Mniej administracji, więcej duszpasterstwa
Ostatnio na katechezie w maturalnej klasie, jedna z uczennic, powiedziała: "Proszę Ojca, my się uczymy o rozwodach, o przeszkodach małżeńskich a może porozmawiajmy o Panu Jezusie". Z całym szacunkiem do podstawy programowej, ale fakt, w maturalnej klasie mogłoby być więcej o właśnie o Panu Jezusie.
Przeczytałem wypowiedź abpa Stanisława Gądeckiego po wizycie "Ad limina apostolorum". Jest tam wiele wątków. Ja uczepię się jednego, który obawiam się, jednym nie pozostanie. Papież Franciszek zwrócił uwagę na zwrot "ku żywszemu zaangażowaniu się w duszpasterstwo oraz większe zwrócenie się ku peryferiom wszelkiego rodzaju biedy". Pewnie jako franciszkanin, duchowy syn Biedaczyny z Asyżu powinienem zwrócić uwagę na biedę, jednak stanie się inaczej.
Już dawno powtarzałem, że coraz więcej zauważa się administratorów niż duszpasterzy. Ładne to określenie. Pasterz dusz. Pasterz, to chyba ktoś więcej niż tylko poganiacz owiec, budowniczy ogrodzenia czy specjalista od strzyżenia wełny. Pasterz, to ktoś kto ma serce blisko owiec. Kto pokonuje z nimi tę samą trasę, choć na inny sposób. Z resztą definicję pasterza idealnego daje nam sam Pan Jezus. Bierze te owce "na barana". Ciekawe, co? Nosić kogoś "na barana" to jak pasterz owieczkę. Wiemy jak dzieci to lubią i jak rodzice muszą być wtedy ostrożni, by malec nie zleciał. Być pasterzem, to być uważnym i troskliwym. To także przewidywać. Pasterz również szuka. Tak, tej zaginionej. Czy my, kapłani, szukamy? Czy nie zadowalamy się "inwentarzem" w zagrodzie. Czy zastanawiamy się, dlaczego ta owca uciekła? Nie zawsze dlatego, bo głupia. Bywa, że znalazła coś bardziej ciekawego poza owczarnią. Czy umiemy tak prowadzić, by ludzie w Kościele odnajdywali nie firmę a Jezusa? Trudne to wszystko... I ostatecznie czy prowadzimy ku Bogu, a nie ku sobie samych?
No nie łatwa sprawa. Okazuje się, że bezrefleksyjne duszpasterstwo będzie prowadzić ku wirtualnemu Kościołowi. Wirtualnemu nie definiuję tu jako internetowemu, ale nierealnemu, dalekiemu od prawdy. Łatwiej tej prawdy nie dociekać. Tymczasem, bez stawania w prawdzie nie można pójść do przodu.
Tak teraz sobie myślę, że najpierw trzeba ukazywać Pana Jezusa. Jak ktoś Go w Kościele odnajdzie, to niczym ludzi z Kościoła się nie oderwie, bo nic nie jest w stanie konkurować z Bogiem. Nic! On jest tak porywający i fascynujący, że człowiek nie będzie chciał Go stracić. Choć jak wiemy problem jest bardzo wieloaspektowy. Każdy wie, że rodzina odgrywa niezwykle ważne zadanie w rozwoju wiary. Tak, to wiemy. Pytanie co dalej? Choroba jest zdiagnozowana. Wielu pasterzy mówi, że to wina braku doświadczenia świadków wiary w domu. Ja się pytam: co dalej? Jak leczyć? Jak żyć?
Ostatnio na katechezie w maturalnej klasie, jedna z uczennic, powiedziała: "Proszę Ojca, my się uczymy o rozwodach, o przeszkodach małżeńskich a może porozmawiajmy o Panu Jezusie". Z całym szacunkiem do podstawy programowej, ale fakt, w maturalnej klasie mogłoby być więcej o właśnie o Panu Jezusie. Nie daje mi spokoju ta uwaga. Jak głosimy? Ile o Bogu, ile o reszcie? Może się okazać, że trzeba owcom jeszcze mleka a nie trawy? Więcej mleka! Tak ciężko jest ludziom zrozumieć nauczanie, bo nie widzą w nim myśli Pana Jezusa, a myśl struktury. Pasterz przytulając owcę, musi wsłuchać się w rytm bicia serca, jej serca.
Leonard Bielecki OFM - rocznik 1980, syn Franciszka, tego biednego, głoszący innym to czym sam żyje i chce żyć. Duszpasterz akademicki. Razem z o. Franciszkiem Chodkowskim prowadzi wideobloga "Bez sloganu".
Skomentuj artykuł