Mniej administracji, więcej duszpasterstwa

Leonard Bielecki OFM

Ostatnio na katechezie w maturalnej klasie, jedna z uczennic, powiedziała: "Proszę Ojca, my się uczymy o rozwodach, o przeszkodach małżeńskich a może porozmawiajmy o Panu Jezusie". Z całym szacunkiem do podstawy programowej, ale fakt, w maturalnej klasie mogłoby być więcej o właśnie o Panu Jezusie.

Przeczytałem wypowiedź abpa Stanisława Gądeckiego po wizycie "Ad limina apostolorum". Jest tam wiele wątków. Ja uczepię się jednego, który obawiam się, jednym nie pozostanie. Papież Franciszek zwrócił uwagę na zwrot "ku żywszemu zaangażowaniu się w duszpasterstwo oraz większe zwrócenie się ku peryferiom wszelkiego rodzaju biedy". Pewnie jako franciszkanin, duchowy syn Biedaczyny z Asyżu powinienem zwrócić uwagę na biedę, jednak stanie się inaczej.

DEON.PL POLECA


Już dawno powtarzałem, że coraz więcej zauważa się administratorów niż duszpasterzy. Ładne to określenie. Pasterz dusz. Pasterz, to chyba ktoś więcej niż tylko poganiacz owiec, budowniczy ogrodzenia czy specjalista od strzyżenia wełny. Pasterz, to ktoś kto ma serce blisko owiec. Kto pokonuje z nimi tę samą trasę, choć na inny sposób. Z resztą definicję pasterza idealnego daje nam sam Pan Jezus. Bierze te owce "na barana". Ciekawe, co? Nosić kogoś "na barana" to jak pasterz owieczkę. Wiemy jak dzieci to lubią i jak rodzice muszą być wtedy ostrożni, by malec nie zleciał. Być pasterzem, to być uważnym i troskliwym. To także przewidywać. Pasterz również szuka. Tak, tej zaginionej. Czy my, kapłani, szukamy? Czy nie zadowalamy się "inwentarzem" w zagrodzie. Czy zastanawiamy się, dlaczego ta owca uciekła? Nie zawsze dlatego, bo głupia. Bywa, że znalazła coś bardziej ciekawego poza owczarnią. Czy umiemy tak prowadzić, by ludzie w Kościele odnajdywali nie firmę a Jezusa? Trudne to wszystko... I ostatecznie czy prowadzimy ku Bogu, a nie ku sobie samych?

No nie łatwa sprawa. Okazuje się, że bezrefleksyjne duszpasterstwo będzie prowadzić ku wirtualnemu Kościołowi. Wirtualnemu nie definiuję tu jako internetowemu, ale nierealnemu, dalekiemu od prawdy. Łatwiej tej prawdy nie dociekać. Tymczasem, bez stawania w prawdzie nie można pójść do przodu.

Tak teraz sobie myślę, że najpierw trzeba ukazywać Pana Jezusa. Jak ktoś Go w Kościele odnajdzie, to niczym ludzi z Kościoła się nie oderwie, bo nic nie jest w stanie konkurować z Bogiem. Nic! On jest tak porywający i fascynujący, że człowiek nie będzie chciał Go stracić. Choć jak wiemy problem jest bardzo wieloaspektowy. Każdy wie, że rodzina odgrywa niezwykle ważne zadanie w rozwoju wiary. Tak, to wiemy. Pytanie co dalej? Choroba jest zdiagnozowana. Wielu pasterzy mówi, że to wina braku doświadczenia świadków wiary w domu. Ja się pytam: co dalej? Jak leczyć? Jak żyć?

Ostatnio na katechezie w maturalnej klasie, jedna z uczennic, powiedziała: "Proszę Ojca, my się uczymy o rozwodach, o przeszkodach małżeńskich a może porozmawiajmy o Panu Jezusie". Z całym szacunkiem do podstawy programowej, ale fakt, w maturalnej klasie mogłoby być więcej o właśnie o Panu Jezusie. Nie daje mi spokoju ta uwaga. Jak głosimy? Ile o Bogu, ile o reszcie? Może się okazać, że trzeba owcom jeszcze mleka a nie trawy? Więcej mleka! Tak ciężko jest ludziom zrozumieć nauczanie, bo nie widzą w nim myśli Pana Jezusa, a myśl struktury. Pasterz przytulając owcę, musi wsłuchać się w rytm bicia serca, jej serca.

Leonard Bielecki OFM - rocznik 1980, syn Franciszka, tego biednego, głoszący innym to czym sam żyje i chce żyć. Duszpasterz akademicki. Razem z o. Franciszkiem Chodkowskim prowadzi wideobloga "Bez sloganu".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mniej administracji, więcej duszpasterstwa
Komentarze (11)
A
achim
4 marca 2014, 09:39
Na parafi ksiądz, który ( szczególnie proboszcz ) jest administratorem, organizatorem, zaopatrzeniocem,planistą, wykonawcą, itp., a na dodatek zawsze to wszystko chce robić sam i tylko sam, pytam się kiedy on jest duszpasterzem. Kiedy on ma czas by przynajmniej raz na jakiś czas zajrzeć do wspólnot działających przy parafi. Kiedy ma czas by z ludźmi się spotykać, rozmawiać, wyjaśniać, tłumaczyć itp.. Kiedy on ma czas by w konfesjonale się znaleźć nie kilka minut przed Mszą św. ale zdecydowanie wcześniej. Kiedy on ma czas na osobiste spotkanie z Panem Jezusem. Kiedy on się przygotowuje do kazań ( homili ). Kiedy on ma czas na lekturę i medytację z Pismem Świętym. Itp., itd.,. I potem jest tak, że jest on ( kapłan, a zwłaszcxza proboszcz ) niesamowicie zagoniony,przemęczony, sflustrowany i zdenerwowany,itp., itd.. Dokładnie tak jest w mojej parafii. 
3 marca 2014, 11:15
"Tak teraz sobie myślę, że najpierw trzeba ukazywać Pana Jezusa. Jak ktoś Go w Kościele odnajdzie, to niczym ludzi z Kościoła się nie oderwie, bo nic nie jest w stanie konkurować z Bogiem. Nic! On jest tak porywający i fascynujący, że człowiek nie będzie chciał Go stracić." @Leonard Bielecki OFM - dokładnie tak. To jest podstawa ewangelizacji. Gdy mam żywą relację z Chrystusem, jestem z Nim nie w niedzielę przez godzinę, tylko każdego dnia, w każdym momencie, chcę Go słuchać, współpracować z Duchem Św. w tym, wówczas nie chcę grzeszyć nie z powodu strachu przed jakąś karą, tylko dlatego, że najzwyczajniej w świecie głupio mi przed moim Panem, ale jednocześnie Przyjacielem. Przyjacielem, który nigdy nie zawodzi, a prowadzi człowieka Swoją Drogą bardzo łaskawie, z niesamowicie cierpliwą miłością dla naszej ludzkiej ułomności. Oprócz tego, że nie chcę zawieść takiej Osoby, sprawić Jej przykrości, to rozumiem po pewnym czasie, że te Jego przykazania to tak naprawdę są dobre dla mnie. Z kolei bez poznania Jezusa, nawiązania osobistej relacji, te dobre przykazania dla nas, stają się niechcianymi, może nawet uciążliwymi nakazami, zakazami. Wywołują co najwyżej reakcję odwrotną do zamierzonej. A w młodych, opócz buntu na to, przy coraz bardziej rosnącej ich świadomości i inwazji świata w ich życia w takim kształcie jak dziś, zamieniają się wręcz w groteskowe wymagania ludzi oderwanych od życia, w ich mniemaniu.
S
student
3 marca 2014, 08:02
Nie widzę sprzeczności między mówieniem o rozwodach i przeszkodach małżeńskich, a rozmowie o Jezusie. ... Popieram zdanie Jazmiga. Temat rozwodów ( a generalnie temat małżeństwa), jak najbardziej łączy się z Jezusem. Oczywiście, jeśli na religii katecheta skupi się jedynie na przepisach kanonicznych - bez odniesienia, że wywodzą się one z nauki Jezusa - to młodzież nie widzi związku.
C
Czytelnik
2 marca 2014, 22:16
A co wyście się z całego tekstu tej katechezy tak uczepili? Przecież tu mowa o duszpasterzach. I tak to jest. Każdy bierze co mu wygodnie.
P
POZNANIANKA
2 marca 2014, 20:40
Ojcze Leonardzie, więcej wiary w swoje zdolności pedagogiczno-katechetyczne! Nie zawsze rezultaty są widoczne natychmiast, czasem owoce przychodzą po latach „orki na ugorze” i dlatego nie należy się zniechęcać – tylko działać z jeszcze większym zapałem i optymizmem. Prowadzi Ojciec razem z Ojcem Franciszkiem bardzo ciekawy wideoblog „Bez sloganu”, który musi również przynieść efekty. Natomiast, jeśli chodzi o poszukiwanie tej „zaginionej owcy” czy zadawalanie się „inwentarzem” w zagrodzie to wydaje się, że w obecnych czasach lepiej jednak zająć się tym „inwentarzem”, który pozostał. Bo być może pozbawiony troskliwej opieki pasterza rozpierzchnie się bezpowrotnie w ślad za tą jedną zaginioną. Oczywiście w miarę możliwości szukać także tej zaginionej, ale nie przede wszystkim. Czasami rzeczywiście można odnieść wrażenie, że Kościół bardziej administruje wiernymi niż im głosi „Dobrą Nowinę”. Ale nie zawsze i nie wszędzie. Wszystko zależy właśnie od PASTERZA DUSZ!!!
2 marca 2014, 17:19
Jezli ktoś w 12 roku szkolnej katechizacji nie widzi zwiazku pomiedzy Jezusem, a nauką Kościoła o rozwodach, czy przeszkodach małżeńskich, to pokazuje jak tragicznie niski jest poziom nauczania religii i jak zenująco niska jest podstawowa wiedza religijna młodych ludzi. O ich wierze szkoda w tym wypadku nawet dyskutować.
C
Czytelnik
2 marca 2014, 17:12
Ja myślę, że w ogóle ludziom ciężko spod nauczania Kościoła zauważyć co jest Jezusa. Dlatego mówią: Bóg tak - Kościół nie. Tak rozumiem tekst o. Leonarda. W całym kontekście jego wypowiedzi raczej chodzi o podejście duszpasterzy a nie tylko o katechezę.
jazmig jazmig
2 marca 2014, 17:02
my się uczymy o rozwodach, o przeszkodach małżeńskich a może porozmawiajmy o Panu Jezusie Nie widzę sprzeczności między mówieniem o rozwodach i przeszkodach małżeńskich, a rozmowie o Jezusie. Całkiem po prostu należy mówić młodzieży, że Chrystus głosił nierozerwalność małżeńską i dlatego w KK nie ma mowy o rozwodzie. Gdy młodzież zrozumie, że te zasady wywodzą się właśnie od Chrystusa, a nie z watykańskiej kurii, to może zaczną poważnie traktować małżeństwo.
C
cj
2 marca 2014, 16:54
Co zatem KONKRETNIE powinno się znaleźć w podstawie programowej katechezy w klasie maturalnej zdaniem o. Bieleckiego ? "Tak ciężko jest ludziom zrozumieć nauczanie, bo nie widzą w nim myśli Pana Jezusa, a myśl struktury". Skąd ten zarysowany antagonizm: rozwody, przeszkody małżeńskie i Pan Jezus ?  Czy nie jest właśnie rolą katechety pokazanie (ukonkretnienie) nauczania Pana Jezusa jako odpowiedź na te, i wiele innych egzystencjalnie istotnych pytań człowieka ?
N
Nohur
2 marca 2014, 15:43
Tylko dlaczego więcej o Panu Jezusie ma być dopiero w klasie maturalnej? A co wcześniej? 
Paweł Tatrocki
2 marca 2014, 15:15
Dobrze, że młodzi chcą usłyszeć o Panu Jezusie. U nas to raczej ekscytują się szatanem. Może trzeba powrócić do początków i starać się uczyć ludzi zdobywać charyzmaty, które później przydadzą się im w dorosłym życiu.