Kto się boi papieża Franciszka?
Do niedawna sądziłem, że takie sekciarskie myślenie cechuje właśnie tylko sekciarzy, np. lefebrystów. Ale jak widać po niedawnych publikacjach zafundowanych przez pasjonatów teorii spiskowych, próbuje się "sekciarstwo" przedstawić jako nurt podstawowy.
Gdy modne było ruszanie na muzułmanów do Ziemi Świętej, by z nimi skrzyżować miecze, topory lub pałki, św. Biedaczyna z Asyżu wyruszył w tamte okolice z misją pokojową. Chciał m.in. pogadać z sułtanem. Dzisiejsi krytycy Vaticanum II oraz "ducha soborowego", a także współczesnych papieży oskarżyliby go o odchylenia "Kościoła otwartego" oraz o lewactwo objawiające się chęcią dialogu, a nawet jakimiś zapędami miłosierdzia. Okazywanie miłosierdzia tam, gdzie się toczy wojna, to przecież zdrada i kumanie się z wrogiem! Dla takich nie ma miejsca w Kościele!
A jednak krzyżowców już tam nie ma, a franciszkanie ciągle korzystają ze zgody wydanej przez sułtana i opiekują się chrześcijanami na tamtych obszarach.
Do niedawna sądziłem, że takie sekciarskie, czyli zamknięte myślenie piętnujące wszelkie próby dialogu cechuje właśnie tylko sekciarzy, np. lefebrystów. Ale jak widać po niedawnych publikacjach (krajowych i obcych) zafundowanych przez pasjonatów teorii spiskowych, próbuje się "sekciarstwo" przedstawić jako nurt podstawowy. Czy to znaczy, że taka "krzyżowcowa" mentalność może zwiększyć liczbę czytelników upadających tygodników?
Chyba tak. Strach napędza wyznawców teorii spiskowych. Jaki strach?
Okazuje się, że zasadniczo strach przed miłosierdziem. Miłosierdzie przedstawiają jako "lewackie" odchylenie. Czemu się boją? Bo miłosierdzie oznacza więcej ludzi w Kościele, a wtedy trudniej o redukowanie kościelnych wspólnot do sekciarskich "kółek wzajemnej adoracji".
Za tym wszystkim oczywiście kryje się strach przed innymi, łatwo podsycany terroryzmem i falą uchodźców. W tym kontekście nic dziwnego, że papież Franciszek ich denerwuje. Po co przypomina Ewangelię? A szczególnie to nieszczęsne miłosierdzie! Ono jest skandaliczne!
Stąd podgryzanie, szczucie i inne insynuacje. Nic nowego! Ważne, byśmy się nie dali zastraszyć, byśmy nie kierowali się strachem, reagując na współczesne wyzwania.
Papieża nie przestraszyli. Wydano (także po polsku) kłamliwą książkę, zrobiono jej reklamę za pomocą zawodowych "zohydzaczy" (już niejeden autorytet zohydzali). Jest kłamliwa, bo podobnie jak przy "sensacyjce" o chorobie papieża, okazuje się, że dowodów nie ma, a świadkowie nie potwierdzają insynuowanych tez. Nic dziwnego, że trudno ustalić, kto ją wydał.
Papież mimo tych ataków odważnie jedzie do Afryki. Jak św. Franciszek nie zważa na walki, na zagrożenie, na to, że jest na celowniku ekstremistów. Jedzie tam, gdzie dochodzi do przemocy, często między muzułmanami a chrześcijanami. I nie robi tego, bo lubi ryzykować życiem. Wie, że taka pielgrzymka szerzej otworzy oczy świata.
Trzeba pokazać, że tam są ważne instytucje międzynarodowe. Na ich forum przemówi. To nie jest zapyziała prowincja. Tam jest przyszłość. Dzięki tej wizycie nawet typowo świeckie portale piszą już o wielkich perspektywach gospodarczych Afryki, o polskich inwestycjach na Czarnym Lądzie.
Franciszek chce przełamać strach przed inwestowaniem tam, gdzie są źródła ogromnych migracji. Chce przełamać lęk rządzących przed porzuceniem polityki napędzania strachu. Papież dobrze wie, że taka polityka pozwala im trzymać władzę, ale też prowadzi do wojny. Chodzi o to, by przywódcy nie bali się pokoju.
Na nowo rozgorzały walki w Republice Środkowoafrykańskiej, ale papież ciągle wyraża nadzieję, że mimo wszystko będzie mógł tam pielgrzymować m.in. po to, by pomodlić się w meczecie niedawno splądrowanym przez chrześcijańskie bojówki. Franciszek nie ustaje w modlitwie za prześladowanych chrześcijan, ciągle wzywa do pamięci o męczennikach (to też będzie ważny akcent tej pielgrzymki). Jednocześnie chce pokazać, do czego może doprowadzić strach, do czego są zdolni także chrześcijanie, gdy pokieruje nimi lęk.
Za tą pielgrzymkę modlą się również muzułmanie. I oni czekają z nadzieją. Są życzliwi, tak samo jak kiedyś wobec św. Franciszka. Może wyczuwają miłosiernego?
Czy papież tym wszystkim prowokuje, czy "daje odpór" wrogom miłosierdzia? Chyba mu o to nie chodzi. Idzie drogą św. Franciszka (która i za jego czasów budziła ostre sprzeciwy), drogą ewangelicznej odwagi, by przestrzec przed drogą strachu.
A jednak można dostrzec w tym wszystkim trochę jezuickiego "agere contra", czyli działania przeciw. Bo gdy wyciągają działa przeciw miłosierdziu i zastanawiają się nad sensownością Roku Miłosierdzia, on, Franciszek, przyspiesza ten rok i nie czekając na otwarcie bramy miłosierdzia w Rzymie (8 grudnia), otworzy ją już teraz w katedrze w Bangui, w Afryce.
Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe".
Skomentuj artykuł