Mieszkanie razem przed ślubem

(fot. kereszte / flickr.com)

Liczba par w Polsce, które decydują się na zamieszkanie pod jednym dachem na długo przed ślubem, stale się zwiększa. Najczęstszym argumentem, który podnosi się, by uzasadnić takie "przygotowanie do małżeństwa", jest potrzeba lepszego poznania się narzeczonych i próba "dopasowania się".

Ponieważ to zjawisko pojawiło się dużo wcześniej na Zachodzie, tam można już zbadać jego długofalowe efekty. Przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych badania, zebrane i skomentowane w książce Glenna T. Stantona "The Ring Makes All The Difference: The Hidden Consequences of Cohabitation and the Strong Benefits of Marriage" (“Obrączka wszystko zmienia. Ukryte skutki konkubinatu i zdecydowane korzyści małżeństwa") pokazują kilka interesujących trendów i pewien mechanizm, który warto wziąć pod uwagę, kiedy rozważa się konkubinat.

Interesujące jest już to, kto na niego się decyduje. Według badań, bardzo często są to osoby, którym nie powiodło się w pierwszych związkach (zakończyły się rozwodem), nie mają wyższego wykształcenia i są mniej religijne. Z badań wynika również, że w Stanach Zjednoczonych 60% par wybiera konkubinat ze strachu przed rozwodem. Bierze się to z ich wcześniejszych osobistych doświadczeń - większość z nich doświadczyła bólu związanego z rozwodem ich rodziców i za wszelką cenę chcą oszczędzić tego cierpienia własnym dzieciom. Liczą na to, co głosi mit, że związek na próbę wykluczy przykrą ewentualność rozejścia się. Tymczasem statystyki podają, że małżeństwa zapoczątkowane wspólnym zamieszkaniem są obciążone większym ryzykiem rozwodu, niż te, które ze sobą nie zamieszkiwały! Socjologowie nadali temu zjawisku nawet osobną nazwę "efektu konkubinatu".

DEON.PL POLECA

Czemu w tym przypadku zdroworozsądkowe podejście nie wystarcza? Otóż brak decyzji na wspólne życie powoduje, że para wypracowuje sobie pewien model bycia razem, który bardziej przypomina wspólne zamieszkiwanie dwojga singli, niż związek. Niestety, ten model przenosi się potem do życia małżeńskiego, do którego on już nie pasuje. Na czym ten model polega?

Brak zobowiązania powoduje, że deklarowana ustnie wierność wobec partnera jest o wiele częściej naruszana. Jedna albo obie strony związku, wiedząc, że klamka jeszcze nie zapadła, ma skłonność do zachowywania się jak osoba, która wciąż poszukuje partnera. Albo pozostaje w sytuacji zawieszenia - zostawia sobie otwartą furtkę i gdy pojawia się nowa, ciekawsza propozycja związku, o wiele łatwiej przychodzi do zerwania dotychczasowej relacji niż w przypadku trwałego małżeństwa.

Obie strony nie angażują się całkowicie w budowanie relacji, bo mają świadomość, że to jest próba, a nie realne tworzenie związku. Poświęcają mniej czasu na wspólne rozmowy i mniej angażują się we wspólne życie, są mniej chętne do poświęcania części siebie, swojego czasu, a nawet finansów (konkubinaty rzadziej wypracowują wspólny majątek niż małżeństwa). To oznacza także, że partnerzy nie wszystko o sobie mówią i nie zawsze zachowują się szczerze, a co za tym idzie, wcale nie poznają siebie lepiej.

W badaniach ujawniła się również u takich partnerów tendencja do manipulowania drugą osobą i sprawowania nad nią nadmiernej kontroli. Te dwie postawy są ze sobą sprzężone: wyczuwamy brak szczerości, sami też do końca nie jesteśmy szczerzy, więc potrzebne są zewnętrzne formy zapewnienia sobie bezpieczeństwa w związku. Są to zachowania klasyczne dla rodzin dysfunkcyjnych, jeśli więc ktoś zaczyna wspólne życie od wypracowania w sobie błędnych form kształtowania relacji, będzie miał trudność ze zbudowaniem zdrowego związku i, konsekwentnie , spójnej, trwałej rodziny.

U sedna problemu leży spojrzenie na małżeństwo jak na kontrakt lub inwestycję, a na drugą osobę jak na przedmiot, podlegający ocenie. Tu dopiero widać, że konkubinat tak naprawdę znajduje się na drugim biegunie w stosunku do ideału, z jakiego ta praktyka wyrosła. Popularyzujące ją pokolenie rewolucji seksualnej lat sześćdziesiątych twierdziło, że prawdziwa miłość nie potrzebuje papierka. Czas pokazał, że ów papierek, a jeszcze lepiej złota obrączka i wzajemne udzielenie sobie sakramentu, jest nie tylko gwarantem, ale przede wszystkim fundamentem rozwoju prawdziwej miłości. Bez wzajemnego zobowiązania, a potem wynikających z niego starań i pracy, nie ma związku - jest jedynie kohabitacja, czyli z łac. wspólne zamieszkanie.

To prawda, że liczba rozpadających się sakramentalnych związków w USA jest porównywalna do liczby rozwodów małżeństw cywilnych. Sakrament, jeśli poważnie potraktowany, daje oczywiście większą motywację i odwołuje się bo boskiego wsparcia, ale prawdą niestety jest również to, że wiele narzeczonych wcale nie traktuje tego wymiaru poważnie. Decydujące okazuje się to, czy para pracuje nad relacją.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mieszkanie razem przed ślubem
Komentarze (45)
P
ps
16 kwietnia 2015, 18:38
Ważne słowa "Decydujące okazuje się to, czy para pracuje nad relacją."
K
kate
3 stycznia 2013, 10:28
Odnośnie wpisu czytelniczki: i ja obserwuję wzrost w Krakowie związków niesformalizowanych katolików bez przeszkód kanonicznych i prawnych. Moim zdaniem to się będzie pogłębiać: z jednej strony wynikiem, jak słusznie zauważył "bez dogmatu", wzrostu postaw braku odpowiedzialności, niedojrzałości bądź narcystycznej osobowości (zdaniem psychologów jest to już dominująca osobowość, podobnie jak borderline - chwiejność emocjonalna), z drugiej wzrostem świadomości, co do istoty sakramentu małżeństwa - wielu wrażliwych ludzi jest tak przerażonych wizją małżeństwa, czym ono jest, co ono robi z człowiekiem w jego duchowej stronie, że wolą do tej rzeki nie wchodzić (nie dlatego, że komuś nie ufają, że sprosta, ale sami bojąc się, że nie sprostają) i mają problem: albo się nie żenić czy wychodzić za mąż, albo żyć obok tego daru. Znam przypadek wieloletniego związku nieformalnego bez przeszkód, które pod wpływem dorosłych już dzieci (notabene na ślubie jednego z nich) zadeklarowali małżeństwo. Pobrali się - pan się tak rozchorował na serce i nerwy, że wzięli po roku rozwód i żyją dalej ze sobą bez ślubu - ludzie już 60-letni. Małżeństwo to znacznie poważniejsza sprawa niż seks, wychowanie dzieci czy współzamieszkiwanie.
PP
poszukujący prawdy
2 stycznia 2013, 23:20
@Andrzej. Może podasz kilka konkretów jeśli chodzi o polityków pis
A
andrzej
2 stycznia 2013, 17:57
A przecież to ludzie młodzi widzą co za przyzwoleniem niestety kościoła się dzieje.Widząc ludzi na szczytach władzy ,w parlamencie,którzy żyją już po iluś tam z kolei zwiazkach.Dostają rozwody "KOSCIELNE"Zaprasza się ich do katolickich mediuw.Są to członkowie PIS,PO,SP.partii katolickich.Przedstawia się ich jako autorytety.JAKIE AUORYTETY TAKIE I SPOLECZEŃSTWO.
K
Kris
2 stycznia 2013, 13:55
Jak to ktos kiedys powiedzial, wyobraz sobie ze twoja mama bedzie na noc szla sypiac do sasiada bo u was popsolo sie lozko a on ma 2. Nic przeciez nie robi to tylko sasiad i ona tam tylko spi prawda? Ale czlowiek podswiadomie czuje ze ta sytuacja jest mocno nie tak poprostu czujesz ze to smierdzi pomimo absolutnie racjonalnych i niby dobrych powodow.
KM
ks. Michał
1 stycznia 2013, 23:13
Deon wrzucił artykuł promujący katolicką moralność! Szacunek... Może znów zacznę Was czytać
N
Nisa
3 marca 2012, 20:02
 "Autentycznie rozważam możliwość zamieszkania ze swoją dziewczyną, z którą wcale długo nie jestem." Ta, tak się zaczyna, a potem bryjówka coraz głębsza.. Mnożenie usprawiedliwień coraz mocniej zagłuszających sumienie. Jak mierzi cię "katolicyzm polsko-pokazowy", to pokaż sam właściwy kierunek. Zachowajcie te "niemodne" zasady: najpierw ślub, a potem wspólne życie. Przecież twarzą do wiatru stanąć, lepiej się opłaci. Kto z Bogiem trzyma ten zwycięży.  "Błogosławiony mąż, który wytrwa w pokusie.." Jak 1,12.
S
Sandra
3 marca 2012, 19:16
 @Pomerdanie   z  Poplątaniem         chyba  Cię  rozumiem,hipokryzja   też  jest  rzecza  koszmarna  niemniej   seks  przed  ślubem    moze    podwyzszając  poziom  endorfim    powoduje   ,ze   wybór-jak  po   alko  nie  jest   uczyniony  w  sposób  wolny(  nie  mówiąc  o  kwestiach   moralnych  i  grzechu)
WP
warto poczekać
23 lutego 2012, 08:19
<a href="http://religia.onet.pl/publicystyka,6/czekamy-z-tym-do-slubu,31884,page1.html">http://religia.onet.pl/publicystyka,6/czekamy-z-tym-do-slubu,31884,page1.html</a>
PZ
Pomerdanie z poplątaniem
22 lutego 2012, 23:10
Autentycznie rozważam możliwość zamieszkania ze swoją dziewczyną, z którą wcale długo nie jestem. I powiem szczerze, że do niedawna w ogóle nie brałem takiej opcji pod uwagę.. ale cóż. O co chodzi? O to, że w moim 'domu' i w jej 'domu' panuje tzw. katolicyzm polsko-pokazowy, relacje są naprawdę chore i momentami po prostu niebezpieczne. Jakoś udaje się nam zachować zdrowy rozsądek i hierarchię wartości, ale jest to ciężkie.. i z każdym dniem jest coraz trudniej. Wiem, że nie jest to z punktu widzenia chrześcijańskiego dobre rozwiązanie, nie szukam usprawiedliwienia. Ale chciałbym, żeby może powstał artykuł pokazujący taki właśnie powód konkubinatu? Pozdr
P
pegi
22 lutego 2012, 21:11
nie należy brac przykładu z innych tylko postępowac zgodnie ze swoim sumieniem
C
czytelniczka
22 lutego 2012, 11:55
Jest jeszcze jedna grupa par, o której tu nie wspomniano: ludzie wywodzących się z rodzin katolickich, którzy z góry zakładają nieformalizowanie związku - ani cywilne ani sakramentralne małżeństwo. I to mimo braku formalnych przeszkód i braku "złych doświadczeń poprzednich związków". Znam, wśród młodszych kolegów i koleżanek, sporo takich rodzin, z dziećmi - już w wieku szkolnym. Większość z nich, co też jest ciekawe, dzieci ochrzciła, posłała do I Komunii. Nie wiem, jaka jest tego skala - tzn. moje obserwacje dotyczą miast: Szczecin, Wrocław, Warszawa.
K
kosma
22 lutego 2012, 10:10
Wspólne mieszkanie nie musi być "małżeństwem na próbę"! Często jest ono naturalną koleją rzeczy, gdy dwoje ludzi rozwija się w relacji do siebie i chce poznawać coraz lepiej, a jeszcze (z wielu przyczyn zewnetrzynch, takich jak chociażby poszukiwanie dobrej pracy, niemożność wzięcia kredytu, brak środków na przyjęcie weselne) nie jest gotowe na małżeństwo. Częto młodzi ludzie czekają ze ślubem z samego szacznku do tego wydarzenia, z chęci dobrego przygotowania się do niego i zapewnieniu drugiej osobie wszystkiego, co najlepsze. Wspólne mieszkanie bez ślubu, nie musi być podszyte fauszem, hedonią i strachem przed zobowiązaniami, a małżeństwo, do którego po jakimś czasie dochodzi, nie musi być z defunicji skazane na klęskę. Wszystko jest indywidualną sprawą każdej pary i nie osądzałabym z góry, że takie związki nie mają szans.
P
ps
22 lutego 2012, 09:55
Jedyne co mogę powiedziec, to to, że sytuacja niezależna od nas zmusza nas do wspólnego mieszkania i gdyby mnie było stac na wynajem osobnego i nie martwienia sie przy tym, czy zjem jutro obiad czy nie, to tak bym zrobiła. Nie opowiadam ludziom specjalnie o tym, ze mieszkam z narzeczonym, bo wiem, ze to moze być "zgorszeniem". Mozna mieszkac z kolezanka, niekoniecznie z narzeczonym. Dobrze, ze nie opowiadasz o tym, ale sa ludzie, ktorzy to widza, i byc moze wlasnie sie gorsza.
S
sn
22 lutego 2012, 09:15
@Weronika Wielu chciałoby usprawiedliwić "małżeństwo na próbę"...        Nie chodzi o usprawiedliwianie tylko o sensowne uzasadnienie, dlaczego "próbowanie" nie jest korzystne dla wszystkich zainteresowanych: dziewczyny, chłopaka, ich rodziców (na których niechcący może spaść ciężar wychowania dziecka), potencjalnego dziecka, no może z wyjątkiem przemysłu antykoncepcyjno-aborcyjnego. Może ktoś zrobi mały bilans zysków i strat.
W
Weronika
21 lutego 2012, 21:55
Wielu chciałoby usprawiedliwić "małżeństwo na próbę", kedy sam rozum ludzki podsuwa niemożliwość jego akceptacji wykazując jak mało jest przekonywające "eksperymentowanie" na osobach ludzkich których godność wymaga, aby były zawsze i wyłącznie celem miłości obdarowania bez jakichkolwiek ograniczeń czasu czy innych okoliczności. (Jan Paweł II Familiaris Consortio) Nie żyje się, nie kocha i nie umiera na próbę.
K
Kliv
21 lutego 2012, 21:21
Co ciekawe, dużo dzieci przychodzi na świat zaledwie kilka miesięcy po  sakramentalnym ślubie ich rodziców, więc przestańcie tak się wzajemnie umoralniać, zajrzyjcie lepiej pod swoje kołdry lub tak wychowujcie swoje dzieci, aby nie powielały schematu rodziców: dziecko w drodze, no to "się chajtamy".
M
Mmm
21 lutego 2012, 21:02
 Może i kapusty, ale nie z "nieprawego łoża" ;-)
M
Mmm
21 lutego 2012, 18:21
  To mój taki Koming Ałt
M
Mmm
21 lutego 2012, 18:20
 Ja tam mieszkam ze swoim "chłopakiem" i jesteśmy "wesołą katolicką parą" Moim zdaniem jak ktoś chce się gździć to proszę bardzo, duchowni nie powinni mu przeszkadzać i wkładać rączek pod pierzynkę. Lepiej niech zajmą się swoją pedofilią. A wogle to Maryja była w ciązy już przed ślubem z Józefem i to co się poczęło było niepokalane... Zatem zapoznawajcie się ludzie mocno i masowo :-)
ID
Izabela dobrze to ujęła
21 lutego 2012, 16:51
nie zapominajmy o uczynkach miłosiernych co do duszy, szczególnie: - grzeszących upominać - nieumiejętnych pouczać - wątpiącym dobrze radzić
BD
bez dogmatu
21 lutego 2012, 16:37
 Moim zdaniem cała ta "analiza" to mylenie skutku z przyczyną. To nie konkubinat powoduje rozpad związków. To związki które mają większą tendencję do rozpadu częściej są związkami typu konkubenckiego.  Kluczem do zrozumienia tego zjawiska jest to, co zostało nawet w tym (słabym zresztą artykule)zasygnalizowane - postawa partnerów wobec tworzonego związku. Ludzie wchodzą w związek już z określonym nastawieniem i to nastawienie warunkuje jego rozpad bądź trwałość, a nie to jakiego typu jest to związek: na kartę rowerowa czy na obrączkę. Jeśli ktoś zostawia sobie furtkę to bez względu jaki rodzaj kontraktu/sakramentu zawrze to go nie dotrzyma, bo zostawia furtkę. Ten kto nie zostawia - zazwyczaj dotrzymuje słowa nawet bez "papierka" czy koscielnej przysiegi, ale to raczej rzadkie, gdyż, ktoś kto zamierza słowa dotrzymać i traktuje ślub (świecki lub wyznaniowy) jako coś ważnego to po prostu go zawiera i nie bawi się w jakieś "pomieszkiwanie" razem. Po prostu małżeństwo jest dla dojrzałych ludzi, którzy wiedzą, że ta decyzja ma życiowe konsekwencje. Jak kupije kwaitek w doniczce to zastanawiam sie czy będe mieć ochotę go podlewać, jak biorę psa ze schorniska to biorę pod uwage że zniszczy mi buty lub meble. To sie nazywa odpowiedzialność. Jak ktoś decyduje sie na związek z drugim człowiekiem tez przez chwilę powinien pomyśleć, że to nie jest serial tylko normalne życie i konsekwencje tego związku będa realne: emocjonalne, finansowe, prawne, społeczne. Niestety rodziny coraz rzadziej przygotowują swoje dzieci do jakiejkolwiek odpowiedzialności i ćwiczą w wyobraźni co do konsekwencji ich czynów. No i skutki są jakie są. 
Z
zgorszona
21 lutego 2012, 15:59
Odwracasz kota ogonem. Przykazania Boże są jasne i proste! Więc się do nich stosuj, ale to nie znaczy, że musisz interesować się życiem innych.Każdy ma swoje sumienie.Wtrącanie się do cudzych spraw, plotkarstwo i obgadywanie innych też jest grzechem.
NA
niestety, ale
21 lutego 2012, 15:55
Odwracasz kota ogonem. Przykazania Boże są jasne i proste!
ZN
zgorszona nadal
21 lutego 2012, 15:48
A mnie o wiele bardziej gorszą MAŁŻEŃSTWA, które po ślubie kłócą się, biją, wyzywają, oczerniają jeden drugiego, nienawidzą się nawzajem, są dla siebie wrogami, itd. itd. mogę wymieniać bez końca oznaki ich "miłości". Poza tym krzywdzą swoje dzieci, są dla nich zgorszeniem i złym przykładem, ponieważ dzieci obserwując taką "miłość " - nienawiść swoich rodziców z dużym prawdopodobieństwem będą powielać takie zachowanie w swoim życiu. I takie "małżeństwa" mnie gorszą!!!!!!!!!!!!! Jak to się ma do seksu przed ślubem i przykazania Bożego? A może ma.. Biją i wyzywają, bo przed ślubem sie nie nauczyli szacunku do siebie, bo również cudzołożyli. Cudzołóstwo odziera z szacunku zawsze. Przykazania Boże są jasna i proste! Poza tym to grzech ciężki, nie lekki. Powinno to RÓWNIEŻ Cię gorszyć. NIE CUDZOŁÓŻ - Bóg napisał dla dobra człowieka, nie dla dobra siebie. "do zgorszonej" Przez twój wpis rozumiem, że dla ciebie najważniejsze jest aby nie było seksu przed ślubem. A po ślubie to już można się tłuc? Przypadki, które znam akurat nie mieszkaly ze sobą przed ślubem - tak gwoli wyjaśnienia, że nie są wzięte z sufitu. A poza tym, do wspólnego życia przed ślubem nikt nikogo nie namawia.
DZ
do zgorszonej
21 lutego 2012, 15:39
A mnie o wiele bardziej gorszą MAŁŻEŃSTWA, które po ślubie kłócą się, biją, wyzywają, oczerniają jeden drugiego, nienawidzą się nawzajem, są dla siebie wrogami, itd. itd. mogę wymieniać bez końca oznaki ich "miłości". Poza tym krzywdzą swoje dzieci, są dla nich zgorszeniem i złym przykładem, ponieważ dzieci obserwując taką "miłość " - nienawiść swoich rodziców z dużym prawdopodobieństwem będą powielać takie zachowanie w swoim życiu. I takie "małżeństwa" mnie gorszą!!!!!!!!!!!!! Jak to się ma do seksu przed ślubem i przykazania Bożego? A może ma.. Biją i wyzywają, bo przed ślubem sie nie nauczyli szacunku do siebie, bo również cudzołożyli. Cudzołóstwo odziera z szacunku zawsze. Przykazania Boże są jasna i proste! Poza tym to grzech ciężki, nie lekki. Powinno to RÓWNIEŻ Cię gorszyć. NIE CUDZOŁÓŻ - Bóg napisał dla dobra człowieka, nie dla dobra siebie.
Z
zgorszona
21 lutego 2012, 13:16
 A mnie o wiele bardziej gorszą MAŁŻEŃSTWA, które po ślubie kłócą się, biją, wyzywają, oczerniają jeden drugiego, nienawidzą się nawzajem, są dla siebie wrogami, itd. itd. mogę wymieniać bez końca oznaki ich "miłości". Poza tym krzywdzą swoje dzieci, są dla nich zgorszeniem i złym przykładem, ponieważ dzieci obserwując taką "miłość " - nienawiść swoich rodziców z dużym prawdopodobieństwem będą powielać takie zachowanie w swoim życiu. I takie "małżeństwa" mnie gorszą!!!!!!!!!!!!!
!
!!
21 lutego 2012, 13:03
DO MIMI I AGAAA Co by się stało gdyby wasze mamy powiedziały: dla lepszego poznania sąsiada zamieszkam z nim, nie będziemy współżyli tylko będziemy się sobie przyglądać? Bzdury. sadziedztwo a małżeństwo to zupełnie inne sprawy.
A
agaaa
21 lutego 2012, 12:51
Nie bardzo rozumiem. Ja nie powiedziałam, że mieszkam z narzeczonym dla lepszego poznania go. czytaj uważnie.
O
Obserwator
21 lutego 2012, 12:49
DO ELA Dlatego, żeby charakter wyszedł w domowych pieleszach, trzeba nad nim pracować?
O
Obserwator
21 lutego 2012, 12:48
 DO MIMI I AGAAA Co by się stało gdyby wasze mamy powiedziały: dla lepszego poznania sąsiada zamieszkam z nim, nie będziemy współżyli tylko będziemy się sobie przyglądać?
E
Ela
21 lutego 2012, 12:46
Charakter człowieka wychodzi dopiero w domowych pieleszach. Zgadzam się z Mimi, co nie znaczy, że akceptuję takie pomieszkiwanie.
A
agaaa
21 lutego 2012, 12:43
Jedyne co mogę powiedziec, to to, że sytuacja niezależna od nas zmusza nas do wspólnego mieszkania i gdyby mnie było stac na wynajem osobnego i nie martwienia sie przy tym, czy zjem jutro obiad czy nie, to tak bym zrobiła. Nie opowiadam ludziom specjalnie o tym, ze mieszkam z narzeczonym, bo wiem, ze to moze być "zgorszeniem". jednak boli mnie i uważam to za swego rodzAJU KRZYWDZACY osąd, że "nikt tak nie robi" (w senie:mieszka ze soba i nie współżyje). To jest tez totalny brak wiary w człowieka, który z pokusami spotyka sie na codzien i tez musi prosic Boga o siły do walki z nimi. Gdy mieszkalam kilka lat temu w akademiku i nie ze swoim narzeczonym, a mialam chlopaka, to okazji do grzechu, i to niestety wykorzystanych, było znacznie więcej.
O
Obserwator
21 lutego 2012, 12:41
 DO MIMI Dlatego trzeba się zabrać za poznawanie drugiej osoby. Jednakże zamieszkiwanie razem nie daje automatycznie wiedzy na temat drugiej osoby. Znam dogłębnie wiele osób, a z nimi nie mieszkam. Bardzo dobre zatem pytanie masz: co to znaczy poznać drugą osobą i co tak naprawdę decyduje o trwałości związku; co ludzi łączy. Ten sam świadomie wybnrany system wartości. Warto popatrzeć na różne grupy społeczne: jeśli członkowie żyją treściami grupy to te grupy się nie rozpadną. Przykładów można mnożyć w kierunku wychowania do świadomego wyboru tego co lepsze i Bogu przyjemne.
O
Obserwator
21 lutego 2012, 12:34
 DO AGAAA W takim sensie wszyscy mieszkamy pod jedny wspólnym dachem jakim są chmury i nie cudzołożymy ze sobą. Jednakże niektórzy swoją postawą mieszkanie razem i nie współżycia mogą zaprosić wiele osób do zamieszkania razem i niestety współżycia. Trzeba przewidzieć, że inni pomyślą właśnie tak: "Oni mieszkają razem to i pewnie współżyją. Skoro oni tak robnią to i my sobie pozwólmy." To jest jedno z  największego zła - utrwalanie patologii jako normy zachowań. Poza tym nie wiadomo, jakie nieczyste owoce mogą pojawiać się w życiu drugiej strony. Może to być niedojrzałe przeżywanie seksualności, np. czyny masturbacyjne. Poza tym, bardziej narażacie się na możliwość współżycia przed ślubem. Warto także pamiętać, że wiele naszych zachowań związanych jest z podwójną intencją: świadomą, ale także nieuświadomioną i wypieraną. Może warto zamieszkać osobną. 
M
mimi
21 lutego 2012, 12:33
Znam wiele par, które rok, dwa lata przed slubem mieszkały razem. I teraz wiele lat po ślubie są szczesliwymi małżonkami. Znam tez takie pary, które nie mieszkały razem przed slubem. I niestety ogromny procent tychze - sie rozwodzi. A przecież chyba o to chodzi, aby małżeństwo przetrwało, prawda? Nie pozna sie drugiej osoby, jesli nie zamieszka sie z nia razem. Spotaknia w parku czy kawiarni nie dają poznać charakteru drugiej osoby. Po slubie dopiero okazuje się, jaki kto jest naprawę i wtedy już jest cięzko...
.
...
21 lutego 2012, 12:27
a ja muszę zaoponować! Mieszkam z narzeczonym pod jednym dachem, lecz w osobnych pokojach. jestesmy zdrowi, normalni, podobamy sie sobie...I nie cudzołożymy! więc niech nikt nie mówi:"nikt tak nie robi". Tylko Ty to wiesz. Sąsiedzi już tego nie wiedzą! Zresztą co ich to obchodzi, prawda?!? ;)))
A
agaaa
21 lutego 2012, 12:18
a ja muszę zaoponować! Mieszkam z narzeczonym pod jednym dachem, lecz w osobnych pokojach. jestesmy zdrowi, normalni, podobamy sie sobie...I nie cudzołożymy! więc niech nikt nie mówi:"nikt tak nie robi".
P&
PRZYKAZANIE "SZÓSTE&quot
21 lutego 2012, 12:07
Nie cudzołóż to nie cudzołóż - nie ma co naginać! Jeśli mieszkają ze sobą i nie cudzołożą, niech mieszkają, z jednym "ale" - nikt tak nie robi. Nie ma białych wolnych związkow, ani białych konkubinatów... Sa jedynie, podobno, w Kościele KatoliCkim białe małżeństwa niesakramentalne. Mimo wszystko przykazania to Boże są, a nie ludzkie: NIE CUDZOŁÓŻ znaczy nie uprawiaj seksu bez ślubu w Kościele.
S
~~~ spes
21 lutego 2012, 11:05
przysłuchuję się z uwagą głosom "stojących w obronie wartości moralnych" i zadaję sobie wciąż pytanie: "Jak mówić /dzielić się /świadczyć o owych wartościach, by jednocześnie nie ślizgać się po powierzchni osądów moralnych, kategoryzowania i skarżenia się na niemoralny i nieuporządkowany świat..."? Albo inaczej: " Jak mówić by nie poruszać się w schemacie patrzenia na świat z pozycji wyższości moralnej chcąc uporczywie ukazywać negatywnyce skutki nie-wybrania drogi wartości chrześcijańskich"?... a przecież wartości chrześcijańskie pomagają żyć pełnią człowieczeństwa... "pomagają" a nie "determinują" osiągania owej pełni. A zatem jeśli mówić o wartościach, to tak, BY UKAZYWAC ICH PIĘKNO, a nie epatować negatywnymi konsekwencjami ich braku... bo taki "wydźwięk wyższości moralnej, epatujący negatywnymi skutkami" stawia raczej "tych nie-żyjących wartościami" pod ścianą nie dając im jednoczśnie możliwości wyboru. A człowiek postawiony pod ścianą prawie zawsze się sprzeciwi - w tej sytuacji - "niechcący wylewając dziecko z kąpielą"... 
E
Ewa
21 lutego 2012, 09:13
Znam wiele par, które rok, dwa lata przed slubem mieszkały razem. I teraz wiele lat po ślubie są szczesliwymi małżonkami. Znam tez takie pary, które nie mieszkały razem przed slubem. I niestety ogromny procent tychze - sie rozwodzi. A przecież chyba o to chodzi, aby małżeństwo przetrwało, prawda? 
S
sn
21 lutego 2012, 08:44
Warto porównać czas trwania nauk przedmałżeńskich (pomijając kompletnie jakość tych nauk) do czasu trwania ślubów czasowych (przed złożeniem ślubów wieczystych) w zakonach, czy chociażby czasu trwania studiów w seminariach (przed przyjęciem święcęń).     Psalm 15 Kto będzie przebywał w Twym przybytku, Panie, kto zamieszka na Twojej świętej górze? Ten, który postępuje bez skazy, działa sprawiedliwie, a mówi prawdę w swoim sercu i nie rzuca oszczerstw swym językiem; ten, który nie czyni bliźniemu nic złego i nie ubliża swemu sąsiadowi; kto złoczyńcę uważa za godnego wzgardy, a szanuje tych, co się boją Pana; ten, kto dotrzymuje przysięgi, choćby z uszczerbkiem dla siebie; ten, kto nie daje swoich pieniędzy na lichwę i nie da się przekupić przeciw niewinnemu. Kto tak postępuje, nigdy się nie zachwieje.     Tylko gdzie teraz uczą dotrzymywać przysięgę dla siebie niekorzystną?
S
stak
20 lutego 2012, 20:27
 Niestety, ale ślub, wesele dużo kosztuje a nie każdą parę na to stać. Tylko nie odpowiadajcie mi, że można dostać ślub za darmo - bo akurat coś o tym wiem (z doświadczenia).
D
dd
20 lutego 2012, 18:09
Sakrament małżenstwa jest dla wierzących. Umowa, kontrakt, uregulowanie spraw prawnych owszem to też jest ważne, ale jeżeli nie ma wiary, to po co oszukiwać siebie i innych. Słabnąca wiara, to przyczyna życia w konkubinacie katolików...
W
WSW
20 lutego 2012, 17:51
Nie gloryfikowałbym sakramentu małżeństwa. Cywilny ślub daje prawa, które chronią kobietę i dają spore prawa ojcom... jak zwykle chodzi o prokreację i ochronę potomstwa ale przede wszystkim reguluje sprawy spadkowe... i jak zwykle chodzi o... pieniądze. To co się dzieje w kwestiach relacji międzyludzkich jest raczej skutkiem tego, że nasi rodzice zostali zagonieni do "kieratu hipoteki" i nie mają czasu na dzieci i przede wszystkim na budowanie relacji. Dziś kupuje się wszystko - emocje też... Kult blachary i utrzymanka to nic innego jak emocje na sprzedaż a uczucia nie mają w ogóle czasu i szans na zaistnienie. No i najważniejsze... Czy seks jest zły? Tłumienie seksualności na pewno. Prowadzi do różnych neuroz i innych dolegliwości spychicznych - często głębokich. Żeby było jasne nie krzewię rozpusty, ale jedynie zwracam uwagę, że fundusze alimentacyjne w kuriach i klasztorach (jest to powszechnie znana tajemnica poliszynela) oraz ujawnienie wiele lat ukrywanego precederu pedofilii i ukrywania pedofilów wśród księży jest jedynie potwierdzeniem na to, że Kościół nie powinien brać się za coś, z czego "ustawowo" i powszechnie się wyżekł z "używania" - taki pies ogrodnika i do tego... dość schorowany... i przede wszystkim nie powinien się za to brać jako mentor a jedynie pozwolić dać się uzdrowić...