Na miłosierdzie nigdy sobie nie zasłużymy
Miłosierdzie zawsze jest łaską, Bożą energią, która usprawiedliwia i daje siłę tam, gdzie jest słabość, niesie uzdrowienie tam, gdzie jest choroba.. Nie jest udzielane według zasług i nie można na nie zasłużyć.
Po encyklice Benedykta XVI Deus caritas est o miłości Boga, o której opowiada i którą żyje Jezus Chrystus, a która wlana jest przez Ducha Świętego w serce każdego chrześcijanina, teraz Papież Franciszek w posynodalnej adhortacji apostolskiej Amoris laetitia wytyczył drogę, na której miłość Boża może być przeżywana w historiach miłości mężczyzn i kobiet, którzy zakładają rodziny.
Ta adhortacja mogłaby nosić tytuł via amoris, bowiem konkretnie wskazuje drogę, jaką należy iść, która jest radością dla całej ludzkości. Pierwszeństwo miłości jest zatem potwierdzone ponad wszelkimi sytuacjami odczytywanymi w aspekcie doktrynalnym i prawnym. Papież konsekwentnie stwierdza, że skoro Ewangelia jest radością, gaudium, to miłość Boża ofiarowana chrześcijaninowi również jest dobrą nowiną, Ewangelią, a zatem jest radością, laetitia.
Dlatego w centrum adhortacji - w całości cennej i którą trzeba czytać uważnie - znajduje się jasna i promieniująca perła, czwarty rozdział, w całości poświęcony miłości w życiu małżeńskim: jest to hymn na cześć miłości, którego osnową jest 13. rozdział Pierwszego Listu do Koryntian. Papież potrafi odczytywać fragment św. Pawła, wysłuchując współczesnych mężczyzn i kobiety, którzy przez całe życie starają się żyć tą miłością chrześcijańską, słuchając Słowa Bożego, przeżywając duchowe zmagania, nadając sens swoim historiom miłości.
Jest to kontemplacja miłości, która czuje i widzi w wielkiej perspektywie (macrothymèi), miłości, która pragnie dobra i je realizuje, miłości, która kształtuje relacje.
Franciszek zarysowuje drogę, aby miłość między mężczyzną a kobietą, między rodzicami i dziećmi była przeżywana w przestrzeni bez barier, nigdy zamkniętej, rodziny. Opus amoris, dzieło miłości, konieczna praktyka, aby historie miłości stawały się dziełami sztuki bez idealizowania czy uduchowienia.
Zatem jest to hymn opiewający miłość rodziny, ale podyktowany realizmem kogoś, kto zna trudny "zawód" życia, mozolną sztukę miłości, trud życia razem we wzajemnym poddaniu i w niesłabnącej wierności. Ten ideał nie jest nigdy przesłonięty czy zapomniany w adhortacji: jest przedstawiany każdej istocie ludzkiej, którą przyciąga i w której budzi podziw, jednak bez idealizowania relacji w życiu rodzinnym.
Doświadczenie ograniczenia słabości człowieka i słabości ciała mówi nam bowiem, że przeciwstawianie się woli Pana jest zaświadczane i powtarzane przez wszystkich: również w dziejach miłości doświadczenie grzechu jest obecne na różne sposoby, bowiem, jak powiedział Jezus, wystarczy popatrzeć na kobietę z pożądaniem w sercu, aby popełnić cudzołóstwo (por. Mt 5, 28).
We wspólnotach wierzących te sprzeczności mogą budzić w niektórych - którzy czują się sprawiedliwi, mocni i zdrowi - pokusę odpychania tego, kto zgrzeszył, w przekonaniu, że w ten sposób wykorzeni się zło: jest to odwieczna pokusa wyrywania kąkolu, o której Jezus mówił w znanej przypowieści. Jednak, zgodnie z przykładem, jaki zostawił mu jego Pan, Kościół już począwszy od Soboru Jerozolimskiego, jak przypomina Papież Franciszek, starał się niemal zawsze potwierdzać okazywanie miłosierdzia.
Droga miłosierdzia wymaga, by nie wykluczać ani nie marginalizować, ale angażować się, żeby grzesznik nie umarł, lecz miał życie. Kościół nie może postępować inaczej, tylko naśladować Jezusa, który do cudzołożnicy, która zgrzeszyła, mówi: "I Ja ciebie nie potępiam" (J 8, 11). Potępienie dotyczy grzechu, miłosierdzie jest dla grzesznika, ponieważ żaden grzech nie może określać tego, kto go popełnił. Właśnie dar miłosierdzia, który zawsze zawiera w sobie przebaczenie, może spowodować nawrócenie, przemianę życia. Miłosierdzie zawsze jest łaską, Bożą energią, która usprawiedliwia i daje siłę tam, gdzie jest słabość, niesie uzdrowienie tam, gdzie jest choroba.
Ta adhortacja w Jubileuszowym Roku Miłosierdzia ma nam pomóc w odkryciu na nowo, że miłosierdzie głoszone przez Jezusa nie jest udzielane według zasług, nie można na nie zasłużyć ani nie może być uwarunkowane, bowiem sprawiedliwość Boga, z nim ściśle związana, nie jest nigdy karząca, ale usprawiedliwiająca.
Kościół jest w świecie także rzeczywistością, która przyjmuje grzeszników, nie jest zgromadzeniem tych, którzy czują się sprawiedliwi albo mówią, że widzą: a kiedy ktoś dostrzega kogoś w sytuacji "tak zwanej nieregularnej", to znaczy niezgodnej z wymogami Ewangelii, winien traktować tych jawnych grzeszników, tak jak ich traktował Jezus - idąc ich szukać, goszcząc u nich, towarzysząc im, nigdy ich nie opuszczając (por. Mt 9, 10-13).
Aby tym żyć, nie potrzeba ogólnych norm typu kanonicznego, które można by stosować bez rozróżniania we wszystkich sytuacjach i w różnych obszarach kulturowych, jak przypomina Papież, ale raczej trzeba, aby Kościół za pośrednictwem swoich pasterzy dokonywał rozeznania w różnych sytuacjach osobistych, nie wdając się nigdy w kazuistykę skrupulatów albo zagorzałych sprawiedliwych, zainteresowanych bardziej mierzeniem grzechu niż odczytywaniem cierpień, które zawsze towarzyszą sprzeciwianiu się woli Boga.
Adhortacja, za którą wznosi się do Pana dziękczynienie Kościoła, głosi radość miłości i domaga się wzrastania w wierze, stawania się dojrzałymi chrześcijanami (por Hbr 5, 14), ażeby żyć wolnością Ducha Świętego, umiejętnością niepotępiania, dokonywania tego rozeznania duchowego, które pomaga myśleć w taki sposób, aby "osądzać samemu (por. Łk 12, 54-57). Zatem nie słowa dwuznaczne, żadnego przemilczania prawd chrześcijańskiego przesłania, ale cantus firmus na cześć miłości, która pochodzi od Boga, miłości, która wcielana w życie sprawia, że Bóg jest obecny pośród nas.
Skomentuj artykuł