Mamy kryzys, ale nie powołań

(fot. Maskacjusz)

Może czas już zacząć poważnie myśleć o tym, by księża naprawdę zajęli się swoją robotą, a nie wszystkim, co popadnie.

Mówią, że jest w Polsce kryzys powołań. Mówią tak, bo jest ich mniej. Ksiądz Artur Stopka w tekście "Coraz mniej kandydatów do seminariów. Nie bez powodu" zastanawia się nad tym, czym właściwie jest kryzys powołań i czy w Polsce mamy z nim do czynienia. To pewna diagnoza, a ja zastanawiam się nad tym, jak na nią odpowiedzieć.

Uważam, że robimy potworny błąd, kiedy, de facto, bierzemy pod uwagę tylko liczby, odnosząc się do czasów, w których wstępujących było dużo, wyciągając - często - głupie wnioski, że kiedyś ludzie byli pobożniejsi, bardziej poukładani, a rodziny bardziej katolickie. Teraz oczywiście zły świat sprawia, że młodzi ludzie nie chcą wstępować do seminariów i zakonów. Warto, patrząc z sentymentem na stare czasy, zobaczyć, że były takie okresy, kiedy jesienią do zakonów wstępowało po kilkadziesiąt osób, by na wiosnę z niego wystąpić.

Zastanawiam się, dlaczego mniejszą liczbę wstępujących nazywamy kryzysem? Czy dlatego, że tracimy komfort posiadania dużych kadr? Czy dlatego, że w diecezjach, w których do tej pory było mnóstwo księży, ich liczna spada?

DEON.PL POLECA

Jestem przekonany, że w Polsce nie ma kryzysu powołań, ciągle za to jest obecne myślenie: "moje i mojsze". Są diecezje, gdzie proboszczem zostaje się już w bardzo poważnym wieku, a tymczasem w innych łączy się parafie, bo księży jest za mało. Brakuje nam myślenia katolickiego - powszechnego. Ja nie potrafię zrozumieć tego, że nie można księży z diecezji tarnowskiej wysłać na północ. Nie na zasadzie kary lub "idziesz tam, bo tu nas za dużo", ale zwykłego chrześcijańskiego dzielenia się powołaniami.

Inna kwestia. Może czas już zacząć poważnie myśleć o tym, by księża naprawdę zajęli się swoją robotą, a nie wszystkim, co popadnie. Ba! My sami - księżą - często narzekając, że musimy robić wiele rzeczy, dobrze się w tym czujemy, bo możemy się schować za tymi różnościami przed konkretnym człowiekiem. Jestem przekonany, że wielokrotnie wolimy budować niż rozmawiać, bo mury widać, a z rozmowy często niewiele wynika, albo idąc jeszcze głębiej - często chowamy za naszym aktywizmem niewiarę. Nie wierzymy w to, że Bóg realnie przez nas działa, więc aby ukryć ból z tego płynący, wchodzimy w pozory zmęczenia i aktywności. Łatwiej stanąć przed lustrem i powiedzieć: dziś pomalowałem ściany, obrobiłem pole niż mieć czas na rozmowę z kolejnym "wariatem", który czegoś chce, a ja ledwo wierzę w Boga.

Wiem, że problemem jest oddawać odpowiedzialność w parafiach świeckim. Już po roku bycia proboszczem widzę, że to, co teoretycznie wydawało się proste, w praktyce takie nie jest, ciągle i jedna, i druga strona nie jest gotowa na to, by wziąć i pozbyć się finansów, zarządzania wieloma sprawami. Ale skoro tak jest, to może czas przestać udawać, że jest super? Nauczyliśmy się ukrywać, że nie idzie nam myślenie wspólnotowe w parafiach, albo jeśli księża już o tym mówią, to często w formie wyrzutu. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać szczerze. Boimy się siebie, zbudowaliśmy mur, którego symbolem jest "duchowny stan".

Myślę, że liczba powołań będzie spadać, dopóki nie nauczymy się szanować tych, które już mamy. Ciągle wikarych traktuje się (w niektórych miejscach) jako zło konieczne albo jako kogoś, kto dopiero dorasta do bycia księdzem. Kiedy ich rówieśnicy są odpowiedzialni za rodziny, firmy, zespoły ludzi, oni ciągle są w nieustannych przeprowadzkach, z powtarzanym im jak mantra: "uważaj, ode mnie dużo zależy".

Kryzys mamy, to fakt, ale nie powołań. Mamy kryzys chrześcijaństwa, ba, często zwykłego człowieczeństwa. Świetnie to było można zobaczyć na bardzo pozytywnym przykładzie, kiedy w zeszłym tygodniu w mediach pojawiła się informacja o tym, że abp Ryś pojechał ze swoimi diakonami w góry. Sensacją jest, że biskup jedzie ze swoimi księżmi w góry…

Obyśmy odczytywali znaki.

Grzegorz Kramer SJ - jest proboszczem parafii NSPJ w Opolu. Autor takich książek jak "Bóg jest dobry" czy "Łobuzy. Grzesznicy mile widziani". Tekst pierwotnie ukazał się na jego blogu

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mamy kryzys, ale nie powołań
Komentarze (19)
A
Agnieszka
25 sierpnia 2018, 22:05
A może popatrzeć na to inaczej... skoro nie ma powołań - czyli rośnie jakaś "bezpłodność" Kościoła Katolickiego w Polsce (nie roztrząsam przyczyn - zawioniona czy nie) to zamiast robić sztuczne zabiegi (albo w imię spadku powołań zatrzymywac w semianriach ludzi, którzy w nim być nie powinni i powinni iść inną drogą z tych czy innych względów) można otworzyć sie na powołania misyjne - zaprosić np. kleryków z Wietnamu czy innych miejsc, gdzie jest ich bardzo dużo i seminaria ich nie mieszczą (i dlatego nie zostają przyjęci tam bo nie ma już miejsca). Czy jest łatwo ludziom z innych państw (misyjnych dla nas) przyjmować tak innych kulturowo misjanrzy z Polski? Nie zawsze, ale w duchu pokory to robią bo ich potrzebują. Może i my powinniśmy się otworzyć teraz na kapłanów z innych krajów - i pomóc im skoro mają problem studiować we własnym kraju. A my odczuwamy ich brak (choć naparwdę nie mamy wcale źle w porównaniu z niektórymi krajami misyjnymi...) Skoro się tyle mówi o zakazie in vitro  - można tu to zastosować. Zamiast sztucznych zabiegów w Kościele Polskim w jego wzrastającej bezpłodnosci - "adoptować" tych kleryków i wziać ich do Polski... Za trudno zorganizowac wykłady i naukę języka? Na pewno by obie strony na tym skorzystały... A nie upierać się  - ja chcę moje własne dzieci... moją krew...Może to jest znak czasu...?
TK
Ter Ka
29 lipca 2018, 01:43
@zbyszeks: "kto z kim nie potrafi rozmawiać szczerze" Ależ to wynika z kontekstu! Osoby duchowne nie potrafią szczerze rozmawiać z osobami świeckimi! I to jest prawda. Ksiądz w parafi nie przyzna się, że sie pomylił, że coś mu nie wyszło, nie poprosi o pomoc świeckich nawet jak ma naprawdę za dużo na głowie. Bo boi się, że zszedłby z piedestału, że przestaną go za nieomylnego uważać, że objawi jakąś swoją słabość. Taka postawa jest nagminna, szczególnie u proboszczy, no a od niego uczą się młodsi. I, być może, my, swieccy trochę tego od nich oczekujemy. To my zwracamy się do księdza ze swoimi problemami. Tak ich chcemy postrzegać. Więc nie ma szczerości, jest udawanie, że się jest kimś innym niż się jest i to się często kończy  źle, np. załamaniem zdrowia lub załamaniem nerwowym albo zgorzknieniem albo.... złamaniem celibatu. Bo przez taką praktykę księża są okropnie samotni! Znam przypadek, gdy ksiądz nie miał się do kogo zwrócić ze swymi poważnymi problemami zdrowotnymi. Był młody i wstyd mu było powiedzieć proboszczowi, nie wiedział nawet jakie ma uprawnienia i kto go ubezpiecza (pewnie tego nie uczą w seminarium). Szczęśliwie trafił na spostrzegawczą i bezpośrednią parafiankę, która nie tylko domysliła się jego problemów ale osobiście zawiozła do lekarza. Miał chłopina szczęście.
PP
Pablo Piccasso
27 lipca 2018, 10:36
Ojcze Grzegorzu święte słowa! Bardzo celna refleksja, bolesna, ale bardzo celna. Zastanawiam się czy krytykujący tak zaciekle o. Grzegorza i kapłanów chociaż raz pomodlili się w intencji nowych powołań i kapłanów - ot, choćby o nawrócenie. Skoro tak wiele rzeczy wypowiadających się tutaj boli to może słusznie byłoby pójść i upomnieć, zamiast wypisywać głupoty o paskudnych kapłanach i ich upodobaniu pieniądza. "Idź i upomnij go w cztery oczy"! A poza tym to zejdźmy na ziemię, księża nie zarabiają "kokosów". Wielu z was zarabia wiele więcej no, ale przecież chrześcijanie to nie muszą myśleć o innych. To prawda, że powinni żyć skrmonie. Skoro rozliczamy księzy to może warto zapytać ile Boga jest w naszych sercach? Co możemy jako wierzący uczynić dla wzrostu powołań? Wydaje się, że plucie na księży jednak w tym nie pomoże i znowu zatroskana @Sofia Kowalik będzie mogła pomóc wybrać... Przestańmy być karłami - jesteśmy powołani do rzeczy wielkich. Tymczasem zamiast spojrzeć w niebo mamy wzrok utkwiony w ziemię. Ja się za was modlę i życzę nam wszystkim owocnego spotkania - więcej - owocnych spotkań z Jezusem. Bóg jest Dobry!
Zbigniew Ściubak
26 lipca 2018, 08:07
0. Pisze w swoim tekście dla czytelników ojciec Grzegorz Kramer SJ tak: "Nie potrafimy ze sobą rozmawiać szczerze" 1. Ponieważ ojciec Grzegorz nie precyzuje, kto z kim nie potrafi rozmawiać szczerze, poprosiłem o dopowiedzenie, bo to w sumie ważne. 2. Ojciec Grzegorz w ramach tego, jak on sam potrafi rozmawiać szczerze odpowiedział tak: "" 3. Czy naprawdę trzeba czegoś więcej? Żeby wyjaśnić niemal wszystko? Gud lak kochani nauczyciele! Opowiadajcie dalej.
WDR .
26 lipca 2018, 06:02
"Mamy kryzys chrześcijaństwa, ba, często zwykłego człowieczeństwa. Świetnie to było można zobaczyć na bardzo pozytywnym przykładzie, kiedy w zeszłym tygodniu w mediach pojawiła się informacja o tym, że abp Ryś pojechał ze swoimi diakonami w góry. Sensacją jest, że biskup jedzie ze swoimi księżmi w góry…" ?
Zbigniew Ściubak
27 lipca 2018, 07:44
Z tego jakby by wynikało, że praktyka generalna życia hierarchii nie pokrywa się wcale ze zwykłym człowieczeństwem.
TK
Ter Ka
29 lipca 2018, 01:50
Tu kluczem jest słowo "zwykłym". Bo hierarcha jest postrzegany jako ktoś nad... Może nie aż nadczłowiek ale na pewno nie człowiek zwykły, który brata się ze "zwykłymi" ludźmi. Może ich najwyżej protekcjonalnie poklepać po ramieniu ale w góry jechać? No, JPII jeździł jako arcybiskup, ale tez był postrzegany jako wyjątek.
WW
Walenty Walentynowicz
25 lipca 2018, 23:46
wywody faktycznie na poziomie rocznego proboszcza
SK
Sofia Kowalik
25 lipca 2018, 21:20
Póki jest kasa chętni będą na razie. Wygodne życie bez zmartwień, bez pracy, wycieczki, samochody, zabawy, polityka. Tylko na Boga miejsca nie raz brak.
Andrzej Ak
25 lipca 2018, 18:44
Perspektywa rozważań jest właściwa tylko brakuje dopowiedzeń. Księży podstawową robotą jest dbanie o kondycję wiernych. Nie o kondycję ich portfeli, chociaż w przypadku bezrobotnych to nie było by takie złe. W tym kontekście najważniejszą wydaje się być kondycja Ducha wierzących. Duchowość w znaczeniu bliskości z Bogiem w Trzech Przenajświętszych Osobach, a nie postaciach z Pism, jest najważniejsza dla każdego parafialnego Kapłana. Oczywiście, że w każdej parafii jest bardzo wiele różnych obowiązków i prac. Jednak każdy Kapłan powinien tak postępować, aby było widoczne dla innych (i zarazem realne), iż Bóg jest u Niego na 1 miejscu, a zaraz po Bogu jest wierzący. Reszta z pomocą Boga sama się jakoś ułoży, choć czsem będzie ciężko i tak ma być, bo wówczas uczestniczymy w jakiejś cząstce tego co nasz Pan przyjął od tego świata. A co do młodych Kapłanów, dużo jest tu racji.
Zbigniew Ściubak
25 lipca 2018, 17:10
"Nie potrafimy ze sobą rozmawiać szczerze." Mógłby ojciec odpowiedzieć, kto z kim nie potrafi szczerze rozmawiać? Chodzi o rozmowy wikarych z proboszczami? Księży z innymi księżmi? Duchownych ze świeckimi? Świeckich ze świeckimi?
K
k.jarkiewicz.ign
25 lipca 2018, 13:59
Jojczenie o kryzysie. Gdzie by nie sięgnać w przeszłość, zawsze trąbiono: kryzys. Może warto w 100-lecie niepodległości coś poczytać o przedwojennym Kościele- to dopiero był kryzys. Za najlepiej zarządzaną duszpastersko uchodziła diecezja pińska za bp Łozińskiego (dziś kandydata na ołtarze) - to był rzeczywisty apostolat misyjny,jak ktoś chciał zostać księdzem "z powołania" szedł tam do seminarium (warto poczytać ks. Zieję jak o tym pisze).Reszta to się ślizgała: największe "bawidamki" to były w Poznaniu i Warszawie,gdzie kleryków to z dancingów ściągano, tak że abp Kakowski musiał świecić oczami. W Krakowie wciąż były donosy,że się klerycy opalają nad Wisłą (modne wtedy było plażowanie koło Norbertanek). Kasy najwięcej mieli Ślązacy- do dziś to zostało,że najwięcej koloratek,czyli prostytutek obsługujących księży jest na Śląsku (plaga to chyba dziś diecezja sosnowiecka). Alkoholików wśród księży najwiecej było w diecezji podlaskiej. Dobrze,że się za to po wojnie wziął bp Świrski (też dziś kandydat na ołtarze), bo byłoby źle. Tam też najwięcej było broni w seminariach i na parafiach (podobnie w diecezji sandomierskiej). Oczywiście nie to co w warszawskim seminarium zaraz po wojnie, gdzie każdy miał jak mówiono brauninga. Tam to były tylko papierosy, fortepian i strzelanie gdzie popadnie. Uspokoiło się dopiero gdzieś ok. 1950 jak trzeba było wchodzić na rusztowania i pomagać przy odbudowie kościołów. Nie znam okresu w życiu Kościoła, gdzie nie byłoby kryzysów. Kościół jest w permanentnym kryzysie i jakoś dzięki Bogu trwa. Byle Bogu w tym dziele ewangelizacji Kościoła nie przeszkadzać.
OL
olbracht lach
25 lipca 2018, 12:39
Co do sensacji wywoływanych przez abp. Rysia, to bardziej szokuje fakt, że promuje w Kościele osoby chore psychicznie jak pan W. Lemański
25 lipca 2018, 12:48
A kimże Ty jesteś? Jakie masz kwalifikacje do oceny zdrowia innych?
OL
olbracht lach
25 lipca 2018, 17:48
Tu nie trzeba kwalifikacji, wystarczy wejść na jego w pełni dostępny profil na FB i poczytać plugawe, pełne nienawiści wpisy. Czy bluzgi oszalałego Lemańskiego, to owa "nowa jakość", którą abp. Ryś ma wprowadzić do polskiego Kościoła? Tak się pytam...
25 lipca 2018, 19:19
Przecież po twoim wpisie rownież ciebie , mnie czy każdego innego w/g własnych kryteriów można nazywać chorym psychicznie.Owszem można,ale czy to przystoi?
TB
Tru Badur
25 lipca 2018, 12:10
Wszystko to prawda. Smutna. Ale może prawidłowa diagnoza, to już połowa sukcesu? Pierwszy krok do leczenia? Oby.
25 lipca 2018, 11:53
W ubiegłym roku w tarnowskim seminarium przyjęto 17 kandydatów, z tego 3 ze znanego Ojcu sądcekiego "Elektryka". Co roku zresztą idzie od nas 1-3 chłpoców do seminarium. Tyle że nie ma im kto towarzyszyć na  drodze rozeznawania powołania. W tym roku jezuici oddali tu kolejny etat świeckiej katechetce. Moi uczniowie niedługo księdza będa ogladać tylko za ołtarzem. Czy ktoś z was, drodzy jezuici, o tym wie, że ta szkoła wydała blisko 200 księży i 40 jezuitów? Czy kogos to obchodzi?
WW
Walenty Walentynowicz
25 lipca 2018, 23:47
jezuici są od pouczania a nie od nauczania