Macierzyńska wizja Kościoła
Franciszek często mówi o tym, że Kościół powinien być jak matka. Ta macierzyńska wizja to nie tylko figura retoryczna, ale konkretny program, który ma swoje konsekwencje. Przyjrzyjmy się kilku z nich.
Koncentracja na osobie
Gdy w Brazylii papież po raz pierwszy mówił o duszpasterskim nawróceniu, wskazał na fakt, że powinno ono prowadzić do macierzyńskiego modelu Kościoła. Przypomniał to niedawno bp Grzegorz Ryś.
"Wymiar macierzyński jest w Kościele pierwotny, wcześniejszy niż wszystkie inne urzędy. Ewangelizacja dotyczy wymiaru indywidualnego, koncentruje się na pojedynczej osobie i to jest bardzo macierzyńskie. Męskie natomiast jest opisywanie świata przy pomocy struktur. Strukturyzowanie dobra, planowanie działań, programowanie - to jest bardzo męskie. Mężczyzna chce porządkować świat. Natomiast w macierzyństwie jest koncentracja na osobie. Także - a może przede wszystkim - na osobie, która jest słabsza" - powiedział w rozmowie przeprowadzonej dla kwartalnika "Więź".
Naturalnie obydwa elementy - macierzyński i męski - od dawna w Kościele są obecne. Jednak nacisk Franciszka na ten pierwszy daje do myślenia. Bo w tym ujęciu wszelkie urzędy, struktury i programy winny być niejako na służbie ewangelizacji pojedynczego człowieka.
Nawrócenie odchodzących
Położenie akcentu na macierzyńskim wymiarze Kościoła wpływa również na zakres zwykłego parafialnego i diecezjalnego duszpasterstwa. Czy wyobrażacie sobie dobrą matkę, która zajmuje się tylko tymi dziećmi, które są grzeczne?
Mówi o tym papież w adhortacji Evangelii gaudium. W rozdziale poświęconym ewangelizacji i obszarom, do których winna ona trafiać, zaznacza jasno: "Na drugim miejscu wspomnijmy o środowisku «osób ochrzczonych, które jednakże nie żyją zgodnie z wymogami chrztu św.», nie przynależą całym sercem do Kościoła, nie doświadczają już pociechy płynącej z wiary. Kościół jako zawsze troskliwa matka stara się, aby przeżyli oni nawrócenie, które przywróciłoby im radość wiary oraz pragnienie zaangażowania się w Ewangelię" (EG 14).
W naszych realiach to jest wyzwanie potężne. Wystarczy policzyć: ochrzczonych i deklarujących się jako wierzący mamy dziś w Polsce około 90 procent społeczeństwa, a regularnie praktykujących około 40 procent. I nie można powiedzieć, że najpierw troszczymy się o tych, którzy sami przychodzą do świątyń, a jak starczy czasu, to pomyślimy o reszcie. I jedni, i drudzy zasługują na tę samą troskę. Choć naturalnie będą do tego potrzebne odmienne metody oraz dużo większe zaangażowanie laikatu.
Pierwszeństwo ubogich
Tu czasem pojawiają się narzekania podobne do tych wypowiedzianych przez starszego brata z przypowieści o synu marnotrawnym. Dlaczego Kościół ma tak samo zajmować się tymi, którzy porzucili życie wiarą jak i tymi, którzy zawsze byli wierni? Papież znowu odpowiada, używając kategorii macierzyńskich: bo matka kocha wszystkie swoje dzieci. Co więcej Franciszek wskazuje, iż w Kościele istnieją grupy uprzywilejowane.
"Jeśli cały Kościół przyjmuje ten misyjny dynamizm, powinien dotrzeć do wszystkich, bez wyjątku. Ale kogo powinien uprzywilejować? Gdy czytamy Ewangelię, znajdujemy jasne wskazanie: nie tyle przyjaciele i bogaci sąsiedzi, lecz przede wszystkim ubodzy i chorzy, ci, którzy często są pogardzani i zapomniani, «ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć» (Łk 14, 14). Nie powinno być wątpliwości ani tłumaczeń osłabiających to tak jasne przesłanie. Dzisiaj i zawsze ubodzy są uprzywilejowanymi adresatami Ewangelii" (EG 48).
I znowu wyobraźmy sobie normalną, dobrze funkcjonującą rodzinę. Częstym obrazkiem jest to, że matka koncentruje się na tym dziecku, które jest słabsze. W normalnej rodzinie - mówi bp Ryś - nikt do niej nie ma o to pretensji.
Skomentuj artykuł