"Milczenie" - niewypał czy arcydzieło?

(fot. materiały promocyjne filmu "Milczenie")

To był chłodny, deszczowy wieczór po pokazie "Milczenia". Próbując utrzymać w sobie nastrój, w jaki ten film mnie wprowadził, zostałem zaczepiony przez innego krytyka filmowego, który twierdził, że był on zupełnym niewypałem.

"Dlaczego oni tam w ogóle byli?" - zapytał bardziej lub mniej retorycznie. "Niby powinniśmy z nimi sympatyzować, ale oni w ogóle nie powinni byli się tam pojawić."

"Oni" i "tam" to portugalscy jezuici oraz XVII-wieczna Japonia. Taka jest sceneria dla filmu, który mimo wątpliwości mojego towarzysza uważam za arcydzieło, chociaż zapewne to słowo jest nadużywane, a sam Martin Scorsese nie musi udowadniać swojego mistrzostwa.

DEON.PL POLECA

Fani reżysera zgodzą się, że nikt poza nim nie mógłby zrobić tego filmu (to samo pewnie stwierdzą ci, którzy nie lubią tego twórcy filmowego, prawdopodobnie zgodziłby się z tym nawet zacytowany powyżej anty-kolonialista). Ale mówię tak nie tylko po to, żeby potwierdzić talent reżysera.

"Milczenie" - film, który dla niektórych będzie obrazem pokrętnym, a dla innych stanie się ukochanym, jest jedną z tych najbardziej wymagających intelektualnie i duchowo produkcji jaka kiedykolwiek została stworzona przez większe studio filmowe. Jest to film bardzo wyrafinowany - nie pozwala sobie na komercję i marketing, nie próbuje się przypodobać mniej oddanym kinomanom w taki sposób jak przez lata robiły to np. "Chłopcy z ferajny" czy nawet "Taksówkarz". Projekt tak osobisty i robiony z pasji jak ten - reżyser planował jego powstanie od ponad 20 lat - mógł zostać stworzony tylko przez kogoś tego formatu, co Scorsese. Nikomu innemu by się to nie udało.

Z powodu swojej niesamowitej obrazowości i bezwzględnej narracji, "Milczenie" jest zupełnie inne niż wszystkie współcześnie produkowane filmy. I jeśli miałoby przypominać jakieś inne dokonanie w twórczości Scorsesego, to wskazałbym na film "Kundun - życie Dalaj Lamy". Ten film także nie ukrywał swoich duchowych aspiracji.

Prezentował tęsknotę za duchową prawdą nie tylko poprzez sposób, w jaki historia została opowiedziana, ale także dzięki wykorzystanym narzędziom filmowym.

"Milczenie" nie jest filmem o słuszności pracy misjonarzy. Mój przyjaciel krytyk chyba nie słyszał zalecenia Jezusa: "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu", a ulica nie wydawała mi się odpowiednim miejscem, aby mu to objaśniać (chociaż gdy teraz o tym myślę - może była). Film nie opowiada także o słabości ciała w porównaniu w siłą ducha. Nie jest także o sadomasochistycznych inklinacjach Japończyków, chociaż z pewnością niektórzy widzowie tak go ocenią. Jest to film, choć być może w uproszczonym sensie, o szczerości wiary.

Tytułowe milczenie jest nadprzyrodzone. "Ciężar Twojego milczenia jest straszny" - modli się ojciec Rodrigues (Andrew Garfield) już w trakcie swojej japońskiej drogi, długo po tym, jak on i ojciec Garupe (grany przez wychudzonego Adama Drivera) opuszczają Portugalię w poszukiwaniu znanego apostaty - ojca Ferreiry (Liam Neeson), który zniknął bez śladu gdzieś w Japonii. Mówi się, że Ferreira wyparł się Chrystusa i Jego nauczania podczas tortur.

"To niemożliwe." - powiedział ojciec Garupe swojemu przełożonemu, ojcu Valignano (Ciarán Hinds), z pewnością osoby, która nigdy nie była torturowana. Minęły lata odkąd Ferreira zniknął, ale pamiętajmy, że jest rok 1640 i ojciec Valignano dopiero co otrzymał tę informację. Przełożony uważa, że najlepiej byłoby opóźnić wyprawę młodych misjonarzy na Wschód.

Garupe i Rodrigues są nieugięci. Nalegają, że w tych okolicznościach ich wyjazd do Japonii, odkrycie prawdy i kontynuowanie misji rozpoczętej przez Ferreirę i innych jezuitów, którzy zginęli na służbie wiary, stają się jeszcze pilniejsze. Dla Garupe i Rodriguesa to nie do pojęcia, że wiara takiego giganta, jakim był Ferreira, została pokonana przez coś tak doczesnego jak ból fizyczny albo, jak się wkrótce przekonają, bycie zawieszonym przez kilka dni głową w dół nad stertą nieczystości, co ma prowadzić do powolnego wykrwawienia się.

"Milczenie", oparte na powieści Shusaku Endo (powieść została zaadaptowana już wcześniej, w 1971 roku, przez reżysera Masahiro Shinodę), pokazuje Japonię, której krajobraz wygląda jak gdyby został ukształtowany w głowie i okiem Akiry Kurosawy (dla którego Scorsese sportretował Vincenta Van Gogha w 1990 roku w filmie "Sny Akiry Kurosawy"). Spowite mgłą i pierwotne miejsca Japonii są w wielu momentach filmu nazywane "bagnami" - są jak obszary, gdzie chrześcijaństwo nie może postawić stopy. Takie obrazy na początku podsuwa nam Scorsese, pokazuje nieprzeniknioną ciemność. To, że mrok rozjaśnia się w miarę jak dwóch jezuitów staje się bardziej świadomymi, wskazuje, że może to niekoniecznie Japonia jest zamglona.

Tylko kilka filmów w tak intrygujący sposób skupiło się na koncepcji Chrystusa jako rewolucjonisty. Akcja filmu rozpoczyna się zaledwie kilka lat po tym, jak japońscy katolicy buntują się przeciwko rządzącemu szogunatowi. To zdarzenie w historii znane jest jako powstanie na półwyspie Shimabara. Japonia miała prawo uciskać misjonarzy i wiernych podążających ich śladami, jeśli chciała utrzymać porządek i status quo. Scorsese nie uwydatnia konfliktu samego w sobie. Raczej pokazuje, że japońscy urzędnicy odpowiedzialni za prześladowania są rozważnymi ludźmi, zwłaszcza obskurny, stary samuraj Inoue (weteran ekranu Issei Ogata), który pełni rolę jednoosobowej inkwizycji (w filmie nie ma żadnych odniesień do hiszpańskiej inkwizycji, ale można dostrzec pewne podobieństwa). Japończycy nie są źli. Właściwie są na swój sposób mądrzy: chrześcijaństwo zniszczy ich kraj w takim kształcie, jaki znają. Dlatego trzeba je zatrzymać.

To istotna kwestia zarówno z uwagi na film, jak i postać reżysera. Scorsese wiele razy był zaliczany w poczet ważnych katolickich twórców filmowych, co ma silny związek z jego dzieciństwem. Został wychowany w nowojorskiej Little Italy, w cieniu starej katedry św. Patryka, gdzie jako astmatyczne dziecko znajdował pocieszenie oraz fascynował się rytuałami i tajemnicami kościoła. Przypisanie do katolickich reżyserów wiąże się także z wyczuwalnym w jego filmach pragnieniem nazywania zła po imieniu przez konfrontację z nim; z pragnieniem pokonania strachu przez przyznanie się przed sobą do tego, czego się boimy.

Jeśli chodzi o przemoc obecną w filmie - pojawiają się ścięcia głów i ukrzyżowania na morzu - to, co robią japońscy hierarchowie, nie jest złem. To realizm polityczny. Wraz z myślami pojawiającymi się w głowie Rodriguesa, jako widzowie czujemy, że miejscem, gdzie czai się szatan są oczy Ferreiry, kiedy wreszcie udaje się go spotkać (to nie jest spojler, Neeson, który odgrywa popisową rolę, jest na plakacie filmu). Podejście Japończyków, którzy zmuszają księży do porzucenia swojej wiary zarówno w słowach, jak też przez uczynki - nakazują podeptać obraz Jezusa lub napluć na krzyż - ma na celu torturowanie wiernych, którzy przyłączają się do chrześcijan. Problemem staje się poniżenie siebie dla ocalenia innych. Czy jeśli ratujesz czyjeś życie, to rzeczywiście stajesz się apostatą? W pewnym pokrętnym sensie film przedstawia teologiczną debatę o wierze i uczynkach. Zadaje pytanie o to czy podłe czyny są grzeszne, jeśli dopuszcza się ich w najlepszych intencjach, a wiara pozostaje nieskażona w sercu?

Z tego powodu najbardziej interesującą i najważniejszą postacią w filmie jest Kichijiro (Yôsuke Kubozuka), rybak, który dopuścił się apostazji, podczas gdy cała jego rodzina została spalona. Na pierwszy rzut oka wydaje się wiarołomny - kiedy inni przechodzili niewysłowioną agonię, Kichijiro odwraca się od nich i wielokrotnie wypiera się wiary. A jednak za każdym razem powraca do owczarni i błaga Rodriguesa by wysłuchał jego spowiedzi. Być może nie jest on pozytywnym "bohaterem", nie ma za grosz dumy - taki jest problem Rodriguesa, czyż nie? - ale na wiele sposobów Kichijiro jest przykładem niegasnącej wiary. Jest wiecznym penitentem, jedynym który wierzy w Boskie wybaczenie, bezwarunkową Bożą miłość i nieustanne odkupienie. Podczas gdy Rodrigues pozostaje przy swojej wyidealizowanej koncepcji wiary, Kichijiro cierpi za grzechy i szuka wybaczenia. Nie raz, lecz wielokrotnie.

Kichijiro to oczywiście my sami, ale to także Rodrigues, czy Ferreira. To każdy bohater, który pomylił swoje ego z wiarą. "Jest arogancki tak jak inni" - Japończyk mówi Rodriguesowi - "co znaczy, że upadnie." Zarówno Japończyk jak i Scorsese wiedzą, że to tylko kwestia czasu.

John Anderson - krytyk filmowy, publikuje w The Wall Street Journal i The New York Times. Tekst pierwotnie ukazał się w jezuickim tygodniku America Magazine

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Milczenie" - niewypał czy arcydzieło?
Komentarze (6)
M
Marzena
12 marca 2017, 18:48
"Milczenie"- czyżby próba oswajania z apostazją na nadchodzące trudne czasy? http://kulturadobra.pl/milczenie/
K
Klara
9 marca 2017, 09:02
Wybitny reżyser, wybitny film, wybitny krytyk filmowy,wybitny portal.Nic doać nic ująć.Sorki...
A
Andrzej-L
8 marca 2017, 10:49
Film zmusza do myślenia ... sam go "mieliłem" w głowie jeszcze długo po obejrzeniu. Szczególnie z jednym rodzącym się w mojej głowie  pytaniem nie umiałem sobie dać rady : Jak ja bym się zachował wobec takich dylematów ... i jak trzeba się było zachować ? Czasami łatwiej samemu cierpieć, niż patrzeć na cierpienia innych. Wyobrażałem sobie siebie patrzącego na męki któregoś z moich synów ... co ja bym zrobił ? ... co trzeba zrobić w takiej sytuacji ? Długo myślałem ! Podczas Eucharystii zobaczyłem w prezbiterium obraz Jezusa i Maryi  ... i dostałem odpowiedź ?! Jezus i Maryja są odpowiedzią na wszystkie ludzkie dylematy ... także dylematy misjonarzy w Japonii.  Z postawą Jezusa, który  przyjmuje cierpienie identyfikowałem wszystkich tych, którzy cierpieli i zginęli dla wiary : zmasakrowani, uduszeni, utopieni i ukrzyżowani ... a z postawą Matki Boskiej Bolesnej  - wszystkich tych, którzy musieli na to cierpienie i umieranie patrzeć, …. Patrzeć i razem z nimi cierpieć … z mordowanymi braćmi, torturowanymi dziećmi.  Nie wiem , jak ja bym się zachował … ale nie liczę w tym względzie na siebie … zbyt dobrze znam siebie  …. Wiem jednak, że mogę tylko ufać tylko Bogu i liczyć na Jego Łaskę.  Wiem też, że Bóg jest Miłością … i zna serca nas wszystkich – także tych księży z Japonii, którzy się publicznie Go wyparli. Wierzę, że On wejrzał na ich cierpienie  (nie wyglądali – jak ludzie szczęśliwi) i przyjął ich do siebie. Ile to razy my wypieramy się Boga … nawet nie zdając sobie sprawy z tego. Ile razy się GO wstydziliśmy …udawaliśmy w towarzystwie kogoś innego ?! Nie trzeba Japonii … ilu chrześcijan również księży na zachodzie Europy (żeby być trendy) – nie spowiada, …  nie nosi sutanny  … nie żegna się publicznie,  nie „afiszuje się” wiarą  ?!
6 marca 2017, 20:42
"czy podłe czyny są grzeszne, jeśli dopuszcza się ich w najlepszych intencjach, a wiara pozostaje nieskażona w sercu?" Nie tyle nieskażona co zupełnie inny jej wymiar się ujawnia może nawet wcześniej wcale jej nie było. Przecież we wsi o.Rodriguesa mają za zdrajcę ale dla niego nie ma to już żadnego znaczenia.
6 marca 2017, 13:27
Jezuici są mistrzami w rozwiązywaniu zadania :Jak z g... zrobić cukierek
7 marca 2017, 11:23
Słowa plotkarza są jak smakowite kąski, docierają do samych wnętrzności.