Ludzie niepotrzebni nikomu

(fot. youtube.com)

Wszyscy umywają ręce. Już pewnie mają zdarte od tego umywania do gołej skóry. Może kremiku do rąk użyczyć? To nie gorycz przemawia przeze mnie, bo przecież ćwiczymy to od lat.

Jedna z Czytelniczek nudzi się okrutnie czytając tego bloga. Jak ja Pani zazdroszczę! Dawno nie miałam okazji ponudzić się trochę. Nie tylko zresztą ja, ale i inni z naszej paczki. Przy okazji serdecznie pozdrawiam.

Inżynier w krakowskim szpitalu, dwaj inni, co ciągnęli interes, także wypadli z obiegu z powodu choroby, Tamara i Tomasz w Krakowie z powodów jak wyżej. Łatamy dziury, a dzisiejszy wieczór mało pogodny, bo w Zochcinie spił się jeden i musiałam go wziąć do Nagorzyc, coby się ze schodów nie zwalił, zanim go jutro wyrzucę, jak tylko przetrzeźwieje. Na razie chłop zbyt pijany, żeby go zostawić na dworze, a izby wytrzeźwień polikwidowane w ramach praw obywatelskich. Jak wezwiemy policję, to go zawiozą pewnikiem do szpitala. Nie mam serca zwalać izbie przyjęć na głowę kłopotu, bo znam to z doświadczenia. Ludziska czekają tam w kolejce, a tu personel musi się zająć gościem, który zapił. Mój akurat jest “niedopity", więc nocka przejdzie na czuwaniu, coby chałupy nie podpalił. Artur skomentował: “Wujek. Niegrzeczny. Be wujek". Wszyscy dla niego to wujkowie i ciocie, bez względu na wiek. Wielu bywa niegrzecznych. Mądry synek, mądrzejszy niż “wujkowie", co niektórzy wyższe wykształcenie mają.

Do tego wypad do weterynarza z potrąconym przez jakiegoś durnia psem. Psiak, podrzutek oczywiście, zochciński, na szczęście nic mu nie jest. Jak zwykle Pan Weterynarz nie wziął nic za wizytę: "Siostra bezdomnych ludzi, ja bezdomne psy..." - mówi. No i to jest współpraca!

DEON.PL POLECA

Dom matki z niepełnosprawnym synem skończony. Już mieszkają. Jeszcze tylko drobiazgi: śmieci wywieźć, płytę gazową zamontować i nowe szafy. Na dwudziestu paru metrach udało się wkomponować łazienkę i aneks kuchenny. Chłopaki się narobiły, ale wyszło. Nawet winda dla niepełnosprawnego Grzegorza, co to musiał prosić o zgodę na przejazd uliczką osiedlową, zainstalowana. Chodnik i parking zrobione. Też zostało wywiezienie ziemi po budowie. Zdjęcia rzucę, jak już będzie de lux.

Pan z gnijącą nogą w Krakowie nadal poza szpitalem. Dziś znowu Miki z Tomkiem spędzili kolejne mile godziny w przychodni, a pan doktor pytał “co tak śmierdzi?" Rana śmierdzi, doktorze. Może by nie śmierdziała, gdyby od razu podjęto leczenie w szpitalu i wyczyszczono oraz podano antybiotyki, kiedy jeszcze był na to czas. Gdyby zdecydował pan o umieszczeniu pacjenta w szpitalu. Przyjeżdżają więc dziewczyny medyczne z Zupy na Plantach i robią co mogą, opatrując.

Inny mieszkaniec krakowskiego domu głowy już nie ma nic a nic. Siusia do kubków, trzaska łóżkiem o podłogę i inne pomysły realizuje. I co? I nic. Pan jest z Krakowa, pomoc socjalna jest bezradna, bo mogą go tylko skierować do noclegowni. Problem w tym, że jak raz stamtąd wyjdzie to już nie wróci, bo-patrz początek-głowy nie ma. A noclegownia to tylko na noc. I zemrze gdzieś w krzakach. Miki nie chce się na to zgodzić i słusznie. Miki jest najmłodszym kierownikiem w naszych domach, ale staż we Wspólnocie ma długi. On się w niej urodził. Miki nie kończył kursu "organizacja pomocy społecznej". Miki ma po prostu rozum i serce.

My pana do urzędów i lekarzy wozić nie możemy. Jeśli zacznie wyprawiać w samochodzie, może być nieszczęście. Pomoc społeczna nie przewiduje takich przypadków. DPS? Zapomnijmy. On nie ma nawet dowodu osobistego no i setek orzeczeń i zaświadczeń. Wszyscy umywają ręce. Już pewnie mają zdarte od tego umywania do gołej skóry. Może kremiku do rąk użyczyć?

To nie gorycz przemawia przeze mnie, bo przecież ćwiczymy to od lat. Choć tak źle jak teraz z pomocą medyczną nie było. To raczej chęć poruszenia głów. Jak się takie rzeczy dzieją, to trzeba znaleźć rozwiązanie, a nie uciekać od problemu. Ludzi chorych, niezaradnych, starych. Bezdomnych i z-domnych. Oni nie znikną, lecz będzie ich coraz więcej. Niepotrzebni nikomu. Zbyt kosztowni?

A moje osobiste nudzenie się blokują czynności pasjonujące: wyszukaj w internecie 25 materacy, czajniki, płytę grzewczą małą, szafki, szafy o odpowiednich rozmiarach, drzwi przesuwne, leki na świerzb i wszy /niedostępne w aptekach, przynajmniej u nas/, proszki do prania dezynfekujące i tysiące innych rzeczy, na których kupno inni nie mają czasu lub są trudno dostępne albo po prostu tańsze w sklepach internetowych. To zajęcia na nocnej zmianie. I potem pozostaje tylko pilnować faktur i pamiętać co się zamówiło i sprawdzać, czy dotarło do odpowiedniego domu.

Nad-obowiązkowo:

Tym razem nudy ze schroniska dla ludzi chorych oczami młodych:

Na Bliskim Wschodzie, z pokolenia na pokolenie, przekazuje się opowieść o pięciu ślepcach i słoniu. Każdy z nich dotykał słonia i miał go opisywać. Jeden dotknął trąby i odpowiedział, że słoń jest podłużny, pomarszczony, szorstki. Inny dotknął nogi i odpowiedział, że słoń jest twardy itd. W Europie znamy tę opowieść w innej, teatralnej formie. Że widz, który siedzi w pierwszym rzędzie z prawej strony sali widzi inne przedstawienie niż ten, który siedzi na samej górze po lewej stronie. Konkluzja historii o słoniu i ślepcach jest właściwie banalnie prosta: to, co mogłeś dotknąć, zobaczyć, sprawdzić - tylko to możesz opisać, ale nie możesz mówić, że to jest cały słoń.

Benedyktyn, Maksymilian Nawara, autor książki "Oddychać Imieniem" podsumowuje: "możesz poznać tylko to, co teraz jestci dane, ale nie sądź, że to już jest wszystko. Nie sądź, że już wszystko zrozumiałeś".

Przypomniałem sobie historię o słoniu, gdy Aneta, nasza świetna pielęgniarka poprosiła mnie o pomoc przy zmianie opatrunków jednemu z naszych mieszkańców Domu dla bezdomnych, chorych, panu K.

K. jest młody, duży, nie ma władzy nad obiema nogami. Jeździ na wózku, a obok, przy prawym kole zwisa mu worek z rurką prowadzącą do cewnika. Jak wielu naszych mieszkańców K. bardzo cierpi. I, jak wielu naszych mieszkańców, również bywa roszczeniowy, zaczepia innych mieszkańców, głupio żartuje itd. Niby nic. Mieszkaniec jak wielu naszych. Takie miejsce. Ostatnio prowadziłem negocjacje na temat kąpieli z innym mieszkańcem, panem G. Mimo uwag Reni - że jeśli liczę na to, że ironią i kąśliwym, niby inteligentnym żartem coś ugram z mieszkańcami, to się grubo rozczaruję - nadal wychodzę z założenia, że dialogiem i kompromisem da się rozwiązać każdy konflikt. Siedliśmy zatem z Panem G. w toalecie i rozpoczęliśmy rozmowę:

- Jutro jedzie pan do lekarza, najwyższy czas na kąpiel.
- Nie będę.
- Co nie będę?
- Się kąpał.
- Ale dlaczego?
- Kąpałem się trzy dni temu.
- Ja na przykład, wie pan, codziennie się kąpię.
- A ja nie jestem żaba, żeby kąpać się codziennie.

Po dwudziestu minutach G. dał się jednak namówić na szybki prysznic. Zostawiłem go w łazience, poprosiłem, żeby się rozebrał, wszedł pod natrysk i wykąpał z użyciem mydła (co nie jest u naszych ludzi taką normą: "mydło mi szkodzi, proszę pana" - powiedział mi jeszcze kiedyś inny mieszkaniec). Sam wyszedłem po ręcznik i ubrania na zmianę. W drodze powrotnej coś mnie tknęło, być może Duch Święty, że wypadałoby jeszcze Panu G. sprawdzić stan paznokci u stóp, bo jeśli kąpiel jest co trzy dni, to co ile wypada obcinanie paznokci? Wstąpiłem do gabinetu po nożyczki, i dumny z kompromisowego rozwiązania sporu zapukałem do łazienki. W środku, Pan G. wszystko wykonał poprawnie, stał pod prysznicem, z natrysku lała się na niego woda. Nawet ciało było napienione. Widok pana G. pod prysznicem zaburzył jeden drobny szczegół: kąpał się w klapkach i skarpetkach. - Czemu pan nie zdjął skarpet przed wejściem pod prysznic? - spytałem, bo może ma na to racjonalne wytłumaczenie.

- Nie chcę się przeziębić - odpowiedział z pełną powagą Pan G.

Panu K. opatrunki trzeba zmieniać na pośladkach. Najpierw przełożyć jego ciało na bok. Stanęliśmy z Anetą na brzegu łóżka, złapaliśmy za biodra i po chwili ciało K. zmieniło pozycję. Wyjęliśmy rurkę od cewnika i zdjęliśmy pampersa. Na pośladkach Pana K. zobaczyliśmy kilka dziur wielkości piłeczek do ping-ponga. Na lewym pośladku z kilkucentymetrowej szramy wyciekała ropa i krew. Żeby odleżyny zaczęły się goić, Aneta musi rozszerzyć szramę łapiąc to wywleczone na wierzch mięso w dwa palce i grubą strzykawką wprowadzić do środka lekarstwo. Wzrok przyzwyczaja się do widoku odleżyn po kilku sekundach. Nos przyzwyczaja się do zapachu jeszcze szybciej. Z takimi ranami K. do nas trafił. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej było ich więcej i były znacznie głębsze.

Być może moja metafora idzie za daleko. Być może mieszam porządki. Anatomiczne szczegóły naszych biedaków - z wielką, światową teologią. Ale gdzie szukać źródła ludzkich problemów, jeśli nie tu, na samym dole, u nas, w naszych Domach Wspólnoty Chleb Życia?

Syryjczycy, o czym pewnie wielu Europejczyków broniących naszego chrześcijańskiego kontynentu nie ma pojęcia, mają wielu świętych. Jednym z nich jest Izaak z Niniwy. Biskup konsekrowany w 648 r. Jego wspomnienie obchodzone jest 28 stycznia. Niewiele z jego tekstów można przeczytać po polsku, poza tym, co przemyca gdzieniegdzie Maksymilian Nawara.
Dla duchowości Izaaka Syryjczyka charakterystyczne jest współczucie. A właściwie współodczuwanie. Nie chodzi o banalne: "wszystko będzie dobrze" i "trzymaj się". Ważne dla Izaaka jest współodczuwanie z najsłabszymi, biedakami, cierpiącymi, grzesznikami, chorymi. Izaak mawiał, że "jeśli nie mam tego doświadczenia współczucia, jeśli nie jestem świadomy, jeśli zgadzam się na to, że ktoś może zginąć obok mnie, to znaczy, że wszyscy pójdziemy do piekła".

Gdybym nie zobaczył odleżyn Pana K. - nadal pewnie sądziłbym, że bywa nieznośny i roszczeniowy itd. - więc mam pełne prawo za nim nie przepadać. Jego rany były zasłonięte. Trzeba było się im przyjrzeć.

Widok ran sprawia, że łatwość, z jaką przychodzi wydawanie sądów, ustępuje. "Staje się jasne - pisze Nawara - że za każdym człowiekiem stoi jeszcze cała historia różnych zranień, doświadczeń, zmagań, której nie znamy, a które mają swoje znaczenie. Łatwość, z jaką przychodziło kiedyś wydawać sądy, ustępuje, ponieważ nie widzi się już jedynie człowieka przez pryzmat jego czynów czy zachowań, ale widzi się człowieka pomimo tego".

Wszyscy jesteśmy pokiereszowani. Nosimy ukryte rany. Wstydliwe wspomnienia. Bolesne odleżyny. Blizny z przeszłości. Wyrzuty sumienia. Świadomość wyrządzanych nam krzywd i tych krzywd, które wyrządziliśmy innym. Nie musimy tych ran widzieć. Nie musimy się im z przerażeniem, albo z odrazą przyglądać. Powinniśmy jednak o nich pamiętać. Mieć świadomość, że są. Izaak Syryjczyk mówi - kiedy zaczniesz widzieć, że drugi człowiek jest tak samo słaby jak ty, zrozumiesz, że pozostaje ci tylko współodczuwać, troszczyć się, płakać razem z nim i nieść mu pomoc, a nie - osądzać i skazywać.

* * *

Chcesz wesprzeć działalność siostry Małgorzaty Chmielewskiej i Wspólnoty Chleb Życia? Wszystkie potrzebne informacje znajdziesz na stronie: chlebzycia.org

Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ludzie niepotrzebni nikomu
Komentarze (1)
AK
Anna K
19 listopada 2018, 20:57
Myślę, ze to ludzie tacy jak siostra ratują ten świat.