Myśli po kanonizacji Papieży

Dariusz Piórkowski SJ

Papież Franciszek jest jednak konsekwentny. Skoro napisał w adhortacji "Ewangelii Gaudium", że homilia powinna być treściwa i krótka, to trzyma się tego niewzruszenie. Zapewne wielu uczestników i widzów dzisiejszej kanonizacji w Rzymie zdziwiło się, że papieska homilia trwała niespełna 8 minut.

Co mnie jednak najbardziej w niej uderzyło?

Franciszek nie wyróżnił żadnego z kanonizowanych dzisiaj świętych. Raczej zwrócił uwagę na to, co ich łączy. Bardzo mocno podkreślił zachowanie przez nich obu nadziei w trudnych czasach, a także ich taktowną współpracę z Duchem Świętym.

Św. Jan XXIII zainicjował przełomowy Sobór, chociaż po ludzku mało kto się tego po nim spodziewał. A już najmniej rzymska kuria, dla której zrazu pomysł zwołania soboru oznaczał przede wszystkim uciążliwy kłopot. Kiedy już Duch Święty utorował sobie drogę przez ociężałość i rutynę watykańskich urzędników, monsiniorów i przeróżnych sekretarzy, w Kościele zapanowała radość. Wydarzyło się coś nowego. Ale już znacznie wcześniej, zanim został Papieżem, bp Angelo Roncalli rozpoznawał działanie Ducha Świętego w niełatwych nieraz dla niego poleceniach Papieży, którzy wysyłali go na trudne misje po Europie. Sprostał im, bo ufał.

DEON.PL POLECA


Św. Jan Paweł II również niestrudzenie współpracował z Duchem Świętym, aby wprowadzić w czyn soborową wizję Kościoła. Nie był to za jego czasów Kościół zamknięty w murach, ale "mobilny", bo św. Jan Paweł II objechał cały świat jako świadek Chrystusa i następca św. Piotra. Był to również Kościół, w którym znajdowało się dobre słowo i dla innych religii, i dla niewierzących, i dla naukowców, i dla ubogich z faweli i slumsów.

Być może nie jest to przypadek, że Franciszek ukierunkował kanonizację obu świętych Papieży na zbliżający się synod poświęcony rodzinie. Ten końcowy akt jego krótkiej homilii jest gestem prorockim. Być może tak jak św. Jan XXIII był posłuszny natchnieniu Ducha Świętego, by zwołać Sobór Watykański II, tak Franciszek uważa, że w nadchodzącym czasie wyzwaniem dla Kościoła jest rodzina i małżeństwo. Ta sprawa leży mu na sercu.

Przecież św. Jan Paweł II wygłosił wspaniałe katechezy na temat małżeństwa. Dla św. Jana XXIII jego własna rodzina była ogromnym wsparciem przez całe życie, czasem trochę również problemem. Ale nawet wtedy starał się być blisko swoich krewnych. Niemniej korespondencja z najbliższa rodziną była częścią jego codzienności. We włoskim wydaniu jego "Listy do rodziny" liczą ponad 1200 stron.

A na sam koniec dodam jeszcze, że niezwykle pocieszająco brzmi zachęta Franciszka: "Nie zapominajmy, że to właśnie święci prowadzą Kościół naprzód i sprawiają, że się rozwija". Na co dzień często narzuca się ta słabsza strona Kościoła, można powiedzieć, wręcz grzeszna, zwłaszcza w niektórych mediach. Utyskujemy na Kościół w Polsce, że tego nie ma, a tamtego ma za dużo. Ci otwarci, a tamci zamknięci. Za dużo ludowej pobożności, za mało intelektualnej głębi. Ale dopiero niedawno uderzyło mnie, że Kościół w Polsce zrodził tylu świętych i błogosławionych. I to Kościół z jego słabościami, wadami, z kulejącą teologią, z rytualizmem i tradycyjnym "święconkiem". Dlatego jest się z czego cieszyć. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy czcimy kolejnego świętego, którego wydała polska ziemia. I w dodatku nie zatrzymała go tylko dla siebie, lecz oddała całemu Kościołowi i światu. Chociaż my Polacy wiemy, że to już na zawsze będzie "nasz" Papież. Nie szkodzi. To przecież rodak. I z tego powinniśmy być dumni.

>> Jan XXIII - wypróbowany święty

Jan XXIII całe życie był zupełnie normalnym człowiekiem, pochodził z przeciętnej rodziny, prowadził zwykłe życie kapłana i biskupa, w którym jednak musiał czasem rozwiązywać trudne, choć skądinąd całkiem prozaiczne problemy. Nie spotkamy u niego mistycznych przeżyć, nie był cudotwórcą, nie spędzał długich godzin w konfesjonale i nie miał stygmatów, nie nawrócił w swym życiu setek tysięcy pogan, ateistów i innowierców, wreszcie nie zginął męczeńską śmiercią, lecz umarł we własnym łóżku.

A i teraz wielu z przekąsem zauważa, że cudami też się specjalnie nie popisał, skoro papież Franciszek zwolnił go z tego wymogu w trakcie procesu kanonizacji. A zatem po co nam taki święty? I skąd się nagle wzięło aż tylu ludzi żywiących do niego tak głęboką cześć, że Kościół zdecydował się obdarzyć go chwałą ołtarzy?...

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Myśli po kanonizacji Papieży
Komentarze (62)
W
w
29 kwietnia 2014, 12:27
Czy wiesz że Jan Paweł II... [url]http://wzrostwiary.blogspot.com/p/ciekawostki-papieskie.html[/url]
KD
ks. Damian
29 kwietnia 2014, 11:30
Byłem w tłumie ludzi modlących się, cieszących się tym, że Pan Bóg dzieli się z ludźmi Sobą i Swoją świętością! Przeżyłem z moimi Przyjaciółmi kanonizację jako wielkie wydarzenie. Bóg jest taki wspaniałomyslny! Przychodzi do ludzi, przemieniając ich w świętych, podobnych Sobie. A dywagacje na temat: co mogłoby być lepiej, a co nie, niech nam nie odbiorą postawy wdzięczności wobec Pana Boga. Jeszcze nie podziekowalismy Mu dostatecznie!
Małgorzata
29 kwietnia 2014, 12:08
Ma ksiądz absolutnie rację! Było to wielki wydarzenie. Ja z moją rodziną, wspólnie modliliśmy się ogladając transmisję telewizyjną i też mieliśmy świadomość, jak wyjątkowe są to chwile i jaka radośc i obietnicę nam niosą. Niektórym, niestety, przydałyby się przyciski, do wyłączania ich malkontenctwa - nic nie jest w stanie ich tak naprawdę ucieszyć, do wszystkiego włożą łyżkę dziegciu. 
Olinka
29 kwietnia 2014, 16:51
To prawda. Z takiego wyjątkowego wydarzenia zrobili powód do narzekania.
N
nietoperz
29 kwietnia 2014, 08:17
Papież odprawił Mszę kanonizacyjną z wyjątkowo ponurą miną, bez cienia uśmiechu. Wydawało mi się, że jest jakiś niezadowolony? A tak niedawno mówił, że chrześcijanin powinien być radosnym człowiekiem, a nie nietoperzem. Przy takiej okazji jak kanonizacja dwóch papiezy mógł się wysilić na symatyczniejszy wyraz twarzy. Szczególnie kontrastował jego obraz z pogodną twarzą Benedykta, którego czasem pokazały kamery.
C
chrysorroas
28 kwietnia 2014, 23:47
Wyprodukować sobie "świętych" po to żeby się następnie na nich powoływać.. Co za perfidia.
G-
grzegorz - nG
28 kwietnia 2014, 22:29
1/zwłaszcza dzisiaj...gdy Kościół uznał za uprawniony publiczny, powszechny kult Papieża Polaka! 2/ nie tyle krótka homilia, co skromniuteńkie nawiązanie do życia, posługi i dzieła Jana Pawła II zrobiło przykre wrażenie; 3/ z milionów słów wypowiedzianych przez  Świętego w czasie długiego życia, obecny Papież - w najważniejszej ziemskiej uroczystości dotyczącej Poprzednika - zaakcentował jedno zdanie dotyczące pamięci w kontekście rodziny? 4/ wygląda na to, iż Święty Jan Paweł II dostał teraz najtrudniejszy "odcinek frontu" jakkolwiek nie potoczą się  zmagania o doktrynę rodzinną, może zostać na pobojowisku mnóstwo osób zawiedzionych a nawet rozgoryczonych; 5/ oglądałem uroczystość w stacji watykańskiej - operatorzy i realizatorzy nie popisali się zręcznością lecz stagnacją, dopiero po zakończeniu liturgii, kamery zaczęły się troszkę ruszać ale np przy powitaniach oficjeli obiektyw był jak martwy - cały czas plecy Ojca Świętego, wizerunek mediów poprawiła mi TV Trwam przypomnieniem żywiołowych obchodów Wielkiego Jubileuszu 2000; 6/przy końcu jednej z pielgrzymek do Ojczyzny Papież Polak mówił: "modliłem się z wami i za was a teraz proszę - módlcie się ze mną i za mnie, za życia i po śmierci..."; to ostatnie powtórzył drugi raz! czy będziemy pamiętać o tej prośbie?
ZT
został testament
28 kwietnia 2014, 19:10
Testament Jana Pawła II W Imię Trójcy Przenajświętszej. Amen. «Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan wasz przybędzie » (por. Mt 24, 42) - te słowa przypominają mi ostateczne wezwanie, które nastąpi wówczas, kiedy Pan zechce. Pragnę za nim podążyć i pragnę, aby wszystko, co skła da się na moje ziemskie życie, przygotowało mnie do tej chwili. Nie wiem, kiedy ona nastąpi, ale tak jak wszystko, również i tę chwilę oddają w ręce Matki mojego Mistrza: totus Tuus. W tych samych rękach matczynych zosta wiam wszystko i Wszystkich, z którymi związało mnie mo je życie i moje powołanie. W tych Rękach zostawiam na de wszystko Kościół, a także mój Naród i całą ludzkość. Wszystkim dziękuję. Wszystkich proszę o przebaczenie. Proszę także o modlitwę, aby Miłosierdzie Boże okazało się większe od mojej słabości i niegodności.
MD
medialny Duch Święty
28 kwietnia 2014, 17:41
"Św. Jan XXIII zainicjował przełomowy Sobór, chociaż po ludzku mało kto się tego po nim spodziewał". "Kiedy już Duch Święty utorował sobie drogę przez ociężałość i rutynę watykańskich urzędników, monsiniorów i przeróżnych sekretarzy, w Kościele zapanowała radość". Vaticanum II - ciągłość czy zerwanie ? Prof. Roberto de Mattei [url]http://www.youtube.com/watch?v=034DpQWs2oY[/url]
U
udana
28 kwietnia 2014, 15:20
Z jednej strony to i może dobrze, że homilia ktrótka, a z drugiej wszyscy dziennikarze i komentatorzy, od wczoraj usiłują w niej znaleźć tyle przesłań, wizji, wskazówek, tytułów papieży, że wydaje mi się przeładowana... Jeśli jest prosta, to jest prosta i tyle.
AC
Anna Cepeniuk
28 kwietnia 2014, 10:11
Jestem w gronie zdziwionych długością homilii...... Oczywiście pozytywnie.... I liczę na to, że Ci którzy mówią dłuższe homilie ( które często są zwykłym "gadaniem") też to nie tylko zauważą, ale i zastosują.....
V
Velasquez
28 kwietnia 2014, 10:25
Jeżeli ktoś mówi mądrze, to może mówić nawet bardzo długo. Jeżeli jednak ktoś nie ma zbyt wiele sensownego do powiedzenia, to rzeczywiście lepiej żeby się ograniczał. Robienie z długości homilii kryterium oceny jakości duszpasterstwa to jakis absurd. Kiedyś na słowa papieża czekałem jak na słowa ojca: bez lęku, bez niepokoju, z nadzieją na ukojenie ale zawsze wiedząc, że to będzie COŚ. Dzisiaj... sam nie wiem.
Y
yess
28 kwietnia 2014, 18:36
Wszyscy wiemy kiedy Effa zgadza się z szefem deonu i wiemy kiedy jeden raz się nie zgodziła. Żenada
AC
Anna Cepeniuk
28 kwietnia 2014, 20:57
Niech Cię Bóg błogosławi i napełni Twoje serce pokojem..... szczególnie te miejsca przepełnione bezinteresowną nienawiścią...
?
?
28 kwietnia 2014, 09:35
Fragment wypowiedzi Franciszka  o Janie Pawle jako patronie rodziny i zbliżającym się synodzie rodzin odczytuję jako zapowiedź, ze szykowane zmiany (dopuszczenie cudzołożników do Komunii świętej) odbędą się pod patronatem właśnie Jana Pawła II. Mam nadzieję, że się mylę
Olinka
28 kwietnia 2014, 10:35
Szykowane zmainy? To raczej jawna dyskusja... i tyle.
28 kwietnia 2014, 11:20
Samo poddanie czegoś pod dyskusję już odbiera przedmiotowi dyskusji atrybutu sprawy jednoznacznie rozstrzygniętej. Jak odbierze Pani wniesienie pod dyskusję zagadnienia: 'czy Olinka jest puszczalską latawicą' - to przecież tylko dyskuja, czyż nie?
TR
Tomek Romaniuk
28 kwietnia 2014, 14:43
Nie wiem, jak wykrzywiony obraz wiary i katolicyzmu trzeba mieć, żeby pisać i plusować tak ordynarne komentarze. Żadna, ale to żadna "słuszna racja" tego nie usprawiedliwia.
L
leszek
28 kwietnia 2014, 15:21
Papież zadaje pytania aby uzyskać odpowiedź, po co do tego dokładać węszenie jakiegoś spisku, gdzie pod "płaszczykiem zadawania pytań" chce się uzyskac jakieś złowrogie rezultaty. Jeśli katolicka nauka dotycząca sakramentu małżeństwa jest słuszna, biblijna i jak skała, to dlaczego zadawanie pytań ma tę naukę skruszyć. Jakość stali najlepiej weryfikować poprzez próbę, tak samo słuszność nauki najlepiej weryfikowac poprzez dyskusję, gdzie wszystkie pytania są dozwolone. Zadawanie pytań nie jest podważaniem, a ponownym odczytaniem i zbadaniem nauki w świetle problemów, jakieś stawia współczesny  świat, gdzie powoli pozasakramentalne związki czy rozwody stają się normą, a trwałe małżeństwa wyjątkiem.  To tylko ludzie słabej wiary i wątpiący boją się pytań i węszą spiski, uważają, że najlepiej nadpsutego jaja nie ruszać. Ale to tylko złudzenie, bo nadpsute jajo prędzej czy później zacznie cuchnąć i nie da się udawać, że go nie ma.
28 kwietnia 2014, 15:26
Pan chyba nie rozumie, że to wyrazistość środka, a nie insynuowanie czegokolwiek Pani Olince. Środek użyty w celu uzmysłowieniu Pani Olince, że samo poddanie czegoś pod dyskusję może już mieć swój ładunek, a nie - jak to napisała Pani Olink - być tylko (w domyśle neutralnym) poddaniem pod dyskusję.
28 kwietnia 2014, 15:31
To po prostu nieprawda. Bez należytego dbania o istotne niuanse (co ma miejsce obecnie, szczególnie w sytuacji tzw. demkracji) poddawanie pod dyskusję skutkuje przekonaniem, iż sprawa poddana pod dyskusję podlega indywidualnemu osądowi. Istnienie grawitacji można poddawać próbie doświadczeniami, ale nie głosowaniami. (Suplement) Sam termin 'dyskusja' również jest tu czymś na kształt skórki od banana podłożonej, aby się na niej intelektualnie pośliznąć. Dyskusja kolokwialnie oznacza mniej więcej sytuację która nie ma niewątpliwego rozwiązania, a tylko pewne przesłanki. Decyzja jest więc podjęta na sposób heurystyzcny, a nie logiczny. Implicite zaś stosuje się do takiej sytuacji domniemania niepewności żadnego stanowiska, a więc de facto równoważności wszystkich stanowisk, zatem pragmatycznym sposobem wyjścia decyzyjnego z impasu jest głosowanie lub konsensus. Należałoby najpierw mówić o poznaniu, a nie o dyskusji, która na mocy rozpowszechnionych demokratycznych stereotypów i uproszczeń dopuszcza podejmowanie decyzji w stanie nieświadomości i niewiedzy, lub wiedzy znikomej.
L
leszek
28 kwietnia 2014, 15:43
Przecież papież nie zamierza ustalać zasad nauki dotyczącej małżeńśtwa w drodze głosowania wśród wiernych. Po co te nonsensy wygłaszać.  Po co zmyślać i fantazjować jak wystarczy przeczytać np. [url]http://www.ankietafranciszka.pl/[/url]
28 kwietnia 2014, 15:56
Pan chyba nie zrozumiał, że przedstawiam w zarysie pewien mechanizm, a nie konkretny plan Papieża Franciszka. Jak Pan tego nie zechce zaczarować, to poprzez zapytanie 'jaka jest wasza opinia w tej sprawie' nadaje się zapytanym prawo do wyrażenia opinii i nobilituje się ową opinię jako mającą niezerową wagę w procesie decyzyjnym. Oczywiście w zależności od konkretnego zagadnienia którego pytanie dotyczy takie otwarcie dyskusji może być całkowicie uzasadnione i wskazane (np. dokąd pójdziemy na obiad), ale są zagadnienia, w przypadku których taka źle pojmowana kurtuazja ma opłakane skutki (np. czy pani, pani sprzątaczko sądzi, że powinniśmy choremu zaaplikować 10 mg Aburyny, czy 50 mg Beburyny). Najpierw zatem rozpoznanie charakteru zagadnienia, bo od owego rozpoznania zależy wybór najodpowiedniejszych środków do zaaplikowania - głosowania, albo wiedzy i doświadczenia fachowca. Określenie 'ankieta' jest już samo w sobie nasuwa podejrzenia o wzięcie kierunku na zaspokajanie chciejstwa ogółu.
L
leszek
28 kwietnia 2014, 16:10
Po co te bzdury klepać bez sensu. Sugeruję przeczytać treść ankiety, a nie wytwarzać jakieś własne wariacje, preludia i fugi na ten temat. Papież nie zadaje pytań w stylu: "Zamierzam zmienić naukę katolicką o małżeństwie, oczekuję na propozycje, co chcecie w tej nauce mieć, żeby Kościół rósł w siłe, a wam się żyło dostatniej". Oczywiście, że wynik ankiety ma znaczenie, przecież chyba trudno publikować ankietę i jednocześnie mówić, że wyniki nas nie interesują. Ale w pierwszej kolejności sugeruję jednak przeczytać treść pytań, uważna lektura ze zrozumieniem naprawdę wyjaśnia szereg wątpliwości. Myślenie ma kolosalną przyszłość - niby banalne, a ciągle aktualne.
28 kwietnia 2014, 16:33
Prosze się zdecydować - czy wyniki ankiety mają mieć znacznie, czy nie. Ja osobiście nie sądzę, że Papież ma jakieś ukryte zamiary, ale raz, że Papież dał się poznać jako osoba dająca się wmanewrowywać w rozmaite para-fopa, a dwa - Papież nie jest jakimś monarchą przez którym watykańscy dworzacy drżą. Przykłady choćby utrzymywania JPII w niewiedzy odnośnie pewnych sporych patologii dowodzą, że dworzanie mogą prowadzić skuteczną politykę bez wiedzy, a może i wbrew woli monarchy. Przekonamy się już niedługo.
Olinka
28 kwietnia 2014, 23:20
Dyskusja to dyskusja. Co z niej wyniknie...  mam na myśli temat o Olince i o przyjmowaniu Komunii św. przez "nieskramentalnych". To, że wymiana zdań jest jawna, że ktoś nie robi tego potajemnie, to świadczy o tym, że wszyscy maja zdrowy dystans i dyskusja nie jest plotkowaniem.  A co do Komunii św. dla pozostających w związakch niesakramentalnych -  papież Franciszek powiedział, że nie ma powodu, aby ci ludzie mogli do niego przystępować. Mnie to wystarczy. Powinien Pan zastanowić sie nad sobą i nieco utemperować język wypowiedzi. Lepiej brzmialoby zdanie: "Dyskusja na temat: <Czy piotr_slowinski jest starym, zrzędliwym zgredem?> To przecież tylko dyskusja, nieprawdaż?
29 kwietnia 2014, 09:05
Po to się pewne zagadnienia wprowadza łagodnie, żeby łatwowiernych czujność uśpić. Póki co Watykan (o ile mi wiadomo) nie zdementował ostatnich rewelacji, które Franciszek miał rzekomo przez telefon przekazać pewnej Argentynce odnośnie przyzwolenia na przyjmowanie Komunii przez niesakramentalnych. Taki dwugłos i chaos informacyjny jest podejrzany. Ponadto - jak to już wspominałem bodajże ~leszkowi - nieuzasadnionym ograniczeniem jest rozpatrywanie sprawy wyłącznie w kategoriach woli jednego Franciszka. Możliwa jest opcja, iż stronnicy Komunii dla niesakramentalnych mogą osiągnąć swoje cel za plecami, albo i wbrew woli Franciszka. Każdy przykład, który dostatecznie czytelnie uzasadnia tezę, że samo rozpoczęcie dyskusji wcale nie musi być czymś neutralnym - jest dobry. Lewactwo (w Polsce) 20 lat temu również chciało o aborcji zaledwie rozpocząć dyskusję posługując się pojednawczą retoryką, iż aborcja to owszem zło, ale jednak zło konieczne. Dopiero z biegiem czasu i w miarę postępów dyskusji rozzuchwaliło sie na tyle, że pokazało swoje skrywane uprzednio intencje. Jeśli nic się w sprawie nie ma zmienić, to po co cała ta ankieta i dyskusja? Co prawda i tak zjemy na obiad rosół, ale podyskutujmy sobie o innych opcjach, bo nie ma w dyskusji nic złego.
Z
zs
29 kwietnia 2014, 09:44
Panie Piotrze, takie stawianie pytania jest niegodne i grzeszne. To, co Pan chciał osiągnąć można było pokazać w kulturalny sposób. 
Z
zs
29 kwietnia 2014, 09:59
Panie Piotrze, 1. czemu Pan uważa, że poddawanie czegoś pod dyskusję oznacza zostawienie tego indywidualnemu osądowi? Nie ma takiego powiązania 2. Poddanie czegoś pod dyskusję oznacza, że roztrzygnięcie w tej materii  (np. w kwestii osób de facto cudzołożących po rozwodzie) jest jeszcze nieustalone. Dlatego budzi to mój niepokój - Kościół i to słowami samego Chrystusa już dawno to rozstrzygnął. 3. Absolutnie błędne jest twierdzenie, że dyskusję trzeba finalizować głosowaniem. Obawiam się, że mylnie Pan rozumie również słowo konsensus myląc je z kompromisem. 4. Dobrze by było, gdybyśmy mówili - tak jak Pan sugeruje - o poznaniu a nie dyskusji, ale jest jak jest
Olinka
29 kwietnia 2014, 10:53
Pełno demagogii w Pańskiej wypowiedzi: lewactwo, aborcja...za chwile przeczytam, że wybranie na papieża kardynała Bergoglio było błędem? spiskiem?... A ankieta i następujaca po niej dyskusja są niezwykle istotne. Po pierwsze, żeby papież i członkowie synodu mieli jak najbardziej aktualne opinie na temat wiary, ludzkich problemów  i Kościoła pochodzące od bardzo szerokiego grona osób - wierzących i niewierzących. Po drugie - wypełniający ankietę mieli okazję do zastanawionienia się, co na wymienione wyżej tematy myślą, czego oczekują od Kościoła. Od razu uprzedzę Pańska reakcję: nie chodzi mi o to, co ludzie chcieliby zmienić w sferze dogmatów , ale o to czego im brakuje w Kościele, co boli i cieszy. Bo warto co pewien czas zastanowić się i skonkretyzować emocje, opinie jakie mamy. To pomaga ocenić je, zauważyc błędy i powierzchowność sądów, iuwolnić się od streotypowego myślenia. Polecam Panu przeczytanie papieskiej ankiety. Warto trochę pomyśleć i zobaczyć siebie w tym świetle.
B
Balbinka
29 kwietnia 2014, 11:30
Olinka; albo jesteś naiwna, albo ślepa i głucha, jeśli nie widzisz do czego nawołują główni doradcy papieża: jawnie wołają o potrzebie innego podejścia do cudzołożników i dopuszczenia ich do Komunii świętej. I do tego jest im potrzebny Synod i cała misternie ułożona gra polegająca na URABIANIU opinii społecznej przez pojawiające się co chwila wypowiedzi kard Kaspera, telefonach Franciszka, gadaniu o miłosierdziu, graniu na emocjach typu "dziecko idzie do I Komunii, a matka nie..?"",  itp.
29 kwietnia 2014, 11:52
Prosze nie nazywać wyjaśnienia działania pewnych zjawisk na przykładzie pewnych powszechnie znanych przypadków demagogią, bo tym samym daje Pani dowód niezrozumienia czym demagogia jest. Jeśli napiszę: rakieta do poruszania się wykorzystuje te same mechanizmy, jakie mają miejsce podczas puszczania bąka, to nie znaczy, że insynuuję śmierdzący charakter przemysłu kosmicznego. Ja nie wiem jaki konkretnie charakter ma w zamiarze ankieta, ja tylko zauważam, że wokół niej panuje bardzo dziwna atmosfera i że pewne środowiska ewidentnie starają się ją wykorzystać jako taran do przeforsowania pewnych podejrzanych rozwiązań. Papież Franciszek nie musi być spiskowcem, może być przez spiskowców wykorzystany. Niestety dał powody do obaw, iż daje się nazbyt łatwo w maliny wpuszczać. Komunizm (to nie jest demagogiczne porównanie KK do komunizmu; to wyjaśnienie mechanizmu wykorzystywania słusznych postulatów do patologicznych celów) również wykorzystał całkiem słuszne postulaty zwalczenia patologii wczesnego kapitalizmu do zaprowadzenia swoich dużo gorszczych od nich patologii. To, że wokół sprawy ankiety i zwoływanego Synodu zaczyna coraz mocniej śmierdzieć nie musiało być bynajmniej intencją twórców ankiety, ale poznajemy po owocach, a nie po intencjach.
29 kwietnia 2014, 12:33
> czemu Pan uważa, że poddawanie czegoś pod dyskusję oznacza zostawienie tego indywidualnemu osądowi? Nie ma takiego powiązania Mam nadzieję, że domyślił się Pan(?), że pozwoliłem sobie tutaj na pewne skróty i drobne przerysowania, by nie ugrzęznąć w szczegółach. Najkrócej rzecz ujmując (co zresztą marginalnie nadmieniłem) chodziło mi o różnicę pomiędzy merytokracją, a demokracją. Przyzwyczajeniem demokratycznym jest zabieranie głosu w sprawach o których ma się nikłe lub wręcz zerowe pojęcie. Wniesienie jakiegoś zagadnienia pod publiczną dyskusję w gremium osób przyzwyczajonych (a wręcz zapraszanych) do zabieranianie głosu w sprawach o których nie mają zielonego pojęcia skutkuje na zasadzie ekstrapolacji mimowolnym zaszczepieniem w ich umysłach poczucia, iż we wniesionej sprawie mają oni również coś do powiedzenia niezależnie od stopnia znajomości zagadnienia. W praktyce uproszczeń dokonywanych przez niewyrobione umysły jest to niemalże równoważne uznaniu prawa do indywidualnego osądu. 2) Zatem chodzi nam zapewne o to samo. 3) To znów było pewien środek stylistyczny w którym pozwoliłem sobie osadzić działanie omawianego mechanizmu na przykładzie demokracji w celu uczytelnienia. Prosze wybaczyć zbyt grubą najwyraźniej kreskę. 4) Czy mam powtarzać 2) ?
Olinka
29 kwietnia 2014, 15:02
Balbinka, nie jesteś gąską, więc myśl jak dorosła osoba. Świat nie jest oparty na podstępie. Chociaż to prawda, że Zły lubi namieszać. Myśl. Oceniaj. otwieraj się na nowe możliwości. Samodzielnie.  
Olinka
29 kwietnia 2014, 15:14
Dla mnie to koniec dyskusji. Nudno tutaj, te same osoby powtarzają wciąż te same frazesy. Dziwne jest to, że tzw "obrońcy" Kościoła i tradycji (pisanej z małej litery!), są niezwykle agresywni, zacietrzewieni. Po owocach poznajemy, to fakt. Ale również po środkach używanych do przekonywania drugiego A św Ignacy mówił/pisał, że rzecz należy badać nie tylko na końcu (owoce), lecz również w czasie (środki). Ku uwadze, zasada pierwsza podstawowa (również św. Ignacy z Loyoli): Człowiek na to jest stworzony, aby Boga, Pana swojego, czcił, Jemu służył i przez to zbawił duszę swoją. To fundament naszego życia. Warto, Panie Piotrze, zastanowić się do czego prowadzi zacietrzewienie i obrażanie kogoś ( bo obrażaniem było prostackie wybranie mnie, jako przykładowego tematu dyskusji). Przyzna Pan? Gdzie w Pańskiej dyskusji widać Boga, kochającego każdego czlowieka? 
29 kwietnia 2014, 15:56
Gdzie Pani widzi u mnie agresję i zacietrzewienie - w cierpliwym wyjaśnianiu Pani popełnianych błędów poznawczych przy pomocy prostych, czytelnych przykładów? Odróżnianie dobra od zła wedle ilości słowiczych dźwięków, to podstawowy i fundamentalny błąd naiwnego chrześcijaństwa, a strojenie owej naiwnej słodkofilności w piórka intelektualnych osiągnięć św. Igancego to groteska.
29 kwietnia 2014, 17:38
Wbrew (dość obawiam się powszechnym) wyobrażeniom myślenie samodzielne to nie jest myślenie wedle wybranych na własnego nosa schematów.
E
Einho
28 kwietnia 2014, 08:42
Ja bym nie wysuwał zbyt daleko idących wniosków z faktu wspólnej kanonizacji, a już w żadnym razie nie nazywał go prorockim, bo niby na jakiej podstawie? W przyszłości okaże się, czy  to była słuszna decyzja i historycy wyjaśnią jej przyczyny. W kanonizacji bardzo duże znaczenie ma kult kandydata na ołtarze, a chyba trudno o większy, niż w przypadku JPII. Wyrażało to hasło 'santo subito', około miliona pielgrzymów w Rzymie na kononizacji i dziesiątki tysięcy ludzi gromadzących się w Polsce w kościołach. Kanonizacja JXXII była przyśpieszona, a papież musiał korzystać ze swoich nadzwyczajnych uprawnień w tych sprawach akceptując jeden cud, zamiast wymaganych dwu. Przyczyny mogły być różne, np. chęć dowartościowania kultu JXXII, chęć zaakcentowania wagi SWII, lub nawet niechęć do Jana Pawła Drugiego, zresztą niestety wciąż bardzo silna w części niemieckiego kleru. Komentatorzy podczas kanonizacji wskazywali, że niektórzy biskupi Niemiec do dzisiaj mają do niego pretensje np. o naruszenie kompromisu z państwem niemieckim w sprawie aborcji.
27 kwietnia 2014, 23:41
Czy Autorowi chodzi o myśl, iż w jakimkolwiek kierunku się Kościół nie skieruje, to będzie to dobry kierunek? Czy też dotyczy to tylko modernistycznych nowinek, od których jeśli się Kościół odwróci to już na pewno Duchowi Świętemu miły nie będzie?
28 kwietnia 2014, 02:38
Pytanie co rozumiemy jako modernizm. O ile nie był on problemem przez pierwsze 1900 lat historii Kościoła, to można odnieść wrażenie, że od 50 lat nie ma innego. Nie nazywamy każdej zmiany modernizmem. Nie powielajmy starych schematów i narzędzi, które w innym kontekście dziejowym służyły do zwalczania innych problemów. Naprawdę, nie jest dzisiaj sztuką obrazić się na cały świat. Sztuką jest ten świat inspirować, żeby był lepszy, a ludzie odstąpili zbawienie. O ile się nie mylę to od zawsze była misja Kościoła i na rożne sposoby była ona realizowana. Nie można ludzi prowadzić drogą z przed 100 lat, bo dzisiaj mamy inne wyzwania, pytania i problemy.
28 kwietnia 2014, 08:30
> Nie można ludzi prowadzić drogą z przed 100 lat, bo dzisiaj mamy inne wyzwania, pytania i problemy. No i to jest właśnie patologiczny modernizm: de facto teza o 'przestarzałości' Nauki Chrystusa zawoalowana w tezę łagodniejszą o konieczności zmiany jedynie środków Jej propagowania. Modernizm realizuje tezę, iż cel uświęca środki, a konkretniej że dla dobra Kościoła każde possumus jest usprawiedliwone: nawet takie, po którym pozostanie On jedynie pustą wydmuszką. Czy Islam podąża drogą aggiornamento? Czy w wyniku niepodążania ta drogą narzeka na słabnięcie i odpływ wiernych?
Olinka
28 kwietnia 2014, 10:48
Kościól przetrwa, gdy oparty będzie o Jezusa Chrystusa. To wystarczy. A to, że będzie zmieniał swój kształt? Co w tym złego? Aggiornamento Jana XXIII budziło opór i co? Przecież miał rację rozeznając natchnienia Ducha Świętego.  Niektórzy ciagle narzekają widząc, że coś się zmienia, otwiera... Może powinni żyć wg reguł pierwszych wspólnot chrześcijańskich: wszystkie dobra dzielimy, każdemu wg potrzeb etc . A przecież i wtedy św. Paweł pisał listy upominające braci, wskazujące na wypaczenia... Kościól to żywy organizm i musi się ewoluować, bo my również się zmieniamy. Istotna jest wierność nauczaniu Jezusa  i natchnieniom Ducha. Problem z tymm, że niektórzy wolą zakopać otrzymane talenty niż ryzykować, że podczas pomnażania ich mogłyby ulec stracie.
28 kwietnia 2014, 11:23
Czyli jeśli tylko Duch Św. natchnie, to sól może śmiało utracić swój smak, jeśli tylko akurat będzie to potrzebne do dostatecznego zaggirnamentowania w duchem czasów.
Z
zs
28 kwietnia 2014, 11:26
Islam idzie (w najbardziej dzis widocznym nurcie) drogą swojej tradycji. Nie prowadzi ich Duch Święty. Czy pójście drogą tradycji, a nie Ducha Świętego pozwoliłoby Kościolowi rosnąć? Może, tylko nie był by to już Kościół Chrystusa...
28 kwietnia 2014, 11:34
Jeśli to rzekomo rozmiar ma być kryterium prowadzenia przez Ducha Św., to czyż nie wystarczy znieść jakichkolwiek wymagań, aby urosło jeszcze bardziej?
Z
zs
28 kwietnia 2014, 11:50
Panie Piotrze, to Pan wprowadził to kryterium. Jużw Ewangelii jest przykład dokladnie odwrotny skutków trudnej nauki. Ilość jest tak samo złym kryterium jak zgodność z tradycją. Dla Żydów nie było do przyjęcia rozmawianie z grzesznikami, jedzenie nieczystych potraw. Dla Lutra - jego rozumienie Pisma. Kościół jest żywy, bo żyje w nim Chrystus. 
28 kwietnia 2014, 12:01
Najwyraźniej nieczytelnie się wyraziłem. Przykład Islamu stanowi argument obalający stawiany (zwykle implicite) argument za bezalternatywnością konieczności przystosowania (aggiornamento), bo jak nie będzie przystosowania to będzie uwiednięcie przez odpływ wiernych. Islam pokazuje, że możliwe jest nieprzystosowywanie się i nie narzekanie na więdnięcie. Nie odnosiłem się tu do żadnej teologii, a tylko fałszywego stereotypu: albo przystosowanie, albo śmierć. Przy okazji - to właśnie przystosowywanie przesłania Boga do oczekiwań ludzi dowodzi nieufności Bogu, iż Jego przesłanie się obroni.
Z
zs
28 kwietnia 2014, 12:37
Z takim zdaniem się zgadzam - tylko silniejsze przylgnięcie do Trojcy Świętej jest sposobem na jakiekolwiek kryzysy. Nie tylko nie pomagą tu ułatwienia - one wręcz utrudnią zbawienie. Przystosowanie rozumiane jako pójscie za duchem czasu zamiast Duchem Świata jest śmiercią. Nie mylmy jednak przystosowywania nauczania z przystosowywaniem metod! Nie musi to być kamuflowanie. Nazywanie wszystkiego modernizmem i automatyczne odrzucanie może być błędem
28 kwietnia 2014, 13:14
Pośpiech i automatyzm jest wskazany jedynie przy łapaniu pcheł. W omawianym przypadku niewskazana jest zarówno nadmierna podejrzliwość paraliżująca możliwość wprowadzania pożądanych zmian, jak i nadmierny hurraoptymizm pewności pochodzenia wszelkich zmian od Ducha Św.
28 kwietnia 2014, 16:50
A może czas przestać postrzegać KK jako wszech-instytucję powszechnego zbawienia. Problem jest tyle teologiczny co socjologiczny. KK prez wiele wieków miał wiernych bo miał monopol ekonomiczny, kulturalny, naukowy i obyczajowy. W XVIII świat gwałtownie przyspieszył a w XX był już całkowicie niezależny od KK. To z czasem przełożyło się na zaminę w wychowaniu ludzi, spadek powołań... Efekt  domino. Powiedzieć "wszystkiemu winien sobór i modernizm" to jak magiczne wytłumaczenie sobie bardzo złożonej rzeczywistości. Po prostu na wiele spraw nie mamy wpływu i szukanie kozłów ofiarnych w postaci modernistów tu nie pomoże.
28 kwietnia 2014, 18:54
Czy dobrze rozumiem, iż uważa Pan, że Pan Bóg może przerzucać swoje poparcie z KK na inne podmioty?
29 kwietnia 2014, 05:08
Nie, ale uważam, że KK nie zawsze działał tyle z poparcia Pana Boga co "swojego". Stąd gdy pewne czynniki ludzkie sprzyjające temu poparciu odpadły, odpadło i ludzkie poparcie dla KK.
29 kwietnia 2014, 09:08
Czy dobrze Pana dobrze zrozumiałem, że skłania się Pan ku opinii, że obecny kurs KK na przymilanie się gawiedzi jest w takim razie lekarstwem zaaplikowanym przez Ducha Św.?
Olinka
29 kwietnia 2014, 15:14
EOT.
29 kwietnia 2014, 16:08
Naiwnością jest sądzić, że kiedykolwiek, ktokolwiek, złapał Ducha Świętego za nogi... tzn. uważam, że przez wieki ludzie Kościoła mieli taki sam dostęp do niego jak my dzisiaj. Popełniali tak samo dobre jak i złe decyzje. My z historii wiemy raczej o tych bardziej chwalebnych osiągnięciach, o tych mniej zacnych nie pamiętamy. Stąd ryzyko, że będziemy gloryfikować przeszłość i wiecznie narzekać na ówczesnych twórców doktryny. Kto pamięta, że św. Hieronim nie rozumiał Orygenesa i pisał o nim paszkwile, celowo wykrzywiając jego nauczanie? Odkryliśmy Orygenesa na nowo w XIX w. Kto pamięta, że w czasie pontyfikatu Piusa IX panował w Kościele kantyzm a nie Tomizm (ten pojawił się dopiero z Leonem XIII – gdyż był on wykładowcą tomizmu… i postawił na swoim), nikt nie wspomni jak dogmaty „przegłosowywano”. Kto wie ilu było by mniej potępionych, osądzonych i heretyków… gdyby nie proste względy ekonomiczne usprawiedliwiane „wolą bożą” – no by daleko nie szukać – kasata jezuitów. Jak nie atakuję, nie konfabuluję. Kocham Kościół a to właśnie jest część jego historii. Bardzo znacząca, niestety. A spoglądając na to, że od X do XIX wieku stosunek Papieży do Papieży beatyfikowanych/kanonizowanych jest 13 do 131 (9,92%) a tylko w XX wynosi 3 świętych, 2 sług bożych do 8 (62%) o czymś świadczy. [Paweł VI może jeszcze w tym roku będzie ogłoszony błogosławionym, a Pius XII może nim być w każdej chwili.] Teraźniejszość jest burzliwa, żywa, dzieje się na naszych oczach. Nie uciekniemy od błędów, ale wierzymy, że tak jak kiedyś tak i teraz Duch Św. prowadzi Kościół, choć sami nie wiemy jak.
30 kwietnia 2014, 10:49
Ale to chyba nie jest zawoalowana insynuacja, że dowolna zmiana będzie pochodzić na pewno od natchnienia Ducha Św.?
M
Marcus
27 kwietnia 2014, 22:23
Jeśli chodzi o synod poświęcony rodzinie to mam wrażenie (nie mylić z moim oczekiwaniem)  że papież Franciszek oficjalnie ogłosi możliwość brania kolejnych kościelnych związków małżeńskich, gdy żyje małżonek z pierwszego związku. Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu robi dziwne kontrowersyjne ruchy, w celu zbadania opinii publicznej oraz proporcji, ilu zostało katolików nie idących na odstępstwa, a ilu jest otwartych na wszelkie atrakcje życia. Wmawia się, że drugi lub kolejny związek to sama słodycz i szczęście rodziny, a jednocześnie przedstawia się obraz pierwszego związku, w którym żona była nieszczęśliwa a nawet bita. W kościołach wmawia się dziewczynkom (córkom) że "drugi-nowy" tatuś musi być kochany, nawet lepiej niż prawdziwy, zamiast wytłumaczyć matce że NIE GODZI SIĘ ŻYĆ W TAKIM ZWIĄZKU. U mnie w pracy ludzie śmieją się i mówią że: "A to wszystko dlatego, że pustki w kościółkach zaczynają być, a przy tym kasiora mniejsza" I pewnie coś w tym jest....
L
leszek
27 kwietnia 2014, 23:11
Jeśli chodzi o rozwodników, to papież zadaje pytania. Jeśli w Kościele Wschodnim jest taka możliwość, a to dlaczego tak nie może być w Kościele Zachodnim. Chce zmusić wszystkich do myślenia, bo jako jezutia wie, że nie ma nic gorszego niż umysłowa gnuśność,  jak ktoś tylko płynie wygodnie z prądem, to płynie wygodnie, ale nie zauważy, gdy nagle przed nim otworzy się wodospad. Ten kto szczerze i prawdziwie słucha i zawierza Duchowi Świętemu niczego się nie boi. O tym przeciez pisze autor w artykule. Jan XXIII nie bał się otworzyć Soboru, i Jan Paweł II nie bał się pielgrzymować po świecie zamiast siedzieć za murami Watykanu i wygłaszać orzeczenia ex cathedra. Dlatego właśnie święci Kościóła są niczym żagiel, który popycha całą łodź do przodu zamiast spokojnego dryfowania z prądem.
C
concentrated
27 kwietnia 2014, 23:46
Pytanie tylko czy zdjęcia drugich tatusiówi powinny byc aktami jak te z centrum olimpijskiego
28 kwietnia 2014, 00:06
"Zadawanie pytań" - wygodny eufemizm nowej logiki miłosierdzia. http://www.christianitas.org/news/cien-nad-kanonizacja-jana-pawla-ii/
Z
zs
28 kwietnia 2014, 11:41
Po ludzku bardzo się boję tej dyskusji o małżeństwie. Franciszek wystawia mnie na bardzo dużą próbę. Jego nauki w tej materii są nie jasne, wypowiedzi niektórych kardynałów są - w mojej lichej ocenie - sprzeczne z nauczaniem Chrystusa. Niepokoją mnie ciągle napływające mętne pogłoski o stanowisku Ojca Świętego.  Ale uwierzyłem Chrystusowi. "Bramy piekielne go nie przemogą"! Nie wiem jaka jest wola Pana. Może i czeka nas okres próby. Trzeba wierzyć, nie uciekać w nową odmianę protestantyzmu. Módlmy się za Papieża, by nie pobłądził i z nas byśmy wytrwali!
F
frank.ch
27 kwietnia 2014, 22:22
Amen!