanie księdza jak kogoś, kto powinien spełniać oczekiwania i być wręcz "na wymiar" ma się w Kościele w Polsce bardzo dobrze i praktykowane jest z dużym zapałem oraz... powodzeniem. A im dłużej jestem księdzem, tym jaskrawiej to zjawisko widzę.

Jak to u nas funkcjonuje?

Bardzo prosto. Na przykład chwali się i częściej zaprasza na rozmaite uroczystości księdza, który mówi kazania zgodne z zapatrywaniami słuchaczy w rozmaitych kwestiach, niekoniecznie tylko kościelnych. Choć i w tej dziedzinie wielokrotnie byłem świadkiem aplauzu lub niezbyt skrywanej niechęci, zależnie od tego, czy postrzeganie Kościoła i jego misji prezentowane przez duchownego pokrywało się lub nie z poglądami konkretnego kościelnego gremium. Słyszałem stanowczym tonem zgłaszane do proboszcza pretensje, że dopuścił w czasie jakichś obchodów na ambonę księdza, który nie poruszył spodziewanych wątków lub uczynił to w sposób niezadowalający.

Teraz już się przyzwyczaiłem, ale przez lata kurczył mi się bezradnie żołądek, gdy słyszałem od kogoś, że nie chodzi do swego parafialnego kościoła, bo tamtejsi księża odprawiają Mszę świętą nie tak, jak chcieliby parafianie - a to za krótko, a to za długo, a to pozwalają na pewne formy muzyczne, a to nie pozwalają, a to błogosławią dzieci przy rozdzielaniu Komunii świętej, a to nie błogosławią...

Do anegdot przeszło już dobieranie sobie spowiedników według wrażliwości i traktowania niektórych grzechów czy wymiaru zadawanej pokuty. Bywa to śmieszne, ale także bardzo smutne. W moim odczuciu jest efektem niezrozumienia nie tylko istoty sakramentu pokuty i pojednania.

Niejednokrotnie spotkałem się z przypadkami włączania się lub wyłączania z aktywności rozmaitych ruchów, grup i stowarzyszeń w zależności na przykład od tego, czy ksiądz "sympatyczny, miły, ciepły, taki bliski, swój" czy też utrzymuje dystans i się nie fraternizuje. Bo ten ksiądz nam "pasuje", a tamten nie.

Podaję przykłady dotyczące przede wszystkim kwestii zewnętrznych, ale swoiste "dobieranie" sobie duszpasterzy sięga również spraw o wiele głębszych, prowadząc do sytuacji ryzykownych i będących na granicy ortodoksji.

W podobny sposób niejednokrotnie traktowani są biskupi, którzy przez wielu polskich katolików są dzieleni na "swoich" i "nie swoich", na tych, których się słucha, bo się z nimi zgadza i tych, których z założenia z góry traktuje się jako gadających głupoty, a może nawet herezje.

Świadom istnienia tego zjawiska nie dziwiłem się ani sposobowi, w jaki traktowany był w minionych latach przez katolików różnych "opcji" Benedykt XVI, ani nie dziwię się temu, co się obecnie dzieje w związku z Franciszkiem. To tylko przeniesienie na kolejny poziom hierarchii ukazanego wyżej "życzeniowego" traktowania kapłanów. Jedni odnajdują w działaniach oraz wypowiedziach aktualnego biskupa Rzymu spełnienie swoich oczekiwań i spektakularnie wyrażają zachwyt z tego odkrycia, inni głośno okazują swoje rozczarowanie i manifestują dezaprobatę, bo nie jest takim papieżem, jakiego się spodziewali.

Niepokoi mnie jednak na naszym polskim poletku jeszcze jedno zjawisko, które dość często zauważam. Obserwuję, że niektórzy duchowni starają się dostosowywać do kierowanych pod ich adresem oczekiwań i spełniać swoiście pojmowane "zamówienia", na posługę nie tylko w określonym stylu, ale również na rozkładanie w niej akcentów zgodnie z nieraz bardzo ostentacyjnie pokazywanymi przez konkretne grupy preferencjami. Opowiadał mi jeden rekolekcjonista o proboszczu, który prosił, by nie poruszać w naukach pewnego tematu. Dlaczego? Ponieważ kilka znaczących w parafii rodzin miało w tej dziedzinie poważne problemy i ich członkowie bardzo się denerwowali, gdy ktoś o tym mówił. Uznawali to za piętnowanie i wytykanie palcem.

Czasy mamy takie, że dostosowywanie oferty do oczekiwań i życzeń klienta wydaje się czymś oczywistym i w niejednym ludzkim umyśle jest głęboko zakodowane. Tym bardziej trzeba pamiętać i przypominać, że Kościół nie jest oparty na tego rodzaju zasadzie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ksiądz wedle życzeń
Komentarze (52)
20 października 2013, 22:38
@Słaba - bardzo krótko. Nie wyobrażam sobie malzeństwa bez przyjaźni duchowej. W końcu jedną z (zapomnianych) wartości małżeństwa jest wzajemne uświęcanie się. Kierownictwo duchowe w relacji ojciec-syn jest praktykowane w zakonach monastycznych. Natomiast trudno mi sobie pełnię takich relacji przeniesc na płaszczyzne dorosłego świeckiego życia. Tak samo, jak trudno jest mi zrozumieć fragmentaryczną duchowość wzorowaną na Ojcach Pustyni, ale wypełnianą przez osoby żyjace w normalnym, świeckim świecie, świeckim życiem. Spowiedź u przyjaciela duchowego ->wbrew pozorom niebezpieczeństwo niepełnej oceny, zbyt duża ludzka cheć usprawiedliwiania. Kierownictwo duchowe rodzice->dzieci, obowiazek katolicki. Niewypełniany.
S
Słaba
20 października 2013, 20:39
 Kolejnym etapem jest zupełnie różna od kierownictwa duchowego przyjaźń duchowa. Tyle, że taka przyjaźń np. dla małżonków powinna być ich własną relacją, a nie rabacją z inną, obcą osobą. Moze być też przyjaźń duchowa osób nie będących w małżeńśtwie np z ksiedzem, ale w tym wypadku w mojej ocenie nie da sie połączyc ról przyjaciela i spowiednika. @Tomaszt. cd. Jeśli "kierownictwo" rozumiesz dosłownie - jako kierowanie kimś, wydawanie mu poleceń, nakazywanie jakichś form aktywności a zabranianie innych, rządzenie kimś (oczywiście to wszystko celu "lepszego" dążenia do Boga) - to faktycznie niewiele ma to wspólnego z przyjażnią. Ja jednak jestem przyzwyczajona do bardziej "ignacjańskiego" rozumienia kierownictwa duchowego - jako np. nakierowywania uwagi na określone pytania i sprawy, pomoc w rozpoznaniu skąd mogą pochodzić jakieś wewnętrzne poruszenia, itp. W takim przypadku przejście między przewodnictwem duchowym (objaśnianiem swiata duchowego), a towarzyszeniem duchowym (które może stać się przyjaźnią duchową) jest płynne. Czy małżonkowie mogą mieć relację przyjaźni duchowej z kimś innym niż współmałżonek? Trudna sprawa... Myślę, że taka przyjaźń wewnątrz małżeństwa jest czymś bardzo pięknym, ale chyba niestety rzadkim... Czy przyjaźń duchowa na zewnątrz rozbija małżeństwo (jeśli nie dotyczy obojga małżonków)? A co w sytuacji, gdy jedno prowadzi pogłębione życie duchowe, a drugie nie? Znów mogę powiedzieć - nie mam tu wiedzy, ani doświadczenia... Dlaczego uważasz, że nie da się połączyć roli przyjaciela duchowego i spowiednika?
S
Słaba
20 października 2013, 12:55
@Słąba - (...) Przykładowo relacja kierownictwa ojciec-dziecko, czy ociec/matka-dziecko to relacja kierownictwa duchowego przynależna rodzinie, gdy rodzice wprowadzają dziecko w wiarę. Podobną relacje zapewne stanowi poziom wejścia do życia zakonnego, czy kapłańskiego. Ale kierownictwo duchowe dla osoby świeckiej pewnie bliższe będzie relacji mistrz-uczeń, choćby poprzez osobne życie. @Tomaszt. To nie całkiem tak. Ojcostwo duchowe nie jest ograniczone do rodziny i nie musi się pokrywać z ojcostwem fizycznym. Nie musi się też wiązać ze wspólnym zamieszkiwaniem. Chodzi raczej o sytuację, której podstawowym rysem jest to, że ojciec duchowy "rodzi" dziecko duchowe do nowego życia - życia w Chrystusie. Istotny jest tu proces rodzenia przez słowo (Słowo...), przemiana. To dziecko duchowe czuje, kto stał się (może się stać) jego duchowym ojcem. Ta relacja była szczególnie widoczna w przypadku Ojców Pustyni. Mnich stawał się ojcem duchowym (abba) w momencie, kiedy przyszedł do niego uczeń i prosił "abba powiedz mi słowo". To nie było przynależne do funkcji, czy zadekretowane. To pojawienie się dziecka czyniło go ojcem. Jak to się ma do funkcji ojców duchowych w seminariach, czy zakonach? Jak to się ma do wprowadzania w wiarę dzieci w rodzinie? Szczerze - nie będę się mądrzyć, bo nie mam tu ani wiedzy, ani doświadczenia... Nie umiem też chyba nic powiedzieć o macierzyństwie duchowym. A bardzo chętnie bym się czegoś dowiedziała... cdn.
19 października 2013, 12:36
TomaszL @Słąba – rózne ludzkie drogi wymagają różnego podejścia choćby do kierownictwa duchowego Czy to Ty napisałeś poniższe słowa : Najlepiej nie reagować i nie komentować konkretnych wpisów, bowiem chamskie i obraźliwe posty to wynik osobistej frustracji piszących je osób. Jak muszą tak pisać, niech sobie to czynią. Króluj nam Panie Jezu Chryste ... @Janie, abyś nie miał żadnych wątpliwości, ten komentarz dotyczy takze wpisów osoby o nicku @jan, która w róznych watkach na forum Deonu pisze w sposób wyjatkowo chamski i w dodatku bluźnierczy. Skoro ta osoba ma jakis wewnętrzny przymus ciągle pisać w takie formie, trudno. Szkoda tylko, iż moderacja forum Deonu dopuszcza do takich zachowań.
19 października 2013, 08:34
@Słąba – rózne ludzkie drogi wymagają różnego podejścia choćby do kierownictwa duchowego. Przykładowo relacja kierownictwa ojciec-dziecko, czy ociec/matka-dziecko to relacja kierownictwa duchowego przynależna rodzinie, gdy rodzice wprowadzają dziecko w wiarę. Podobną relacje zapewne stanowi poziom wejścia do życia zakonnego, czy kapłańskiego. Ale kierownictwo duchowe dla osoby świeckiej pewnie bliższe będzie relacji mistrz-uczeń, choćby poprzez osobne życie. I to jest kierownictwo w początkowej fazie wzrostu duchowego. Kolejnym etapem jest zupełnie różna od kierownictwa duchowego przyjaźń duchowa. Tyle, że taka przyjaźń np. dla małżonków powinna być ich własną relacją, a nie rabacją z inną, obcą osobą. Moze być też przyjaźń duchowa osób nie będących w małżeńśtwie np z ksiedzem, ale w tym wypadku w mojej ocenie nie da sie połączyc ról przyjaciela i spowiednika.
S
Słaba
18 października 2013, 22:55
Kierownictwo duchowe to nie jest jedynie doskonalenie się w życiu bez grzechu. Obejmuje ono w mojej ocenie o wiele szerszy zakres tematów. Powinno w określonym czasie tworzyć relację typu mistrz-uczeń w sprawach wiary, ale relacja ta powinna w czasie zanikać – uczeń musi stać się samodzielnym. To wypuszczenie ucznia do samodzielności stwarza zapewne problem, gdy jednocześnie kierownik duchowy jest spowiednikiem. Kierownikiem duchowym nie musi być też ksiądz. @Tomaszt. Kierownikiem duchowym nie musi być ksiądz. I kierownictwo duchowe obejmuje oczywiście szerszy zakres tematów, niż doskonalenie się w życiu bez grzechu. Zresztą spowiedź też może obejmować szerszy zakres. Ale są tematy, które się porusza w kierownictwie, a nie na spowiedzi, np. rozeznawanie powołania, czy sposobu życia itd. Co do relacji uczeń - mistrz, to na pewno nie musi jej stworzyć, choć pewnie może być też taka forma. Mogą być formy bardziej "pionowej" relacji np. przewodnik - osoba prowadzona, czy forma ojkcostwa duchowego, Mogą być formy bardziej "poziomej" relacji, np. towarzyszenie duchowe, czy przyjażń duchowa. W tym drugim przypadku słowo "kierownictwo" jest trochę nieadekwatne, ale cel (pomoc w dążeniu do Boga) jest ten sam. Jest to szeroki temat. Możesz sobie np. zgłębiać go w ramach studium (ja tego studium nie robiłam): http://www.kierownictwo.duchowe.uksw.edu.pl/ Choć nie wiem czy ono istnieje, bo widzę, że terminy zeszłoroczne... U mnie relacja pionowa (przewodnictwo) przeszła z czasem w poziomą (towarzyszenie). W taki sposób można rozwiązać problem z "wypuszczeniem w świat", o jakim piszesz...
S
Słaba
18 października 2013, 22:11
@Słaba – odejdźmy na chwile od wymiaru Sakramentalnego Spowiedzi. Spowiedź to też osąd spowiednika na czynami penitenta. Czy po kilku latach „znajomości w spowiedzi” jest on w stanie sprawiedliwie osądzić czyny penitenta, czy też nie będzie sobie przed wydaniem sądu zbyt wiele chciał usprawiedliwić w ocenie czynów penitenta. @Tomaszt. Jeśli zarówno spowiednik, jak i penitent nie będą odchodzić ani od wymiaru sakramentalnego, ani od prawdziwej miłości (Miłości), to myślę, że będzie coraz lepiej, a nie coraz gorzej ze stawaniem w prawdzie. Coraz lepsze zrozumienie będzie tu pomocą, a nie przeszkodą.
18 października 2013, 12:32
@Słaba – odejdźmy na chwile od wymiaru Sakramentalnego Spowiedzi. Spowiedź to też osąd spowiednika na czynami penitenta. Czy po kilku latach „znajomości w spowiedzi” jest on w stanie sprawiedliwie osądzić czyny penitenta, czy też nie będzie sobie przed wydaniem sądu zbyt wiele chciał usprawiedliwić w ocenie czynów penitenta. Kierownictwo duchowe to nie jest jedynie doskonalenie się w życiu bez grzechu. Obejmuje ono w mojej ocenie o wiele szerszy zakres tematów. Powinno w określonym czasie tworzyć relację typu mistrz-uczeń w sprawach wiary, ale relacja ta powinna w czasie zanikać – uczeń musi stać się samodzielnym. To wypuszczenie ucznia do samodzielności stwarza zapewne problem, gdy jednocześnie kierownik duchowy jest spowiednikiem. Kierownikiem duchowym nie musi być też ksiądz.
S
Słaba
18 października 2013, 11:56
Masz wątpliwości, potrzebujesz pomocy – spotkaj się z wybranym księdzem, nich będzie ci przewodnikiem duchowym. Ale oddziel to od spotkania z Bogiem w Sakramencie Pokuty. @Tomaszt. Najpierw bardzo cię przepraszam, bo chyba zamiast "cytuj" nacisnęłam "zgłoś"... Dlaczego uważasz, że przewodnictwo duchowe musi być oddzielone od sakramentu? Możesz mieć tu swoje zdanie. "Mądrzy ludzie" coś pisali na temat relacji między np. pouczeniami spowiednika, a pouczeniami kierownika duchowego, czy np. mistrza nowicjatu w zakonie... Zwłaszcza jeśli te pouczenia różnią się. Ja mogę z własnego doświadczenia powiedieć, że spowiedź i rozmowa duchowa różnią się, także jeśli spowiednik (stały) i kierownik duchowy to ta sama osoba. Moc sakramentu jest odczuwalna. Kierownictwo duchowe też może przybierać różne formy - bardzo szeroki temat.
S
Słaba
18 października 2013, 11:35
Podstawową sprawą przy spowiedzi jest uznanie działania Boga przy pomocy człowieka – spowiednika. Bóg zna dokładnie każdego z nas, orientuje się też, co jest, czym, wiec nie musisz do tego mieć stałego spowiednika. Owszem może tak się zdarzyć, że będziesz trafiać do tej samej osoby do konfesjonału, bo taka jest wola Boga. Nie Twoja. Budowanie wokół Sakramentu Pokuty, dającego nam uzdrowienie oraz łaskę, dodatkowych ludzkich rzeczy, jak choćby kierownictwo duchowe jak dla mnie jest przykładem braku wiary w moc sakramentalną. Sakrament, sakramentem, ale aby był w pełni skuteczny dla rozwoju życia duchowego, to jego moc musi zostać wzmocniona działaniami typowo ludzkimi. Masz wątpliwości, potrzebujesz pomocy – spotkaj się z wybranym księdzem, nich będzie ci przewodnikiem duchowym. Ale oddziel to od spotkania z Bogiem w Sakramencie Pokuty. @Tomaszt. Moc sakramentu nie musi być wzmaqcniana niczym, niezależnie od ludzkich słabości czy nawet bardzo poważnych zaniedbań i win. Ale: - Czy uważasz, że przy sprawowaniu i przyjmowaniu sakramentu nie wolno posługiwać się rozumem (oświeconym wiarą)? - Rozum jest darem Boga. Czy uważasz, że ten dar należy pominąć podczas sprawowania sakramentu, bo użycie go przeczy wierze w moc sakramentalną? - Czy sądzisz, że Duch Święty chce do wszystkich przemawiać podczas sakramentu przez wiedzę wlaną? Że nie chce do nikogo przemówić korzystając z rozumu? Czy sądzisz, że każdy spowiednik i spowiadający się, jest w stanie usłyszeć te wlane słowa? - Co byś poradził człowiekowi głęboko zranionemu podczas spowiedzi przez spowiednika? Nie poradził byś mu, żeby po prostu poszedł do innego spowiednika?
.
.
18 października 2013, 09:33
Trudno w artykule znaleźć coś więcej poza głęboką frustracją autora.
)
)()()(
18 października 2013, 08:06
Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego. Oprócz łapek na dziewiątą i trzecią , oprócz specyficznego głosu jest także określony namolny charakter pisania .
18 października 2013, 07:51
Zyczę Ci takiego zbliżenia do Boga, żeby sakramenty przestały byc dla Ciebie "usługami religijnymi" i żeby przestało Ci wisieć jak wygląda msza i żebyś zaczęł korzystać z tego co daje Bóg przez posługę innych ludzi. A co z Twoja posługą? Może to właśnie Ty jesteś posłany, aby swoja postawą uzdrowić swoja wspólnotę parafialną. Może to ksiądz proboszcz pozwalający na bylejakość w swojej parafii potrzebuje Twojego osobistego świadectwa wiary, aby się nawrócić. Łatwo jest być klientem, który  „ma prawo dbać o swoją dusze i iśc tam gdzie księża troszczą się o liturgię i sakramenty.” O wiele trudniej jest być członkiem wspólnoty dbającym o nie tylko o swoja duszę, ale także o dusze choćby tych księży, którzy odprawiają Mszę byle jak, a penitentów olewają.
18 października 2013, 07:41
Podstawową sprawą przy stałym spowiedniku jest to, że zna on dość dobrze (od strony duchowej i psychicznej) osobę spowiadającą się i orientuje się, co jest czym w jej wyznaniu grzechów. Zna też jej sytuację życiową. Podstawową sprawą przy spowiedzi jest uznanie działania Boga przy pomocy człowieka – spowiednika. Bóg zna dokładnie każdego z nas, orientuje się też, co jest, czym, wiec nie musisz do tego mieć stałego spowiednika. Owszem może tak się zdarzyć, że będziesz trafiać do tej samej osoby do konfesjonału, bo taka jest wola Boga. Nie Twoja. Budowanie wokół Sakramentu Pokuty, dającego nam uzdrowienie oraz łaskę, dodatkowych ludzkich rzeczy, jak choćby kierownictwo duchowe jak dla mnie jest przykładem braku wiary w moc sakramentalną. Sakrament, sakramentem, ale aby był w pełni skuteczny dla rozwoju życia duchowego, to jego moc musi zostać wzmocniona działaniami typowo ludzkimi. Masz wątpliwości, potrzebujesz pomocy – spotkaj się z wybranym księdzem, nich będzie ci przewodnikiem duchowym. Ale oddziel to od spotkania z Bogiem w Sakramencie Pokuty.
S
Słaba
17 października 2013, 16:28
Szczerze chciałbym poznać, jaki jest faktyczny cel przyjmowania Sakramentu Pojednania u tego samego spowiednika. Bo choć rozumiem ideę kierownika duchowego w okresie wstępnej formacji duchowej, o tyle nie znajduję żadnego logicznego uzasadnienia dla posiadania tego samego spowiednika. Co więcej, uważam za wielki dar otrzymywanie zawsze takiego spowiednika, jaki w danym życiowym momencie był mi potrzebny. @Tomaszt. Środki, które w życiu duchowym jest dobre dla jednego człowieka, nie muszą być dobre dla drugiego. I środki, które dla danego człowieka są dobre w danym czasie, nie muszą być dla niego dobre też w innym czasie. To dotyczy też posiadania stałego spowiednika, czy kierownika duchowego. To, że ma się stałego spowiednika, nie znaczy, że nie można (czy nie należy) pójść czasem do spowiedzi do innego kapłana. Podstawową sprawą przy stałym spowiedniku jest to, że zna on dość dobrze (od strony duchowej i psychicznej) osobę spowiadającą się i orientuje się, co jest czym w jej wyznaniu grzechów. Zna też jej sytuację życiową. Dlatego też trafniej może dobrać wskazówki dla niej i zadać bardziej adekwatną pokutę. Natomiast osoba spowiadająca się nie musi za każdym razem powtarzać tych samych wyjaśnień, co ułatwia skupienie się na "korzeniach" złego postępowania. Oczywiście Duch Święty działa podczas spowiedzi i może dać trafne słowo, także bez ludzkiego zabezpieczania się...
M2
Makaron 2
17 października 2013, 15:46
TomaszL Rozumiem, że tego wszystkiego nie rozumiesz. Mnie tez kiedyś było wszystko jedno. Jak się "zalicza" sakramenty bo tak trzeba, albo mama każe, czy z jeszcze innego "obowiązkowego" powodu, to człowiek nie zastanawia się po co to robi i jak powinno to wszystko wyglądać.  Zyczę Ci takiego zbliżenia do Boga, żeby sakramenty przestały byc dla Ciebie "usługami religijnymi" i żeby przestało Ci wisieć jak wygląda msza i żebyś zaczęł korzystać z tego co daje Bóg przez posługę innych ludzi. Lex orandi - lex credendi. Byle jaka msza - byle jaka wiara. 
17 października 2013, 13:48
Ale to nie znaczy, że mam chodzic do pierszego z brzegu kościoła, jaki jest koło mojego dimu, gdzie Mszę odprawia się byle jak, a penitentów traktuje byle jak (olewa). Każdy ma prawo dbac o swoją dusze i iśc tam gdzie księża troszczą się o liturgię i sakramenty. Faktycznie, usługa religijna powinna być dostarczona we właściwej formie. Nie może być tak, iż usługę ta wykona ksiądz „olewający” swoje obowiązki. Wszystko musi być perfekt i super. Tylko ci co sobie wszystko olewają narzekają na parafian, którzy chodza do innych kościołów i wybieraja porządnych księży. Fakt, jakby nie olewali, to by wielu przyszło. Tak jak w każdym sklepie, czy punkcie usługowym. Źle pracujesz, nie masz klientów.
17 października 2013, 13:44
Mój spowiednik jest zakonnikiem, więc w każdej chwili może być zabrany i to na drugi koniec Polski. Liczę się z tym i staram korzystać póki się da. Jesli go przeniosa będę się modlić o nowego stałego spowiednika i wierzę, że Bóg mnie wysłucha i da kogoś takiego. Twoje pytania i odpowiedzi świadczą o niedojrzałości duchowej. Może tez pomódl sie o stałego spowiednika lub kierownika duchowego? To bardzo pomaga w rozwoju duchowym.Szczerze chciałbym poznać, jaki jest faktyczny cel przyjmowania Sakramentu Pojednania u tego samego spowiednika. Bo choć rozumiem ideę kierownika duchowego w okresie wstępnej formacji duchowej, o tyle nie znajduję żadnego logicznego uzasadnienia dla posiadania tego samego spowiednika. Co więcej, uważam za wielki dar otrzymywanie zawsze takiego spowiednika, jaki w danym życiowym momencie był mi potrzebny.
M2
Makaron 2
17 października 2013, 13:09
Ciekawe, co zrobisz, jak Twój stały spowiednik zostanie przeniesiony do innej parafii. Podążysz za spowiednikiem, czy uznasz, iż dar został Ci (niesprawiedliwie) zabrany. -------- Mój spowiednik jest zakonnikiem, więc w każdej chwili może być zabrany i to na drugi koniec Polski. Liczę się z tym i staram korzystać póki się da. Jesli go przeniosa będę się modlić o nowego stałego spowiednika i wierzę, że Bóg mnie wysłucha i da kogoś takiego. Twoje pytania i odpowiedzi świadczą o niedojrzałości duchowej. Może tez pomódl sie o stałego spowiednika lub kierownika duchowego? To bardzo pomaga w rozwoju duchowym. Msze może odprawić każdy ksiądz i jest wazna. Spowiadac może każdy ksiądz i rozgrzeszenie jest wazne (pomijam przypadki księzy ukaranych suspensa itp.). Ale to nie znaczy, że mam chodzic do pierszego z brzegu kościoła, jaki jest koło mojego dimu, gdzie Mszę odprawia się byle jak, a penitentów traktuje byle jak (olewa). Każdy ma prawo dbac o swoją dusze i iśc tam gdzie księża troszczą się o liturgię i sakramenty. Tylko ci co sobie wszystko olewają narzekają na parafian, którzy chodza do innych kościołów i wybieraja porządnych księży.
A
Agata
17 października 2013, 09:59
Na początku zdenerwowałam się, czytając ten artyuł, że ksiądz znowu utyskuje, że parafanie są roszczeniwi, nie tacy jak trezba i jeszcze śmią pouczac kapłąnów. Potem jednak stwierdziłam, że jak zwykle prawda leży pośrodku... A jakie jest remendium? DIALOG Z tymi paskudnymi parafianami trzeba rozmawiać. I tłumaczyć. I pójść czasem na ustępstwo. A parafianie też powinni powiedzieć. Pomóc. Zorganizowac coś. Umówmy się, tekst był na tyle ogóly, że możemy tam włożyć np parafian spod radia M, którzy chcą na kazaniach polityki i katastrofy, jak i księdza słuchacza radia M i parafian, którzy już go słuchac nie mogą.  Angażowanie się w parafię to nowa zasada, mnie zniechęciły doswiadczenia z dzieciństwa jak nas proboszcz co chwila za coś ochrzaniał. Teraz mam fajną parafię, ale za nic nie mam pomysłu, co mozna by tam zrobić.
KW
katolik wierny Bogu
17 października 2013, 09:51
Życzę sobie kapłana który potrafi odprawić Mszę św. trydencką. Gdzie takiego znaleźć???
U
Uff
17 października 2013, 09:42
pozwolę sobie zauważyć ,że może być zasadnicza kulturowa różnica między "pewnymi parafianami Zachodnijej Europy" a rodzimymi bywalcami kościołów parafialnych. Używanie kalek może doprowadzać do uproszczeń. A co do papieża Franciszka,to np. czarne buty to tylko znak jego charakteru i jako taki każe mi  się przyglądać Franciszkowi baczniej i słuchać uważniej; moim zdaniem oczywiście :)
Jadwiga Krywult
17 października 2013, 09:23
I dlatego osoba spowiednika, księdza zasiadającego w konfesjonale, nie ma żadnego znaczenia. Niech żyją skrajności ! Nie ma żadnego znaczenia, jeżeli wyznajesz, że właśnie zamordowałeś całą rodzinę, a ksiądz na to: odmów trzy zdrowaśki, rozgrzeszam cie i pa.
17 października 2013, 09:10
Spowiedź jest ze względu na Osobe Chrystusa, I dlatego osoba spowiednika, księdza zasiadającego w konfesjonale, nie ma żadnego znaczenia. Bo każdy ksiądz na mocy Sakramentu Kapłaństwa, z upoważnienia biskupa miejsca ma prawo i obowiązek spowiadać. a stały spowiednik jest darem od Niego. Ciekawe, co zrobisz, jak Twój stały spowiednik zostanie przeniesiony do innej parafii. Podążysz za spowiednikiem, czy uznasz, iż dar został Ci (niesprawiedliwie) zabrany.
M
Makaron2
17 października 2013, 08:56
Ja mam stałego spowiednika i wybrałam go bardzo świadomie - bardzo wymagającego kapłana, który nie rozmydla wiary i nie usprawiedliwia moich grzechów. O tym pisałem - niebezpieczna jest spowiedź ze względu na osobę spowiednika, a nie Sakrament. Sakrament Pokuty jest w końcu usprawiedliwieniem. ... Spowiedź jest ze względu na Osobe Chrystusa, a stały spowiednik jest darem od Niego. Piszesz o spraweach o których jak widac nie masz zielonego pojęcia.
Jadwiga Krywult
17 października 2013, 08:52
Ksiądz Autor zdaje się nie odróżnia życzeń i życzliwych uwag od zachcianek i fanaberii.
17 października 2013, 08:35
Ja mam stałego spowiednika i wybrałam go bardzo świadomie - bardzo wymagającego kapłana, który nie rozmydla wiary i nie usprawiedliwia moich grzechów. O tym pisałem - niebezpieczna jest spowiedź ze względu na osobę spowiednika, a nie Sakrament. Sakrament Pokuty jest w końcu usprawiedliwieniem.
AK
Andrzej K
17 października 2013, 08:03
Jak wszyscy wiemy kij ma dwa końce . Parafianom w różnych parafiach nie podoba się ten czy inny ksiądz. Natomiast księdzu Arturowi najwyrażniej nie podobają się parafianie przynajmniej niektórzy . Nie ma idealnych księży i nie ma idealnych parafian . I koniec rozważań .
@
@MartaKK
17 października 2013, 01:08
Warto mieć stałego spowiednika. Jeśli człowiek jest na etapie, że nie popełnia grzechów ciężkich, to tylko stały spowiednik jest w stanie poprowadzić go tak, żeby nie tylko jednał się z Bogiem, ale tez widział nad czym musi pracować. Ja mam stałego spowiednika i wybrałam go bardzo świadomie - bardzo wymagającego kapłana, który nie rozmydla wiary i nie usprawiedliwia moich grzechów. Tak, stały spowiednik potrafi być bardzo wymagający w okresie, kiedy nie popełnia się grzechów ciężkich. Ale również może pomóc w dość krótkim czasie wyjść z grzechu, który powracał przez lata. Moim zdaniem  sprawę, czy mieć stałego spowiednika/kierownika duchowego, czy nie, należy rozeznawać indywidualnie na różnych etapach życia kierując się tym, co bardziej zbliża do Boga.
M
MartaKK
17 października 2013, 00:44
Warto mieć stałego spowiednika. Jeśli człowiek jest na etapie, że nie popełnia grzechów ciężkich, to tylko stały spowiednik jest w stanie poprowadzić go tak, żeby nie tylko jednał się z Bogiem, ale tez widział nad czym musi pracować. Ja mam stałego spowiednika i wybrałam go bardzo świadomie - bardzo wymagającego kapłana, który nie rozmydla wiary i nie usprawiedliwia moich grzechów.
16 października 2013, 22:40
Do spowiedzi chodzi sie ze wzgledu na osobę spowiednika? I nie nalezy mieszać pojęć Sakramentu Pokuty i kierownictwa duchowego. @Tomaszt. Do spowiedzi nie chodzi się ze względu na osobę spowiednika. Ale roztropnie jest wybrać spowiednika (jeśli jest taka możliwość), który choćby rozumie - o czym się mówi i może udzielić mądrych wskazówek. Jak napisałam wcześniej - dotyczy to zwłaszcza osób dojrzalszych duchowo i wyboru stałego spowiednika, a tym bardziej kierownika duchowego. Dość często stały spowiednik jest zarazem kierownikiem duchowym. .. .Sakrament Pokuty jest Sakramentem, a nie poradnią, kierownictwem duchowym etc. Osoba spowiednika nie powinna mieć żadnego znaczenia, warto zmieniać spowiedników, aby mieć pełniejsze rozeznanie swojej osoby naświetlonej różną wrażliwością spowiedników, a także, aby nie popaść w swoistą rutynę zmieniającą charakter spowiedzi z Sakramentu na poradnie duchową u zaprzyjaźnionego księdza.
S
Słaba
16 października 2013, 22:27
Do spowiedzi chodzi sie ze wzgledu na osobę spowiednika? I nie nalezy mieszać pojęć Sakramentu Pokuty i kierownictwa duchowego. @Tomaszt. Do spowiedzi nie chodzi się ze względu na osobę spowiednika. Ale roztropnie jest wybrać spowiednika (jeśli jest taka możliwość), który choćby rozumie - o czym się mówi i może udzielić mądrych wskazówek. Jak napisałam wcześniej - dotyczy to zwłaszcza osób dojrzalszych duchowo i wyboru stałego spowiednika, a tym bardziej kierownika duchowego. Dość często stały spowiednik jest zarazem kierownikiem duchowym.
16 października 2013, 22:25
Chciałby wszystkim, szczególnie tym krytycznie nastawionym do swoich parafialnych wspólnot postawić proste pytanie, ile swojego bardzo drogocennego czasu droga parafianko, drogi parafianinie poświęciłeś na zbudowanie czy choćby współuczestnictwo w jakimś parafialnym dziele? I nie chodzi mi o fakt, iż poszedłeś czy poszłaś z krytycznymi uwagami do księdza proboszcza, lub takie uwagi wymieniasz z sąsiadkami i sąsiadami w przysłowiowym maglu.
16 października 2013, 22:06
Do anegdot przeszło już dobieranie sobie spowiedników według wrażliwości i traktowania niektórych grzechów czy wymiaru zadawanej pokuty. Bywa to śmieszne, ale także bardzo smutne. W moim odczuciu jest efektem niezrozumienia nie tylko istoty sakramentu pokuty i pojednania. Pozornie jest to zabawne. Ale, jak podejść głębiej, to ani zabawne, ani smutne nie jest. To jest roztropne - zwłaszcza dla osoby bardziej dojrzałej duchowo, przy wyborze stałego spowiednika, a już zwłaszcza kierownika duchowego. ... Do spowiedzi chodzi sie ze wzgledu na osobę spowiednika? I nie nalezy mieszać pojęć Sakramentu Pokuty i kierownictwa duchowego.
16 października 2013, 22:03
Bardzo mądry spostrzeżenia autora. Niestety jest dokładnie tak, iż kościół traktuje się, jako miejsce spełniania usług religijnych na ściśle określonym poziomie. Wbrew pozorom jest to przejaw klerykalizacji życia parafialnego czy diecezjalnego, a po części i ogólnopolskiego. Chodzenie do tych kościołów na niedzielne Msze św, gdzie ksiądz mówi wygodne, dopasowane do oczekiwań publiczności homilie. Wybieranie sobie kościołów na śluby, chrzty, aby ładniej było. O spowiednikach, tych sympatyczniejszych i krótko spowiadających, "nieczepialskich" nie wspomnę. To śmieszy, ale jest większy problem, otóż parafianie tracą kompletnie związki ze swoją wspólnotą lokalna, czyli parafią. Wiele oczekując, nie dają nic w zamian. Coraz częściej zaangażowanie wiernych dotyczy jedynie stawiania żądań i formułowania oczekiwań, którym towarzyszy często swoisty szantaż – nie spełnicie moich zachcianek, to pójdę do innego kościoła.. A to zaprzecza już Kościołowi, jako wspólnocie, budując współczesny, kliencki jego obraz.
H
Halina
16 października 2013, 21:40
No cóż, nie ma na szczęście obowiązku chodzenia do parafialnego kościoła... Jak inaczej sie nie da - to idę. Msza jest Mszą, niezaleznie od tego jak jest odprawiana i czy kazania da się słychać. Ale jesli mam możliwośc - jadę kilka kilometrów, aby uczesniczyć we Mszy w innym kościele, gdzie jest mi po prostu łatwiej się skupić, gdzie mogę ją przeżyć, usłyszeć coś, co da mi do myślenia, poruszy.... Czy to źle? Na Mszę nie idę, żeby się umartwić słuchaniem np. naprawdę niedobrego kazania a nawet - nieznośnie fałszującej organistki. Skoro mam wybór... Na wsi daleko od miasta jest inaczej. Jest się często skazanym na jednego księdza i trudno bywa. Nie chcę tu utyskiwać, ale - na własne uczy słyszałam księdza, głoszącego od ołtarza, że "kolędy w tym roku nie będzie, bo parafia dziadowska a ja z domu bogaty"... To chyba dobrze, że nam, wiernym - Kościołowi - nie jest wszystko jedno, jak sprawowana jest Najświętsza Ofiara?
S
Słaba
16 października 2013, 21:09
Do anegdot przeszło już dobieranie sobie spowiedników według wrażliwości i traktowania niektórych grzechów czy wymiaru zadawanej pokuty. Bywa to śmieszne, ale także bardzo smutne. W moim odczuciu jest efektem niezrozumienia nie tylko istoty sakramentu pokuty i pojednania. Pozornie jest to zabawne. Ale, jak podejść głębiej, to ani zabawne, ani smutne nie jest. To jest roztropne - zwłaszcza dla osoby bardziej dojrzałej duchowo, przy wyborze stałego spowiednika, a już zwłaszcza kierownika duchowego.
S
Słaba
16 października 2013, 20:57
Teraz już się przyzwyczaiłem, ale przez lata kurczył mi się bezradnie żołądek, gdy słyszałem od kogoś, że nie chodzi do swego parafialnego kościoła, bo tamtejsi księża odprawiają Mszę świętą nie tak, jak chcieliby parafianie - a to za krótko, a to za długo, a to pozwalają na pewne formy muzyczne, a to nie pozwalają, a to błogosławią dzieci przy rozdzielaniu Komunii świętej, a to nie błogosławią... Szczerze mówiąc - nie rozumiem... Nie jest nigdzie powiedziane, że katolicy mają chodzić koniecznie do swojej parafii. W końcu KK jest Kościołem powszechnym (jak mówił papież na jednej z ostatnich katechez środowych)... Ludzie mają różne uwarunkowania, są różne specjalistyczne duszpasterstwa. Nawet jeżeli chodzi o upodobania do rzeczy, które nie są najistotniejsze - to dlaczego nie pozwolić ludziom na swobodę wyboru, czy wolą chwalić Boga taką, czy inną formą muzyczną?
MO
moja opinia
16 października 2013, 20:52
do autora artykułu To księża mają być  dla ludzi, a nie odwrotnie. Jeśli ludzie nie przyjdą do kościoła, to komu ksiądz będzie głosił kazanie? Na kazaniach nie powinno być polityki, bo kościól to nie arena polityczna.Powinno być głoszone Słowo Boże.
O
owieczka
16 października 2013, 20:33
Kapłan powinien uważnie słuchać tego co mówią jego parafianie, żyć ich życiem, nie izolować się i nie mówić kazań, które byłyby teologicznie poprawne, ale oderwane od dylematów wiernych.  Nie uważam że jest to narzucanie księdzu tematów, czy też dyktowanie co ma mówić. Raczej jest to nakierowanie go na sprawy istotne, których kapłan może nie dostrzegać, bo żyje w innym środowisku.
K
konwalia
16 października 2013, 20:12
Każdy kapłan  powinien swoim stylem życia i postawą, niejako przy okazji, kształtować innych, wychowywać do życia wiarą. Kapłan nie powienien spełniać życzeń wiernych, powinien potrafić słuchać i  być uważnym na innych. Każdy ksiądz powinien być w każdej sytuacji obiektywny i roztropny. Czyjekolwiek spełnianie życzeń przez kapłana świadczy o braku jego charakteru i rozeznania sytuacji. Gdy ktos o coś prosi wtedy jest dobra okazja do dialogu i wyjaśnienia wielu spraw w duchu roztropności i wiary. Jeżeli ksiądz swoją codzienną postawą będzie autentyczny w swoich zachowaniach,ludzki, normalny, będzie miał autorytet, szacunek i miłość wiernych.Nie musi być wybitnym intelektualistą ,liczy się miłość - jak wszędzie. Wierni tak jak dzieci w szkole od razu rozpoznają czy ksiądz jest malowany czy nie i pójdą za nim.
S
sacdjo
16 października 2013, 19:51
ad "Tomek" Z Twoją "generalną tezą" o tyle nie można się zgodzić, że w innych krajach, zwłaszcza tzw. Zachodzie jest generalnie jeszcze gorzej. A to w tym sensie, że głoszenie i praktykowanie herezyj, a nawet apostazyj przez księży jest na porządku dziennym. W Polsce na szczęście tego (jeszcze) nie ma w takiej skali, aczkolwiek są już dość wyraźne początki. Masz wysokie i słuszne oczekiwania wobec księży. Są one o tyle rozsądne i właściwe o ile dotyczą treści nauczania oraz przestrzegania elementarnych zasad etycznych. Nierozsądne byłoby natomiast oczekiwanie wybitnego poziomu intelektualnego od wszystkich, czy też zupełnego braku słabości i grzechów. Do seminariów i klasztorów wstępują z reguły bardzo szlachetni młodzieńcy. Nie rzadko jednak aż serce się kroi, gdy widać, co się z niektórych robi czy to już w seminarium, czy dość niedługo po święceniach. I to na dość masową skalę. Prymas Wyszyński podczas obrad "Vaticanum II" zdecydowanie sprzeciwiał się zamiarom skracania obowiązkowych modlitw duchownych, czyli brewiarza. Niestety nie posłuchano głosu tego mądrego Pasterza Kościoła (zresztą nie był odosobniony) i jednak skrócono brewiarz od mniej niż ćwiartka tego, co obowiązywało przed V2. To tylko jeden przykład odgórnego rozwalania stanu duchownego. A ostatecznie wierni muszą cierpieć z powodu braku życia duchowego i modlitwy ich kapłanów... Oto owoce "duszpasterskiego" Vaticanum II...
Wojciech Żmudziński SJ
16 października 2013, 19:50
Dziękuję Księdzu za trafny tekst i pozdrawiam z Ukrainy.
N
Nohur
16 października 2013, 19:44
Gdy regularnie słyszę w swoim kościele parafialnym infantylne opowieści umoralniające, ewidentnie wzięte z przestarzałego podręcznika dla kaznodziejów albo wyrzekanie na dzisiejsze czasy, lub co gorsza - krytykę tego czy innego ugrupowania politycznego (z którymi bynajmniej mi nie pod drodze) - szukam innego miejsca, gdzie przewodniczący liturgii głosi kerygmat, tłumaczy czytania z mszy i pomaga wiernym odkrywać prawdy Boże. I nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia, raczej mi smutno. Mam wrażenie, że Ksiądz spłyca problem i przedstawia go tendencyjnie. Z pewnością czasem bywa tak, że ludzie bawią się w koncert życzeń, ale o ileż częściej jest tak, że szukają po prostu wierzącego księdza, który będzie im głosił Ewangelię i tylko Ewangelię. Biskupa, który jest wiarygodny, odważny, ewangeliczny, dostępny i nie ma skłonności do przepychu. Jeśli ludzie co niedziela przemierzają nawet 30 km w jedną stronę, żeby uczestniczyć w niedzielnej mszy, mając inny kościół pod nosem, to chyba musi mieć głębsze przyczyny niż proste wybrzydzanie na swojego proboszcza. A nawiasem mówiąc: czy nie należałoby spotkać się z parafianami i porozmawiać o ich oczekiwaniach (a także o swoich) i tam, gdzie to możliwe bez naruszenia ducha przepisów kościelnych, zmienić dotychczasowe zwyczaje obowiązujące w parafii? A gdzie indziej wyjaśnić, że msza to nie instrument do wykorzystywania w celach "strategicznych" ani spektakl teatralny, mniej czy bardziej okazały. Ksiądz się skarży na świeckich, oburzając się, że Kościół to przecież nie zakład usługowy. Słusznie! Kościół to wspólnota, w której wierni także mają prawo głosu. I Bogu dzięki, że jeszcze ten głos zabierają. Niedługo bowiem może się okazać, że przestało im zależeć i odeszli. 
T
Tomek
16 października 2013, 19:26
Powiedzmy sobie uczciwie, posługa polskich księży jest na bardzo niskim poziomie. Stawiam tutaj generalną teze. Nie przeczy to wcale temu, że ten sam nawrócony będzie bardzo gorliwie i długo spowiadał. Ale generalnie msze odprawiane z pójsciem na łatwiznę, na szybkiego, bez gorliwości. Kazania bardzo bardzo słabe, nieprzygotowanie, rozmijanie się czytanianiami, opowiadanie bajek, politykierstwo, brak wiedzy, pasji , nie mogą nic powiedzieć od siebie, bo nie żyją jak Bóg przykazał, a jak próbują mówić to brzmi to w ich ustach jak banał i wyrzut, bo nijak się ma do ich wiary i życia. Do konfesjonału idą w połowie mszy, aby po 2 minutach zgasić światło i szybko uciec. A że idą do konfesjonału bez namysłu, bez modlitwy, z tym czym żyją, to dopiero potrafią tam rózne rzeczy odstawiać i mówić. Zakrystia, kancelaria - o tutaj dużo by gadać, a spotkania bywają wyjątkowo niesympatyczne, a czasami wręcz karygodne. Między sobą też po wielokroć się traktują małosympatycznie, a bywa że w bardzo małocywilizowany i małoewangeliczny sposób sobie pewne rzeczy wyjaśniają. "Do anegdot przeszło już dobieranie sobie spowiedników według wrażliwości i traktowania niektórych grzechów czy wymiaru zadawanej pokuty. Bywa to śmieszne, ale także bardzo smutne. W moim odczuciu jest efektem niezrozumienia nie tylko istoty sakramentu pokuty i pojednania". Proponuje zatem zamiast ojców duchownych w seminariach dać księdza "Kazia", co to o nim wszyscy wiedzą jak żyje a inteligencją nie grzeszy, albo jakiegoś głuchawego staruszka z roztrojem zmysłów, skoro ksiądz to automat do rozgrzeszania i nie ma znaczenia u kogo się spowiadasz.
S
sacdjo
16 października 2013, 19:20
ad "Misiek" Możesz mi wierzyć, że mnie również jest przykro pisać o obecnym stanie Kościoła. Jednak tylko prawda, choćby nawet bardzo gorzka, może pomóc, a nie słodkie kłamstwo.
16 października 2013, 19:11
Przykro pisać. Osoba krytukująca Sobór pisze o papieżu po nazwisku.
S
sacdjo
16 października 2013, 19:00
Problem jest 1. poważny (rozwala Kościół od wewnątrz i niszczy zarówno egzystencję prawowiernych, pobożnych i gorliwych kapłanów, jak też wiarę wiernych) 2. nowy (zaczął się wskutek "reform" przeforsowanych przez modernistyczną sektę V2) 3. samozawiniony (tzn. nie przez samym wiernych, lecz od samego szczytu hierarchii opanowanego przez modernistyczną sektę V2) 4. do rozwiązania (dość prostego, aczkolwiek nie łatwego). Wyjaśniam: Nie byłoby problemu, gdyby wszyscy, począwszy od papieża, poprzez biskupów aż do zwykłego wikarego, trzymali się Tradycji Kościoła, tzn. przekazywali wiernym prawdę Chrystusową nauczaną zawsze przez Kościół, a nie swoje pomysły i upodobania. To by było siłą ich autorytetu u wiernych, a równocześnie chroniło wiernych przed perfidnym uwodzeniem czy wręcz oszukiwaniem. Problem zaczął się niestety od góry i też od góry może być leczony. Za rządów Bergoglio niestety się na to nie zapowiada.
M
mar378633
16 października 2013, 18:06
Oczekujemy od księży nauki przedsiębiorczości, oczekujemy pochwały pracy jako ważnej wartości w życiu każdego człowieka. W Polskim Kościele potrzebujemy pochwały dla przediębiorczych.
O
Ojciec
16 października 2013, 18:01
Jak kilka razy dziecko (17l) opowiadało mi co słyszało z ambony w Kosciele to też zasugerowałem aby wybrało inną parafię na niedzielą mszę św. Nie mam zamiaru patrzec jak ksiadz zamiast budowac wiare w wiernych ja niszczy
C
Czytelnik
16 października 2013, 17:16
No to jak zdaniem autora wierni winni księdza traktować? Jak wyrocznię i jedyne źródło wiedzy o sprawach boskich? Na to nie ma już szans. Są książki, jest internet, jest... konkurencja. Być może niesłusznie tak twierdzę, ale w tekście pobrzmiewa pewna nuta żalu: nie kochają mnie, nie kochają nas... Jeśli ktoś ma trochę wstydu, to ani wykładów, ani kazań, ani tekstów nie pisze pod publiczkę. Ale jednak warto zastanowić się nad tym, dlaczego jednych księży kochają, a innych nie... Może z tego samego powodu, z jakiego Msze dla dzieci są tak popularne: Wreszcie coś jest zrozumiałem, nareszcie ciepłe słowa, bez pretensji i połajanek... Ja mam inny problem z kazaniami i liturgią, i stąd moja pokorna prośba do księży: mówcie po polsku, nagrajcie czasem swoje kazanie i odsłuchajcie, skróćcie czasem kazanie, by reszty Mszy nie odprawiać w tempie Formuły I, przeczytajcie przed liturgią teksty, które będziecie odczytywać, by nie dukać albo nie "pruć materii" i .... miejsicie świadomość, że są w kościele ludzie, którzy rozumieją, co mówicie i ... cenią Waszą posługę. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam, Cz.
R
rafi
16 października 2013, 16:27
Może ja źle rozumię posługę księdza, ale wydaje mi się że ksiądz na parafii jest jak dobry ojciec, a dobry ojciec przecież wysłuchuje co mają do powiedzenia jego dzieci. Nie znaczy to że musi spełniać wszystkie życzenia, albo że w ogóle musi spełniać jakieś ich życzenia. Ale kiepsko jest, gdy ksiądz w ogóle nie wie z kim ma do czynienia? A jak inaczej może się dowiedzieć niż słuchając tych ludzi? Nie wszyscy wierni też są w ciemię bici, niektórym naprawdę zaleźy na dobru Kościoła. Czy księdzu nie zdarzyło się nigdy by jakiś parafianin powiedział coś mądrego?